Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 3.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Barwy
#1
„Barwy”

Słońce zniknęło już za wysokimi, nierównymi nagrobkami budynków miasta, ale karminowa łuna nadal znaczyła pasmami szybko ciemniejące niebo. Smukła dziewczyna spoglądała na zjawy stalowych chmur poprzez okno masywnego gmachu.
Stała w pustej sali.
Liczyła czas; tik-tak, tik-tak – nucił monotonnie zegar.
Gdzieś w oddali trzasnęły drzwi, zaskrzypiała podłoga, a echo obcych głosów wypełniło korytarz na krótką chwilę.
Cisza.
Cisza trwała bez końca, a próżne oczekiwanie zaczęło wprawiać ją w senność.
Leniwy przeciąg wdarł się do pokoju przez szparę w drzwiach.
Cisza.
Cisza.
Tik-tak, tik-tak...
Karminowe pasma nieba zmieniły barwę na koralową, a najciemniejsze obszary sklepienia rozjaśniły pierwsze gwiazdy. Barwny, nieomal surrealistyczny firmament doskonale komponował się z bielą śniegu pokrywającego miasto.
– Piękne – szepnęła z zachwytem dziewczyna. – Piękne...
– Prawda, choć widywałem obrazy świetniejsze niż ten – powiedział spokojnie lekko rozmarzony, koci głos.
Dziewczyna odwróciła się napięcie, szukając wzrokiem mówiącego.
Najpierw nie dostrzegła nikogo, ale, gdy tylko jej oczy przywykły nieco do półmroku, panującego w pomieszczeniu, spostrzegła sylwetkę człowieka, stojącego przy przeciwległej ścianie.
– Czekałaś – stwierdził miękki głos spod ściany.
– W istocie – odparła powoli dziewczyna, przyglądając się rozmówcy z zaciekawieniem.
Był nienaturalnie wiotki i ulotny niczym zjawa, a cała jego postać miała barwę głębokiej czerni, poza oczami, które błyszczały w mroku niby butelkowe szkło.
– Nie dziwi mnie to – powiedział przeciągle Cień lekko rozbawionym tonem.
Zapadło krótkie milczenie.
– Piękne – szepnął strzęp mroku po chwili. – Spójrz jak soczysty granat miesza się z mahoniową czerwienią...
– To nie mahoniowa czerwień, tylko koralowa – powiedziała dziewczyna rzeczowo. – Ale nie pojawiłeś się tu przecież, żeby rozmawiać o kolorach, prawda?
– Nie, nie po to się zjawiłem – odrzekł zagadkowo Cień, a jego czarną twarz rozjaśnił dziwaczny i niemożliwie szeroki uśmiech, odsłaniający perłowo białe zęby, mocno kontrastujące z pogłębiającą się ciemnością.
– Więc po co? – zapytała dziewczyna nieco rozdrażnionym tonem.
– Tęskniłem – odparł uśmiechnięty strzęp.
– Za mną? – zdziwiła się.
– Nie – rzekł już bez uśmiechu – za rozmową.
Cisza.
Zjawa wpatrywała się błyszczącymi oczami w dziewczynę, a dziewczyna spoglądała na zjawę.
– Wolałem cię jako butne i drażliwe dziecko – powiedział Cień po chwili, a uśmiech powrócił na jego smolistą twarz. – Wolałem naiwną, wredną złośnicę. Złagodniałaś. Wydajesz się... mdła.
– Pfff! – parsknęła dziewczyna. – Po to tu przyszedłeś? Żeby mi ubliżać? Przednie żarty, paskudo! Po to byś się tu nie fatygował! Ja cię znam, cholerniku! Zawsześ się pojawiał, gdyś w tym korzyści dla siebie upatrywał! Nie inaczej! Czego więc chcesz, do diabła?
– O to mi chodziło! Tak o wiele lepiej! – zawołał radośnie strzęp mroku, po czym szybko spoważniał. – Masz rację. Kłamałem.
Cisza.
Oczy cienia zaszkliły się lekko – momentalnie.
– Zawsze kłamiesz – rzekła kąśliwie dziewczyna.
– Przedstawiam tylko osobliwą wersję prawdy – odparł Cień, uśmiechając się delikatnie.
Cisza.
– Czego chcesz? – zapytała ponownie.
– Chcę rzeczy niemożliwej – odparł dziwnie pustym i szorstkim głosem.
– Spodziewałam się takiej odpowiedzi.
Cień podszedł powoli do okna i oparł dłonie na plastikowym parapecie. Spojrzał szklistymi oczami na szare budynki, obsypane piaskiem, zaśnieżone chodniki, na łyse drzewa, na nielicznych przechodniów... na niebo.
Niebo.
Miało kolor intensywnego granatu, poprzetykanego strzępami czerwieni, różu i purpury. Na horyzoncie jaśniała jeszcze złocista poświata okolona pomarańczowym ściegiem. Gwiazdy mrugały bystro i intensywnie, nawet na tle wielobarwnych strzępów.
Cień odwrócił się od okna niespiesznie i spojrzał w zamyśleniu na dziewczynę:
– A więc: tego właśnie chcę – westchnął, idealnie imitując łamiący się głos tragicznego romantyka.
– Nieba? – zapytała ironicznie.
– Daruj sobie przytyki – odparł poważnie. – Pragnę konkretnie wycinka nieba, małego wycineczka.
– Po co ci ten „wycineczek”, można wiedzieć? – zdziwiła się dziewczyna.
Strzęp mroku spojrzał na nią, a na jego twarzy pojawił się wyjątkowo obleśny, szeroki uśmiech:
– Podoba mi się – odparł beztrosko. – Zbieram różne rzeczy; kolekcjonuję to, co mi przypadnie do gustu.
Na twarzy młodej kobiety odmalowało się jeszcze głębsze zdziwienie:
– Po co więc mnie wezwałeś? Nie mam pojęcia jak ci pomóc w zaspokojeniu tego durnego kaprysu!
– O to się nie martw – odparł tajemniczo głosem, przypominającym kocie mruczenie, a wstrętny uśmiech, o ile to możliwe, poszerzył się jeszcze bardziej.
Cisza.
Nagle ogarnęły ją złe przeczucia – głucha cisza, złe przeczucia i dziwna ekstaza.
– Niezwykłe – westchnął Cień jakby od niechcenia, wracając do obserwacji nieba. – Ta chmura, tuż nad łuną ma wspaniałe amarantowe zabarwienie z odrobiną ametystu na brzegach.
– Masz nie najgorszy zmysł kolorów, jak na bezbarwny strzęp czystej czerni – powiedziała dziewczyna z powagą.
– Nawet strzępy czerni mają prawo do posiadania prywatnych zainteresowań – odrzekł strzęp, nie odwracając się od okna. – Powiedzmy, że jestem swego rodzaju wolnym artystą – miłośnikiem obłoków.
Cisza.
– Do swoich farb potrzebuję strzępu tamtej chmury i czerwieni tej łuny – oznajmił dziwacznie wysokim głosem.
Cisza i złe przeczucia – złe przeczucia i dreszcze.
Cień odwrócił głowę od okna i spojrzał na dziewczynę tym samym, co niegdyś wzrokiem; zarówno tajemniczym, jak i rozbawionym. Błyszczące, przebiegłe oczy przesycone były niemożliwą do opisania wewnętrzną „czernią”.
– Nadal nie widzę w tym swojej roli – powiedziała powoli dziewczyna, czując narastający niepokój.
– Potrzebuję odpowiedniego pędzla – odparł Cień niespodziewanie.
– Pędzla?
– Tak i mam co do ciebie związane z tym plany...
Kolory nieba bladły z każdą chwilą.
– Nie mam już czasu – farby blakną w oczach – rzekł szeptem. – Jeszcze chwila... niech ta chmura zblednie jeszcze odrobinę...
– Kolor cyklamenu? – zapytała wbrew sobie młoda kobieta.
– Nie – odrzekł Cień. Spoglądał przez okno; długo, wytrwale.
Cisza.
Tik-tak, tik-tak – nucił monotonnie zegar.
Barwy nieba zbladły odrobinę, wszystkie gwiazdy zamrugały nagle jakby rozkaz wydał im niewidzialny generał.
Strzęp mroku uśmiechnął się niewiarygodnie szeroko, niczym Kot z Chesire i spojrzał na nią po raz ostatni:
– To magenta – rzekł i wszystko, co widziała znikło.
Znikła sala, znikło niebo, ławki, krzesła, zegar, drzwi, a na końcu zniknął nawet sam Cień i nie było już niczego.
Upiór, zaś został w pokoju zupełnie sam, ściskając w smolistej dłoni smukły pędzel i śląc w próżnię swój nienaturalny uśmiech. Stał tak przez chwilę pogrążony w niemym zachwycie, następnie otworzył okno na oścież, wpuszczając mroźny wicher do pokoju i wspiął się na plastikowy parapet; sięgnął do pstrego sklepienia i koniuszkiem pędzla zebrał zeń jego wielokolorową farbę, po czym powoli, subtelnie rozpłynął się w obłok czarnego dymu, aż pozostał jedynie jego koci uśmiech, który zawisł w powietrzu na moment i zniknął, zmieniając się w blady strzęp wieczornej mgły.
Zapadła cisza.
Cisza.
Tik-tak, tik-tak – nucił monotonnie zegar.



*Dopisek autora: tekst pisałam pod wpływem chwili i, można by rzec, pędziłam na złamanie karku szlakiem ślepego natchnienia. Historia tu opisana dopiero później znalazła w moim umyśle konkretne wyjaśnienia (skąd znali się dziewczyna i Cień, czemu Cień zmienił w pędzel akurat ją itd.), ale są to sprawy, myślę, mało istotne, bo tekst ten miał być właśnie bezładny, bezcelowy i nagły jak wena, która pozwoliła mi go napisać; miał być, przede wszystkim, enigmatyczny i zaskakujący, pozwalający odbiorcy na dużą swobodę podczas jego interpretacji.
Odpowiedz
#2
Witaj serdecznie!

Na wstępie powiem, że na początku omal nie zasnęłam(chwała Bogu za kawę)
Tak czy inaczej, te wymyślne epitety komplikowały mi odbiór i te przymiotniki typu "stalowe" były zupełnie niepotrzebne.
Sądzę, że było by dużo lepiej, gdybyś wprowadził/a konsekwentną narracje, a chodzi mi konkretnie o to, że są momenty gdzie starasz się nadać powagę i styl słowem(uwznioślenie), zaprzepaszczając to potem kolokwialnymi stwierdzeniami.
Poza tym wyrażenie "tik - tak" jest strasznie banalne i powoduje dwie kreski, nie żeby to było związane z upływem czasu(charakterystycznie zmarszczki), ale to bardzo trefne określenie, można to ując na tysiąc jeden innych sposobów.
Fabuła(o ile można o tym mówić w miniaturce) jest interesująca. Kwestia wycinka nieba jest zmyślna, choć nie do końca przedstawiona jak trzeba(o ile to coś wyjaśnia). Chętnie jednak poczytałabym coś jeszcze tego typu i Twojego autorstwa. Mam nadzieję, że zdecydujesz pisać dalej, bo to ważne by ćwiczyć i brać pod uwagę rady innych, ponieważ decyduje to o dalszym rozwoju pisarza.

Całość, jest względnie dobra. Mimo felernego początku w miarę się trzyma. Końcówka nadrabia dużo w tym mini opku i zastanawia.
Generalnie oceniam na 3/5. Odnoszę jednak wrażenie, że potrafisz lepiej.

Pozdrawiam.Smile
[Obrazek: Piecz2.jpg]






Odpowiedz
#3
Wkradło się kilka błędów, w jednym fragmencie gęsto pogubiłaś spacje, ale ogólne wrażenie pozytywne. Tekst rzeczywiście jest senny, nie dla zmęczonego czytelnika Sleepy
Szukam odpowiedniego słowa... O, można napisać że opowiadanie jest "zwiewne'. Delikatne i przyjemne, chociaż po przeczytaniu niewiele się pamięta. Rażą trochę "kocie głosy", "kocie uśmiechy" czy co tam jeszcze było kociego.

A to przykład znakomitego zdania, naprawdę chylę czoła:
Cytat:- Masz nie najgorszy zmysł kolorów jak na bezbarwny strzęp czystej czerni

Dla mnie to taka łatwiej strawna odmiana poezji, w gruncie rzeczy coś bardziej niż np. nasza forumowa poezja finezyjnego.
Odpowiedz
#4
(03-01-2013, 14:06)Piramida88 napisał(a): Witaj serdecznie!

Na wstępie powiem, że na początku omal nie zasnęłam(chwała Bogu za kawę)
Tak czy inaczej, te wymyślne epitety komplikowały mi odbiór i te przymiotniki typu "stalowe" były zupełnie niepotrzebne.
Sądzę, że było by dużo lepiej, gdybyś wprowadził/a konsekwentną narracje, a chodzi mi konkretnie o to, że są momenty gdzie starasz się nadać powagę i styl słowem(uwznioślenie), zaprzepaszczając to potem kolokwialnymi stwierdzeniami.
Poza tym wyrażenie "tik - tak" jest strasznie banalne i powoduje dwie kreski, nie żeby to było związane z upływem czasu(charakterystycznie zmarszczki), ale to bardzo trefne określenie, można to ując na tysiąc jeden innych sposobów.
Fabuła(o ile można o tym mówić w miniaturce) jest interesująca. Kwestia wycinka nieba jest zmyślna, choć nie do końca przedstawiona jak trzeba(o ile to coś wyjaśnia). Chętnie jednak poczytałabym coś jeszcze tego typu i Twojego autorstwa. Mam nadzieję, że zdecydujesz pisać dalej, bo to ważne by ćwiczyć i brać pod uwagę rady innych, ponieważ decyduje to o dalszym rozwoju pisarza.

Całość, jest względnie dobra. Mimo felernego początku w miarę się trzyma. Końcówka nadrabia dużo w tym mini opku i zastanawia.
Generalnie oceniam na 3/5. Odnoszę jednak wrażenie, że potrafisz lepiej.

Pozdrawiam.Smile

Wiem, że to nie jest mój najlepszy "twór" (o wiele lepsza już była moja miniatura "Do Covington i jeszcze dalej..." ) - wstawiłam go, ponieważ nie potrafiłam obiektywnie ocenić tej miniaturki.
Jest trochę zbyt ciągnący i nudnawy? Nic nowego! Od czasów dzieciństwa i moich pierwszych prób pisania jestem ganiona za zbyt długie, przesadne zdania, zbyt wymyślne słownictwo, które to wady utrudniają odbiór tekstu. Staram się z tym walczyć - nie zawsze wychodzi. Dodatkowo mam okropną manię szczegółowego opisywania. Blush
No cóż, postaram się lepiej na przyszłość, dziękuję za opinię! Shy

(03-01-2013, 21:08)Hillwalker napisał(a): Wkradło się kilka błędów, w jednym fragmencie gęsto pogubiłaś spacje, ale ogólne wrażenie pozytywne. Tekst rzeczywiście jest senny, nie dla zmęczonego czytelnika Sleepy
Szukam odpowiedniego słowa... O, można napisać że opowiadanie jest "zwiewne'. Delikatne i przyjemne, chociaż po przeczytaniu niewiele się pamięta. Rażą trochę "kocie głosy", "kocie uśmiechy" czy co tam jeszcze było kociego.

A to przykład znakomitego zdania, naprawdę chylę czoła:
Cytat:- Masz nie najgorszy zmysł kolorów jak na bezbarwny strzęp czystej czerni

Dla mnie to taka łatwiej strawna odmiana poezji, w gruncie rzeczy coś bardziej niż np. nasza forumowa poezja finezyjnego.

Może za dużo było tych "kocich" wyrazów, ale w mojej małej główce zrodził się obraz istoty, do której "kocie miny" pasowały jak ulał - szkoda, że nie użyłam większej ilości synonimów!
Dziękuję za kilka słów uznania i szczyptę krytyki! Wink

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości