Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Rodzinne kłótnie, część I
#1
To pierwsza część pewnego cyklu o rodzinnych (i nie tylko rodzinnych) kłótniach i niesnaskach, który zaproponował mi znajomy dziennikarz - scenarzysta.

Tak więc dzisiaj szliśmy znowu obok siebie, a tak naprawdę – oddaleni o setki lat świetlnych. Ja w myślach siedziałam już w Dolinie Pięciu Stawów na moim obozie wędrownym i układałam rysopis wysokiego bruneta z zielonymi oczami, który powinien być uroczy, miły i zabawny. Miał być, bo tak się zaplątałam w tej imaginacji, że byłam przekonana, że kogoś takiego tam spotkam. Kazik szedł z słuchawkami w uszach i rękami wbitymi w kieszenie ortalionowej kurtki. Mimo połowy stycznia dookoła było mokro i szaro. Zamiast śniegu na ulicach płynęły brudne strumyczki, ciągnące się od jednej do drugiej kałuży, a z nieba spadały drobne kropelki deszczu. Na pewno kwaśnego, zresztą.
Wsiedliśmy do malutkiej, ciasnej windy, której ściany były gęsto zapisane czarnym markerem. Prócz niecenzuralnych słów można tam było przeczytać parę całkiem zabawnych powiedzonek, a nawet pojedyncze anegdoty. Kilka pokoleń nabazgrało tu swoją blokową historię i gdyby posiedzieć w tej klitce dłużej niż przez trzy piętra to poznałoby się spory fragment życiorysów młodocianych mieszkańców.
-To co dziś na obiad?- przerwałam w końcu ciszę, gdy po raz trzeci wcisnęłam nadpalony guzik z numerem „trzy”. Kazik wzruszył ramionami. Nie zaszczycił mnie nawet krótkim „nie wiem”, więc zrezygnowałam z dalszych pytań.
*
Codziennie po szkole byłam zmuszona chadzać do ciotki na obiad. Nie rozumiem czemu moja mama sądziła, że nie dam sobie rady z kuchenką gazową. Ciocia mieszkała w dziesięciopiętrowym, komunistycznym bloku, w którym od trzydziestu lat zajmowała mieszkanie numer dwadzieścia osiem, na trzecim piętrze. Ten wielki, betonowy kloc znajdował się zaledwie pięć minut drogi od mojej szkoły, z której wracałam z rok młodszym kuzynem.
Kazik miał kędzierzawe blond włosy, które usilnie zapuszczał, przez co - ku rozpaczy konserwatywnej cioci - wyglądał trochę jak młody Kurt Cobain. Był małomówny i ciężko było nawiązać z nim rozmowę na jakikolwiek temat, więc gdy wracaliśmy panowała zazwyczaj krępująca cisza. Próbowaliśmy iść osobno, ale kiedy tylko zapukałam do pokrytych białą okleiną drzwi cioci, dostałam ostrą reprymendę, że w ogóle nie opiekuję się swoim biednym kuzynem. Często więc szli z nami też moi znajomi, używając co jakiś czas drugiej osoby liczby mnogiej, zaznaczając, że zauważają obecność przezroczystego Kazimierza.


Weszliśmy do mieszkania. Niewielkie M3, które nie zmieniło się od trzydziestu lat. W przedpokoju witała gości nieśmiertelna boazeria, którą wujek przemalował jakieś dziesięć lat temu na pudrowy róż, który teraz zrobił się szarawy. Na całej długości wąskiego korytarza wisiały rodzinne fotografie, ułożone chronologicznie. Od prababci Urszuli przez moją mamę, aż po Kamilkę - córkę brata mamy, ośmioletnią dziewczynkę, która ku radości rodziców wprost uwielbia oglądać encyklopedię medyczną i bez problemu jest w stanie wyrecytować poszczególne odcinki układu pokarmowego. Cała rodzina jest przekonana, że mała będzie lekarką i już szukają kontaktów u znajomych, żeby załatwić jej łatwiejszy start. Weszłam do dużego pokoju, gdzie czekał już zastawiony stół. Ciemniejąca klepka na podłodze była przykryta perskim dywanem, kupionym na targu osiem lat temu. Usiadłam na krześle i zanurzyłam łyżkę w zupie ogórkowej. Ciotka usiadła z nami, najpierw wyjmując z ukochanej meblościanki miseczkę, do której wsypała pietruszkę.
-No i jak tam w szkole, serdeńka?- zapytała, uśmiechając się całą swoją pulchną twarzą.
- Dostałam piątkę z matematyki, a nasza wychowawczyni planuje tygodniową wycieczkę do Niemiec.
- Do Niemiec? A co to w tych Niemczech takiego ciekawego? Wszyscy teraz do tego RFNu uciekają, jakby nie pamiętali co nam podczas wojny zrobili.
- Ale ciociu, to było dawno temu, teraz są inne czasy.
- Inne czasy, inne czasy...- przedrzeźniała mnie.- Takich rzeczy się nie zapomina, niezależnie od czasów. Jakbyś kochana w stanie wojennym żyła, jakbyś widziała do czego te Niemce doprowadziły to byś inaczej mówiła. Bo co, oni tam lepiej od nas mają? A czemu do Polski nie pojedziecie? Do Sandomierza, albo do Gdańska, Bałtyk zobaczyć? Bo to w Polsce nie mamy nic ciekawego? A Zakopane, a Zamek Królewski w Warszawie, który nawiasem mówiąc też Niemcy zniszczyli?
- Byliśmy w Warszawie rok temu, a w Tatry jadę przecież na obóz.- odparłam.
- A co w tej Warszawie zwiedzaliście?- zainteresowała się.
- Oczywiście Muzeum Powstania Warszawskiego, Łazienki, Muzeum Narodowe, Sejm, Pałac Kultury...
- Pałac Kultury!- przerwała mi.- Pałac Kultury? Dobre sobie, taką maszkarę nazywać pałacem. Pałac komuny ot co! Oj dzieci, dzieci, wy nie macie pojęcia jakie macie szczęście, a zamiast się wolną Polską cieszyć to do Niemców chcecie uciekać. To może od razu do ZSRR zrobicie wycieczkę, co?- zrezygnowałam z dalszej rozmowy. W milczeniu dokończyłam zupę, słuchając jak ciotka wypytuje Kazka o oceny. Kuzyn mało się odzywał, mruczał tylko coś pod nosem. Po drugim daniu chciałam od razu wyjść do domu. Ale kochana ciotunia przygotowała jeszcze deser- makowiec.
- A wie ciocia...- zaczęłam, chcąc zejść z tematu komunizmu, a przejść w bezpieczniejsze, ale również lubiane przez nią rejony, czyli ciekawostki historyczne.- A wie ciocia, że Kazimierz Wielki to był strasznym okrutnikiem i rozpustnikiem? Dzisiaj na historii oglądaliśmy film, w którym pokazywano jakim był człowiekiem, tak prywatnie.
- Co ty mi tu za bzdury opowiadasz?! Czego oni was uczą w tej szkole? Oczerniają wam naszych władców, a potem ubolewają, że nie mamy patriotów w tym kraju, tylko wszyscy do Niemców uciekają.
- Ale ciociu, to bardzo ciekawe poznać wszystko od drugiej strony. Zawsze jest druga strona.
- Może za niedługo będziecie odszukiwać ciemnych stron Lecha Wałęsy? A może naszego papieża?!
- To nie o to chodzi...- broniłam się. Znowu wszystko się posypało. Zawsze tak było.- Papież a średniowieczny król to dwie różne sprawy, ciociu.
- Oj Madzia, Madzia... Robią wam kisiel z mózgu w tej szkole, słowo daję.
- Ja już będę się zbierać.- wycofałam się z uprzejmym uśmiechem do przedpokoju.- Autobus mi ucieknie.- usprawiedliwiłam się szybko.
- Leć, leć, dziecko. Jak wam jeszcze raz będą takie bzdury w szkole do głowy wkładać jak wycieczka do Niemiec albo kłamstwa o Lechu Wałęsie to w to nie wierz. Nowoczesny system nauczania, reforma edukacji...- prychnęła.- Robią te dzieciaki na światowych, na Europejczyków od siedmiu boleści, a własną historię przekręcają. Pamiętaj serce, że jesteś Polką, pamiętaj co ci stara ciotka zawsze powtarzała.
Z przyklejonym do twarzy uśmiechem i kiwającą się głową wyszłam na klatkę schodową. Zapewne wieczorem będą dyskutować z mamą przez telefon o tym, co się dzieje z młodzieżą, gdzie ta odwaga, gdzie ten patriotyzm. A mnie czeka półgodzinny wykład przy kolacji i milczący ojciec z kpiącym uśmiechem pod wąsami i porozumiewawczym spojrzeniem nad talerzem z sałatką warzywną.
*
-Rozmawiałam z ciocią Irenką.- powiedziała mama, przerywając mi lekturę książki.
-Mhm...- mruknęłam bez zainteresowania.
-Patrz na mnie, jak do ciebie mówię! I usiądź jak człowiek, a nie powyginana w paragraf. Odłóż tę książkę, trochę szacunku na miłość boską.- niechętnie wykonałam polecenia.- Powiedziała mi jak się dzisiaj u niej zachowywałaś.- uniosłam brwi, a mama ciągnęła dalej. Usiadła na krześle przy stole i skubała brzeg obrusu.- Mówiła mi, że strasznie niegrzecznie jej odpowiadałaś, że się z nią kłóciłaś, jak zwykle zresztą. Magda, ciotka Irka to jest moja siostra i nie życzę sobie, żebyś odnosiła się do niej lekceważąco.
Roześmiałam się w głos. Wiem, nie powinnam tego robić, bo to jeszcze bardziej mamę rozwściecza, ale miałam już tego dosyć.
- Więc skoro jestem dla niej taka niegrzeczna to może powinnam przestać chadzać do niej na obiady? Ja nie będę musiała znosić jej fanatycznych, nacjonalistycznych przekonań, a ona nie będzie się czuła urażona. Wszyscy szczęśliwi!
- Jak to nie chadzać?- popatrzyła na mnie oburzona- Jak to nie chadzać?!- powtórzyła.
- Normalnie.- wzruszyłam ramionami.
- To ona się wysila dla ciebie, gotuje specjalnie więcej, poświęca swój czas i energię, a ty co? Jak zwykle nic ci się nie podoba, jak zwykle. Ta dzisiejsza młodzież niczego nie docenia.- Wstała i zacisnęła wargi. Była wysoką, elegancką kobietą z krotko ściętymi, czarnymi włosami. Na pierwszy rzut oka można ją było wziąć za nowoczesną, światową biznesmenkę, ale w rzeczywistości była konserwatywną nauczycielką matematyki w podstawówce.
- Wiem mamo, ale jeżeli przeszkadzają jej moje poglądy to nie widzę powodu, żeby musiała ich słuchać.
- Ja również nie widzę ku temu powodów. Dlatego będziesz się zachowywać kulturalnie i nie afiszować się ze swoim zdaniem. Czy wy, dzisiejsza młodzież, musicie mieć zawsze swoje zdanie? Za moich czasów to się mówiło, że dzieci i ryby głosu nie mają, a jeśli mają to podzielają opinię rodziców i tak było dobrze. A teraz stawia się na indywidualność, dojrzałość i inne takie pierdoły.- machnęła ręką.- Co ty tam w ogóle czytasz?- spytała i wzięła z kanapy moją książkę.- O czym to jest?
Popatrzyłam spode łba na książkę w ciemnej, depresyjnej okładce, sprawcę moich kolejnych kłopotów. Była mało znana, chyba napisała ją ciotka Patrycji. A może kuzynka… Zresztą nie ważne. Opowiadała historię dzieciaków z bogatych domów, których stać na „lepsze” narkotyki, dla których z czasem ćpanie staje się rozrywką i sposobem na życie. Dosyć dołująca opowieść, ale świetnie napisana i bardzo realistyczna.
- O narkotykach, mamo. - westchnęłam.
- O nie Magda, o nie. Moja córka nie będzie czytała o jakichś narkomanach!
- Ale mamo, koleżanka mi to poleciła. - odparłam.
- Słucham?! A potem się dziwią w mediach, że tyle zdemoralizowanej młodzieży chodzi. A to wy sobie nawzajem takie rzeczy dajecie i podjudzacie do żywotu ćpuna. Chcesz skończyć jak ta... no... ta co jej ciągle słuchasz, wyleciało mi z głowy. - zmarszczyła czoło, szukając w głowie nazwiska.
- AmyWinehouse.- podpowiedziałam.
- Właśnie. Gdybym ja swoim uczniom takie rzeczy dawała do czytania to już by kolejka rodziców na mnie czekała. Daj mi numer do tej twojej koleżanki, porozmawiam sobie z jej rodzicami!
- Ale mamo, daj spokój, zrobisz ze mnie kretynkę... - jęknęłam zrezygnowana.
- Wydaje mi się, że to, że twoja mama się o ciebie troszczy jest powodem do dumy! - wyrzuciła z siebie, wściekła.
- Właśnie niekoniecznie. Przynajmniej nie, jeżeli troszczy się w takim stopniu jak ty. Ja jestem w stanie podejmować samodzielne decyzje i nie stanę się ćpunką od czytania książek i słuchania Amy, czy ty się w ogóle słyszysz?! - krzyknęłam, zabierając powieść i wychodząc z pokoju. Miałam jej już dosyć. Cała rodzina się na mnie uwzięła, wszyscy nagle się uparli, żeby mnie pouczać. Nie mogę mieć własnego zdania, nie mogę czytać czego chcę, słuchać czego chcę, bo wszystko, dosłownie wszystko jest natychmiast negowane przez całą rodzinę. Przecież nie jestem aż tak bardzo ekscentryczna. Nie jestem w ogóle ekscentryczna, na tle znajomych raczej się nie wyróżniam. Włączyłam komputer, włożyłam w uszy słuchawki i usiadłam na krześle, okręcając się na nim nerwowo. Do moich uszu docierała głośna, piosenka Mettaliki. Prawdę mówiąc, nie znałam jej tytułu, ale w zupełności wystarczało mi to, że była agresywna i idealnie dopasowała się do mojego nastroju.
Po pół godzinie ktoś wszedł do pokoju.
- Znowu siedzisz przy komputerze?! Oczy sobie zepsujesz! - przytłumiony głos przebił się przez głośną muzykę.
- Co?- spytałam, wyciągając słuchawki z uszu.
- I jeszcze muzyka w słuchawkach, chyba żartujesz?! Czy ty wiesz jak to psuje słuch?! Na starość będziesz ślepa, głucha i garbata! - strofowała mnie, wyliczając na palcach co mnie czeka. Nic nie powiedziałam. Westchnęłam ciężko i ukryłam twarz w dłoniach.
- Mamo!- warknęłam wkurzona. - Daj mi spokój, wszystkiego się czepiasz, wściekasz się na mnie o wszystko co powiem, co zrobię!
- Jak ty się do mnie odnosisz? O nie, nie myśl nawet o sobotnim wyjściu do Patrycji! Nie będę ci puszczać takich odzywek płazem, nawet na to nie licz! - wyszła z pokoju, trzaskając drzwiami. Trzasnęłam ze złości pięścią w biurko. Miałam już tego wszystkiego dosyć. Chyba taka jest rola młodszego pokolenia - niezrozumianego bez względu na czasy. Przecież wyraźnie słyszałam jak mama opowiadała tacie wieczorem jak to nie mogła wychodzić z domu przez miesiąc.
- Nie podobało jej się to, że byłam wegetarianką i wracałam późno do domu. Nie akceptowała moich hipisowskich poglądów. Wyobrażasz to sobie? - śmiała się. A teraz? Nie akceptuje mojego, wcale nie tak buntowniczego, zachowania. Pięć minut później spotkałam ją w przedpokoju. Wykrzyczałam jej co o tym wszystkim myślę, zrobiłam sobie zielonej herbaty i wróciłam do pokoju. Przyciszyłam muzykę, włączyłam komputer, a książkę schowałam do torby, aby jutro odnieść ją koleżance. Zamiast dołującej lektury wybrałam podręcznik do fizyki. W ogóle nie dają mi wolności wyboru.

Would you like to say something before you leave?
Perhaps you'd care to state exactly how you feel?
We say goodbye before we've said hello
I hardly even like you
I shouldn't care at all

Odpowiedz
#2
Temat znajomy: spotkałam się z paroma osobami, które prezentują zbliżone poglądy do tej ciotki Big Grin Trochę to irytujące, ale po obróceniu w żart czasem bywa zabawnie Big Grin
Mama bohaterki jest straszna. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby moja zaczęła ingerować w to, co czytam. Przesadza.

Temat ok. Wykonanie - przejrzyj tekst jeszcze. Czegoś w nim brakuje, to tylko taki - dość suchy - opis.
"KGB chciało go zabić, pozorując wypadek samochodowy, ale trafił kretyn na kretyna i nawet taśmy nie zniszczyli." - z "notatek naukowych" Mestari

Odpowiedz
#3
Cytat:W milczeniu dokończyłam zupę, słuchając jak ciotka wypytuje Kazka o oceny.
Gdzieś jeszcze widziałam inny błąd, ale mi się zgubił.
Dobrze opisałaś tą sytuację. Trochę jak u mnie w domu, chociaż role się podzieliły i moi rodzice czepiają się różnych rzeczy (no a matka uczyła chemii, nie matmy i to w liceum, brr!).
Odpowiedz
#4
Mestari, Changed dziękuję Wam za komentarze Wink
Nad opisami faktycznie muszę popracować, kiedyś pisałam ich znacznie więcej, ale potem wszyscy zaczęli mi wmawiać, żebym nie bawiła się w takie szczegóły. oczywiście się mylili, bo wspomniany w pierwszym poście dziennikarz cały czas próbuje mnie nauczyć plastycznych i szczegółowych opisów Wink
Would you like to say something before you leave?
Perhaps you'd care to state exactly how you feel?
We say goodbye before we've said hello
I hardly even like you
I shouldn't care at all

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości