Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Opowieści z Kimiro
#17
(22-12-2011, 02:23)Kandara napisał(a): A jednak... Nie potrafię do tego tekstu podejść "na chłodno", tak całkiem bez emocji. Nie mam zamiaru się tym zasłaniać, czy usprawiedliwiać, ale fakt faktem, że ten rozdział chciałam poprawiać sama. Próbowałam całe popołudnie, zrobiłam chyba z dziesięć podejść... Niestety wszystkie one wiązały się z przyśpieszeniem akcji serca, a w konsekwencji rozdygotaniem (pełna powaga, niestety. Persem już wzięłam). Chyba nie jestem normalna.

Rozdział III

........Dni żałoby płynęły nieznośnie wolno. Chociaż pozornie niczym nie różniły się od chwil oczekiwania, to jednak wyczuwało się wyraźną zmianę panujących w twierdzy nastrojów. Napięcie, które towarzyszyło jej mieszkańcom przez całą zimę, [zbędny przecinek] teraz opadło pozostawiając po sobie zmęczenie, rozgoryczenie oraz poczucie ogromnego, bolesnego wręcz niedowierzania przemieszanego z buntem. Ten ostatni zdawał się narastać. Z każdą chwilą, z każdą godziną było go coraz więcej. To przecież nie mogło tak się skończyć! Pan Sugiatni nie miał prawa ginąć w tak okropny, choć honorowy sposób. Nie on! Każdy inny, ale nie on! Po nagłym, gwałtownym ataku zaprzeczania przychodził smutek. Ciche westchnienia, tłumione szlochy służebnych kobiet oraz mężczyzn, napełniły przestrzeń pomiędzy murami twierdzy. Zakłóciły ciszę, zlały się w jedno z modlitwami o pokój duszy poległego wojownika. Modlitwami rozbrzmiewającymi niemal bez przerwy w malutkiej ogrodowej kapliczce, która stała się teraz jakby drugim pokojem pani. [Kapitalny, bardzo klimatyczny akapit. Świetnie dobrałaś słowa, wyrazy ożyły i i płakały wraz z twierdzą. Good Job!Cool]
........Tamao, chociaż nie pozwalała sobie na ronienie łez, od chwili usłyszenia tragicznej wiadomości stała się dziwnie milcząca, jej oczy straciły blask, a twarz zmieniła się w oblicze zmęczonej kobiety. Odziana w białe, żałobne uchikake, pozbawione jakichkolwiek wzroków [nie pasuje mi tu zdrobnienie], ze spiętymi na karku włosami, spędzała tam teraz niemal całe dnie. Robiła co prawda [:/] przerwy na sen i posiłek, jednakże spała niewiele, a jadła jeszcze mniej, przyprawiając tym samym służbę, [zbędny przecinek] oraz rodzinę o dodatkowe zmartwienie.
........- Pani, czy mogę ci przeszkodzić ? - szepcący głos [nieśmiały szept?] wyrwał ją z zamyślania, przerywając tym samym potok modłów wylewający się z bladych[,] nieuszminkowanych, ledwo poruszających się ust kobiety. Zaskoczona drgnęła leciutko i odwróciła się przez ramię w stronę wejścia. Obok jednego z filarów podtrzymujących drewniane zadaszenie stał barczysty mężczyzna [Kandaro, ja odnoszę wrażenie, że oni wszyscy w Twoim świecie tacy są Big Grin Cofnij się tylko do poprzednich rozdziałów...Confused w szarym kosode i białych hakama.
- Tak, Kenshiro-dono [o, tego dodatku nie kojarzę. Co to oznaczało?] - odrzekła spokojnie, tym samym modelowanym głosem, do którego używania dawno już przywykła. Mężczyzna ściągnął z nóg zori [bardzo podoba mi się, że używasz oryginalnych nazw przedmiotów, ubrań, pomieszczeń. To podkreśla orientalny styl tekstu i działa tym samym na jego korzyść. Good Job!], po czym powoli wszedł do wnętrza niskiego, drewniano-papierowego pawilonu, nie większego niż najmniejsza z zamkowych komnat. Białe, przepuszczające światło ściany były zupełnie gładkie i czyste, zaś na podłodze wykonanej [ułożonej]z wąskich, czarnych[,] lakierowanych desek, nie położono tatami. Centrum kaplicy stanowił mały, prosty ołtarzyk, na którym umieszczono kilka gałązek kwitnącej śliwy, oraz dwa zasuszone irysy, mające stanowić ofiarę dla duchów opiekuńczych klanu Sugiatni. Obok nich, po obu stronach niskiego stolika[,] paliły się długie, wąskie kadzidełka. Obłoki białego dymu wiły się miękko ku górze, a następnie rozwiewały w powietrzu, napełniając pomieszczenie ciężkim, oddłużającym [kredyty oddłużenioweHuh ODURZAJĄCYM Wink wręcz zapachem opium. Samuraj przysiadł na piętach obok kobiety, jednocześnie składając jej lekki ukłon, który ona odwzajemniła po przez powolne skinie głowy. [do przeredagowania. Brzmi jak nieheblowana decha]
- Sata skarżyła się, że znowu nie zjadłaś śniadania - podjął Kenshiro, kiedy tylko podniósł głowę.
- Nie byłam głodna - oświadczyła spokojnie dama, patrząc prosto w twarz szwagra.
- Wczoraj wieczorem też ledwo co wzięłaś do ust - w głosie wojownika zabrzmiało coś na kształt powodowanego troską wyrzutu. - I z tego co mi wiadomo przedwczoraj także. Ponadto widać po tobie, że źle sypiasz.
Wdowa po panu Harumi zdawała się wyczuwać jego intencje. Spuściła wzrok, przysłoniła oczy powiekami i wykonując lekki ukłon, rzekła:
- Przecież nic mi nie jest. - Ponownie się wyprostowała. - Nie trzeba się o mnie martwić .
Słysząc to Kenshiro westchnął cicho.
- Obiecałem mojemu bratu, że dopilnuję, abyś była zdrowa. Przyrzekłem mu, że w czasie trwania żałoby zaopiekuję się tobą pani, oraz dziećmi. Tym czasem jestem zmuszony patrzeć, jak powoli się wykańczasz [doprowadzasz się do zguby/upadku].
- Nie potrzebuję opiekuna[.] - Głos Tamao zabrzmiał ostro - Poza tym uważam, panie, iż powinieneś wrócić do drugiego zamku. Pani Emiko musi czuć się bardzo samotna.
- Niedawno wysłałem list, w którym zawiadomiłem ją, że jestem zdrowy, oraz wyjaśniłem jaki obowiązek wobec brata ciąży teraz na mnie. Na pewno to zrozumie.
Spojrzała na niego z jawną przyganą. Nie rozumiała jak on mógł mówić w taki sposób o własnej żonie? Jak mógł oczekiwać czegoś podobnego od kobiety, która nie widziała męża przez całe dwa lata? I dlaczego mówił o tym tak, jakby była to najnaturalniejsza rzecz na świecie? Harumi taki nie był. Chociaż wiele czasu spędzał na wojnie, to jednak nigdy nie zdarzyło się, aby coś zatrzymało go poza domem dłużej niż było to absolutnie konieczne. Nie oczekiwał od niej poświęcenia, którego nie potrafiłaby unieść, ani też nigdy świadomie nie zrobił niczego[,] co mogłoby ją zranić. Tamao w jednej chwili uświadomiła sobie to wszystko z przerażająca jasnością. Wspomnienia powróciły, wypełzły na wierzch z najdalszego schowka umysłu i tylko siła jej woli sprawiła, że nie chwyciły jej za gardło.[Bardzo spodobało mi się to zdanie] "Miałam szczęście" szepnęła w duchu "Miałam naprawdę wielkie szczęście. Zawsze o tym wiedziałam. Wiedziałam, że mam wyjątkowego małżonka. Jednak, mimo wszystko uważam, że po tak długiej rozłące każdy mężczyzna zrobiłby wszystko, aby jak najszybciej wrócić do domu i swojej kobiety. Tym czasem on nie okazywał wcale, jakoby tęsknił za tą, z którą przyszło dzielić mu życie. Wręcz przeciwnie. Dama odniosła wrażenie, że wypowiadał się o Emiko z pewnym lekceważeniem. Chociaż może tylko się jej wydawało? Nie była pewna.
- Pani, nie mogę cię teraz tak zostawić. Gdybym to zrobił, złamałbym własne słowo.
- Zwalniam cię z tego słowa. Naprawdę uważam, że powinieneś być teraz ze swoją żoną. - Wciąż patrzyła na niego spod lekko zmrużonych powiek, a jej głos brzmiał wyjątkowo zimno i władczo. Słysząc słowa bratowej, Kenshiro przypadł twarzą do podłogi.
- Błagam cię, pani - odezwał się lekko stłumionym, uniżonym, chociaż rzeczowym tonem, jaki dumnemu wojownikowi [co? Zjadłaś końcówkę zdania] - Nie odprawiaj mnie, pozwól mi wypełnić swój obowiązek. Proszę cię o to w imieniu mojego brata. Chyba nie sprzeciwisz się woli swego męża? - zapytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi. Jednocześnie jednak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że kobieta ta, może[,] jeśli zechce[,] odrzucić jego opiekę. W końcu ostatni rozkaz pana Harumi skierowany był tylko i wyłącznie do niego, nie do Tamao.
- Chciałby[m] też prosić cię, pani o to, żebyś bardziej uważała na swoje zdrowie. Co by było, gdyby klan stracił i ciebie?
........Przyglądała mu się przez jakiś czas. Nie spodziewała się podobnego obrotu sprawy. Nie chciała przecież obarczać nikogo swoją prywatną żałobą, ani tym bardziej martwić. Właśnie dlatego kontrolowała wszystko, co mogła w swoim zachowaniu kontrolować. Zmuszała się do tych kilku kęsów dziennie, do tych kilku godzin snu. Niestety, jak to zwykle bywa nie mogła na dłuższą metę [ta fraza nie pasuje do całości] walczyć ani z własnym organizmem, ani też tym bardziej z tym nieprzyjemnym, zimnym, szczypiącym uczuciem targającym boleśnie jej duszą. Duszą, która choć tkwiła w tym spokojnym, wyprostowanym i dumnym ciele, to jednak tak naprawdę przepełniona była rozmaitymi uczuciami i odczuciami. Te skrywane głęboko ciągle pulsowały, mieszały się ze sobą, zlewały w jedno, nagle wybuchały i zanikały. Tamao wciąż miała wrażenie, że jakaś dziwna siła rozrywa kruche ściany jej serca, a następnie coś ciężkiego i lepkiego zalewa ją całą. Zupełnie jak wezbrane po ulewnych deszczach wody wielkiej rzeki Aokuyami, zalewają okoliczne pola. [nie zalewaj Wink]
- Przykro mi panie, że utrudniam ci wykonanie zadania. - Ton damy na powrót stał się spokojny, jakby pozbawiony wszelkich emocji. - Proszę wybaczyć mi, że sprawiam takie problemy, ale proszę też o wyrozumiałość.
- Wiem[,] co czujesz. - Kenshiro nadal pozostawał z twarzą przy podłodze. - Ja czuję to samo. Straciłem brata, więcej[,] zmuszony zostałem do ścięcia mu głowy. - W jego słowa wkradła się jakby nuta żalu. - Nigdy tego nie zapomnę. Nie zapomnę wyrazu jego twarzy w chwili gdy mnie o to poprosił. Tego spokoju bijącego z jego oczu, tego poważnego tonu. - Odetchnął głęboko. Świst w jego gardle zdradzał jak bliski był płaczu.
........Na chwilę w kapliczce zapanowała cisza.
- Kenshiro-dono? - Chyba po raz pierwszy widziała go w takim stanie. Oczywiście, wiedziała jak głęboka więź łączyła jej nieżyjącego męża, oraz tego oto klęczącego obok niej mężczyznę. Nigdy jednak nie pomyślałaby, że samuraj z klanu Sugiatni, uzewnętrzni się przed kobietą, która nie była nawet jego kochanką. Tym bardziej, że ona nigdy nie zdecydowałaby się na podobny krok. Tymczasem mężczyzna opanował się. Wyprostował plecy i szerokim rękawem swojej szaty, otarł ostatnie przyczajone w kącikach oczu łzy.
- Nie tylko o tym chciałeś porozmawiać, prawda? - Kolejna dłuższa chwila ciszy została przerwana przez melodyjny, stanowczy głos damy.
- Istotnie. Jest jeszcze coś. Jak wiadomo nasz sojusz z klanem Ashida wygasł w chwili śmierci mojego brata. Pan Akinori na pewno poprosi nas o jego odnowienie, lecz w zaistniałych okolicznościach, nie jestem pewien, czy byłoby to dobrym krokiem.
Spojrzała na niego pytająco.
- Praktycznie rzecz ujmując środkowe tereny naszego kontynentu, uległy już Murahitom. Isamo bez większego trudu zdobył warownię w górach Chunzu, zdobędzie i Erikawę, to więcej jak pewne. A jak już ją zdobędzie, ruszy na zachód. Lepiej więc zamiast wysyłać tam wojska, wzmocnić własną obronę. Lecz, niestety odłoży to w czasie zemstę za śmierć mojego brata, o czym Hiroshi nie chce słyszeć.
- I rozumiem panie, że miałabym go przekonać do twych racji? - zapytała Tamao, lekko unosząc brwi. Ten gest, w połączeniu z chłodnym tonem zdradzał, iż nie podoba się jej to, co właśnie usłyszała.
- Rozumiem twoje opory pani, jednak pragnę zauważyć, że nasz nowy pan wciąż jest dzieckiem. Postępuje więc jak dziecko, kierując się bardziej afektem niż rozumem, dlatego nie dociera do niego, że teraz potrzebujemy przede wszystkim czasu, który możemy zyskać...
- Poprzez wystawienie na pożarcie naszych sojuszników - dokończyła cierpko.
- Byłych sojuszników. Z resztą[,] musimy myśleć o tym, co dla nas najlepsze.
- A nie powinno być odwrotnie? Nie powinniśmy za wszelką cenę starać się, aby Isamo zatrzymał się na przedmurzach Erikawy?
- Z naszymi dzisiejszymi siłami będzie to raczej dość trudne. Zwłaszcza, że Ashida mieli tylko niecałą zimę, na zebranie tego, co jeszcze z nich zostało.
- A Murahito? Oni chyba także nie są niezliczani.
- Zmobilizowali najemników, a poza tym Pan Masahiro zapewnia swojemu bratankowi regularne posiłki. Wieść gminna niesie, że jego prowincja została przerobiona na obóz wojskowy, gdzie każdy[,] nawet byle chłop[,] umie posługiwać się mieczem. Mają więc z czego rekrutować.
Kobieta przez chwilę milczała, a na jej twarzy pojawił się wyraz głębokiej zadumy. Wreszcie powoli skinęła głową.
- Pamiętaj jednak, że decyzja w dalszym ciągu należy do Hiroshiego. I tylko do niego.

*
........Hisako pochylała się nad niskim, dębowym stolikiem. W ręku trzymała pędzel do kaligrafii, który powoli przesuwał się po leżącej na blacie kartce papieru. Grube, niezbyt płynne[,] czarne linie, tworzące poszczególne znaki, powoli układały się w krótki[,] smutny wierszyk. Dziewczyna postawiła kolejną poziomą kreskę, po czym energicznym ruchem odłożyła, a właściwie [wywal] odrzuciła pędzel. Ten upadł na leżącą na podłodze matę, brudząc ją tuszem. Ujęła kartkę w obie dłonie, szybko przeleciała wzrokiem po nakreślonych znakach, a chwilę potem zmięła papier w dłoniach i z westchnieniem irytacji, odrzuciła za siebie. Biała kulka upadła na posadzkę, tuż obok innych podobnych bryłek, których wiele walało się teraz po niewielkim, jasnym pokoiku. Przez pół przeźroczyste, wychodzące na kamienny ogródek białe, przesławne [a czego te ściany dokonały o.O PRZESUWANE?] ściany, wpadały do pomieszczenia promienie południowego słońca. Księżniczka raz jeszcze westchnęła cicho, zanim podniosła pędzel z podłogi i z kwaśną miną sięgnęła po kolejny czysty arkusz. Nie mogła się skupić. Myśli w jej głowie wirowały, mieszały się ze sobą, zmieniały w cały chór przekrzykujących się wzajemnie głosów, prowadzących ze sobą ożywioną dyskusję. Niektóre z nich materializowały się nagle w postaci westchnień, oraz narastającego wzburzenia. Po raz kolejny pochyliła się nad stolikiem, po raz kolejny na białej, czystej papierowej powierzchni pojawiły się nie najzgrabniejsze, delikatnie mówiąc [wywal] czarne kreski.
........Pierwsza córka rodu Sugiatni nigdy nie wykazywała zbyt wielkich uzdolnień w dziedzinie kaligrafii czy poezji. Jej ręce, doskonale przystosowane do trzymania i wymachiwania naginatą, zmieniały się w dwie, odrętwiałe gałązki, ile razy przyszło jej brać w nie przybory do pisania. Oczywiście, ściągała tym na siebie gniew nauczycielki pociągający za sobą rozliczne kary. Niestety, nawet one nie przyczyniły się do wzrostu kaligraficznych zdolności księżniczki. Tym bardziej, iż ona sama zdawała się tym zupełnie nie przejmować. Nigdy nie lubiła tych lekcji. Nie znosiła żmudnych, trwających całymi godzinami ćwiczeń, od których bolał ją kark i nadgarstki, a całe ciało sztywniało z powodu długiego siedzenia w niewygodnej pozycji. Pewnie właśnie dlatego nigdy się do nich specjalnie nie przykładała i teraz przyszło jej za to zapłacić. Bo oto nastał dzień, w którym ta żywiołowa, czarnowłosa nastolatka zapragnęła za wszelką cenę wyrazić swoje przemyślenia i uczucia, [zbędny przecinek] w piękny, poetycki sposób. Przy czym równie mocno zależało jej zarówno na treści, jak i na formie. Niestety. Dziś pisanie szło jej jeszcze gorzej niż zwykle, a to[,] co udało się jej nakreślić, do pięknych rzeczy na pewno się nie zaliczało. Rozbiegane myśli nie pomagały ani trochę niewprawnym, odrobinę roztrzęsionym z powodu złości i smutku dłoniom. W końcu z rezygnacją odłożyła pędzel, a na podłodze wylądowała kolejna pomięta kartka. Z brązowych oczu dziewczyny pociekły łzy. Dlaczego, dlaczego to wszystko tak się potoczyło? Czemu jej ojciec musiał się zabić, a brat przejąć przywództwo nad całą rodziną, oraz wszystkimi wasalami, akurat teraz, kiedy nie jest jeszcze na to gotowy? Objęła się mocno przesuwając palcami po przed ramionach. Zacisnęła powieki. Przez ostatnie dni, na przemian wzbierały w niej żal i wściekłość. Miała wrażenie, że jednocześnie coś bardzo mocno ściska jej serce, próbuje rozerwać je na strzępy, kąsa i drapie, zadając jej przy tym potworny, niemal fizyczny ból. Czuła jak stopniowo pękają w niej kolejne tamy, przez które przewalał się wartki strumień jakieś gęstej, chłodnej mazi. Przelana maź momentalnie wysychała, tworząc wokół duszy dziewczyny twardą niby kamienną powłokę, w której gładką powierzchnie[ę] wciąż uderzały kolejne fale nieprzyjaznych, destrukcyjnych uczuć. Podciągnęła kolana pod klatkę piersiową i wtuliła w nie twarz. Dawno nie czuła się tak źle, nie odczuwała podobnych emocji, a krew w jej żyłach nigdy tak gwałtownie nie pulsowała. Tłumiona dotychczas złość stopniowo narastała. Powoli ogarniała cały umysł dziewczyny, odbierała zdolność logicznego rozumowania, zaciskała mocno nie tylko jej pięści, ale także zęby. Gniew ten [wywal] ewoluował dalej, z gwałtownej, odczuwanej w przypływie chwili wspomnień emocji, zmieniał się w jednolitą srogą nienawiść. Ta zaś sprawiała, że w brązowych[,] figlarnych oczach młodej księżniczki, pojawiał się lodowaty, złowieszczy blask. Nigdy nie należała do osób szczególnie pokornych, nie zamierzała biernie podawać się losowi, czekać na to, co on przyniesie. Teraz także nie chciała siedzieć bezczynnie w tym pokoju, ani też oddawać się zwyczajowej żałobie i modlitwom. O wiele bardziej wolałaby wepchnąć swoje tanto prosto w gardło wrogiego generała. Niestety, tego właśnie zrobić nie mogła, a przynajmniej jeszcze nie teraz. Mimo to, jak tylko myśli dziewczyny zwróciły się w stronę postaci Isamo, wszystkie jej mięśnie napięły się w nagłym przypływie chęci mordu. Och! jaka szkoda, że urodziła się dziewczyną. Istotą z założenia słabszą i jakby stworzoną do uległości, kimś, kto musi czekać na decyzje innych, nie mogąc przy tym powiedzieć słowa sprzeciwu. Kimś, kto nie może oficjalnie wygłosić swojego zdania, kimś, kto praktycznie nie liczył się w oficjalnym życiu politycznym, chyba, że inni zadecydowali inaczej.
........Z pasją uderzyła dłonią w podłogę, jednocześnie przeklinając w duchu wszystkie wojny świata oraz przy okazji ten okropny kodeks honorowy, któremu jej rodzina zawsze była tak wierna. I oto co ich za tę wierność spotyka. Jakie to wszystko jest niesprawiedliwe! Niespodziewanie poczuła jak jakaś wielka gula staje jej w gardle, oczy napełniają się łzami, a usta otwierają się w spazmatycznym, stłumionym krzyku. Nawet nie próbowała z tym walczyć, po prostu posłuszna rozkazowi własnego ciała osunęła się na ziemię, zwinęła w kłębek i zaczęła głośno płakać. Żal, gniew i bezsilność wreszcie zdołały ją pokonać, sprowadzając na nią nie tylko łzy, ale też zmęczenie. To wszystko sprawiło, że pomiędzy światem, a młodą księżniczką utworzyła się jakaś dziwna, półprzepuszczalna bariera. Bariera, która odbiła wszelkie dźwięki, stłumiła wszystkie pozostałe bodźce, sprawiając, że dla lezącej bezwładnie na podłodze dziewczyny czas jakby się zatrzymał.

*
........Usłyszała coś. Niewyraźny, cichy dźwięk, tak podobny do dochodzącego z oddalali ludzkiego głosu, w którym słów jeszcze nie da się rozróżnić. Poczuła ziemny podmuch marcowego wiatru i odruchowo skuliła się jeszcze bardziej, instynktownie przesunęła dłońmi po ramionach, aby je rozgrzać. Nadal płakała. Łzy obficie płynęły jej po policzkach, a opuchnięte gardło sprawiło, że przełykanie stało się nieznośnie bolesne. Otworzyła usta, aby zaczerpnąć powietrza, a wówczas zaniosła się lekką czkawką. Podźwignęła się do pozycji siedzącej [usiadła]. Zimno wokół niej wciąż narastało, dziewczyna czuła jak cała pokrywa się gęsią skórką. Wciąż rozcierała ramiona dłońmi, mając głowę wtuloną po między barki, nogi podciągnięte do klatki piersiowej. Siedziała nieruchomo z zamkniętymi oczami, zwrócona plecami do drzwi wychodzących na ogród.
........Nie mogła więc zobaczyć jak jedna z tych papierowych ścianek odsuwa się powolutku, a do pomieszczenia wkracza jakaś mglista postać. Nie mogła nic usłyszeć, gdy tamta bezszelestnie zbliżyła się do niej i wbiła w swój wzrok w plecy nastolatki. Zimno wzmogło się jeszcze bardziej, Hisako zaszczękała zębami, ale nie poruszała się. Stojąca za nią postać położyła dłonie na jej ramionach. Lodowaty dreszcz wstrząsnął całym ciałem dziewczyny, sprawił, że drgnęła gwałtownie i podskoczyła w miejscu.
- Hisako-chan.
Na dźwięk tego głosu jakby zamarła, na chwilę zapominając o wszystkim, także o panującym w pokoju chłodzie. Powoli obróciła głowę i przesunęła w górę prawą dłoń, aby dotknąć palców tego, kto znajdował się za nią.
- Ojcze - szepnęła i otworzyła oczy. Szybko jednak zamknęła je z powrotem i przerażona poderwała się na równe nogi. Oto miała przed sobą, wysokiego, barczystego mężczyznę [Kandaro, Ty wiesz już co Wink], w białej jedwabnej, pobrudzonej zakrzepłą krwią szacie. Z rozciętego brzucha zjawy wysypywały się wnętrzności, a głowa przyczepiona do szyi jedynie cieniutkim pasmem skóry, opadała smętnie na piersi. Czarne, splątane włosy zasłaniały twarz. W jednej chwili dziewczyna poczuła jak robi się niedobrze, jak opuszcza ją cała odwaga. Oddech nagle przyśpieszył, a ciało wzdrygnęło się z obrzydzeniem, jednocześnie wykonując gwałtowny skręt, celem uwolnienia się z uścisku upiora. Na próżno. Zimne, niematerialne palce coraz mocniej zaciskały się na ramionach księżniczki, obierały jej siły. Stopniowo ogarniała ją coraz większa słabość, ale mimo to, nie zaprzestała walki. Rozpaczliwie szarpnęła się, rzuciła do przodu, otworzyła szeroko usta. Zachłysnęła się nadmierną ilością powietrza, która dostała się do jej ciągle zbyt spuchniętego gardła, wydając z siebie, cichy, urywany krzyk przerażenia.

*
........- Hisako-dono! - Głos dochodził do niej jakby z oddali, jakby ze snu.
- Hisako! - Wołanie powtórzyło się. Tym razem usłyszała je nieco wyraźniej. Poczuła, że ktoś potrząsa nią nerwowo. Z trudem rozwarła sklejone ciężką, gęstą mazią [za dużo mazi w tak krótkim tekście. Poszukaj sobie...] powieki. Wydała z siebie ciche westchnienie. Nie od razu dotarło do niej co się stało, niepewnie rozejrzała się po pomieszczeniu, jakby nie wiedziała gdzie jest. Obraz wciąż jeszcze był zamazany, a sylwetka pochylającego się nad nią wysokiego, barczystego mężczyzny zamajaczyła niczym duch. Jego ciche słowa nadal zdawały się dochodzić z oddali, lub za grubej zasłony, lecz umysł dziewczyny zaczynał już powoli kojarzyć poszczególne fakty.
- Stryju - jęknęła zachrypniętym, nabrzmiałym od płaczu tonem. - Co ty tutaj robisz?
- Przechodziłem obok i usłyszałem jak krzyczałaś przez sen - wyjaśnił uprzejmie samuraj, przyciągając bratanicę do siebie. Dopiero teraz pojął jak bardzo była rozdygotana. Zadrżała lekko w jego ramionach.
- Już dobrze - powiedział uspokajająco. - Powinnaś się położyć. Masz gorączkę. Zawołam twoją służącą...
........Nieoczekiwanie księżniczka odwzajemniła uścisk, mocno zaciskając dłonie na plecach mężczyzny. Wręcz wbiła palce w materiał jego szarej szaty.
- Proszę, zostań chwilę ze mną - wyduszała wciąż jeszcze nie swoim głosem - To... naprawdę było straszne.
- Ale co? - dopytywał się cierpliwie Kenshiro.
Westchnęła cicho, oderwała się od stryja, a on pomógł się jej ułożyć na podłodze.
- Nieważne - skwitowała krótko - To był tylko sen- podsumowała już swoim zwykłym głosem.


łał.
Tekst wywołuje emocje, widać, że nad nim pracowałaś. Czytałam z zapartym tchem. Och i ach Wink

A teraz nie obrastaj w piórka i wstawiaj następną część :*
Marks BorderPrincess napisał(a):Kto tam był sędzią, bo czegoś nie czaje. Skoro Laik zaledwie kopnął w udo, a Andrzej trafił z pięści w twarz, to czemu Laik wygrał turniej?

Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 15-12-2011, 16:20
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 15-12-2011, 16:36
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 15-12-2011, 16:42
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 15-12-2011, 22:02
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 15-12-2011, 22:47
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 15-12-2011, 23:06
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 16-12-2011, 00:53
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 16-12-2011, 00:55
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 16-12-2011, 01:20
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 16-12-2011, 17:43
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 16-12-2011, 01:30
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 16-12-2011, 01:37
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 17-12-2011, 01:27
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 20-12-2011, 01:27
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 20-12-2011, 12:11
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 22-12-2011, 02:23
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 24-12-2011, 00:14
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 25-12-2011, 01:07
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 27-12-2011, 01:45
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 29-12-2011, 20:09
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 29-12-2011, 23:09
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 29-12-2011, 23:33
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 30-12-2011, 17:07
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 04-01-2012, 01:38
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 12-01-2012, 01:59
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 15-01-2012, 20:08
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 12-01-2012, 11:52
RE: Opowieści z Kimiro - przez 4710 - 15-01-2012, 20:31
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 15-01-2012, 20:44
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 29-01-2012, 23:50
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 30-03-2012, 22:31
RE: Opowieści z Kimiro - przez kapadocja - 27-07-2012, 07:38
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 05-04-2012, 00:29
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 25-07-2012, 00:48
RE: Opowieści z Kimiro - przez Kandara - 27-07-2012, 23:41

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 3 gości