13-11-2016, 16:04
Bądźmy szczerzy. Pretekst do niepisania zawsze można znaleźć. I to łatwo, nawet całkiem realny i szczery.
Mam powody by być coraz bardziej zmęczony, sfrustrowany i wściekły z powodu przeszkód do realizacji rozwoju pisania i wynikających stąd konkretnych efektów. Zwłaszcza że trwa to już b.długo!
Nie macie czasu by pracować? Brak oryginalnych pomysłów i w ogóle jakichkolwiek pomysłów? Macie pomysły, ale nie wiecie jak ubrać je w słowa?
Obojętność, dezaprobata otoczenia, które ma na to własne rady? Oceniający wasze prace ("krewni i znajomi królika") z grzeczności ograniczają się do zdawkowych ocen typu "podoba mi się". Bo nie wypada im być szczerymi? Albo wpierw sami proszą o lekturę a potem, na pytanie o wrażenia odpowiadają "A! Sorry, zapomniałem".
Cenione pismo informuje na swej stronie że możecie spodziewać się odpowiedzi na nadesłane utwory najpóźniej po dwóch miesiącach? A tak naprawdę trzeba aż dzwonić by uprzejmy pan redaktor rzekł Wam że jednak nie, bo chętnych do laurów jest mnóstwo? Czyli ktoś ma was "gdzieś", bo mu się nie tekst podoba? Bo prawdopodobnie nie jesteście renomowanymi twórcami z którymi nie opłaca się nie liczyć?
To w końcu niewiara we własne, choćby potencjalne zdolności?
Trudniej znaleźć powody by pisać, zwł. wbrew kłodom pod nogami?
W skrócie: w miarę świadom własnych uczuć, w/w przeszkód nie poddaję się. Wbrew temu wszystkiemu. Nawet wbrew okresowym stanom najgorszego zwątpienia i pesymizmu. Naprawdę!
Ustaliłem sam ze sobą że codziennie siadam przed ekran, lub z kartką i ołówkiem i piszę. Minimum kwadrans, ostatecznie pięć minut. Nie krócej, choćbym padał na twarz mając inne sprawy na głowie! Śmieszne?
Tylko dwa razy miałem niemal w całości gotowy pomysł na utwór. Zazwyczaj jest to zbieranie drobnych okruchów pomysłów na fabułę, pojedyńczych zdań. Natychmiast zapisuje je w notesie, by mi nie uciekły. Z nich po pewnym, czasem dłuższym czasie rodzi się wyraźny pomysł. To tak jakbym odnajdywał zgubione elementy układanki, nawet gdy na początku nie pasują do siebie. Tak zyskałem niemal gotowe parę utworów.
Czasem trudno znaleźć odp. słowa na pomysł, więc zapisuję go choćby w b.topornej formie. Piszę, co mi ślina przyniesie na język. Czekam pewien czas, po czym szukam dla niego lepszego wyrazu.
Mam powody by być coraz bardziej zmęczony, sfrustrowany i wściekły z powodu przeszkód do realizacji rozwoju pisania i wynikających stąd konkretnych efektów. Zwłaszcza że trwa to już b.długo!
Nie macie czasu by pracować? Brak oryginalnych pomysłów i w ogóle jakichkolwiek pomysłów? Macie pomysły, ale nie wiecie jak ubrać je w słowa?
Obojętność, dezaprobata otoczenia, które ma na to własne rady? Oceniający wasze prace ("krewni i znajomi królika") z grzeczności ograniczają się do zdawkowych ocen typu "podoba mi się". Bo nie wypada im być szczerymi? Albo wpierw sami proszą o lekturę a potem, na pytanie o wrażenia odpowiadają "A! Sorry, zapomniałem".
Cenione pismo informuje na swej stronie że możecie spodziewać się odpowiedzi na nadesłane utwory najpóźniej po dwóch miesiącach? A tak naprawdę trzeba aż dzwonić by uprzejmy pan redaktor rzekł Wam że jednak nie, bo chętnych do laurów jest mnóstwo? Czyli ktoś ma was "gdzieś", bo mu się nie tekst podoba? Bo prawdopodobnie nie jesteście renomowanymi twórcami z którymi nie opłaca się nie liczyć?
To w końcu niewiara we własne, choćby potencjalne zdolności?
Trudniej znaleźć powody by pisać, zwł. wbrew kłodom pod nogami?
W skrócie: w miarę świadom własnych uczuć, w/w przeszkód nie poddaję się. Wbrew temu wszystkiemu. Nawet wbrew okresowym stanom najgorszego zwątpienia i pesymizmu. Naprawdę!
Ustaliłem sam ze sobą że codziennie siadam przed ekran, lub z kartką i ołówkiem i piszę. Minimum kwadrans, ostatecznie pięć minut. Nie krócej, choćbym padał na twarz mając inne sprawy na głowie! Śmieszne?
Tylko dwa razy miałem niemal w całości gotowy pomysł na utwór. Zazwyczaj jest to zbieranie drobnych okruchów pomysłów na fabułę, pojedyńczych zdań. Natychmiast zapisuje je w notesie, by mi nie uciekły. Z nich po pewnym, czasem dłuższym czasie rodzi się wyraźny pomysł. To tak jakbym odnajdywał zgubione elementy układanki, nawet gdy na początku nie pasują do siebie. Tak zyskałem niemal gotowe parę utworów.
Czasem trudno znaleźć odp. słowa na pomysł, więc zapisuję go choćby w b.topornej formie. Piszę, co mi ślina przyniesie na język. Czekam pewien czas, po czym szukam dla niego lepszego wyrazu.