Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Czaty, blogi i forumy
#1
Uchodziłem za książkowego mola. Wertowałem wszystko, co wydrukowano. Nie przepuściłem żadnego teksu. Nawet mandaty i miłosne liściki od urzędników, sylabizowałem bez wytchnienia. Teraz jednak porzuciłem przestarzałe upodobania i zostałem - molem internetowym. Nałogowcem.

Nie jestem zgorzkniałym zgredem. Garnę się do ludzi i lubię sobie z nimi pogadać, zagrandzić nieraz, rozruszać szare komórki też. Z tych to powodów zdobyłem się na odwagę, wlazłem na tlenowy czat i pod pseudonimem zacząłem eksperymentalną wędrówkę po tamtejszych pokojach.

A jest gdzie zaglądać, co zwiedzać, z kim gawędzić. Odwiedziłem większość z nich, do niewielu jednak powracałem po raz drugi. Bywają więc pokoje wulgarne, płytkie, przeznaczone dla subtelnych na opak, dla młodych jeszcze, lecz już prykowatych sex fanów.

Pokoje te są piwnicami dla dziwolągów, dla balangowiczów zajętych wyłącznie sobą i swoimi miałkimi przeżyciami, są dla dziewczyn i chłopców bujających się od imprezki do imprezki, dla luzaków pędzących przez hecny świat do szczęścia po trupach.

Żyją jak ludzie odseparowani od świata istniejącego naprawdę. Ulegają naiwnemu przekonaniu, że odnaleźli azyl, klasztor, barierę chroniącą ich przed kłamstwem, obłudą, przywdziewaniem min wymaganych w pracy, w domu, na tak zwanym łonie rodziny.

Sieć jest ich namiastką wolności. Zborem dla jednakowych indywidualistów udających, że są unikatami. Wpadają w niej z deszczu pod rynnę i lądują we własnej zasadzce: upragnione życie w anonimowości okazuje się iluzją.

Zamiast spokoju i emocjonalnego wyciszenia, dostarcza im frustrację, niecierpliwość i sarkastyczny śmiech.

Niektórzy gospodarze erotycznych pakamer są programowo niekomunikatywni, opryskliwi bez najmniejszego powodu, z góry nastawieni nieżyczliwie, wrogo, przepojeni zgryźliwym jadem. Trudno do nich dotrzeć, a czasami nie trzeba nawet.

Lecz na mojej liście znalazły się szczególnie mi odpowiadające.

Polubiłem w nich być.

Były to pokoje tematyczne, poświęcone np. literaturze. Np. Czwartek należał do dni przeznaczonych na spotkania z poezją, do dni zajętych rozważaniami pogłębionymi o myśli ludzi wielkich i nietuzinkowych dlatego.

Przyznać muszę, że ilekroć tam zaglądałem, ogarniało mnie wzruszenie. Serce mi rosło, rosła też wiara w przyszłość, ponieważ na własne oczy mogłem przekonać się, że wbrew powszechnej opinii, nie jest tak źle z dzisiejszą młodzieżą.

A w innych znajdowałem facetów rozdzielających wirtualne kuksańce i żartobliwe napomnienia, znalazłem tam też zblazowanego mruka obwieszczającego poddanym, co i w jaki sposób należy myśleć, a o co nie warto kruszyć kopii.

Jednak ten sam kacyk, bufon, szyderca i złośliwiec na ogóle, okazywał się Człowiekiem Uczuciowym na priv.

***

Najprzód badałem miejsce i milczałem zawzięcie udając turystę o gołębim sercu, obserwując, jak przebiega rozmowa, kto z kim i na jaki temat. Ale na czacie jest zwyczaj, że gościa witają i to jest koniec błogiego podglądania, i to jest najwyższy czas, by zabrać głos, ujawnić się, i, by nie wyjść na gbura, włączyć się do gadki.

Witanie dotyczy gościa zjawiającego się w pokoju po raz pierwszy, albo takiego, który został uznany za równiachę, swojaka, tubylca znanego jak łysy koń.

Jeżeli do wnętrza zagląda jakiś nudziarz, kwaśna safanduła, lub spierniczały mentor obdarzony brakiem humoru, naraża się na niebezpieczeństwo utraty zainteresowania swoją zrzędliwą osobowością i albo jest traktowany jak zło konieczne, albo z lubością i premedytacją niszczony jest przy każdej próbie kulawej odzywki ni w pięć, ni w dziewięć.

Jednakże z tym włączaniem się bywa rozmaicie. Człowiekowi takiemu jak ja, czyli zagubionemu w labiryntach współczesności, czyli myślącemu za pomocą przedpotopowej logiki, dane jest przeżyć percepcyjny szok i trudno mi było połapać się, w czym rzecz. Używany tu język był odmienny od mojego. Nie rozumiałem co najmniej połowy wypowiadanych słów, ale czy mogłem powiedzieć, że jest gorszy? Nie.

Gdy szok przeminął i w miarę przebywania wśród gadkowiczów oswoiłem się z ich mową, zaczęła wciągać mnie tamtejsza atmosfera. Znośnie jest, gdy dialoguje ze sobą mało osób. Dwie, góra trzy.

Rozmowa wtedy przebiega potoczyście, jest sensowna, wartka, trzyma się tematu.

Pytania i odpowiedzi padają błyskawicznie. Cios, odskok i riposta. Jak w szermierce. Zdania są krótkie, urywane, czasami złośliwe, ostre, dosadne, a czasami takie sobie: zaspane i niemrawe. Rytm ich jest zmienny, kapryśny, zależny od tematu, a także od nastroju czatujących. Momentami gwałtowny jest i ożywiony, a momentami gnuśny, przerywany długimi, zniechęcającymi pauzami.

Przeważnie jednak rozmówców jest więcej i wtedy nie ma czasu na zdrowy rozsądek, bo do dyskusji wkrada się bałagan, rejwach. Zdania są nadal lapidarne, lecz ogólny galimatias powoduje, że przypominają one teraz oderwane od wątków, jakieś enigmatyczne chrząknięcia i szczekliwe pomruki upstrzone łamaną angielszczyzną.

Są to raczej substytuty rozmów, ich zarysy, szkice, wstępy bez epilogu, zapowiedzi bez dalszego ciągu. Ciężko wyczuć, dla kogo są przeznaczone, ciężko więc poznać ich podskórny, tajemniczy sens, rozkoszować się ich lotnością, ironią, czy puentą. Daremnie by czekać na rozwinięcie i wysublimowanie myśli. Kończą się w miejscach niespodziewanych.

Nikt nie panuje nad zbiorowym chaosem, nikt nie stara się go ujarzmić, uporządkować, sprowadzić do normalnego poziomu, czyli do rozmowy, w której wiadomo, do czego się zmierza.

Obowiązuje tu zasada tolerancji, swobody wypowiedzi, wolności pojmowanej jako dowolność. Obowiązuje tu beztroska, nie ma dyrygenta, reżysera, każdy chce być dla siebie indywidualnością, oryginałem, swoim osobistym guru. Każdy mówi co chce i jak chce. Wypowiada się, jak umie.

Nikomu niczego błędnego nie można wytknąć, bo, każdy ma prawo do błądzenia, a tym samym do prezentowania własnych poglądów.

Niekiedy, podczas dyskusji odnosiłem wrażenie, że internetowa wolność jest wolnością od sensu.

Moje nieprzyzwyczajone i niewprawne oko nie nadążało za zmianami sytuacyjnymi. A co dopiero za ich właściwym zrozumieniem.

Podejrzewam jednak, że nikomu z nałogowców czatowania na ogóle, nie zależy zrozumieniu. Raczej na potwierdzeniu swojego istnienia. Patrzcie i akceptujcie, oto ja i moje poglądy, wszelako patrzcie na mnie bez zastrzeżeń, bierzcie mnie takim, jakim się wam przedstawiam, a nie takim, jakim jestem na co dzień, prywatnie, w realu, poza estradą.

Reszta jest poufna, zastrzeżona do zwierzeń w pokoju prywatnym, gdyż takie są reguły tlenowej gry. Bo to gra, gra w konstruowanie osobowości innej od tej, którą dysponujemy w życiu na jawie. To gra w nakładanie masek, maskarada jeleni na rykowisku, gra toczona w umownej garderobie, w salonie do charakterologicznego makijażu, to ucieczka od rzeczywistości, obrona przed nią i gorączkowa zabawa w luz.

W pokojach prywatnych (priv) natomiast, panuje zupełnie inna atmosfera, panują tu dogodne warunki do kameralnych i nieoficjalnych zwierzeń. Nie ma tu mowy o robieniu min, nakładaniu gombrowiczowskiej gęby lub o szpanowaniu. Szuka się w nich ratunku, pomocy, potwierdzenia swoich problemów, a czasem ich zaprzeczenia.

Można w nich pogadać szczere, do rzeczy i od serca, można w nich odetchnąć zwyczajnością. Ludzie są mili, serdeczni, otwarci nie tylko na słuchanie swojego tokowania, ale i na człowieka mówiącego do nich.
Okazuje się, że są wrażliwi, delikatni, że nie są pyszałkami i egoistami, że wiedzą, co dobre, a co złe. Ulepieni z normalności, utkani z nadziei, bólu i rozczarowań, mają pragnienia i oczekiwania.

***

Dzisiaj, czyli po wielu miesiącach sieciowego ząbkowania, napisałbym ten tekst inaczej; dodałbym co nieco o moich wędrówkach przez blogi. A także o specyficznej etykiecie.

W Internecie panuje wolność słowa. Niestety, wolność jest tu utożsamiona z dowolnością. Każdy może być kimś, kim nie jest, kimś, kim pragnąłby być. Wątły astmatyk przedstawia się jako bywalec niejednej siłowni, paralityk występuje tu w roli szybkobiegacza, w roli muskularnego dresiarza z kolczykiem w pępku: odstawia uduchowionego pieszczoszka, mimozę i rozkoszną blondynkę unurzaną w wypomadowanych przeżyciach.

Jest anonimowy, a to znaczy, że myśli, iż jest bezkarny. Kto więc ma gwałtowną ochotę być literatem, nawiedzonym prorokiem, szanowanym katechetą dla satanistów i komu doskwiera powszechne niezrozumienie w realu, ten zakłada w internecie własną stronę i obwieszcza pt. publice, co mu się tłucze po szarych komórkach.

Przyjmuje zmyłkową postawę człowieka niezależnego wobec świata uznanych twórców, człowieka, któremu zwisa i powiewa, co inni ludzie sądzą o jego postach.

A sądzą rozmaicie. Wyrażane przez nich poglądy często są skrajnie prymitywne, sprzeczne z dobrym smakiem, jak w tekstach o pompatycznym zadęciu: anarchistycznym lub rasistowskim.

Uwolnione z norm etycznych, pisane polskpodobną polszczyzną, oderwane od rozsądku, zastępują autorowi takiego bloga - czarodziejskie zwierciadełko, które nie mówi mu prawdy o tym, jaki jest, lecz wpędza go w samo - zachwyt.

Recenzje, przeważnie paru zdaniowe komentarze, są tu jednak niezbędne, gdyż „mechanizm" pisania jest obustronny. Potencjalny artysta pisze i gdy wrzuci swój tekst w cyberkosmos, musi liczyć się z reakcją czytelnika. Z reakcją nieraz kąśliwą, zanadto krzywdzącą, nie zawsze na temat, nagryzmoloną przez naburmuszonego grafomana. Od tekstów tych można dostać mózgopląsu.

Ps.

Jedną z tych dobrych stron, jest notatnik prowadzony przez Marzenkę Chełminiak http://www.mchelminiak.pl/
To osoba nadzwyczaj pogodna, uśmiechnięta i, w od różnieniu ode mnie, stara się dopatrywać w naszej skrzeczącej rzeczywistości - różowych stron. Ja mam palpitacje z wściekłości na urzędniczą głupotę, Ona jest wyrozumiała dla ludzkich wad.

Marzenka walczy z rakiem. Trzeba mieć w sobie wiele miłości do ludzi, by zachować w sobie tyle optymizmu. Zachować i dzielić się z innymi. Cieszyć się drobiazgami, choćby skromnym jogurtem w Paryżu. I oto pewnego dnia na jej stronie pojawia się wpis anonimowego debila. Streszczam go: cieszę się, że masz raka i życzę ci, żebyś zdechła.
Mnie to przeraziło. Ten głos jaskiniowca był mi jakoś dziwnie znajomy.

Ps. 2

W tlenie zdarza mi się czatować. W jednym z „pokoi" przebywają chorzy. Z racji zainteresowań zaglądam tam dosyć często. Była więc osoba ze Stwardnieniem Rozsianym, facet z przepukliną mózgową i kilku paraplegików.

Rozmawialiśmy o życiu, o marzeniach korygowanych przez rzeczywistość, pocieszaliśmy się wzajemnie, wymienialiśmy doświadczeniami, a gdy kto miał depresję, mówiliśmy o pozytywnym myśleniu. I któregoś dnia, gdy osoba ze Stwardnieniem Rozsianym zwierzała się nam, że już nie daje rady, bo zaczyna robić pod siebie i coraz częściej myśli o przytułku, do rozmowy włączył się anonim ze strony Pani Marzeny ze swoim hahaha.
Odpowiedz
#2
Czytam kolejny Pana/Twój tekst i mam wrażenie dziwnej (tworzącej się chyba podświadomie) antypatii. Tak jak większość, czytanych przeze mnie tekstów, ma to swoje ironiczne, detektywistyczne, redaktorskie coś, tak z drugiej strony wydaje mi się, że emanuje z nich krytyka normalności. Bo przede wszystkim należy zaznaczyć, że normą zawsze jest ogół, a wszyscy, którzy od niego odstają są jej przeciwieństwem.
Jeśli zatem na czatach, blogach i 'forumach' przewijają się miesiącami setki czy tysiące użytkowników, których potrzeby czy pragnienia są rożne, a jednak jakoś się tam dogadują i powracają, znaczy to że coś im to daje. Coś, czego rzeczywistość im nie da: przynależność. Dla Pana/Ciebie może nie jest to w żaden sposób uzasadnienie istnienia zjawiska, czy systemu zachowań w nim występujących, ale naturalnie można się domyślić, że przegapił je Pan grając w ogólniaku w szachy ;p
Ci, którzy na szkolnych korytarzach znęcali się nad kujonami, odmieńcami i słabeuszami, w późniejszych latach, gdy natrafiali na nich w jakimś urzędzie, lub natrafiali na nich w swoim życiu, uzyskiwali to samo zachowanie. Ci zawoalowani w pozy, czy przykrywki ludzie, mają wytworzone specjalistyczne systemy obronne, dzięki którym łatwiej jest im odeprzeć ataki rzeczywistości. A ci 'puści', wulgarni imprezowicze nie są wyprodukowani przez czat. Nie znajdują się tam przez przypadek.
I w realnej rzeczywistości, miedzy tymi wszystkimi ludźmi, nie nastąpiłby w ogóle żaden dialog (bo trudno jest mówić z twarzą w koszu na śmieci), a tak jednak jest to możliwe.
I oczywiście zaraz się okaże, że inteligencja jest przecież wyznacznikiem, a zachowania muszą mieć normy, i nie ma usprawiedliwienia dla szukania akceptacji.
Ja jednak dodam, że ci inteligentni są czasem bardziej chamscy niż ci prości, zwykli, normalni, debile, bo w ich definicji nikt nie oczekuje od nich niczego więcej...
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#3
Tygierski

Nie mam pojecia, skąd ta antypatia i te ataki na moją rzekomą gloryfikację antynormalności (to prawda, że teraz normalnośc jest dziwactwem). Jestem przeciw głupawym zachowaniom w rodzaju wizyty chama w pokoju stwardnieniowców. Moje teksty nie są rekompensatą za lata bycia kujonem. W ogólniaku nie grałem w szachy kosztem imprezowania, ponieważ już wtedy byłem chory na stwardnienie rozsiane. Mam to dziadostwo przeszło czterdzieści lat i do teraz krew mnie zalewa, kiedy widzę ludzi BEZMYŚLNYCH Z PREMEDYTACJĄ.
Odpowiedz
#4
W obecnych czasach prawie każdy jest na coś chory. Niektórzy mogą nawet tego nie wiedzieć, mogą być sami temu winni, lub być świadomi i ograniczeni od dziecka. Nie zmienia to w żaden sposób stanu rzeczy, rzeczywistości, realiów zachowań na czatach, blogach i 'forumach'. Choroby nie generują zachowań i odbioru psychologicznego zachowań innych. To, że ktoś jest chory na stwardnienie rozsiane nie oznacza, że nie może być tak samo chamski jak ktoś zdrowy. Zakładając oczywiście, że ma się pewność, że ta druga osoba nie jest również na coś chora, o czym wie lub nie, bo internet pozwala na pominiecie tego czynnika (wedle życzenia oczywiście). I nie zgodzę się z ostatnią sentencją - ludzie nie są bezmyślni z premedytacją, bo nie można osiągnąć świadomości swojej bezmyślności. To mi bardziej podchodzi pod zazdrość, że są ludzie zdrowi, którzy 'marnują' (oczywiście subiektywnym Pana zdaniem) swoje życie, kiedy Pan nie miał takiej nawet możliwości. Są pewne procesy psychologiczne zachodzące w społeczeństwach, których nie da się powstrzymać, można je tylko obserwować i akceptować (lub nie). Znam wielu ludzi, którzy zaczynali w miejscu, które Pan krytykuje, a teraz są bardziej wartościowymi ludźmi niż niejedne owieczki/roboty, którym się powie, co jest A a co B, i one nawet nie będą miały potrzeby tego zweryfikować, 'bo przecież tak jest napisane, takie są dane, tak dyktuje logika'. Logika dyktuje, żeby nie skakać z lecącego samolotu, a jednak ludzie to robią. Przykro mi, że Pana 'krew zalewa', ale nie wybrał sobie Pan tego stanu, tak samo jak inni nie wybrali sobie swojej bezmyślności.
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#5
Tygerski napisał(a):Bo przede wszystkim należy zaznaczyć, że normą zawsze jest ogół, a wszyscy, którzy od niego odstają są jej przeciwieństwem.
Gdyby wszyscy tak myśleli, to Słońce dotąd by orbitowało wokół Ziemi a ludzie wciąż by wierzyli, że Bóg stworzył człowieka cztery tysiące dwieścieileś lat temu w wielki czwartek popołudniem...

Nie ulega wątpliwości (zgadzam się tutaj z Markiem), że społeczeństwo "debileje" niejako na własne życzenie, czego przykładem są ludzie tacy, jak ów wspomniany jegomość, który wtrąca się do rozmowy osób chorych po to, aby z nich kpić.

Ale na "własne życzenie" nie oznacza, że idiota chce być idiotą (tu przyznaję rację Tygrysowi). Ta prawda dotyczy społeczeństwa jako ogółu, nie jako jednostek.
Działa to tak, że młodych ludzi wychowuje się bez wzorców lub pasie takimi, które nie są dla nich do zaakceptowania. Szukają więc sami i co znajdują? Amerykańskie filmy, gazety na siłę promujące to, co jest "trendy" (jak ja nie cierpię tego słowa!!!) oraz starszych kolegów/koleżanki (z regóły takich/takie, przed którymi początkowo czują respekt).
No i trzeba się pokazać...
Ktoś powiedział, że aby zaistnieć wśród głupców, mądry musi sam nauczyć się być jednym z nich.
Tak to leci, mniej więcej:
Rodzice, którym ich rodzice poświęcali zbyt mało czasu, przeznaczają go jeszcze mniej dla swoich pociech, pozwalająć tym samym, by te czerpały wzorce z ogólnie uznanych źródeł (w/w), a tam nie ma miejsca na książkę czy ideały.
Jest to, co wymyślą mądrale pokroju pana Jacykówa, gdyż to oni i ich wymysły są promowani przez media.
Jest chłam, który można znaleźć (między innymi) na chatach i nic to, że panuje tam chamstwo i bałagan (są łatwo przyswajalne).
Każda z tych młodych osób czuje potrzebę, by ZAISTNIEĆ.
Nie jest ważne gdzie. Nie jest ważne dla kogo. Nie jest ważne, że internetowe alter-ego nie jest jej/jego prawdziwym "ja"...
Jeżeli nie może zaistnieć w domu, stara się zaakcentować swoją obecność gdziekolwiek.
Niegdyś szanowanymi pośród młodzieży byli sportowcy, żołnierze...
Teraz tą estymą cięszą się kibol, kurwa i złodziej.
Nie wierzycie?
Zobaczcie, co się dzieje poza Waszymi oknami!

Konkludując, to społeczeństwo poprzez są obojętność, pustosłowność i ciche przyzwolenie, ponosi winę za degenerację intelektualną jednostek.

Świetny artykuł, Owsianko.
[Obrazek: eyes480c.jpg]

Mruczę, więc jestem!



Odpowiedz
#6
Mam dziwne wrażenie, że ludzie starsi wybielają całą sytuację swojej roli w tym całym procesie.
Punkt a) głupota, chamstwo i odrzucenie wzorców nie powstało wczoraj. Proces ten powtarza się co pokolenie, zmienia się tylko forma nośnika.
Punkt b) społeczeństwo 'głupieje' (jeśli można to tak nazwać, bo najpierw ktoś musiałby udowodnić, że było mądrzejsze wcześniej) na własne życzenie, ci co nie chcą głupieć nie zgłupieją.
Punkt c) Kot ma racje kiedyś wzorcami byli żołnierze i sportowcy. Pierwsi okazali się propagatorami przemocy, kiedy wypłynęły historie 'fali' i samobójstw. Drudzy znikli z braku dofunduszowania klubów sportowych. Piłka nożna to nie jest jedyna dziedzina sportowa.
Punkt d) słowo 'trendy' zastępuje tylko znany nurt. Kiedyś trendy było lepienie modeli samolotów, wieszanie plakatów z Depeche Mode, czy kucyki i kokardki. Jak kolega na rewirze kupił sobie wigry to wszyscy chcieli mieć wigry i taka jest prawda, nic się nie zmieniło.
Punkt e) głupców w społeczeństwie tworzą poprzednie pokolenia i (jakże gloryfikowany na tle innych krajów) system edukacji, gdzie wszyscy wiedza wszystko, a nikt nie wie nic. Każdy potrafi zajebiście rozwiązać krzyżówkę, a jak przychodzi do zdobycia pracy to akwizycja się kłania.
Punkt f) ja bym się zastanowił raczej dlaczego ci 'głupcy' (oczywiście zakładając, że istnieją mądrzy) zachowują się tak chamsko, może tam jest jednak jakaś oryginalna historia? To są takie same jednostki, jak ci wszyscy 'artyści' co chodzą na kąciki poezji i słuchają Franz Ferdinand.
Punkt g) ZAISTNIEĆ - wśród tysięcy humanistów, przyjmowanych rok rocznie na uniwersytety i inne uczelnie, ile z nich w ogóle zniknie jak zgaszone świeczki? Gdybym studiował statystyki, to pewnie dostałbym depresji... a tak przynajmniej łącza się w bólu.
Punkt h) Zgodzę się z Kotem w jednej kwestii. Żadne (prawie) z tych osobistości czatowych nie uzyskuje odpowiedniej uwagi w domu. Zajęci próbą zapewnienia dobrobytu członkowie poprzedniego pokolenia są zbyt zmęczeni, żeby w ogóle zauważyć, że 'coś tu nam wyrosło'. Oczywiście dla kontrastu do nadopiekuńczych członków poprzedniego pokolenia. I to też jest naturalny proces.
Punkt i) Ja tylko starałem się wykazać, w tym artykule, stosowanie podziału na czarne/białe, dobre/złe. Za późno już jest na takie spłycanie spraw.
Namaste, Tygerski
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#7
Tygierski

Odnoszę wrażenie, że mam do czynienia z człowiekiem o ugruntowanych poglądach stereotypowych, a z tego rodzaju osobą trudno rozmawiać poważnie. Gdyby rzeczywiście przeczytał Pan ten tekst, przeczytałby Pan te slowa:

„W pokojach prywatnych (priv) natomiast, panuje zupełnie inna atmosfera, panują tu dogodne warunki do kameralnych i nieoficjalnych zwierzeń. Nie ma tu mowy o robieniu min, nakładaniu gombrowiczowskiej gęby lub o szpanowaniu. Szuka się w nich ratunku, pomocy, potwierdzenia swoich problemów, a czasem ich zaprzeczenia. Można w nich pogadać szczere, do rzeczy i od serca, można w nich odetchnąć zwyczajnością. Ludzie są mili, serdeczni, otwarci nie tylko na słuchanie swojego tokowania, ale i na człowieka mówiącego do nich. Okazuje się, że są wrażliwi, delikatni, że nie są pyszałkami i egoistami, że wiedzą, co dobre, a co złe. Ulepieni z normalności, utkani z nadziei, bólu i rozczarowań, mają pragnienia i oczekiwania.”

Czy z tego fragmentu można wysnuć podobnie bzdurne wnioski, jakie Pan wysnuł? Czy w ten sposób pisze człowiek zawistny wobec ludzi zdrowych, oceniający świat przez piętno swojej choroby? W jednym ma Pan rację: chory też może być kanalią.
Odpowiedz
#8
Nie pominąłem tego ustępu, tylko jest on niewielki w skali całego tekstu. Dla mnie opis zjawiska powinien być jak najbardziej obiektywny, a tutaj tego mi zabrakło, tej równowagi. Nie twierdzę, że Pana przeżycia są wszystkie negatywne, ale tego nie widać w tym tekście. Można zatem odnieść wrażenie, że sugeruje Pan, że cale zjawisko jest złe.
Nie mam poglądów stereotypowych. Wychowałem się w czasach, kiedy nie było telefonów komórkowych, internetu, a telewizja kablowa raczkowała. Patrzę na obie strony zjawiska, a przynajmniej się staram. Dlatego nie uznaję sformułowań, że ktoś wie 'co dobre, a co złe'. Wszystko ma swoje wady i zalety, i wzajemnie się uzupełnia.
Przy odpowiednio sprzyjających okolicznościach łatwo wymodelować kogoś, bo ludzie młodzi mają tendencje do poszukiwania. Każdy w swoim tempie i wedle swoich potrzeb.
Faktycznie, ze mną trudno rozmawiać poważnie, ponieważ ludzie (teoretycznie) poważni są odpowiedzialni za obecny stan rzeczy. Trudno ze mną rozmawiać na poważnie, ponieważ ja rzadko byłem traktowany poważnie. Pan ma swoje odczucia, które są odzwierciedleniem Pana podejścia do życia, przeszłości i własnych przemyśleń.
Ja natomiast byłem aktywnym członkiem czatu, poznałem mnóstwo ludzi na spotkaniach, i wiem, że większość z nich była dokładnie taka jak w momencie kiedy pierwszy raz ich przeczytałem. Ludzie chamscy byli chamscy, bo mieli swoje powody, i można bylo to zaakceptować lub nie, ale nie zmieniało to faktu, że byli tak samo równymi członkami wspólnoty, jak każdy inny. A ci, którym się wydawało, że są 'normalni', z reguły mieli swoje inne wady (nie będę tu wymieniał czy wartościował). Byłem również w kilku subkulturach, więc mam jakis przekrój obecnego pokolenia, i wiem, że obserwowane przez Pana zjawiska czy zachowania to są skutki. To są wyniki.
A jak się idzie do lekarza i opisuje mu objawy, to nie po to, żeby przepisał nam lek na zniwelowanie objawów, tylko zwalczenie ich źródła. Jeśli oczywiście zgodzić się, że owo zjawisko ma aż tak negatywny wpływ na społeczeństwo.
Z czym właśnie się nie zgadzam i dlatego postanowiłem wyrazić swoje zdanie.
Namaste, Tygerski
Btw, z prawdziwym chamstwem tez miałem do czynienia, i to na długo przed tym, zanim powstały czaty. Jestem rudy. Nie wybrałem sobie, żeby być 'nie normalnym'.
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#9
świetny artykuł, doskonały warsztat. Układ tekstu czasem szwankujęSmile (mówi gość który przeczytał 4 artykuły w życiu w tym trzy z "Pani Domu")

Ja podzielam zdanie obu panów, jako że (tutaj do Tygrysa), obiektywizm nie istniejeSmile nic na to nie poradzimy. Uzależnienie od czatów nie jest mi obce.
Lecz prawda jest taka że każdy jest indywidualistą jaki by nie był. Goście którzy mnie lali w gimnazjum, po kilku dniach uznali mnie za dobrego kumpla. Skini, okazali się poetami i biednymi dzieciakami, które lał ojciec, lub w ogóle go nie było (autentyczne historie) itd.
Jest kilka filozofii które mówią o tym że wszystko ma dokładnie tyle samo wad jak i zalet. Wszystko po prostu jest. Papieros powoduje raka, ale daje miliony miejsc pracy. Czat na jednej płaszczyźnie oddala ludzi, lecz na innej, zbliżaSmile
Wierze że każdy jest superbohaterem i ma swoją misje, nawet tępak i prostytutkaSmile
jestem nikim i niczym
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości