Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 3.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Bruzdy na czole
#1
Pada i pada, gwóźdź mam w głowie i mnie kłuje. Szedłem boso po mokrej trawie, a za mną szczekały psy, zupełnie bez powodu. Ściskałem w ręku dwie zerwane wcześniej kiści białych winogron, widocznie chciały ich spróbować. Doszedłem do płotu, gdzie pojedynczo wstrzykiwałem sobie słodkie kulki do ust, a wyrzucałem skórkę. Za płotem rósł las, stary las, rósł już tam od lat i szumiało w nim tak samo jak wiele lat temu. Czasem spluwałem i ślina dyndała potem na żerdzi, to przestąpiłem z nogi na nogę, to zjadałem kolejną kulkę. Odwróciłem się i szedłem wzdłuż płotu, na przeciwną stronę działki. Psy wstały i ze zwieszonymi łbami szły za mną. Tam na rogu znów się zatrzymałem i patrzyłem w młody las. Wąskie brzózki, sosenki. Dopatrywałem grzybów, ale ani jednego nie było. Zawiało jak raz mocniej i zrobiło się chłodno. Dojadłem winogrona i wróciłem do chaty. Psy stały przed wejściem i patrzyły na mnie tępo. Ja na nie też, w końcu zamknąłem drzwi i patrzyłem na nie przez szybkę. Jeszcze dobrą minutę stały i gapiły się w drzwi. Czekały na coś? Może miała z drzwi wylecieć sarna? Dostały już jeść.

Stanąłem przy kuchni i odsapnąłem. W domu cisza, nic się nie dzieje. Kot wlazł i pije mleko. Mam do wyboru czytanie książki o dorosłych dzieciach alkoholików albo pięćset innych. Mogę też włączyć telewizor i się ogłuszyć, włączyć muzykę i tańczyć, leżeć w pozycji martwego ciała, oddychać, albo modlić się pod niebiosa. Każdą rzecz i tak wykonam bez przekonania, nie mam pojęcia co tak naprawdę chcę robić. Na pewno ucieszyłbym się na widok kobiety albo przyjaciela. Porozmawiałbym z kimś, wyżalił się komuś z mojej udręki. Wstawiłem więc wodę na zbożową kawę. Chciałem pić minimum dwa litry wody dziennie, ale nie wychodzi mi nawet to. Zapominam. Wczoraj zrobiłem sobie plan dnia, codziennie ćwiczę brzuszki, pompki i na drążku. Mam nawet skakankę i stoper. Będę bardzo silny i wyrzeźbiony, korzystam również z hantli. Dzięki temu zdobędę szczęście, szukam teraz drogi do szczęścia. Dobieram więc najlepsze składniki do bezmięsnych posiłków, co ułatwia mi wspinanie się na drodze do uzyskania zdrowia doskonałego, przez co będę miał dostęp do bramy na ścieżkę rozwoju ducha. Rozklepię ją wtedy po raz kolejny, aby na nowo o niej zapomnieć i skoncentrować się na nic nie znaczącej pracy. Odkąd podjąłem się prywatnej grafomanii nie sposób oderwać mnie od komputera. O tak, jestem uzależniony. Chociaż dużo piszę również długopisem. Chciałbym opublikować kiedyś coś, co uleczy świat, jeśli tego nie zrobię, poniosę karę za niewykonane zadanie. Jeśli za mojego życia świat pogrąży się w chaosie, to będzie to wyłącznie z mojej osobistej winy, przez moje niedopatrzenie i niewykonanie właściwych zadań, które stoją tu w rządku, czekają w kolejce.

A może powinienem pogodzić się z Bambi? Tak nazwałem w sobie dziewczynkę. Siedzi często na łące i jest skulona, trzyma się za kolana i patrzy w las. Jest sama, na tej samej łące, na której jadłem winogrona. Próbowałem kiedyś o niej napisać opowiadanie erotyczne, ale czuję się wtedy jak stary pedofil. Ma na sobie spódniczkę i bluzkę, raz jest blondynką, raz ma czarne włosy, ale zawsze siedzi w tej samej pozycji i nigdy się do mnie nie odwraca. Próbuję czasem, leżąc w łóżku i relaksując się do cna, zajrzeć w jej oczy. Zobaczyć kim jest. Nic to nie daje, odwraca się. Raz, zupełnie przez przypadek, po prostu zobaczyłem ją z drugiej strony. Była zapłakaną, starszą kobietą moczącą kij w rzece. Trudno, taki już los kija. Czyli że ona w jakimś sensie, psychologicznie, jest mną, częścią mnie… czuję, że nie mam do niej dostępu, zapadam się pod siebie, kombinuję jak ją ujrzeć, jak z nią porozmawiać, dojrzeć w niej resztki własnej niewinności zakopanej na kurhanie kompulsywnych działań. Bambi, czemu nazwałem ją Bambi? Są chwile, gdy mówię na nią Marysia. Nie chcę jej zrobić krzywdy, ale jeśli ciągle będzie tak siedzieć, to mnie sprowokuje. Ale co wtedy? Czy fantazyjny gwałt na małej dziewczynce sprawi, że stanę się lepszym człowiekiem? Czy w ten sposób zbliżę się do oświecenia? Czy dzięki temu będę mógł galopem rwać na rydwanie wozu współczucia i uleczać narody? A gdybym tak dał jej czas, siedział po prostu obok i zaczekał aż coś powie. A gdybym był dżentelmenem, co czasem i mi się zdarza, i powiedział jej. “ładny las, prawda? Podoba ci się las? Dlaczego moczysz kij i się nie odzywasz?”

Marysia bardzo przypomina mi tę postać, którą byłem podczas pierwszej regresji. Wprowadzono mnie wtedy w stan hipnozy, abym przypomniał sobie przeszłe wcielenie i dzięki temu dotarł bliżej cech boskich. Wtargnąłem wtedy w skórę małego chłopca zamkniętego w piwnicy i bałem się mówić. Jedyne co wyszło mi przez usta podczas hipnozy to to, że boję się mówić, że boję się mówić nawet o własnym strachu mówienia. Że boję się na dwóch płaszczyznach na raz, że nawet gdy wypowiem, że to właśnie ten strach mnie boli, to skończy się to, co jest teraz. Wolałem już, jako ten chłopiec, trwać w milczeniu i znanym bólu, niż powiedzieć coś na głos, ale dzięki terapeutce (przewodniku hipnozy) oraz własnej (niezrównanej) inteligencji, wybrnąłem i poprzez dogłębną empatię wymogłem na tym malcu słowa “boję się mówić”, po czym pod wpływem emocji doznawałem wielominutowych dreszczy. Tak samo chciałbym się skontaktować z Bambi. Może źle na to patrzę? Może ona nie jest częścią mnie, tylko ja jestem nią. Może ten dystans, że ja na nią patrzę, a nie mogę wejść w jej sytuację tworzy we mnie ten dysonans gwałciciela. Wszystkie myśli moje krążą przecież wokół niej, gdy zastanawiam się, czy moje zachowanie jest ekologiczne! Albo czy przypadkiem nie robię komuś krzywdy i czy mogę być sobą w ogóle nie krzywdząc przy tym świata? To jest opresja myśli! Ja nie potrafię czasem przebrnąć przez akapit książki nie besztając w myślach jakichś ludzi, widzę litery i muszę się cofać, czytać na nowo, bo odrywa mnie od treści nagły, świetny materiał na sztukę, na nowy dramat, w którym to w końcu ja znęcam się emocjonalnie nad winnymi, ale wszystko, oczywiście, ku drodze do ich oświecenia! Cóż za ewenement troski! Dopiero po takim filmie gotowy jestem na następny akapit lub sesję medytacji. Ot, cały mój świat.

Ale co z Bambi i małym chłopcem w piwnicy? Czy oni się znają? Czy nie siedzieli tam razem? A może mi się tylko wydawało wtedy, że to był chłopiec. W sumie nie widziałem tamtego z zewnątrz, byłem w środku niego. Czułem się wtedy dzieckiem, ale czy na pewno chłopcem? Ta myśl nie daje mi teraz spokoju, jakiej płci byłem w tamtej piwnicy? Może byłem bezpłciowym duchem, albo jednostką szczególną, obdarzoną kobieco-męskim postrzeganiem rzeczywistości? A może Bambi po prostu wyszła już z piwnicy i moja niedawna trzymiesięczna podróż pełna przygód była owym wyjściem na wolność? Przecież sprzedać wszystko i rzucić kawał życia w cholerę to nie taka łatwa sprawa! Od tamtej chwili, zaprawdę powiadam, zacząłem żyć po swojemu! Wydostałem się z dowolnie interpretowanej “klatki”. A teraz? Czyż nie jestem w tej samej, przybitej pozycji, ale w innym otoczeniu? Czy nie siedzę na łące skulony, a drzewa wyją, pachną soczyście, dookoła sad morelowy, jabłka padają co parę chwil, a ja, Bambi, siedzę nad brzegiem rzeki Dymacz i szlocham jak wieś mała? Dlaczego przywdziany mam kostium japońskiej uczennicy? Czy to mści się na mnie dziecko, które musiało gonić wiecznie za nauką i wymaganiami, zamiast pieścić swoją kobiecość? Czy moja kultura szturmem wzięła moją dziewczęcą spontaniczność i zabawiała się nią jak radziecka armia? Czy możliwym jest, że ta mała dziewczynka, słodka i niewinna Bambi, bawi się kijkiem i próbuje, biedna, cofnąć bieg rzeki? Nosi w sobie cały ciężar mojej dorosłej pracy nad wyrwaniem się z opresji, nad zaspokojeniem głodu tych, którzy widzieli we mnie zdolne, acz leniwe dziecko! Och, Bambi! Czemuś jest taka nieszczęśliwa? Przepraszam ciebie tak mocno, że zapomniałem o tobie! Żałuję tego wielce, choć krzyczą wszyscy wielcy, że nie żałują niczego! Przy tobie, Bambi, jestem taki mały! Taki mały jak ty! Chcę z tobą porozmawiać, tak bardzo! Obiecuję ci z całych sił, że żadnej krzywdy ci nie zrobię, że jeśli cię dotknę, to tylko z czułości, z opieki…

Z opieki? Ach tak! A kim to pan jest, żeby dawać Bambi opiekę? Zrozpaczony głupiec, oto pana portret! Nie, Bambi, trzymaj się lepiej ode mnie z daleka, bo choćbym świecił oczami mocniej niż zielona raca to pod moją skórą czai się grzyb! Ale czy właśnie nie rozpanoszył się ten grzyb dlatego, że jest we mnie dziura wydrążona? Że mała Bambi zostawiła mnie i woli żyć w piwnicy, czy nad rzeką, sama, niż być częścią mojego rozgorączkowanego ciała? Bambi, ja potrzebuję ciebie, żeby tej gorączki się pozbyć! Wróć do mnie Bambi, ja cię błagam!

Na co zdadzą się moje błagania! - już ona zna te oszustwa. Raz na kolanach jestem, raz zejść każę innym na nie. Co poradzę, może zostaje mi tylko rzucie winogron i spluwane w płot? Może powinienem zająć się tresowaniem psów, chociaż tego nie znoszę? Nawet tego nie potrafię - wytresować psa! Lubię jeździć konno, ale również z końmi straciłem kontakt, a one były takie wrażliwe. Takie jak Bambi. Jak byłem mały, rzecz można, że byłem koniem! Teraz nie ma we nawet pazura tygrysa. Chociaż, czy to przypadkiem nie odważny tygrys próbuje właśnie łagodnieć, rozdrapując rany? Bambi tak bardzo boi się mojej wybuchowości! Wyciągam pazury szybciej niż lew, jestem zwinny i bystry, ale jej to nie imponuje - siedzi niewzruszona i łowi ptasie pióra z rzeczki. Symbole! Strzępią się skrzydła Ikara nad rzeką Dymacz!

Jak się dostać do tej małej dziewczynki, oto jest pytanie! Wydaje mi się mocno, że gdy tego dokonam, mniej zależny będę od przytłaczającego mnie gniewu i miotających mną kompulsji. Może pójdę na rower? Przydałby mi się spacer, ale ciągle pada. Dzisiaj robiłem już ćwiczenia, bawiłem się z psami. Zjadłem obiad. Mam! Wiem! Nie piłem wody! Koniecznie muszę napić się wody, jestem przekonany że wiele z moich problemów mógłbym wyleczyć regularnym spożywaniem tego życiodajnego elementu. Ona przecież reguluje w ciele wszystko, sam jestem wodą, można by uogólnić, w całości prawie! A skoro reguluje, to i pomaga w wydalaniu! A może ja muszę coś z siebie wydalić? Tego grzyba na przykład, żeby się do Bambi w ogóle zbliżyć. Może ona doskonale wie kogo do siebie dopuszcza? Dlaczego ja traktuje ją jak takie małe, niewinne stworzenie?… Nie! Nie chciałem! Bóg mi świadkiem, Bambi, że nie chciałem zaprzeczać temu, że jesteś niewinna! Bambi proszę cię, nie obrażaj się na mnie! Nie odrzucaj mnie znowu! Idę napić się wody, w wodzie znajdę odpowiedź. Nie, to są złe nawyki! Nie mogę oczekiwać odpowiedzi od wody! Piję, bo chcę, ot co!

Było zamieszanie z psami, jeden chciał wejść drugi wyjść, potem nie wiedziałem, który co chciał, w końcu zamieniły się miejscami. Pada i pada, ale któryś musi stać na czatach w razie złodzieja. Od tego są w końcu psy, zwierzęta domowe. Spełniają jakąś funkcję, prawda? Na co karmić psa, jeśli ten ma żadnej funkcji nie spełniać? Po co komu taki pies? Czasem widzę właścicieli, którzy mają psy po to, żeby ładniej wyglądać. Inni, żeby nie być samemu. Kolejni uważają to za świetny dodatek do własnej osobowości, która bez psa, byłaby im dziwnie niepełna. Do tego jest mnóstwo ras, każda dostosowana do potrzeb i gustu oraz zatrzęsienie kundli o nieokreślonym wyglądzie. To też są jakieś funkcje, a u nas bronią posiadłości. Prosta zasada - psy w tym domu są po to, żeby pilnować gospodarstwa. Kocham je jak tylko mogę, ale gdybym ich nie potrzebował, to bym ich tak nie kochał! I tak się stało, że suka chciała zostać w domu, a teraz była jej kolej na dwór. Może ja nie powinienem ich tak rozdzielać? Może już lepiej, żeby na dworze były razem? Czy ja mam jakieś żołnierskie zapędy i pozostaje mi jeszcze wpaść na pomysł sporządzenia rozkładu warty? Chryste! Do tego widziałem jak suka patrzy mi w oczy i prosi, błaga o to, żeby nie wychodzić. Że ona chce zostać. Czy ja nie traktuje jej równie oschle jak Bambi? Ale przecież jakieś zasady muszą w tym domu obowiązywać! Inaczej nie będzie żadnych reguł i wszyscy powariują! Psy na tapczanie, psy w łóżku, psy przy stole podczas jedzenia, psy, wszędzie psy! Może one właśnie potrzebują wskazania drogi, kogoś z zasadami, bo inaczej będą zakłopotane? Inaczej taki pies wejdzie człowiekowi na głowę, jak kot! Jeszcze będziecie mi wdzięczne za tę odrobinę zasad!

Droga Bambi, co się z nami porobiło? Byłem dzisiaj na łące, tam gdzie siedzisz, i biegałem w koło. Chodź, proszę cię, pobiegajmy razem. Zgubiłem gwoździa z głowy.
Odpowiedz
#2
Cytat:Szedłem boso po mokrej trawie, a za mną szczekały psy, zupełnie bez powodu. Ściskałem w ręku dwie zerwane wcześniej kiści białych winogron, widocznie chciały ich spróbować.
Chodzi mi o to podkreślone: w pierwszej chwili nie wiadomo, kto chciał spróbować. Wink

Cytat:Za płotem rósł las, stary las; rósł już tam od lat i szumiało w nim tak samo, jak wiele lat temu.
Średnik jest sugestią - ładniej by się czytało; przecinek to mus.

Brakuje mi płynności, połączeń między zdaniami.

Cytat:Odkąd podjąłem się prywatnej grafomanii, nie sposób oderwać mnie od komputera.

Cytat:Chciałbym opublikować kiedyś coś, co uleczy świat, jeśli tego nie zrobię, poniosę karę za niewykonane zadanie.

Podkreślone lepiej by wyglądało IMHO jako osobne zdanie.
Znam ten ból istnienia, ale niezbyt ciekawie do niego podszedłeś; nic specjalnego.

Cytat:Zobaczyć, kim jest.

Cytat:dojrzeć w niej resztki własnej niewinności zakopanej na kurhanie kompulsywnych działań.

No, teraz z Bambi zaczyna się robić ciekawie.

Cytat:Może ten dystans, że ja na nią patrzę, a nie mogę wejść w jej sytuację, tworzy we mnie ten dysonans gwałciciela.

Cytat:Jak byłem mały, rzecz można, że byłem koniem!
Literóweczka.

Cytat:Było zamieszanie z psami, jeden chciał wejść, drugi wyjść, potem nie wiedziałem, który co chciał,

Cytat:Pada i pada, ale któryś musi stać na czatach w razie złodzieja.
Nie za bardzo. Może raczej "w razie pojawienia się złodzieja"?

Im dalej w las, tym lepiej. Sposób, w jaki ubierasz swoje przemyślenia robi się coraz ciekawszy, pozostaje konsekwentny. Całość nie powala mnie jakoś na kolana; jest tu jednak kilka niezłych fragmentów. Puenta też Ci się udała.
Psy nas słuchają. Kiedy mówimy im, co robić, są zadowolone. Wygląda na to, że mają dość poukładane życie, którym rządzimy my, a one mogą beztrosko i radośnie za nami podążać. Taka mi się refleksja nasunęła.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#3
Początek mnie nie zachęcił. W zasadzie były dwa powody, dla których postanowiłem czytać dalej. A nawet trzy. Po pierwsze stwierdziłem, że tekst nie jest długi, więc czasu nie stracę. Po drugie mam w mózgu takie połączenie: vysogot=dobra proza. A po trzecie zazwyczaj jak już zaczynam coś czytać, to zazwyczaj kończę. W końcu jestem recenzentem Smile
I nie żałuję, że przeczytałem resztę, bo zaczęło się wszystko naprawdę fajnie rozwijać. Rozważania o psach, o sobie samym, o Bambi są trafne, przemyślane, dojrzałe i w nawet w jakiś pokręcony sposób zabawne. Ale to raczej czarny humor. Narrator ma swoje zwyczaje, może nawet paranoje, ale przez to wydaje się taki cholernie ludzki i autentyczny. Pisze o weltschmerzu, ale unikając całej sterty banałów i bzdur. Aż poczułem ten weltschmerz. Aż się utożsamiłem, chociaż nie mam psa, nie mieszkam na wsi i nie obserwuję małych dziewczynek moczących kija nad strumieniem. Ale ten tekst jest tak hipnotyczny, że gdyby ktoś zaraz po lekturze by mnie zapytał o kim to, to bez wahania powiedziałbym, że o mnie.
Każdy mały wątek to jak koraliki nanizane na sznurek. Wszystko się ładnie komponuje, a zakończenie jest wręcz baśniowe.
Można powiedzieć, że właściwie nic się tu nie dzieje, że "ale to już było".
Może i było, ale nie tak. Jest forma. Jest treść. Jest dobrze.
Boję się tylko, że gdyby tekst był dłuższy, to by mi się nie chciało czytać, bo początek nie był zachęcający...

Więc za ten początek dam 4/5
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości