Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Uwstecznienie libido jako przyczyna powstawania nerwic
#1
Uwstecznienie libido jako przyczyna powstawania nerwic

Do ciasnej, słabo oświetlonej izby weszła wysoka, młoda kobieta. Zamknęła za sobą starannie drzwi i powolnym, ale niezwykle lekkim krokiem zaczęła zbliżać się do łóżka, na którym siedział, wpatrując się uważnie w swoje ręce, kilkuletni chłopiec. Koszula nocna, którą miała na sobie, odsłaniała długie, niemalże białe nogi. Jej kształtne biodra kołysały się cudownie, kiedy szła przez ten klaustrofobiczny pokój. Ta chwila, którą zajęła jej droga, zdawała się trwać całą wieczność. Stanęła przed dzieckiem, które zatrzęsło się lekko. Jakimś sposobem wypełniała sobą całe pomieszczenie. Chłopiec podniósł niepewnie wzrok. Wiedział, że nie może, a jednak popatrzył na dziewczynę. Na jej doskonałe ciało. Na pełne piersi, wyglądające niesamowicie pod lekką koszulą. Zdawała mu się istotą boską. W jej przysłoniętej przez nieułożone jasne włosy, bladej twarzy było coś anielskiego. Ich spojrzenia spotkały się. Przerażony chłopiec zamknął oczy i złożył ręce , jak do modlitwy. Dziewczyna przez chwilę przyglądała mu się z obleśnym, tak niepasującym do niej uśmiechem. Odchyliła głowę i zaczęła ciężko, głęboko oddychać. Przesunęła dłońmi po swoim ciele. Jęknęła cicho. Kiedy odwróciła się, by podejść do stojącej w rogu szafy, chłopiec wyciągnął przed siebie rękę i dotknął jej nogi. Poczuł falę ciepłej przyjemności ogarniającej jego ciało. Jeden szybki ruch kobiety wystarczył, by spadł z łóżka. Drewniana podłoga była zimna. Chłopiec nie miał siły uciekać. Nie widział kiedy, ani jak w rękach dziewczyny znalazł się stary, skórzany pas. Zerwała z leżącego ubranie i uderzyła go. Na jego plecach pojawił się czerwony ślad. Zamachnęła się jeszcze raz. I jeszcze raz. Pomieszczenie wypełniło się, połączonymi w niezwykłej harmonii, krzykiem rozkoszy i wrzaskiem bólu oraz pobrzmiewającym w tle śmiechem.

***

-Kiedy wróci, będą nagrodzeni ci, którzy pamiętają, a wierni otrzymają zbawienie. Kiedy przyjdzie w chwale, ci, którzy kochają zaznają rajskich przyjemności! – powiedział potężnym głosem ksiądz Surym. Na jego chudej, kościstej twarzy widoczna była pasja, zdawał się wyższy niż zwykle. Zebrani w kościele ludzie zastygli w pozach, sugerujących, że z uwagą przysłuchują się każdemu słowu, wygłaszanemu z ambony. Niektórzy naprawdę wierzyli księdzu. Duchowny opuścił wzrok, a z chóru odezwały się majestatycznie organy.

Surym wyszedł z zakrystii i skierował się do tak zwanego świronka, małego budynku, stojącego obok klasztoru, który zamieszkiwał wraz z ojcem Ignacym. Jego współlokator wyjechał jednak kilka dni temu do Krakowa i miał wrócić dopiero za tydzień, tymczasowo Surym mieszkał więc sam. Na dworze nie było nikogo. Wszyscy zakonnicy zebrali się w stołówce, by spożyć, jak zwykle obrzydliwy, obiad. Najwidoczniej taka jest droga do świętości. Ksiądz przyśpieszył kroku, zaczął wręcz lekko podskakiwać, żeby się rozgrzać. Drobne płatki śniegu opadały na jego czarną szatę. Wreszcie przekroczył próg swojego mieszkania. Wdrapał się po skrzypiących, starych schodach prowadzących do jego pokoju i zdjął buty. Podszedł do okna. Było z niego widać stojącą w oddali drewnianą chałupę, dom rodzinny Suryma. Jeszcze dalej znajdowało się jezioro, gdzie jako mały chłopiec bawił się i łowił ryby. Teraz było zamarznięte. Ksiądz zamknął oczy i westchnął. Po chwili odwrócił się i podszedł do lekko zniszczonej szafy, w której trzymał wszystkie swoje rzeczy. Wyjął z niej stary, skórzany pas.

Wysoki, młody mężczyzna szedł nieśpiesznie po pokrytej śniegiem drodze, prowadzącej do klasztoru. Wiatr delikatnie rozwiewał jego długie, kruczoczarne włosy. Co jakiś czas mijał samotnie stojącą kapliczkę, bądź gospodarstwo, nie zwracał na nie jednak uwagi. Na drodze nie pozostał ani jeden ślad buta.

-Deus meus – wyszeptał. Jego sutanna leżała na łóżku. Ksiądz Surym klęczał półnagi na drewnianej posadzce. Pochylił głowę i wziął głęboki oddech. Uderzył pasem w swoje odsłonięte plecy. Zamachnął się jeszcze raz.
–Deus meus – powiedział i poczuł piekący ból. Zacisnął pięści. Wymierzył sobie kolejny cios. Oddychał bardzo głęboko. Napiął wszystkie mięśnie. Pas kaleczył jego skórę. Zamknął oczy i odchylił głowę. Paznokcie wbijały mu się w dłonie. Nie przestawał uderzać. Zobaczył znajomą twarz, nie mógł jej jednak rozpoznać. Ból mieszał się w nim z rozkoszą. To była twarz młodej dziewczyny. Lekko przysłonięta, przez opadające na nią jasne włosy. To na nią czekał. Zobaczył też jej ciało. Najpiękniejsze. Na jego plecach pojawiła się strużka ciemnoczerwonej krwi. Dziewczyna zbliżyła się. Jęknął głośno. Dotknęła go. Wyprostował gwałtownie palce u dłoni, upuszczając pas i przesunął nimi po swojej klatce piersiowej. Upadł ciężko na podłogę i dopiero teraz rozluźnił mięśnie. Odetchnął. Jego oczy wciąż były zamknięte.
-Deus meus – wyszeptał.

Kościelny, pan Józef, stanął przed drzwiami klasztoru. Na jego topornej twarzy widać było tęsknotę. Wcale nie miał ochoty pracować, kiedy panował taki mróz. Podniósł kołnierz swojego szarego, zniszczonego płaszcza tak, żeby zasłaniał twarz. Rozejrzał się dookoła. Klasztor, tak jak cała okolica pokryty był śniegiem. Nagle przed kościelnym pojawił się młody, ciemnowłosy mężczyzna.
-Gdzie mogę znaleźć księdza Suryma? – zapytał, choć doskonale znał odpowiedź.
-Na pewno jest u siebie – odparł szybko Józef. W jego głosie dało się słyszeć ulgę. Perspektywa odkopywania braciszków spod białej, zimnej pokrywy przynajmniej chwilowo się oddaliła.
– Zaprowadzę pana – dodał po chwili Józef. Włożył ręce do kieszeni i ruszył przed siebie. Młodzieniec poszedł za nim, mimo że nie potrzebował przewodnika.
- Święty człowiek ten Surym – oznajmił nagle kościelny, przerywając ciszę. – Potrafi przelać wiarę na ludzi – kontynuował, chociaż jego towarzysz nie zwracał na niego uwagi. W jego oczach widać było potrzebę kontaktu. W końcu zbliżył się do nieco do młodzieńca.
- Słyszałem, że on nawet biczuje się z miłości do tego swojego Boga – szepnął. Twarz jego rozmówcy nawet nie drgnęła. Szedł dalej, tak jakby nic nie usłyszał. Wiedział to od zawsze. Józef spuścił wzrok. Nie mógł znieść milczenia.
- Straszna ta pogoda, prawda? – powiedział wreszcie.
- Niech się pan nie martwi, to się wkrótce zmieni – usłyszał w odpowiedzi. Na jego ustach pojawił się ledwie zauważalny uśmiech.

Ciężkie drzwi kościoła otworzyły się. Do środka wszedł wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Ksiądz Surym klęczał jeszcze przez chwilę, kończąc modlitwę. Wyszeptał ostatnie skierowane do Nieba słowa, po czym powoli wstał.
- Słucham – odezwał się, oczekując, by przybysz opowiedział mu o swoim problemie.
- Myśli ojciec, że to wszystko się dzieje tak naprawdę? – zapytał młodzieniec, podchodząc do Suryma. Na twarzy księdza pojawił się wyraz zdziwienia, ale też zaciekawienia.
- Pyta pan o Boga? Tak, istnieje naprawdę – odpowiedział.
- Czy to jest szczęście? Nigdy nie miałeś wątpliwości? – pytał dalej mężczyzna.
– Kochasz, ale czy słusznie? – kontynuował, nie czekając na odpowiedź
- Oczywiście! – Surym podniósł głos z oburzeniem.
- Czy to dzieje się gdzieś jeszcze poza twoją głową?! – niemal krzyczał młodzieniec. Wciąż zbliżał się do swojego rozmówcy, z każdą sekundą dystans dzielący ich był krótszy.
- Czy ktoś zbudowałby to, gdybym sobie wszystko wymyślił? – zdezorientowany ksiądz wskazał na ołtarz.
- Nie wróci! – wrzasnął ciemnowłosy, rozrywając czarną szatę księdza. Między starymi bliznami były też nowsze, jeszcze niezagojone rany. Surym chciał się cofnąć, ale młodzieniec złapał go. Był niezwykle silny. Jego ręka delikatnie dotknęła policzka duchownego. Ich usta zetknęły się. Ksiądz zanurzył się w młodych wargach mężczyzny. Kiedy rozłączyli się, zakręciło mu się w głowie. Ułożył się na ławce. Nie ruszał się. Zamknął oczy, nie chcąc widzieć złotego ołtarza, rażącego go.

Jej ciało było tak ciepłe, tak kuszące, jego dłoń na chudej twarzy księdza tak chłodna, jakby logiczna, racjonalna. Surym powoli podszedł do siebie. W swoich oczach widział beztroską zabawę nad jeziorem. Nagle na wąskiej plaży pojawiła się cudowna kobieca postać. Stanęła obok chłopca. Teraz już wiedział – nie powinien dotykać serca, jest zatrute. Wszystko stało się takie jasne i świetliste. Czarne włosy wysokiego młodzieńca były oślepiająco jasne. Kobieta jęknęła z rozkoszy, jednak dookoła rozległ się odgłos cierpienia. Dobrze zbudowany mężczyzna chciał dotknąć dziewczyny. Ona objęła go całym swoim nagim ciałem, ale on wciąż jej nie dotykał. Zaśmiała się i uderzyła pasem. Była aniołem. Surym poczuł okropny ból. Popatrzył na swoją twarz i zobaczył, że z ust płynie strumień ciemnoczerwonej krwi. To ona była ciepła. Garść księdza była pełna zębów. Poczuł jak łzy gromadzą się w jego oczach. Teraz było już za późno. Surym zerwał się z ławki tak gwałtownie, że od razu stracił równowagę. Upadł, lecz natychmiast z powrotem wstał. Zobaczył płomienie trawiące drewniane ściany kościoła. Przez uchylone drzwi uśmiechał się do księdza ciemnowłosy młodzieniec. Surym ruszył w kierunku wyjścia, jednak nagle pod jego nogi runął płonący filar, zagradzając drogę ucieczki. Ksiądz pobiegł w stronę zakrystii. Czuł jak dusi go gęsty dym. Tylko prowadzące na pierwsze piętro schody były wolne od płomieni. Nie myślał. Jeden ze stopni złamał się pod stopami księdza. Wdrapał się na górę, tylko po to by zobaczyć, że pożar ogarnął już cały budynek. Paliło się w jego głowie. Przeżegnał się i próbował ugasić ten szatański, jak mu się zdawało, ogień wodą święconą. Fiołka, którą miał przy sobie nie wystarczyła. Zauważył, że jego sutanna zapaliła się. Nadepnął na nią, chcąc ją zgasić. Stracił równowagę. Oparł się o okno. Kruche szkło prysło pod naciskiem mężczyzny. Stalowy krzyż, stojący pod oknem przebił wątłe ciało. Gorąca krew roztapiała śnieg.

Pomarszczoną twarz Józefa oświetlił promień słońca. Staruszek pozwolił, by letni wiatr popieścił jego ciało.
- Wie pan, w tym budynku kiedyś stał prawdziwy kościół – zaczepił nagle przechodnia, wskazując przebudowany przez prywatnych inwestorów budynek. W jego oczach widać było potrzebę kontaktu z ludźmi.
- Zdaje się, że teraz lepiej służy narodowi – odpowiedział mężczyzna. Z ekologicznej torby, którą za niewielką opłatą otrzymał przy kasie, wystawało zdjęcie. Jasnowłosa piękność rozchylała apetycznie nogi wzdłuż ramion stalowego, minimalistycznego, by nie odwracał uwagi od sedna sprawy, krzyża.
- Piękną mamy pogodę. Żyć nie umierać – wyszeptał Józef.



"I don't have to sell my soul,
he is already in me"
Odpowiedz
#2
Najpierw błędy/sugestie:

"Przerażony chłopiec zamknął oczy i złożył ręce( )jak do modlitwy."

"Stanęła przed dzieckiem, które zatrzęsło się lekko" - zadrżało lepiej tu chyba pasuje. Trzęsie to w autobusie na polskich drogach Wink

"Nie widział kiedy( )ani jak w rękach dziewczyny znalazł się stary, skórzany pas." - przed "ani" nie stawiamy przecinka, chyba że występuje dwa razy pod rząd (reguła taka sama, jak z łącznikiem "i").

"Zamachnęła się jeszcze raz. I jeszcze raz." - wyciąłbym to drugie "raz" - nieco razi (powtórzenie).

"Surym wyszedł z zakrystii i skierował się do tak zwanego świronka, małego budynku, stojącego obok klasztoru, który zamieszkiwał wraz z ojcem Ignacym." - trochę przesadziłeś ze złożonością zdania. Ostatni człon odnosi się do Suryma, ale jest zbyt daleko od pierwszego członu, żeby całość brzmiała płynnie. Poza tym - klasztor z dwoma mnichami? Nie za mało?

Aaa, już wiem - z dalszej części tekstu wynika, że zamieszkiwali we dwóch nie klasztor, tylko świronek. Co tylko potwierdza powyższe twierdzenie i nieczytelności tamtego zdania Wink

"Na dworze nie było nikogo." - na dworze mieszka król. Za zewnątrz, na podwórzu, na dziedzińcu, na czymkolwiek, tylko nie na dworze. Dobrze, że nie na "dworzu" Big Grin

"Wreszcie przekroczył próg swojego mieszkania. Wdrapał się po skrzypiących, starych schodach prowadzących do jego pokoju i zdjął buty." - powtórzenie.

"Kościelny, pan Józef, stanął przed drzwiami klasztoru" - jakoś niepłynne to zdanie. Lepiej brzmiałoby coś w stylu:

"Pan Józef, pełniący funkcję kościelnego, stanął przed drzwiami klasztoru"

"Na jego topornej twarzy widać było tęsknotę. Wcale nie miał ochoty pracować, kiedy panował taki mróz. " - to już bardziej zniechęcenie powinno być widać, nie tęsknotę. Nie pasuje za bardzo.

"– Zaprowadzę pana – dodał po chwili Józef." - do tej pory tekst sugerował, że dzieje się raczej w przeszłości (użycie archaizmów). Wtedy tak nie tytułowano. Józef powiedziałby raczej "zaprowadzę was, panie", a może nawet bez pana, zależy jak ubrany był ten młodzieniec.

"Młodzieniec poszedł za nim, mimo że nie potrzebował przewodnika." - druga część zdania niepotrzebna. Czytelnik już wie, że to nikt zwyczajny. Wskazuje na to brak śladów czy fakt, że od razu wiedział, gdzie jest Surym. Nie traktuj czytelnika jak głupca, któremu po pięć razy trzeba wszystko powtarzać Wink

"chociaż jego towarzysz nie zwracał na niego uwagi. W jego oczach widać było potrzebę kontaktu." - powtórzenia. Przeredagowałbym to. Poza tym, w czyich oczach - towarzysza czy Józefa, bo nie za bardzo wiadomo z treści tego zdania.

"- Słyszałem, że on nawet biczuje się z miłości do tego swojego Boga – szepnął." - kościelny, w przeszłości (okołośredniowieczne czasy, jak mniemam), który mówi "do tego swojego Boga"? (Co sugeruje, że kościelny nie wierzy w "tego ich Boga", a do tego wyraża się o Nim dość, hm, pobłażliwie). Człowieku, spaliliby go na stosie za takie słowa! No dobra, spalić by nie spalili, ale na pewno nie byłby kościelnym.

"- Niech się pan nie martwi, to się wkrótce zmieni – usłyszał w odpowiedzi. Na jego ustach pojawił się ledwie zauważalny uśmiech. " - znowu ten pan. "Nie martwcie się" cy cuś. I na czyich ustach? Kościelnego?

"Ciężkie drzwi kościoła otworzyły się. Do środka wszedł wysoki, czarnowłosy mężczyzna. Ksiądz Surym klęczał jeszcze przez chwilę, kończąc modlitwę." - wcześniej Józef mówił, że ksiądz jest u siebie, a zaprowadził gościa do kościoła? Brak logiki i związku przycz.-skut.

"Garść księdza była pełna zębów." - tutaj lekko przegiąłeś.

"Fiołka" - fiolka.

"Zauważył, że jego sutanna zapaliła się. Nadepnął na nią, chcąc ją zgasić" - sutanny nie można zgasić, ale ognień już tak.

No tak. Końcówka wyjaśniła wszelkie wątpliwości co do tego zwracania się per "pan".

Sprawdź interpunkcję, jest mały misz masz. Kilka razy brakło przecinka, a kilka razy było o jeden za dużo.

Teraz o samej treści. Opowiadanie jest ciekawe, porusza dość ważny i skomplikowany temat, a w zasadzie kilka ważnych i skomplikowanych tematów. Wiara w Boga, duchowieństwo i celibat, patologie... Wydaje mi się, że jest jednak za krótkie i pobieżnie napisane, żeby dobrze oddać to, co chciałeś przekazać. Rzuciłeś się na wiele tematów i poświęciłeś na nie zbyt mało czasu. Tekst nie jest przejrzysty. Zaledwie dotyka, ukazuje dany problem, ale nic poza tym. To wierzchołek góry lodowej. Niby dobrze, bo pozostawia czytelnikowi sporo miejsca na własne przemyślenia i interpretację, ale z drugiej strony czuję niedosyt. Czuję się nawet lekko oszukany, bo podrażniłeś moją ciekawość i... to wszystko. Wg mnie powinieneś to rozwinąć, zawrzeć więcej przemyśleń, dopowiedzieć parę rzeczy. Niedopowiedzenia są dobre w poezji ewentualnie w prozie poetyckiej, a ten tekst nie jest ani jednym, ani drugim.

Rażą trochę krótkie fragmenty, poszczególne części tekstu. Zaledwie jeden, dwa akapity i akcja przenosi się dalej. Za mało, skaczesz z kwiatka na kwiatek, bez jakiejś ciągłości. Jak na moje oko te wszystkie fragmenty powinny być oddzielone gwiazdkami (tak jak pierwszy od drugiego), jest w nich jednak za mało tekstu, żeby to zrobić.

Brakło mi też umiejscowienia realiów w czasie. Jak widać z moich uwag i sugestii, odniosłem wrażenie, że historia toczy się w czasach przeszłych, okołośredniowiecznych, a na sam koniec okazuje się, że jednak nie. Domyślam się (być może błędnie), że był to zabieg celowy, żeby zaskoczyć czytelnika na koniec. Jeśli tak, uważam, że to strzał kulą w płot. Bo to zaskoczenie odciąga od tego, co w tekście naprawdę ważne, odwraca uwagę od przemyśleń i przekazu.

Ogólnie miałeś dobry zamysł, ciekawy pomysł, ale za bardzo skondensowałeś treść. Tekst z powodzeniem mógłby być półtora raza dłuższy.

Pozdrawiam.
-rr-

P.S. Tytuł. Nieco odstaje od treści tekstu, moim zdaniem, szczególnie biorąc pod uwagę początek i patologię w nim zawartą.
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#3
Jej, dzięki za tak obszerną analizę. NaprawdęBig Grin Nie wiem skąd wrażenie o tym, że akcja dzieje się dawno temu, ale to znaczy, że trzeba coś zmienić, bo tak nie miało być. Chociaż w sumie to może być całkiem niezłe jako coś na kształt konfrontacji czasów dzisiejszych z przeszłymi. Nie chciałem, żeby tekst był zbyt długi, bo wolałem, by ktoś go przeczytałBig Grin Myślałem o dzieleniu fragmentów gwiazkami, ale tak jak mówisz, były zbyt krótkie. A co do tytułu- dla mnie sens jest zawarty właśnie w nim. Tzn tytuł nie opisuje tego co jest w opowiadaniu, tylko jest sugestią jak ten tekst interpretować. Dla mnie ta wiara jest tytułową nerwicą. A szczególnie wiąże się z początkiem- to wtedy nastąpiło to uwstecznienieBig Grin A może to wszystko dzieje się w głowie księdza? No nieważne. Za dużo FreudaBig Grin Jeszcze raz dziękujęBig Grin

P.S. W Lublinie mówi sie "na dworze". Miejscowy patriotyzm kazał mi tak napisaćTongue
"I don't have to sell my soul,
he is already in me"
Odpowiedz
#4
(03-02-2011, 19:59)arnoldlayne napisał(a): Nie chciałem, żeby tekst był zbyt długi, bo wolałem, by ktoś go przeczytał
Jak opowiadanie będzie na tyle dobre, że wciągnie, to czytelnik z wypiekami na twarzy zostanie z tekstem do końca. Takie podejście na pewno nie zjedna Ci czytelników, a wręcz przeciwnie - bo jeśli zamieściłbyś powiedzmy kolejny tekst, pisany z takim podejściem, to ja po kilku akapitach dałbym sobie spokój, nauczony doświadczeniem.

Cytat:Myślałem o dzieleniu fragmentów gwiazkami, ale tak jak mówisz, były zbyt krótkie.
To się łączy z powyższym.

P.S. Nie jesteś w Lublinie tylko na forum literackim Big Grin A poważnie - mógłbyś napisać "na dworze", jeśli w tekście byłoby logiczne uzasadnienie - np. akcja dzieje się w lublinie albo główny bohater pochodzi z tamtych stron, a do tego wyjaśnienie jakieś w tekście że tam się tak właśnie mówi - ale tego nie ma.
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz
#5
Wiem, rozumiem, poprawę obiecujęBig Grin Jak tylko znajdę chwilkę wyślę któremuś z krytyków wersję bez "na dworze". Może nawet będzie dłuższa.
"I don't have to sell my soul,
he is already in me"
Odpowiedz
#6
Błędy:

Cytat:-Kiedy wróci, będą nagrodzeni ci, którzy pamiętają, a wierni otrzymają zbawienie.
Spacja po myślniku - jak w przy kolejny6ch dialogach, nie stawiasz jej.

Cytat:1. - Pyta pan o Boga? Tak, istnieje naprawdę – odpowiedział.
2. - Czy to jest szczęście? Nigdy nie miałeś wątpliwości? – pytał dalej mężczyzna.
3. – Kochasz, ale czy słusznie? – kontynuował, nie czekając na odpowiedź(.)
4. - Oczywiście! – Surym podniósł głos z oburzeniem.
Wywnioskowałam sobie sama, że 2. i 3. to słowa przybysza, jednak przy takim zapisie można się pogubić. Nie lepiej zapisać je razem, tak, aby każdy kolejny myślnik ukazywał następnego mówcę?


Sugestie:

Cytat:Na pełne piersi, wyglądające niesamowicie pod lekką koszulą.
Zwiewną?

Cytat:Przerażony chłopiec zamknął oczy i złożył ręce , jak do modlitwy.
Spacja się wkradła przed przecinkiem, choć sam on w sobie nie jest raczej potrzebny.

Cytat:Kiedy przyjdzie w chwale, ci, którzy kochają(,) zaznają rajskich przyjemności!
Cytat:Zebrani w kościele ludzie zastygli w pozach,(zbędny) sugerujących, że z uwagą przysłuchują się każdemu słowu,(tu też niezbyt potrzebny) wygłaszanemu z ambony.
Cytat:Surym wyszedł z zakrystii i skierował się do tak zwanego świronka, małego budynku,(zbędny) stojącego obok klasztoru, który zamieszkiwał wraz z ojcem Ignacym.
Cytat:Jego współlokator wyjechał jednak kilka dni temu do Krakowa i miał wrócić dopiero za tydzień, tymczasowo Surym mieszkał więc sam. (nowu akapit) Na dworze nie było nikogo.
Cytat:Wysoki, młody mężczyzna szedł nieśpiesznie po pokrytej śniegiem drodze,(zbędny) prowadzącej do klasztoru.
Cytat:Klasztor, tak jak cała okolica(,) pokryty był śniegiem.

Cytat:towarzysz nie zwracał na niego uwagi. W jego oczach widać było potrzebę kontaktu.
Kłóci się to moim zdaniem - potrzebował kontaktu, ale nie obchodziły go słowa towarzysza.

Cytat:- Niech się pan nie martwi, to się wkrótce zmieni – usłyszał w odpowiedzi. Na jego ustach pojawił się ledwie zauważalny uśmiech.
A po co kościelny miałby się uśmiechać? A raczej - z jakiego powodu?

Cytat:- Słucham – odezwał się, oczekując, by przybysz opowiedział mu o swoim problemie.
aż?

Cytat:Między starymi bliznami były też nowsze, jeszcze niezagojone rany.
nowe?

Cytat:- Wie pan, w tym budynku kiedyś stał prawdziwy kościół – zaczepił nagle przechodnia, wskazując przebudowany przez prywatnych inwestorów budynek.
"Zaczepił" kojarzy mi się z czynnością inną niż mowa, dlatego raczej kropka i wielka litera.


Obrazowe opisy, to się chwali, ale nadmiar przecinków czasem mnie przeraził.
Mimo, że krótkie, mechaniczne zdania przerażają mnie tak samo bardzo, przy scenie samookaleczenia księdza były wręcz idealne, jak myśli przelatujące przez głowę, jak sceny z życia, jak marzenia, pragnienia, jak wewnętrzna gonitwa zakończona wręcz ekstazą, duchowym uniesieniem.
Sprawa kolejna - pilnuj myślników, bo gdzieniegdzie masz dywizy.
Całość: Oryginalna, choć zgodzę się z rootem, że można by rozwinąć tak ciekawy temat, a nawet jakieś dłuższe opowiadanko z tych zaledwie kilku scenek zrobić. Bo nie powiem, wciągnęło mnie, bo i styl sam w sobie niczego sobie.

Pozdrawiam, Nietykalni.
Il-wieħed li jixtieq li jkun oriġinali u gost
Hypocrisy...
1/2011[/p]2/2011

Odpowiedz
#7
dziękiBig Grin a jeśli chodzi o przecinki i krótkie zdania- to opowiadanie miało Cie przerazićBig Grin
"I don't have to sell my soul,
he is already in me"
Odpowiedz
#8
Witaj,

Podobało mi się. Było tak jak lubię. Zaskoczyłeś mnie bardzo pozytywnie. Ciekawy tekst i nie dałeś mi chwili na nudę. Tam gdzie wypisałam Ci WYTNIJ miałam na uwadze to, że wiadomo o co chodzi i nie trzeba podkreślać kto, co robi i do kogo coś należy. Zwróć na to uwagę. Generalnie bardzo udany tekst o trudnej tematyce.

MOJE SUGESTIE:

zbliżać się do łóżka, na którym siedział, wpatrując się uważnie - powtórzenie: się/się
kiedy szła przez ten klaustrofobiczny pokój. - wytnij > ten
przez nieułożone(,) jasne włosy,
oczy i złożył ręce , jak do modlitwy. - wytnij przecinek
-Kiedy wróci, będą nagrodzeni ci, - spacja po myślnikach w dialogach
Niektórzy naprawdę wierzyli księdzu. - <Niektórzy naprawdę mu wierzyli>
Ksiądz zamknął oczy i westchnął. - wytnij > ksiądz
jakiś czas mijał samotnie stojącą kapliczkę, - <mijał stojącą samotnie kapliczkę>
Paznokcie wbijały mu się w dłonie. - wytnij> mu
Podniósł kołnierz swojego szarego, zniszczonego - wytnij > swojego
Klasztor, tak jak cała okolica(,) pokryty był śniegiem.
dodał po chwili Józef. - wytnij > Józef
jego towarzysz nie zwracał na niego uwagi. W jego oczach - powtórzenie : jego/jego
W końcu zbliżył się do nieco do młodzieńca. - wytnij > do
Wiedział to od zawsze. - <wiedział o tym od zawsze>
– Kochasz, ale czy słusznie? – kontynuował, nie czekając na odpowiedź(.)
zetknęły się. Ksiądz zanurzył się w młodych wargach mężczyzny. Kiedy rozłączyli się, zakręciło mu się w głowie. Ułożył się na ławce. Nie ruszał się. - powtórzenie: się/się/się/się/się/się
Surym powoli podszedł do siebie. - tutaj musisz to jakoś inaczej opisać, bo w pierwszej chwili nie bardzo wiadomo o co chodzi
złamał się pod stopami księdza. Wdrapał się - powtórzenie : się/się
Paliło się w jego głowie. Przeżegnał się - powtórzenie: się/się

Dużo weny życzę, pozdrawiam,
Lilith
Odpowiedz
#9
(08-02-2011, 00:46)Lilith napisał(a): jakiś czas mijał samotnie stojącą kapliczkę, - <mijał stojącą samotnie kapliczkę>

Wiedział to od zawsze. - <wiedział o tym od zawsze>
Imho, jest jak najbardziej dobrze. Tekst należy do autora i takie sugestie - mimo że to tylko sugestie - wydają mi się - osobiście - trochę śmieszne, bo po co zmieniać coś, co jest dobre, tylko dlatego, że MY napisalibyśmy to inaczej?

EDIT:: Hayley, spokojnie. Przecież ja dla nikogo źle nie chcę. Zaznaczam wyraźnie, że to sugestie i tyle. Przecież każdy wie, że nawet przy oczywistych ortach i przecinkach autor nie musi poprawiać swojego tekstu, jeśli nie uzna tego za stosowne. Nużą mnie już komentarze do komentarzy, bo to wg mnie bicie piany, a każdy swój roum ma. Jeśli śmieszą Cię moje komentarze - to na zdrowie Big Grin // Lilith

(06-02-2011, 21:25)arnoldlayne napisał(a): dziękiBig Grin a jeśli chodzi o przecinki i krótkie zdania- to opowiadanie miało Cie przerazićBig Grin
Przerazić miało chyba jednak w ciut inny sposób, no ale jako, że nie był nigdzie określony, to plus dla Ciebie, bo samo 'przerażenie' Ci jak najbardziej wyszło ^^
Il-wieħed li jixtieq li jkun oriġinali u gost
Hypocrisy...
1/2011[/p]2/2011

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości