Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
To miasto wcale nie było zimne
#16
Oczywiście, że będzie kontynuacja. I to nawet już Smile
Bo oto część czwarta, ostatnia:


Rozdział VIII

Obserwował uważnie, jak rudowłosy dziennikarz oddala się w kierunku przystanku. Był pewny, że ten biedny facet nie zmieni już decyzji. Zbyt głęboko zakorzeniła się w jego umyśle, by ją teraz wytępić. W końcu tak naprawdę nie miał nic do stracenia.
Spełnienie marzeń? Któż tego nie pragnie?
Marvin uśmiechnął się z satysfakcją, która tym razem była w pełni uprawniona. Lubił o sobie myśleć jak o zawodowcu. Kilkaset lat doświadczenia robi swoje. Tysiące osób przemaszerowało z pingwinem tam, gdzie miały ziścić się ich sny. Tylko garstka się na to nie zdecydowała. Ale on znał się na ludziach i wiedział, że Chris Stepford, dziennikarz Daily Report, nie oprze się tej kuszącej możliwości.
Pójdzie. Z całą pewnością.
Ludzkie marzenia były idealną przynętą na łowienie dusz. Ludzie chytrzy, źli i przebiegli i tak już należeli do niego. Wygrywanie tych dobrych, którzy byli zdesperowani do tego stopnia, by przekreślić swoje dotychczasowe życie i pójść z pingwinem… To dopiero wyzwanie. Bo przecież źli ludzie nie wrzucają swoich pieniędzy do puszek żebrakom.
Z poczuciem dobrze wykonanej misji, wyjął z kieszeni płaszcza swoją podniszczoną harmonijkę ustną i zaczął grać kolejny bluesowy standard. Muzyka przywracała świat na właściwe tory.
Po kilku minutach usłyszał charakterystyczny dźwięk drobniaków lądujących w puszce. Na chwilę odstawił harmonijkę od ust i skinął uprzejmie, uchylając kapelusz jak stary dżentelmen z czarno-białych filmów. Pięćdziesięcioletnia, lekko otyła kobieta w zielonym płaszczu uśmiechnęła się do niewidomego żebraka i poszła w swoją stronę, czyniąc pierwszy krok w kierunku swoich marzeń, które w jej przypadku miały zapach jaśminu.

***

Późnym wieczorem w drzwiach Andy'ego Perkinsa zgrzytnął klucz. Właściciel po kilku nieudanych próbach znalazł ten właściwy i cicho wślizgnął się do mieszkania. Co prawda mieszkał sam, ale po ciężkim dniu w pracy nade wszystko pragnął ukojenia i zimnego piwa z lodówki. Rzucił niedbale kurtkę na mały stolik w przedpokoju, zdjął buty i skierował się prosto do kuchni. Już miał otworzyć srebrne drzwi, za którymi kryło się między innymi kilka puszek schłodzonego Budweisera, gdy zauważył miarowo migającą czerwoną lampkę automatycznej sekretarki.
Za każdym razem od dnia rozwodu, gdy widział to znajome pulsowanie, łudził się, że to może jakaś tajemnicza wielbicielka z niedwuznaczną propozycją. Jednak bezlitosna rzeczywistość szczypała go, obdzierając z marzeń. Warstwa po warstwie.
Andy wcisnął guzik.
- Masz jedną wiadomość – przemówiła sekretarka. Wykorzystał ten wstęp, by sięgnąć po puszkę z lodówki.
- Cześć - rozległ się znajomy głos.
- Chris - rozpoznał przyjaciela i momentalnie się ucieszył. Wiadomość od Chrisa oznaczała najczęściej propozycję rychłego wyskoczenia do knajpki lub coś nieplanowanego. A Andy lubił niespodzianki.
- Może wyda ci się to nieco dziwne... ale podjąłem dla siebie ważną i przełomową decyzję.
Andy nerwowo zacisnął dłoń na Budweiserze. Miał złe przeczucia.
- Nie wiem co się teraz ze mną stanie. Ostatnie dni były dla mnie pasmem dziwacznych wydarzeń i niezwykłych odkryć. Spotkałem kogoś, kto może mi pomóc spełnić moje marzenie. Może brzmi to trochę bez ładu i składu, ale... Cóż... Chyba nie zdołam wytłumaczyć tego przez telefon. W każdym razie nie będzie mnie jakiś czas... Ja... właściwie nie mam pojęcia, czy jeszcze wrócę. Nie wiem nawet dokładnie gdzie mnie zaprowadzi. Ten żebrak spod parku na Saint's Avenue nie jest zwykłym człowiekiem. Dzięki niemu będę miał dostęp do... innego, doskonałego świata. Nie oczekuję, że mnie zrozumiesz. Chcę ci przekazać moje mieszkanie pod opiekę. Klucze są pod wycieraczką. Możesz nimi dysponować wedle własnego uznania. Wszystkie dokumenty zostawiłem na biurku. Żegnaj, przyjacielu. Dziękuję za wszystko.
Andy nie usłyszał ostatniego zdania, bo wybiegł najszybciej jak mógł do swojego samochodu.
Pomknął, łamiąc po drodze co najmniej tuzin przepisów, pod park na Saint's Avenue do miejsca, gdzie zwykle urzędował czarnoskóry żebrak. Andy pamiętał, jak kilka razy słyszał znane kawałki bluesowe na harmonijce.
Na dworze dawno już zapadł zmrok, a chodnik oświetlały tylko wątłe kręgi światła rzucane przez lampy uliczne. Znikąd nie dochodziły jednak dźwięki „niewolniczej muzyki”. Andy stanął przy wejściu do parku. Jedyne co słyszał to szelest porozrzucanych stron zapomnianej gazety, gnanej przez wiosenny wiatr.


Epilog

Ostatnie trzy kartki okazały się zupełnie puste. Przeczytała jeszcze raz samo zakończenie, nastawiając się, że będą to ostatnie zdania najlepszej książki, jaką czytała w życiu. Jakby napisano ją specjalnie dla niej.
Rudowłosy mężczyzna przymierzył smoking, który ostatnio zakładał trzy lata wcześniej. W dalszym ciągu pasował idealnie. Jeszcze raz stanął przed wielkim lustrem w garderobie, dokładnie przyjrzał się swemu najbardziej eleganckiemu strojowi jaki posiadał. Był nad wyraz zadowolony. Na wszelki wypadek poprawił mankiety w świątecznej koszuli i po raz ostatni już przyczesał włosy, co nie było trudne, gdyż miał krótką fryzurę. Na koniec spryskał się najdroższymi perfumami i był już gotowy. Spojrzał na zegarek. Wiedział, że musi już wyjść. Całym sobą czuł, że podjął najlepszą decyzję z możliwych. Wszystko, co doczesne, przestawało mieć znaczenie. Liczyła się tylko Sophie.
Wziął smycz i wyszedł z pokoju.
Przywitała go noc. Pół godziny później dotarł na miejsce. Opanował drżenie rąk i przypiął smycz pingwinowi, a ten poprowadził go. Znał drogę. Prowadził tędy ludzi już wiele razy.
Każdy ich krok odbijał się echem między blokami i wieżowcami. Pokonywali kolejne metry dzielące ich od krainy, gdzie świeci mahoniowe słońce.
Rudowłosy mężczyzna z pingwinem.
A przecież to miasto wcale nie było zimne.



KONIEC
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#17
Szczerze mówiąc przeczuwałem, że coś takiego się wydarzy i że pingwin zawiedzie go tam, gdzie Chris niekoniecznie chciałby trafić Tongue
Szkoda tylko, że już na początku ostatniego rozdziału poznajemy prawdę, to zmniejsza efekt zaskoczenia. Ja bym zaczekał z twistem i najpierw dał scenę z automatyczną sekretarką Wink

Epilog traktujący o kolejnej "złowionej" osobie jest fajny i ma w sobie coś przygnębiającego. Koniec końców dobry tekst i ciekaw jestem, jak wygląda kraina oświetlana mahoniowym słońcem.
Odpowiedz
#18
Cytat:Zmęczone i obolałe od deszczu chmury leniwie oddalały się na zachód, odsłaniając błękitne, wiosenne niebo.
Nie czepiam się natłoku przydawek, nie, nie. Chodzi raczej o przegadanie, o niepotrzebne wydłużanie – wydłużać można, tak, na różne sposoby w dodatku, jedne lepsze, drugie gorsze; ale dodawanie zbędnych słów (w szczególności przymiotników) to nie retardacja, nie rzemieślnicze popisy, to przegadanie właśnie. Tzn. JA tak uważam (przypomnę, że sam czynię podobnie, całkiem automatycznie, więc jest to krytyka bumerangowa troche;p masz we mnie i ‘wroga’ i sojusznikaBig Grin co śmieszne, mówię poważnie). Początkowo nawet „obolałe” już wydały mi się zbędne, bo tylko obciążające zdanie, ale po chwili już zrozumiałem ‘konieczność’ tego wyrazu i przyznałem, że jest użyte właściwie (dałoby się bez tego obejść, ale jest ok); dodaje ono twojej metaforze (całkiem fajnej) zdecydowania, nie pozostawia czytelnikowi żadnych wahań w odbiorze, niweluje je (te ew. wahania)Smile. Za to „leniwe” już mam za przesadę (i wcale nie przesadzam;p). Nie tylko zbiera się tego duża ilość, ale i pojawia się pewna sprzeczność. Leniwy to raczej taki rozmiękczony sielanką, brakiem obowiązków, gnuśny. Wcale mi do zmęczenia po harówce nie pasuje. Wcale.
O tej właśnie skłonności wcześniej mówiłem – rzeczy zbędne, to nic; każdy tekst jest tego pełen. Rzeczy sakramencko zbędne, wpychające tekst/zdania naprawdę ciort wie po co, A JEDYNIE przedłużające całkiem prostą rzecz… to z kolei nic dobrego. Wyznam, że mnie na równi dziwi fakt, iż inni czytelnicy tego w twoim stylu nie widzą, jak ciebie to, że ja to jednak widzę, i widzę aż za dobrze, wręcz jątrzy mi to oczy – po prostu nie wiem, jak można tego nie zauważyć; o to mi chodzi.
Tak, to się czyta, tak, przez to nie trzeba się przeprawiać z zaciśniętymi zębami, ale naprawdę byłoby ładniej bez tej ‘leniwości’ i dość oczywistego ‘błękitu’. A ziarnko do ziarnka…

minimum:
„Zmęczone od deszczu chmury oddalały się na zachód, odsłaniając wiosenne niebo.”
optimum (imo):
„Zmęczone po całodniowym deszczu chmury oddalały się już na zachód, uwalniając błękit wiosennego nieba.”

Nadto – można to napisać jeeeeszcze rozwleklej, a ciekawiej, piękniej. O to się jednak już nie czepiam, e tam, choć to też mógłby być zarzut całkiem na miejscu; tj.: styl rozwlekły, ale nie wykorzystujący tej swojej cechy w dobrym kierunku, bazując jedynia na dodatkach cokolwiek tanich, stąd też chce się aż rzec: zbędnych. Jestem całkiem pewien, że dalej odnajdę tego potwierdzenie; tym razem będę od razu cytował kolejne przykłady (umówmy się, że będę owe ‘przegadanie’ zaznaczał wyraźnie tym słowem).

Cytat:Ludzie wyglądali przez okna, by zobaczyć ten kojący spokój, wylewający się nad ich głowami.
Wylewający się? No co ty. „NA nich”, „z nieba” – jeszcze bym zrozumiał, ale to „nad” jakoś mi totalnie nie pasi.

Nie łapię tych „zlęknionych duszyczek”, ale ok, póki co nie znam powodu, dla którego koniecznie tak napisałeś, wolę więc założyć, że coś istotnego w tym mimo wszystko jest. Może dalsza część tekstu to wyjaśni.

Cytat:Chłonął każdy ciepły promyk wypływającego na jego twarz słońca.
;/ rany, ależ szyk. Logicznie zaś – słońce wypływa mu na twarz. No sory;/
powtórzenie

Cytat:Jego wiek wskazywał na to, że cierpliwość stała się jego najlepszą przyjaciółką.
Głupia uwaga. Nie widzę tutaj żadnego sprzężenia wieku z cierpliwością.
powtórzenie

Cytat:Głowę miał zadartą ku górze, a jego oblicze przyozdabiał pełen satysfakcji uśmiech, który mówił: „To nieuniknione”.
TWARZ miał zadartą (tak, tutaj już się może czepiam, bo przecież komu ta głowa przeszkadza?, wsio jest jasne, no nie? no ale jednak; nie głowę, a twarz, winno być). Uśmiech mówił „to nieuniknione”??;/ Nosz kurcze. Ani trochę tego nie kupuję. Dobra, narrator coś tam nam podpowiada, wiecie, tak chyłkiem, no ale, daję słowo, nie ma takiego uśmiechu! Nie ma. Dojną krowę nierogatą kolczykowaną temu, kto umie go sobie wyobrazić (uśmiech jednoznacznie mówiący „to nieuniknione”). Gdyby było: ,,[w obecnym kontekście] jego uśmiech wydawał się mówić „to nieuniknione”,, – przy czym wcześniej należałoby przestawić jakiś tam kontekst (i wstawić w miejsce kwadratowego nawiasu) – to noooo… jeszcze bym to przełknął; uszłoby. Ale w takiej postaci?;/ Nie kupuję.
Poza tym znowu opisujesz dwa razy zupełnie to samo. Już wiemy przecież, że gapił się w górę – co gorsza, początkowo były tylko oczka ku słońcu posłane (pomijam kwestie patrzenia w słońce) a teraz okazuje się, że cała twarz również. „skierował oczy ku górze” baaaardzo sugeruje bowiem, że wyłącznie oczy pracowały przy tej czynności.

Cytat:- Już niedługo – powiedział lekko zachrypniętym, ale zdumiewająco miękkim głosem.
Taaaak, tylko teraz, co to znaczy? Może jeszcze śpiewnym, co? Właściwie… śpiewny byłby ok, toż można mówić melodyjnie, z jakimś rytmem czyli, gorzej z tym miękkim. To jest paradoks, a paradoks w opisie, przynajmniej takim, to porażka;/ Narrator nie wie, co chce powiedzieć. Strasznie siłowe kombinowanie – po co? Nawet jeśli stoi za tym jakiś przytomny zamysł (a nawet powód! choć wątpię, głos jest raczej mało ważny; chyba że to jakiś śpiewak był i że to też jest dla fabuły żywotne) to nie udało ci się go przedstawić. Bezapelacyjnie.

Cytat:- Kobieta, która akurat przechodziła obok niego, najprawdopodobniej pomyślała, że starszy mężczyzna w okularach jest wariatem, który z głupkowatym uśmieszkiem wpatruje się w przejaśniające się niebo i gada do siebie.
Ok. „Niego” niepotrzebne. „Starszy” już się powtarza po raz trzeci (starszy; wiek; starszy) dwa razy „który” też można by spokojnie uniknąć (szczególik, no ale..) a wzmianka o tym, co też ten jegomościu wyprawia z niebem wywołuje już z wolna de ja vu. Cmoktam też niechętnie na te okulary – na to, że dopiero teraz o nich wspominasz. Bo ja wiem;/… średnio to wychodzi po prostu. Bo czytelnik ma po tym takie: „o!... kurde;/... tera raptem okulary?... no dobra, przebuduję wizerunek dziadka, jaki już sobie ułożyłem”. Nie, nie zawsze tak bywa, nie, nie uważam, że trzeba koniecznie zachować w opisie wyglądu pewną chronologiczność (choc niejeden pisarczyk tak „uczy”, podobno jest lepiej), czyli że jednak decydować się na opis najważniejszych szczegółów (a przy widocznej twarzy OCZY są bardzo ważne, nie sądzisz?) najsampierw;p A jednak ci to nie wyszło. Absolutnie.
Tak samo ten uśmieszek wcześniej nie uwzględniony. Tak samo mamrotanie…
Zaznaczę, że nie wydaje mi się, żebym się czepiał. To są dla mnie naprawdę słabe punkty tekstu, żadnej siłowej łapanki w tym nie szukaj. No i wyłącznie pech chciał, że wsio się pojawia w cały jednym i tym samym króciuteńkim rozdziale, niemal jedno po drugim;/

No, resztę zostawię, bo choć niezbyt uchwycone, nie jest źle. Mowa o fragmencie z pingwinem.


To powyżej, co wytknąłem, to jest wszystko albo niedbałość, albo niski poziom warsztatu. Tak sądzę.


Styrane po całodniowym deszczu chmury oddalały się z wolna na zachód, uwalniając błękit wiosennego nieba. Ludzie całymi rodzinami wyglądali przez okna kamienic, łakomie pochłaniając spokój, emanujący z wysokości. Poprawa pogody nastrajała pozytywnie, koiła zszargane nerwy. Wszyscy, bez wyjątku, dostrzegali w niej boski transparent: „Jestem z wami. Wszystko będzie dobrze”.

Spodziewam się za to batów, no ale cóż. Może zarozumiale z mojej strony, ale wydaje mi się, że tak byłoby lepiej. Po prostu staram się już użyć wszelkich możliwości, by oddać mój punkt widzenia. Mam nadzieje, że choć po części do ciebie trafiam – niekoniecznie z moja RACJĄ, która przecież może wcale nie istnieć;], nie mam monopolu na nieomylność… ale chociażby z mym subiektywnym, wcale nie wymuszonym odczuciem, nie pomyśl sobie inaczej. Bo, zapewniam, nie ma w mym komentarzu żadnego złośliwego zamiaru, czy upartego i wierutnego malkontenctwa. Naprawdę. Na dowód tego podkreślę RAZ JESZCZE!Tongue że sam się leczę z przypadłości, którą (nadal) u ciebie rozopoznaję – a do której to mam przecież niniejszym zastrzeżenia. Głównie.

Cytat:Gdy zostały mu dwie godziny do wyjścia z firmy, postanowił zawładnąć się własnej ciekawości i – po upewnieniu się, że nikt nie śledzi jego poczynań – wyjął z torby maszynopis.
„pozwolił zawładnąć sobą własnej ciekawości” powinno być.

Cytat:Głupia nazwa, pomyślał, ale nie był w stanie powstrzymać ręki, która odłożyła na bok stronę tytułową, tym samym ukazując kartkę zapisaną od góry tekstem.

Przegadanie. W sensie: zbędne to.
Oprócz tego zaś? Zdanie bardzo dobre.

Cytat:zaczął skakać od góry do dołu.
Hehe, raczy waść żartowaćBig Grin A może skacze się raczej odwrotnie? Niby taki przekręt jest ciekawy, lecz mimowolnie tylko śmieszy.

Cytat:Perfekcyjną harmonię. Boski akord.
Osobiście wydaje mi się to przegadaniem, lecz innego rodzaju. Zwyczajnie nie pasuje. Harmonię? BOSKI akord? Kurde, popłynąłeś. Tuszę, że miało to nastrajać raczej na coś pozytywnego, czyli że Chris odbiera to jako omen cokolwiek bożego pochodzenia, jakiś cud, coś, po czym ma się ochotę natychmiast nawrócić i chwalić Pana.

Cytat:Był wniebowzięty.
No;] Tak jak myślałem.
Trochę mnie to dziwi, spodziewałem się raczej odwrotnej reakcji. No, że zacznie się nerwowo pocić, wręcz bać.
Czemu był taki uradowany?

Cytat:Prawa ręka drżała z niecierpliwości, aby odłożyć na rosnącą wciąż kupkę kolejną przeczytaną stronę.
Przegadanie. Albo to, albo to - i starczy.

Cytat:dziewczyny z Francji
taki troche "miesiąc przed grudniem", if u know what i mean.

Ok, przyjmuję te wniebowzięcie. Nadal mnie to deczko dziwi, no ale.. ten gościu nie jest przeciętnym gosciem;] Chyba.

Jakiś czas temu chciałem wytknąć ci wyraz „żółknące”, czy jakoś tak, ale skonstatowałem ze strachem, że zaczynam się powoli czepiać na siłę;/ Cholernie źle, pomyślałem, a jednak.. teraz natrafiłem na wytłumaczenie. Co mnie tknęło, że nie spodobało mi się te słowo? Było zbędne i wydało mi się wtrynione na siłę (zarzut poważny, bez dowodów wstyd by było takie coś komuś imputować, ale proszę..), teraz naglę widzę takie coś:
Cytat:strona raziła nieskazitelną bielą. Następna też.
Niekonsekwencja. Wyczuwa się siłowość. Nie tylko intuicja mi to podpowiada.

Na razie przystaje z czytaniem. Skończyłem Roz VI.
Muszę zwrócić ci honor. Wszystko, co nie zacytowałem, uważam za dobrze napisane i wcale nie przegadane. Póki co, moje podejrzenie o twojej tendencji do wydłużania rzeczy troszkę na siłę jest co najwyżej ćwierciowe;p czy jakoś tak. Bo nawet nie połowiczne. Ćwierciowo słuszne.
Oprócz wymienionych potknięć, czyta się dobrze. W samej fabule zaś podoba mi się wciąż tajemnica, bynajmniej nie odkryta i naprawde intrygująca, nie podoba zaś – główny bohater i ten jego żałosny dramat;/ beksa jakaś i dzieciak, że tak wzdycha do jednej laski, a właściwie jednej nocy. Podejrzewam, że oprócz tej nocy było cos więcej, cała historia tych dwojga, całe kilka, może kilkanaście rozdziałów ich afektu, ale kurcze, nie opisałeś tego w ten sposób, przeciwnie – wydaje się, jakby kolega zakochał się od pierwszego włożenia w kimś, o kim nawet nie próbuje inaczej myśleć, jak tylko w kategorii „ta noc, ten księżyc, ten zapach” ; też mi wielka miłość. I osiem lat celibatu. Po prostu nie podoba mi się taki bohater, nie specjalnie zachęca do czytania dalej. Jakąś laskę, w dodatku nastkę, jeszcze bym zrozumiał, ale facet tak się pieścić? kurde;/
Uf, to tyle na razie.
Odpowiedz
#19
Ponieważ nie lubię jak ktoś pozuje na mistrza i mentora, szczególnie kiedy jest to pozycja na którą nie zasługuje, muszę napisać kilka słów.

Z mojego punktu widzenia wygląda to tak:
Kiedy czytam opowiadania Laja, "wchodzę" w wykreowany świat, czasami dostrzegam powtórzenia, jakieś drobne potknięcia, ale bardzo rzadko przeszkadza to w odbiorze. Czytam z przyjemnością.
W przypadku tekstów Miriada sytuacja jest zupełnie inna, są przykuwające uwagę akapity, ale co chwilę wpadam pod kaskady słowotoku, myślę: "Boże, znowu te niepotrzebne ozdobniki", "Teraz zgrywa mistrza słowa", "Nie, no ten fragment to chyba mogę odpuścić?", "O, znowu jest ciekawie", "Rany boskie, czy on w ogóle panuje nad tym co pisze?", "Eee, może dokończę jutro".

Subiektywna ocena Hillwalkera czytelnika jest taka - jako autorzy występujecie w zupełnie różnych ligach.

Czym innym jest rzetelne wyłapywanie błędów, a czym innym uporczywe sugerowanie, że "przecież ja żem lepszy, nie?" Tym bardziej, że właśnie - nie Smile
Odpowiedz
#20
Cytat:ktoś pozuje na mistrza i mentora
Cytat:"przecież ja żem lepszy, nie?"
bez komentarza
Odpowiedz
#21
Dobra, dobra, już starczy, bo się zaraz zrobi zbędna dyskusjaWink
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz
#22
Drogi miriadzie, kiedy czytałem Twój komentarz, wydawało mi się, jakby ktoś Ci zlecił znalezienie tyle błędów ile się da. Jakbyś postawił sobie to za punkt honoru.
Nie wiem czemu chciałeś z całej siły wykazać, że robimy te same błędy, że nasze wstawki są tak samo zbędne. Ja osobiście nie wiem, bo nie pamiętam żebym czytał coś Twojego. Możliwe, że tak, ale umknęło mi to.
Głównego bohatera też bym bronił, a to dlatego, że chyba nietrudno wyobrazić sobie kogoś, kto się zakochał, przespał w dość romantycznych okolicznościach z jakąś dziewczyną, a potem wciągnięty w wir obowiązków stopniowo o niej zapomniał. Dopiero zapach mirabelek sprawił, że ta historia wróciła. Mój bohater nie jest Jamesem Bondem. To zwykły facet. Dziennikarz. Samotny, wrażliwy (i rudy!). Nie jest beksą. Zatęsknił za starymi-dobrymi-czasami. Za radykalną zmianą.
Takie rzeczy się zdarzają z wiekiem. Tylko nie wszyscy mają możliwość, żeby taką tęsknotę czy marzenie spełnić.

Hillwaker, dziękuję, że uporczywie uważasz mnie za wartościowego autora. To miłe Smile Zwłaszcza, że to opowiadanie ma już chyba ze dwa lata, a ja mam nadzieję, że ciągle się rozwijam.
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#23
Cytat:Ja osobiście nie wiem, bo nie pamiętam żebym czytał coś Twojego. Możliwe, że tak, ale umknęło mi to.
Czemu szukasz takiego powodu? Uzasadniasz mój komentarz wendetą i temu podobnymi, tj. osobistymi, egoistycznymi zapędami, dlaczego? Naprawdę nie wierzysz, ze to, co napisałem, to cała prawda o tym, co mysle? O ile dobrze pamietam, podkresliłem nawet, ze zdaję sobie sprawę, iż moze to się wydac wymuszone - mój niejeden komentarz odnosnie jakiegos tam aspektu twojego stylu (bo to do stylu glównie miałem zastrzeżenia, lecz PRZYPOMNE TEŻ, ze ostatecznie zwróciłem ci sprawiedliwosc. zdaje sie, ze nikt tego nei zauwazył;/) - i zapewniłem, całkiem szczerze, że jeżeli takie cos wyczujesz, to będzie to tylko wrażeniem, a prosiłbym, bys go nie słuchał.
Ja autentycznie takie a nie inne usterki widze w twoim tekscie, ciężko uwierzyc? Wyszczególniłem je, cobys nie poddał się podejrzeniu, że gdzies tam sie mszcze (za co niby???!!) albo staram wywyższyc (po co kutwa??! po co?! zobacz ile dla ciebie napisalem, czemu za to nie dziekowac?, nawet przy załozeniu, ze sie z tym nie zgadzasz. poswiecilem wiele czasu i serio sie nie czepialem na sile, raz zas tak mi sie zdawało i sie tym przestraszylem - co, notabene, jest czarno na białym napisane w mym powyzszym komentarzu - ostatecznie jednak również i dla tego znalazłem powód/wytłumaczenie; patrz: komentarz).

Przedstawiłem ci moje zdanie. Sam ocen, czym jest przekreslanie go (mojego zdania i jego bezstronnej natury) z góry argumentem: zapewne ten jegomość z winy wierutnej przekory stara się mi dopiec, totez jest nieobiektywny. stary;] nie znam cie, po co mam ci robić kupę do zaplecza, jakie masz? ja tylko wszedłem do niego (nazwijmy to warsztatem, coby było jasne) i powiedziałem, co sam bym zmienił. tyle.

Bohater wydał mi się miękki jak gąbka, na którą ktoś napłakał. To jego wzruszanie się na wspomnienie o mirabelkowej lasce bez imienia (o ile dobrze pamietam, nie podano imienia, nie?) wywołuje u mnie niechęc do niego. Nie przekręcaj moich zarzutów - nie oczekuje od niego póz godnych jamesa bonda; raczej przyzwoicie normalnych męskich reakcji i sposobu myslenia. Ma gosciu wrażliwosc starej panny. Takie odczułem wrazenie (jesli cie to uraża, to coś jest nie tak, bo ja nie mowie o tobie czy tobie bliskich, mowie o tym bohaterze i moich odczuciach do niego; nie mowie, ze cie to uraza i ze takie odniosłem wrazenie po twoim poscie - no.. moze z deczka tak - ja jedynie uprzedzamSmile) i nie podoba mi się ono. Facet jest mało ciekawym bohaterem DLA MNIE. Stresciłbym go słowem: dzieciak.
Odpowiedz
#24
Bohater: ok, może Ci się nie podobać. Ale są tacy ludzie. Mam tylko nadzieję, że jest wiarygodny i konsekwentny w tym co robi.

Dlaczego mi się wydaje, że Twój komentarz jest nadto czepliwy? Z powodu pierwszego posta hillwalkera, gdzie porównał nas obu. A zaraz potem wyskakujesz Ty i uprawiasz straszne czepiactwo Tongue
Może i przypadek, ale to nawet naturalna reakcja. Jakby ktoś napisał pod czyimś opowiadaniem, że czytał też mnie, ale ten drugi autor jednak lepszy, to bym sam wszedł na to opowiadanie i desperacko szukał wszystkiego, czytałbym linijka po linijce, wyłapywał każde potknięcie, rozpisywałbym się i rozkładałbym na czynniki pierwsze.
Także rozumiem Smile
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#25
Cytat:uprawiasz straszne czepiactwo
bedziesz juz tak uważał, widzę. trudno, nie przekonam cie, nie bede sie wiecej starał.
Cytat:Jakby ktoś napisał pod czyimś opowiadaniem, że czytał też mnie, ale ten drugi autor jednak lepszy, to bym sam wszedł na to opowiadanie i desperacko szukał wszystkiego, czytałbym linijka po linijce, wyłapywał każde potknięcie, rozpisywałbym się i rozkładałbym na czynniki pierwsze.
zrobiłbys tak ty, ale ja nie.
prawdą jest, ze przyszedłem tu zachęcony - bodaj własnie słowem hillwalkera. przeczytałem i stwierdziłem (uwazam, ze szczerze i bez uprzedzen. o ile dobrze znam samego siebie - bo moze potrzebuje psychologa? wątpie, ale nie wiem) stwierdziłem, że to ma spore braki. pierwej się słabo rozpisałem i zarzucono mi, ze chyba sie czepiam - a oparłes sie w tym na argumencie dosc zwodniczym, czyli: "innym sie podoba. wiec chyba z tobą jest cos nie tak?". potem postanowiłem, ze, jako ze sie mnie nie rozumie, muszę sie troche rozpisac. rozpisałem. efekt? zarzuca mi sie czepialstwo. szkoda. poszło na marne.
Odpowiedz
#26
Nie poszło na marne. Przeczytałem każde słowo. Kwestia Twoich intencji jest drugorzędna. Z częścią Twoich uwag się zgadzam, a z częścią nie...
Zresztą nawet jakby było tak jak mówię, to byś się nie przyznał, że chciałeś poszukać błędów na siłę, żeby się trochę podnieść na duchu.
Niektórzy odnieśli się do ogólnej treści, Ty zagłębiłeś się w szczegóły. Każdy komentarz jest dla mnie wartościowy.
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz
#27
szkoda mi było i jest, ze podejrzewasz mnie o cos, czym gardzę. o nieszczerosc.
ale milo mi, ze jednak moj post nie poszedl na marne. amen.
Cytat:Zresztą nawet jakby było tak jak mówię, to byś się nie przyznał, że chciałeś poszukać błędów na siłę, żeby się trochę podnieść na duchu.
i wez dyskutuj;/
Odpowiedz
#28
Jeśli Cię podejrzewałem, to nie o umyślną złośliwość, ale tylko podświadomą Smile
Life is what happens to you when you're busy making other plans ~ J. Lennon
[Obrazek: Piecz1.jpg]
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości