książka
#16
(30-01-2012, 20:01)szymonzss napisał(a): w najbliższym czasie zamieszcze tu bądź w nowym poście moje wypociny.

Nie chcem wypocin, chcem fajne.
Wypociny beeee

Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#17
(30-01-2012, 20:01)szymonzss napisał(a): Ok dzięki za odpowiedzi w najbliższym czasie zamieszcze tu bądź w nowym poście moje wypociny.
PozdrawiamBig Grin
zamieść w nowym wątku, w odpowiednim dziale Wink
Odpowiedz
#18
Ot paradoks - czytelnicy chcą tego czego nie chcą, chcą tego czego się nie spodziewają. Napis coś co wszystkich zaskoczy.

A rade z pierw małymi formami, potem większymi - dobra rada.
natural born killer
Odpowiedz
#19
Śmiechy śmiechami, ale ja w wieku 13-14 lat (8 lat temu jakieś) napisałem "książkę" w stylu "Władcy", a jak, całe 3 zeszyty 80 kartkowe małym druczkiem, zeszło mi z rok - codziennie po godzince, dwie.

Wtedy to była charyzma.Angel
I nawet nie wyszło najtragiczniej, ha!Big Grin

Pozdrawiam!
Odpowiedz
#20
W wieku 15 lat napisałam "książkę". O jak się cieszyłam, mama się zachwycała, cała rodzina, znajomi. Ok. Wcześniej nic nie pisałam, chyba że do szkoły, "książka" była pierwsza. Po dwóch latach przerwy zaczęłam pisać opowiadania na fora. Krótkie. Komentarze były tylko krytyczne Dodgy Ale pisałam opowiadania nadal. W końcu pojawił się pozytyw jeden, potem drugi. I po roku od dokształcania się na tych forach przeczytałam tą "książkę" jeszcze raz.

Powiem tylko, że to był gniot. Ogromny. Po prostu jedno wielkie "g", bez skrupułów wyrzuciłam do kosza ;D

Więc to święta prawda, że lepiej zacząć od opowiadań. Mniej błędów się popełni, szybciej się człowiek nauczy ich nie robić. I najważniejsze nie zrażać się negatywnymi opiniami. One pomagają najwięcej
Odpowiedz
#21
Moja pierwszą książką był pamiętnik.
Nie wnikam w walory literackie, ale pod względem fabuły - mucha nie siada taka przemyślana konstrukcja.
Pamiętnik mój bowiem podczytywała skrycie i niecnie moja mama.
Pisałam, że wyjeżdżam na nudne szkolenie instruktorskie, narzekałam na upierdliwość indoktrynacji politycznej i... mykałam na żagle z chłopakiem.
To był socrealizm - powieść tendencyjna.
Przepadła... szkoda.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]

Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Odpowiedz
#22
Ja zaś mając 10 - 11 - 12 lat... pisałam sobie opowieść o piratach. Było to dzieło straszne pod każdym możliwym (i nie możliwym) względem. Tongue Ale mam je po dziś dzień.
W księżycowym jasnym blasku
widziałam ciemne krople krwi,
co po twej dłoni na piasek spływały

Odpowiedz
#23
Pierwszy kompletny utwór... 14 lat, 530str A4 12 Times New Roman, wiernie korektowane i czytane przez sporo starszego (20+) kuzyna. Tematyka PostApo SF.
Potwornie naiwne, prostolinijne, bez niczego oryginalnego, ale podziwiam się za samozaparcie.

Niezwykłym jest, że kiedy człowiek nie potrafi to pisze dużo, a gdy idzie mu już o niebo lepiej to nie ma czasu/chęci/weny. Smile
Odpowiedz
#24
Zgubo, mam identycznie to samo, nawet jeśli nigdy nie dotarłem tak daleko...
Teraz umiem pisać znacznie lepiej niż kiedyś, za to nigdy nie mam chęci/weny (czas mam akurat xD)
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.

Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje Tongue
Odpowiedz
#25
A ja się sprzeciwię [skoro i tak już zeszło na nieco inny temat, to czemu się nie dołączyć? Niby pomoże] teori o pisaniu krótkich opowiadań.
Zaczęłam w wieku 11 lat, napisał kompletnie durnego i beznadziejnego fanficka do hp. Około 200 stron w zeszycie w kratkę pismem, które można by określić jako obrzydliwie małe i skrajnie nieczytelne. Można to zaliczyć jako pierwszą książkę. Big Grin
A potem kupiłam sobie zeszyt A4 i zaczęłam kolejna powieść w celu zapełnienia go. Może i go nigdy nie skończyłam, ale pisałam codziennie przez kilka godzin, po dobre kilka stron (dziesięciu nigdy nie przekroczyłam) i sądzę, ze mi to pomogło. W sensie warsztatu, tworzenia fabuły i postaci.
Wiem, ze teraz tez jest źle, ale wciąż lepiej niż kiedyś.
No i o jednym 'dziele' łatwiej się myśli niż o wielu małych. Wygodniej jest skonstruować obrzydliwie skomplikowaną fabułę, niż wiele małych i prostych, nie powtarzając się przy tym. Bo zwroty Akcji mogą być różne.
Szymonzss zachęcam do pisania. Może i czarno to widzę,a le nie o to chodzi, by to było widziane, tylko zrealizowane i wyćwiczone, by następnym razem czekać z niecierpliwością.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości