Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Opowieści z Kimiro
#20
Nareszcie znalazłam chwilę, by zabrać się do Twojego tekstu. I nie żałuję Wink

(27-12-2011, 01:45)Kandara napisał(a): Rozdział VI ruszył się z miejsca. Co prawda została mi jeszcze jedna scenka plus korekta, jednak mimo wszystko wrzucam ostatnią w tym roku część...
Rozdział IV

........Hiroshi siedział samotnie pośród niewielkiego, na wpół martwego jeszcze ogrodu na tyłach rodowej posiadłości. Za plecami miał dość wysoki, otynkowany na biało i pokryty jasną dachówką mur wewnętrzny. Jego ściany prostokątnie ogradzały to miejsce, oddzielając je tym samym od reszty warowni. [coś mi w tym opisie zgrzyta...] Zapewniało odrobinę intymności każdemu, kto z jakiegokolwiek powodu zdecydował się tu przybyć. Sam ogród zaś był tak mały, że sprawiał wrażenie własnej miniaturki. Miał zaledwie siedem kroków długości i cztery szerokości, to też [łącznie] niewiele się w nim mieściło. Nad malutką, eliptyczną, obłożoną okrągłymi kamieniami sadzawką, zajmującą prawy kąt tego przybytku [użyj innego określenia], rósł niewysoki, ale mocno rozgałęziony klon o pniu cienkim jak wiosło galernika. W przeciwległym rogu znajdowała się zaś niewielka, półokrągła rabatka, z wolna pokrywająca się podłużnymi, zielonymi listkami i łodyżkami hodowlanych [wywaliłabym] irysów. Pomiędzy tym wszystkim posadzono [wedle mojej nikłej, botanicznej wiedzy, trawę się sieje, a nie sadzi] trawę. Wątłe, szarozielone o tej porze roku źdźbła, kładły się smętnie na twardej, ciemnoszarej glebie.
........Chłopiec westchnął cicho. Spojrzał na leżącą na jego kolanach obnażoną katanę, o mocno porysowanym, wyszczerbionym ostrzu i z szacunkiem ujął ją w obie dłonie. Rękojeść obleczona była jedwabną, wyblakłą już nieco, zieloną wstążką, a stara, wysłużona klinga dawno się wyszczerbiła. Upodabniało to broń do nic nie wartej, zniszczonej zabawki wieśniaczego dziecka, wrażeniu temu przeczyła jednak okrągła, misternie rzeźbiona tsuba. Młodzieniec ostrożne uniósł miecz na wysokość twarzy, aby móc dokładniej przyjrzeć się zdobieniom pokrywającym gardę i westchnął raz jeszcze. Powoli obrócił katanę wokół własnej osi, po czym obejrzał uważnie wszystkie wyżłobienia i wybrzuszenia znajdującej się z drugiej strony mosiężnego koła. Na jednym ze zdobień zatrzymał swój wzrok odrobinę dłużej. Był to rozłożysty, wpisany w podwójny okrąg irys, górujący ponad trzema źdźbłami traw - mon klanu Sugiatni. Przed ponad pięciuset laty ówczesny cesarz nadał go osobiście założycielowi rodu. Ponadto na znak przyjaźni podarował mu także ten miecz. Hiroshi bardzo dobrze znał tę historię, słyszał ją przecież setki razy z ust ojca. Po raz pierwszy jednak miał zaszczyt trzymania tej legendarnej broni w swoich rękach. Nic więc dziwnego w tym, że z [Huh] drżał z przejęcia. Symbol najwyższej władzy w rodzinie należał teraz do niego i tylko on miał prawo go dotykać. Każdy inny zapłaciłby za to życiem. Jak tylko uświadomił sobie ten fakt, po jego plecach przeszły potężne [wywaliłabym] ciarki, bo jednocześnie zrozumiał też, że to on musiałby wydać ten okropny wyrok. "Ale przecież nic podobnego się nie zdarzy" - uspokoił się szybko - "W końcu nikt nigdy nie próbował nawet takiego czynu."
........Powoli odłożył katanę z powrotem na kolana, a następnie sięgnął dłonią po znajdującą się obok niego prostą, drewnianą pochwę. Ostrożnie wsunął do niej wystrzępioną klingę i znów odpłynął w krainę swoich rozważań.
........Nie czuł się dobrze. Od tamtego, [zbędny przecinek] strasznego dnia, [zbędny przecinek] nie przespał spokojnie ani jednej nocy. Sen co prawda zawsze miał lekki, ale w ciągu ostatniego tygodnia, codziennie budził się gwałtownie mniej-więcej trzy godziny przed świtem. Nie mogąc zaś ponownie zasnąć, wiercił się na posłaniu aż do wschodu słońca. Co gorsza dwa razy zdarzyło się, że podczas tych nagłych przebudzeń cicho płakał skryty w najciemniejszym kącie pokoju. A wówczas słyszał wręcz, jak wszystko w jego duszy krzyczało. Krzyczało przeraźliwym, rozdzierającym krzykiem, który go paraliżował, obezwładniał, sprawiał, że gardło ściskało mu się tak boleśnie, że chwilami niemal tracił mowę. Jednocześnie miał wrażenie, że jego żyły oprócz krwi wypełnia dodatkowo jakiś ciepły, ale nie gorący płyn. Płyn ten z kolej rozlewa się wokół umysłu i serca, przyprawiając tym samym niemalże całe ciało o dziwne dreszcze. Gdy zamykał oczy, świat tańczył dookoła niego, a usta poruszały się bezgłośnie. Coś w jego wnętrzu zdawało się zaś dziwnie wić, a to kurczyć się, a to rozwijać, spłycając tym samym jego oddech i odbierając mu wszelkie siły. Zaciskał wówczas dłonie w pięści, a myśli błyskawicznie kierował na inne tory, ale mimo to tamto uczycie narastało. Chwytało go za żołądek, przywoływało na usta niemiły smak i pośrednio przyczyniało się do tego, że na policzkach chłopca pojawiał się rumieniec wstydu.
........Nie mógł się przecież bać! Nie wolno mu było dopuszczać do siebie tego destruktywnego, okropnego, niehonorowego uczucia, które przystoi jedynie chłopom [kapitalne!]. A on przecież nie był chłopem. Był samurajem. Więcej. Był daimyo. Miał w w [Huh] swoich rękach nie tylko zabytkowy[,] cesarski miecz, wykuty przez jednego z najznamienitszych dawnych mistrzów płatnerstwa, ale także los swojego rodu i całej prowincji. Dlatego powinien zachowywać się godnie. Być zawsze spokojnym i opanowanym, surowym kiedy trzeba, zdecydowanym. Na twarzy mieć maskę stanowczości i obojętności, skutecznie przykrywającą wszelkie jego myśli, uczucia, zgryzoty i niepewności. Powinien być jak skała, twardy, niewzruszony, budzący respekt pośród swoich wrogów i szacunek pośród podanych. Powinien... Od tego co powinien, a co nie, kręciło mu się w głowie, ale niestety, po mimo iż w ciągu ostatniego tygodnia powtarzał to sobie setki, a może nawet tysiące razy, to jednak nie potrafił się do tego dostosować. Czuł jak przytłacza go ciężar odpowiedzialności. Nie, stanowczo nie czuł się na siłach, aby go udźwignąć, wszak tak mało jeszcze wiedział, tak niewiele przeżył. Jego umysł i serce w dalszym ciągu pozostawały takie dziecinne. Wiedział o tym wszystkim. Doskonale zdawał sobie sprawę z własnej niedojrzałości, wszelkich swoich braków i bardzo, ale to bardzo się ich wstydził. Powoli uniósł oczy ku niebu.
- O wszystkie miłosierne duchy mojego rodu i bogowie niebios, błagam was, dajcie mi rozum! - wyszeptał uroczyście[.] - Pozwólcie mi też pomścić ojca. - Kiedy wypowiadał ostatnie słowo, coś bardzo mocno ukłuło [serce nie było KUTE w kuźni, było KŁUTE czymś, np szpilką.] go w serce. "O tak." - powtarzał sobie raz po raz w duchu. "To zemsta jest teraz moim najważniejszym obowiązkiem. Dlatego winien jestem ją wykonać jak najszybciej. Bo czy istnieje jakaś wyższą powinność syna wobec ojca?" - ponownie skierował swoje spojrzenie na miecz. - "Aby dobrze wypełnić ten obowiązek, muszę zaś wykonać go jak najszybciej" - ciągnął dalej w myślach swój monolog - "Dlatego właśnie potrzebuję tej wojny, potrzebuję tej wyprawy i potrzebuję nowego sojuszu z Ashida. Nieważne co mówi stryj, on tego nie rozumie."
........"Nie, mylisz się" - odezwał się jakiś inny głos z tyłu jego głowy, "on właśnie rozumie to doskonale. Czy w całej swojej bucie, nie widzisz, że ten człowiek stara się przede wszystkim ratować ród? Zemsta przecież ci nie ucieknie." Westchnął cicho. Myśli te przyprawiały go o pulsujący ból skroni i gwałtowniejsze uderzenia serca. Z jednej strony był pewien, że dobrze postąpił podejmując taką, a nie inną decyzję, z drugiej wciąż obawiał się o to, co mogłoby się stać podczas planowanej wyprawy. "Jeśli przegram będzie to oznaczało upadek klanu, nic już bowiem nie zatrzyma niszczącego pochodu Murahitów. To ryzykowna gra, ale... przecież nie mogę postąpić inaczej, na bogów!" Odetchnął głębiej. Tutaj, w małym, odizolowanym ogródku szukał spokoju, ale nie znalazł go. Przeciwnie, czuł jak jego duszę i umysł bombardują tysiące sprzecznych uczyć, rozważań i emocji. Nie potrafił odsunąć ich od siebie.
........Przeniósł spojrzenie czarnych, migdałowych oczu z katany na sadzawkę. Dwa, [zbędny przecinek] duże[,] czerwone karpie pływały spokojnie tuż pod powierzchnią wody, od której odbijały się słabe promienie marcowego słońca. Chłopiec przyglądał się im przez jakiś czas. Kiedyś to wystarczało, aby się uspokoić jego myśli, rozwiać obawy i ukoić nerwy. Dziś jednak przypatrywanie się zataczającym wielkie koła, kolorowym rybką [łomatkoboskoczestochowsko! o.O narzędnik l. poj.: kim? czym? rybką, celownik l. mn.: komu? czemu? rybkOM, i to właśnie nas interesuje.Popraw sobie tego babola.], wcale mu nie pomagało.
........- Hiroshi-sama? - usłyszał cichy, kobiecy głos. Nie zareagował, nadal bez większego zaangażowania spoglądał na oczko wodne, nawet nie skinął dłonią.
- Panie? - klęcząca obok na wpół uchylonej furtki, zgięta w głębokim ukłonie Sata nie podawała się. - Przepraszam, ale...
W końcu podniósł na nią oczy.
- Tak? - zapytał zły, że zakłócono jego rozważania[.] - czego chcesz?
Służąca skłoniła się jeszcze niżej i znów się odezwała, jej głos brzmiał niepewnie, jakby boleśnie.
- Najmocniej przepraszam, ale pani kazała powiadomić pana o tym, że księżniczka...
- Moja siostra? - Chłopiec poczuł jak przeszywa go lekki niepokój - Czy coś stało się mojej siostrze?! - wydusił zrywając się z ziemi. Błyskawicznie podbiegł do drewnianej furtki, odtworzył ją szerzej i minął wciąż kłaniającą się służącą, nie czekając nawet na jej odpowiedź. Coś z pewnością było nie tak, wiedział to, chociaż nie potrafił jednoznacznie określić co.

*
........Hisako leżała spokojnie na futonie i zamglonymi, niewidzącymi oczami wpatrywała się w drewniany sufit. Twarz miała pobladłą, usta niemal białe, lekko drgające, a na jej rozpalonym gorączką czole spoczywała wilgotna szmatka. Tuż obok posłania, dokładnie za głową księżniczki, stała niewielka, okrągła, jasno pomarańczowa wypełniona wodą miska, przez cembrowinę, której przewieszono dodatkową szmatkę z jasnej bawełny [znowu zaczynasz przeprzymiotnikowywać]. Nieco dalej, od strony ogrodu[,] ustawiono niski, beżowy parawan, osłaniający posłanie dziewczyny przed chłodem, [zbędny przecinek] oraz wszelkimi niepożądanymi spojrzeniami.
........Nieopodal tego wszystkiego czuwała filigranowa[,] młoda służąca o sercowatej twarzy z niskim czołem i wyraźnie zarysowanymi policzkami. Nad dużymi, otoczonymi przez długie, czarne rzęsy migdałowymi, oczami o barwie bardzo ciemnego brązu widniały, cienkie, naturalne brwi. Poniżej znajdował się mały, lekko zaokrąglony nos oraz pełne, blado czerwone usta. Jej czarne, sięgające do pasa włosy były związane z tyłu białą wstążką. [za szkolny ten opis. Stać Cię na więcej] Dziewczyna siedziała na piętach, obok posłania swojej pani i uważnie przyglądała się chorej, starając się odgadywać jej życzenia. Od czasu do czasu zmieniała zimny kompres na czole księżniczki, zwilżała jej usta, poprawiała włosy. Minę miała poważną, ruchy powolne, delikatne, niemal niezauważalne, oczy smutne, dziwnie błyszczące.
........Nie rozumiała, nie była w stanie pojąć tego, jak to się stało, że w tak krótkim czasie jej pani rozchorowała się aż tak poważnie. Przecież jeszcze dziś rano, kiedy pomagała jej przy ubieraniu się, księżniczka klanu Sugiatni, zdawała się być okazem zdrowia. Jedyną zauważalną zmianę w jej zachowaniu stanowił zaś fakt, że panienka nie tryskała już taką energią i entuzjazmem jak wcześniej. W zaistniałych okolicznościach nie było to jednak niczym niezwykłym. Poza tym, pan Kenshiro który przywołał ją tu, przed niespełna trzema godzinami wspominał jedynie o niewysokiej gorączce. Gorączce, która pojawiła się niespodziewanie i najprawdopodobniej minie sama, po kilku godzinach snu i paru filiżankach gorącej herbaty. Jakież więc było ich zdziwienie, gdy po przekroczeniu progu pokoju panienki Hisako, ujrzeli bezwładnie leżącą na podłodze, nieprzytomną dziewczynę o bardzo bladych policzkach i czole gorącym jak rozpalone węgle.
........Służąca na wpół zmrużyła oczy, marszcząc lekko brwi. Nie miała pojęcia, jaka choroba rozwija się tak szybko, że niemalże w jednej chwili zamienia młodą, silną, zdrową osobę w obłożnie chorego, gorączkującego, na wpół świadomego pacjenta. Wciągnęła głośno powietrze, a potem równie głośno wypuściła je przez usta.
........"Czy to jest zaraźliwe?" - spytała w duchu samą siebie - "Co będzie, jeśli choroba przejdzie na mnie? Czy to bardzo boli? Czy na to się umiera?" Odpowiedzi na niektóre z tych pytań usiłowała odnaleźć w pergaminowej twarzy leżącej nieruchomo, milczącej księżniczki. Ta musiała przed chwilą zasnąć, bo oczy miała zamknięte, a oddech wyrównany i spokojny, pomimo wciąż utrzymującej się wysokiej gorączki. [bardzo często powtarzasz wyraz "gorączka"] Pokojówka staranniej okryła ją jedwabną, zielonkawą kołdrą, chcąc jak najlepiej wypełnić swój obowiązek. Chociaż w głowie dziewczyny wciąż rodziły się natarczywe pytania dotyczące tej dziwnej choroby, [choroba też jest w co drugim zdaniu] to jednak nie bała się jej. Była tylko ciekawa, niestety z oblicza chorej nie dało wyczytać się absolutnie nic. "Biedactwo" - pomyślała ze szczerym, pozbawionym litości współczuciem i westchnęła przeciągle. Jej także nie było lekko w nowej sytuacji. [za dużo zaimków w tym akapicie]
........W tym samym momencie, w którym po raz kolejny miała zmienić okład na czole panienki, odsunęła się jedna ze znajdujących się od strony korytarza ścianek shoji. Spojrzała w tamtym kierunku i spostrzegła, jak do pokoju wchodzą dwie postacie. Jedną z nich była drobna, ubrana na biało kobieta, której czarne włosy spięte były na karku w gruby węzeł. Kobiecie towarzyszył wyższy od niej o głowę szczupły, starszy, mężczyzna o szpakowatych czarnych oczach [doprawdy, pomimo mojej chorej wyobraźni, nie jestem w stanie zwizualizować sobie szpakowatych oczu... Chyba jakaś literówka Ci się wdarła.] i gładko ogolonej, owalnej twarzy, pooranej niezbyt licznymi, ale głębokimi zmarszczkami. Osobnik ów [a co to? Canis Lupus w zoo? Gadałyśmy już o tym, to nie magisterka Wink] miał na sobie luźną, szarą szatę, zasznurowaną pod szyją kilkoma tasiemkami, proste spodnie w tym samym odcieniu oraz białe tabi. Natychmiast przyciągnęła głowę do tatami, którymi wyłożone było całe pomieszczenie i pozostała tak, dopóki nie usłyszała stanowczego, władczego i jak zawsze spokojnego głosu kobiety:
- Dziękuję ci Kumiko, możesz teraz odejść, do czasu aż znowu cię wezwę.
- Tak, pani. - Pokojówka podniosła się i po cichutku opuściła pomieszczenie przechodząc przez prowadzące do ogrodu drzwi.
........Nie zdążyła jednak nawet wsunąć stóp w swoje słomiane zori, kiedy na werandzie, obok miejsca, w którym właśnie stała, pojawił się zdyszany Hiroshi. Czym prędzej przerwała rozpoczętą czynność i padła na kolana, aby oddać mu należny pokłon, lecz chłopiec nie zwrócił na nią żadnej uwagi. Gwałtownym ruchem odsunął shoji i zanim dziewczyna pojęła, co młody dziedzic klanu ma zamiar zrobić, ten wpadł już do pokoju.
- Siostro! - zawołał opadając na podłogę, tuż obok rozłożonego parawanu - Co... - chciał zapytać, "co ci się stało", ale urwał, zobaczywszy w pokoju matkę, oraz klęczącego z pochyloną głową lekarza. Zdumiony, odrobinę zdezorientowany i zaniepokojony jeszcze bardziej niż wcześniej, wybąkał nieskładne, ciche przeprosiny, zupełnie nie przystające osobie o jego pozycji. Następnie wycofał się śpiesznie, czując jak płoną mu policzki. Taki wstyd! Był głową rodziny, a postępował się jak małe dziecko, nieznające elementarnych norm wychowania i etykiety. Co więcej, zachował się tak w obecności własnej matki, osoby, będącej dla niego najwyższym i wciąż niedoścignionym wzorem opanowania.
........Nadal klęcząca na werandzie służąca spostrzegła jego zakłopotanie. Natychmiast upuściła nisko głowę, aby ukryć szeroki, bezczelny uśmiech rozbawiania, który mimowolnie pojawił się na jej ustach. [Kapitalne!]

*
........- I co powiesz, Jiro-san? - zapytała Tamao, po tym jak lekarz skończył wreszcie badać nieprzytomną dziewczynę. - Co dolega mojej córce? - Głos jak zawsze miała spokojny, jednakże jej oczy wypełniała głęboka[,] matczyna troska. Mężczyzna nazwany [wywalamy] Jiro, od dwudziestu paru lat [od przeszło dwudziestu lat]pełniący funkcję nadwornego lekarza głównej rodziny klanu Sugiatni, bezradnie opuścił ręce i pokręcił głową.
- Przykro mi pani, ale nie potrafię tego stwierdzić - odparł zmartwiony nie na żarty. - To wszytko jest bardzo dziwne, a objawy nie pasują do żadnej znanej mi choroby. Możliwe, że się czymś zatruła, jednak... - spuścił pokornie wzrok[.] - Z tego, co wiem, to raczej mało prawdopodobne. A ponieważ nie jestem pewien, co dolega księżniczce, niewiele mogę dla niej zrobić... Niestety, możemy tylko czekać i ewentualnie się modlić.
- Kenshiro wspominał, że była jakaś dziwna, jakby wystraszona, czy to może być od tej dziwnej choroby? - Dama niewiele sobie robiła z rozpaczliwych gestów starego medyka.
- Nie wiem - przyznał szczerze[.] - Czytałem co prawda o podobnych przypadkach, ale nigdy jeszcze nie zetknąłem się z czymś takim. A już na pewno nigdy nie spotkałem się z tak szybkim postępem, chyba że faktycznie w grę wchodzi trucizna, ale jak już mówiłem wątpię w to. Z resztą nawet wtedy nie wszystkie objawy się zgadzają... Żadna, żadna z opisanych nie działa w taki sposób, nawet te, które zniewalają umysł. Po za [łącznie] tym[,] w tym zamku nie ma nikogo, kto chciałby otruć księżniczkę.
- Tak - Tamao przysiadła na piętach, obok posłania córki - dziękuję, możesz już iść, chcę zostać z nią sama.
- Tak pani. - Starszy mężczyzna ukłonił się i wycofał przez te same drzwi, przez które wcześniej wszedł tutaj razem ze swoją panią. Dama odprowadziła go wzrokiem, kiedy zaś upewniła się, że medyk naprawdę odszedł, pogłaskała delikatnie długie, rozpuszczone, starannie ułożone na kołdrze włosy śpiącej.
- I na co nam przyszło? - spytała żałosnym szeptem, którego o dziwo nawet nie starała się kontrolować.
- Co jeszcze się wydarzy? - Tamao nie przestawała głaskać włosów dziewczyny. Odetchnęła głębiej, z jej twarzy zniknął gdzieś cały spokój, całe opanowanie, a ich miejsce zajęło zmęczenie, strach i ogromny smutek. Nawet będąc najbardziej dystyngowaną i opanowaną damą, pani Sugiatni pozostawała prze de [łącznie] wszystkim kobietą. Kobietą, która straciła męża i matką, która być może wkrótce straci przynajmniej jedno ze swoich dzieci. Przesunęła dłoń w kierunku policzka Hisako. Dawno nie pozwoliła sobie na podobną wylewność, dziś jednak robiła to bez zażenowania. Potrzebowała tego i czuła, że nie tylko jej jest to potrzebne.
- Trzymaj się - szept kobiety zmienił się w ciche błaganie. - Wiem, że jesteś silna. - Znowu wypuściła głośno powietrze z płuc. Nie płakała. Jej oczy jak zawsze pozostawały suche, ale jej lekko uniesione brwi i zmarszczone czoło, oraz jakby pociemniałe tęczówki, aż nazbyt jasno odzwierciedlały uczucia pani tego domu.
........Dokładnie przyjrzała się nadal pogrążonej we śnie córce, zmieniła okład na jej, w dalszym ciągu[,] zbyt gorącym czole. Twarz chorej pozostawała spokojna, oddech wyrównany, oczy zamknięte.
- Proszę obudź się - powtórzyła cichym, błagalnym głosem. - Nie zostawiaj mnie i swojego brata.
Na chwilę jej myśli powędrowały w stronę syna. On także w ostatnim czasie dostarczał jej powodu do zmartwień. To co mówił o nim Kenshiro, było prawdą. Hiroshi istotnie nadal pozostawał dzieckiem, jego niedawne zachowanie świadczyło o tym, aż nadto wyraźnie. Kobieta jęknęła w duchu. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby teraz wyruszył na wojnę, to najprawdopodobniej, już by z niej nie powrócił, a przynajmniej nie powróciłby żywy. Na myśl o tym serce się jej krajało, ale chociaż najchętniej zakazałaby mu wszelkich wypraw i mocno, bardzo mocno przytuliła do siebie, to jednak nie mogła tego zrobić. Nieważne co czuła, co sobie myślała, jej mały synek był teraz przywódcą i należało traktować go jak przywódcę, a nie jak dziecko. To zaś oznaczało, że nikomu, także jej, nie wolno było zrobić niczego, co podważałoby jego autorytet. A gdy nawet było wolno, to i tak nie skorzystałaby z tego prawa. Chciała, czy nie, musiała pozwolić mu dorosnąć.
........Na zewnątrz słońce schowało się za chmurami, przestrzeń pokoju błyskawicznie pociemniała. Niedługo potem w drewniane zadaszenie wąskiej, okalającej cały pawilon werandy, uderzyły pierwsze duże krople deszczu.

*
........Deszcz wzbierał na sile i w niedługim czasie przemienił się w prawdziwą ulewę. Stojący przy osłoniętym bambusową kratą oknie sali audiencyjnej chłopiec oparł dłonie o wąski, drewniany parapet i mętnym wzrokiem spojrzał przed siebie. Słowa, które wydobywały się z ust także przebywającego w tym pomieszczeniu trzydziestoczteroletniego samuraja, nie docierały do niego. Odbijały jedynie od cielesnej powłoki nastolatka i trafiały w pustą przestrzeń tego wyłożonego drewnem, ryżowym papierem i tatami pomieszczenia.
........- Jutro zbiera się rada klanu - ciągnął tym czasem [łącznie] Kenshiro - Lada dzień spodziewamy się też wysłanników od pana Akinori. Proszę o wybaczenie, że samowolnie zdecydowałem się ją zwołać, w twoim panie imieniu, jednak naprawdę, nie możemy z tym zwlekać. Kazałem rozesłać wiadomości, praktycznie zaraz po tym jak tu przybyłem. I przepraszam również za to, że wspominam o tym dopiero teraz, ale ze względu na okoliczności, nie chciałem cię panie niczym obarczać. [jak na mój gust to facet właśnie sam obciął sobie głowę.] - Mówił wyraźnie, chociaż pomiędzy poszczególnymi zdaniami robił krótkie, wypełnione głośnym oddechem pauzy. Ta chwila zdecydowanie nie była odpowiednia. Więcej, był to chyba najmniej dogodny moment na podobne rozmowy, ale Hiroshi musiał się w końcu o tym dowiedzieć. Tym bardziej, że nie zostało już wiele czasu. Skończył mówić. Utkwił spojrzenie swoich małych, czarnych, szpakowatych oczu [do licha, Kandaro, włosy mogą być szpakowate, czyli pokryte siwizną. Nie oczy!] w plecach nieruchomego bratanka i znowu westchnął.
- Panie? - zapytał ostrożnie, kiedy po paru długich chwilach wciąż nie doczekał się żadnej odpowiedzi. Dopiero po powtórnym zawołaniu Hiroshi drgnął, odwrócił się od okna, a niepokorne, rozbiegane myśli, zaczęły powoli wracać na odpowiednie miejsce w jego głowie. Zawstydzony swoim duchowym odlotem, chłopiec po raz kolejny tego dnia poczuł jak palą go policzki. Na szczęście tym razem nie zaczerwienił się.
- Wybacz stryju - zaczął głosem, który kontrolował z bardzo dużym trudem. - Możesz powtórzyć, co mówiłeś? Ja nie słuchałem, przepraszam.
"Źle" - pomyślał samuraj, zanim zabrał się za powtarzanie swojej wypowiedzi - "Bardzo źle, on nie może przepraszać za takie drobnostki. Właściwie nie powinien w ogóle przepraszać, chyba, że zrobiłby coś naprawdę złego. Inaczej mogą być poważne trudności, z utrzymaniem jego władzy nad tym rodem." [kapitalne]

Idzie Ci coraz lepiej, jeśli chodzi o fabułę. Nadal zdarzają Ci się wpadki językowe i interpunkcyjne, nadal zagalopowujesz się przy ilości przymiotników, ale i tak jest już dużo lepiej pod tym względem, niż na początku.

Czekam na ciąg dalszy.
Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 15-12-2011, 16:20
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 15-12-2011, 16:36
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 15-12-2011, 16:42
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 15-12-2011, 22:02
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 15-12-2011, 22:47
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 15-12-2011, 23:06
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 16-12-2011, 00:53
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 16-12-2011, 00:55
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 16-12-2011, 01:20
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 16-12-2011, 17:43
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 16-12-2011, 01:30
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 16-12-2011, 01:37
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 17-12-2011, 01:27
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 20-12-2011, 01:27
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 20-12-2011, 12:11
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 22-12-2011, 02:23
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 24-12-2011, 00:14
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 25-12-2011, 01:07
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 27-12-2011, 01:45
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 29-12-2011, 20:09
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 29-12-2011, 23:09
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 29-12-2011, 23:33
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 30-12-2011, 17:07
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 04-01-2012, 01:38
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 12-01-2012, 01:59
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 15-01-2012, 20:08
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 12-01-2012, 11:52
RE: Opowieści z Kimiro - przez 4710 - 15-01-2012, 20:31
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 15-01-2012, 20:44
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 29-01-2012, 23:50
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 30-03-2012, 22:31
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 27-07-2012, 07:38
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 05-04-2012, 00:29
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 25-07-2012, 00:48
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 27-07-2012, 23:41

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości