Ocena wątku:
  • 3 głosów - średnia: 3.67
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Asystolia
#1
UWAGA: Tekst poprawiłam i tuż pod nim umieściłam już poprawioną wersję.




Miasto jak każde inne. Tysiące ludzi, setki ulic, dziesiątki burdeli i sklepów ze zdrową żywnością. Słupy reklamowe jak hybrydy nocnych strażników i ulicznych wieszczy. Tony reklam, plakatów i ogłoszeń. Wieczór w oparach orientu w restauracji Asystolia, wstęp wolny – głosi jeden z nich – i kusi wizerunkiem dalekowschodniej piękności. Całe miasto zaczyna szeptać o oczach dziewczyny z plakatu, słowo-klucz, wstęp wolny, wędruje z ust do ust. Zdawałoby się, że nikt szczególnie nie interesuje się tym, co będzie się działo sobotniego wieczoru w restauracji Asystolia. Wieść krąży z ust do ust mimowolnie, z narastającą ciekawością słuchaczy i ledwie skrywanym podnieceniem informatorów.
Wszyscy oczekują wieczoru, z oczami wlepionymi w zegary czekają na moment, kiedy słońce zawiśnie tuż nad horyzontem. Już po południu słychać chrzęst kluczy przekręcanych w drzwiach warzywniaków, biur, zakładów fryzjerskich i mieszkań. Ciche parady niemych postaci wędrują w jednym kierunku. Eleganccy panowie prowadzą pod rękę jeszcze elegantsze panie, przepuszczają je w drzwiach, ustępują miejsca. Subtelna biżuteria eleganckich pań lśni w blasku stłumionego światła kandelabrów, znad głów eleganckich panów unosi się dym drogich papierosów lub cygar.
Stoję z boku, kilka godzin temu zamknąłem za sobą drzwi do świata codzienności i wkroczyłem w świat elegancji i przepychu. Restauracja Asystolia, na co dzień niedostępna i niezdobyta, dziś otworzyła przede mną swoje łono i czułym gestem zaprosiła do uczestnictwa w święcie bogów. Zawisłem w czasie i przestrzeni. Ktoś doniośle kaszle, coś upada na podłogę, ktoś szura obcasem. Wszyscy oczekująco spoglądają na niezbyt pokaźną i raczej symboliczną scenę w restauracji Asystolia. Kurtyny drżą. Obecność egzotycznych piękności czuć w powietrzu.
Na scenę wychodzi konferansjer, tłum milknie i z oczekiwaniem spogląda na mężczyznę we fraku. Niski głos wita się z przybyłymi i informuje o licytacji, jaka będzie miała miejsce podczas dzisiejszego wieczoru. Eleganccy panowie i eleganckie panie odpowiadają salwą braw, po czym oddają się cichemu oczekiwaniu.
Kilka młodych kobiet wkracza na scenę. Rząd falujących bioder, rząd ciał spowitych w jedwabne peniuary. Wielkie oczy błyszczą dziko spomiędzy kaskad ciemnych loków, tłum milknie i pożądliwie spogląda na egzotyczne piękności. Eleganccy panowie rozpinają kołnierzyki drogich koszul, eleganckie panie mrużą oczy i osuwają się na krzesłach. Konferansjer opowiada żart, potem drugi i w żartobliwej atmosferze oferuje cenę wywoławczą. Ktoś w pierwszym rzędzie unosi rękę, ktoś inny podbija cenę. Jedna piękność, druga, trzecia i kolejne schodzą ze sceny w asyście eleganckich pomagierów i huku braw.
Kelnerki w wyzywających strojach częstują którąś już kolejką darmowego alkoholu. Woń przesiąkniętych alkoholem oddechów miesza się dymem papierosów i zapachem świeżo zapalonych kadzideł. Na scenę wchodzą nowe, młodsze, dziksze i jeszcze bardziej roznegliżowane dziewczęta. Tłum coraz śmielej przygląda się obiektom licytacji. Atmosfera gęstnieje, robi się coraz cieplej i głośniej. Znacznie bardziej kuse peniuary falują jak wielkie, czarne skrzydła egzotycznych anielic. Cena wywoławcza podbita kilkudziesięciokrotnie. Rozlegają się brawa, tym razem stłumione dźwiękiem tłuczonego szkła.
Tłum coraz śmielej manifestuje swoje podniecenie. Eleganccy panowie palcami przeczesują zmierzwione włosy, eleganckie panie rozwleczone na krzesłach ściągają w ciup czerwone wargi. Dym i nic poza dymem i szmerem rozmów. Na scenę wkracza kolejna partia egzotycznych dziewcząt. Patrzę na roznegliżowane i wychudzone ciała, przyozdobione jedynie w sznury pereł i bezcenne kamienie. Tłum milknie, by na powrót utonąć w rejwachu rozmów i negocjacji. Spod zmrużonych powiek odczytuję ekscytację i podniecenie.
Patrzę na wystudiowane pozy dziewcząt wystawionych na sprzedaż, na lubieżnie wydęte wargi i twarze pokryte grubą warstwą makijażu. Dziecięce ciała, wątłe, delikatne i kruche falują w rytm podnieconych szeptów. Ktoś z przybyłych gości decyduje się na bliższe zapoznanie z towarem i chwiejnym krokiem podąża ku legionowi nimf, by spojrzeć w oczy choć jednej z nich. Licytacja rozpoczyna się na dobre, egzotyczne, na oko trzynastoletnie piękności, cierpliwie znoszą napastliwy dotyk nowych nabywców, mrużą wielkie oczy i głęboko wciągają powietrze.
Kiedy ostatnia z dziewcząt schodzi ze sceny i wydaje się, że limit atrakcji został wyczerpany, konferansjer ochrypłym głosem zapowiada ostatnią atrakcję dla prawdziwych koneserów. Eleganccy państwo, wsparci o stoliki, trzymający się życia resztkami sił i świadomości, pożądliwe oblizują usta i z wyczekiwaniem spoglądają na kurtynę. Zapada cisza, przerywana jedynie pojedynczymi pochrapywaniami tych, którym kondycja nie pozwoliła na to, by dotrwać do sedna wieczoru.
Poły kurtyny rozsuwają się po raz kolejny tego wieczoru, lecz tym razem na scenie nie pojawia się rząd czarnych anielic. Zamiast tego, na trzymanej przez czterech półnagich mężczyzn lektyce, z ciemności wynurza się nimfia królowa. Tłum milknie, pojedyncze osoby wstają z miejsc. Na oko dziesięcioletnie ciało spowite jest w ciemności rzucanej przez cień spływających na ramiona czarnych loków. Dzikie oczy łypią spod spuszczonej głowy. Tłum szaleje. Rozpoczyna się licytacja. Pijane, ochrypłe głosy oferują niebagatelne ceny za możliwość dotknięcia choćby fragmentu nimfięcego królestwa. Ktoś przebija najwyższą ofertę, ktoś przepycha się z innym, ktoś odważnie i resztkami sił unosi nad głowę krzesło w akcie furii.
Pod stopami czuję śmierdzącą woń alkoholowej kałuży. Ktoś wypycha mnie z tłumu stojących przy barze, potykam się o czyjeś ciało bezładnie rozwalone na posadzce. Licytacja wciąż trwa, coraz bardziej żywa i agresywna. Pomiędzy dźwiękami tłuczonych butelek i rozbijanych krzeseł, słychać pojedyncze oferty kupna. Podniecenie narasta, ktoś upada, ktoś inny zawisa z pięścią nad głową leżącego. Kobiety piszczą podniecone atmosferą walki, a stopniowo same zaczynają w niej uczestniczyć. Nikt już nie rzuca ofert, ludzie walczą pomiędzy sobą o pierwszeństwo w zasmakowaniu nimfięcego piękna, które od początku licytacji pozostaje nieporuszone narastającą agresją.
Ktoś przynosi siekierę, ktoś inny toporny nóż kuchenny. Poruszony i nieco zmęczony walką i nadmiarem alkoholu tłum kieruje się w stronę licytowanego towaru. Ciągnę się gdzieś na końcu korowodu, zmęczony patrzeniem na walkę, nie mogący zrobić nic poza patrzeniem na rejwach i agresję tłumu. Ktoś wspina się na scenę i zamaszystym gestem ścina dziewczynce z głowy pukiel czarnych włosów. Tłum wiwatuje, prowodyr akcji łapie coraz to grubsze pasma włosów i wycina je tuż nad głową małej królowej. Tłum łapczywie pragnie więcej, wyciąga ręce i chciwie spogląda na przedmiot targu. Oczy mam wlepione w twarz dziewczynki, która wciąż pozostaje niebezpiecznie nieporuszona.
Rubaszne propozycje sypią się ze strony eleganckich panów w pierwszym rzędzie. Każdy liczy, że upojną obietnicą jest w stanie skraść względy królowej. Przez chwilę nie dzieje się nic, dopóki łapczywy tłum nie zacznie wspinać się na scenę, by choć dotknąć dziewczynki. Po delikatnej skórze sączy się krew. Otumanione i odurzone oczy pozostają skupione na jednym punkcie. Ktoś podaje siekierę, ktoś bardzo pragnący zachować dla siebie choć część nimfięcego królestwa ucina dziewczynce palec, dłoń, ramię. Poszczególne członki ciała wędrują z rąk do rąk, niczym relikwie. Oblepione krwią dłonie sterczą w powietrzu, oczekując więcej.
Pragnę uciec, ale boję się przerwania mistycznej więzi z magicznym światem restauracji Asystolia, więc brnę przez zwały ciał i przesiąkniętą krwią posadzkę wprost w stronę małej królowej, lecz kiedy już docieram do sceny, po dziewczynce nie zostaje nic. Masa ludzkich ciał kotłuje się pod drzwiami wyjściowymi, by móc wreszcie wrócić do domu. Na zewnątrz przesiąknięci krwią eleganccy panowie prowadzą pod rękę eleganckie panie w kierunku domów. Dzikie czerwone twarze spoglądają na siebie z błogim zaspokojeniem. Powolnie i ociężale wracam do domu, podążając za mrocznym korowodem.
W drodze powrotnej mijam kilkadziesiąt plakatów zapraszających na eteryczny wieczór w restauracji Asystolia. Przystaję i pijanym spojrzeniem otaczam oczy piękności z plakatu. Nimfia królowa patrzy na mnie, a w jej wielkich, smutnych oczach widzę spokój i śmierć.
Znów słychać szczęk otwieranych drzwi domów i stukot kroków. Eleganccy panowie i eleganckie panie w swoich pięknych łazienkach zrzucają z siebie ciężar sobotniego wieczoru w restauracji Asystolia. Przesiąknięte krwią ubrania lądują na czystych podłogach, poprzez spływy wanien i pryszniców spływa krew, pot i alkohol. Zdaje mi się, że poprzez ściany słyszę tarcie gąbek o zmęczone i strudzone ciała. Zdaje mi się, że poprzez ściany czuję woń krwi.
Eleganccy państwo zmywają z siebie życie, pachnące ciała oblekają w ciepłe pidżamy i kierują się wprost do swoich eleganckich sypialni. Sobotniej nocy restauracja Asystolia spływa krwią i alkoholem, by na powrót stać się ostoją elegancji – by kolejnej soboty znów mogła otworzyć przed nowymi gośćmi swe łono i zaprosić ich na kolejny Wieczór w Oparach Śmierci.



_________________________________________________________________________________________________________________________________________
Wersja druga, poprawiona:

Miasto jak każde inne. Tysiące ludzi, setki ulic, dziesiątki burdeli i sklepów ze zdrową żywnością. Słupy reklamowe jak hybrydy nocnych strażników i ulicznych wieszczy. Tony reklam, plakatów i ogłoszeń. Wieczór w oparach orientu w restauracji Asystolia, wstęp wolny – głosi jeden z nich – i kusi wizerunkiem dalekowschodniej piękności. Całe miasto zaczyna szeptać o oczach dziewczyny z plakatu, słowo-klucz, wstęp wolny, wędruje z ust do ust. Zdawałoby się, że nikt szczególnie nie interesuje się tym, co będzie się działo sobotniego wieczoru w restauracji Asystolia. Wieść krąży z ust do ust mimowolnie, z narastającą ciekawością słuchaczy i ledwie skrywanym podnieceniem informatorów.
Wszyscy oczekują wieczoru, z oczami wlepionymi w zegary oczekują momentu, kiedy słońce zawiśnie tuż nad horyzontem. Już po południu słychać chrzęst kluczy przekręcanych w drzwiach warzywniaków, biur, zakładów fryzjerskich i mieszkań. Ciche parady niemych postaci wędrują w jednym kierunku. Eleganccy panowie prowadzą pod rękę jeszcze elegantsze panie, przepuszczają je w drzwiach, ustępują miejsca. Subtelna biżuteria eleganckich pań lśni w blasku stłumionego światła kandelabrów, znad głów eleganckich panów unosi się dym drogich papierosów lub cygar.
Restauracja Asystolia, na co dzień niedostępna i niezdobyta, dziś otworzyła przed wszystkimi swoje łono i czułym gestem zaprosiła do uczestnictwa w święcie bogów. Przybyli zawisnęli w czasie i przestrzeni. Ktoś doniośle kaszle, coś upada na podłogę, ktoś szura obcasem. Wszyscy oczekująco spoglądają na niezbyt pokaźną i raczej symboliczną scenę w restauracji Asystolia. Kurtyny drżą. Obecność egzotycznych piękności czuć w powietrzu.
Na scenę wychodzi konferansjer, tłum milknie i z oczekiwaniem spogląda na mężczyznę we fraku. Niski głos wita się z przybyłymi i informuje o licytacji, jaka będzie miała miejsce podczas dzisiejszego wieczoru. Eleganccy panowie i eleganckie panie odpowiadają salwą braw, po czym oddają się cichemu oczekiwaniu.
Kilka młodych kobiet wkracza na scenę. Rząd falujących bioder, rząd ciał spowitych w jedwabne peniuary. Wielkie oczy błyszczą dziko spomiędzy kaskad ciemnych loków, tłum milknie i pożądliwie spogląda na egzotyczne piękności. Eleganccy panowie rozpinają kołnierzyki drogich koszul, eleganckie panie mrużą oczy i osuwają się na krzesłach. Konferansjer opowiada żart, potem drugi i w żartobliwej atmosferze oferuje cenę wywoławczą. Ktoś w pierwszym rzędzie unosi rękę, ktoś inny podbija cenę. Jedna, druga, trzecia i kolejne schodzą ze sceny w asyście eleganckich pomagierów i huku braw.
Kelnerki w wyzywających strojach częstują którąś już kolejką darmowego alkoholu. Woń przesiąkniętych alkoholem oddechów miesza się dymem papierosów i zapachem świeżo zapalonych kadzideł. Na scenę wchodzą nowe, młodsze, dziksze i jeszcze bardziej roznegliżowane dziewczęta. Tłum coraz śmielej przygląda się obiektom licytacji. Atmosfera gęstnieje, robi się coraz cieplej i głośniej. Znacznie bardziej kuse peniuary falują jak wielkie, czarne skrzydła egzotycznych anielic. Cena wywoławcza podbita kilkudziesięciokrotnie. Rozlegają się brawa, tym razem stłumione dźwiękiem tłuczonego szkła.
Tłum coraz śmielej manifestuje swoje podniecenie. Eleganccy panowie palcami przeczesują zmierzwione włosy, eleganckie panie rozwleczone na krzesłach ściągają w ciup czerwone wargi. Dym i nic poza dymem i szmerem rozmów. Na scenę wkracza kolejna partia egzotycznych dziewcząt. Roznegliżowane i wychudzone ciała, przyozdobione jedynie w sznury pereł i bezcenne kamienie. Tłum milknie, by na powrót utonąć w rejwachu rozmów i negocjacji. Spod zmrużonych powiek odczytuję ekscytację i podniecenie.
Patrzę na wystudiowane pozy dziewcząt wystawionych na sprzedaż, na lubieżnie wydęte wargi i twarze pokryte grubą warstwą makijażu. Dziecięce ciała, wątłe, delikatne i kruche falują w rytm podnieconych szeptów. Ktoś z przybyłych gości decyduje się na bliższe zapoznanie z towarem i chwiejnym krokiem podąża ku legionowi nimf, by spojrzeć w oczy choć jednej z nich. Licytacja rozpoczyna się na dobre, egzotyczne trzynastolatki cierpliwie znoszą napastliwy dotyk nowych nabywców, mrużą wielkie oczy i głęboko wciągają powietrze.
Kiedy ostatnia z dziewcząt schodzi ze sceny i wydaje się, że limit atrakcji został wyczerpany, konferansjer ochrypłym głosem zapowiada ostatnią atrakcję dla prawdziwych koneserów. Eleganccy państwo, wsparci o stoliki, trzymający się życia resztkami sił i świadomości, pożądliwe oblizują usta i z wyczekiwaniem spoglądają na kurtynę. Zapada cisza, przerywana jedynie pojedynczymi pochrapywaniami tych, którym kondycja nie pozwoliła na to, by dotrwać do sedna wieczoru.
Poły kurtyny rozsuwają się po raz kolejny tego wieczoru, lecz tym razem na scenie nie pojawia się rząd czarnych anielic. Zamiast tego, na trzymanej przez czterech półnagich mężczyzn lektyce, z ciemności wynurza się nimfia królowa. Tłum milknie, pojedyncze osoby wstają z miejsc. Na oko dziesięcioletnie ciało spowite jest w ciemności rzucanej przez cień spływających na ramiona czarnych loków. Dzikie oczy łypią spod spuszczonej głowy. Tłum szaleje. Rozpoczyna się licytacja. Pijane, ochrypłe głosy oferują niebagatelne ceny za możliwość dotknięcia choćby fragmentu nimfięcego królestwa. Ktoś przebija najwyższą ofertę, ktoś przepycha się z innym, ktoś odważnie i resztkami sił unosi nad głowę krzesło w akcie furii.
Pod stopami czuć śmierdzącą woń alkoholowej kałuży. Ktoś wypycha innych z tłumu stojących przy barze, ktoś potyka się o czyjeś ciało bezładnie rozwalone na posadzce. Licytacja wciąż trwa, coraz bardziej żywa i agresywna. Pomiędzy dźwiękami tłuczonych butelek i rozbijanych krzeseł, słychać pojedyncze oferty kupna. Podniecenie narasta, ktoś upada, ktoś inny zawisa z pięścią nad głową leżącego. Kobiety piszczą podniecone atmosferą walki, a stopniowo same zaczynają w niej uczestniczyć. Nikt już nie rzuca ofert, ludzie walczą pomiędzy sobą o pierwszeństwo w zasmakowaniu nimfięcego piękna, które od początku licytacji pozostaje nieporuszone narastającą agresją.
Ktoś unosi nad głowę krzesło, ktoś inny toporny nóż kuchenny. Poruszony i nieco zmęczony walką i nadmiarem alkoholu tłum kieruje się w stronę licytowanego towaru. Ktoś wspina się na scenę i zamaszystym gestem ścina dziewczynce z głowy pukiel czarnych włosów. Tłum wiwatuje, prowodyr akcji łapie coraz to grubsze pasma włosów i wycina je tuż nad głową małej królowej. Tłum łapczywie pragnie więcej, wyciąga ręce i chciwie spogląda na przedmiot targu. Oczy wlepione w twarz dziewczynki, która wciąż pozostaje niebezpiecznie nieporuszona.
Rubaszne propozycje sypią się ze strony eleganckich panów w pierwszym rzędzie. Każdy liczy, że upojną obietnicą jest w stanie skraść względy królowej. Przez chwilę nie dzieje się nic, dopóki łapczywy tłum nie zacznie wspinać się na scenę, by choć dotknąć dziewczynki. Po delikatnej skórze sączy się krew. Otumanione i odurzone oczy pozostają skupione na jednym punkcie. Ktoś podaje ogromny nóż, ktoś bardzo pragnący zachować dla siebie choć część nimfięcego królestwa ucina dziewczynce palec, dłoń, ramię. Poszczególne członki ciała wędrują z rąk do rąk, niczym relikwie. Oblepione krwią dłonie sterczą w powietrzu, oczekując więcej.
Być może są tacy, którzy pragną uciec, ale boją się przerwania mistycznej więzi z magicznym światem restauracji Asystolia, więc brną przez zwały ciał i przesiąkniętą krwią posadzę wprost w stronę małej królowej, lecz kiedy już docierają do sceny, po dziewczynce nie zostaje nic. Masa ludzkich ciał kotłuje się pod drzwiami wyjściowymi, by móc wreszcie wrócić do domu. Na zewnątrz przesiąknięci krwią eleganccy panowie prowadzą pod rękę eleganckie panie w kierunku domów. Dzikie czerwone twarze spoglądają na siebie z błogim zaspokojeniem. Mroczne korowody ciągną ulicami miasta.
W drodze powrotnej można zobaczyć kilkadziesiąt plakatów zapraszających na eteryczny wieczór w restauracji Asystolia. Gdyby choć jedna z dzikich postaci zdecydowała się pijanym spojrzeniem otoczyć oczy piękności z plakatu, zauważyłaby, że to właśnie nimfia królowa patrzy wprost na swego oprawcę , a w jej wielkich, smutnych oczach widać spokój i śmierć.
Znów słychać szczęk otwieranych drzwi domów i stukot kroków. Eleganccy panowie i eleganckie panie w swoich pięknych łazienkach zrzucają z siebie ciężar sobotniego wieczoru w restauracji Asystolia. Przesiąknięte krwią ubrania lądują na czystych podłogach, poprzez spływy wanien i pryszniców leje się krew, pot i alkohol. Zdaje się, że poprzez ściany słychać tarcie gąbek o zmęczone i strudzone ciała. Zdaje się, że poprzez ściany czuć woń krwi.
Eleganccy państwo zmywają z ciała życie, pachnące ciała oblekają w ciepłe pidżamy i kierują się wprost do swoich eleganckich sypialni. Sobotniej nocy restauracja Asystolia spływa krwią i alkoholem, by na powrót stać się ostoją elegancji – by kolejnej soboty znów mogła otworzyć przed nowymi gośćmi swe łono i zaprosić ich na kolejny Wieczór w Oparach Śmierci.
nie jestem zupą pomidorową,
żeby mnie wszyscy mieli lubić
Odpowiedz
#2
Cytat: Miasto jak każde inne. Tysiące ludzi, setki ulic, dziesiątki burdeli i sklepów ze zdrową żywnością.
burdele i sklepy ze zdrową żywnością, ciekawe połączenie Big Grin I trochę taki słaby początek, na odwal się, przynajmniej wg mnie.
Cytat: Słupy reklamowe jak hybrydy nocnych strażników i ulicznych wieszczy. 
może marudzę, ale jakiś czasownik by się zdał
Cytat: Zdawałoby się, że nikt szczególnie nie interesuje się tym, co będzie się działo sobotniego wieczoru w restauracji Asystolia. Wieść krąży z ust do ust mimowolnie
tu mi trochę zgrzyta, bo niby wszyscy o tym gadają, a zaraz mówisz, że nikt się nie interesuje tym. Rozumiem, że to „to”, to co się będzie tam działo naprawdę, ale teraz wychodzi niefortunnie jak na moje oko.
Cytat: Wszyscy oczekują wieczoru, z oczami wlepionymi w zegary oczekują momentu
powtórzenie oczekują mi nie pasuje tu
Cytat: spoglądają na niezbyt pokaźną i raczej symboliczną scenę w restauracji Asystolia
w restauracji Asystolia zbędne jak dla mnie
Cytat: Na scenę wychodzi konferansjer, tłum milknie
zjadłaś akapit
Cytat: Niski głos wita się z przybyłymi i informuje
Niskim głosem lepiej chyba
Cytat: Wielkie oczy błyszczą dziko spomiędzy kaskad ciemnych loków, tłum milknie i pożądliwie spogląda na egzotyczne piękności.
po loków dałbym kropkę
Cytat: Jedna, druga, trzecia i kolejne schodzą ze sceny w asyście eleganckich pomagierów i huku braw. 
nie żeby coś, ale ceny schodzą ze sceny?Big Grin
Cytat: Kelnerki w wyzywających strojach częstują którąś już kolejką darmowego alkoholu
dałbym trunków, by uniknąć powtórzenia w następnym zdaniu
Cytat: Tłum milknie, by na powrót utonąć w rejwachu rozmów i negocjacji
by za chwilę może dodaj, bo wychodzi, że milknie, by rozmawiać, negocjować
Cytat: egzotyczne trzynastolatki cierpliwie znoszą napastliwy dotyk nowych nabywców
a skąd wie, ile mają lat, skoro jest tam pierwszy raz, pierwszy raz to widzi? I w sumie jakiś taki mało zdziwiony jest tym, co się tam dzieje
Cytat: trzymający się życia resztkami sił i świadomości
chodzi o ich upojenie alkoholowe? Że już prawie zaliczają zgona, tak? To że trzymają się „życia” mi nie leży, bo jak zasną upici, to przecież dalej żyją
Cytat:  przesiąkniętą krwią posadzę
posadzkę


Huh, dość makabrycznie. Jest ok, ładnie językowo, ale zdecydowanie za dużo ktosiów i elegantów, trochę to gryzie, choć zdaję sobie sprawę z celowości zabiegu. Gryzie mnie też to, że momentami czyta się to jak scenariusz filmu, niby ładne słowa, ale połączone bez polotu, że tak powiem.
Trochę nie ogarniam z narratorem. Niby stoi z boku, przygląda się temu, uczestniczy w tym wszystkim po raz pierwszy, a czasem zdaje się sprawiać wrażenie wszechwiedzącego. A tak chyba nie powinno być albo powinno być to wyjaśnione w jakiś sposób.
Co do samej fabuły, hm, co chciałaś pokazać? Głupotę tłumu, zanik jakichkolwiek zahamowań? To, że teraz tak naprawdę nikt nie przejmuje się drugim człowiekiem? Że teraz wszyscy mogą być anonimowi, przynajmniej w sieci, robić to, na co mają ochotę i nie ponosić konsekwencji? Ostanie może naciągnięte, ale no xD Przynajmniej tak to odbieram, aczkolwiek pewnie błędnie Wink
Wydaje mi się, że za mały nacisk położyłaś na uczucia bohatera, a skupiłaś się na suchym, może nie do końca suchym, ale rozumiesz, przedstawieniu tego, co widzi. Powinnaś bardziej wyeksponować strach, przerażenie, w końcu jest świadkiem czegoś strasznego, a nie sprawia wrażenia, by specjalnie go to zdziwiło. Dlaczego? Zna to? W takiej codzienności żyje? Trzeba o tym powiedzieć, by uwiarygodnić świat przedstawiony.
Ale ogólnie jest ok, jednak przez to, co wypisałem, zostawiam 3/5 Wink

Pozdrawiam, K.
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#3
Napisałam coś takiego, bo nie mogłam zasnąć i nie miałam innego pomysłu.
Nie szło mi o pokazanie czegokolwiek, to nie jest socrealizm, żeby wkomponowywać ideę w treść. Tak sobie to wymyśliłam i tak to sobie napisałam. W tekście masz dwóch narratorów, pewnie też nie zauważyłeś tego. Jeden to obserwator wszechwiedzący, drugi to osoba wypowiadająca się, czyli ktoś zahipnotyzowany zjawiskiem.
I to w sumie tyle, może kiedyś poprawię.

Dziękuję za komentarz, pozdrawiam.
nie jestem zupą pomidorową,
żeby mnie wszyscy mieli lubić
Odpowiedz
#4
Opowiadanie jest dobre. Nie będę punktował, bo większość wypisał już haniel, a poza tym późna noc. Wink Powtarzasz się z "ktoś", "oczekiwanie" i "pragnęli chociaż jej dotknąć" też się rzuca w oczy.

Połączenie elegancji i bestialstwa to dobry miks, rzeźnia glamour, fajnie, można by to jeszcze rozpisać, jeszcze bardziej wyeksponować bestialstwo, ale nie jest źle. Jakby włączył Ci się jakiś hamulec podczas pisania.

Również nie domyśliłbym się, że historię opowiada dwóch narratorów.

Taka myśl jeszcze - skąd oni tam wzięli siekierę? Big Grin

Dobrze jest. Pozdrawiam!
Odpowiedz
#5
Właśnie o to chodzi, że nie wiem, skąd wzięli siekierę. Znam ludzi, którzy noszą przy sobie przedłużacze i tarki do pięt, dlaczego więc nie mogliby nosić siekiery?
No i tak, włączył mi się hamulec, bo była późna noc, a ja się uparłam, że to skończę.
Nie wiem, jak znajdę chwilę, to prawdopodobnie to rozpiszę, bo jak tak teraz patrzę, to źle mi się czyta to w takiej ascetycznej i ubogiej w opisy formie. No i nie opisałam wielu rzeczy, które miałam w głowie.
Może się trochę usprawiedliwiam, ale ja nie piszę prozy. W ogóle nieszczególnie lubię to robić, jeśli już.

Pomyślę jeszcze na pewno.
nie jestem zupą pomidorową,
żeby mnie wszyscy mieli lubić
Odpowiedz
#6
Niezaprzeczalnym atutem tego opowiadania jest klimat. Makabra, trochę w stylu twórczości Rolanda Topora, ale sama końcówka bardziej skojarzyła mi się z końcówką "Pachnidła". Wstrząsające, ale nie do końca oryginalne.
Zastanawia mnie kwestia tych dwóch narratorów. Właściwie, to nie rozumiem po co aż dwóch, ale mniejsza o to. Bardziej mnie zdziwił ten pierwszoosobowy. Wcale nie wydaje się być zahipnotyzowany tym, co widzi. Sprawia wrażenie jedynej trzeźwo myślącej osoby na tej całej licytacji. Kogoś, bliższego czytelnikowi niż tym mieszkańcom miasteczka. A mimo to nie podchodzi do tego emocjonalnie, nie dziwi się temu, co widzi. Jakby takie rzeczy zdarzały się co wieczór.
Masz dobry warsztat, ale trochę nachalnie powtarzasz co jakiś czas, że to są eleganccy panowie i eleganckie panie. Wiem, że chodzi o ukazanie kontrastu między ich powierzchownym wyglądem, a dzikim zachowaniem, ale robisz to zbyt często. Aż trochę męczące się to wydaje. Równie dobrze, mogłabyś w tym miejscu wstawić wielki, świecący znak drogowy z napisem: "UWAGA! KONTRAST!".
Mam też wrażenie, że końcówka jest nazbyt przeciągnięta. Czasami lepiej uciąć wcześniej taką makabryczną scenę. Dzięki temu nie rozcieńczysz tych emocji, które czytelnik przeżywa, gdy dochodzi do punktu kulminacyjnego.
Bo przeżycia są, to fakt. A to dobrze o tekście świadczy.
Zastanowiło mnie natomiast skąd, do cholery, ci eleganccy ludzie, na eleganckim przyjęciu, w eleganckim lokalu, wzięli nagle siekierę. Mimo, że całe opowiadanie było w konwencji makabra-WTF?, to ta siekiera wydała mi się totalnie bez sensu i nie na miejscu.
Oprócz tego, co wymieniłem, czytało się bardzo przyjemnie, a i lekkie przerażenie w odpowiednim momencie poczułem.
Gdyby tylko dopracować szczegóły, byłoby dużo lepiej.
Stawiam 3 z plusem, czyli niech będzie słaba czwórka Smile
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#7
Jak trochę o nim zapomnę, to pewnie wrócę do poprawek, żeby oceniać sprawę z dystansu.
No i kurcze, też pewnych rzeczy nie rozumiem, bardzo lubię nagłe i dziwne zwroty akcji - tak jak ten z pojawianiem się siekiery z du*y, no i eleganccy panowie to zabieg celowy, chciałam powtórzyć to tyle razy, że czytelnikowi wryłoby się to w banię, ale jeżeli to staje się drażniące, to trochę postaram się zredukować.
Poza tym, no, dzięki za uwagę i przetrwanie Smile
nie jestem zupą pomidorową,
żeby mnie wszyscy mieli lubić
Odpowiedz
#8
Ciekawa rzecz - rytuał, który naprawdę miał miejsce, czy majaki wywołane halucynogennymi oparami jakichś egzotycznych specyfików? Jeśli to byłaby szokująca prawda... no cóż, kolejny popis ludzkości z jej instynktem stadnym. Szkoda tylko, że służy on do jednoczenia się nie w takim celu, w jakim potrzeba.
Podoba mi się, że zawarłaś właśnie taki motyw. Choć może chodziło tylko o opis zdarzenia, a ja zinterpretowałam w zupełnie inny sposób.
Od strony technicznej - dobrze, płynnie się czytało. Szczególnie podobały mi się opisy, tworzą taki tajemniczy, egzotyczny klimat.
Bardzo podobało mi się porównanie dziewcząt do "anielic".
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#9
Dziękuję, Kruku. Pozwoliłam sobie poprawić ten tekst i za chwilę umieszczę go u góry.
nie jestem zupą pomidorową,
żeby mnie wszyscy mieli lubić
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości