Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ani chwili dłużej
#1
- Staram się nigdy nie zaczynać opowiadania od dialogu - powiedział.
Przytaknąłem, choć nie osobiście miałem inną opinię. To zależy. Czasem dialog na początek jest dobry, odświeżający, wciągający, jak obuchem w głowę. Ale w końcu to on mnie do siebie zaprosił, żeby się pochwalić. Zresztą cholera wie po co. Równie dobrze, mógł mi to przesłać na maila.
- Właściwie bardzo mi się podoba tamta debata. Siedzą w zadymionym pokoju i się naradzają. Aż czuć tę gęstą atmosferę, co nie? - zapytał, chociaż jego ton nadawał pytaniu charakter retoryczny. Jednak rzeczywiście muszę przyznać, że dało się zauważyć taką duchotę w tym fragmencie. Chciałem, żeby mówił dalej, ale widocznie oczekiwał ode mnie jakiegoś komentarza. Wiec się odezwałem, ale niechętnie.
- Przywodzi mi nieco na myśl... - zrobiłem krótką pauzę, udając że się namyślam - te świnie z "Folwarku Zwierzęcego".
- Dokładnie! - podekscytował się, odwracając swoją twarz w moim kierunku. Przygryzłem delikatnie wargi, żeby nie zacząć się śmiać. Nie dlatego, że zobaczyłem jego facjatę, która akurat rzeczywiście była śmieszna, bo przypominała Kermita Żabę w okularach, a pojawiająca się co chwilę ślina w kącikach jego ust za każdym razem wzbudzała we mnie ochotę wymienienia uszczelek w kranie nad umywalką. Miałem ochotę się śmiać, bo od zawsze uznawałem nadmierną ekscytację za przejaw jakiegoś zacofania. Zwłaszcza, jeśli ta niezdrowa podnieta tyczyła się własnych wytworów.
Hektor napisał książkę.
To znaczy prawie. Brakowało mu tylko mocnego zakończenia.
Był bardzo podekscytowany. Na pewno za bardzo. Lubił dużo gadać, zdecydowanie nadawał się do pracy w radio. Albo do jakiejś reklamy społecznej w stylu: "Obywatelu, czy wymieniłeś wszystkie uszczelki w kranach? Jeśli nie, to zobacz, co się może z nimi stać".
Cholera. Ja mu po prostu zazdrościłem. Też dłubałem nad swoją powieścią, ale utknąłem w martwym punkcie, który dotyka każdego pisarza. Okres zniechęcenia, zmęczenia i braku wiary we własne umiejętności. Hektora widocznie to ominęło. Albo jest takim palantem, że nie wie, co to "martwy punkt", albo na tyle genialnym pisarzem, że taki problem najwidoczniej go nie dotyczył. Ignorant czy geniusz?
Niechętnie zerkałem w stronę migocącego ekranu i wychwytywałem urywki powieści, które naprawdę były niezłe. Wszystko zmierzało do wyraźnego punktu kulminacyjnego, w którym to autor ma ostatecznie zwieść czytelnika na manowce i zaskoczyć go zakończeniem.
Muszę przyznać, że w tym momencie szala "Geniusz" przeważała nad tą drugą.
- Bohater jest bardzo zmęczony życiem - oznajmił, wyrywając mnie z otępienia.
- Rzeczywiście - zgodziłem się.
Obserwował z lubością swój tekst zza okrągłych, grubych szkieł. Ślina powolutku zbierała się w kącikach ust.
Dzięki Bogu, że Hektor przynajmniej jest brzydki.
I nie ma dziewczyny.
- Lubię od czasu do czasu dać nowy, krótki akapit. - Powiedział z uznaniem dla samego siebie. Pewnie gdzieś w głębi jego duszy siedziała mała wersja Hektora, która teraz z radości wywijała salta, klaskała samemu sobie i grała na cymbałkach tryumfalne hymny o "wielkim, mężnym i dzielnym Hektorze".
Natomiast w głębi mej duszy siedziała mała wersja mnie, z założonymi rękami, która twierdziła, że we wnętrzu Hektora siedzi co najwyżej niedokręcony hydrant.
- Tak jak u Kinga? - zapytałem, zarzucając mu delikatnie wtórność.
- Niezupełnie... - rzekł ("a raczej ciamknął" - powiedziała mała wersja mnie), znów odkręcając się w moją stronę.
Zaczął tłumaczyć różnice między swoimi akapitami a tymi kingowskimi. Nie słuchałem go. Rozglądałem się po jego małym pokoju, na wszelki wypadek przytakując raz na jakiś czas. Mimo wszystko uważałem, że bohaterowie jego powieści są zawieszeni w próżni, bo rzadko stosuje opisy pomieszczeń. Może nie powinno to dziwić, bo Hektor sam był jakby zawieszony w próżni. Zupełnie białe cztery ściany, jeden regał z książkami (a właściwie pięć drewnianych półek połączonych czarnym, metalowym stelażem) i jarzeniówka podwieszona kilkanaście centymetrów pod sufitem. Nie zdziwiłbym się, gdybym nagle zobaczył sanitariuszy wwożących do pokoju nieprzytomnego pacjenta, którego chwilę później zacząłby kroić jakiś chirurg w zielonym fartuchu.
"Siostro, skalpel" - powiedziałby zapewne.
"Bracie, uszczelkę" - odezwała się moja mniejsza wersja, spoglądająca mymi oczami na kąciki ust Hektora.
Za oknem panował absolutny mrok, któremu akompaniowały świerszcze w jakimś hekstastecie skrzypcowym. Ale nie rozpoznawałem tej melodii.
Oparta o metalowy stelaż półek, spoczywała poduszka. Nie pasowała tam. Owszem, była biała, ale podłoga to nie jest dobre miejsce dla poduszki. Uderzyła mnie myśl, że może oto Hektor zarywa noce, żeby pisać, a w ramach zdrowia śpi na podłodze. Przekląłem w myślach swoje wygodne łóżko i obiecałem sobie spróbować tego typu ascezy. Zbyt wiele rzeczy w pokoju może rozpraszać.
- Mój bohater jest zagubiony - powtórzył Hektor. Przestałem rozmyślać wobec nagłej zmiany wątku. - I chce dokonać rzeczy absolutnie radykalnej.
- Samobójstwo? - zaciekawiłem się.
- Nie do końca - powiedział tajemniczo. Aż mu ślina przestała cieknąć. - Chce doznać doświadczenia nieuchronnej śmierci i ostatecznie pokonać ją, by na nowo zacząć żyć. Symboliczna odnowa. Katharsis.
Byłem zdumiony swoją reakcją, bowiem słowo "geniusz" cisnęło mi się na usta. Ale byłem zbyt dumny, by je wypowiedzieć na głos. Wiedziałem jednak, że w obliczu całej powieści takie zakończenie będzie absolutnie rewelacyjne. Może Hektor opisy miał takie sobie, ale obrazowanie ludzkich emocji i przeżyć opanował w bardzo wysokim stopniu.
Kipiałem z zazdrości i ekscytacji. Niebezpieczna mieszanka.
- Zaprosiłem cię tutaj, żebyś mi w tym pomógł.
W tym momencie poczułem przypływ dumy. Hektor najwidoczniej zrozumiał, że w zakończeniu powieści będzie potrzebował pomocy takiego kogoś, jak ja. Profesjonalnego, rzetelnego... Nie lubię pisać o sobie, ale pointy były od zawsze moim konikiem.
- Chcę, żebyś pomógł mi w prawie-samobójstwie - rzekł, sięgając po leżącą na podłodze poduszkę.
Zamarłem.
- Co?
- Przyłożysz mi ją do twarzy i będziesz ją trzymał tak długo, aż prawie-umrę. - Powiedział śmiertelnie poważnie.
- Ale dlaczego nie zrobisz tego sam? - byłem wzburzony i przestraszony, dlatego Hektor usłyszał to w formie oskarżycielskiego pisku. Nie wiem, czy nie przekroczyłem skali słyszalnej dla człowieka. "Jeśli zbiegną się psy z okolicy, to powtórzę to jeszcze raz, trochę niżej", pomyślałem, zupełnie absurdalnie.
- Sam bym stchórzył. Nie trzymałbym odpowiednio długo.
- Ale skąd będę wiedział, w którym momencie mam zabrać poduszkę? - spytałem skonsternowany. Niewykluczone, że w tym momencie to mi nie zaczął przeciekać hydrant.
- Kiedy tupnę obiema nogami jednocześnie. Wcześniej nawet nie próbuj!
Znałem Hektora od lat. I nigdy nie widziałem takiej determinacji w jego oczach. Ta determinacja była tak silna, że przenikała przez jego grube szkła okularów.
Ani się obejrzałem i trzymałem poduszkę w ręku.
- Gotowy? - zapytał.
Przytaknąłem, chociaż w głowie mi wirowało. Hektor zdjął okulary i położył je przy monitorze. Wziąłem głęboki oddech i przyłożyłem mu poduszkę do twarzy. Siedział na krześle, tyłem do mnie, dlatego bardziej przypominało to obejmowanie kobiecych piersi niż pseudo-samobójstwo.
Początkowo siedział nieruchomo, ale wystarczyło kilkanaście sekund, by powoli zaczął się wić.
- Jeszcze trochę - powiedziałem, zupełnie spokojnym głosem. Podziwiałem się za umiejętność samokontroli. Strach gdzieś odszedł, a ja stałem się panem życia i śmierci.
Ręce Hektora zacisnęły się nerwowo na poduszce, ale wciąż nie dawał znaku nogami. Zresztą było na to za wcześnie. Nie chciałem na niego patrzeć, więc mój wzrok powędrował na monitor, na którym znajdowała się prawie kompletna powieść Hektora. Mrugała do mnie zachęcająco. Czekała na dopisanie fascynującej końcówki, która zwieńczy kapitalne dzieło.
"Weź mnie" - szeptała powieść, zagłuszając niemy krzyk Hektora spod poduszki. "Właściwie, to jestem TWOIM pomysłem" - przekonywała mnie, a ja oczarowany, nie zwracałem uwagi na bolesne wbijanie paznokci w moje ciało. "Idealnie pasuję do ciebie" - mruczała niczym najczulsza kochanka, a echo odbijało się po pokoju przypominając jakby tupanie obu stóp w podłogę jednocześnie. Chwilę potem wszelki ruch zamarł.
Puściłem poduszkę i podszedłem do komputera. Napisałem maila do samego siebie, dodając jako załącznik tę powieść. Już wiedziałem, jak się kończy.
- Hektor dawno powinien był to zrobić - powiedziałem do martwego mieszkania i wyszedłem bardzo szybkim krokiem.
Miałem dziwne wrażenie, że kran w moim mieszkaniu przecieka.
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Ani chwili dłużej - przez Laj - 03-04-2012, 19:11
RE: Ani chwili dłużej - przez Hillwalker - 07-04-2012, 06:27
RE: Ani chwili dłużej - przez Lexis - 07-04-2012, 14:02
RE: Ani chwili dłużej - przez Changed - 07-04-2012, 14:25
RE: Ani chwili dłużej - przez Laj - 07-04-2012, 21:46
RE: Ani chwili dłużej - przez Szaden - 07-04-2012, 23:16
RE: Ani chwili dłużej - przez Laj - 09-04-2012, 14:41
RE: Ani chwili dłużej - przez Changed - 09-04-2012, 15:45
RE: Ani chwili dłużej - przez Szaden - 09-04-2012, 19:37
RE: Ani chwili dłużej - przez Laj - 09-04-2012, 20:36
RE: Ani chwili dłużej - przez Szaden - 09-04-2012, 22:54
RE: Ani chwili dłużej - przez Laj - 10-04-2012, 13:50
RE: Ani chwili dłużej - przez Szaden - 10-04-2012, 14:24
RE: Ani chwili dłużej - przez Laj - 02-05-2012, 08:36

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości