Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Szymon i Rubens, część 1
#1
Szymon urodził się jako pierwsze dziecko i wszystko wskazywało na to, że pozostanie jedynakiem. Rodzice pracowali, ojciec często przebywał poza domem niemal do wieczora, dorabiał też w soboty, jego żona poświęcała zarabianiu pieniędzy czterdzieści godzin w tygodniu. Ulegli presji społecznej i przekonaniu, że w życiu chodzi przede wszystkim o pieniądze, dzięki którym nabywają kolejne przedmioty albo odkładają na poważniejsze zakupy, na przykład dom lub lepszy samochód.
Szymona kochali, jednak miłość rozumieli jako konieczność zgromadzenia kapitału na „dobry start” dla syna i zapewnienie mu wygodnych warunków do rozwoju. Nie do końca wiadomo, o jaki rozwój chodziło.
Skutkiem takiego podejścia było osamotnienie dziecka w pierwszych latach życia. Często przebywał u dziadków. Ci karmili go, poili, czasem poświęcali pół godziny na wspólną zabawę, ale nie więcej. Babcia z zapałem oddawała się staromodnemu zajęciu – dzierganiu na drutach. Specjalizowała się w szalikach, całe metry powstawały nawet w środku lata. Kiedy Szymon poszedł do przedszkola, ich zapas był już na tyle pokaźny, że mógłby co tydzień zakładać nowy i nie zabrakłoby aż do matury.
Jako czterolatek po raz pierwszy usłyszał głos Rubensa. Imię nowego przyjaciela znał od samego początku, chociaż nie przypominał sobie, by ten się przedstawił. Jako małe dziecko traktował uwagi niewidzialnego kolegi zupełnie naturalnie. Skąd miał wiedzieć, że jest w tym coś dziwnego? Rubens wiele razy podpowiadał mu, jak ułożyć klocki, albo tłumaczył, co dzieje się na książkowych ilustracjach.
Wszyscy zachwycali się małym Szymkiem, jak wspaniale potrafi bawić się sam, przez wiele godzin, i nie widać po nim żadnego znudzenia.
Na początku Rubens nie odzywał się kiedy Szymek miał zajęcie, na przykład rozmawiał z dziadkiem albo bawił z kolegami w przedszkolu. Dopiero w chwilach samotności, gdy w dziecięcej głowie zaczynała kiełkować nuda, niezawodny przyjaciel proponował ciekawą zabawę lub opowiadał fascynującą historię. Znał odpowiedzi na większość pytań, a trzeba przyznać że chłopiec miał w sobie dużo ciekawości świata. Nic nie wprowadzało Rubensa w konsternację, ani zagadnienie dlaczego Słońce świeci jaśniej niż Księżyc, ani dlaczego woda jest mokra.
Przez dwa lata Szymon rozmawiał z Rubensem częściej niż z rodzicami, traktując go jak członka rodziny. Po tym czasie zorientował się, że taki rozmówca nie jest czymś pospolitym i jego koledzy nie znają tego rodzaju przyjaciół.
Ciekawe, czy rodzice też słyszą podobne głosy?
Szymon powiedział mamie o Rubensie. Spojrzała uważnie i spokojnie zapytała:
- Często go spotykasz?
Odparł, że codziennie, choć tak naprawdę to go nie spotyka, bo nawet nie wie, jak wygląda. Po prostu słyszy jego głos i może z nim rozmawiać. Oczywiście też nie rozmawia naprawdę, tylko myśli co chce powiedzieć a Rubens odpowiada. Słyszy go, chociaż nie mówi. Obaj nic nie mówią.
Mama zareagowała na ten wywód, jak na kobietę przystało:
- Nie rozumiem. Chyba zmyślasz.
- Mówię prawdę – odparł sześcioletni Szymon z przekonaniem.
- Obawiam się, że twoja mama nie będzie mogła we mnie uwierzyć – rzekł Rubens.
- Słyszałaś? - zapytał radośnie Szymon, co tylko pogorszyło sprawę, bo mama zaniepokoiła się i zdecydowała, że nazajutrz pójdą do lekarza. Przez to nie poszedł do zerówki i przez cały dzień nie widział swojej dziewczyny, Beatki. Wszystko przez mamę. W dodatku lekarz był bardzo męczący i wypytywał go o niewidzialnego kolegę, jakby sam chciał go spotkać. Szymon gubił się w zeznaniach aż w końcu szeptem okłamał doktora:
- Przecież ja tylko tak udaję, żeby tata zrobił mi braciszka. Podobno potrafi.
Po tym oświadczeniu lekarz wyraźnie odetchnął i Szymon niebawem wrócił do domu, razem z uśmiechniętą mamą.
- Wygląda na to, że nasza znajomość musi pozostać tajemnicą – rzekł Rubens, kiedy Szymon już leżał, a w telewizji kończyła się ostatnia bajka o niedźwiedziu w wielkim niebieskim domu. - Będzie lepiej, jeśli nie powiesz o mnie kolegom w przedszkolu. Nawet Beatce.
- Dlaczego?
- Jeśli wygadają się przy mamie, znowu będziesz musiał iść do doktora.
- Masz rację. Nikomu nie powiem – obiecał Szymek. Po chwili zapytał: - A będę mógł cię kiedyś zobaczyć?
- Nie. Nie mogę wyjść z twojej głowy. Wyobrażaj mnie sobie jak chcesz.
- No dobra.
Nadszedł czas szkoły podstawowej. Szymon okazał się dobrym uczniem, uwielbiał czytanki, wyobrażał sobie każdy opis, traktował je jak prawdziwe przygody. Rubens śmiał się, że może w przyszłości zostanie pisarzem.
- A kto to taki?
- Człowiek, który wymyśla inny świat, a potem go opisuje słowami i można o tym świecie poczytać, poznać bohaterów i ich zabawy.
- To jest prawdziwy świat?
- Oczywiście. Książka jest jak drzwi, które otwierasz i wchodzisz do środka.
Szymon lubił też zajęcia z przyrody, zapamiętywał nazwy roślin i zwierząt, bez trudu rozpoznawał je na zdjęciach i rysunkach, nawet te rzadko spotykane. Nauczycielki były zachwycone, widząc prawdziwe zaangażowanie u dziecka. Nie uczył się na pamięć, pod presją rodziców. Lubił to, w dodatku dysponował jak na swój wiek bogatym słownictwem. Kilkuletnie konwersacje z Rubensem zaczynały przynosić owoce.
Słabiej radził sobie z matematyką. Dodawanie i odejmowanie opanował, ale kiedy zaczęli poznawać inne działania, Szymek pogubił się i musiał liczyć na niewidzialnego pomocnika. Potem doszły zbiory, figury geometryczne, gdzie zupełnie nie potrafił utrzymać skupienia, po prostu nie sprawiało mu radości rozwiązywanie zagadek liczbowych ani żadnych innych związanych z matematyką. Po raz pierwszy poczuł do czegoś niechęć, tymczasem zmuszano go, by pokonywał kolejne stopnie matematycznego wtajemniczenia.
Rubens dwoił się i troił, ale nie potrafił wzbudzić w dziecku zainteresowania tą dziedziną. Pomagał jak mógł, podpowiadał przy odrabianiu lekcji, był naprawdę niestrudzonym korepetytorem. Mimo to Szymek wstawał w połowie zadania i sięgał po atlas zwierząt, lub bajkę. Pozwalało mu to zapomnieć o liczeniu. Później jednak klasówka okazywała się prawdziwą bitwą, z której chłopiec wychodził poraniony i umęczony, zostawiając za sobą zgliszcza cyfr i nienaruszone zasieki umocnień arytmetycznych.
Kilka razy podczas sprawdzianu prosił Rubensa, by podyktował rozwiązanie, ten jednak odmawiał. Twierdził, że byłoby to oszustwo. To prawda, że zmuszanie dzieci do uczenia się rzeczy nie budzących żadnego zainteresowania to marnowanie ich czasu, ale koledzy również musieli znosić cierpienia na tym przedmiocie. Jedyne, czym mogli sobie pomóc, to umiejętnie sporządzonymi ściągawkami. Tą metodę co prawda trudno nazwać uczciwą, ale przynajmniej każdy mógł ją stosować.
Szkoła oprócz drobnych radości i trosk, przyniosła również problemy. Szymon miał szczęście i trafił do dobrej klasy, niestety na przerwach i poza terenem szkoły trudno uniknąć spotkań z łobuzami, którzy od najmłodszych lat są agresywni. Kilka razy doszło do szarpaniny, a ponieważ Szymek był drobnej postury, zazwyczaj to on lądował na ziemi. Tracił wtedy humor na cały dzień. Rubens polecił, by opowiedział wszystko rodzicom.
- Mam skarżyć na tych... - szukał odpowiedniego słowa - ...głupków?
- Ich zachowanie jest dużo gorsze niż skarżenie. Musisz powiedzieć.
Po interwencji ojca zostawili go w spokoju, ale nie przepuścili żadnej okazji, by wytrącać go z równowagi słowami. Za namową Rubensa nie reagował, a nawet udawał, że ich zachowanie jest dla niego przykre. Mieli satysfakcję a Szymon nie brał udziału w bójkach.
Któregoś dnia, w czwartej klasie, jeden z kolegów szepnął mu do ucha:
- Mam fajki. Zabrałem rodzicom.
Tomek był wesołym i bardzo śmiałym dzieckiem, rwał się do wszystkiego pierwszy. Szymek go lubił, zaskoczyła go jednak ta propozycja. Papierosy. Niezdrowe, zabójcze, o tym wszyscy wiedzieli. Jednocześnie był to rekwizyt przypisany dorosłym, oni mogli zapalić bez strachu, że ktoś im zwróci uwagę. Dzieci miały zakaz, nawet pod groźbą nagany w szkole, nie wspominając o reakcji rodziców.
Postanowili zapalić poza szkołą, w drodze do domu, nadkładając nieco drogi by przejść pomiędzy garażami. To najspokojniejsze miejsce w okolicy, od czasu do czasu ktoś wyjeżdża samochodem, poza tym jest pusto. Miło czuć w tym wieku ów dreszczyk emocji, kiedy robimy coś z długiej listy zakazów. Emocje są większe, jeśli mamy opinię rozsądnego młodego człowieka. Kiedy Tomek wyjął paczkę i sięgnął po zapałki, trzęsły mu się ręce. Podał papierosa Szymonowi, sam też wziął jednego. Zapalili. Bali się zaciągać, i tak dym gryzł w gardło.
Nagle usłyszeli nadjeżdżający samochód. Z luźnymi plecakami, papierosami w palcach, uciekali jak przestępcy z miejsca zbrodni. Za następnym rzędem garaży rosły wysokie krzewy, weszli pomiędzy nie. Znaleźli duży głaz, niczym stół, wokół jakieś wiadra, plastikowe koszyki, wszystko co mogło służyć jako odpowiednik krzesła. Całkiem przytulne miejsce. Pewnie odwiedzali je miejscowi pijaczkowie, bo w pobliżu zobaczyli kilka butelek, od półlitrówek aż po malutkie, które można schować do kieszeni. Tutaj dokończyli palenie.
- I co? - zapytał Tomek.
Prawdę mówiąc, z całej przygody to Szymonowi najbardziej podobała się ucieczka i ta kryjówka. Palenie mniej.
- Bardzo słusznie – odezwał się Rubens, po czym skrytykował zachowanie Szymka. Wieczorem urządził mu niezwykły pokaz. Kiedy chłopiec już leżał, Rubens przedstawił wizję płuc, kiedy odkładają się w nich zanieczyszczenia. Było to niczym film w przyspieszonym tempie, kilka lat na minutę. Szymon widział żyjące, poruszane oddechem płuca, jakby ktoś wyjął je z człowieka. Ciemniały. Zaczynały lśnić strużkami czarnej cieczy. Mógł też widzieć ich wnętrze.
Po pewnym czasie poruszały się słabiej, czasami tylko dygotały, jakby ich właściciel kaszlał. Brud przemieszczał się, ale nie miał już miejsca. Zapchał sporą część narządu. Zaawansowany palacz czuje się, jakby w powietrzu spadł poziom tlenu, bo nie jest w stanie przyswajać go w odpowiedniej ilości. Przyzwyczaja się do cierpienia i zapomina, jak wspaniale było wcześniej.
Wyobrażenie podsunięte przez Rubensa wywołało oczekiwany efekt, ale aby nie ulec pokusie, Szymon musiał zająć się czymś, znaleźć pasję. Nigdy nie przepadał za muzyką, może dlatego, że trafił w kiepski czas, kiedy jego rówieśnicy słuchali wyjątkowo słabych rapowych krzykanek. Trzeba zatem postawić na sport. Niejednego już uratował od zejścia na złą drogę.
- Zapisz się do drużyny piłkarskiej w szkole – zaproponował Rubens.
- Nie gram zbyt dobrze.
- Czuję, że masz ukryty talent. Pamiętaj, że siedzę w twojej głowie i nieraz widzę więcej, niż ty sam. Dlatego podpowiadam, Szymonie: możesz być świetnym bramkarzem.
- Nikt nie chce bronić. Zawsze się o to kłócą.
- Tym łatwiej się załapiesz!
Rubens trafił w sedno. Przyjęli go do drużyny na próbę. Nie znał większości chłopaków grających w szkolnej lidze, poza tym nawet jak na najniższą kategorię wiekową był dość drobny i patrzyli na niego krytycznym okiem. Do czasu, aż zaczął bronić. Posiadał jakiś tajemniczy zmysł, który pozwalał mu bezbłędnie ocenić tor lotu piłki ułamek sekundy po tym, jak napastnik posyła ją w stronę bramki. Popisowym numerem Szymona stało się nie reagowanie, kiedy był pewny że piłka nie trafi do bramki. Koledzy krzyczeli, byli przekonani, że tracą gola, a on nawet nie patrzył za siebie. Kiedy było to konieczne, rzucał się i wybijał piłkę, broniąc najprecyzyjniejsze strzały. Nie popełniał błędów, jeśli padał gol, to zawsze przez nieodpowiednie ustawienie obrońców, najczęściej gdy miał naprzeciw siebie dwóch napastników. Wtedy trudno uniknąć straty bramki.
Nieraz najgłośniej dopingował Rubens, ale nikt go nie słyszał oprócz Szymona.
Sportowe sukcesy dały mu dużo pewności siebie, co też zauważyli rodzice. Mógł już nosić przy sobie klucz do mieszkania, oczywiście po wysłuchaniu długiej mowy na temat niebezpieczeństw czyhających na każdym kroku i ogromnej odpowiedzialności.
Tymczasem mama zachorowała, po kilku miesiącach okazało się, że nie może już pracować i będzie przebywała w domu. Niezwykła zmiana. W dodatku wbrew pozorom pozytywna, Szymek często przez wiele lat czuł się samotny, kiedy musiał przebywać u dziadków albo wracał do pustego domu. Niezastąpiony był w takich sytuacjach Rubens. Jednak tak naprawdę dopiero teraz poczuł, jak to jest wracać do domu, nie do pustych ścian. Do zapachu obiadu, smaku herbaty, rozmowy o tym, jak minął dzień w szkole. Mama też odnalazła się w zajęciach domowych i chyba nawet myślała, czy nie zmarnowała wielu lat, poświęcając tyle czasu pracy zarobkowej. Może nie, Szymon rozwijał się prawidłowo, finansowo rodzina stała dobrze. Nadszedł jednak czas normalności.
Szymek długo pielęgnował swoje zainteresowania, dość dużo czytał, regularnie grał, miał dobre stopnie (pomijając przedmioty ścisłe) i nie przysparzał wielu kłopotów. Natury jednak nie sposób oszukać - i jego wkrótce dopadły demony dojrzewania. Poczuł, jak niszczycielską siłą są dziewczyny, samą swoją obecnością potrafią odciągnąć człowieka od wielu do niedawna ważnych spraw. Jest coś w opiniach przeciwników koedukacji. Bardzo trudno zostać wielkim uczonym, kiedy wokół mnóstwo panienek i ich małych problemów. Czy ktoś już postawił tezę, że cywilizacja Zachodu tak skarlała, bo mężczyźni kształcą się w obecności kobiet?
Im więcej Szymon myślał o koleżankach, tym bardziej zanikały jego zainteresowania. Niespodziewanym efektem dojrzewania stało się też stopniowe oddalanie Rubensa. W ciągu kilku miesięcy jego „wizyty” od codziennych przekształciły się w cotygodniowe, a wkrótce zniknął zupełnie. Zasmuciło to Szymona, lecz nie na długo. Dzieciństwo odchodziło w przeszłość, a wraz z nim świeża wyobraźnia i niewidzialny przyjaciel. Tak widać musiało być.
Powoli wkraczał w dorosłość, świat prosty, mniej barwny, groźniejszy i niedoskonały.
Znalazł się na rozstaju. Mógł spróbować ocalić w sobie chłopca, zachować naturalną radość istnienia, mógł też wejść na wydeptaną ścieżkę męskich stereotypów, gdzie radość, a raczej jej namiastka, jest uzależniona od osiągania kolejnych narzuconych sobie celów i podtrzymywania wizerunku – maski, który nie wynika z naszego prawdziwego charakteru. Prawie każdy wybiera to drugie rozwiązanie.
Odpowiedz
#2
Cytat:Na początku Rubens nie odzywał się, kiedy Szymek miał zajęcie, na przykład rozmawiał z dziadkiem albo bawił z kolegami w przedszkolu.
Przecinka brakuje.

Cytat:- Przecież ja tylko tak udaję, żeby tata zrobił mi braciszka. Podobno potrafi.
Dobre.Wink Wygląda na pomysł Rubensa, hehe.

Cytat:Mimo to Szymek wstawał w połowie zadania i sięgał po atlas zwierząt, lub bajkę.
A tu z kolei przecinek niepotrzebny.

Cytat: Później jednak klasówka okazywała się prawdziwą bitwą, z której chłopiec wychodził poraniony i umęczony, zostawiając za sobą zgliszcza cyfr i...
Podoba mi się ta metafora.

Cytat:Poczuł, jak niszczycielską siłą są dziewczyny, samą swoją obecnością potrafią odciągnąć człowieka od wielu do niedawna ważnych spraw.
Święte słowa.Big Grin

Z łapanki tyle.

Na początku odniosłem wrażenie, że za wiele tłumaczysz. Osobiście wywaliłbym wszystko od słów "Ulegli presji społecznej" do "...było osamotnienie dziecka w pierwszych latach życia." Wydaje mi się, że po pierwsze - nie ma co myśleć za czytelnika, niech sam wyciągnie wnioski, a po drugie - oczywistości i to dość często spotykane. Czyli tu bym na początku lekko przyhamował z objaśnieniem dokładnym co, jak, dlaczego. Zarys sytuacji mówiłby też sam za siebie.

Bardzo mi się spodobał opis tej scenki, gdy chłopcy palą pierwszą fajkę, wyszło bardzo naturalistycznie. Z tymi płucami potem też niezły motyw - podobał mi się. Jednak największe brawa za końcowe przemyślenie - fajne i głębokie - oraz postać Szymka. Wyszedł Ci wiarygodny bohater.

Rubens napawa mnie niepokojem, taki typ jakby to ująć "za bardzo do przodu". Czuję, że niezłe z niego ziółko i jeszcze da o sobie znać.Smile

Plusy:
- bohaterowie
- scena z fajkami
- ogólnie jest wiarygodnie
- niepokój, co do tego, co dalej
- miejscami fajnie "filozofujesz", podoba się

Minusy:
- głównie początek i to objaśnianie, takie prowadzenie czytelnika za rączkę trochę
- jakieś drobiażdżki w łapance

Możliwe, że troszkę przesadziłeś z "piłkarskimi opisami". Ja nożną lubię, także mi nie przeszkadzało, ale jak kogoś to nie interesuje, to może się znużyć tym fragmentem o bronieniu. Nie wiem, może ktoś się wypowie.Smile

Ocenię całościowo, czekam na dalsze części.

Pozdrawiam!Smile
Odpowiedz
#3
Nie trzeba przekonywać, że to oklepany pomysł. Tym wyżej stoi poprzeczka, by napisać to ciekawie. Leci tu cały znany nam/przychodzący na myśl schemat, punkt po punkcie, idealnie, wszystko do bólu przewidywalne i proste. Już widzę, że to największy grzech tego tekstu.
Powtórzone pieniądze mi się rzuciły mniej wiecej na początku tekstu. Troski obok problemów, które są przecież synonimiczne - przynajmniej ja to tak zawsze widziałem; można mnie wyprowadzić z błędu, jesli go popełniam, nie bede protestował;] i jakieś tam mniejsze pierdoły, których postanowiłem jednak nie omawiać. Co się tyczy większych zaś:

Choc narrator wiedzie historię trochę (trochę!) z perspektywy chłopca, zdania takie jak...
Cytat:Dzieci miały zakaz, nawet pod groźbą nagany w szkole, nie wspominając o reakcji rodziców.
...uważam za niepotrzebne.
Cytat:Bali się zaciągać, i tak dym gryzł w gardło.
Myślę, że nawet nie wiedzieli o takim czymś, jak zaciąganie. A przynajmniej nie wiedzieli, jak to się robi.
No ale to twój tekst i twoi bohaterowie, wiadomo;]
Cytat:Z luźnymi plecakami
Co to znaczy?
Cytat:Kiedy chłopiec już leżał
Jest to naprawdę jaśniejsze od słońca, ale mimo wszystko ja bym tu widział jednak wzmiankę o łóżku. Zwłaszcza, że stoi to to gdzieś w środku akapitu, tymczasem sceneria zmienia się drastycznie.

Ja pitole. Jeden papieros, spalony metodą "do buzi", nikłe zainteresowanie nim, na dokładkę TAAAAKA wizja Rubensa... Ale to za mało, okazuje sie;/ Dzieciak nie może "ulec pokusie", we must not risk! Jest to tak wyolbrzymione (jasne, zagrożenie jest, moze nawet wielkie; ale mimowolnie kojarzy mi się job i koleś, który zrobił kupę i zapłakał się, jakże to straszne i ochydne COŚ mu się zrobiło, coś czego bóg mu z pewnoscią nie daruje - nawet się spowiadałBig Grin - brakowało tam tylko spakowania się, a potem ucieszki ku pustkowiom i ascezie) że aż smieszne.
Zjadłam kostkę czekolady... Muszę to wybiegać! Ewentualnie zacznę wymiotować dwa razy dziennie, to do studniówki może schudnę.
;] to nie jest takie straszne;D, spoko, ale chce dać ci wyraz tego, jak absurdalnie może to brzmieć - bo dla mnie mniej wiecej tak brzmi. Ale luzik, nie przeszkadza mi to przeciez w czytaniu dalej;p To tak gwoli ścislości;]

Cytat:Koledzy krzyczeli, byli przekonani, że tracą gola, a on nawet nie patrzył za siebie.
??
Tu też wszystko jest nader klarowne, ale ja znowuż widziałbym choćby napomknienie, choćby wyraz, że odwracał się tyłem, czy też udawał, nie wiem, że wiąże but? przodem do siatki? Wiesz;p

Styl jest prosty (to dobrze) i nieciekawy (to już mniej dobrze). Czyta się lekko.. ale niemiło. Nudzi. Narracja jest nieciekawa, bez fajerwerków (WCALE nie jest to konieczne, ale..) a przy tym ma ton.. taki beznamiętny, ot, zwykła relacja z życia czyjegoś dziecka, czyjegoś chłopaka, czyjegoś kolegi, bramkarza czyjejś druzyny.
Cytat:Mógł już nosić przy sobie klucz do mieszkania, oczywiście po wysłuchaniu długiej mowy na temat niebezpieczeństw czyhających na każdym kroku i ogromnej odpowiedzialności + bla, bla, bla.
Takie np bla bla już by zmieniło wymowę narracji. Już to nie byłoby to, zgadzam się, już chłopiec wydałby nam się inny, nie taki stonowany, nie tak dojrzały jak na swój wiek, przez co rozumie sie jego (domyslny) sposób bycia własnie, nie taki.. no, niemal bez skazy;] ALE nagle czyta się to lepiej, zdanie nabiera rumieńców. A cały styl, nie tylko zdanie, go potrzebuje. Według mnie.
Czyli dwa mega zarzuty: Sztampa i nudny styl. Warsztatowo też mogłoby być lepiej. Przydałoby się to czymś poprzeć;/
Cytat:Im więcej Szymon myślał o koleżankach, tym bardziej zanikały jego zainteresowania.
INNE zainteresowania. O wiele lepiej.
Cytat:Mama też odnalazła się w zajęciach domowych i chyba nawet myślała, czy PRZYPADKIEM/CZYŻ NIE JEST TAK, ŻE (bez "nie" wtedy) nie zmarnowała wielu lat, poświęcając tyle czasu pracy zarobkowej (wole bez).
Cytat:Niespodziewanym efektem dojrzewania stało się też stopniowe oddalanie SIĘ Rubensa.
Niuanse, które (minimum subiektywnie) odbieram jako dodatkowe pole do zarządzenia nim i w efekcie zyskania u czytelnika.

Czyli główne zarzuty? Dla mnie sztampa, nie znajduję innego słowa. Strrrrrrrasznie schematycznie, strrrrrrrrasznie przewidywalnie (a własciwie nie, bo ja zostałem zaskoczony, ze TAK WŁASNIE postanowiłas/eś to rozwinąć i zakończyc;/ moja reakcja wyglądała dosłownie tak: ryly?? i mean, RYYYLYYY????), strasznie skupione na końcowym morale, jakże przy tym płytkim - chociazby dlatego, że oklepanym; a właściwie to nie moral, bo nie daje pouczenia; zostawia wnioski dla nas? morał jest konkretny, tu mamy CO NAJMNIEJ dwa wyjscia - strasznie też.. nudne;/ Tak napisane.

No już więcej chyba nie wycisnę z siebie. Chyba powiedziałem wszystko.

Aha, jakie są plusy? No czytałem o wiele gorsze rzeczyTongue chce powiedzieć, że piszesz poprawnie. Widać też, że się przyłożyłeś/aś; byków jakichś nie ma;] No i było, pamiętam, parę ciekawych uwag. O! jak choćby ta:
Cytat:Czy ktoś już postawił tezę, że cywilizacja Zachodu tak skarlała, bo mężczyźni kształcą się w obecności kobiet?
o! bardo dobre;]
Odpowiedz
#4
Dwóch jakże różnych oceniających!
Można by napisać rozprawkę na temat oczekiwań czytelnika wobec tekstu literackiego. Poprawcie, jeśli się mylę: Hanzo docenia wiarygodność opisów, niebanalne porównania, oczekuje też emocji, niepokoju, czegoś nieprzewidywalnego; Miriad natomiast chce nowatorstwa, oryginalności, żadnej "jazdy po schematach", utwór musi być inny niż wszystko co stworzono wcześniej.
Nie lubię silenia się na oryginalność. Tak naprawdę w literaturze wszystko już było, a ja jestem tylko opowiadaczem, który snuje jakąś historię, czasem zabawną, czasem poważniejszą. Nie uniknę powtórzeń.
Projektant mody dążący za wszelką cenę do bycia odkrywczym w swej dziedzinie ubiera modelkę w kapelusz wielkości klombu i suknię z posklejanych kondomów. Ja nie chcę takich "osiągnięć" w literaturze.
Rozumiem, że jeśli ktoś pochłonął tysiące powieści, opowiadań, nowel, może szybko wyłapywać podobieństwa i czynić z tego zarzut. Podsuwam rozwiązanie: można zainteresować się malarstwem, rzeźbą... Tyle nowych wrażeń czeka na początkującego odbiorcę! Koneserzy ziewają z nudów psiocząc na brak odkrywczych dzieł a amator wkracza w nowy dla niego świat i się cieszy! Jak cudownie być laikiem!
Odpowiedz
#5
Nie wierzę, że nie pojęłaś mojego argumentu;]

[Na wstępie wyraźnie oddzielę sztampę od nudnego stylu - dwie rzeczy, którymi grzeszy imo ten tekst. Sztampa tyczy się WYŁĄCZNIE fabuły i jej postępowi.]

Jest tu taki tekst.. nie będę podawał tytulu (nie moj).. nazwałbym go 'wionący z deczka gotykiem';] Ktoś zarzucił mu Z TEGO TYTUŁU (tak mi się wydało) "wtórność". WTÓRNOŚĆ!! Rany, wszystko jest wtórne! WSZYSTKO! Wszystko już było, jesli istnieje coś nieskonczonego, to wtórnosc własnie, bo jest wszędzie; tego nie przeskoczysz, w najlepszym wypadku twóje dzieło będzie eklektyczne - ale pewne utarte schematy będzie zawierac, pewne odkryte pomysły BĘDZIE ZAWIERAĆ, pewien gatunek BĘDZIE MOŻNA mu przypisać. Dramat gotycki czy komedia współczesna - tak, to już było, ale cmon! Nie mówi się człowiekowi, który podniósł setki kilo na biceps, że: eee, ponoszenie rękoma już było, wysil może brwii. Albo że: jesteś człowiekiem. Silny człowiek już był.
No dobra, ale może on jest silniejszy? Albo robi to inaczej?
Ja ci nie mówię: to sztampa i dlatego dno. Ja mówię (a wierzę, że zaznaczyłem; stoi jak byk): to jest sztampa w postaci krystalicznej (no i to nie jest 'dno';] ale ma bliżej anizeli do 'szczytu'). Schemat idzie praktycznie IDEALNY, punkt po punkcie. Wymyślony klega, rodzic/e się o tym dowiadują, problemy, załatwienie problemów z pomocą wymyślonego kolegi, dojrzewanie, rozstanie z imaginacją. To za bardzo przypomina podręcznikowy przykład, niż opowiadanie.
No i, powtórzę, napisane jest nieciekawie, czytaj: NUDNO. Wcale nie proszę, by zostało napisane nietuzinkowo, wyczepiście!, łaaa, wyszukanym językiem itp. Prosiłbym po prostu o coś ciekawego w sensie nie nudzącego mnie. Relacja, referat - takie słowa mi przychodzą na myśl, aby streścić styl, w jakim zostało to popełnione. Obrad sejmu i temu podobne nieczęsto słucha się z zainteresowaniem, bo brzmi to to monotonnie, sflaczale, łe;/ Bystre uwagi niewiele dadzą, jeżeli np ton głosu mówcy jest flegmatyczny, a ruch ciała żaden - bo się przy tym przyśnie! Podobne rzeczy można zaobserwować w tekście (chyba każdy ma takie spostrzeżenia). W tym tekście również. Gdyby miał to udowadniać, musiałbym przytaczać całe akapity, wole tego nie robić. Chyba że zostane zmuszony;/
Dlatego właśnie tak wyraziście podkreślałem: strrrrrrrrrrasznie to schematyczne. Nie samo "schematycznie", bo pójście schematem to nie grzech. Straszenie nim.. to co innego. ;P
No a styl? Nuda. I nie chodzi o to, jakie masz umiejętności - raczej o to, co wybrałaś. Jak wierzę. A wybrałaś, świadomie i z premedytacją, taki nie inny tok narracji. Nawet domyślam się czemu, ale? Wypadło sucho. Zbyt sucho.
Tekst jaki jest taki jest. Nie mam jednak najmniejszych trudności, by wyobrazić sobie O NIEBO lepszy, a w tym samym temacie. Wystarczyłoby minimalnie zejść z utartego do bólu toru, ALBO napisać to tak, że nie chce się zasnąć - nie UDZIWNIAĆ, nie, po prostu nadać stylowi charakter. Podałem tego bardzo prosty przykład (i tani;/ ale można to ubogacić; w jednych rękach może to być kunszt). Gdy dodaje się emocje narratora. Gdy narrator wykazuje jakieś tam ego, coś skomentuje od siebie, czemuś okaże jakąś może pogardę?, może odwrotnie? [patrz: bla bla bla, o którym pisałem mniej wiecej pod koniec wczesniejszego postu]

Nie wiem, czy to coś da, ale chcę cie w tym miejscu zapewnić, że aby przekazać ci co myślę, troszeczkę powyżej przesadzam (patrz: postać krystaliczna; nie opowiadanie; straszenie) - ale naprawdę tyci tyci.
Odpowiedz
#6
Cytat:Nie wierzę, że nie pojęłaś mojego argumentu;]
Pojąłeś.



Dobra, nie ma o co drzeć kotów. Tym bardziej, że naprawdę przyłożyłeś się do komentarza, przynajmniej jeśli chodzi o objętość, bo błędy są, no ale to tylko opinia, nie opowiadanie.
Jestem zadowolony z "Szymona i Rubensa", z obu części, chociaż druga jest jeszcze w trakcie poprawiania.
Argumentu "Straszenia schematem" zupełnie nie rozumiem, przyjmuję jednak, że piszesz szczerze, wedle swojego gustu.
Moim zdaniem opowiadanie jest co najmniej dobre i wymaga minimalnych korekt.
Odpowiedz
#7
Niniejszym proklamuję się idiotą nr 1 tego forum i daję wam tego dowód:
Cytat:a ja jestem tylko opowiadaczem, który snuje jakąś historię, czasem zabawną, czasem poważniejszą.
Przeleciałem tylko pobierznie to, co napisałEś (bo już widziałem, że mnie nie rozumiesz); i jak zobaczyłem te końcówki, wziąłem je za odnoszące się do CIEBIE i twojej płci;/ Frajer jestem do ntej;/
(czujecie to? zabawną opowiadaczem?? what was i thinkin?!;/)
I tak w ogóle sory;/

Co do...
Cytat:Dobra, nie ma o co drzeć kotów.
...facepalm.
To nie darcie kotów, to próba wyjaśnienia. Bo problemem było, że naprawdę nie pojąłeś;] Teraz pewnie już tak (z tego co widzę; to czy się zgadzasz czy nie już nie dotyka problemu, wiec nie powiem nic wiecej, jak tylko: masz prawo) więc bardzo się cieszę.
Cytat:Argumentu "Straszenia schematem" zupełnie nie rozumiem, przyjmuję jednak, że piszesz szczerze, wedle swojego gustu.
Stary! STOKROTNE dziękiHeart zwykle mam wrażenie, że bierze sie moje słowa wyłącznie jako żądze dokopania komuś, kompletnie niekonstruktywną. A często za kpiącą - nie kpię teraz, naprawdę dziekuje.
Aha, a "straszenie" było metaforą. Taką przy okazji tego, jak mi się zdarzyło to ująć w słowa (patrz: strrrrrasznie schematyczne). Taki zart no;p Ogólnie nie że STRASZYSZ, tylko że popełniasz to po prostu, i nie jest to nic dobrego.
dzieki raz jeszcze;*
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości