Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Cykl "Miasto Boże": Kwestia wiary [post-rydzyk cyberpunk]
#1
Prezentuję kolejne, trzecie już opowiadanie z cyklu "Miasto Boże". Całość jeszcze nie jest gotowa, ale jestem ciekaw odbioru, no i na pewno wyłapiecie jakieś błędy Smile
Zapraszam do lektury.




MIASTO BOŻE: Kwestia wiary


– I co, kurwa? Gdzie jest teraz twój Allah?! – Wykrzyczane pytanie zawisło w powietrzu. Klęczący w kałuży krwi, ciemnoskóry mężczyzna o imieniu Shankar wolno opuścił głowę i pokręcił nią w milczącym proteście. Kasjan, oficer Katolickich Służb Policyjnych w stopniu starszego prałata sztabowego zaśmiał się szyderczo.
– Sądzę, że Allah ma cię w dupie, przyjacielu – powiedział. W dłoni trzymał starego Walthera P-99 „Rad”, bedacego standardowym uzbrojeniem polskiej policji na poczatku dwudziestego pierwszego wieku. Do dzisiaj znał tę broń jedynie z zajęć z historii uzbrojenia w Seminarium Policyjnym. Kiedy wreszcie wpadl na trop Shankara i dowiedzial się, gdzie ten się ukrywa, potajemnie zabrał pistolet z magazynu archiwum. Nie miał watpliwości, że przyjdzie mu go użyć. Lufę wieńczył długi, trochę zardzewiały tłumik.
Strzał w plecy rzucił ciało na podłogę. Kasjan poprawił jeszcze dwa razy. Drobinki kurzu wirowały w promieniach październikowego słońca, wpadających przez zabrudzone szyby poddasza. Zbutwiałe meble zajmowały miejsce pod ścianami, a w powietrzu unosił się stęchły zapach wilgoci. Mężczyzna skrzywił się. Nie lubił takich miejsc. Był przyzwyczajony do sterylnych luksusów, które oferował trzypokojowy apartament przyznawany z urzędu każdemu funkcjonariuszowi KSP.
Kasjan był ślepo oddany Kościołowi i władzy. Właśnie im, nie Bogu. Tak naprawdę nie był do końca pewien czy w Niego wierzy i od lat miał wątpliwości, czy Pan naprawdę istnieje. Na wszelki wypadek zakładał jednak taką możliwość. Dla własnego bezpieczeństwa.
Uważał, że stanowczość jest cnotą i potrafił podejmować szybkie decyzje. Nie zawsze były one zgodne z naukami Kośćioła, ale wierzył, że cel uświęca środki. Morderstwo, które przed chwilą popełnił na pewno było grzechem, ale dzięki temu na świecie jest o jedengo heretyka mniej. „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną” stało wyżej na liście niż „Nie zabijaj”. Bóg podobno wszystko wybacza.
Kasjan poprawił kevlarową koloratkę, przyklęknął i przeżegnał się. Jego usta poruszały się bezgłośnie przez chwilę. Zakończył proceduralną modlitwę niedbałym znakiem krzyża, po czym pochylił się nad ciałem, wyciągając z kieszeni płaszcza małe, podłużne urządzenie. Przyłożył je do karku denata i nacisnął spust. Laserowe ostrze wycięło spod skóry biochip, który został nastepnie wessany do próżniowego cylindra ukrytego w obudowie. Kasjan wzdrygnął się, schował maszynkę i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia.


Marta siedziała w samodopasowującym się, żelowym fotelu, przeczesując włosy wypielęgnowanymi palcami. Jej wzrok skupiał się na holoekranie netpada. Trójwymiarową przestrzeń zajmowały dane o gospodarce Miasta Bożego. Kobieta była pochłonięta lekturą nie całkiem legalnie zdobytego raportu na temat produkcji torped plazmowych, które miały uzbroić kilka bojowych robotów podwodnych. Roboty te, zawane Aligatronami, Miasto dostało na niskoprocentowy kredyt od jednej z megakorporacji posiadającej silne przedstawicielstwo w rządzie Unii Europejskiej. O tym akurat Marta dowiedziała się parę dni temu z publicznego serwisu informacyjnego. Jako że była poniekąd związana ze sprawą, uruchomiła pewien stary kontakt i udało się jej zdobyć poufne informacje z Ministerstwa Obrony Narodowej i Krucjat.
Jak wynikało z raportu MONiKu, torped plazmowych – głównego uzbrojenia robotów – Miasto nie dostało w wyposażeniu, a niezbędne do ich produkcji, dosyć kosztowne komponenty wymagały eksportu z trzech różnych krajów Unii. Marta roześmiała się głośno. Taki przekręt! Ciekawe kto zarobił na przetargu? Zastanowiła się nagle, jak wyglądałoby teraz Miasto Boże, gdyby w kilka lat po Przewrocie Rydzyka świeżo sformowany z kościelnych hierarchów rząd nie wypiął się na Unię i dumnie nie wymaszerował z jej szeregów, wymachując krzyżem na wszystkie strony.
Czy zwałoby się Miastem, czy, tak jak dawniej, Polską? Czy na ulicach byłyby rozstawione automaty do spowiedzi, a bezlitosne Katolickie Służby Policyjne posiadały taki sam autorytet? Pieprzone pancerne koloratki, jedyny taki religijny mini-reżim w Europie! Nie licząc trwającego kilka dni Kalifatu Francuskiego, powstałego w wyniku obalenia ówczesnego rządu przez islamskich ekstremistów. Kalifat został jednak szybko i krwawo obalony przez nacjonalistyczną, zakutą w pancerne zbroje policję. Bojówki białych wyrostków z przedmieść bezkarnie wymordowały tysiące muzułmanów, niosąc na ustach śpiewne hasło „Merde, pas le djihad!”. Obecnie Francją rządziło dziedzicznie drugie pokolenie rady nadzorczej French&British NanoBanking – megakorporacji, która wyłożyła kapitał na podźwignięcie kraju z trwającego kilka lat kryzysu gospodarczego, będącego wynikiem całej sytuacji. F&BNB przejęła władzę, stawiając słabemu, skłóconemu rządowi coraz twardsze warunki i manipulując kuluarowymi powiązaniami. Na unijną pomoc Francja nie miała co liczyć, ponieważ po incydencie z Kalifatem została jednomyślnie wydalona ze wspólnoty.
Z zamyślenia wyrwał Martę dźwięk otwieranych drzwi. Zawsze ostrożna, wygasila netpada.
– Hej, to ja – dobiegło z przedpokoju.
– Cześć, Ulla! – krzyknęła Marta i przyłożyła kciuk do czytnika urządzenia. Linie papilarne zostaly rozpoznane i prostopadłościan holoekranu na nowo się przed nią rozjarzył.
Ulla weszła do pokoju. Poruszała się z gracją, kołysząc burzą czarnych loków. W epicentrum burzy lśniły dwie zielone błyskawice. Tych przenikliwych oczu Marta zdecydowanie jej zazdrościła. Ulla usiadła w fotelu i uśmiechnęła się.
– No i jak? Jest progres? – zapytała.
– Tak, dostałam wreszcie te dane.
– I tak wolno, nie spieszył się. – Ulla założyła nogę na nogę. Marta powędrowała wzrokiem wzdłuż smukłej linii łydki, aż do uda, kusząco opiętego czarną minispódniczką.
– Daj spokój, nie tak łatwo przebić się przez defnet rządowy – powiedziała.
– Skąd ty w ogóle znasz tego łamacza?
– Nie znam – wzruszyła ramionami Marta. – Polecił mi go kiedyś ktoś, kogo znałam. Zanim jeszcze poznałam ciebie – dodała.
– Czyżbym miała konkurencję? – Zielone błyskawice zajaśniały.
– Co ty, Ulla, to facet! Mateusz Marut. Znałam go spory kawałek czasu. Był najlepszym ekspertem od zabezpieczeń sieci korporacyjnych. Z tych uczciwych ekspertów, niestety. Kiedyś chciałam, żeby zablokował dla mnie intranet jednej katedry w piątym okręgu, a on miał opory moralne. Polecił mi Jazzera, który się tym zajął. Stara historia. Nie kontaktowałam się z Jazzerem od tamtej pory, aż do teraz.
– Znałam, był… Ten Marut nie żyje?
– Nie wiem. Jakiś rok temu nagle zniknął, zupełnie bez słowa. Próbowałam się z nim skontaktować kilka razy, ale bez powodzenia.
Zapadła cisza, którą nagle przerwały jednocześnie dwa takie same, głośne sygnały. Kobiety jak na komendę sięgnęły do kieszeni po smartcomy. Jedno spojrzenie na ekrany wystarczyło, żeby obydwie zbladły. W tym samym momencie.
– Shankar… – wyszeptała Marta.
– Shankar – jak echo powtórzyła Ulla. – Musimy się stąd wynosić. Cholerne koloratki!


Mózg Kasjana pracował na najwyższych obrotach. Egzekucja, której dokonał pół godziny wcześniej, miała przełomowe znaczenie. Informacje, znajdujące się na biochipie wykrojonym z karku Pakistańczyka były tyleż ważne, co przerażające. Działalność Ręki Proroka, islamskiej organizacji terrorystycznej, do której należał mężczyzna, od dawna była monitorowana przez KSP. Na szczęście żadne akcje wywrotowe nie były planowane na terenie Miasta Bożego, a przynajmniej Służby nie wiedziały o żadnych. Aż do dzisiaj.
Jak wynikało z danych przechowywanych na biochipie, członkowie Ręki mieli zamiar wysadzić w powietrze podwodne roboty bojowe, których posiadaczem stało się niedawno Miasto Boże. Według dokumentów terroryści śledzili sprawę od pierwszego dnia rozmów, dotyczących wzmocnienia floty morskiej Miasta. Zamach miał być podwójnym ostrzeżeniem – dla Unii Europejskiej, żeby nie wzmacniała floty niezależnych państw oraz dla samego Miasta, aby pokazać, ze Allah jest potężniejszy niż rzymsko-katolicki Bóg.
Shankar byl jednym z koordynatorów operacji. Niestety, podręczny system, którym dysponował Kasjan, nie byl w stanie roszyfrować wszystkich informacji z biochipu. Nie udało mu się ustalić kto miał dokonać zamachu; znalazł jedynie infomracje o dacie, która przypadała na dzisiejszą noc i jeden ślad, prowadzący dalej. W momence, w którym mózg Shankara przestał funkcjonować, biochip wysłał pojedynczy syngał do dwóch smartcomów. System zidentyfikował odbiorców jako Martę Komturnik i Ullę Schwartz – obydwie zameldowane pod tym samym adresem.
W drodze do wskazanego przez system miejsca, Kasjan sprawdzał dane, jakie posiadało KSP o kobietach. Nie figurowały one na liście notowanych, ale istniało podejrzenie o związek homoseksualny. Brak bliższych kontaktów z mężczyznami, wspólne mieszkanie, kilka nagrań z monitoringu miejskiego, gdzie spacerowały, trzymając się za ręce... Zarzuty nie były jednak na tyle poważne, żeby wysunąć solidne oskarżenie i uzyskać skazujący wyrok. Kobiety były ostrożne i nie afiszowały się ze swoją seksualnością. Nie odwiedzały nielegalnych homo-klubów, nie szukały partnerek przez Sieć. Kasjan był jednak przekonany, że to cholerne lesby. Chore, wymagające leczenia istoty. Skrzywił się na samą myśl.
Jakie były ich powiązania z siatką terrorystów islamskich? Dlaczego sygnał o śmierci Shankara przesłano właśnie do ich smartcomów? Co wiedziały o planowanym zamachu? Kasjan mógł powiadomić centralę i zaangażować do akcji więcej sił, nie zrobił tego jednak. Po pierwsze, wolał pracować sam, a po drugie, jeśli sam rozwiąże tę sprawę, może wreszcie awansuje. Starał się o to od dawna. Gdyby udało mu się przejść ze starszego prałata sztabowego na podwikariusza, dostałby większe mieszkanie, wyższą pensję i przysługiwałoby mu więcej urlopu. Żyć, nie umierać!
W holu budynku, w którym mieszkały kobiety, usiłował zatrzymać go portier, ale Kasjan machnął mu tylko odznaką przed nosem i skierował kroki w stronę windy. Znalezienie mieszkania Marty i Ulli w labiryncie korytarzy zajęło mu kilka minut. Przymocowal mikroładunek do elektromagnetycznego zamka przy drzwiach i odczekał kilka sekund. Niemal bezgłośna eksplozja przyniosła falę ciepła. Kasjan ostrożnie wszedł do środka. Zachowując czujność, sprawdził wszystkie pomieszczenia, ale okazało się, że przybył za późno – mieszkanie było puste. Dało się jednak poznać, że lokatorki opuszczały je w pośpiechu.
Policjant podłączył się do lokalnej sieci i sprawdził historię wychodzących połączeń. Ponad godzinę temu kobiety dzwoniły do motelu usytuowanego na obrzeżach tego okręgu. Widocznie zapomniały wykasować logi, opuszcając lokum.
Kasjan wrócił do nieoznakowanego samochodu, którym się poruszał i ustawił koordynaty autonavi na motel. W drodze skontaktował się z centralą i poprosił o sprawdzenie przepływu gotówki na koncie motelu. Po paru minutach dostał odpowiedź, jakiej się spodziewał. Na konto firmy wpłynęła dzisiaj zapłata za tygodniową rezerwację dwuosobowego pokoju. Płatność pochodziła z konta zarejestrowanego na Ullę Schwartz. Kasjan wysłał jeszcze prośbę o przesłanie szczegółów transakcji i wrócił do analizy danych z biochipu, mając nadzieję, że odkryje coś jeszcze, co być może wcześniej przeoczył.


Marta leżała na łóżku w motelowym pokoju i czekała na Ullę, która poszła do netroomu w celu podjęcia próby kontaktu z Ręką Proroka. Nie użyły netpada z obawy przed namierzeniem. Śmierć Shankara oznaczała, że Katolickie Służby Policyjne wiedzą o planowanym ataku. Pozostawało kwestią czasu, zanim odkryją powiązanie między islamską organizacją, a Martą i Ullą.
Kobieta westchnęła. Sama nie wiedziała jak udało jej się wplątać w to wszystko. Żyły sobie z Ullą spokojnie i przez lata udawało im się ukryć homoseksualny związek. Miały niemało szczęścia, bowiem Służby bezlitośnie obchodziły się z „chorymi”. Mężczyźni byli kastrowani, a kobietom usuwano łechtaczkę. W środowisku chodziły słuchy, że zabieg jest przeprowadzany przy pomocy lasera i bez znieczulenia.
Marta nie obnosiła się ze swoją odmiennością od tak zwanej normy społecznej. Uważała się za tolerancyjną i nie nienawidziła Kośćioła za takie, a nie inne stanowisko wobec homoseksualistów. Nie znosiła jednak kleru i nie ufała obecnemu rządowi. Uważała, że religia jako koncept jest w porządku, ale w praktyce zupełnie się nie sprawdza. Przez chciwość, głupotę i zawiść, ludzie potrafili wypaczyć najczystszą ideę. Przykłady można było mnożyć: demokracja, socjalizm, kapitalizm, resocjalizacja, globalizacja, i tak dalej.
Mimo niechęci do religii jako takiej, Marta wierzyła w Boga. Niekoniecznie w tego rzymsko-katolickiego. Wierzyła po prostu, że jest gdzieś tam istota, która opiekuje się wszechświatem i dba, żeby to wszystko miało ręce i nogi. Nie starała się nadać Mu imienia. Bóg, Budda, Allah. Jehowa, Krisha. Wisznu, Sziwa, Laozi, Amaterasu, Jezus, Duch Święty. Manitou. Co za różnica? Co rano dziękowała za każdy dzień i co wieczór spokojnie zasypiała.
Ulla natomiast... Ulla szczerze nienawidziła instytucji Kościoła i wszystkiego, co sobą reprezentował. Imponowała Marcie stanowczością i zdecydowaniem, ale czasem też przerażała. To ona nawiązała znajomość z Shankarem i wciągnęła ich w tę całą historię z Aligatronami. Zobowiazała się zdobyć poufne informacje dotyczące robotów, blueprinty systemów uzbrojenia, projekty rozwojowe i kilka innych rzeczy. Tym właśnie zajmowała się Marta dziś rano. Zdobyte przez Jazzera dane miały zostać przekazane Shankarowi w zamian za pokaźną sumę pieniędzy, która powinna wystarczyć na wiele lat dostatniego życia z dala od homofobów z KSP.
Z zamyślenia wyrwał ją syk rozsuwanych drzwi. Do pokoju weszła Ulla.
– Przynioslam kolację – powiedziała.
– Jak ci poszlo? – Posiłek byl ostatnią rzeczą, o której myślała teraz Marta.
– Udało mi się skontaktować z facetem o imieniu Mohammed. To on mial przetransferować kasę na nasze konto. Z początku był nieufny, ale udało mi się go przekonać, że jestem tym, za kogo się podaję. Wiedzą o śmierci Shankara. Mohammed nie chce ryzykować przechwycenia danych w sieci, dlatego odebierze je osobiście. Spotkamy się z nim dziś przed północą, niedaleko portu. Gotówkę przetransferuje na miejscu.
– Trochę to podejrzane... To miała być łatwa robota, Ulla. A teraz zamieszane jest KSP, Shankar nie żyje, a my spotykamy się z jakimś Mohammedem w środku nocy... Czy to nie w tym porcie stacjonują Aligatrony? Nie tak to miało wyglądać. Wycofajmy się. Na informacje kupiec znajdzie się na pewno.
– Nie, Marta. Nie możemy – powiedziała stanowczo Ulla. – Zawarłyśmy umowę i dotrzymamy jej. Poza tym, sprzedając te dane muzułmanom utrzemy nosa cholernym koloratkom.
– Muzułmanie tez potępiają homoseksualizm.
– Ale nie żyjemy w muzułmańskim kraju, tylko w katolickim! To katolicy nazywają mnie „odmieńcem”, klasyfikują jako chorą i prześladują! Nie możemy się, cholera, pocałować na ulicy, bo zaraz jakiś dobry chrześcijanin doniesie Służbom! Sama wiesz, co robią z takimi, jak my.
– Po prostu mam obawy, to wszystko.
– Dobra. Słuchaj, pojadę tam sama, skoro się boisz. Mowię poważnie, nie odbieraj tego jako ironii – dodała Ulla widząc wyraz twarzy wspólniczki.
Marta westchnęła. Wiedziała, że nie przekona Ulli do zmiany planów. Były ze sobą bardzo blisko, znały się szmat czasu i Marta doskonale zdawała sobie sprawę, że dalsza dyskusja nie ma sensu. Kiedy jej kochanka raz podjęła decyzje, nigdy jej nie zmieniała. Taka juz była. I za to Marta ją kochała. Za bycie przeciwieństwem siebie.
– Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać.
– Marta...
– Obiecaj!
Ulla podeszla bliżej i oplotła ramionami jej szyję.
– No dobrze, obiecuję. Zjedzmy kolację. Mam na ciebie straszną ochotę – usmiechnęła się i przesunęła koniuszkiem języka wzdłuż ust Marty. – Ale nie na pusty żołądek. Poza tym jest jeszcze coś, o czym muszę ci powiedzieć.


Kasjan siedział w samochodzie zaparkowanym przed motelem i obserwował pokój wynajęty przez kobiety. Wcześniej, tuż po dotarciu na miejsce, obszedł cały budynek upewniając się, że jedyne wejście do ich kwatery znajduje się od frontu. Uspokojony, że Ulla i Marta nie wymkną mu się jakimś tylnym wyjściem, wrócił do samochodu i kontynuował obserwację budynku.
Jedna z kobiet – Ulla, sądząc po burzy czarnych loków – udała się do netroomu mieszczącego się obok recepcji. Wróciła po godzinie, zatrzymując się po drodze przy automacie z jedzeniem. Kasjanowi wydawało się, że spojrzała w jego stronę, kiedy wrzucała monety do automatu. Po krótkiej chwili odwróciła wzrok, wyciągnęła z podajnika pojemnik z żywnością i skierowała kroki w stronę pokoju.
Czterdzieści minut później zgasło w nim światło.
Kasjan połączył się z centralą i poprosił o kopię elektronicznego klucza do kwatery kobiet, podając adres motelu i numer pokoju. Wkrótce otrzymał pakiet z zestawem niezbędnych danych i po chwili minidrukarka, należąca do wyposażenia pojazdu, wypluła małą, plastkiową kartę. Mężczyzna odczekał jeszcze kwadrans i uznał, że czas działać.
Zapadł wieczór. Na zewnątrz było zimno i wietrznie. Plac przed motelem pogrążony był w mroku, jako że z kilku stojących tu latarni działała tylko jedna. Kasjanowi akurat było to na rękę. Zakradł się pod drzwi pokoju i chwilę nasłuchiwał. Z wewnątrz dochodziły niewyraźne odgłosy, których nie potrafił zidentyfikować. Mężczyzna wyciągnął i odbezpieczył Walthera, po czym przyłożył klucz do czytnika. Gdy drzwi rozsunęły sie z sykiem, wparował do środka... I stanął jak wryty.
Zupełnie nie spodziewał się tego, co zobaczył.
Na łóżku po drugiej stronie pokoju leżała Marta Komturnik. Naga. Opierała głowę na dłoni, bawiąc się puklem włosów. Kasjan stał bez ruchu i wpatrywał się w kobietę, nie wiedząc co zrobić. Ta chwila wahania go zgubiła. Poczuł silne uderzenie w skroń i przewrócił się, wypuszczając broń z dłoni. W następnej sekundzie dostał w zęby kopniaka, od którego pociemniało mu w oczach. Kiedy próbował się podnieść, na jego potylicę spadło coś ciężkiego i stracił przytomność.


– A nie mówiłam, że ktoś nas śledził?! – powtórzyła Marta, oglądając uważnie pistolet należący do mężczyzny.
– Kiedy zauważyłam go na parkingu, przypomniałam sobie twoje słowa i wydało mi się podejrzane, że tak sam siedzi w samochodzie – pokiwała głową jej towarzyszka. – Miałyśmy dużo szczęścia. Cholera wie, co by się stąło, gdybyśmy obydwie baraszkowały w łóżku.
Spojrzała na napastnika, który wciąż nie odzyskał przytomności. Jego nadgarstki były skrępowane cienką, ale wytrzymałą linką holowniczą, którą Ulla przyniosła z ich samochodu. Obok ciała leżał gipsowy posążek, służący za wystrój pokoju. Przedstawiał postać anioła z rozpoztartymi skrzydłami. To właśnie nim oberwał w głowę mężczyzna. Na podstawie posążku widać było zaschniętą krew.
– Kasjan Wyżyński – przeczytała głośno Ulla imię i nazwisko umieszczone na identyfikatorze, który wyciągnęła z portfela napastnika. – Starszy prałat sztabowy Katolickich Służb Policyjnych. No, no. Niezła kabała. To pewnie on zabił Shankara.
– Zbierajmy się, Ulla. Jedźmy do portu, załatwmy tę sprawę do końca i wynośmy się stąd gdzieś, gdzie nas nie znajdą – powiedziała Marta. Jej głos nigdy wcześniej nie brzmiał tak zimno. Przyjaciółka spojrzała na nią.
– Wszystko w porządku?
– Po prostu chcę to już mieć za sobą. Posunęłyśmy się za daleko, Ulla. Nie wiem czy dobrze robimy, ale teraz chyba nie mamy już wyjścia.

C.D.N.
You'll never shine
Until you find your moon
To bring your wolf to a howl.
--- Saul Williams
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Cykl "Miasto Boże": Kwestia wiary [post-rydzyk cyberpunk] - przez RootsRat - 19-07-2011, 17:39

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 2 gości