Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Opowieści z Kimiro
#27
(12-01-2012, 01:59)Kandara napisał(a): Dobra, niech będzie, że tamtego na górze nie ma...
ok, nie ma problemu Smile Uśmiechnij się na PW do jakiegoś zielonego, to usunie posta.
Rozdział V





----Następnego dnia deszcz nadal padał [padał nadal]. Duże, gęste krople tworzyły półprzeźroczystą, podobną do mgły zasłonę, która spowijała wszystko, co znalazło się w jej zasięgu. Ciężkie od nadmiaru wody [a co byś powiedziała na: "nabrzmiałe wodą"? Twoje sformułowanie jest jak najbardziej trafne, tak mi niezobowiązująco przyszło do głowy Wink], zwrócone kielichami ku ziemi kwiaty starej, opiekuńczej śliwy zwisały smętnie z swoich gałązek. Część płatków opadła już wcześniej[,] pozostawiając po sobie nagie szypułki. Gdyby jednak przyjrzeć się bliżej poszczególnym konarom[,] można by zauważyć, że gdzie-nie gdzie [a cóż to za zapis? o.O gdzieniegdzie] właśnie zaczynają pojawiać się drobne, jasnozielone listki. Na rozmiękłej ziemi tworzyły się błotniste kałuże, a zasnute ciężkimi, szaro-białymi [zostań przy jednym kolorze: szary, bury, czarny, grafitowy są jak najbardziej na miejscu] chmurami niebo, [zbędny przecinek] nadawało swoją barwę przestrzeni wokół zamku, tłumiąc jednocześnie wszystkie inne kolory. [pomieszałaś czasy. Zdecyduj się, w jakim zamierzasz prowadzić narrację i tego się trzymaj] Pomimo tej niesprzyjającej, ponurej aury, podkreślającej dodatkowo panujący w fortecy iście wisielczy nastrój, okolice bramy wjazdowej, podwórzec oraz prowadząca do posiadłości wąska, kręta ścieżka tętniły życiem. Gromady konnych mężczyzn [źle mi to brzmi... Nie wiedzieć czemu, wyobraziłam sobie gwardię centaurów. Ale może po prostu ja mam jakiś spaczony umysł :/], w podróżnych strojach, na które zarzucili słomiane okrycia od deszczu [przeciwdeszczowe], w stożkowatych, bambusowych kapeluszach, [jeżeli w wyliczeniach nie zawiera się "i", wówczas gdy stosujesz je jako łącznik nie poprzedzasz przecinkiem.] i z mieczami u boków nadciągały od [a tu mamy chochlika Big Grin] już od samego rana.

----Niektórzy przybywali samotne, inni w towarzystwie swoich straży przybocznych i służby. Na rozkaz strażników fortecy wszyscy oni zatrzymywali się, okazywali stosowne dokumenty - podłużne, drewniane tabliczki[,] na których wyryto ich imiona. Po dopełnieniu tych formalności, [zbędny przecinek] poszczególne osoby otrzymywały zgodę wkroczenia na teren głównego zamku [zgodę na wkroczenie do głównego zamku - jakby to powiedziała Kassandra: Yodowa składnia]. Zamku, nazywanego także "główną twierdzą", chociaż jego umocnienia do specjalnie warownych nie należały. Już samo położenie - o pół dnia drogi od stolicy prowincji - Yomugary zdawało się przeczyć jakiemukolwiek znaczeniu strategicznemu, czy chociażby reprezentacyjnemu. [o.O Bzdurra... Jest to przedsionek broniący stolicy, ostatni przedstołeczny bastion. Ewentualnie, gdy kapitol zaatakowany zostanie z drugiej strony, jest to miejsce, gdzie schronić może się władza i dowodzić z niedaleka odbijaniem miasta. Kandara, głupstwo machnęłaś, imo Smile]

----Mimo tego od dziesięciu pokoleń to wzniesione na niewysokim pagórku, otoczone jedynie pojedynczym pierścieniem murów domostwo stanowiło siedzibę najwyższych klanowych władz. Była to swego rodzaju tradycja, zapoczątkowana przez czternastego daimyo klanu Sugiatni; Hayato. Blisko dwa stulecia temu, [przecinkoza Ci się wkrada. Zbędny przecinek] władca ten kazał wybudować w tym [i zaimkoza też Wink] miejscu skromny, chodź [idę, tylko dokąd? choĆ, kiedyś już zwracałam Ci na to uwagę.]przestronny zamek, mający[,] jak utrzymywał, pełnić funkcje jego letniej rezydencji. Jednakże, kiedy budowla została ukończona, ku wielkiemu zdziwieniu całego klanu[,] ogłosił on, że wraz z najbliższą rodziną zamieszka tutaj na stałe.

----Nie wiadomo do końca co go do tego skłoniło. Jedna z rodowych legend głosiła, jakoby główny wpływ na decyzję daimyo miała jego ukochane żona, piękna Yoko. Rozległe, malownicze krajobrazy wyżyny Yokizumi ponoć tak oczarowały kobietę, że gdy przyszedł czas powrotu do stolicy płakała przez całą noc. Przejęty jej łzami władca spytał wówczas małżonkę ["o" zjadłaś] powód tak wielkiego smutku, a ona odparła, że jest nieszczęśliwa, bo niedługo będzie musiała wrócić do tego, [zbędny przecinek] ciasnego, pełnego zgiełku miasta.
- Nie martw się, Yoko-chan - miał powiedzieć Hayato po wysłuchaniu odpowiedzi. - Obiecuję ci, że nie będziesz musiała robić tego, na co nie masz ochoty.
A ponieważ nie wyobrażał sobie życia bez niej, zadecydował, że także zostanie w letnim zamku i uczyni z niego swoją główną rezydencję.

[pozwoliłam sobie wstawić akapity.]

----Piętnaście lat potem umarł, a władzę przejął jego syn - Hideo, który zadecydował, iż na zawsze pozostanie w tym, [zbędny przecinek] tak bardzo ukochanym przez matkę miejscu. Po nim zaś zamieszkiwali tutaj następni przywódcy, a z czasem pozostali członkowie klanu zaczęli traktować ten fakt jako coś oczywistego. Dlatego przez te wszystkie lata, [zbędny przecinek] nikomu z nich nie przyszło do głowy, aby to zmienić. Tym bardziej, że w ciągu trzynastu wojen toczonych przez klan od czasów Hayato, żaden wróg nigdy nie zapuścił się tak daleko na ich ziemię.
----Konnych orszaków wciąż przybywało. Wijąca się po zboczu pagórka, wąska, obecnie [grrr, znowu widzę naleciałości pracy naukowej :/] mocno błotnista ścieżka upodobniła się nieco do trasy pochodu mrówek. Kolejni jeźdźcy powoli zbliżali się do bramy głównej, gdzie podobnie jak ich poprzednicy, przechodzili pomyślnie kontrolę swojej tożsamości i przekraczali bramę. Następnie natychmiast zsiadali z koni, zostawiając zwierzęta pod opieką swoich osobistych podwładnych, [zbędny przecinek] bądź też służby głównego zamku. Sami natomiast udawali się, [zbędny przecinek] do wyznaczonym im [wyznaczonych] komnat, bądź pawilonów, w zależności od tego jaką zajmowali pozycję w hierarchii klanu. Ich przewodniczkami były, [zbędny przecinek] uprzejmie uśmiechnięte pokojówki, skryte przed ulewą pod jednakowymi, prostymi parasolkami z impregnowanego, białego papieru.[po kiego grzyba im papierowe parasolki podczas ulewy? o.O Przeca to rozmięknie...]

----Nie wszyscy goście nosili nazwisko gospodarzy. Wielu było po prostu wasalami władców tych ziem, posiadających niewielkie, składające się zwykle z jednej, dwóch, [zbędny przecinek] lub trzech wiosek lenna. Ponadto każdy z nich dysponował prawem do używania na swoich dokumentach tożsamościowych oraz szatach symbolu irysa, zamiennie ze swoim rodzinnym monem. Zgodnie z obowiązującym protokołem nie mogli jednak zabierać głosu podczas narad, a ich ewentualna obecność sprowadzała się jedynie do roli obserwatorów. Lecz tego dnia zarówno oni, jak również pełnoprawni członkowie klanu, przybyli tutaj przede wszystkim po to, aby odnowić swoją przysięgę wierności względem seniora. Zaś przysięga ta jak nakazywał starożytny zwyczaj, miała zostać przypieczętowana ich własną krwią.

----Większość przybyszów była już bardzo zmęczona. Niektórzy spędzili w siodle, [zbędny przecinek] omal nieprzerwanie kilka dni i nocy, aby zdążyć na wyznaczoną w specjalnej wiadomości datę spotkania. Krótki, podpisany przez Kenshiro list, który za pośrednictwem gołębi pocztowych dotarł do wszystkich, nieuczestniczących w ostatniej wojnie poddanych rodziny głównej. Mała, kwadratowa karteczka, przytroczona do nogi skrzydlatego posłańca, zawiera [znowu zamieszanie z czasami] dwie informację. Pierwsza z nich dotyczyła tragicznej, choć honorowej śmierci pana Harumi. Druga zaś była rozkazem stawienia się w głównej siedzibie klanu ostatniego dnia trzeciego miesiąca, czyli dokładnie dziś. Jako że, [zbędny przecinek] prowincja zajmowała rozległe tereny, znaczna cześć delegacji zmuszona była wyruszyć natychmiast i przez kilka dni i nocy, pędzić bez niemal bez przystanku. Także, teraz po przybyciu na miejsce [Tak że teraz, po przybyciu na miejsce(...) ], nie mieli zbyt wiele czasu na odpoczynek, musieli przecież przygotować się do wieczornej uroczystości.

----Hiroshi ubrany jedynie w popielate, bawełniane kosode, przewiązane na biodrach szarym obi, przyglądał się temu [czemu? Przygotowaniom do uroczystości? Przybywającym? Doprecyzuj.] z okna sali audiencyjnej i wzdychał ciężko raz po raz. To, co widział[,] przerażało go, paraliżowało, przyprawiało serce chłopca o szybsze bicie. Owszem, klanowe narady nie były dla niego nowością. Odkąd skończył siedem lat, regularnie uczestniczył we wszystkich zebraniach rady klanowej odbywających się pod przewodnictwem jego ojca. Po raz pierwszy jednak miał zająć miejsce tragicznie zmarłego daimyo. Myśl o tym sprawiała, że zastygał, a żołądek młodego dziedzica napełniał się czymś dziwnym... Lekkim, a jednocześnie ciężkim, odbierającym mu resztki apetytu. Przed oczami w dalszym ciągu miał spokojną, dostojną sylwetkę rodzica. Ten niewzruszony, niewyrażający żadnych emocji wyraz twarzy, wyważone, pełne dostojeństwa gesty. Nade wszystko zaś to władcze, zdawało by [zdawałoby] się, przeszywające na wylot spojrzenie. Spojrzenie, pod którym drżeli niemal wszyscy członkowie rady, a w szczególności, [zbędny przecinek]ci, którzy w jakikolwiek sposób uchybili etykiecie, [zbędny przecinek] bądź dobrym manierom [a etykieta i dobre maniery to nie to samo? o.O]. Wciągnął głośno powietrze. Dużo, oj dużo brakowało mu jeszcze do podobnej postawy. Pomyślał o matce, o tej aurze zawsze otaczającego ją spokoju [o zawsze otaczającej ją aurze spokoju], świadczącą [świadczącej - o kim? czym? aurze świadczącej] o wielkim opanowaniu. Tego także jeszcze nie potrafił osiągnąć. Pomimo treningu, jakiemu podawany był przez całe swoje dzieciństwo, nie umiał skutecznie skrywać swoich emocji, zwłaszcza gdy były one aż tak silne. "Nie pasuję tutaj" - powtarzał w myśli raz po raz. "Nie pasuję do owego [uważam, że dzieciak raczej by tak nie pomyślał. Powinno tu być, imo, "tego"] chłodnego, dystyngowanego świata, gdzie żadne ludzkie odruchy nie mają racji bytu!" Nigdy nie chciał być władcą. Wręcz przeciwnie, zawsze zazdrościł osobą [KANDARO!!! NA KHORNE'A, TZINTZA I SLANESHA!!! OSOBOM l.poj, narzędnik: osobą, l. mn. celownik: osobom] niższego stanu, dzieciom drobnych samurajów, zwykłych mieszczan, a nawet zamożniejszych chłopów. Oni przynajmniej nie musieli przejmować się tym, że kiedyś spadnie na nich odpowiedzialność za coś więcej niż tylko los ich samych i ich najbliższych.

----Władza. Co ona ma w sobie takiego, że ludzie aż tak jej pragną, tak pożądają? Co sprawia, że bez wahania mogą nawet zabić, byle by tylko jej zasmakować? Czy są aż tak głupi i ślepi, że naprawdę nie widzą jak wielką cenę płaci się za jej posiadanie? On sam o nią nie prosił. Została mu przypisana z góry, z racji samego urodzenia. Przyjął ją, bo taki był jego obowiązek, ale szczerze jej nienawidził. [bardzo ładny fragment. good jobCool]

----Poza tym[,] nadal niepokoił się o siostrę [biorąc pod uwagę, że dalej używasz słowa siostra, tutaj dobrze byłoby użyć imienia dziewczyny.], gdyż[,] jak mu doniesiono[,] księżniczka wciąż jeszcze [albo wciąż, albo jeszcze. Ja wywaliłabym jeszcze] nie odzyskała przytomności. Wolnym krokiem odszedł od okna. Zbliżył się do drewnianego podestu, zajmującego centralną cześć [część] pomieszczenia i przysiadł na piętach. Miał jeszcze sporo czasu zanim będzie musiał iść się przebrać, mógł zatem po raz setny spokojnie pomyśleć o tym wszystkim, co się ostatnio wydarzyło. O okolicznościach śmierci ojca, o tej dziwnej chorobie, która tak niespodziewanie zaatakowała jego ukochaną siostrę oraz o roli[,] jaką jemu samemu przyszło w tym wszystkim zagrać. Po raz kolejny poczuł jak jego wątłe ramiona przygniata stukilowy ciężar. Tego naprawdę było już za dużo, jak na jednego piętnastolatka.

----Odetchnął głębiej. Miał wrażenie, że jego złota klatka z dnia na dzień staje się coraz ciaśniejsza. [bardzo ładne zdanie] Na przykład w tej chwili o wiele bardziej wolałby czuwać, [zbędny przecinek] wraz z matką przy posłaniu księżniczki, niż oddawać się obowiązkom przywódcy. Niestety, chociaż mógł rozkazywać każdemu człowiekowi w tym zamku i całej prowincji, to niestety, nie miał władzy nad własnym rozkładem dnia. Tym bardziej, iż zarówno Kenshiro, jak i Tamao byli zgodni, [zbędny przecinek] co do tego, że nie powinien teraz widywać Hisako. Nieważne, że prosił, błagał, a nawet rozkazywał, oboje pozostali niewzruszeni. Co więcej[,] pod czas [podczas] ostatniej, przeprowadzonej zaledwie półgodziny [pół godziny] temu rozmowie, pani Sugiatni, [zbędny przecinek] zdołała wreszcie przekonać go, [zbędny przecinek] co do słuszności takiego stanowiska. Zmuszony był więc ustąpić. Kolejne ciężkie westchnienie wypełniło przestrzeń sali. Rozumiał ich. Naprawdę potrafił pojąć intencje matki i stryja, wytłumaczyć sobie, dlaczego postępują tak, a nie inaczej. Lecz zrozumienie to, [zbędny przecinek] nie oznaczało wcale, iż nie odczuwał lekkiej irytacji z powodu owego "zakazu". Przecież to jego jedyna siostra! W dodatku bliźniaczka! Ktoś, kto był z nim od zawsze i przez to stał mu się bliższy niż ktokolwiek inny. Ktoś, w kim widział nie tylko członka rodziny, ale też najlepszego przyjaciela, czy raczej przyjaciółkę. Ktoś, kto najlepiej ze wszystkich potrafił dodać mu otuchy, kto rozumiał go bez słów. Ach! O ileż łatwiej byłby mu przez to wszystko przejść, gdy miał ją teraz u swojego boku.
----Płynęły minuty. Strugi deszczu w dalszym ciągu uderzały głośno o dach i parapet, a chłopiec chciwie wsłuchiwał się w ich jednostajny szum. Dźwięk ten częściowo go uspokajał, koił delikatne, młode nerwy.

----Sześciokrotne uderzenie gongu oznajmującego nastanie czasu wierzby, [zbędny przecinek] wyrwało go z rozmyślań. Zmienił pozycję na stojącą [Wstał], a następnie wolnym krokiem wyszedł z sali i udał się do swoich komnat.



*

----Drobna, długowłosa, dziewczęca postać szła powoli, [zbędny przecinek] ciemnym, szerokim korytarzem. Bose stopy przesuwały się po twardej, wilgotnej posadzce, nienaturalnie wyostrzony zmysł słuchu wychwytywał jednostajny, melodyjny odgłos kapiącej od czasu do czasu wody. Nieprzyjemny, chłodny podmuch przeszywał ją do niemal do szpiku kości. Chociaż miejsce, w którym się znajdowała nie miało okien, [zbędny przecinek] ani drzwi, [zbędny przecinek] a w oddali nie majaczyło żadne światło [co ma światło do przeciągu?], to jednak panował tu straszliwy przeciąg i potworny chód. Dziewczyna skuliła się w sobie, jednocześnie ciaśniej otulając ramiona śliskim jedwabiem cieniutkiej, nocnej szaty, którą miała na sobie. [zdanie potworek. Przeredaguj je, bo przypomina Quasimodo...] Słabła. Z każdym przebytym metrem czuła się coraz gorzej. W głowie jej wirowało, ciemność zaczynała rozpadać się na pojedyncze mroczki, a te z kolei nieoczekiwanie przybierały wszystkie kolory tęczy. Nie zważała na to i z uporem kroczyła na przód [naprzód], zmuszając swoje ciało do ogromnego wysiłku. Wyciągnęła dłonie, dotknęła zimnych, kamiennych ścian, chroniąc się tym samym przed ostateczną utratą równowagi i rychłym upadkiem.

----Bała się. Nie miała pojęcia gdzie jest, co tutaj robi i [ani] jak się tu znalazła. Wewnątrz cała truchlała, [zbędny przecinek] a serce z przemożną siłą tłukło się o żebra. Chciała krzyczeć, uciekać, wyrwać się z tego okropnego, cuchnącego pleśnią miejsca. Jednocześnie czuła także, [zbędny przecinek] jak coś, jakaś siłą [siła][,] której nieumiana [nie umiała][Kandaro, do cholery, miejże trochę litości nade mną i czytaj swoje teksty przed wstawieniem nieco uważniej :/]nazwać pcha ją do przodu. Nawet nie próbowała z tym walczyć. Instynktownie wiedziała, że nie ma to żadnego sensu. Dlatego właśnie wciąż szła przed siebie, choć ledwo panowała nad sobą samą [samą sobą].

----W pewnym momencie słaby, biało-żółty blask rozjaśnił korytarz. Poświata, chodź [IDĘ! CHODŻ TO TRYB ROZKAZUJĄCY BEZOKOLICZNIKA "CHODZIĆ", TOBIE CHODZI O CHOĆ. Następnym razem, gdy znajdę ten sam błąd, to Cię pogryzę. Dotkliwie.] wątła i migotliwa[,] podrażniła mocno już osłabione źrenice, co przyprawiło dziewczynę o potężny zawrót głowy. Zatrzymała się raptownie i oparła plecami o ścianę celem [aby odegnać uporczywe wirowanie] [b]uspokojenia tego okropnego, gwałtownego wirowania. [to nie magisterka][/b] Szybko zamrugała powiekami. Mroczki ustały, mogła więc lekko załzawionymi oczami obserwować, [zbędny przecinek] jak jasna plama powiększa się coraz bardziej, stopniowo przyjmując rozmiary dorosłego człowieka. Mrok w pobliżu niej zmienił barwę z czarnej na jasnoszarą, w taki sam sposób[,] w jaki noc przechodzi w świt. Wzdrygnęła się z obrzydzeniem, kiedy światło rozbłysło po raz ostatni, zamieniając się jednocześnie w wysokiego, postawnego mężczyznę. Biały jedwab, z którego uszyto jego szaty pokrywały liczne plamy zakrzepłej krwi. Nie w pełni odcięta głowa, [zbędny przecinek] opadała na piersi, zaś rozpruty brzuch przerażał jakąś dziwną, ziejącą głębią oraz wysypującymi się zeń wnętrznościami. Wciągnęła głęboko powietrze, żeby choć trochę uspokoić żołądek, którego zawartość właśnie podchodziła jej do gardła. Gwałtownie zadarła głowę do góry. Nie ważne [nieważne], co widzi, nie ważne [nieważne], że się boi, nie ważne [nieważne][,]że nie ma pojęcia gdzie jest. Bez względu na wszystko, [zbędny przecinek] musiała nad sobą panować, była przecież damą, samurajką, księżniczką swojego klanu. To zobowiązywało, wymagało odsunięcia na bok pewnych uczuć, emocji, [zbędny przecinek] czy myśli.

---- - Nie rozumiem - słowa same wypływały się z pobladłych ust. [co autor miał na myśli? o.O] - Nie rozumiem dlaczego tutaj jesteś. Nie rozumiem, dlaczego mi to robisz, czemu po prostu nie odejdziesz. Nie wiem, czemu mnie dręczysz, czym zasłużyłam sobie, Ojcze [ojcze] na twój gniew, ale proszę, daj mi spokój.
- Moja mała Hisako. - Zjawa przyklękła na posadzce tunelu, przytrzymując głowę prawą dłonią, w taki sposób, aby czarne, smutne oczy, patrzyły wprost na dziewczynę. - Naprawdę myślisz, że się na ciebie gniewam? Że mógłby robić to teraz, kiedy jestem się w tak opłakanym stanie? Przecież cię Kocham.
- W to ostatnie, [zbędny przecinek] akurat nigdy nie wątpiłam - odparła, starając się z całych sił panować na własnymi odruchami, także tymi bezwarunkowymi. [wywal] - Ja też cię kocham ojcze, zawsze cię kochałam. - Uklękła na zimnej, kamiennej podłodze.
- Jednak nadal nie rozumiem, dlaczego? - kontrolowała głos, uważała, żeby w ton, jakim mówiła[,] nie wkradły się żadne nuty żalu. Żalu, który nagle uderzył ze zdwojoną siłą i teraz bardzo szybko zamieniał się w gniew. Jak on śmiał do niej przychodzić? Jak śmiał ją dręczyć, nie miał do tego żadnego prawa! I nie ważne, że był... że nadal jest jej ojcem. Nie żyje, wiec powinien odejść, a nie błąkać się pośród żyjących i przeprawiać [przeprawiać można się przez rzekę, o utratę zmysłów można przyprawić] ich o utratę zmysłów! Nie miał takiego prawa i już! Z resztą [Zresztą][,] który ojciec zrobiłby coś takiego rodzonej córce? Zacisnęła dłonie w pieści [pięści] i ukryła w szerokich rękawach bladoróżowej szaty. Twarz dziewczyny pozostawała neutralna [jessssu, gorszego przymiotnika nie mogłaś wybrać? niewzruszona, kamienna, spokojna, nieruchoma, obojętna, beznamiętna, surowa...], jedynie oczy mówiły o tym, co zostało niewypowiedziane. Niczego nie rozumiała, a mózg [głowa] bolał ją od nadmiaru pytań bez odpowiedzi. Wiedziała tylko, że widok tej okropnej, makabrycznej zjawy jest w stanie wywołać mdłości. Czuła, jak jednocześnie budzą się w niej uczucia żalu, gniewu i silnego, [po co wstawiłaś tu przecinek? Oczekuję, że odpowiesz] współczucia, które sprawia, że i tak już bolące serce ściska się tak, jakby ktoś włożył je w wielkie imadło. W końcu przecież, duch, czy nie duch, dręcząca ją zjawa, czy nie, to przecież nadal był jej ojciec. Dlatego też nie była w stanie tak po prostu przejść obojętnie obok tego wszytskiego [wszystkiego]. Nie mogła zapomnieć tych wszystkich wspólnych chwil, treningów, nauk, a nawet nielicznych beztroskich zabaw i swobodnych rozmów.
- Wybacz mi. - Harumi delikatnie pochylił się do przodu, a jego głowa poruszyła się jakby muśnięta wiatrem. - Wiedz, że tego nie chciałem.
- Więc dlaczego, ojcze? - zapytała słabym, kontrolowanym [wywal], pozbawionym pretensji głosem[.] - Proszę, wyjaśni [wyjaśnij] czemu mi to zrobiłeś?
Poruszył ustami. Powietrze zawibrowało, lecz krótkiej ciszy nie przerwał żaden dźwięk, jedynie zimno jakby się wzmogło. Dziewczyna objęła się tak, jakby przytulała kogoś niewidzialnego, przesunęła palcami gładkiej, po śliskiej materii.[ę?]
- Nie słyszę. - Księżniczka nadal patrzyła na zjawę, chociaż widok ten w dalszym ciągu przyprawiał ją o odruch wymiotny.
Powietrze znów zadrżało i Hisako poczuła drgania w brzuchu, zupełnie jakby tuż obok niej ktoś właśnie grał na bębnach, ale słowa zjawy rozpłynęły się zanim dotarły do uszu adresadki [adresatki].
- Nie słyszę - powtórzyła cierpliwie[.] - proszę [Proszę][,] powiedz to jeszcze raz.
Powtórnie otworzył usta i po raz kolejny nie odniosło to żadnego skutku, jeśli nie liczyć gwałtownych, rozchodzących się w tunelu wibracji, tym razem jakby mocniejszych. Kamienne mury zatrzęsły się, a cały tunel poruszył. Z płaskiego sufitu pospał [posypał] się strop. Hisako przeniosła wzrok na sklepienie, potem na ściany, a w końcu na[,] zdawałoby się[,] lekko falującą posadzkę. Po pierwszym wstrząsie przyszły kolejne, księżniczka pochyliła się do przodu i podparła dłońmi. Na chwilę zamarła w bezruchu i trwała tak, do póki [dopóki] tunel nie uspokoił się. Kiedy zaś, [zbędny przecinek] to nastąpiło, usiadła prosto i wówczas spostrzegła, że zjawa ojca rozmazuje się i zmniejsza zamieniając się na powrót w blade[,] migoczące światło.
- Dlaczego? - pytanie zawisło w ponownie gęstniejącej ciemności. Szybko wstała, zrobiła krok do przodu, wyciągnęła ręce tak, jakby chciała pochwycić, [zbędny przecinek] coś, co ciągle się jej wymykało.

[To był zdecydowanie NAJGORSZY fragment Twojego opowiadania. Ten akapit był tak trudny do przebrnięcia, jak zdobywanie Mount Everestu w dziesięciocalowych szpilkach. Umierałam po wielokroć, zasypywana lawiną literówek, błędów ortograficznych i interpunkcyjnych, wiele razy spadałam w przepaść nużących opisów uczuć, których nie dało się wlać we własne serce. Tragedia na kołach, miało być wzniośle i głęboko a zabiło całą dynamikę. Do przeredagowania w całości - ten akapit]



*

----Dotychczas leżąca spokojnie na futonie, [zbędny przecinek] Hisako wyprężyła się niespodziewanie, [zbędny przecinek] a całą jej postacią zawładnęła cała seria gwałtownych drgawek. Plecy wygięły się w łuk, głowa parę razy uderzyła w kwadratową poduszkę. Dłonie zacisnęły się w pięści, uniosły, otworzyły[,] po czym, [zbędny przecinek] z plaskającym dźwiękiem [darowałabym sobie ten plaskający dźwięk...] opadły na materac. Usta poruszyły się bezgłośnie, chociaż układ warg, [zbędny przecinek] wyraźnie wskazywał na to, że próbuje ona coś powiedzieć. Potem przyszedł skurcz, tak mocny, nagły i niespodziewany, że ciało chorej skuliło się do pozycji embrionalnej. Następny raptowny, szarpany ruch rzucił z niej kołdrę [ę? Przeredaguj]. Ta leżała teraz w nieładzie obok materaca.

[Od tego momentu nie będę już poprawiała ani literówek, ani przecinków. Nie chce mi się, jest tego za dużo, nie jestem korektorem.]

----Tamao, która tego ranka znów zjawiła się w pokoju córki, spostrzegła co się dzieje ze śpiącą i chociaż niczego z tego nie rozumiała, natychmiast rzuciła się w jej stronę. Złapała za nadgarstki miotającą się postać i używając całej swojej siły, przygwoździła dziewczynę do podłogi. Na to tamta wzdrygnęła się mocno, unosząc delikatnie najpierw biodra, a potem tułów. Mięśnie Księżniczki napięły się, łopatki i stopy przejęły cały ciężar ciała, a kolejne mocne szarpnięcie uwolniło ją z uścisku matki. Kobieta odrzucona do tytuły siłą pchnięcia, w ostanie chwili podparła się łokciami, co uchroniło ją przed uderzeniem plecami i głową o podłogę. Przez jakiś czas trwała bez ruchu w pozycji półleżącej, z rosnącym przerażaniem patrzyła jak jedno z jej dzieci szamocze się konwulsyjnie na własnym posłaniu. Nabrała powietrza w płuca, otworzyła usta, ale nie krzyknęła. Wiedziała, że nie ma to żadnego sensu. Że nic to nie pomoże. Usiadła. Na czworakach i zbliżyła się do córki, z zamiarem ponownego jej obezwładnienia. Jednakże i ta próba się nie powiodła, bo pod dotykiem palców matki, Hisako jakby nabrała nowych sił. Chociaż oczy chorej księżniczki pozostały zamknięte, to zdołała ona nie tylko wyszarpać się kobiecie, ale także bardzo mocno uderzyć ją w twarz. Pani Sugiatni poczuła piekący ból prawego policzka, ale nie przejęła się tym. W dalszym ciągu obserwowała wijącą się niczym konający wąż córkę, a jej źrenice ze zdumienia, strachu i niedowierzania rozszerzały się coraz bardziej. Westchnęła przeciągle. Nadal powstrzymując krzyk, raz jeszcze spróbowała unieruchomić dziewczynę, i po podobnie jak poprzednio nie odniosło to pożądanych rezultatów.

- Co jest? - rozpaczliwie zapytała w myślach samą siebie, po tym jak po raz trzeci z rzędu wylądowała na podłodze, kilka kroków od futona Hisako.

Tym czasem dziewczyna stopniowo się uspokajała. Dreszcze i drgawki, męczące ją od kilku strasznych chwil, powoli, zanikały, a ciało na powrót nieruchomiało. W reszcie atak minął zupełnie, a dziewczyna wciąż spała, twardym, spokojnym, nieprzerwanym snem. Nadal nic nie rozumiejąca Tamao odepchnęła z ulgą. Ponownie przysiadła na piętach, obok posłania córki i delikatnie wygładziła jej mocno zmierzwione, rozczochrane [niepotrzebne] włosy.



*

----Narada rozpoczęła się punktualnie [wraz] z siedmiokrotnym uderzeniem gongu, ogłaszającego nadejście pierwszej wieczornej pory dnia - czasu lotosu. Jednakże sala audiencyjna, już kilkanaście chwil wcześniej wypełniła się milczącymi mężczyznami przebranymi [ubranymi. Przebranymi kojarzy mi się z uchodzeniem za kogoś, kim się nie jest]w odświętne, jedwabne stroje. Stroje, składające się z hakama w dowolnym kolorze, czarnego kosode przyozdobionego pięcioma kamonami, - po jednym na każdym rękawie i klatce piersiowej oraz jednym w centralnej części pleców. Ponadto każdy z obecnych miał na sobie szeroki bezrękawnik - kataginu, tej samej co spodnie barwy, na którym także widniały okrągłe, klanowe symbole. Wszystkie one przedstawiały rozłożystego irysa, chociaż zdecydowana większość zebranych była zaledwie wasalami, w których żyłach nie płynęła ani kropla krwi Sugiatni. Zajmowali oni miejsca w ostatnich szeregach położonych najbliżej ścian z jasnożółtego papieru. Tuż przed nimi zasiadały osoby posiadające odpowiednio ósmym, siódmy, szósty, lub piąty stopniem pokrewieństwa z rodziną główną, a tych z kolei poprzedzali bliżsi powinowaci. W pierwszym szeregu, umiejscowionym zaledwie pięć kroków od niewielkiego podestu znajdowali się jedynie samurajowie szczycący się pierwszym, bądź drugim poziomem koligacji z obecnym, lub byłym pryncypałem. Tylko oni mieli przy sobie broń, reszta musiała zostawić swój oręż na stojaku nieopodal wejścia.

----Kiedy gong zabrzmiał po raz ostatni, odsunęła się jedna z bocznych, ścianek i do pomieszczenia wkroczył Hiroshi w otoczeniu dziesięciu strażników, z mieczami zatkniętymi za obi. Pół kroku za chłopcem szedł Kenshiro[,] także uzbrojony, oraz niewysoki, krepy, straszy mężczyzna o pełnej okrągłej [pełna czyli okrągła. Usunęłaby jedno wyrażenie] twarzy. Ten ostatni, jako jedyny nie nosił ani broni, ani bezrękawnika a jedynie ciemnozielone kimono z dwoma monami.

----Niemal natychmiast wszyscy zgromadzeni pochylili się w niskim ukłonie i trwali tak, do czasu, aż ich nowy pan i jego stryj zajęli miejsca na podwyższeniu w środku sali. Szambelan natomiast usadowił się na podłodze, bokiem do całego zgromadzenia, dokładnie w połowie drogi pomiędzy podestem, a pierwszym rzędem, po czym również przypadł twarzą do podłogi. Wówczas dopiero obaj klanowi dostojnicy odwzajemnili pozdrowienie, a następnie Hiroshi nakazał wszystkim podniesienie głów. Polecenie zostało bezzwłocznie wykonane i chłopiec poczuł na sobie dwadzieścia trzy pary przenikliwych, niewzruszonych oczu. W jednej chwili serce zabiło mu szybciej i głośniej, tak że wyraźnie usłyszał własne tętno. Delikatnie przymrużył oczy, w obawie, żeby te nie zdradziły jego prawdziwego stanu: zupełnego prawie że paraliżu wywołanego niewyobrażalną wręcz tremą. Starając się kontrować swoje ruchy, sięgnął do szerokiego rękawa czarnego, wyszywanego srebrnymi nićmi kosode, które miał na sobie. Wydobył stamtąd biały, papierowy wachlarz i poruszył nim lekko parę razy, gdyż nagle wydało mu się, że w sali zrobiło się o kilka stopni cieplej. Policzył w myślach do dziesięciu. Najgorsze co mógł teraz zrobić, to pozwolić na to [wywal], żeby wszyscy zobaczyli ile wysiłku kosztuje go zachowanie tego względnego, pozornego spokoju. Jedynym wsparciem była dlań obecność stryja. Kenshiro siedział teraz tuż za bratankiem, po jego lewej stronie[,] i spokojnym, czujnym, chociaż ciągle jeszcze odrobinę smutnym wzrokiem spoglądał na zebranych. Skupienie malujące się na czole samuraja, zaciśnięte usta, dłonie nieruchomo spoczywające na kolanach oraz napięte mięśnie upodobniały go czuwającego psa. Do dobermana [ekhm, doberman to niemiecka rasa pochodząca z końcówki XIX wieku..., groźnego, wielkiego, zawsze gotowego by bronić swego pana przed wszelkimi niespodziewanymi atakami. I nie ważne, że otaczała ich grupa uzbrojonych, dobrze wyszkolonych strażników z poważnymi twarzami i rękami na rękojeściach mieczy. Oni nie obronią tego dziecka przed psychicznymi i słownymi atakami. Atakami, które o ile znał niektóre osoby znajdujące się w tej sali, nastąpią prędzej czy później. W końcu przecież ktoś na pewno wyczuje słabość nowego pana.

----Na chwilę wbił swoje spojrzenie w plecy Hiroshiego. Gdyby mógł, poklepał by go teraz po ramieniu, ale niestety nie miał takiej możliwości. Ograniczył się więc jedynie skierowania w stronę chłopca, ciepłej, krzepiącej myśli, licząc przy tym na to, że adresat zrozumie jego intencje. Powtórnie spojrzał na obecnych w sali członków i podanych klanu. Z ich nieruchomych, jakby zaciętych twarzy i jednakowych, określonych przez etykietę póz nie był wstanie niczego wyczytać. Lecz mimo to czuł się tak, jakby znał, lub chociaż odgadywał myśli niektórych z pośród [spośród] nich. Chociażby tego siedzącego w pierwszym rzędzie, niezbyt postawnego mężczyzny ze szczupłą, trójkątną, starannie wypielęgnowaną, upudrowaną twarzą z oczami jak przecinki i szerokimi ustami. Westchnął w duchu. W jego mniemaniu tamten zawsze przypominał lisa w ludzkiej postaci. Lisa, który zapewne i teraz coś knuł.

----Był to trzydziestodwuletni Sugiatni Ikemoto, najbliższy kuzyn jego i Harumi, syn jedynego rodzonego brata ich ojca. Ukradkiem taksował wzrokiem całą jego sylwetkę . Oczywiście, stary prawie sześćdziesięcioletni, cierpiący na reumatyzm struj Yasuo nie zjawił się na uroczystości, to zaś sprawiało, że starszy z kuzynów mógł poczęci odetchnąć. Nigdy nie lubił tej dwójki: wyniosłego niczym cesarz pana Yasuo i jego ukochanego syna jedynaka poświęcającemu swojemu wyglądowi więcej czasu niż nie jedna [niejedna] dama. Wejrzenia obu mężczyzn spotkały się. Ich oblicza pozostały niezruszone, jednak Kenshiro mógłby przysiąc, że przez ułamek sekundy zobaczył w oczach krewniaka coś dziwnego, jakby obietnicę, może groźbę. Z pewną dozą niepokoju, idealnie skrytą pod pancerzem z opanowania[,] szybko dokończył przegląd osób z pierwszego rzędu, nie dostrzegł jednak już niczego interesującego. Wrócił więc do obserwacji Ikemoto, który siłą woli powstrzymał swoje myśli przed ujawnieniem się.

"Ale ja i tak wiem, że ty drogi kuzynie, nie masz czystych intencji. Bądźmy szczerzy, podobnie jak twój ojciec, zawsze uważałeś, że nasza gałąź rodu nie zasługuje na przywilej przywództwa, a widok tego, stremowanego chłopca, tylko cię w tym utwierdza."

----Tym czasem rozpoczęła się pierwsza, oficjalna cześć ceremonii i szambelan dał znak pierwszemu z mężczyzn, to jest panu Ikemoto, by ten zbliżył się do podwyższenia. Samuraj wstał, wolnym dystyngowanym krokiem podszedł do wyznaczonego miejsca, po czym ponownie upadł na kolana, i z czołem przy posadzce, wygłosił następującą, zwyczajową formułkę:

- Panie mój, przysięgam na własny honor i życie mojej rodziny, służyć ci wiernie i zawsze spełniać wszelkie twoje rozkazy. Przysięgę tę zaś, pieczętuję własną krwią. - Wyprostował się. Wyciągnął w rękę w kierunku szambelana, a ten podał mu wydobyty z rękawa zwój wraz ze niewielkim nożykiem, którego rękojeść oplatała wstążka ze szkarłatnego jedwabiu. Ikemoto Bez słowa ujął oba przedmioty w wypielęgnowane, gładkie jak u kobiety dłonie o równych, czystych paznokciach. Nóż ułożył przed sobą, zwój rozwinął zaś uroczystym, pełnym ceremoniału ruchem, a następnie także umiejscowił go na podłodze. Ponownie sięgnął po nożyk i delikatnie naciął koniuszek wskazującego palca swojej lewej dłoni. Przyłożył zranioną cześć ciała do papieru i nakreślił na nim kilka krwawych[,] układających się w jego imię znaków. Kiedy skończył, ukłonił się po raz kolejny, na co Hiroshi skinął mu głową. Oznaczało to, że przysięga została przyjęta i samuraj mógł zająć na powrót miejsce w szeregu. Kenshiro odprowadził go wzrokiem. W dalszym ciągu nie ufał kuzynowi, a złożona przed chwilą przysięga krwi, nie uspokoiła go ani trochę. "Dla takich jak ty, przysięga nie wiele [niewiele]znaczy" - podsumował w myśli, kiedy tamten opuścił już środek sali.

----Sługa znów dał znak i drugi w kolejności mężczyzna powtórzył rytuał, a potem kolejny i jeszcze następny. Wreszcie każdy z obecnych złożył swoją przysięgę, podpisując się pod nią własną krwią.

----Przez cały ten czas chłopiec robił wszystko, aby jego ciało zachowało względny spokój. Delikatnie poruszał trzymanym w dłoniach wachlarzem, usilnie starając się kontrolować mimikę, oraz wszystko, co mogłoby zdradzić jego prawdziwe emocje. Jednocześnie dziękował w myślach niebiosom, za to, że póki co, nie musi nic mówić. Nie był bowiem pewny swojego głosu.

----Za oknem robiło się coraz ciemniej, a odgłosy deszczu zaczynały powoli zanikać. Hiroshi uświadomił to sobie z pewną dozą żalu. Monotonny, szumiący dźwięk pomagał mu zająć i nieco uspokoić umysł, oderwać się na chwilę od tego całego zamieszania wokół jego osoby.

----"I pomyśleć, że to tylko połowa naszych klanowych sił" - przeszło przez głowę młodego daimyo, gdy już ostatni ze zgromadzonych mężczyzn dopełnił przysięgi krwi. Z trudem powstrzymał westchniecie, a zaciśnięte na wachlarzu palce nagle stały się śliskie. Na szczęście był to koniec tej części spotkania.



Powiem tak... Szłaś sobie pod górę pisarstwa i nagle wyrżnęłaś jak długa zębami o bruk. O ile mniej więcej jedna trzecia były naprawdę dobre, o tyle reszta okazała się być nieomal niestrawna. Masz tu akapit, który męczyłam i męczyłam i przebrnąć przez niego nie mogłam. Od połowy tekstu pojawia się taki natłok literówek, przecinkozy i zaimkozy, ze aż oczopląsu dostałam.

Popraw to i komentuj inne opowiadania, wówczas sama nauczysz się zwracać uwagę na takie rzeczy.

pozdrawiam
Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 15-12-2011, 16:20
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 15-12-2011, 16:36
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 15-12-2011, 16:42
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 15-12-2011, 22:02
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 15-12-2011, 22:47
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 15-12-2011, 23:06
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 16-12-2011, 00:53
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 16-12-2011, 00:55
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 16-12-2011, 01:20
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 16-12-2011, 17:43
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 16-12-2011, 01:30
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 16-12-2011, 01:37
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 17-12-2011, 01:27
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 20-12-2011, 01:27
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 20-12-2011, 12:11
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 22-12-2011, 02:23
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 24-12-2011, 00:14
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 25-12-2011, 01:07
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 27-12-2011, 01:45
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 29-12-2011, 20:09
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 29-12-2011, 23:09
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 29-12-2011, 23:33
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 30-12-2011, 17:07
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 04-01-2012, 01:38
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 12-01-2012, 01:59
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 15-01-2012, 20:08
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 12-01-2012, 11:52
RE: Opowieści z Kimiro - przez 4710 - 15-01-2012, 20:31
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 15-01-2012, 20:44
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 29-01-2012, 23:50
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 30-03-2012, 22:31
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 27-07-2012, 07:38
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 05-04-2012, 00:29
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 25-07-2012, 00:48
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 27-07-2012, 23:41

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości