Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kamienny Kielich
#1
Witam Smile
Postanowiłem podzielić się opowiadaniem, które szczerze mówiąc jest głównie eksperymentem. Mam jednak nadzieję (jak chyba każdy, kto publikuje), że jakościowo nie jest aż tak strasznie. Będę wdzięczny za wszelkie możliwe komentarze.
Pozdrawiam i zapraszam do czytania.





Rongash podłubał w zębie długim paznokciem wskazującego palca, mrużąc oczy i udając niezainteresowanie słowami rozmówcy. Gdyby lewa ręka nie zaciskała się na kolanie, rozległoby się charakterystyczne tupanie ujawniające z trudem wstrzymywane podekscytowanie. Nie odzywał się kilka chwil wiedząc, iż jeżeli jego podniecenie wyjdzie na jaw, chwyci zarzuconą na niego przynętę, zostanie zmanipulowany i wyjdzie na tym o wiele gorzej, a przecież nie bez powodu Zarg-Ra przybył wpierw do niego. Właściwie Rongash uznał to za dobre pytanie.
- Więc, dlaczego nie odwiedziłeś najpierw twoich koleżków? Albo Poszukiwaczy? Ostatecznie mogłeś zgłosić to Radzie, bo nawet jeśli to tylko plotka, potwierdzona mogłaby przynieść ci spory majątek. Ja jestem tylko biednym, samotnym weteranem. – Spojrzał prosto w niebieskie białka, które wypełniały oczodoły siedzącego naprzeciwko demona, jakby chcąc znaleźć w nich jakieś oznaki kombinowania, co było raczej niemożliwe.
- Nie widzi mi się zostać zniszczonym przez Radę za sam fakt posiadania takich informacji. W przeciwieństwie do ciebie i tobie pokrewnych, którzy z natury jesteście leniwi i tylko chlejecie, pieprzycie bądź żrecie, u mnie panuje wzajemna konkurencja. Poszukiwacze natomiast mają kontakty z Radą, oddają im część znalezionych Bram, w zamiast za nietykalność, przywileje i pieniądze. – Zarg-Ra zrobił przerwę na porządny łyk czarnej, parującej substancji, jakby kolejne słowa z trudem chciały mu przejść przez gardło. – Poza tym, bardziej przysłużysz się sprawie ogółu. Walczyłeś z aniołami, paladynami, egzorcystami… ze wszystkim. Wiem też, z nieoficjalnych źródeł, że masz odłożony spory majątek. Pasuje, czy mam szukać kogoś innego?
Rongash nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Przestał dłubać w zębie i zaczął stukać pazurami o blat poniszczonego i poplamionego stołu, zapewne starszego niż samo Piekło. Nie kryjąc dumy wypiął umięśnioną, czerwoną niczym krew klatkę piersiową, odzianą jedynie w niezapiętą kamizelkę koloru zgniłej jagody. Demony rodzaju i pokroju Zarg-Ra nigdy nie prawiły komplementów, były raczej dumne i skryte, poważne, na swój sposób honorowe, co tym bardziej usprawiedliwiało zdziwienie wszystkich obecnych w knajpie „Plugawy Ognik”, którzy ukradkowo zerkali na postać błękitnego, pokrytego futrem w kolorze ciemnej zieleni demona, odczuwając jednocześnie strach i respekt. Nawet przechodząca obok kelnerka-succubus zmysłowo musnęła Zarg-Ra ogonem i puściła mu oko. Demon jednak zignorował to, w przeciwieństwie do jego rozmówcy, który z trudem oderwał wzrok od pośladków demonicy.
- Ej, to było zaproszenie, szczęściarzu. Skorzystasz? Nane nie daje każdemu, ale podobno obcokrajowców ujeżdża równie dziko co sam Lucyfer swego smoka. Wiesz ile drinków na nią straciłem?!
Zarg-Ra musnął kilka razy dłonią umięśnione ramię w miejscu, gdzie nie było futra
i westchnął.
- Słuchaj, nie obchodzi mnie to, nie po to tu przybyłem. Wasze… samice mnie nie kręcą, wolałbym, aby nie zostawiały na mnie tej dziwnej wydzieliny, to nie podziała, a irytuje. Nie lubię się irytować. Skończyłeś? Chciałbym usłyszeć twoją odpowiedź.
Rongash mruknął coś pod nosem i udał zamyślenie. Nie wiedział, że jego partner już dawno rozgryzł rozmówcę i teraz mocno się wstrzymywał, by nie zmiażdżyć mu czaszki. Thasythsowie nienawidzili być ignorowani w taki sposób, nie byli również zbyt taktowni i subtelni, mieli gdzieś opinię o nich, a czas był dla nich wartością niemalże świętą. Rongash musiał zdawać sobie z tego sprawę, choć jak na Belvresa przystało, lubił prowokować wszystkich wokół. Chwycił butelką leżącą na stole i przyglądał się jej chwilę.
- Wiesz, doceniam fakt, że pofatygowałeś się specjalnie do mnie z drugiego końca Piekła, choć jedynie słyszałeś o mnie plotki – rzekł nalewając powoli pozostałą zawartość do szklanki. – Jeszcze bardziej doceniam hojność i zakup Plugawego Ognika, który nieźle kopie, lecz dopiero przy trzeciej butelce. Chimera też jest niezła, choć słabo przyprawiona, za bardzo żylasta i złośliwy kawałek utkwił mi między zębami. – Odłożył pustą butelkę i chwycił szklankę, unosząc ją w powietrzu przed siebie i przez czarny pryzmat spoglądał na Zarg-Ra. – Najbardziej jednak cieszy mnie to, że od razu przeszedłeś do rzeczy i opowiedziałeś wszystko, jakbyś podświadomie wiedział komu zaufać. – Uśmiechnął się, obnażając szereg oślepiająco białych, spiłowanych zębów. - Twoje zdrowie, przyjacielu! – Wypił całą zawartość szklanki niemalże jednym łykiem, po czym z hukiem trzasnął naczyniem o stół. – Przyjmuję twoją ofertę. Nigdy nie myślałem o sobie jak o płatnym mordercy, ale w zamian za możliwość przejścia przez Bramę wydupczyłbym samą Marię Magdalenę.
- Nie to jest…
- Wiem, wiem, ponuraku. Nie traćmy zatem czasu! Spiszemy Wewnętrzny Cyrograf, czy wystarczy buzi?
- Pakt Krwi.
Rongash gwizdnął przeciągle.
- Nieźle, bardzo ci zależy na zlikwidowaniu tego demona. Musiał nieźle zaleźć ci za skórę, ale to nie moja sprawa. Zgoda, choć na sam widok waszej krwi przechodzą mnie ciarki.
Czerwony demon przyłożył kciuk do kła, co w zupełności wystarczyło by powstała niewielka rana, na powierzchni której zebrało się kilka kropelek czarnej i gęstej jak smoła krwi. Wystawił kciuk przed siebie, przystawiając go do nagryzionego kciuka Zarg-Ra. Na stół spadło kilka zmieszanych czarnych i błękitnych kropelek, które zasyczały i wyparowały, lecz dla zawierających pakt sprawa była o wiele bardziej skomplikowana. Czas jakby stanął w miejscu, a przestrzeń wywróciła się do góry nogami. Oba demony poczuły silne zawroty głowy, Rongash o mało nie zwymiotował, a Zarg-Ra zachwiał się niebezpiecznie kilka razy, a przynajmniej tak mu się zdawało. Krew tak bardzo różnych gatunków demonów, wywodzących się w dodatku z dwóch różnych klanów działała na siebie jak trucizna. Belvresa ogarnął niemożliwy do wytrzymania chłód, jakby w jego wnętrzu powstało istne lodowe piekło. Potomek Thasythsów nie poczuł się lepiej, w jego sercu eksplodował wulkan, zalewając bolesnym, trudnym do wytrzymania gorącem całe ciało, niczym żrąca lawa. W rzeczywistości całą procedura trwała nie dłużej niż kilkanaście sekund, choć oczy gapiów zwróciły się w stronę paktujących, zdziwione wykonywaniem tak ważnego rytuału w takim miejscu.
- Strasznie nieprzyjemne uczucie, ale mus to mus, co nie? – rzekł Rongash odrywając kciuk i przyglądając się małej rance na nim, która zagoiła się w sekundę, pozostawiając niewielkie, niebieskie znamię; u drugiego demona powstała analogiczna pamiątka.
- Niniejszym obowiązuje nas pakt – oznajmił niemalże uroczyście Zarg-Ra.
- Mylisz się, przyjacielu.
- Jak to?
- Takich ogierów jak my prawdziwy pakt zacznie obowiązywać, kiedy obalą jeszcze jedną kolejkę, a potem wpadną to burdelu pełnego śliczniutkich succubek.
- Nie rozkręcaj się, Rongash. I tak wiem, że nie masz grosza przy duszy, a oszczędności nie tykasz, więc ja za wszystko płacę. Zostańmy przy kolejce.
Rongash z zakłopotaniem podrapał się po rogu, zastanawiając się, jakie posiadał inne możliwości wyłudzenia od nowego kontrahenta jakiejś lepszej rozrywki.
- Zgoda! Tym razem jednak proponuję „Białe Piekło”. Lubię mieszać, wychodzi taniej i nie jest wcale tak źle!




***

- Przepraszam bardzo, kim pan jest i co pan tutaj robi!? – zapytała staruszka, bacznie przyglądając się nieznajomemu.
Rongash rozejrzał się po pomieszczeniu i podrapał po trzydniowym zaroście. Znajdował się w niewielkim, staroświeckim pokoju, w którym cuchnęło lekami i starymi ludźmi. Stał na puszystym, kolorowym dywanie, który lata świetności miał zdecydowanie za sobą. Jego czarne, eleganckie i - jak musiał przyznać – niezwykle wygodne buty były w tym świecie rzeczą zapewne cenniejszą niż cokolwiek w tym mieszkanku. Starsza pani stała w progu, trzymając w rękach plastikową tackę ze znajdującą się nań miseczką zupy. Kobieta wydawała się bardziej ciekawa, niż przestraszona i Rongash zaczął się zastanawiać, dlaczego. Pomacał się po głowie. Nie wyczuł rogów tylko krótkie, ładnie ułożone włosy. Przybliżył się do starego telewizora stojącego na drewnianej komodzie i dokładnie przyjrzał się sobie. Mimo zniekształconego odbicia zdołał wywnioskować, iż jest średniego wzrostu i również takiej muskulatury, więc nie powinien wyróżniać się w tłumie. Problem może stanowić jednak czarny garnitur i biała koszula, co budziło wrażenie jakoby dopiero wrócił z pogrzebu lub ważnego spotkania. Najdokładniej jednak przyjrzał się własnej twarzy, oceniając każdy najmniejszy detal.
- Przystojniaczek ze mnie! – stwierdził entuzjastycznie. - Dzięki ci, Bramo!
- Ja nie chcę niczego kupić! – oburzyła się staruszka i czym prędzej ruszyła w stronę głębokiego, skórzanego fotela. Położyła tackę na niewielkim stoliku obok, znalazła pilota i natrętnie machała ręką, nakazując Rongashowi zejście na bok. – Zejdź pan, zaraz się zaczyna mój serial! Niczego nie chcę kupić, idź pan oszukiwać kogoś innego!
Mężczyzna zawahał się na moment, po czym energicznym krokiem przesunął na bok. Ukłonił się nisko.
- Przepraszam najmocniej, już się zmywam! – Ruszył w stronę drzwi wyjściowych, znajdujących się zaraz obok pokoiku, lecz zatrzymał się w momencie naciśnięcia klamki. – Przepraszam, skorzystam tylko z łazienki, dobrze? – wykrzyczał, chcąc przebić się przez intro jakiegoś durnego serialu; staruszka najwyraźniej była głucha i Rongasha zaczęło zastanawiać, kiedy rozlegnie się walenie miotłą o ściany ze wszystkich możliwych stron.
- Tak tak, cicho już!
Łazienka była tak mała, że ledwo mógł się w niej obrócić. Chodziło mu jednak tylko o poplamione lustro. Ściągnął krawat i zabrał się za rozpinanie koszuli. Oby tylko nie było na moim tyłku, pomyślał. Miał szczęście, wyryty na skórze pentagram wypełnionymi dziwnymi znakami znajdował się dokładnie tam, gdzie serce. Teraz tylko Rongash musiał znaleźć informatora i wykonać zadanie. Nim jednak to miało nastąpić, musiał przyjrzeć się czy jego skorupa nie miała żadnych wad mogących go zdradzić. Brama nigdy nie popełniała błędów, lecz oglądanie śnieżnobiałych, równych zębów, błękitnych oczu i każdego skrawka dość przystojnej twarzy podnosiło jego ego.
Kawiarnia, w której miał czekać była duża, aczkolwiek przytulna. Stolików znajdowało się niewiele w stosunku do ilości wolnego miejsca, jednak nie bez powodu – knajpa informatorów wymagała odrobinę większej odległości między robiącymi interesy. Nie bez powodu nosiła jakże banalną nazwę „Piekielna Kawa”, bowiem przyciągała wszystko co pochodziło z każdego innego wymiaru niż ludzki, warunkiem było jedynie posiadanie dobrego wyglądu i przestrzeganie oczywistych zasad. Nierzadko były one po prostu dziwne.
Wnętrze nie miało nic wspólnego z nazwą lokalu. Okrągłe stoliki i krzesła w kolorze ciemnego brązu, długie, przyciemniane od zewnątrz szyby, stojące w kątach donice z różnymi roślinami. Spokojna, odprężająca atmosfera. Kelnerki podróżujące od klienta do klienta, na pierwszy rzut oka kulturalni, ułożeni goście. Rongash pasował do tego miejsca idealnie, przypominał biznesmena w przerwie na lunch. Omiótł wzrokiem beżowe ściany i zajął miejsce przy ścianie, tuż pod obrazem przedstawiającym Ukrzyżowanie.
Kelnerka natychmiast ruszyła w jego stronę.
- Co podać, poza szatanem? Polecam placek jagodowy. – Mężczyzna zmierzył wzrokiem zgrabną blondyneczkę, trzymającą w dłoniach notes i długopis.
- Nie, dziękuję, nic nie chcę. Kawa psuje zęby. – Uśmiechnął się szeroko.
- Pan chyba nie rozumie, musi pan zamówić szatana, taka jest zasada – rzekła niby spokojnie, aczkolwiek sprawne ucho Rongasha wyłapało zimny, wręcz grożący ton.
Mężczyzna skinął głową i westchnął, a kelnerka odeszła od stolika. Oczywiście demon zdawał sobie sprawę z tego, że niezwykle mocna kawa w większości przypadków zabija śmiertelników, a nosząc jedne z zacnych imion samego Lucyfera jest obowiązkowa w tym miejscu. Jednak liczył, że choć raz uda mu się wymigać, zawsze go po niej mdliło, pijał ją niezwykle rzadko w Piekle. W smaku była dobra, lecz ta cała symbolika i poniżanie się przed Lucyferem w taki sposób… Rongash czasem myślał, że to nie kawa tylko nasienie wiadomo kogo.
Nie zdążył zacząć się nudzić, gdyż zadzwonił dzwoneczek oznajmiający pojawienie się nowego klienta. Otyły mężczyzna w zbyt ciasnej marynarce wszedł do środka i przetarł chusteczką czoło. Twarz przypominała czerwony balon. Krótkie włosy mężczyzny były mokre od potu, a sapanie słyszane aż z drugiego końca pomieszczenia. Rongash zmrużył oczy, kiedy nieznajomy ruszył w jego stronę i bez słowa dosiadł się do stolika.
- Cholera, ale tu duszno! – powiedział głośno i westchnął, ciągle przecierając twarz mokrą chustą. – Jak wy tu możecie wytrzymać! – Rozejrzał się po całej sali, zwracając na siebie uwagę pozostałych gości.
Rongash usłyszał narastający dźwięk przypominający startujący helikopter. Spojrzał w górę i zobaczył jak wiatraki, do tej pory obracające się wolno, teraz zaczynają kręcić się coraz szybciej. W pomieszczeniu zrobiło się chłodniej, a powietrze nachalnie muskało skórę. Do ich stolika podszedł młody mężczyzna w okularach i nie trzeba było być mądrym, aby zrozumieć, że to kierownik. Jego mina ukazywała oburzenie, lecz on sam trzymał pewien dystans.
- Proszę pana, używanie mocy w tym lokalu jest surowo zabronione!
- Zamilcz, młody. – Mężczyzna machnął ręką, a kierownik zamilkł. Próbował wydać z siebie jakieś dźwięki, lecz przez jego zamknięte zaklęciem usta przebijały się tylko niewyraźne pomruki. Wraz z kelnerkami, które przybiegły mu na pomoc, z powrotem wrócił na zaplecze grożąc palcem.
-Tak tak, i przynieście mi jeszcze to wasze kakao, najlepiej całe wiadro! – powiedział otyły mężczyzna, po czym zaśmiał się głośno.
Pozostali klienci odwrócili się i wrócili do swoich spraw, w gruncie rzeczy tak błaha awantura nie interesowała nikogo, nikt nie chciał zwracać na siebie uwagi. Wliczając w to Rongasha, który poniekąd był w centrum zdarzenia i bardzo nie chciał być kojarzony z awanturnikiem.
- Uważasz, że to było dobre posunięcie? – zapytał spokojnie demon.
- Czy ja cię uczę jak wykonywać robotę, Rongash?
- Ciszej! Skąd do cholery znasz moje imię? – Wymachiwał dłońmi w uspokajającym geście, zniżając głos niemalże do szeptu; jego serce zabiło mocniej, przestraszył się nie na żarty.
Rozmówca zaśmiał się, lecz ściszył głos.
- Żartujesz sobie? W całym Piekle i na Ziemi mówią o tym, że sam Rzeźnik Rongash dorwał się do jakiejś nowo odkrytej, póki co nielegalnej, Bramy. Egzorcyści srają pod siebie, Anioły chodzą napięte jak struna, a w trawie piszczy, że legion Archaniołów ma zawitać. Lubisz ich, prawda? To twoi ulubieńcy, jeśli dobrze pamiętam. – Uśmiechnął się, a jego twarz przybrała demoniczny wyraz; źrenice na moment stały się pionowe, a skóra poszarzała.
Rongash zaklął szpetnie i oparł się na krześle. Choć wiatraki pracowały na pełnych obrotach, a ich wycie mogło doprowadzić do szału, demonowi było gorąco. Brał głębokie wdechy i wypuszczał powietrze powoli jakby chcąc, aby wraz z nim wyleciała cała jego irytacja i cały niepokój. Na obliczu malował się gniew. Był w świecie ludzi zaledwie od kilku godzin, a już stało się to, do czego nie chciał doprowadzić za wszelką cenę. Wszak miał zamiar spędzić tu wieczność, a teraz cały misterny plan został zniszczony. Plotka rozniosła się szybciej niż mógł sobie w ogóle wyobrazić. Sensacja wywołana nagłą i równie niespodziewaną aktywnością niemal go zabolała.
Otyły mężczyzna wrócił do poprzedniego stanu i próbował się odezwać, lecz mu przerwano.
- Do rzeczy. Dawaj wszystkie informacje, które masz i zapomnij, że mnie widziałeś. – Rongashowi rzadko zdawało się być poważnym, a wówczas lepiej było go nie irytować.
- Okej, szefie, już się robi – odpowiedział ulegle informator.
Wyjął z kieszeni pomiętoloną kopertę i rzucił ją demonowi. Ten porwał ją błyskawicznym ruchem i rozerwał na kawałki, jakby biedny papier coś mu zawinił, lecz oszczędził zawartość. Podniósł na wysokość twarzy zdjęcie przedstawiające młodą dziewczynę.
- Serio? – zapytał, a powaga zaczęła ustępować rozbawieniu. – Brama przy nadawaniu skorup stara się odzwierciedlać w pewnym sensie oryginał. W każdym razie, spodziewałem się dwumetrowego, napakowanego Ruska. Więc, jakiej rasy jest ta biedaczka, którą mam rozerwać mimo tego, iż kocham wszystkie kobiety tak samo i je szanuję?
- Ludzkiej – wymamrotał informator.
- Słucham?
- Jest człowiekiem. – Mężczyzna przełknął ślinę i spojrzał twardo w oczy rozmówcy.
- Co?
- Rongash, na kuśkę Diabła, przecież kurwa mówię, że to zasrany człowiek!
Demon przybliżył ucho.
- Masz zabić człowieka. – Informator czuł się zmieszany.
- Człowieka?
- Tak… Do cholery, znowu zrobiło się gorąco, pewnie wiatraki się przegrzewają.
- Jak to?
- No, wieje jakby wolniej, nie?
- Kobieta?
- Tak, ludzka samica, jak mówią niektórzy.
Niespodziewanie pojawiła się kelnerka. Postawiła przed gośćmi filiżanki i uciekła jak najszybciej. W powietrzu dało się wyczuć dziwne wibracje, które sprawiały, że porcelana drgała, a kawa poruszała się nerwowo w naczyniu. Demon wziął porządny łyk „szatana”, pomieszał w ustach i wypluł wszystko na rozmówcę.
- Nie Serafina, jakiegoś Żniwiarza, uciekiniera z Piekła, wyższego rangą Paladyna, cokolwiek, tylko ludzką kobietę? A co ona ma, specjalne moce? Robi dobrze stopami? – Rongash był spokojny.
Informator pokiwał głową, chustą wycierając twarz z czarnych jak smoła kropel.
- Nie wiem, ja ci tylko daję zdjęcie. Znajdziesz ją na uniwersytecie niedaleko stąd, studiuje, nie wiem gdzie mieszka. Wiem tylko tyle, że każdy chce ją dostać. Demony, anioły, więc może być gorąco. Różnica polega na tym, iż my chcemy ją zabić, a oni nie wiadomo. Szybko, bezboleśnie, po cichu. Żadnych ekscesów, takie są wymogi, rozumiesz? Zawiązałeś pakt, Thasythsowie są pośrednikami i dobiorą ci się do dupy jak coś spierdolisz, gotowi są nawet rozwalić cały twój rodzaj, a kolejna wojna w Piekle wywoła prawdziwy chaos w każdym innym wymiarze, dobrze o tym wiesz.
- Mógłbym, na przykład, palić ją żywcem. Tak z godzinkę, co ty na to?
- Rób jak uważasz, masz tylko nie rozwalić tego miasta, jak to zrobiłeś z Sodomą i Gomorą. Ludzcy idioci dalej wierzą, że to dzieła Boga. Przyznaję, twój plan był sprytny, Rongash. Wpierw dzięki tobie niemal święte miasta zamieniły się w istne gniazda rozpusty i innych grzechów, potem zasadziłeś się w nich na Anioły i uczyniłeś krwawą łaźnię. Oczywiście miasta poszły z dymem, a ty zyskałeś sławę i dusze.
- Chcesz autograf czy od razu uklękniesz?
- Oh przestań, po prostu jesteś moim idolem. Jak byłem jeszcze małym gówienkiem opowiadano mi o tobie, straszono mnie, że jak nie będę mordował i gwałcił ile starczy sił, to przyjdzie Rongash, wychędoży mnie i zje. Zabawne, co?
- Bardzo.
Informator wstał od stołu, zostawiając swoją kawę nietkniętą.
- Będę się już zbierał. Dam ci jednak przyjacielską radę, nie spierdol. Ostatnim razem jak kazano ci wybić ludzi, pobawiłeś się w budowniczego, a potem pomieszałeś im języki i zniknąłeś na sto lat, kawalarzu. – Rozejrzał się dyskretnie, po czym nachylił nad stołem i wyszeptał: – Trzymają na muszce twojego syna, więc załatw sprawę szybko i zaszyj się gdzieś na dłuższy czas, tak na tysiąc lat. – Skinął głową i pospiesznym krokiem opuścił lokal.
Wiatraki przestały się obracać. Rongash westchnął ciężko i oparł się luźno na krześle, wbijając wzrok w sufit. Patrzył tak przez chwilę, po czym wystawił przed twarz zdjęcie z celem. Odwrócił fotografię na drugą stronę.
- Rose – rzekł cicho sam do siebie.
Podrapał się po brodzie, wywołując zdjęciem delikatne podmuchy powietrza.
- Ta kawa jednak nigdy mi nie zasmakuje.


***
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Kamienny Kielich - przez Sett - 08-04-2014, 19:38
RE: Kamienny Kielich - przez Kruk - 12-04-2014, 19:02
RE: Kamienny Kielich - przez BEL6 - 25-05-2014, 22:53
RE: Kamienny Kielich - przez Sett - 09-06-2014, 22:02
RE: Kamienny Kielich - przez BEL6 - 09-06-2014, 22:50
RE: Kamienny Kielich - przez Sheaim - 12-06-2014, 19:04
RE: Kamienny Kielich - przez Sett - 20-06-2014, 20:56
RE: Kamienny Kielich - przez BEL6 - 26-01-2015, 10:52
RE: Kamienny Kielich - przez Sett - 26-01-2015, 14:07
RE: Kamienny Kielich - przez Sett - 30-01-2015, 14:55
RE: Kamienny Kielich - przez Kruk - 30-01-2015, 16:30
RE: Kamienny Kielich - przez BEL6 - 30-01-2015, 19:36
RE: Kamienny Kielich - przez Sett - 13-02-2015, 13:50
RE: Kamienny Kielich - przez BEL6 - 14-09-2015, 19:33
RE: Kamienny Kielich - przez gorzkiblotnica - 14-09-2015, 21:07
RE: Kamienny Kielich - przez Sett - 17-09-2015, 10:43

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości