Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Łowca
#1
Witam, postanowiłem zamieścić swoją własną opowieść na forum Smile Liczę na szczerą i dobijającą krytykę Tongue Zapraszam do czytania. Dokładniejszy opis, dlaczego ta twórczość jest w postnuclear - w następnej części Smile
__________________________

Andrejew siedział na drzewie niedaleko wieżowca, oglądając budynek raz lornetką, raz gołym okiem, by upewnić się co do lokalizacji swojego celu. Jego pozycja dawała mu idealną ochronę - był na tyle wysoko, by móc widzieć to, czego potrzebuje, ale na tyle nisko, by móc w razie czego szybko zeskoczyć i uciec. Gałęzie ustawiały się doskonale tak, że mógł oprzeć swój karabin snajperski o jedne, a siedzieć na innych. Długo przygotowywał się do akcji.
Chwycił mocniej swoją broń, gdy ujrzał mężczyznę - dokładnie takiego, jakiego twarz widniała na jego kontrakcie. Podniecenie przesłoniło mu myśli, od adrenaliny zaczęło piszczeć w uszach... Lecz zbliżał się świt, trzeba było działać. Pochylił się nieco, by kolba karabinu oparła się wygodnie o jego ramię, przeżegnał się w myślach, przymknął powieki i głęboko westchnął. Otworzył oczy, wstrzymał oddech, wycelował. Gdy upewnił się jeszcze, że to "ten" człowiek, uniósł dłoń prawej ręki, chwycił porządnie broń, oparł palec o zimny i wilgotny od porannej rosy spust i zatrzymał się, rozmyślając. Czy robi dobrze? Nie, oczywiście, że nie. Jednak trzeba wykorzystać swoje umiejętności, by móc zapewnić pieniądze swej rodzinie...
Tak, trzeba to zrobić. Odetchnął głęboko i mocno pociągnął za spust. Nagle pożałował, że wybrał ten kaliber... Broń jest niezwykle celna na dalsze dystanse, jednakże ma zły typ lufy i zbyt duży odrzut, by założyć tłumik. Huk rozniósł się po parku, w którym się ukrywał. Odszedł, znikając w betonowych budynkach na skraju osiedla...
Trzeba uciekać, pomyślał gorączkowo. Chwycił swój ekwipunek, zeskoczył z drzewa i pobiegł najszybciej, jak potrafił, w stronę najbliższej studzienki kanalizacyjnej. Tam, gdzie założył obóz. Po drodze czuł już oddechy swoich przeciwników na plecach, słyszał strzały celowane w jego stronę... Spanikował. Jego wyimaginowane problemy dodały mu sił. Wyjął ze swojego plecaka łom i uniósł kratę kanałów, po czym wskoczył do środka.
Odczuł zdecydowaną ulgę. Tutaj nikt nie mógł go usłyszeć i nikt nie spodziewał się, że będzie tam miał swą kryjówkę. Idąc na północ, w pewnym momencie ujrzał światło. Nie było ono zwykłe, od żarówki, jednostajne. Ono tańczyło wśród rozmigotanych iskierek ogniska. Było ciepłe, takie... domowe. Idąc dalej, zobaczył wreszcie cień swego przyjaciela, Dmitrego i odetchnął z ulgą.
Jego towarzysz siedział po turecku, patrząc w roztańczone ogniki i przecierając swój karabin. Był to M4A1 z oprzyrządowaniem laserowym. Broń była rozłożona na części, ale Dmitry nie wyglądał na zaniepokojonego. Gdy usłyszał charakterystyczny dźwięk chodzenia po wodzie, wyjął swój skrócony blaster i, wpatrując się w ciemność, wyszeptał:
- Sprzedaję amerykańskie gobeliny. Chcesz jakiś kupić?
- Tak, masz może niebieskie? - odpowiedział Andrejew.
- Andruchna, czy to ty?
- Tak. Schowaj blaster; wiesz, jakie ma słabe ogniwo.
Takie było ich hasło.
Dmitry mruknął przekleństwo w odpowiedzi. Był wyraźnie zły.
- Słyszeli cię wszyscy w promieniu kilku kilometrów. Wiesz, co narobiłeś?!
- Tak, przepraszam, mój błąd. Nie pomyślałem - Dmitrego łatwo było udobruchać.
- Ech - westchnął Dmitry - będziemy mieli kłopoty. Cóż, nie z takich tarapatów się wyrywaliśmy. Poradzimy sobie.
Uśmiechnęli się do siebie, zebrali cały swój ekwipunek, zgasili ognisko i ruszyli kanałami dalej, na północ, do bazy głównej.
Jestem pesymistycznym nerdem...

[Obrazek: motokosygna.jpg]

"There is nothing to be afraid of... Virtual reality will rehabilate your mind or eventually your body... You will be alright, I promise... Just concentrate... And trust the music."
Odpowiedz
#2
Gdy nadszedł świt i pierwsze głosy zaczęły przejęcie mówić o wydarzeniach nocy, Andrejew i Dmitry siedzieli razem w bazie głównej swego zleceniodawcy, starej oczyszczalni ściekowej. Było to miejsce świetne strategicznie: wprost idealne do obrony i można było zarobić, sprzedając oczyszczoną wodę napromieniowanej ludności. Ta była inna, niż kilkanaście lat wcześniej - dziś ludzie są smutni, zrozpaczeni. Jedynie dzieci potrafią się z czegoś śmiać... Bo tu, niestety, nie ma z czego.
Andrejew raz po raz spoglądał przez okno swojej kwatery, oglądając tamten świat. Znał dobrze ten widok - spalona ziemia, drzewa, rośliny; zmutowane ptaki, poszukujące pożywienia wśród kości stworzeń, które nie zdążyły na czas uchronić się przed apokalipsą. Ta rozpoczęła się niewinnie - ot, zwykła kłótnia między przywódcami dwóch państw. Niestety, nie zwykłych państw. Supermocarstw. Prezydent Rosji pokłócił się z prezydentem Stanów Zjednoczonych. USA zagroziło głowicami atomowymi - Rosja ich wyprzedziła. Gdy pierwsze okropne pociski zaczęły dotykać Kalifornię, Waszyngton, Montanę, Arizonę... Stany zripostowały swoimi głowicami... Ale jeszcze wszystko się nie skończyło.
Europa miała się lepiej: Unia Europejska przetrwała i stworzyła z państw przynależących nowe supermocarstwo. Jednak przeciw temu wszystkiemu był papież; okazało się, że Watykan ma swoją broń... Która "ku chwale Jezusowi" puszczona została na Nową Unię: z Europy został jeden, wielki krater zalany przez wody świata. Jedynie Australia i Afryka były neutralne, ale i tak zostały "profilaktycznie" zniszczone przez każde państwo - po trochu... Jednak zanim się to stało, USA sprowadziło ich ludność do wielkiego lotniska w Denver, by... ich pozabijać niczym nazistowskie psy Żydów w obozach zagłady - gazem. Rosja, gdy tylko dowiedziała się o takim marnowaniu życia ludzkiego, od razu wysłała kolejną falę głowic: tym razem większość była skierowana w stan Wyoming, a dokładniej w superwulkan Yellowstone. Celem była erupcja wulkanu, by zniszczyć całe Stany za jednym zamachem. I udało się, jednak fala wybuchu sięgnęła dalej - zniszczyła całkiem Afrykę i dużą część Azji Wschodniej. Rosja została sama na całym świecie... Z niemal dziesięciotysięczną populacją. Przeżyły osoby, które zostały na czas ostrzeżone o niebezpieczeństwie i skryły się w metrach, schronach, elektrowniach o ścianach pokrytych ołowiem i innych miejscach, których napromieniowanie nie powinno dosięgnąć. Cały rząd rosyjski został zabity, głównie przez skrytobójców amerykańskich.
Po tych wydarzeniach było coraz gorzej - ludzie po kilku latach musieli wychodzić ze swych schronów, w poszukiwaniu zapasów. Wtedy dotykała ich choroba popromienna. Populacja zaczęła mutować i zarażać się wzajemnie. Wkrótce z dziesięciu tysięcy osób zostały zaledwie dwa. Pozostałe osiem albo zginęło, albo zmutowało całkowicie, przemieniając się w zielone okropieństwo.
Andrejew pamiętał dobrze tę historię, brał bowiem w niej udział. Był żołnierzem, pracował na pokładzie jednej z łodzi podwodnych, która miała mnóstwo małych głowic atomowych. Szyli długo w Stany, może nawet tydzień. Gdy superwulkan wybuchał wiedzieli, że to koniec USA... I, popędzani przez falę uderzeniową, wrócili do Rosji. Wyładowali wszelkie zapasy i okopali się w środku miasta Magadan, broniąc się amunicją ostrą przed zmutowanymi ludźmi i innymi, dziwnymi stworzeniami. Gdy kończyła im się amunicja, wyruszyli w podróż do Moskwy. Po drodze mieli szczęście i spotkali karawanę z zapasami, krążącą przez całą Rosję, dając środki zafrasowanym obrońcom, którzy się ostali.
Andrejew spoglądał teraz tęsknie na przepalone słońce, wyczekując dnia odnowy. Dnia, w którym zielona i bujna roślinność wróci na Ziemię. Dnia, w którym będzie można hodować króliczki, chomiczki, czy koszatniczki bez obawy, że odgryzą ci nogę przy pierwszej okazji. Dnia, w którym wszystko wróci do normy.
Jestem pesymistycznym nerdem...

[Obrazek: motokosygna.jpg]

"There is nothing to be afraid of... Virtual reality will rehabilate your mind or eventually your body... You will be alright, I promise... Just concentrate... And trust the music."
Odpowiedz
#3
"Gałęzie ustawiały się doskonale tak, że mógł oprzeć swój karabin snajperski o jedne, a siedzieć na innych." - coś mi w tym zdaniu nie pasuje. Nie wiem co. Ale coś mnie w nim gryzie.

"karabin snajperski o jedne, a siedzieć na innych. Długo przygotowywał się do akcji.
Chwycił mocniej swój karabin snajperski" - powtórzenie "karabin snajperski"

"Jednak trzeba wykorzystać swe umiejętności, by móc zapewnić pieniądze swej rodzinie..." - to "swe" zamień na "swoje".

"mocno nacisnął spust." - chyba raczej pociągnął za spust.

"Huk poniósł się po parku, w którym się ukrywał i odszedł daleko, zanikając w betonowych budynkach na skraju osiedla..." - ja bym napisał: Huk rozniósł się po parku, w którym się ukrywał. Odszedł, znikając w betonowych budynkach na skraju osiedla albo za betonowymi budynkami na skraju osiedla... cóż nie wiem.

"Jego towarzysz siedział po turecku, patrząc w roztańczone ogniki i przecierając swój karabin maszynowy M4A1 z oprzyrządowaniem laserowym. Jego..." - powtórzenie.

Dobra więcej nie zwracałem uwagi na błędy. Ale fabuła mi się podoba. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze coś dopisze i pomoże.
Też cię kocham.
Odpowiedz
#4
"Chwycił mocniej swój karabin snajperski Barrett M82" - lepiej brzmiałoby, gdybyś wyrzucił karabin.

"Jego towarzysz siedział po turecku, patrząc w roztańczone ogniki i przecierając swój karabin maszynowy M4A1 z oprzyrządowaniem laserowym. Jego broń była rozłożona na części, ale Dmitry nie wyglądał na zaniepokojonego." - powtórzenia. Trochę na siłę wprowadzasz prawdziwe nazwy broni. Naturalniej byłoby jakbyś napisał np. tak: ...przecierając swój karabin. Był to M4A1 z laserowym oprzyrządowaniem.

"Celem była erupcja wulkanu, by zniszczyć całe Stany za jednym zamachem. I udało się, jednak fala wybuchu sięgnęła dalej - zniszczyła całkiem Afrykę i dużą część Azji Wschodniej." - oj duże przegięcie. Erupcja wulkanu w Stanach zniszczyła Afrykę i Bliski Wschód? Duży ten wulkan skoro tak.

"Wkrótce z dziesięciu tysięcy osób zostały zaledwie dwa tysiące." - niepotrzebnie drugi raz dodałeś tysiące. Dwa w zupełności wystarcza.

Ogólnie opowiadanie mi się podoba, ale nie pasują mi dwie rzeczy. Po pierwsze cała ta zagłada jest mocno naciągana. Wytknąłem ci to przy okazji tego nieszczęsnego wulkanu. Albo rozpisz to bardziej, tak żeby kolejne etapy apokalipsy bardziej do siebie pasowały (fajnie zacząłeś to przedstawiać w formie reakcji łańcuchowej), albo odpuść sobie całkowicie szczegółowy opis. Wiadomo co się dzieje w nuklearnym piekle, a chyba tu meritum nie jest to, jak do tego doszło. Drugim rażącym oczy elementem jest zachowanie głównego bohatera. Dodaj mu trochę animuszu i jaj, żeby tak nie panikował, jak go ścigają. Do tego dochodzi wybór broni - no sory, ale jak zawodowiec może ją źle dobrać? Piszesz tak, że wynika z tego, że ewidentnie miał wybór, jednak zdecydował się chyba na haubicę, skoro nie można było w niej zamontować tłumika.

Jednak są to tylko szczegóły. Nie zwykłem się czepiać, dlatego nie traktuj tego inaczej, aniżeli tylko luźną sugestię. Czekam na dalsze losy pana snajpera. Pozdro.

Ocena: 5/10.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#5
@UP
Wycinek z Wikipedii Big Grin To dlatego ten wulkan troszkę duży Smile Co prawda, do epoki lodowcowej nie doszło, bo naukowcy się mylili - powiedzmy ... To by mi nie pasowało :< Może to gdzieś dorzucę w następnych częściach, taki dodatek Tongue
"Erupcja superwulkanu może być nawet tysiące razy silniejsza od największych erupcji zwykłych wulkanów. Objętość wyrzuconego materiału wulkanicznego (magmy i materiałów piroklastycznych) przekracza 1000 km³. W skali zwanej Indeksem Eksplozywności Wulkanicznej (Volcanic Explosivity Index, VEI) erupcje takie mają największy stopień – VEI 8. Powodują gigantyczne zniszczenia w promieniu setek, a nawet tysięcy kilometrów, oraz wpływają na klimat całej Ziemi, wywołując z reguły epokę lodowcową[potrzebne źródło] z powodu olbrzymich ilości uwalnianych do atmosfery tlenków siarki, które tworzą cienki welon kwasu siarkowego naokoło planety, odbijający światło słoneczne przez wiele lat."
Ciąg dalszy! Napisany trochę w stylu średniowiecznym, ale akurat wtedy miałem jazdę na Sienkiewicza Tongue
____________________

Śmierć, głód, zniszczenie, ogień, krew, łzy, rozpacz.
Wszystko to widzi przez dym, gęste kłęby obłoków, które unoszą się nad lądem, który właśnie zbombardowali. Widzi to swym sercem, sumieniem, duszą. Widzi to rozumem, który podpowiadał, że aby przetrwać, musi walczyć.
Walczyć tą okrutną bronią, orężem, przed którym nijak się ukryć.
Bronią atomową.
Nagle spostrzegł, że nad lądem, przez kłęby smogu przebija się coś bardzo jasnego. Czy to słońce? Niemożliwe. Może to jakieś wsparcie amerykańskie, które utrzymywali do tej pory w tajemnicy?
Odpowiedź nadeszła szybko.
Część chmur szybko rozwiała się nadzwyczajną siłą, wichurą, jakiej dotąd świat nie widział. Najgorsze tornada na świecie przy tym wietrze były jak zwykły letni wietrzyk w porównaniu z morskim cyklonem. Wiatr ten wyrywał całe miasta wraz z metrami, schronami i kanalizacją. Uznał to za swój błąd, przez co aż usłyszał straszne wrzaski konających w tym momencie ludzi.
Ale nie była to jego wina.
Przez chmury światło przedostało się wkrótce całkowicie, ukazując rzecz piękną i straszną zarazem. Czy to śmierć? Czy witają go Bramy Niebios? To one są tam, na górze, miał pewność. Widział złote łuki, kraty... Albowiem były to ogromne wrota. Wkrótce się otworzyły, a z nich poczęli wysypywać się całymi grupami aniołowie. Nie, nie dzieci-aniołki z rączkami złożonymi ku górze, jak to uczyli Andrejewa w szkole, nie... Były to istoty humanoidalne, do ludzi podobne, tęgie z szerokimi barami i złożonymi na plecach mieczami o kształcie krzyża. Wyglądali tak, jakby właśnie ruszali na wojnę.
Tak się bowiem działo.
Z wielkiej jamy, która została po wyrwanym mieście (które to wyleciało w górę, prawdopodobnie krążyło w tym momencie po wszechświecie, a ludzie poumierali z braku tlenu), wyjrzały diabły. I to nie diabełki, chochliki, z małymi różkami na główkach i krótkich ogonach, nie... Były to diabły wielkie, równie tęgie co aniołowie, z rogami dziesięć razy takimi co u byków, a na końcu długich na kilka metrów ogonów zwisały ciężkie kule kolczaste, których to używano w średniowieczu, by rozbijać głowy Krzyżakom.
Aniołowie z imieniem Boga, którego imienia nie dało się wymówić, na ustach, wyjęli swe miecze i ruszyli na diabły. Te zaś, zauważywszy straszny atak, przyzwały sobie swe widły, trójzęby, aby móc obronić się przed okropną armią tego, którego niektórzy zwali Jahwe.
Z impetem zetknęły się z sobą dwie armie... Aniołowie z początku wygrywali, jednakże nastąpił nagły zwrot akcji: z dziury wyskoczył ogromny Lucyfer, na kształt którego była reszta diabłów, tylko był od nich dużo większy: sprawiał wrażenie, że sięgał głową nieba, jak nieraz wysocy ludzie sięgali głową sufitu jakiegoś pokoju.
Szatan wyjął przed siebie ręce i począł nimi wykonywać dziwne gesty, jakby coś zaklinał. I faktycznie musiał to robić, albowiem poruszały mu się usta, jakby w pozornej modlitwie. Nagle z nieba zaczęły spadać wielkie ogniste kule, które wywoływały podobne skutki, co bomby atomowe: grzyby powybuchowe, leje, ogromne fale uderzeniowe. Spadły one na aniołów, nie czyniąc diabłom żadnej krzywdy.
Okropny skowyt rozdarł ziemię, cały świat począł dziwnie błyskać, w każdym miejscu, jak wyjęty ze starego odtwarzacza pas filmowy.
Andrejew miał pewność, że właśnie diabły wygrały wieczną wojnę między dobrem, a złem...
Upadł na kolana i począł się modlić, sam nie wiedząc, do czego...

Obudził się zlany potem w środku nocy. Próbował jak najszybciej wymacać włącznik jego małej lampki nocnej, która służyła mu do czytania. Udało mu się - światło rozlało się po całym pokoju, nadając poczucie bezpieczeństwa.
Zaczął rozmyślać nad swym dziwnym snem: nigdy nic takiego się nie wydarzyło, a wyglądało tak, jakby już kiedyś to widział. Rozmyślał, nad czym mógł się tedy modlić. Przecież w Boga już od dawna nie wierzy... Od kiedy opuścił cały świat, albo nigdy do niego nie zawitał. Przecież gdyby istniał, to czy by dopuścił do takiej katastrofy?
Ludzie przyjęli z szacunkiem nowego boga: Listguta. Miał oczywiście swojego wroga, Dunkula. Kiedyś byli po prostu Światłem i Ciemnością, jednak przyjezdni nadali im imiona - i tak już zostało. Jednakże Andrejew nigdy nie wierzył ni w zabobony, ni - od czasu katastrofy - w bogów. Ale poczuł potrzebę pójścia do pobliskiego klechy, dowiedzieć się nieco więcej o dzisiejszych bogach.
Jestem pesymistycznym nerdem...

[Obrazek: motokosygna.jpg]

"There is nothing to be afraid of... Virtual reality will rehabilate your mind or eventually your body... You will be alright, I promise... Just concentrate... And trust the music."
Odpowiedz
#6
A, to w takim razie zwracam honor, nie miałem pojęcia o superwulkanieSmile. Co do reszty:

"Część chmur szybko rozwiała się nadzwyczajną siłą, wiatrem, jakiego dotąd świat nie widział. Najgorsze tornada na świecie przy tym wietrze były jak zwykły letni wietrzyk w porównaniu z morskim cyklonem. Wiatr ten wyrywał całe miasta wraz z metrami, schronami i kanalizacją." - trochę dużo tu powtórzeń. Zamień wiatr na coś innego. W pierwszych zdaniach też jest podobnie, ale z wyrazem dym.

Wielki plus za wizję wali dobra i zła, a także za imiona nowych bogów. Robi się coraz ciekawiej. Czekam na cdn.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#7
KaRive napisał(a):Gałęzie ustawiały się doskonale tak, że mógł oprzeć swój karabin snajperski o jedne, a siedzieć na innych.
Radziłbym zamienić słowo „ustawiały” na jakieś inne, najlepiej w formie dokonanej. Znajdowały się, były ustawione, ulokowane, były w takim położeniu, że... - cokolwiek, byle by się nie „ustawiały”, bo to wskazuje na to, że same ustawiają się właśnie w tym momencie Wink

KaRive napisał(a):Chwycił mocniej swoją broń, gdy ujrzał mężczyznę - dokładnie takiego, jakiego twarz widniała na jego kontrakcie.
Tu natomiast zamieniłbym „takiego, jakiego” na „tego, którego”. Pierwsza opcja brzmi tak jakoś bardziej, jakby dotyczyła rzeczy, a nie człowieka.

KaRive napisał(a):Wyjął ze swojego plecaka łom i uniósł kratę kanałów, po czym wskoczył do środka.
„Swojego” jest zbędne, bo przecież wiadomo, że to jego plecak, a nie cudzy.

KaRive napisał(a):Tutaj nikt nie mógł go usłyszeć i nikt nie spodziewał się, że będzie tam miał swą kryjówkę.
Podobna sytuacja jest tutaj z wyrazem „swą”.

KaRive napisał(a):Gdy usłyszał charakterystyczny dźwięk chodzenia po wodzie,...
To nie może tak brzmiećBig Grin

KaRive napisał(a):...starej oczyszczalni ściekowej.
Nie ma czegoś takiego, jak oczyszczalnia ściekowa. Jest za to oczyszczalnia ścieków Smile

KaRive napisał(a):Bo tu, niestety, nie ma z czego.
Czyżby to był świat, w którym Kononowicz jednak porwał stołek? XD (taki kretyński żarcik na rozluźnienie atmosferyTongue ).

KaRive napisał(a):Prezydent Rosji pokłócił się z prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Czy to nie brzmi trochę zbyt naiwnie?

KaRive napisał(a):Rosja, gdy tylko dowiedziała się o takim marnowaniu życia ludzkiego, od razu wysłała kolejną falę głowic:...
Rosjanie, nie mogąc patrzeć, jak umierają ludzie, postanowili to zmienić, zrzucając bombę – troszkę to bez sensuBig Grin

KaRive napisał(a):I wrócili do Rosji, będąc popędzanymi przez falę uderzeniową.
Średnio po polsku to brzmi. Lepiej byłoby : Popędzani przez falę uderzeniową, wrócili do Rosji. Zresztą w ogóle sens zdania wydaje mi się wątpliwy...

Do części dodanej po komentarzach:
KaRive napisał(a):Nagle spostrzegł, że nad lądem, przez kłęby dymu przebija się coś wielce jasnego.
Wielce? Po co taki archaizm? Nie lepiej napisać: bardzo?

KaRive napisał(a):Z wielkiej jamy, która została po wyrwanym mieście (które to wyleciało w górę, prawdopodobnie krążyło w tym momencie po wszechświecie, a ludzie poumierali z braku tlenu), wyjrzeli diabli.
Wyjrzały diabły!

KaRive napisał(a):...których to w średniowieczu się na łańcuchu używało, by rozbijać głowy Krzyżakom.
Których to używano w średniowieczu, by rozbijać głowy Krzyżakom.

Bardzo dobry pomysł! Wykonanie też całkiem przyzwoite, jednak ja jako czytelnik wolałbym wymyślone przez Ciebie realia odkrywać po kawałku na podstawie stopniowo dawkowanych informacji, dialogów itd. U Ciebie tymczasem jest tak, że pojawia się bohater osadzony w tym świecie, mówisz o tym bohaterze, po czym następuje długi, ale ogólny opis świata i wyjaśnienie, dlaczego wygląda tak, a nie inaczej. A ja bym wolał dostać układankę, z której sam musiałbym sobie poskładać elementy w całość i na koniec pomyśleć, „łał, to ma sens!”. Takie jest moje subiektywne zdanie.
Najbardziej mnie razi to, jak odmieniasz „diabła”. Diabły! Tylko i wyłącznie! Nigdy „diabli”!
Ostatnia część, mimo że szalenie pomysłowa, napisana imho najsłabiej.

No i jeszcze taka mała refleksja mnie naszła... Piszesz o świecie, w którym przetrwałą jedynie Rosja, po imionach bohaterów też wnioskuję, że to Rosjanie. To mi się od razu kojarzy z prawosławiem. Nie mam kompletnie o nim pojęcia, ale czy jesteś pewien, że wątki religijne w opowiadaniu nie kolidują z tym wyznaniem? Bo ja naprawdę nie wiem...
Oczywiście to tylko taka moja myśl, a przecież nie koniecznie moje obawy muszą być słuszne. Zresztą to Twój świat, może akurat sobie wymyśliłeś, że w przyszłości inne wyznanie jest „trendy”Big Grin
Odpowiedz
#8
Wkrótce dotarł do małej, prowizorycznej świątyni, którą stworzyli niedawno wierzący w nowych bogów. Zbudowana była z różnego rodzaju poskręcanego metalu, podtopionego ołowiu i obita deskami. Ogólnie - nie była zbudowana zbyt estetycznie, jak zresztą wszystko po katastrofie. Otoczona była ostrokołem i zasiekami, gdyż w razie ataku mutantów był to ostatni bastion żywych, ostatnie schronienie.
Wszedł do środka. Wewnątrz było duszno od dymu kadzidłowego; zapach gryzł w nozdrza. Andrejew ruszył szybkim, wyrobionym przez lata w musztrze, krokiem i przystanął kilka metrów za klęczącym przy ołtarzu klechą i poczekał tolerancyjnie, aż przestanie się modlić. Ten, na koniec modlitwy, uczynił dziwny, zamaszysty ruch, jakby próbował narysować sobie na piersi palcem coś humanoidalnego. Andrejew uniósł brwi, jednak nie skomentował tego.
Klecha podszedł do niego i położył mu rękę na ramieniu.
- Witaj, synu - rzekł po chwili namysłu przedstawiciel wiedzy duchownej - Z czym do mnie przychodzisz?
- Witaj, ojcze - po chwili namysłu dodał Andrejew - Przybyłem, aby dowiedzieć się nieco więcej o waszej religii. Czy mógłbyś mi coś opowiedzieć?
- Ach! - klecha splótł dłonie na brzuchu - Chodź ze mną, usiądziemy przy herbacie.
Wyszli razem ze świątyni, Andrejew trzymał się nieco z tyłu, bacznie obserwując "duchownego". Był on niski i gruby, jakby pławił się w bogactwie i co wieczór miał szwedzki stół na kolację. Na swych krótkich nogach szedł dość szybko, energicznie, jakby chciał jak najszybciej zejść z otwartej przestrzeni.
Wkrótce dotarli do obszernego szałasu i klecha mimo woli odetchnął z ulgą. Weszli razem do środka.
"Dom" był jednoizbowy. W jednym kącie leżało duże łóżko z przedwojennym materacem, obok stał regał wypełniony księgami - w większości to różne przekłady Biblii - być może ją badał, pomyślał Andrejew... Obok regału stał niski, prostokątny stół, na którym leżał mały indeks; na otwartej stronie można było zobaczyć spis nazwisk nieznanych Andrejewowi. Obok tegoż mebla stało jedno małe krzesło i poduszka z oczyszczonych piór radioaktywnych ptaków, znanych obecnie jako Shosagachu. Były to napromieniowane gęsi; nazwy któregoś dnia zaczął nadawać pewien stary Japończyk - na różne zwierzęta.
W pokoju nie było nic więcej wartego uwagi. Po uważnym rozejrzeniu się Andrejew przysiadł na poduszce. Po kilku minutach przyszedł klecha z małą tacą, na której stał dzbanuszek z herbatą bijącą delikatną wonią; były tam też małe, przedwojenne, porcelanowe filiżanki. Andrejew zaczął się zastanawiać, jak mogły przetrwać taki kataklizm. Z rozmyśleń wyciągnął go klecha, który porozlewał herbatę do naczyń.
- Ach, kocham tę woń - rzekł w końcu, przysiadając i uśmiechnął się gorzko - Nie jest to co prawda herbata pierwszej klasy, ale czując to wydaje mi się, że nic się nie wydarzyło.
- Tak, kojący zapach - Andrejew odpowiedział uśmiechem i poruszył się lekko; nie był przyzwyczajony do japońskich standardów.
- Zatem chcesz dowiedzieć się więcej o naszej religii, tak? - klecha złożył dłonie i rozprostował ręce, strzelając głośno stawami palców. Andrejew wzdrygnął się lekko; skojarzyło mu się to z wystrzałem z automatu.
- Tak - odpowiedział - Opowiedz mi wszystko, od samego początku.
- Cóż - klecha zastanowił się chwilę i wypił mały łyk herbaty - Zapewne wiesz, że mamy trzech bogów...
- Zaraz, zaraz - przerwał Andrejew - trzech?
-Tak, trzech. Bóg światła nazywa się Listgut, a ciemności Dunkul. Jest też bezimienny bóg równowagi. Ma on więc dużo pracy, jeśli mogę sobie pozwolić na taki... żarcik - klecha uśmiechnął się lekko - Oczywiście światłość walczy z ciemnością całe dnie i noce, a Wielki Bezimienny pilnuje porządku na ich arenie. Nie może więc zapanować tylko światło, albo tylko ciemność: Jeśli któreś z nich wygrywa w swej odwiecznej bitwie, wtrąca się nasz Stróż i pokonuje światło i ciemność. Dla równowagi.
- Rozumiem - Andrejew wypił już niemal pół filiżanki - A jak powstał nasz świat?
- Ach, to całkiem proste - klecha poprawił się na krześle - Świat został stworzony przez byłych bogów innych religii: Jahwe, Prometeusza, Allaha. Jahwe, uznawany niegdyś przez chrześcijan za po prostu Boga, stworzył lądy i roślinność na świecie. Prometeusz ulepił człowieka i zwierzęta z gliny i ziemi, a Allah spuścił wodę na lądy i stworzył niebo. Reszta rzeczy wyniknęła z ewolucji, pogody i innych czynników naturalnych.
- A co się stało z poprzednimi bogami, że nowi przyszli na nasz świat?
- Zginęli - klecha sposępniał - Jak na ironię: ludzie, parszywe szkodniki, zniszczyli naszą planetę i, niszcząc kościoły, zniszczyli też i bogów. I to my przeżyliśmy, a bogowie zostali zapomniani... - zaśmiał się mrocznie.
- Na razie to tyle - Andrejew wstał - Dziękuję. Muszę już iść, mam jedną sprawę do załatwienia. Do zobaczenia.
Jestem pesymistycznym nerdem...

[Obrazek: motokosygna.jpg]

"There is nothing to be afraid of... Virtual reality will rehabilate your mind or eventually your body... You will be alright, I promise... Just concentrate... And trust the music."
Odpowiedz
#9
Chciałbym przy okazji wspomnieć, że nadużywam słowa "klecha" z powodu braku wyrazów bliskoznacznych do tego typu pogardliwej nazwy Smile
_____

Powrócił do mieszkania. Stanął przed drzwiami i wsunął rękę do kieszeni w poszukiwaniu klucza. Nigdzie go nie miał... To było bardzo dziwne. Po kilkunastu latach musztry trzymał klucze zawsze przy sobie w jednej kieszeni. W akcie desperacji klęknął przed drzwiami, sięgnął do buta i wyjął mały, płaski śrubokręt ze wsuwką do włosów. Wziął drucik i wsadził do zamka. Pogrzebał w nim trochę i, znajdując punkt docelowy, oparł główkę narzędzia o wejście na klucz i pchnął. Zamek charakterystycznie szczęknął i ukazało się jego oczom istne pobojowisko.
W jego jednoizbowym mieszkaniu panował mrok; mimo to można było z łatwością zobaczyć zniszczenia: przewrócona półka opierała się o telewizor, który leżał na stoliku utrzymującym się ostatnimi siłami swoich krótkich nóg. Wokół regału porozrzucane były różne książki i kartki. Tylko jedna rzecz rzucała się w oczy: fotografia leżąca na środku izby; był na niej Andrejew wraz ze swą żoną Saszą i synem Igorem...
Co zrobić? Myślał gorączkowo. Może pójść do Dmitrego? On będzie wiedział, co zrobić. Ale na pewno mnie zgani... Wie, że zachowuję się jak dziecko. Ale nie chcę, żeby tak myślał. Nie będę się kompromitował... Może wyruszę na własną rękę? Ale czego szukać i gdzie? Zdjęcie to jedyna poszlaka...
Po rozważeniu wszystkich możliwości, ruszył dość pewnie w stronę kwater osób bardziej zamożnych - choć to słowo przez wojnę zmieniło swoje znaczenie. Dziś zamożność oznacza stan, w którym ma się najwięcej rzeczy wartych dużo podczas handlu wymiennego - obecnie jedynego możliwego z powodu braku gospodarki. Nie ma już pieniędzy. Jest tylko większa lub mniejsza wartość przedmiotów.
Z rozmyślań na ten temat wyrwało go dotarcie na miejsce. Stanął przed drzwiami i zapukał. Przypomniał sobie, czemu tu jest. Zrobiło mu się słabo...
Dmitry otworzył drzwi, będąc jak zwykle w swoim przedwojennym mundurze wojskowym Spetsnazu. Bruzdy na jego twarzy pogłębiły się, gdy zobaczył Andrejewa.
- Andrejewie - Dmitry nie krył zdziwienia - Co ty tu...?
Andrejew oparł się o ścianę i dysząc ciężko wymamrotał tylko:
- Moja rodzina...
Obudził się w ciemnym pokoju. Z początku nic nie widział, dopóki leżąca obon niego lampka nocna nie zapaliła się. Odwrócił się szybko ku niej i zmrużył oczy.
- Sasza...? - Spytał, próbując rozpoznać jej rysy.
- Nic nie mów - odrzekła cicho. Jej miękki, delikatny głos... Zadbane, puszyste włosy... Piękny zapach... Poczuł wszystko naraz, gdy powoli zbliżyła się do niego i wtuliła. To było idealne... Zbyt idealne.
- Nie jesteś prawdziwa - powiedział smutno.
- Nie, masz rację. Ale przybyłam, by przekazać ci wiadomość. Nie szukaj mnie - oni są zbyt potężni...
- Nie... Co? To niemożliwe!
Chwycił się za głowę i począł uderzać o ściany pokoju. Zemdlał.
Obudził się na małym łóżku w domu Dmitrego. Jego kompan siedział obok niego i obserwował jego twarz. Marszczył brwi.
- Co się stało? - spytał po chwili.
- Sam nie wiem. Wyszedłem z naszej kwatery, poszedłem do tego klechy, tam, w świątyni, później poszedłem do domu mojej rodziny. Chciałem z nimi porozmawiać... A zastałem zniszczenie. Całkowite - głos mu zadrżał.
- Rozumiem. Zapewne chcesz ich szukać? - Dmitry był bezpośredni.
- Tak. Będę ich szukać bez względu na własne zdrowie, czy życie.
- Przyda Ci się pomoc... Ale zanim wyruszymy, mamy jedną rzecz do zrobienia. - kompan Andrejewa uśmiechnął się.
Jestem pesymistycznym nerdem...

[Obrazek: motokosygna.jpg]

"There is nothing to be afraid of... Virtual reality will rehabilate your mind or eventually your body... You will be alright, I promise... Just concentrate... And trust the music."
Odpowiedz
#10
"'duchownego' "- powinno być w cudzysłowie, a nie w apostrofach.

"'Dom'" - j.w.

"- Na razie to tyle - Andrejew wstał - Dziękuję. Muszę już iść, mam jedną sprawę do załatwienia. Do zobaczenia. " - trochę razi sztuczność z jaką bohater kończy rozmowę. Poza tym nie pasują mi słowa, które wypowiada. Lepiej brzmiały by w ustach tego klechy.

"Powrócił do swojego mieszkania" - swojego jest niepotrzebne.

"W akcie desperacji klęknął przed drzwiami, sięgnął do buta i wyjął mały, płaski śrubokręt ze wsuwką do włosów." - nie rozumiem skąd u niego ten pospiech i nagła "desperacja". Nie ścigają go chyba, więc czemu po chwili postanawia włamać się do siebie, zamiast zacząć szukać klucza?

Trochę rażą także niektóre zwroty: woń, izba. Nie pasuje mi to do wizji przyszłości. Ogólnie jednak trzymasz poziom, kolejne części są równie ciekawe. Buduj dalej wizję apokalipsy, ja ją chętnie poznam.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#11
Tym razem nic nowego, tylko odpowiem na post wyżej Big Grin
Te apostrofy to faktycznie, po prostu przyzwyczaiłem się do nich podczas kilkuletniego siedzenie na różnych forach...
I mógłbyś dać jakiś przykład nie-sztucznego zakończenia tej rozmowy? Oczywiście nie pytam się w sposób złośliwy, bo trochę tak to brzmi. Po prostu nie mam pomysłu na poprawę Tongue

A postanawia włamywać się do własnego mieszkania, bo trzymał zawsze klucz w jednej kieszeni. Faktycznie, mogłem to ująć Smile

Błędy poprawię.
Jestem pesymistycznym nerdem...

[Obrazek: motokosygna.jpg]

"There is nothing to be afraid of... Virtual reality will rehabilate your mind or eventually your body... You will be alright, I promise... Just concentrate... And trust the music."
Odpowiedz
#12
Chodzi mi o słowa "Narazie to tyle". Mówi, jakby właśnie coś kończył robić, a on tylko słuchał. Może lepiej pasowałoby zdanie: Przepraszam, muszę wyjść. Albo coś podobnego. A i jak nie poprawisz nie będzie tragedii, bo to kosmetyka. Ważne, żebyś utrzymał zainteresowanie czytelnika, a takimi bzdetami się za bardzo nie przejmuj Tongue.
Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubańczykom! Just call me F.
Odpowiedz
#13
Przeczytałem i niestety nie mam dobrych wieści.
Opowiadanie napisane jest kiepsko, bardzo kiepsko. Nie ma tu mowy o pływającym poziomie, o dobrych wątkach i złych, o dobrze opisanych sytuacjach i tych mniej dobrze opisanych. Wszystko jest u Ciebie raczej słabe. Czytając ten tekst czułem się jakbym czytał tekst gimnazjalisty, który napisał to w kilka chwil na przerwie przed zajęciami.

Co jest złe? Cóż, dużo rzeczy, ale postaram Ci się wypunktować:
- dziwnie budowane zdania - w większości zdań zaburzona jest struktura wypowiedzi, ciągi wyrazowe są nielogiczne i niezbyt płynne
- naiwne fragmenty, jakby żywcem wzięte z jakiegoś kiepskiego filmu - choćby nawet sam początek opowiadania - Andrejew wraca do Dimitriego, ten jest na niego wściekły, ale nagle cudem mu przechodzi i mówi, że sobie poradzą, szczytem naiwności dla mnie było przyjście Andrejewa do klechy i wypytywanie o bogów, zupełnie jakby urodził się przed godziną i musiał poznać otaczający świat, podobnie było z tym opisem końca świata (jeśli dobrze zrozumiałem), Nagle pojawia się lucyfer, ni z gruchy ni z pietruchy i zaczyna poruszać ustami a z nieba spadają mininuke'i. Samo wyobrażenie sobie tego jest już komiczne, a co dopiero ubranie tego w słowa.
- wielokrotnie w tak krótkim tekście czułem się jak w grze RPG, zrób to, zrób tamto, idź tu, weź to... z doświadczenia wiem, że czytelnicy nie tego oczekują po tekście, który czytają i zniechęceni pierwszymi stronami, nie przeczytają dalej, choćby opowiadanie było wyśmienite
- zupełny brak emocji, czytelnik nie odczuwa żadnej przyjemności z czytania - ostatnio czytałem opowiadanie, po którego lekturze bałem się iść do łazienki nie zapalając światła, tak bardzo tekst oddziaływał na psychikę, tutaj jest niestety klapa
- bezpośredni opis zagłady też jest niezbyt dobrym pomysłem, bo nigdy nie przedstawi się go wystarczająco szczegółowo, aby czytelnik nie stwierdził, że jest on niewiarygodny, a jednocześnie na tyle zwięźle, aby czytelnik nie poczuł się znudzony czytaniem, lepiej wątki historyczne wpleść do fabuły

Podsumowując, tekst jest raczej nie do uratowania. Ja polecam Ci zacząć pisać coś nowego, obmyśl krótką historię, taką, która będzie miała początek i wyraźne zakończenie. Łatwiej napisać coś krótszego niż długiego tasiemca. Umieść na forum, a wtedy ocenimy Twoje postępy.
Czytaj też dużo książek o tematyce postnuklearnych, jeśli chcesz pisać w tych klimatach. Nabywasz wtedy obycia w świecie i wiesz jak inni kreują światy, fabułę etc. Podglądaj mistrzów, to jest najważniejsze.

Pozdrawiam,
Odpowiedz
#14
Cóż... Danku, możesz nie wgryzać się w krzesło ze zbulwersowania, ale zamierzam kontynuować ten projekt. I może stąd są błędy typu wprowadzania od razu świata i bezpośrednio dla bohatera... Mógłbym to zrobić tak, że bohater budzi sie, albo coś... No cóż, początku już nie uratuję. Ale może kontynuacja - bez wstawek z RPG, bez większych opisów tej właśnie zagłady, z emocjami i przede wszystkim bez tekstu, który mnie rozbawił - "[...]wypytywanie o bogów, zupełnie jakby urodził się przed godziną i musiał poznać otaczający świat[...]".. Więc no cóż, przeczytałem tak naprawdę trzy-cztery książki z gatunku post apokaliptycznego; cała moja "wiedza" opiera się na wyobraźni i grach RPG właśnie... Więc tutaj mój problem. Więc może faktycznie porzucić ten projekt i zabrać się za Fantasy, na temat którego wiem o wiele więcej? Troszkę żal mi tego.. Trochę pracy już w to włożyłem.
No cóż. Najwyżej zostawmy ten temat, podczas dłuższych przerw (święta, wakacje) wyedukuję się i kontynuuję Smile

A tymczasem... Zabiorę się za coś z gatunku Fantasy! Heart
Jestem pesymistycznym nerdem...

[Obrazek: motokosygna.jpg]

"There is nothing to be afraid of... Virtual reality will rehabilate your mind or eventually your body... You will be alright, I promise... Just concentrate... And trust the music."
Odpowiedz
#15
Uważam, że nie musisz porzucać całego podgatunku. Jeżeli lubisz postapo, to w nim siedź i dużo w nim pisz, wtedy wyrobisz sobie styl w tym podgatunku.
Ja już przeczytałem kilkanaście książek tego rodzaju, ale dalej uważam, że mało wiem, bo temat jest szeroki jak Wisła u ujściu.

Jeżeli chodzi o tekst, to dla mnie nie ma on przyszłości w takim sensie, że jakakolwiek reanimacja by tu nic nie pomogła. Proponuję pisać coś nowego, coś dobrze przemyślanego, zorganizowanego. No i krótkiego, do 5 stron max. Wtedy możesz na bieżąco oceniać swoje postępy i dać nam również to zrobić Smile

Postapo jest o tyle specyficzne, że bardzo bazuje na logice i ciągłości wydarzeń. W końcu jest zawężonym polem sci-fi do swojego podgatunku, który rządzi się swoimi prawami. Jeżeli je wszystkie poznasz i przedstawisz czytelnikowi w interesujący sposób, to osiągniesz sukces Wink Trzymam za Ciebie kciuki Smile

Przy okazji, gdybyś chciał poczytać jakieś książki z gatunku postapo, to polecam mój wątek na tym forum "Tematyka postapokaliptyczna" w Kawiarence. Oceniam tam książki pod katem motywów postapo i ogólnej fabuły. Może Cię to zainteresuje Wink

Pozdrawiam
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości