Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 4
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Biała Dama.
#1
trzecia część cyklu po mdłościach i oczach marty.

trochę akcji się pojawia.

WWWOd godziny dłubałem w korkowej tablicy myśląc tylko o jednym: gdzie są klucze do piwnicy, przecież muszą gdzieś tu być. Coraz więcej małych kawałków korka zasypywało stół i klawiaturę laptopa a krater w tablicy powiększał się jakby wygryzały go żarłoczne pasożyty. Zmieniłem kolejny zapchany paznokieć i ciągle zadawałem sobie pytanie: gdzie są klucze od piwnicy? Nie mogłem ich zgubić poza domem, nigdy ich nie zabieram, po co miałbym brać ze sobą klucze od piwnicy. Miałem jeszcze godzinę do spotkania z Leną, ale co jej powiem, jak wytłumaczę, że nie pojedziemy na ten jej wymarzony rowerowy wypad za miasto. Sorry, Lena, ale zgubiłem klucze do piwnicy. Dlaczego nie trzymam rowera w mieszkaniu, to takie proste rozwiązanie, jakby miejsca brakowało, mam cztery meble (licząc lampę), rower spokojnie by się zmieścił, ale nie. Rower będzie stał w piwnicy. Brawo idioto.
WWWMoże nawet Lena by to wszystko zrozumiała, akurat ona tak, prędzej Lena niż Ida, Maria, Ania nie wspominając o Pat bez wad. Mimo to wpadnie w szał. Bardzo jej na tym wyjeździe zależało.
WWWPoznałem ją dwa tygodnie temu u Burasa w mieszkaniu. Odbywała się domówka, przyszedłem grubo spóźniony (jak zwykle). Walnąłem solidny bifor z siedmiu piw, więc już wchodząc byłem trochę pijany no i zły. W drodze zgubiłem pół paczki papierosów (jak wysiadałem z tramwaju, laska z wielką walizką w której pewnie przewoziła sztabki ołowiu przejechała mi po nodze, schyliłem się, żeby rozmasować bolący palec i wtedy fajki musiały wypaść z otwartej kieszeni kurtki). Strasznie chciało mi się lać, więc mówię do Burasa, oby ktoś nad tobą czuwał, bo jeśli kibel jest zajęty naleję do zlewu w kuchni. Buras powiedział, że od dwóch godzin rzyga tam znajoma jego dziewczyny i jeśli chcę zanużyć się w morzu wymiocin, to proszę bardzo. Powiedziałem, że nie chcę zanużyć się w morzu wymiocin, ale mogę to zrobić. Wszedłem więć do łazienki i tak poznałem Lenę. Ramiona i dłonie oparła na muszli tak zgrabnie jakby to była figura z baletu, ale głowa zwisała do wanny niestety bez odrobiny wdzięku, może nie mogła zdecydować się gdzie wymiotować. Cała była w białym serze zmieszanym z sosem pomidorowym, a na plecach błyszczała wielka czerwona plama, bo debile zamiast ją przywrócić do życia polewali keczapem i śmiali się, że Leny już nie ma, że teraz jest zombie i nie można mieć żadnych skrupułów. Kierowałem się chyba odruchem, bo nie rozumiem samego siebie w tamtej sytuacji, po odlaniu, starłem papierem wymioty z jej bladej twarzy, umyłem włosy a później rozebrałem (z wyjątkiem wielkich majtek, których bałem się ściągnąć, bo były tak wielkie) i obmyłem z tego całego szlamu. Zaczęła trzeźwieć i mówić coś po ukraińsku, a gdy przyniosłem czyste ubrania dziewczyny Burasa powiedziała już po polsku "jak mnie widziałeś nagą, to muszę być twoją dziewczyną, bo wiesz, ja nie jestem jakąś szmatą". Zgodziłem się na to i Lena stała się moją dziewczyną.
WWWWstałem od stołu i sprawdziłem jeszcze raz wszystkie miejsca w których klucz mógł być i te w których nie mógł być. Dalej nic. Dalsze nerwy i szczegółowe retrospekcje, jednak nie na tyle szczegółowe, by pojawił się w nich feralny klucz do piwnicy w końcu trzeba było zakończyć, zadzwonię i przeproszę, pomyślałem, jakoś to przeżyje. Wyszedłem na balkon żeby zapalić i wtedy znalazłem paczkę papierosów, która niby wypadła mi tamtej nocy gdy wysiadałem z tramwaju. Nie wiem jak to możliwe, że przez ostatnie dwa tygodnie jej nie zauważyłem, ale była. A w środku – klucz do piwnicy. Wygrywam tylko wtedy gdy jestem zupełnie zrezygnowany.
WWWZabrałem ze sobą dwie aspiryny (nie wiadomo kiedy mogą się przydać), maskę do nurkowania, sprej na komary, trzydzieści złotych i prezerwatywy – sama powiedziała, żebym nie zapomniał i tą bezpośredniością mnie nawet ujęła. Aha, wrzuciłem do plecaka jeszcze gazę i wodę utlenioną. Nie wiem dlaczego o to prosiła, nie wygladała na osobę, która przejmuje się zasadami bezpieczeństwa wycieczek rowerowych, a szanse, że jest dziewicą oceniłem, jeszcze u Burasa, po pierwszych trzech minutach trzeźwej rozmowy, na zero procent.
WWWDojechałem na Bielany grubo spóźniony (jak zwykle). Walnąłem lekki bifor z trzech piw, więc podjeżdżając pod klatkę Leny, byłem trochę pijany. W sumie nie piję zbyt dużo, ale zagnione klucze tak mnie wyczerpały, wymęczyły psychicznie, że musiałem coś z tym zrobić. Czekając aż zejdzie wybierałem resztki korka spod paznokci i zastanawiałem się czy woda w jeziorze będzie ciepła. Pewnie gdy dojedziemy słońce będzie już zachodzić.
WWWJechaliśmy kilka kilometrów w zupełnym milczeniu. To była kara za spoźnienie, którą chętnie zaakceptowałem. Lepsze to niż pełna napięcia rozmowa i dochodzenie do tego co tak naprawdę ją zdenerwowało bo przecież nie chodzi o żaden głupi rowerowy wyjazd. Chodzi oczywiście o coś innego, jeśli nie domyślę się od razu, będzie gorzej. Na szczęscie milczała więc i ja milczałem jadąc cały czas za jej plecami i gapiąc się na szczupłe nogi. Na szczęscie założyła bardzo krótkie szorty. Na szczęcie dla mnie, bo Lena co chwilę stawała na pedałach i poprawiała ułożenie spodenek w kroku. Musiały się strasznie wpijać, ale jest to cena ultraseksownego wyglądu. Na jednym z postojów w końcu odezwała się, ale nie patrzyła na mnie więc nie mogłem poczuć się w pełni bezpiecznie.
WWW– Wziąłeś to o co cię prosiłam?
WWW– No.
WWW– Jak przyjedziemy pewnie będzie ciemno.
WWW– W niczym to nam nie przeszkodzi.
WWW– Masz coś na myśli?
WWWCzy mam coś na myśli? Czy ja mam coś myśli? Raczej co ty miałaś na myśli rzucając tydzień temu pomysł wyjazdu rowerowego z wiadomymi dodatkami, pomyślałem.
WWW– Jedźmy, bo będziemy wracać w nocy. Nie chciałbym wracać tym lasem w nocy.
WWW– Boisz się komarów?
WWW– Przecież wziąłem sprej na komary. Boję się białej damy.
WWW– Głupi jesteś.
WWWJechaliśmy kilka kilometrów w głąb lasu, już naprawdę tracąc nadzieję, że jest tu jakiekolwiek jezioro, aż w końcu zauwżyłem prześwit i biel coraz bardziej rozpychającą drzewa. Droga skończyła się na małej dzikiej plaży. Było cicho i pusto, same drzewa, trawa i woda, oprócz spalonej ławki wystającej z ziemi i wypalonego przy niej okręgu obłożonego kamieniami. Lena zatrzymała się przy zgliszczach ławki, zsiadła z roweru i weszła w pokrzywy i trzciny jakby była zupełnie odporna na ból. Wyciągnęła stamtąd duży patyk, podeszła do ogniska i zaczęła w nim grzebać.
WWW– Popatrz, tu są jakieś spalone spodnie.
WWW– Co?
WWW– Dżinsy, do połowy spalone.
WWW– Bardzo ciekawe.
WWWWyciągnałem z plecaka Leny koc i rozłożyłem się na nim. Piwa które wypiłem przed wyjazdem zupełnie wyparowały i trochę żałowałem, że nie wzieliśmy żadnego alkoholu.
WWW– Lena, palisz może?
WWW– Nie.
WWW– Zapomniałem zabrać fajki.
WWW– W ogóle cię nie dziwi to, że znalazłam w ognisku spalone spodnie? Może tu kogoś zamordowali.
WWW– Myślę, że nie. Pewnie po prostu spalili komuś spodnie albo ktoś sam spalił swoje spodnie bo uznał, że już wyszły z mody, ale zrozumiał to dopiero tu, w stanie niezapośredniczonego kontaktu z przyrodą.
WWWLena wyrzuciła patyk z powrotem w pokrzywy i w końcu przyszła do mnie, złość wyparowała z niej pewnie jak ze mnie piwa, położyła mi głowę na piersi i objęła nogą. Na białej skórze pojawiły się czerwone ślady po poparzeniu pokrzywami.
WWW– Nie swędzą cie.
WWW– Oj, nieee… – powiedziała to tak miękko jakby przeżywała dużą przyjemność. Było to dziwne, ale przecież wszystko jest dziwne.
WWWWdychałem zapach włosów Leny i masowałem jej ucho, którego kształt bardzo lubiłem. Gdy wszystko układało się jak najlepiej poczułem ten dziwny niepokój. Ktoś na nas patrzył. Usłyszałem hałas wysoko, gdzieś w koronach drzew. Zerwał się jakiś ptak, ale nie dostrzegłem go, hałas był za duży nawet na wrone. Nie znam się na ptakach, ale to musiało być wielkie ptaszysko.
WWW– Słyszałeś – zapytała z niepokojem Lena.
WWW– Ptak jakiś.
WWW– Duży.
WWW– No.
WWW– Miałam to uczucie.
WWW– To, że ktoś patrzy.
WWWWidziałem w oczach Leny może nie strach, ale gotowość. Częściowo przyjęliśmy tę sytuację jako wkręt, jak to zwykle bywa, robiło się ciekawie, dlaczego nie pobawić się w moment zagrożenia. Niepokojąca obecność w ciemnym lesie, młoda para w miłosnym uścisku, nadchodzący zmierzch, jak można nie wykorzystać tego do zbudowania seksualnego napięcia. Musiałbym być frajerem. Pocałowałem Lenę ale nie zywczajnie, tylko głęboko, ona odwzajemniła to nawet mocniej niż się spodziewałem, wskoczyła na mnie i wbiła mi paznokcie w szyje, że aż jęknąłem. Było naprawdę zbyt dobrze. Gdy zaczęła sapać i próbowałem zdjąć jej koszulkę, przyłożyła mi palec do ust i powiedziała.
WWW– Poczekaj, musisz coś zrobić.
WWW– Oczywiście, że muszę coś zrobić – zaśmiałem się.
WWW– Nie, nie o to chodzi. Kochasz mnie?
WWW– Lena, nie przesadzajmy, nie gramy w filmie.
WWW– Ok, zależy ci choć trochę na mnie… bo to o co cię poproszę… ok. Albo to zrobisz albo mam cię w dupie.
WWWWstała tak szybko jak się na mnie rzuciła i poszła po plecak. Byłem najdelikatniej mówiąc kurewsko zszokowany.
WWW– Lena, co się dzieje.
WWWWracała do mnie śmiertelnie poważna, rozsuneła zamek, wyciągnęła metalowe pudełko. Spojrzała na mnie zimnym wzrokiem i otworzyła je. Były tam głównie żyletki. Ale też chyba skalpel, strzykawka, igły i fiolka lekarstwa.
WWW– Najpierw wstrzykniesz mi aneprofil, przyśpiesza krzepnięcie krwi, później…
WWWLena ściągnęła szorty i choć myślałem, że były na tyle krótkie, że nie ma mowy o zaskoczeniach, jednak były. Blizny po głębokich nacięciach ciągnęły się od pachwiny i przecinały jej wargi sromowe, było kilka nie wpełni zagojonych ran na podbrzuszu. Głównie jednak pachwiny i srom. Gęsta siatka blizn i ran, jakby ktoś wrzucił jej do majtek jeża z żyletkami zamiast kolców.
WWW– Wstrzykniesz mi to a później mnie ponacinasz.
WWW– Zwariowałaś – wstałem na równe nogi i chyba niechcący oplułem czubek jej głowy.
WWW– No zrób to kurwa. O to jedno cię proszę.
WWW– Nie będę ci wycinał wzorów na cipie, zwariowałaś, nie ma mowy… co to w ogóle jest.
WWW– Inaczej się nie podniecę.
WWW– Fantastyczna wiadomość. Jesteś chora Lena, nie mogę ci tego zrobić.
WWWPoszedłem kawałek dalej i usiadłem na do połowy spalonej ławce.
WWW– Kurwa, jeszcze papierosów zapomniałem.
WWW– Wiedziałam… myślałam… łudziłam się, że może ty zrozumiesz.
WWW– Co? Lena, kurwa, tego nie da się zrozumieć. Myślę… że sobie z tym poradzimy, ale ja pierdolę. Wiesz na co mam ochotę? Mam ochotę wsiąść na rower i zostawić cię tu. I nigdy więcej cię nie zobaczyć. To jest masakra, dosłownie, masakra, to co tam masz.
WWWOczy Leny, błysnęły w nich łzy, chyba. Była bardzo zła, ale ja byłem zły jeszcze bardziej. I wtedy z krzaków wyłonił się zarośnięty koleś, mniej więcej w moim wieku, cały umazany błotem z kondomem wplecionym w kręcone włosy, w obrzyganym podkoszulku i oczywiście bez spodni ale w garniturowych butach i białych skarpetach.
WWW– Chętnie to zorbię. Jak ten tutaj, nie chce.
WWWLena podniosła zapłakaną twarz z kolan i, co za zdumienie, uśmiechnęła się do tego wyciągniętego ze śmietnika leszcza z politechniki, bo od razu jak go zobaczyłem pomyślałem, że to typ z polibudy.
WWW– Chętnie ci pomogę. Jak widać, nie wszyscy potrafią dać kobiecie to czego chce.
WWW– O czym ty koleś pierdolisz?
WWWStudent jak gdyby nigdy nic podszedł do Leny, wyciągnął do dłoń jakby prosił do tańca, ona mu podała swoją i już szli gdzieś w głąb lasu. Uderzenie zimna i gorąca na przemian w głowę i byłem przy nich i powaliłem studenta na ziemię i nawet dwa razy zdążyłem uderzyć go w twarz, zanim Lena mnie przytuliła i przebłagała, żebym go zostawił.
WWW– Pozwól jej wybrać.
WWW– Lepiej wytrzyj krew z nosa – odpowiedziałem.
WWW– Posłuchaj, nie możesz decydować za mnie. Zdecydowałam, jeśli on chce mnie pociąć, to chętnie się zgodzę. Bo ty jak widać masz gdzieś moje potrzeby. Ty oziębły chuju.
WWWLena poszła po żyletki i igły, a Student wstał i poszedł za nią. Rozłożył się na naszym kocu i czekał na dyspozycje.
WWW– Jak się nazywasz?
WWW– Mirek.
WWW– Kurwa, Lena, dasz się ciąć jakiemuś Mirkowi?
WWW– Nie odzywaj się do mnie.
WWW– Lena! Proszę, nie rób tego – głos z nerwów zaczął mi drżeć – Nie możesz! Nie możesz!
Podbiegłem do niej i złapałem ją mocno za przegub w którym trzymała brzytwę.
WWW– Nie? Bo co?
WWW– Nie możesz, bo to tak… – głos mi odjęło, ale trzeba było powiedzieć, powiedzieć to co dopiero wypowiedziane zadzwoniło mi w głowie jak najdziwniejsze wyznanie miłości w moim życiu – bo to tak, jakbyś mnie z nim zdradziła.
WWWPatrzyliśmy na siebie długo, aż Mirek odezwał się zniecierpliwiony.
WWW– To, może pożyczycie mi chociaż dwadzieścia złotych na autobus.
WWWRzuciłem mu te trzy dychy co ze sobą wziąłem i Mirek zniknął w zaroślach.
WWW– Teraz musisz to zrobić.


WWWNic nie wiedziałem o samookaleczaniu, ani też o okaleczaniu ludzi, ciąłem delikatnie, płytko, chirurgicznie. Rozbolała mnie od tego głowa, dobrze, że wziałem aspiryny. Aneprofil chyba działał bo krwawienie szybko ustawało. Wziąłem po wszystkim Lenę na ręcę i weszliśmy do jeziora. Tafla wody zaczęła się podnosić a woda robiła się coraz cieplejsza. Po chwili w jeziorze było czerwono a ja przyciskałem Lenę mocno do piersi. Pytała mnie czy jej nie zostawę, czy już zawsze będziemy razem, ale nie mogłem jej nic powiedzieć na pewno. Zerwał się wiatr, a czerwono-białe fale obmywały dziką plażę. Przepłynęły obok nas do połowy spalone spodnie Mirka, ryby unosiły się na powierzchni do góry brzuchami i było coraz bardziej gęsto, a blada twarz Leny wyglądała pięknie jak nigdy. Patrzyłem w jej oczy i myślałem, że to chyba zaraz koniec i wtedy blond włosy zrobiły się bielsze a oczy nabrały nienaturalnej jasności, na niebie zakołował wielki orzeł z głową Mirką w szponach i wyszeptałem Lenie do ucha, że jest białą damą, a ja byłem głupi i o tym nie wiedziałem.
Odpowiedz
#2
Cytat:Od godziny dłubałem w korkowej tablicy, myśląc tylko o jednym: gdzie są klucze do piwnicy, przecież muszą gdzieś tu być. Coraz więcej małych kawałków korka zasypywało stół i klawiaturę laptopa, a krater w tablicy powiększał się, jakby wygryzały go żarłoczne pasożyty.

Cytat:Miałem jeszcze godzinę do spotkania z Leną, ale co jej powiem, jak wytłumaczę, że nie pojedziemy na ten jej wymarzony rowerowy wypad za miasto.
Lepiej by brzmiało "nie wybierzemy się" IMHO. "Jechać na wypad: nie brzmi za dobrze.

Cytat:Dlaczego nie trzymam rowera
Roweru Big Grin

Cytat:Brawo, idioto.

Cytat:Może nawet Lena by to wszystko zrozumiała, akurat ona tak, prędzej Lena niż Ida, Maria, Ania, nie wspominając o Pat bez wad. Mimo to, wpadnie w szał.

Cytat:Walnąłem solidny bifor z siedmiu piw, więc już wchodząc byłem trochę pijany, no i zły. W drodze zgubiłem pół paczki papierosów (jak wysiadałem z tramwaju, laska z wielką walizką, w której pewnie przewoziła sztabki ołowiu, przejechała mi po nodze, schyliłem się,

Cytat:bo jeśli kibel jest zajęty, naleję do zlewu w kuchni.

Cytat:Ramiona i dłonie oparła na muszli tak zgrabnie, jakby to była figura z baletu, ale głowa zwisała do wanny, niestety bez odrobiny wdzięku, może nie mogła zdecydować się, gdzie wymiotować. Cała była w białym serze, zmieszanym z sosem pomidorowym, a na plecach błyszczała wielka czerwona plama, bo debile zamiast ją przywrócić do życia, polewali keczapem i śmiali się, że Leny już nie ma, że teraz jest zombie i nie można mieć żadnych skrupułów.
Długie zdania - nie jestem pewna, czy to błąd, bo czasami w książkach spotyka się jeszcze dłuższe, ale z tych akurat dałoby radę zrobić kilka krótszych, po prostu lepiej by wyglądały. No i końcówka o skrupułach: "nie trzeba mieć żadnych skrupułów" - tak bym ją przerobiła.

Cytat:a gdy przyniosłem czyste ubrania dziewczyny Burasa, powiedziała już po polsku

Cytat: Byłem, najdelikatniej mówiąc, kurewsko zszokowany.
Dobre Big Grin

Cytat:Poszedłem kawałek dalej i usiadłem na do połowy spalonej ławce.
"Na spalonej do połowy ławce".

Cytat:Jak ten tutaj, nie chce.
Zbędny przecinek.

Znowu musiałabym skopiować cały tekst, poprawiając go pod kątem przecinków.
Ten mi się podoba dużo bardziej, niż "Oczy Marty". Jeszcze lepiej napisany, zakończenie mnie zaskoczyło i poraziło, że on się zdobył na to cięcie Undecided Oryginalny pomysł i naprawdę niezłe wykonanie,[/quote] świetnie się czytało, poza tymi przecinkami.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#3
z tym rowerem bez kitu zmieniałem trzy razy : ) i na końcu i tak źle wybrałem. często mam żenujące wpadki w stylu zburz kiedyś napisałem zamiast zbóż.

Cytat:Lepiej by brzmiało "nie wybierzemy się" IMHO. "Jechać na wypad: nie brzmi za dobrze.

mam taki styl, że wszystko upraszczam do najbardziej swobodnego typu wypowiedzi mówionej, dlatego nie piszę wybierać się bo dla mnie to już jest prawie decorum, ale masz rację, że źle to uzgodniłem z "wypadem".
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości