Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Caligo
#1
Prolog


- Noce są złe - rzucił pewnie Metley.
W jego głosie dało się wyczuć dozę oskarżenia, jakby odcinek czasu, między zmierzchem a świtem, był w jakikolwiek sposób odpowiedzialny za swoją naturę.
Zewsząd otaczała go gęsta, biała zawiesina. Ledwo mógł dostrzec powierzchnię pod stopami. Powietrze było przyjaźnie wilgotne, ale pomimo tego, aura mgły dodawała temu miejscu pewnej niepewności. Jedyne czego oczekiwał, to że wkrótce jego oczom ukaże się wrak transportowca, który rozbił się tu, na tej niezbadanej jeszcze planecie, jakieś kilka tygodni temu.
- Taak? To powiedz mi w takim razie, jaka tutaj jest różnica między porami dnia? Hę? Nie słyszę… - Jason nachylił się, udając, że nasłuchuje.
Metley nawet się nie odwrócił. Zdążył się już przyzwyczaić do głupich żartów kolegi, poza tym był, jak zwykle, święcie przekonany o swojej racji. Wiedział jednak, że Jason ma też jej trochę. Mgła sprawiała wrażenie, jakby panowała wiecznie tylko jedna pora dnia. Nie był nawet pewien, czy występują tu jakieś. W opisie, dostępnym do wglądu przed lądowaniem, zamieszczono naprawdę niewiele informacji.
Caligo była, teoretycznie, opuszczoną planetą. Odwiedziły ją tylko dwie załogi osadników, ale nie pozostały dłużej niż kilka miesięcy. Koloniści wykazywali, po jakimś czasie, oznaki paranoi i zaklinali się potem, że widzieli coś we mgle.
- Możecie się, tam z przodu, zamknąć? - spytał ironicznie Allan.
Był poirytowany już od jakiegoś czasu. Prawdopodobnie dlatego, że nie mógł zapalić. Oczywiście wstrzykiwał sobie nikotynę co jakiś czas, ale najwidoczniej, w jego przypadku, uzależnienie tkwiło w procesie, a nie substancji.
Szedł jakby bokiem, uważnie obserwując białą przestrzeń za sobą. Miał nieodparte przeczucie, że za chwilę coś stamtąd wyskoczy. Co jeszcze bardziej potęgowało irytację niemożności nakarmienia nałogu.
Sam patrzyła uważnie na czytnik. Lubiła to poczucie odpowiedzialności i dreszczyk niepewności, bo przecież w każdej chwili mogła popełnić mały błąd obliczeniowy i wylądowaliby zupełnie nie tam, gdzie zamierzali.
Szła lekko z przodu, na prawo od Allana.
- Jeszcze jakieś pięćset metrów! Odbij Metley na dwunastą trzydzieści.
Balls bawił się w taktyczne przejmowanie kontroli nad porywaczami za pomocą negocjacji i perswazji, na swoim przenośnym komputerze. Uwielbiał udowadniać wyższość, w każdej możliwej sytuacji. W jednym uchu miał słuchawkę, dzięki czemu kontrolował nasłuch, czy nie nadchodzą nowe polecenia z kontroli. Lewą dłoń ułożył spokojnie na rękojeści pistoletu, w kaburze na udzie.
Raz po raz zerkał na lewo, by upewnić się, czy Sam nie ma dla niego jakichś wytycznych, ale jej wzrok nie błądził nigdzie indziej, jak tylko znad czytnika na Jasona i Metleya, idących lekko przed nimi, i z powrotem.
- Noce są złe, niezależnie gdzie jesteś - kontynuował myśl Metley.
- Ja ciebie nie rozumiem, co chcesz od nocy? Po zmierzchu są najlepsze imprezy, ogniska, seks… człowieku, nie wiesz, co mówisz.
Jason zdawał się być niespokojny. Od dwóch dni nie było kontaktu z kolonii, gdzie przebywała jego siostra, a ponadto zostawił Mel w środku niedokończonej kłótni.
Szedł nieznacznie za Melteyem, oglądając się uważnie na boki i przed siebie. Zawsze lubił mgłę, ale nigdy wcześniej nie przebywał w niej tyle czasu, bez obserwacji przebijających się wiązek światła. Starał się być skoncentrowany, ale myśli odbiegały mu do analizowania przebiegu kłótni z partnerką.
Metley zdjął gogle, przetarł je dokładnie rękawem i odwrócił się za siebie.
- Ile razy mam ci tłumaczyć, żebyś… Balls! Gdzie jest Allan!?
Sam spojrzała za siebie. Była przekonana, ze jeszcze niecałą minutę temu słyszała jego oddech za plecami.
W międzyczasie Balls automatycznie zdążył zapisać grę, wyciągnąć pistolet i przejść dokładnie całą najbliższą okolicę za nimi. Po chwili dołączył do niego Jason, wskazując lufą miejsce na ziemi. Oboje podeszli i kopnęli przed siebie. Momentalnie dało się słyszeć gardłowe kasłanie.
- Pierdolona mgła! Chuja w niej widać, się człowiek o własne sznurówki zabić może - nie krył niezadowolenia Allan.


Metalowe pudło, budyń waniliowy i cholerne fajki.


Kiedy koledzy pomogli mu wstać, Allan podszedł do Sam.
- Nie mów nic Stanowi. Cały krążownik będzie się ze mnie śmiał. Proszę cię.
Kobieta starała się zachować poważną minę, ale z kącików jej ust, raz po raz, wyskakiwał uśmiech. Mimo to nie podnosiła wzroku znad czytnika.
- Dobrze wiesz, że raporty są tajne. I ja nie mam wpływu na to, komu i co ujawni kapitan.
Allan odburknął niepocieszony i stanął za Metleyem. Czuł nieodpartą pokusę zapalenia papierosa, ale zdawał sobie sprawę, że w tej mgle, przy tej wilgotności powietrza, potrzebowałby sporego zapalnika. Ponadto pozostawał jeszcze fakt reakcji, która nastąpiłaby po. Nawet nie chciał o tym myśleć.
Wreszcie Metley zatrzymał się.
- Jesteśmy. Przeskanuję wrak, by zobaczyć, gdzie jest wejście.
Balls i Jason ustawili się przy nim, patrząc na laser, przesuwający się wzdłuż kadłuba transportowca. Był to całkiem spory obiekt, który ze spokojem mógłby przewieźć kilkanaście kontenerów. Nie zostało im jednak ujawnione, jaki zawierał ładunek. Mieli tylko dostać się do środka i skopiować dziennik pokładowy.
Allan wykorzystał tą chwilę, by zawiązać buta. Sam patrzyła niespokojnie na czytnik, który powinien wychwytywać sygnały życia, jednak, poza ich piątką, nic więcej nie migało.
Nagle Balls zrobił gest ręką, by wszyscy zamilkli i przyłożył palec do słuchawki w uchu.
- Krążownik pod ostrzałem… Nie mogą nas namierzyć… zachować ciszę radiową do odwołania.
- Sam, ale… my nie mamy żadnych konkretnych informacji, co tu…
Metley patrzył na nią błagająco. Jason położył mu rękę na ramieniu.
- Poczekaj, stary, pomogę ci. Jemu chodzi o to, że nie mamy pojęcia, co się tak naprawdę czai w tej mgle.
- Nic się nie zmieniło. Mamy misję do wypełnienia. Jedno zadanie za drugim. Bez paniki, panowie, człowiek skupiony i opanowany zawsze znajdzie wyjście z sytuacji, a nas jest piątka.
Allan stanął twarzą w twarz z Metleyem, patrząc mu głęboko w oczy.
- To gdzie to wejście?
W tym samym momencie Balls znowu zrobił gest ręką, by wszyscy zamilkli.
- Słyszycie to? Jakby zaciągnie nosem?
- Pewnie Metleyowi się smarki rozpuściły ze strachu.
Nikogo jednak nie rozbawiła uwaga Jasona. Wszyscy położyli dłonie na wraku i zaczęli się posuwać za Metleyem w prawo. Kadłub był zimny i wilgotny. W niektórych miejscach zaczęła już się na nim pojawiać rdza.
Dla pewności Sam szła ostatnia i gdy tylko słyszała, że któryś nabiera głębszego wdechu, pojawiała się koło niego i mroziła spojrzeniem.
Wreszcie Metley zjawił się przy panelu, kontrolującym wejście, i wpisał kod zabezpieczjący. Właz otworzył się bez problemu. Wszyscy po cichu weszli do środka.
- Zamieniliśmy mgłę na ciemność. Świetnie - podsumował Allan.
Dla pewności Sam zamknęła ich w środku. Nie była pewna, czy Balls się nie przesłyszał, ale do tej pory jego zmysły ich nie zawiodły.
Jason wyjął latarkę i położył ją sobie na przedramieniu, świecąc w głąb korytarza.
Teraz bardziej wyraźnie dało się zobaczyć wszystkich.
Allan był najstarszy. Miał kilkudniowy zarost i siwiejące włosy. Nie był wysoki. Odznaczał się gustownie dobraną marynarką i fioletowymi sztruksami. Nie dało się ukryć, że preferował styl retro. W oczy rzucała się także zielona chusta, przewiązana wokół nadgarstka. Do kompletu brakowało tylko okrągłych okularków a la John Lennon, co nie omieszkał notorycznie wypominać Jason.
Sam miała lekko falowane, kasztanowe włosy. Wiły się luźno za plecami. Jej cera była stosunkowo blada, a na policzkach często pojawiał się rumieniec, zwłaszcza przy tej pogodzie. Miała na sobie ciemno zieloną kamizelkę, z mnóstwem niewielkich kieszonek i standardowe zielone bojówki. Mankiety czarnej koszuli były rozpięte, oraz nierówno, nieznacznie podwinięte, co tylko jeszcze bardziej przykuwało uwagę do jej nadgarstków. Te natomiast zdawały się być niebywale wąskie, więc jej dłonie, trzymające czytnik, wyglądały jak dwie talie nagich kobiet.
Metley był nieznacznie młodszy od Jasona, ale nie zmieniało to faktu, że jednak najmłodszy ze wszystkich. Miał kręcone blond włosy, podcięte ponad uszy. Wyglądał na wiecznie zatroskanego. Ubrany był w luźną koszulę, pełną kolorowych wzorów i szorty - jednym słowem jak surfer. Do pasa przypięte miał pojemniki, w których znajdowały się kolejno: apteczka, skaner, laser, zegarek wodoodporny, zestaw kabli hakerskich, piłeczka golfowa, scyzoryk, zapasowe baterie do czytnika i zestaw mini śrubokrętów.
Balls naprawdę na imię miał Dennis i był dobrze zbudowanym Indianinem. Wyglądał jak teleportowany żołnierz z czasów wojny w Wietnamie. Oczywiście poza ekwipunkiem, który od tamtej pory solidnie się zmienił. Ścięty był na krótkiego jeża. Rzadko się uśmiechał, a jak już to robił to starał się spuszczać wzrok.
Jason natomiast był stosunkowo wysokim szatynem. Oczy ukryte miał za parą okularów przeciwsłonecznych do sportów ekstremalnych. Ubrany był w ciemną, motocyklową kurtkę skórzaną i czarne dżinsy. Bujał się lekko, co było skutkiem, odniesionej kiedyś, rany na prawym udzie.
- Co to jest? Na tych ścianach? - spytał Metley, wskazując na żółtą maź.
- Nie wiem, stary. Zadzwoń do Ripley i się spytaj.
Z tej odpowiedzi Jason był wyjątkowo zadowolony. Ruszył przed siebie z lekkim uśmiechem. Zaraz za nim szedł Balls z wyciągniętym pistoletem.
Sam patrzyła na wskaźnik ilości istot żywych, ale nic nie uległo zmianie. Odwróciła się, gdy poczuła pukanie w ramię.
- Nigdy nie rób tego więcej - odpowiedziała stanowczo, widząc Allana.
- Ma się rozumieć. Przepraszam, nie chciałem przestraszyć, ale… Pani Sierżant, skoro tu nie ma tej mgły, to może…
Spojrzała na niego podejrzliwie, ale w zasadzie była prawie pewna, do czego zmierza ta wypowiedź. Nie miała jednak pojęcia, co odpowiedzieć.
- Chciałbyś zapalić?
Allan tylko pokiwał głową, na potwierdzenie. Ona zwróciła się delikatnie za siebie.
- Metley, co mówią wskaźniki?
On spojrzał na mini komputer, w rękawicy na nadgarstku. Wyglądało, jakby mgła nie dostała się na pokład, w trakcie niefortunnego lądowania. Wzruszył ramionami.
- Reakcji infekcyjnej nie będzie.
Allan uradowany wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni spodni. Lecz gdy tylko wziął drugiego macha, żółta maź po obu stronach korytarza zaczęła dziwnie skwierczeć, a na jej powierzchni pojawiły się bąble. Pękając wydzielały odór, który przypomniał smród rzygowin. Kiedy Jason i Balls pojawili się zwabieni zapachem, Allan natychmiast upuścił papierosa, zdeptując go dokładnie.
Wtedy wszyscy usłyszeli przeraźliwy kwik, oraz coś zaczęło dobijać się do włazu wejściowego.
- Chyba twój budyń waniliowy, Metley, nie lubi fajek - skwitował Jason.
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#2
Witaj Drogi Autorze, twój tekst przeczytałem, ale chociaż był krótki przyznam, że zrobiłem to z niesłychanymi oporami. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że niewiele z niego wiem. Jaki krążownik? Gdzie on jest i kto strzela? Jakoś ich to nie dziwi że statek obrywa a oni sobie lecą płyną... Oni płyną, lecą? Kim oni są? Czego szukają? Jaki wrak? Skąd on jest jest na dnie, na rafie, na planecie X, księżycu Jowisza? Jakim cudem do niego weszli? Twoja narracja jest tak szczątkowa, że zastanawiam się czy sam wiesz o czym piszesz. Dialogi banalne, opisy postaci wyjętych jakby z biwaku nad jeziorem. Ich sposób komunikowania się przypomina grupkę popijających piwo nastolatków... i urywa się w połowie niczego! Jednym słowem: Uch?!
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal
Odpowiedz
#3
Oni idą i myślę, że to jest jasne.
Czego szukają? Tego wraku, co go znaleźli.
Skąd jest wrak? Rozbił się.
Gdzie jest, na planecie X, księżycu Jowisza? Może to się wyjaśni, a może nie. Jakie to ma znaczenie dla rozwoju akcji to ja w sumie nie wiem. Ale pytasz to odpowiadam. I wszystko inne jest w tekście. Tak myślę.
Tak, jeśli spodziewałeś się, Drogi Niebieski, oddziału Delta, gwardzistów Imperatora Palpatine'a, to sorry, że rozczarowałem. Dialogi są jakie są, trudno, żeby mieli się do siebie po żołniersku wydzierać we mgle z przekleństwami zamiast przecinków.
Aha, jeszcze było pytanie o krążownik. No jest. Gdzieś po drugiej stronie radia.
Zarzut, Drogi Niebieski, w takim razie poza czepialstwem, odnosi się głównie do zagadkowego stylu, którym operuję, i który ewidentnie Ci nie pasuje. Tak więc jeśli masz ochotę na coś, gdzie wszystko jest wyjaśnione i namalowane magicznymi kolorowymi kredkami to w sumie nie u mnie.
Przepraszam i pozdrawiam :-)
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#4
Cytat:- Taak? To powiedz mi w takim razie, jaka tutaj jest różnica między porami dnia? Hę? Nie słyszę…
Jason nachylił się, udając, że nasłuchuje.
czynność jest związana z wypowiedzą, więc może lepiej:
- Taak? To powiedz mi w takim razie, jaka tutaj (naprawdę zbędna kursywa) różnica między porami dnia? Hę? Nie słyszę... - Jason nachylił się, udając, że nasłuchuje.
Cytat: Chuja w niej widać, się człowiek o własne sznurówki zabić może
hmmm, mistrz Yoda?
Cytat: Przeskanuje wrak, by zobaczyć, gdzie jest wejście.
ę
Cytat: Balls i Jason ustawili się przy nim, patrząc na laser otulający transportowiec.
no, laser to nie kołderka. Chociaż przyznam, że sama nie wiem, jakie słowo by pasowało.
Cytat: Ścięty był na krótkiego jeża.
a na długiego jeża to jak?
Tak po prawdzie to nie wiem, czy to dobry pomysł ubierać ich w ten sposób (nie, żeby mi się nie podobało - Metley wymiata Big Grin ), ale w sumie nie wiem jeszcze, do czego zmierzasz, na razie to zostawmy w spokoju.
Cytat:Spojrzała na niego podejrzanie
nie podejrzliwie? Podejrzane spojrzenie, hmm.

Jeśli chodzi o technikę, trzeba solidnie dopracować ten kawałek. Trochę błędów interpunkcyjnych, niekiedy dziwacznie poskładane zdania - kwestia czasu poświęconego na korektę Wink.
Zastanawiam się, czy nie przydałoby się nieco więcej całego tego technicznego bełkotu. Właściwie, poruszając się we mgle, w nieznanym terenie, powinni mieć jakiś środek komunikacji inny niż własne gardła. Wtedy wszyscy mieliby relację na żywo i w czasie rzeczywistym z tego, jak Allan się przewraca i nie musieliby się zastanawiać, co się stało. Trzeba ich doekwipować xD.
Jest momentami zabawnie, i chyba o to chodziło. Zanosi się na niezłą komedię.
Pozdrawiam.


Odpowiedz
#5
Dzięki Księżniczko, za sugestie, niektóre już uwzględniłem :-)
Kwestia ich ubioru w zasadzie jest poniekąd dla oddania ich charakterów, a poniekąd dla zobrazowania, że nie jest to jednostka wojskowa, ściśle ujednolicona uniformami. Stąd też brak ciężkiej broni palnej i, wspomnianych przez Ciebie, komunikatorów. Ale myślę, że dla kogoś, kto wychwyci klimat ze wstępu, nie będzie sprawiało to specjalnego problemu.
A techniczny bełkot, nazwy sprzętu, czy nawet wraku/obiektu wydają mi się na tym etapie bezcelowe, a tylko mogą spowodować jeszcze większy bałagan. Poznajemy bohaterów tu, gdzie się pojawiają i tak było to zamierzone. Kolejne informacje, o celach, przeszłości, czy nawet kolejnych etapach misji, umieszczę, gdy uznam, że jest to potrzebne (zakładając, że entuzjazm niektórych nie zrazi mnie do tego projektu).
Także raz jeszcze dziękuję, za wychwycone chochliki :-) I poświęcony czas :-)
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#6
Drogi Autorze, ja rozumiem że uważasz swój styl za co najmniej dobry. Masz do tego prawo. Zagadkowość zagadkowością, ale uzyskuje się ją odpowiednim prowadzeniem opowieści, nie zaś nieudzielaniem informacji czytelnikowi w ogóle. Opisy budują klimat, tworzą nastrój tajemnicy i zagadki. Dają poczucie pełni i całości. Przykładowo, krótki opis mgły, ograniczonego horyzontu, podłoża, nie wiem mlaskających kroków, zabłoconych butów itd. da poczucie duchoty, czytelnik poczuje mgłę na skórze, zrozumie że bohaterowie są jak w pustce, "ale gdzie? No pewnie dowiem się dalej". Wyobraźnia potrzebuje haków, potrzebuje podstawy do tworzenia obrazów, dla tej wiedza jest pożywką. Po prostu tak to jest.To sugestie. Nadmierna szczegółowość szkodzi tekstowi, o tym się przekonałem nie raz. Wypranie ich z takowych szkodzi równie mocno.
I bardzo Cie proszę o nie czynienie mi żadnych osobistych przytyków, bo wiesz, jakoś tak niejasno odebrałem twoje ostatnie zdanie, jakbyś sugerował mi, że jestem troszkę za mało domyślny, żeby nie powiedzieć inteligentny, na to co piszesz. Może tak jest, ale mówić o tym tak otwarcie, Drogi Autorze? Ktoś inny mógłby się pogniewać i unieść ambicją. Mam nadzieję, że to po prostu moja nadinterpretacja.

EDIT
O tym samym pisze pośrednio księżniczka. Jeśli mój sposób przekazu jest mniej dla ciebie jasny, albo cie uwiera potraktuj poważnie jej posta. Wink
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal
Odpowiedz
#7
Na początku muszę powiedzieć, że jestem w największym stopniu zaskoczona, wrzuceniem takiej ilości tekstu na raz przez użytkownika Pasiasty. Nie mogłam przejść obok tego obojętnie Wink

<jakiś czas później>

Cytat:W jego głosie dało się wyczuć dozę oskarżenia, jakby odcinek czasu między zmierzchem, a świtem był w jakikolwiek sposób, odpowiedzialny za swoją naturę.
Ok. Ja i przecinki nie lubimy się za bardzo, ale wydaje mi się, że trochę ich tu zabrakło Tongue

Cytat:W jednym uchu miał słuchawkę, dzięki czemu kontrolował nasłuch, czy nie nadchodzą nowe polecenia z kontroli.
To mi się nie podoba.

Cytat:Sam spojrzała za siebie. Była przekonana, ze jeszcze niecałą minutę temu słyszała jego oddech za plecami.

Cytat:Wyglądał jak teleportowany żołnierz z czasów wojny w Wietnamie.

Składnia mi nie pasuje.

Cytat:Sam patrzyła na wskaźnik ilości istot żywych, ale nic nie uległo zmianie.
To nazewnictwo jest jakieś mało profesjonalne Wink

Podstawowym zarzutem, co do tego tekstu, jest niemal całkowite pominięcie narracji. Wiem, że sama miewam z tym problemy, ale skoro mnie się czepiają to i ja mam prawo Tongue
Z twojego tekstu wynika, że... No właśnie nie bardzo wiem, co. Mam wrażenie, że statek stoi na tle jakiegoś czarnego arkusza papieru, bo kompletnie nie opisałeś otoczenia (a może to zrobiłeś, a ja nie zauważyłam). Zdążyłam już zauważyć, że lubisz minimalizm. W miniaturach może i by to uszło. Tu mi się nie podoba. Początek jest tak chaotyczny, że nie bardzo połapałam się kto/gdzie/dlaczego
W tym miejscu mogłabym napisać wszystko, co wytknął ci Chrisiok, ale przecież możesz poczytać jego komentarz.
Temat moim zdaniem obrałeś bardzo dobry i można na jego podstawie stworzyć naprawdę zajebiste opowiadanie, a tymczasem mam przed sobą tekst, który wygląda jak napisany na szybko i bez większego pomyślunku.
Fajnie, że poświęciłeś jakąś stronę A4 (na moje oko) na opis wyglądu postaci. Mnie w pierwszej kolejności interesowało to gdzie i po co są,,bo dzięki twojej minimalistycznej narracji ciężko to wyłapać. Chciałabym móc zobaczyć oczami wyobraźni to miejsce, wczuć się w klimat, ale mi to uniemożliwiłeś. Fajnie, że skupiłeś się na postaciach, koncentrując się nawet na takich kwestiach jak:

Cytat:Allan wykorzystał tą chwilę, by zawiązać buta.

Ale bez opisów, lepszej narracji i tak będzie kicha, bo same postaci ci tekstu nie obronią.

Jeśli chodzi o postacie... Ich relacje i sposób zachowania do złudzenia przypominają mi wesołą zgraję z U.S.S. Sulaco. W ogóle cały tekst pachnie mi klimatem Aliens. Nawiasem mówiąc, jestem fanką Wink

Cytat:- Nie wiem, stary. Zadzwoń do Ripley i się spytaj.

To już mnie całkowicie przekonało do inspiracji Wink
Cały czas czekałam, kiedy wyskoczy skądś ksenomorf i napluje na kogoś <joke Tongue >
Tylko ta twoja załoga jakoś mało profesjonalnie się zachowuje. Nazewnictwo sprzętów też mogłoby być bardziej fachowe Wink

To tyle...
To klimatu Aliens sporo mi zabrakło, a to głównie dobrych, klimatycznych opisów - nad tą sferą trzeba zdecydowanie popracować, bo postacie nawet polubiłam Wink

Mam nadzieję, że moja banlanina na coś ci się przyda i że choć część ze wskazówek weźmiesz sobie do serca.

Pozdrawiam i życzę owocnej pracy nad dalszą częścią, bo mam zamiar do niej zajrzeć, a wymagania mam spore Wink
Odpowiedz
#8
Dzięki, Kass, Twój komentarz zdecydowanie bardziej do mnie dotarł niż ten, do którego mnie odnosisz. Jednak widzę podobieństwo uwag. Opisy... no ja kiedyś się w nich maczałem, kończyło się to na ciągłym dodawanie kolejnych szczegółów, niczym malowanie perfekcyjnych obrazków. Odszedłem od tego, to uzależnia i nie ma końca.
Natomiast tutaj? No cóż. Nie zgodzę się, że jest to 'czarny arkusz papieru', bo nic nie wspominałem o tym, że ta mgła jest czarna xD Może faktycznie, dla świętego spokoju napiszę dwa zdania o tym, co jest oczywiste, że mgła uniemożliwia widzenie i że im gęstsza tym mniej szczegółów widać. To co ja (narrator) będę się w dawał w opisy, których i tak nie widać?
Ale jesteś kolejną osoba, która twierdzi, że jest to niezbędne w narracji do zbudowania klimatu. Ja, jako autor, nie jestem fanem wstawiania w tekst tego, co jest oczywiste, ale przyjąłem do wiadomości. Rozważę to :-)
A co do postaci. Jak już wspominałem wcześniej, to nie jest wojsko, to są ludzie. Ja zawsze stawiam najpierw na budowanie indywidualnych charakterów moich bohaterów. Zwłaszcza, że bez tego to by dało się zapisać w wersji poetyckiej mniej więcej tak"

w gęstej mgle
pięcioro szło
niekoniecznie żołnierzy
nic nie widzieli
bo była mgła
białość ogarniała ich
w milczeniu
bo najpierw buduje się klimat.

I to by mogło zastąpić cały wstęp i pół pierwszego rozdziału pewnie ;p jakbym chciał być naprawdę minimalistyczny xD
Więc komon, albo godzimy się na warunki postawione przez autora i czekamy cierpliwie, albo ja tu czegoś nie ogarniam?
Dziękuję za bardzo pokrzepiający komentarz, Kass :-)
Pozdrawiam
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#9
Bla bla bla... Przeczytałem opowiadanie, komentarzy już mi się nie chciało.

Pasiasty, twój tekst akurat musiałem sprawdzić Tongue
W ogóle beka, że napisałeś coś dłuższego. Nie samą poezją człowiek żyje.

Pisownia, interpunkcja... błędy są jakieś pewnie, ale niech ci je inni wytykają, a ja się zajmę tym, co ważne...

Dziwnie wygląda ten twój oddział... i równie dziwnie o nim opowiadasz. Dla mnie spoko. Przecież nie wszystko musi być jednakowe i szablonowe, a poza tym to twój tekst, twoja nietypowa wizja, twój oryginalny pomysł itd.
Fikcja nie musi się trzymać standardów... ale z drugiej strony nowoczesna technika i współczesny wygląd? Nieco się gryzie... no i niebezpiecznie trochę bez skafandrów... ja bym tak w samej koszuli nie łaził Big Grin

Dobrze, że są dialogi... ale z drugiej strony fajne teksty też by się przydały, co nie? I humor też mi nie leży... Aha i skup się na postaciach.

To tyle Tongue Pokaż coś więcej.
Odpowiedz
#10
Wstawiłem tak upragnione przez niektórych opisy. Mam nadzieję, że są chociaż trochę satysfakcjonujące :-)
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#11
(13-07-2011, 05:11)Pasiasty napisał(a):
Prolog


- Noce są złe - rzucił pewnie Metley.
W jego głosie dało się wyczuć dozę oskarżenia, jakby odcinek czasu, między zmierzchem a świtem, był w jakikolwiek sposób odpowiedzialny za swoją naturę.
Zewsząd otaczała go gęsta, biała zawiesina. Ledwo mógł dostrzec powierzchnię pod stopami. Powietrze było przyjaźnie wilgotne, ale pomimo tego, aura mgły dodawała temu miejscu pewnej niepewności. Jedyne czego oczekiwał, to że wkrótce jego oczom ukaże się wrak transportowca, który rozbił się tu, na tej niezbadanej jeszcze planecie, jakieś kilka tygodni temu.
- Taak? To powiedz mi w takim razie, jaka tutaj jest różnica między porami dnia? Hę? Nie słyszę… - Jason nachylił się, udając, że nasłuchuje.
Metley nawet się nie odwrócił. Zdążył się już przyzwyczaić do głupich żartów kolegi, poza tym był, jak zwykle, święcie przekonany o swojej racji. Wiedział jednak, że Jason ma też jej trochę [też ma jej trochę]. Mgła sprawiała wrażenie, jakby panowała wiecznie tylko jedna pora dnia. Nie był nawet pewien, czy występują tu jakieś. W opisie, dostępnym do wglądu przed lądowaniem, zamieszczono naprawdę niewiele informacji.występowanie pór dnia można określić zdalnie, że tak to ujmę, o ile mi wiadomo, sądzę, że jednak posiadaliby taką informację
Caligo była, teoretycznie, opuszczoną planetą. Odwiedziły ją tylko dwie załogi osadników, ale nie pozostały dłużej niż kilka miesięcy. Koloniści wykazywali, po jakimś czasie, oznaki paranoi i zaklinali się potem, że widzieli coś we mgle.
- Możecie się, tam z przodu, zamknąć? - spytał ironicznie Allan.
Był poirytowany już od jakiegoś czasu. Prawdopodobnie dlatego, że nie mógł zapalić. Oczywiście wstrzykiwał sobie nikotynę co jakiś czas, ale najwidoczniej, w jego przypadku, uzależnienie tkwiło w procesie, a nie substancji.
Szedł jakby bokiem, uważnie obserwując białą przestrzeń za sobą. Miał nieodparte przeczucie, że za chwilę coś stamtąd wyskoczy. Co jeszcze bardziej potęgowało irytację niemożności nakarmienia nałogu.sugeruję: irytację spowodowaną niemożnością nakarmienia nałogu (albo jakkolwiek inaczej, byle poprawnie)
Sam patrzyła uważnie na czytnik. Lubiła to poczucie odpowiedzialności i dreszczyk niepewności, bo przecież w każdej chwili mogła popełnić mały błąd obliczeniowy i wylądowaliby zupełnie nie tam, gdzie zamierzali.
Szła lekkozbędne, imho z przodu, na prawo od Allana.
- Jeszcze jakieś pięćset metrów! Odbij Metley na dwunastą trzydzieści.
Balls bawił się w taktyczne przejmowanie kontroli nad porywaczami za pomocą negocjacji i perswazji, na swoim przenośnym komputerze. Uwielbiał udowadniać wyższość, w każdej możliwej sytuacji. W jednym uchu miał słuchawkę, dzięki czemu kontrolował nasłuchzbędny wyraz, bez niego zdanie będzie bardziej sensowne, czy nie nadchodzą nowe polecenia z kontroli. Lewą dłoń ułożył spokojnie na rękojeści pistoletu, w kaburze na udzie.
Raz po raz zerkał na lewo, by upewnić się, czy Sam nie ma dla niego jakichś wytycznych, ale jej wzrok nie błądził nigdzie indziej, jak tylko znad czytnika na Jasona i Metleya, idących lekkotrochę, kawałek, kilka metrów, itd itp przed nimi, i z powrotem.
- Noce są złe, niezależnie gdzie jesteś - kontynuował myśl Metley.
- Ja ciebie nie rozumiem, co chcesz od nocy? Po zmierzchu są najlepsze imprezy, ogniska, seks… człowieku, nie wiesz, co mówisz.
Jason zdawał się być niespokojny. Od dwóch dni nie było kontaktu z kolonii z kolonią?, gdzie przebywała jego siostra, a ponadto zostawił Mel w środku niedokończonej kłótni.
Cytat: Wreszcie Metley zatrzymał się.
- Jesteśmy. Przeskanuję wrak, by zobaczyć, gdzie jest wejście.
Balls i Jason ustawili się przy nim, patrząc na laser wiązkę lasera, przesuwającyą się wzdłuż kadłuba transportowca. Był to całkiem spory obiekt, który ze spokojem mógłby przewieźć kilkanaście kontenerów. Nie zostało im jednak ujawnione, jaki zawierał ładunek. Mieli tylko dostać się do środka i skopiować dziennik pokładowy.
Cytat:
Nikogo jednak nie rozbawiła uwaga Jasona. Wszyscy położyli dłonie na wraku i zaczęli się posuwać za Metleyem w prawo. Kadłub był zimny i wilgotny. W niektórych miejscach zaczęła już się na nim pojawiać rdza.szyk
Dla pewności Sam szła ostatnia i gdy tylko słyszała, że któryś nabiera głębszego wdechu, pojawiała się koło niego i mroziła spojrzeniem.
Cytat:- Chciałbyś zapalić?
Allan tylko pokiwał głową, na potwierdzenie zbędne. Ona zwróciła się delikatnie za siebie.
- Metley, co mówią wskaźniki?
On spojrzał na mini komputer, w rękawicy na nadgarstku. Wyglądało, jakby mgła nie dostała się na pokład, w trakcie niefortunnego lądowania. Wzruszył ramionami.
- Reakcji infekcyjnej nie będzie.
Allan uradowany wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni spodni. Lecz gdy tylko wziął drugiego macha, żółta maź po obu stronach korytarza zaczęła dziwnie skwierczeć, a na jej powierzchni pojawiły się bąble. Pękając wydzielały odór, który przypomniał smród rzygowin. Kiedy Jason i Balls pojawili się zwabieni zapachem, Allan natychmiast upuścił papierosa, zdeptując go dokładnie.
Wtedy wszyscy usłyszeli przeraźliwy kwik, oraz zbędne coś zaczęło dobijać się do włazu wejściowego.
- Chyba twój budyń waniliowy, Metley, nie lubi fajek - skwitował Jason.

W sumie drobiazgi, uprzedzam, że mogłam coś przeoczyć. Czekam na ciąg dalszy.
Odpowiedz
#12
Wersja poprawiona wstawiona 27.07.2011///księżniczka

Kto nie uwielbia świńskich dowcipów.




- To nie brzmi jak ekipa ratunkowa - rzucił Metley w stronę Sam.
Kobieta wyciągnęła dłoń w kierunku Jasona, dając mu do zrozumienia, by przekazał jej broń, po czym podeszła do wejścia. Balls ustawił się zaraz za nią. Allan i Metley przeszli w głąb korytarza. Kiedy wpisała kod zabezpieczający na panelu i właz się otworzył, ich oczom ukazało się stworzenie przypominające dziką świnię z trzema rogami na czole. Gdy ich zobaczyło podniosło się na tylne nogi, prostując prawie całkowicie i wydając przeraźliwy kwik. Stwór miał odnóża pokryte czymś na wzór futra, w kolorze zgniłych śliwek. Jego pysk przykuwał uwagę bardzo silnym uzębieniem, które do tego zdawało się być niebywale ostro zakończone. Wydawał się przewyższać wzrostem ich wszystkich. Głowę miał nieznacznie pokrytą, podobnie jak plecy i tors. Jednak uwaga wszystkich skierowała się na brzuch.
- Czy on ma tam wymalowane barwy bojowe? - spytał Metley.
- Wiesz co, mi się wydaje, że to jest mapa do skarbu - odpowiedział Jason.
Balls odbezpieczył broń.
- Pani Sierżant?
- Wstrzymać ogień - odpowiedziała pewnie.
Przez cały czas patrzyła uważnie na reakcje stworzenia, którego mętne, seledynowe spojrzenia zbaczały, co jakiś czas, na żółtą maź. Zaczęła delikatnie opuszczać ręce.
- Powoli wycofać się - rzuciła półszeptem.
Jason odwrócił się i ponownie skierował latarkę w stronę głębi wraku. Metley szedł tyłem, powoli, przez cały czas nie spuszczając wzroku ze stworzenia. Allan starał się przepchnąć za nich, ale nie było takiej możliwości, bez otarcia się o ściany. Balls położył dłoń na ramieniu Sam i, dopasowując tempo, robił niewielkie kroki w tył.
Kiedy wszyscy wycofali się na odległość kilku metrów, stwór ruszył, kwicząc, w stronę lewej ściany wraku. Wyglądało, jakby zupełnie się nie kontrolował, ocierając ciało o maź.
W tym momencie rozległ się dźwięk odbezpieczania broni. Sam zerknęła za siebie, ale Balls tylko pokiwał głową na boki. Wymijając stwora ruszyła na zewnątrz wraku.
- Ruby, opuść broń!
- Kurwa, Sam, nie wygłupiaj się - odpowiedziała kobieta.
- To rozkaz!


***


Marcus położył dłoń na jej policzku, po czym zaczął przesuwać w głąb bujnych kasztanowych włosów. Sam czuła się szczęśliwa. Patrzyła mu głęboko w oczy, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
Urodził się jako trzecie pokolenie skrzyżowania mieszkańców Ziemi i Flavii. Większość genów jego nieziemskich przodków uległa regresji. Pozostał tylko niski wzrost i cytrynowy odcień skóry. Prawdopodobnie wolałby posiadać dwoje uszu, albo nawet niezwykle szybki refleks, jak jego ojciec. Niestety w tej kwestii nie było wyboru.
Złożył pocałunek na jej ustach. Siedzieli w kantynie, znajdującej się niedaleko akademii. W środku panował lekki gwar, w tle dało się słyszeć utwory klasyków bluesa. Oświetlenie było częściowo kryptonowe, ale padało również z lamp pełnych lawy, poustawianych na niektórych stolikach. Miało to niby nadać morski, ambientowy klimat, ale zarówno Marcusowi jak i Sam wydawało się kiczowe.
- Gratulacje. Wiedziałem, że ci się uda.
- Dziękuję - odpowiedziała, rumieniąc się.
- Kiedy zaczynasz?
- Przydział powinien przyjść jutro.
- Wybrałaś już kogoś? - spojrzał na nią podejrzliwie, dodając z zadowoleniem - Poza Jasonem?
Uwielbiała jego uśmiech. Dodawał jej zawsze pewności siebie. Położyła mu dłoń na ramieniu. Siedzieli po przekątnej, przy niewielkim stoliku, przypominającym te składane, campingowe. Na środku była świeczka na talerzyku, ale nie zapalili jej.
- Chyba nie jesteś zazdrosny? - spytała z ironią.
- Znam dużo kobiet, które chciałyby go w swoim składzie.
- Dostałam prawo wyboru tylko dwóch członków mojego oddziału, reszta zostanie mi przydzielona.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie.
- Jason jest jednym z najlepszych pilotów, jakich znam. Poza tym, sam wiesz, że jego marzeniem, od zawsze, było służyć na Avaritii.
- Czyli, mam rozumieć, że już zdecydowałaś, że będą to Jason i Metley?
- Marcus, ja ich znam, byłam z nimi razem w akademii. Wolałbyś, żebym powierzyła swoje zaufanie piątce nieznanych mi osób?
- Oczywiście, że nie…
W tym momencie koło ich stolika zatrzymało się trzech mężczyzn. Wyglądali na kadetów, ale Sam nie potrafiła ich skojarzyć. Jeden z nich nachylił się nad stolikiem. Był bardzo dobrze zbudowany, co podkreślała ciemnozielona, obcisła koszulka. Gdyby oparł się o blat, prawdopodobnie by go nie utrzymał.
- Te, cytrus, to, że twój ojciec zgwałcił jedną z naszych kobiet, nie upoważnia cię do siedzenia wśród nas. A już tym bardziej do próby uwiedzenia kolejnej kobiety!
Kiedy mężczyzna, wyraźnie pod wpływem jakichś substancji intoksynujących, uderzył pięścią w stół, Sam chciała coś powiedzieć. Marcus jednak spojrzał na nią i uśmiechnął się. Odzyskała spokój, myśląc, że w ten sposób zignorują natrętów.
- Słyszysz mnie? To, że nie masz czterech uszu, nie znaczy wcale, że jesteś głuchy!
Mężczyzna pchnął Marcusa za ramiona tak, że odpadł z krzesłem do tyłu. Pozostali dwaj podeszli również do tej części stolika. Sam nie wiedziała co zrobić. Napastnik jednak zwrócił się teraz w jej stronę.
- Jesteś kurwą! Żadna szanująca się kobieta nie zadawałaby się z cytrynowymi!
Kiedy oprawca mierzył ją nienawistnym spojrzeniem, jego dwaj koledzy zaczęli kopać Marcusa. Sam liczyła, że w każdej chwili obsługa lokalu zainterweniuje. Nic takiego jednak się nie działo. Niektórzy nawet patrzyli w geście aprobaty. Ciosy padające na jej ukochanego stawały się coraz liczniejsze, jednak od dziś obowiązywała ją procedura. Ostatkiem sił podniosła się z krzesła. Strach przepełniał wszystkie części jej ciała. Czuła, że głos będzie jej drżał, ale mimo to spojrzała przeciwnikowi prosto w oczy.
- Sierżant Samantha Wilden, nakazuję wam wstrzymać wszelkie działania…
Mina napastnika nabrała poważniejszego wyrazu.
- …albo zostanie to zgłoszone naczelnikowi! Wasza godność, żołnierzu!
Mężczyzna wyprostował się, nie zasalutował jednak. Spojrzał na nią z pogardą.
- Kadet Melville… Ale nawet nie próbuj na mnie donosić, dobrze ci radzę, miłośnico cytrynowych.
- Bo co?! - odkrzyknęła, ledwo powstrzymując łzy.
Jednak napastnicy już kierowali się w głąb lokalu.
- Sam, przestań… nie warto… - ostatkiem sił prosił Marcus.
- Zawsze warto - odpowiedziała Sam, podchodząc do niego.


***


- Nie jesteś moim oficerem przełożonym! - odkrzyknęła kobieta.
- Obiekt nie stanowi bezpośredniego zagrożenia, opuść broń! - nalegała Sam.
Kobieta zastanowiła się, po czym, powoli, wycelowała karabin w ziemię.
- W sumie… to chyba jesteś teraz najwyższa rangą… - rzuciła Ruby, ze smutkiem.
- Jak to?
Kobieta jednak nie odpowiedziała. Weszła do wraku ze spuszczoną miną. Sam chciała ją zatrzymać, jednak wolała nie naciskać, by nie wzbudzić niepotrzebnego napięcia. Starała się zapewnić bezpieczeństwo stworzeniu, które teraz taplało się w mazi z przeciwległej ściany. Jego skóra straciła już prawie całkowicie owłosienie, nabrała barwy ludzkiego niemowlęcia, zniknęły też malowidła z brzucha, a uzębienie zdało się być mniej groźne.
Kiedy wchodziła z powrotem do wraku, stwór spojrzał na nią. Wydało jej się, że nie ma złych zamiarów, więc powoli wycelowała w niego skaner. Na wyświetlaczu pojawił się obraz. Stworzenie kwiknęło radośnie, co zostało przez nią nagrane. Spróbowała poddać to analizie danych z komputera.
Stając ponownie obok Ballsa, pokazała mu wynik.
- Mówił ci już ktoś dzisiaj, Metley, że jesteś pizdą? - spytała Ruby.
Wiedziała, że nic nie odpowie, miała świadomość, że jest w niej zauroczony. Uderzyła pięścią Ballsa na powitanie. On tylko kiwnął głową, w duszy cieszył się, że znów ją widzi.
- Tłumaczenie sugeruje, że to stworzenie jest inteligentne i posiada własny język - podsumowała Sam.
W tym momencie obiekt przestał taplać się w żółtej mazi. Zwrócił wzrok w stronę oddziału, wydając wyraźnie artykułowany kwik, przypominający jednak skrzek sroki. Na wyświetlaczu czytnika pojawiła się propozycja tłumaczenia.
- NIE MOŻE. NIE JE. ZMIENIA JA W NIE JA. - odczytała Sam.
- Z tego wynika, że on chyba chciał się dostać do środka po tą maź - odpowiedział Allan.
Na dźwięk jego głosu stworzenie skierowało się w stronę korytarza, przytykając kurczący się róg, wystający z jego czoła, w stronę palacza. Warknęło niepocieszenie. Najwidoczniej liczyło, że jeszcze go dosięgnie.
- Jak widzisz, Allan, świnie nie lubią twojego nałogu - rzucił nieśmiało Metley.
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#13
Pierwszy rozdział:

Naoglądałeś się Aliena, stary Big Grin

A teraz uwagi merytoryczne:

Nie wiem, czy ktoś to wyłapał, ale raz mówisz o "Metleyu" a raz o "Meltey'u"
to jest jedna osoba, a różnica znacząca.

Poza tym pierwszy rozdział mi się podobał, poza jednym drobiazgiem:
Jeśli to są zołnierze, to czemu mają cywilne wdzianka? o_O

Drugi rozdział:

Kosmiczna świnia - hurra!

Uwagi techniczne: Spuszczona mina? Oż WTF?!
Nie wiem, co tam powinno być, na pewno nie to. Nie spuszczona mina. Nie.

Poza tym nawet ciekawe. Lekko się czyta, poprowadzone ładnym językiem, ciekawe...

W sumie na plus. Gdyby nie te straszne i niszczące błędy stylistyczne.

Pozdrawiam.
Kobieto, puchu marny! Ty...
Jesteś jak zdrowie! Ile cię trzeba cenić ten tylko się dowie,
kto cię stracił...
Dziś piękność Twoją widzę i opisuję, bo tęsknię po Tobie.
Odpowiedz
#14
Ok jestem już po rozdziale drugim.
Komentarz będzie krótki, bo i nic wielkiego się w nim nie wydarzyło.
Technicznie jest dobrze. Zdania są ładne, ale poskąpiłeś opisów. Jest ich skandalicznie mało. To owocuje brakiem jakiegokolwiek klimatu oraz zabija pole do popisu wyobraźni.

Czytając zwroty typu:

Cytat:Kiedy wpisała kod zabezpieczający na panelu i właz się otworzył, ich oczom ukazało się stworzenie przypominające dziką świnię z trzema rogami na czole.
Zaczęłam się zastanawiać czy mam do czynienia z horrorem SF, czy może z jego parodią. To źle. Musisz zdecydować się na jedną z konwencji, a druga niech będzie dodatkiem.
To mieszanie stylów - raz komediowego, a raz <nie wiem jak go określić.> nie wychodzi opowiadaniu na dobre. Tekst jest strasznie chaotyczny. Na początku trzeciego fragmentu do tego stopnia nadużywasz słowa kobieta, że w efekcie nie mam pojęcia, o którą z pań i kiedy ci chodzi Tongue

Wiele scen ma zadatki na prawdziwe perełki, ale niweczysz to oszczędnością. To rzucało się w oczy już w poprzednim fragmencie. Urywasz sceny w dziwnych momentach jak scenarzysta telenoweli. Opisy są tak oszczędne, że nie wiadomo kto/gdzie/po co. Za bardzo się spinasz i gnasz do przodu. Zwolnij i ciesz się pisaniem, bo póki co wygląda to jakby ktoś stał nad tobą z batem. Wiem, że rozbudowane opisy są trudne. Sama mam ten problem, ale trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć, a nie iść na łatwiznę Wink
Nie zrozum mnie źle... Niedomówienia są fajne. Wskazówki dla czytelnika, informacje, które skłaniają go do refleksji są u mnie zawsze mile widziane. Sprawiają, że tekst bardziej wciąga, ale u ciebie nie ma niedomówień. W twoim przypadku jest to czarna dziura fabularna, przez którą czytelnik zastanawia się O co tak naprawdę mu chodziło? Co to za ludzie, co oni robią?
Nikt nie kazał podawać ci wszystkich informacji w prologu, ale stopniowo trzeba je wprowadzać, bo całość jest niepełna.
Zamiast tego zaserwowałeś w środku retrospekcję z jakiejś restauracji. Oczywiście znów poskąpiłeś opisów i większości musiałam się domyślać Wink
Zabieg nawet mi się podobał - fajnie tłumaczy postawę bohaterki, ale skup się na opisach <będę ci o tym marudzić, póki nie potraktujesz tego poważnie>

A teraz o plusach, bo jednak jakieś były. Zaczynam lubić postacie, choć jest ich tak dużo, że wszystkich traktujesz po macoszemu. nie obraziłabym się, gdybyś skupił się na ich przemyśleniach i dał więcej retrospekcji Wink

Przemyśl sobie to, co napisałam. Nie chciałam być złośliwa, jeśli tak to odebrałeś to przepraszam. Pisałam ten komentarz w najlepszej wierze.


A oto jeden z nielicznych błędów, które wyłapałam
Cytat:Wiedziała, że nic nie odpowie, miała świadomość, że jest w niej zauroczony.
nią zauroczony Wink Ewentualnie: w niej zadurzony.

Dziękuję za uwagę.
Odpowiedz
#15
Niezłe. Trochu mroczne, dobre zróżnicowanie bohaterów, świetnie utrzymany klimat. Błędów nie wskazuję gdyż albo ich nie zauważyłem zbyt dużo, albo mi się nie chce - wybierz odpowiednią wersję ^^

Plusy
+ Klimat
+ Zróżnicowanie postaci
+ Retrospekcje
+ Opisy

Minusy
- Za dużo przecinków, za co będę męczył
- Trochu literówek
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości