Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Caligo
#16
Cytat:które do tego zdawało się być niebywale ostro zakończone.
tak na przyszłość, imho lepiej po prostu "niebywale ostre"
Cytat:Głowę miał nieznacznie pokrytą, podobnie jak plecy i tors.
coś umknęło
Cytat:ponownie skierował latarkę w stronę głębi wraku.
w głąb wraku, imho.
Cytat:ale zarówno Marcusowi jak i Sam wydawało się kiczowe.
raczej kiczowate,
Cytat:Gdyby oparł się o blat, prawdopodobnie by go nie utrzymał
wynika, że gość nie utrzymałby blatu,
Cytat: Niektórzy nawet patrzyli w geście aprobaty.
patrzyli z aprobatą
Cytat:Weszła do wraku ze spuszczoną miną.
było Wink głową raczej, albo zrezygnowaną miną, czy cokolwiek, byle nie spuszczona mina
Cytat:Jego skóra straciła już prawie całkowicie owłosienie, nabrała barwy ludzkiego niemowlęcia, zniknęły też malowidła z brzucha, a uzębienie zdało się być mniej groźne.
barwa ludzkiego niemowlęcia? wiem, że powtórzenie, ale w tym wypadku wydaje mi się, że lepiej napisać "skóry ludzkiego niemowlęcia"
Cytat:jest w niej zauroczony.
też było
Cytat:przytykając kurczący się róg, wystający z jego czoła, w stronę palacza.
"przytykając w stronę palacza", to nie brzmi dobrze, chociaż sama nie mam pomysłu, jak to zastąpić.
Coś, czemu brakuje temu tekstowi, twoim tekstom w ogóle, to twoja cierpliwość i uważniejsze przyjrzenie się stronie stylistyczno - interpunkcyjnej. Chwilami troszeczkę nadużywasz pewnych sformułowań, (np w scenie w knajpie za dużo "ostatków sił" pod koniec), dobrze byłoby pomyśleć o zamiennikach.
Rzeczywiście trudno określić na 100%, z jakiego rodzaju tekstem ma się do czynienia, mi jednak zbytnio to nie przeszkadza. Na tą chwilę tyle ode mnie.
Pozdrawiam.
Odpowiedz
#17
Mistrz ma zawsze rację a wiatr jest niezastąpiony.



Sam odwróciła się w stronę korytarza. Balls jednak nadal mierzył w stronę stworzenia.
- Może nam wreszcie wyjaśnisz, co tu robisz?
Ruby była brunetką o związanych w koński kuc włosach. Wyglądała na niebywale szczupłą i zwinną. W rękach trzymała karabin snajperski. Miała na sobie kamizelkę kuloodporną, pod którą znajdowała się granatowa koszula. Zestawu dopełniały luźne spodnie moro, w kolorze zieleni i brązu.
- Ja, Slowie, Sarah Lee i James katapultowaliśmy się, zanim Avaritia została zniszczona…
Założyła karabin na plecy, jak szarfę, lufą do dołu.
- Że co?! - krzyknęli równocześnie Metley z Jasonem.
- Zaatakowali nas piraci. Mogę się tylko domyślać, że na pokładzie tego transportowca musi być coś cennego…
- …lub nielegalnego - dodał Allan.
- Kapsuła ratunkowa Jamesa została zestrzelona, zanim doleciała do atmosfery Caligo, dlatego powiedziałam, że jesteś teraz najwyższa rangą.
- A pozostali? - spytała Sam.
- Znajdą się. Prędzej czy później.
- W takim razie my tu na nich poczekamy, a ty dołączysz do Jasona i Ballsa i pójdziecie skopiować dziennik pokładowy.
- I nikt więcej się nie uratował? - spytał z żalem Metley.
Ruby podeszła do niego, chwytając za kołnierz koszuli.
- To już wolę jak się na mnie ślinisz. Wyglądasz jakbyś się miał posikać ze strachu. Metley, już czas, żebyś wyhodował sobie parę jaj, serio.
Zdjęła karabin z pleców, i położyła lufę na lewym ramieniu Ballsa, który szedł za Jasonem, oświetlającym korytarz. Indianin mierzył pistoletem pod prawym ramieniem kolegi. Schemat tuneli w tego typu transportowcach był przeważnie taki sam.
W tej części galaktyki spotykano dwa typy statków. “Pociągi” były tak nazwane zwyczajowo, gdyż zasadę ich funkcjonowania można przyrównać do kolejki. Przewodził nią krążownik klasy beta, co znaczyło, że był zasilany reaktorem o mocy przyciągania, równym sile jednej czarnej dziury. Było ono z reguły skoncentrowane na tylnej części kadłuba, ale nie zawsze. To stanowiło gwarancję przyczepności ‘wagonów’, którymi były kontenery. One same ze sobą połączone były wiązaniami ze stopów polimerów platyny, tytanu i litu. Co nie tylko gwarantowało rozciągliwość i przyczepność, ale także przewodziło świetnie siłę przyciągania na kolejne ‘wagony’. Drugim rodzajem były ‘węże’. One miały tylko status klasy alfa, ponieważ przyciągnie reaktora rozkładało się na cały transport. Co znaczyło także, że kontenery były połączone z krążownikiem bezpośrednio. Tego typu transportowce wiązały się z ryzykiem, że załoga może dostać się do kontenerów i, nie tylko uszczuplić ich ładunek, ale także zastąpić go innym. Konsorcja przewoźnicze już dawno przestały ufać swoim pracownikom. A na renomę ‘uczciwych’ firm niezależnych źle wpływały ataki pirackich krążowników, szukających łatwego zarobku.
Typowa ‘lokomotywa’ transportowca składała się z dziewięciu pomieszczeń. Na czele znajdował się kokpit, poprzedzony kabiną kapitana i pomieszczeniami zbrojeniowymi; mesa była naprzeciwko pomieszczeń sanitarnych; potem para kajut; korytarz z reguły otwierały: wejście do magazynu i tzw. ‘Pomieszczenie dodatkowe‘, co w praktyce znaczyło karcer. Drzwi do niego były otwarte, ale nikogo tam nie było.
- Weź mi Balls nie chuchaj do ucha. Może jednak przestaniemy iść jak na zwiadzie? To chyba prawie oczywiste, że tu nikogo nie ma - podsumował Jason.
Odwrócił się, świecąc na drzwi naprzeciwko. Ruby stanęła przy nich, odbezpieczając broń. Balls podszedł do kajuty na lewo. Ustawił się przy ścianie, włączając laser przy pistolecie. Jason kiwnął głową na Ruby. Ona otworzyła drzwi do magazynu. Pułki stały prawie pełne, jednak nie było tam nikogo. Natychmiast zatem skierowała się do drugiej kajuty. Jej karabin także miał laser, ale z niewiadomych przyczyn pozostawiła go niewłączonego. Balls spojrzał na nią z uśmiechem. Czuł nieodpartą pokusę życzenia jej powodzenia, ale wiedział, że to tylko odniosłoby przeciwny skutek.


***



Mata wydawała się być nieskończona, albo jej wymiary były niebywale szerokie. Na środku przed nimi stał sensei, z niewzruszonym wyrazem twarzy. Pomieszczenie było hangarem, ale holoprojekcja nadała mu wyrazu japońskiej szkoły walki. Na granicach maty siedzieli po turecku uczniowie, wszyscy z minami wyczekującymi porażki. Było prawie pewne czyjej. Balls wolał jednak o tym nie myśleć. Kiwnął głową na Ruby i wyskoczył, zadając cios na głowę mistrza. Liczył na to, że dosięgnie go chociaż stopą, ale wymierzył, dla pewności, by być o kilka centymetrów dalej. Jego partnerka w tym czasie kucnęła, robiąc wślizg. Wydawało mu się, że wszystko jest zgrane w czasie. Jednak sensei natychmiast zrobił krok do tyłu i oboje wylądowali przed nim. Spojrzeli na siebie w gniewie. Ustawili się w pozycji bojowej, torsami do siebie. Mistrz podszedł bliżej, uważnie obserwując ich ruchy.
- Nie atak jest powodem do wyniku, a przewidzenie jego skutku - odparł spokojnie.
Balls warknął. Kończyła mu się cierpliwość. Nie przywykł do takiego droczenia się. To już kolejny z rzędu manewr, który został zaprzepaszczony. Kiwnął głową na Ruby, przewracając oczy ku górze. Ona jakby natychmiast podchwyciła jego zamiar i wyskoczyła ze zgiętym kolanem. Kiedy prostowała nogę, Balls zadał cios pięścią na lewy bok mistrza. Nawet nie zdążył zobaczyć, kiedy noga sensei wylądowała na jego torsie, a ręka mistrza chwyciła kostkę Ruby. Odleciał w stronę zgromadzonych widzów. Ona natomiast, pociągnięta w górę, wylądowała z hukiem na plecach.
Sensei znów zrobił krok do tyłu i gestem rąk przywołał ich do siebie. Podeszli, podnosząc się z bólem.
- Wasz atak był dobrze zaplanowany, ale brakło mu synchronizacji. Pomiędzy reakcją a obserwacją jest duża różnica. Zanim ona wyskoczyła, a ty zadałeś cios minęła niecała minuta. Załóżmy nawet, że było to trzydzieści sekund.
Oboje spuścili głowy w geście szacunku.
- Chyba nie do końca zdajecie sobie sprawę ile to jest pół minuty…
Sensei kiwnął głową na jednego z siedzących. On podszedł bez słowa.
- Stańcie oboje na rękach.
Zrobili, o co ich poproszono. Bez żadnego problemu zamachnęli się do pionu, pomimo bólu mięsni i zmęczenia.
- A teraz stańcie na jednej.
Podnieśli ciężar ciała, oboje na prawą rękę.
- Uformujcie pięść z uwolnionej dłoni.
Nie stanowiło to dla nich problemu. Zgromadzeni jednak wstrzymali oddech.
- Dołączcie pięść do wolnej dłoni i powtórzcie to z drugą.
Z bólem, ale też i determinacją Balls i Ruby zrobili to równocześnie. W tym momencie sensei zwrócił się do, stojącego obok, przywołanego ucznia.
- A teraz, Mario, odliczaj do trzydziestu.
- Ichi… ni… san… shi… go…
Ruby czuła jak jej wszystkie mięśnie zaczynają napierać z całej siły, by powrócić do pozycji leżącej. Spojrzała na Ballsa, on jednak wydawał się być skupiony, jakby był z kamienia.
- Roku… shichi… hachi… kyuu… juu…
Balls skupiał myśli, jak najdalej od tego miejsca. Powracał w pamięci, do czasów kiedy był jeszcze chłopcem. Razem z ojcem zwykli boksować po szkole, uwielbiał te chwile. John Crow był bardzo zamkniętym w sobie człowiekiem, ale dla syna poświęcał swoje samozaparcie. Chciał nauczyć go przygotowania do życia. Balls zawsze potrafił do docenić. Gdyby nie jego ojciec, Dennis prawdopodobnie skończyłby jako handlarz niewolników, jak wszyscy, których znał. Wyobrażał sobie teraz ten worek bokserski i oddychał głęboko, w wyobraźni zadając mu ciosy. Ojciec powtarzał mu zawsze, że opanowanie to podstawa.
- Juuichi… juuni… jusan… juushi… juugo…
Ręce Ruby zaczęły się trząść. Trzymała dzielnie pion, ale jej psychika robiła wszystko by zakończyć cierpienie. W tym momencie podszedł do niej sensei.
- Tu nie ma nawet wiatru, ani przeciwnika…
- Juuroku… juushichi… juuhachi… juukyuu… nijuu…
Sensei pchnął ją lekko lewą ręką. Opadła jak kłoda. Huk tym spowodowany rozbudził Ballsa ze wspomnień. Gdy zobaczył, co się stało, nabrał wściekłości. Napiął wszystkie mięśnie swojego ciała, czekając na to samo.
- Nijuuichi… nijuuni… nijuusan… nijuushi… nijuugo…
Sensei podszedł do Ballsa, kładąc dłoń na jego prawym biodrze. Nie oparł się jednak całą siłą ciała, sprawdzał tylko, na ile bezpiecznie jego podopieczny trzyma się na rękach.
- Nijuuroku… nijuuchichi… nijuuhachi… nijuukyuu… sanjuu…
Mistrz popchnął Ballsa z całej siły. Ten opadł na matę bezbronnie.
- Teraz już wiesz, Dennis, ile to jest trzydzieści sekund… Rozejść się!



***



Ruby odkiwnęła głową i prawie w tym samym momencie otworzyli drzwi do obu kajut. Jason świecił latarką w kierunku kokpitu.
- Jeśli myślicie, że tam będą leżały stosy trupów to macie bardziej zryte psychy ode mnie.
Oboje zniknęli na chwilę w pomieszczeniach, a kiedy wyszli kiwnęli do Jasona głowami na boki. Cała trójka przeszła do mesy, która była zawsze otwarta. Na stolikach leżały tacki z brudnymi talerzami, ale nie było tam żywego ducha. Wszystko wyglądało, jakby ktoś usunął zmianę członka załogi, odpowiedzialnego za posprzątanie mesy. Za nimi znajdowały się, zamknięte na tytanową kłódkę, drzwi do zbrojowni. Najwidoczniej nikt nie zdążył nawet ruszyć po broń.
- Gdzie są, kurwa, wszyscy? - spytała, ze swoim francuskim ’r’, Ruby.
Jason poświecił latarką na mostek kapitański.
- Mówię ci, Balls, nikt normalny nie opuściłby statku bez broni. To po prostu musieli być jacyś idioci, bez kitu.
- Procedura nakazuje, by chociaż jeden członek załogi został na miejscu i pilnował krążownika - odparł bezemocjonalnie Dennis.
Jason i Balls weszli do ostatniego pomieszczenia. Było stosunkowo niewielkie. Znajdował się w nim fotel kapitana, na środku, i dwa mniejsze, należące do pilotów. Ściany pokryte były aparaturą z mnóstwem przełączników i kontrolek. Normalnie powinny mienić się niczym lampki na choince. Na całym pokładzie jednak nie było prądu.
- Najwidoczniej, Balls, ci debile mają w dupie procedury… - podsumował Jason, gdy nagle coś zwróciło jego uwagę.
Klęknął przy jednym z foteli pilotów. Leżała tam pusta butelka.
- Ej, Ruby, twoja ulubiona. Flaviańska Brandy. Teraz już wszystko jasne, zawiało ich.
to be a struggling writer first you need to know how to struggle
Odpowiedz
#18
Cytat:zasilany reaktorem o mocy przyciągania, równym sile jednej czarnej dziury.
wynika, że reaktor był równy sile przyciągania, nie jego moc.
No i w tym miejscu wyłazi problem, który wcześniej poruszyła Kass, dotyczący gatunków. Bo jeśli mamy do czynienia z parodią, to tak może zostać i jest ok, natomiast jeśli to ma być "czyste" SF to mam wątpliwości, bo zastosowanie aż takiej siły mogłoby być jednak ryzykowne i wymagałoby zastosowania naprawdę solidnych materiałów, dwa, nie przychodzi mi do głowy żaden sposób, w jaki można by taką siłę uzyskać (zastrzegam, że z fizyki żadnym specem nie jestem).
Cytat:Typowa ‘lokomotywa’ transportowca składała się z dziewięciu pomieszczeń. Na czele znajdował się kokpit, poprzedzony kabiną kapitana i pomieszczeniami zbrojeniowymi; mesa była naprzeciwko pomieszczeń sanitarnych; potem para kajut; korytarz z reguły otwierały: wejście do magazynu i tzw. ‘Pomieszczenie dodatkowe‘, co w praktyce znaczyło karcer.
mogę się mylić, ale trochę mi zgrzyta ta liczba pomieszczeń - nie za dużo? Te pomieszczenia zbrojeniowe, trochę niefortunne określenie, ale niestety nie znam zastępczego.
Cytat: Czuł nieodpartą pokusę życzenia jej powodzenia, ale wiedział, że to tylko odniosłoby przeciwny skutek.
czyli, że jej się nie powiedzie, coś na nią wyskoczy i odgryzie jej głowę? ;P
Cytat:Mata wydawała się być nieskończona, albo jej wymiary były niebywale szerokie.
"szerokie wymiary", źle to brzmi, imho. Lepiej po prostu "duże".
Cytat:holoprojekcja nadała mu wyrazu japońskiej szkoły walki.
>>> nadała mu wystrój/wygląd
Cytat:Nie atak jest powodem do wyniku, a przewidzenie jego skutku
nie rozumiem tego zdania.
Cytat:Gdy zobaczył, co się stało, nabrał wściekłości
nabrał wściekłości też nie brzmi. Może po prostu "wściekł się"?
Interpunkcyjnych nie wymieniam.

Sądzę, że jest lepiej, dalej trafiają się błędy, ale już nie aż tak dużo, a ilość opisów wydaje się zadowalająca.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości