Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Taxi 1
#1
TAXI 1

Byłam bankrutem o pustym żołądku. Westchnęłam głośno i spojrzałam przez przednią szybę w niebo, pragnąc złożyć do spadających gwiazd zamówienie na coś ciepłego z mięsem. Niestety nawet stacjonarnych gwiazd nie było widać zza szarego budyniu zwisającego nad Warszawą. Z moim szczęściem niczego innego nie oczekiwałam. Otworzyłam książkę tam, gdzie wskazywała zakładka i klnąc na słabe światło z pobliskiej latarni zaczęłam czytać. Wolałam za parę lat nosić okulary niż teraz marnować akumulator mojego wspaniałego wozu włączając dodatkowe oświetlenie.
Nadchodziła chwila gdy główny bohater miał zostać uratowany, gdy pojawił się klient.
Facet wyłonił się przed maską znikąd, na co zabrzmiały głośne dzwony weselne wprost z mojego brzucha. Klient prezentował się naprawdę dobrze – sam nadawał się do zjedzenia. Preferuję takie widoki ponad monumentalny pomnik przymierza jakim miał być Pałac Kultury i Nauki. Mężczyzna był wysoki – chociaż z mojego punktu widzenia wszyscy to olbrzymi. Skąpa natura poskąpiła mi centymetrów. Dla niego była hojna w wielu kwestiach. Włosy czarne, do ramion i oczy jak księżyc w pełni. Oprawione w rzęsy niczym frędzle przy puszystym dywanie, miały hipnotyczny wpływ na każdego obserwatora. Prosty nos sugerował upór i władzę. Garnitur szyty na zamówienie, sądząc po kroju, w Paryżu. Na dłoni sygnet, biała prosta koszula z czerwonymi plamami. Nie zdążyłam jednak się przyjrzeć wzorowi bo klient znikł. W tej samej, chwili otworzyły się za mną drzwi.
Dźwięki centrum Warszawy zagłuszył na chwilę przejeżdżający obok, sportowy samochód wyjąc silnikiem niczym polityk po tym jak go usuną z lukratywnego stanowiska.
- Za tym samochodem!
Pierwszy bieg, kierunek i w drogę. Normalnie bym się nie zgodziła na zabawę w policjantów i złodziei, ale wizja czegoś ciepłego i jadalnego przyćmiła głos rozsądku.
- Mam nadzieję, że cię na to stać – ostrzegłam klienta.
- Oczywiście – odparł z oburzeniem głosem, który powinien być głównym i najdroższym produktem w pijalni czekolady. Kolejny dowód, że natura nie jest sprawiedliwa. Gorsze od dźwięków mojej mowy są próby wykorzystania ich wokalnie. Mogłabym zapewne zbić majątek na groźbach wykonania jakiegoś utworu, ale podejrzewam, że szybko uznano by to za atak terrorystyczny i skończyłabym w więzieniu. Z drugiej strony, tam by mnie nakarmili.
- No to łapmy królika. – Zwiększyłam prędkość.
- Jesteś kobietą? – Teraz to zabrzmiało jak gorzka czekolada, chociaż wciąż kaloryczna i uzależniająca.
- Jasne, jestem zbyt inteligentna na faceta – odparłam zadowolona z siebie, poprawiając moją czerwoną czapkę z pluszowym, reniferowym porożem. Wcale nie noszę takich nakryć głowy by wydawać się wyższa. Po prostu je lubię. Naprawdę!
- Ja to inaczej widzę – burknął, wysyłając mi mentalny obraz olbrzymiego kubka gorącego kakao. Pasowało mu to do tej śmietankowej cery i włosów w kolorze polewy, oczywiście czekoladowej.
- To dziwne, biorąc pod uwagę które z nas siedzi za kółkiem. – Kolejny szowinista. Zapewne panienki lecą na niego i jego pieniążki wyzbywając się swej godności. Przyznaję, że mogłoby to wytworzyć pewien poziom uprzedzenia w człowieku. Wydaje mi się jednak, że tutaj co najwyżej napalone panienki wzmocniły już zakorzeniony nawyk. Moje rozważania i potencjalną ripostę zakłóciły kolejne błyskotliwe spostrzeżenie klienta.
- Uważaj kobieto. Widzieli nas – odezwała się czekolada wrząca w garnuszku na buzującym ogniu.
- Oczywiście. Co to za pościg jak nie wiedzą, że są ścigani? – zapytałam z teatralnym oburzeniem, ale najwyraźniej dotychczasowe kontakty z kobietami nie nauczyły go niczego.
- Zapewne łatwy, ty głupia babo – warknął słodko.
- W Nowym Yorku, - westchnęłam i zaczęłam tłumaczyć głosem jakim wróżka mówi ci, że wyjdziesz za milionera, a gdy już jesteś szczęśliwa, obiecuje też piątkę dzieci – w Londynie, Paryżu i innej metropolii byłabym ich cieniem niknącym w ciemnościach, ale – uśmiechnęłam się i zerknęłam na wsteczne lusterko – teraz jestem jak wrzód na dupie, bo to Warszawa! Miałam się chować za latarnią, czy na przystanku autobusowym, Romeo?
- Nie nazywaj mnie, kobieto, Romeem i jedź ostrożniej! Może i zrobiłaś też kurs pilotażu, ale siedzimy teraz w samochodzie.
Spojrzałam na niego z politowaniem.
- Ta, ale większość drogi działa jak wyrzutnia. – Zamyśliłam się. – Zapiąłeś pasy, prawda?
- Jestem ranny, głupia babo.
- Tylko nie ochlap tapicerki. Jedna plama i myjnię doliczam do rachunku. Oraz za mandaty – warknęłam ostatnie, zwalniając nagle i czując jak szowinistyczna fabryka czekolady walnęła w mój fotel. Przez chwile myślałam, że wylecę przez przednią szybę. Czy on coś trenuje? Ile on waży?
- Dlaczego zwolniłaś? Uciekną nam.
- Może twoje myszki , koteczku, lubią błysk flesza, ale ja nie przepadam za korespondencją z policją.
- I tak w końcu ci odbiorą prawo jazdy, kobieto. Kierowca to nie zawód dla…
- Zabiorą prawko?! – przerwałam czekoladowy wywód szowinistycznego przedstawiciela płci przeciwnej. – Najpierw musieli by mi je oddać.
Romeo zrezygnował z dalszej dyskusji i posłusznie zapiął pasy. Na głowie mimo czapki i włosów uczesanych w starożytną fryzurę zwaną koroną czułam wściekłe spojrzenie. Miałam wrażenie że nadawca tego wzrokowego przesłania rozbiera mnie oczami. Niestety używa noża, a zdejmuje skórę.
- A co robimy jak się zatrzymają? – Mam nadzieje, że nie będzie to gdzieś w lesie i w celu wykonania na nas egzekucji. Myślę, że w takiej sytuacji zabiorę Romea na dłuższą przejażdżkę. Ciekawe czy lubi morze?
- Też się zatrzymamy kobieto – prychnął jakby to było oczywiste.
- A co oni wtedy zrobią? Poczęstują chlebem i solą?
- Wtedy porozmawiamy – wytłumaczył, zaciskając zęby.
- Mam powody by przypuszczać, że ta rozmowa będzie agresywna.
- Na pewno – odparł zadowolony z siebie Romeo.
- Tylko, że nim cię dobiją, to chce zobaczyć kasę za kurs.
- Nic mi nie zrobią.
- Wyglądasz jakby już ci zrobili. – Zerknęłam we wsteczne lusterko i przyjrzałam czerwonym plamom na drogim garniturze.
- To był wypadek, ty głupia kobieto. Nie mów o czymś, o czym nie masz pojęcia.
- Czy obiecujesz, – poprosiłam niewinnym głosem – że jeśli cię zabiją to zapłacą mi za kurs i nie skrzywdzą?
- Jakby coś się działo, to cię obronię! – Szowinista i średniowieczny rycerz w jednym, zgrabnym opakowaniu. Jak on sam z sobą daje radę?
- I bohatersko przy tym zginiesz, prawda? Ja tam lubię by na końcu bajki wszyscy żyli długo i szczęśliwie – prychnęłam, obserwując drogę. Mój klient nie skomentował sytuacji słownie, ale jego palące spojrzenie na moim karku było wystarczająco wymowne. Od drążenia tematu powstrzymał mnie przewidywalny rozwój wydarzeń. Uciekinierzy znaleźli las, w który wjechali, a ja podążyłam za nimi. Miałam wyższe zawieszenie, więc gdy już zaczną zabijać mojego klienta, błyskawicznie umknę.
Jak wszystkie genialne plany ten też szybko legł w gruzach. Zatrzymaliśmy się na polance, mój Romeo wyszedł z samochodu i ruszył do czarnego porsche. Z tamtego samochodu wyszły trzy postacie. Dwóch całkiem przystojnych ochroniarzy i lalunia w czerwonej kiecce. Znienawidziłam ją od pierwszego spojrzenia. Dlaczego? Miała przynajmniej dziesięć centymetrów więcej wzrostu niż ja. To wystarczający powód do nienawiści.
Kobieta oparła się o samochód i obserwowała próbę zabójstwa dokonywanej przez swoich ochroniarzy. Ja oglądałam zaś zabójstwo dwóch wielkoludów. Mój Romeo wyrwał jednemu głowę zaś drugiemu serce. Wystarczyły mu dwa ruchy, a używał własnych rąk. W blasku nagle wychylonego zza chmur księżyca ujrzałam szeroki uśmiech zbudowany ze śnieżnobiałych zębów, z czego dwa były stanowczo za długie. Gdy ciała opadły na ziemię mój klient ruszył w kierunku czerwonej sukienki. Babka ustawiła nogę tak by jak najwięcej jej zademonstrować, zaś ręce założyła sobie pod biustem, próbując go troszkę podnieść. Przy tak szczuplej figurze ciężko jest jednak znaleźć biust. Musiała być anorektyczką. Ta perspektywa wydawała się dobra, gdy zaobserwowałam uśmiech ukazujący dwa kły.
Wampiry. Coś, co fajnie jest spotkać w książce i filmie. Na żywo nie wygląda zbyt atrakcyjnie. Albo może to nie kwestia atrakcji, bo tej nie brakowało, ale raczej uczucia strachu ściskającego cię za brzuch. Musiałam się liczyć z tym, że nie trudno znaleźć taksówkarza i ucieczka może trwać zbyt wolno oraz stanowczo zbyt krótko. Nie nosiłam jednak też srebrnej biżuterii, a drewnianych kołków też mi brakowało. Zaczęłam przerzucać rupiecie we wszystkich schowkach szukając czegoś co by mi się przydało na tę okoliczność. W tym czasie Romeo wymienił kilka uwag kurtuazyjnym głosem z jasnowłosą wampirzycą i rozpoczął z nią walkę. Musiała być silniejsza od poprzednich przeciwników bo radziła sobie całkiem nieźle. Szanse na jej korzyść wzrosły gdy z samochodu wyszło jeszcze dwóch wampirów by jej pomóc. Mój Romeo rozprawił się z kobietą i jednym z nich i właśnie miał przegrać od dziwnie wyglądającej broni przypominającej sierp, gdy przybyłam mu z pomocą. Romeo szykował się do utraty głowy wciąż trzymając przed sobą w ramionach odwróconego tyłem do siebie wampira. Facet był równie wysoki, silny, z niebieskimi oczami w które nie zamierzałam patrzeć planując zrobić to co miałam. Na piersi miał ranę, którą wykorzystałam by wbić mu w serce substytut osikowego kołka. Wampir zamarł ze zdziwieniem i zamiast ściąć głowę mojemu, miejmy nadzieję, wypłacalnemu klientowi, zwiotczał, upuścił broń i odszedł z tego świata, zapewne tym razem na stałe. Mój klient z niedowierzaniem patrzył na wbity w pierś mężczyzny ołówek HB. Ja byłam w szoku.
- Mam nadzieję, że zostawisz mi duży napiwek! – skomentowałam niezbyt inteligentnie i zemdlałam. To było moje pierwsze zabójstwo więc miałam do tego prawo!
Odpowiedz
#2
Na miejscu pani prowadzącej taksówkę wiałbym, gdzie pieprz rośnieSmile.
Co do tekstu, to przepatrz przecinki, bo sporo ich brakuje. Zauważyłem jeszcze zbędne powtórzenia.
Fabuła - taka trochę o niczym, niestety. Brak przede wszystkim wyjaśnienia, dlaczego wampiry walczyły? Myślę, że można było to trochę inaczej rozwiązać, jakoś ciekawiej to ująć. A tak mamy przejażdżkę samochodową i taki sobie dialog pomiędzy kierowcą i pasażerem. No i scena finalna, kiedy nieustraszona pani kierowca taksówki naraża własne życie, żeby ratować wampira. Zakończenie wydało mi się mocno naciągane.
Pozdrawiam
Odpowiedz
#3
Irytująca ta pani... taksówkarka? Undecided
Wolę mojego Edwarda: http://www.scenki-hillwalker.blogspot.co...axi-3.html

Odpowiedz
#4
Taksówkarz Edward też do tych o czarującym charakterze nie należy. Może powinni założyć wspólną firmę taksówkarską?
Ciekawie jednak działa umysł człowieka. Co Ciebie zainspirowało do swojego tekstu? Mnie właściwie dwa elementy. Jednym był film Taxi, a drugim coraz żałośniejsza wizja wampirów we współczesnej literaturze. Wszyscy robią wampiry dość postępowymi postaciami, więc uznałam, że należy też w metodach ich eksterminacji wejść w nowy wiek, przy zachowaniu wizerunku przystojnego wampira wyrwanego wprost ze snów nastolatki. Może okrutne jest moje spojrzenie na tą sprawę, ale po przeczytaniu kilku książek o tej tematyce, byłam bliska załamaniu nerwowego oraz po usłyszeniu peanów na cześć owej twórczości, omal nie dostałam apopleksji.

Co do przecinków, to przykro mi ale ich nie wyłapię.
Dlaczego walczyły? To jest dopiero Taxi 1. Poza tym wszystko jest pisane z perspektywy taksówkarki, a w takiej sytuacji nie można wyjaśnić wszystkiego, bo postać przestaje być wiarygodna. Wyjaśnienia pojawiają się dopiero gdy dotrą one do bohaterki.
Odpowiedz
#5
Cytat:Co Ciebie zainspirowało do swojego tekstu?
Okładka pierwszej płyty Iron Maiden Tongue
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/en..._cover.jpg
To jest właśnie Edward. Na co dzień lepiej uczesany.

Jest fragment w Twoim opowiadaniu, w którym jest stanowczo za dużo czekolady.
Poza tym dialog w czasie "pościgu" mnie nie przekonuje, zakończenie też.
Tym niemniej czekam na następną część.

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości