Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Strefa bólu
#1


1

Ustawili się przed drzwiami ładnego, wiejskiego domku. Był środek dnia, słońce dopisywało bardziej niż by sobie tego życzyli, mając zaczerwienione od żaru karki. Dopiero co przeszli przez ładny ogródek, pełen dojrzałych i proszących o zjedzenie owoców. Frank Bulletson rzucił ostatnie spojrzenie na trzech napiętych towarzyszy i…
…wyważył drzwi z nawiasów.
Grupa antyterrorystyczna wpadła do środka, rozglądając się nerwowo na wszystkie strony, mierząc z wielkich karabinów szturmowych do każdego kąta.
Po twarzy Franka pot spływał niemiłosiernie do oczu, jakby w geście kary za to, co właśnie robi. Serce też w proteście wybijało złowrogo szybki rytm, upodabniając się do dźwięku wojskowego werbla.
Tal Fireson wskazał gestem ręki na schody prowadzące na górę, ruszając ostrożnie w ich stronę. Frank zmrużonymi, ale cholernie skupionymi oczyma omotał kuchnię i salon, które biegły w prawo i lewo przedpokoju.
Nagle Frank uniósł rękę zaciśniętą w pieść w górę. Towarzysze zawrócili, lustrując spojrzeniem i bronią salon.
Z pozoru potulny pokój o czterech prostych, ale dużych oknach wydawał im się teraz niewiele różnić od widoku rozkopanego grobu. Całą dłuższą ścianę zajmowała wielka szafa, w której szybach odbijał się widok na dwie kanapy i puf z czerwonej skóry, ustawione wokół długiego, szklanego stołu. Gruby dywan o bogatym wzorze pasował idealnie do kompletu.
Nie zauważyli niczego niepokojącego, więc wbili we Franka spojrzenie, który z kolei nie odrywał oczu od kąta pustego kąta.
— Co jest? Frank? — zapytał nieco ironicznym szeptem Gordon Matthew.
Zamrugał, wyrywając się z zamyślenia.
— Chyba to widziałem. To było to…
— Nie, to kurwa bujda. — Pokręcił stanowczo głową Drake Namon. — Na taką gadkę będzie czas później, teraz, kurde, skup się na działaniu, jasne?
Skinął powoli głową, ruszając za pozostałą trójką do schodów na górę.
Nie przywidziało mu się. Był tego pewien. Właśnie dlatego z trudnością trzymał skołatane nerwy na wodzy, powstrzymując się od ucieczki.
Pokonując ostatnie stopnie oglądał się co sekundę za siebie.

2

Głupi dupek, pomyślał Drake Namon.
Frank to cholerny trzęsidup, który ku zgrozie ich wszystkich został przydzielony do jego oddziału. Nie nadaje się do tej roboty, co Drake zawsze powtarzał tępemu szefowi. Wyobraźni to Frankowi nie brakuje, ale facet kiedyś wszczął alarm na cały budynek. Drake wtedy dotarł tam pierwszy z taboretem w ręku (zabrał pierwszą rzecz, która mu się napatoczyła do ręki). Zgadnijcie, co wtedy zastał: Franka piszczącego ze strachu na widok czarnego kota. No więc pozbył się szybko futrzaka i zaczął na niego wrzeszczeć, wyzywając go od przesądnych baranów. Tamten zaczął tłumaczyć, że zwierzak to nic, on tylko sprowadził większe zło: ducha. Myślałem, że go zabiję.
Gdy Drake wbiegł na szczyt schodów, obdarzył Franka morderczym wzrokiem, jednak szybo się zreflektował, obrzucając jasny korytarz spojrzeniem, od którego aż dziw brał, że ściany nie zadrżały ze strachu.
Wielki Drake wkracza do akcji. Wybije każde gówno. Każde.
Stali na długim, lecz cienkim korytarzu ze ścianami pomalowanymi na kolor krwi. Gruby dywan tego samego koloru zakrywał nagie, drewniane panele. Pięć drzwi po bokach, dwa po tej stronie, gdzie jest klatka schodowa i trzy po przeciwnej. Jedne były tuż przed nimi. Drake Namon skinął głową na „niezniszczalnego” Tala Firesona, żeby ten otworzył szybko drzwi. Sam ustawił się prosto przed nimi z wielkim karabinem w dłoniach. Tchórz Frank i maluch Gordon ustawili się po bokach.
Drzwi otworzyły się gwałtownie i Drake wbiegł do środka błyskawicznie omotując gorączkowym spojrzeniem pokój. Reszta wskoczyła za nim. Gordon zamykając pochód szedł tyłem do wnętrza, osłaniając przed potencjalnym zagrożeniem.

3

Tal Fireson zadrżał gwałtownie.
Przez jego ciało przebiegł chłód tak dotkliwy, że ledwo powstrzymywał się od krzyku. Z drugiej strony nie musiał się o to starać, bo głos zamarzł mu w gardle. Ból sparaliżował ciało, nie mógł ruszyć ani jednym mięśniem. Umiera, a nikt tego nie widzi.
Ale wszystko to trwało krócej niż sekundę.
Otrząsnął się z szoku, rozglądając się w poszukiwaniu terrorysty z nieziemskim narzędziem tortur.
— Czysto! — zawołał Drake, wskazując na korytarz, żeby wszyscy wyszli.
— Tal? Wszystko ok.? — zapytał Frank wychodzący jako ostatni z pokoju.
Tal pomyślał, że coś musiało mu się odbić na twarzy. To źle. Tal jest postrzegany jako człowieka twardego i „niezniszczalnego”, jak zwykli go nazywać koledzy po fachu. Był twardy jak stal i nigdy nie przyznawał się do bólu, czy jakiejś słabości. Dokonał wielu strasznych interwencji samotnie, przypisując to szczęściu i podsumowując to słynnym powiedzeniem „to była bułka z masłem”. Raz zdarzyło mu się ścigać groźnego mordercę w swoim własnym domu. Napastnik miał karabin szturmowy, a on kilka noży kuchennych, które pospiesznie zgarnął, gdy agresor chybił z zaskoczenia o centymetr. Walka przeniosła się na dach, gdzie Tal został postrzelony w udo i ramię. Spadł z czterech metrów na trawnik. Krew była wszędzie. Podpierając się o dąb rosnący obok niego, powstał i rzucił swoim najlepszym nożem za pięćdziesiąt dolarów w napastnika stojącego na dachu i mierzącego w Tala z karabinu. Ostrze jakimś cudem przebiło mu szyję, zabijając go. Gdy zgarnęli Tala na nosze, jego oddział biegł obok niego, wypytując jak się czuje. „To była bułka z masłem” powiedział i zemdlał.
— Jak zawsze — odparł więc Tal.
— Ej, Drake! — zawołał Frank, patrząc z przerażeniem na drzwi. — Spójrz na to!
Drake zazgrzytał zębami, ale podszedł do Franka i spojrzał na drzwi.
— O żesz kurwa! — skwitował, cofając się o krok.
— Tutaj tego wcześniej nie było, co? — przestraszył się Gordon.
Tal poczuł po raz kolejny, tym razem wyimaginowany chłód. Miał złe przeczucia, że napis pisany czymś, co do złudzenia przypomina krew ma coś wspólnego z tym, co czuł w środku.
WYCIĄGAM DO WAS POMOCNĄ DŁOŃ.

4

— Gordy, osłaniałeś tyły, co nie? Osłaniałeś? — pytał zdenerwowany Frank.
Gordon rozejrzał się po wszystkich z przestrachem. Zaskoczyło go przerażenie na twarzy Tala.
— No tak. Nikogo nie widziałem.
— Mówiłem ci, Drake! To naprawdę on!
— Gadanie! — burknął Drake, ale rozglądał się nerwowo. — Wszystko da się logicznie wyjaśnić. — Jednak ręce drgały mu niemiłosiernie.
— Ale co to znaczy? — Gordon nie odrywał wzroku od napisu.
Gordon był z pewnością najbardziej miękki z całej czwórki. Wziął się za tę służbę dopiero miesiąc temu, więc jeszcze, na szczęście, nie uczestniczył w żadnej poważniejszej akcji. Drake nazwał go ostatnio babą, gdy ten wyznał, że ciarki go przechodzą, gdy widzi broń, i że chyba nie dałby rady jej użyć. Nie mógłby się pogodzić z myślą, że ktoś umarł przez niego. A nuż miał rodzinę? Sam Gordon miał dopiero dwadzieścia dwa lata i miał zamiar poślubić Katrine, którą kochał nad życie.
Zrobi dla niej wszystko.
Więcej, niż mógłby się spodziewać ktokolwiek.
Zwłaszcza teraz, gdy nie widział jej na oczy od dziewięciu dni.
— Na pewno nic dobrego — odpowiedział na pytanie Gordona Frank.
— Cholera! — przeraził się Drake.
— Co jest? — zapytali wszyscy, rozglądając się niespokojnie.
Skinął nieznacznie głową na koniec korytarza, jakby bojąc się, że jeśli ruszy się bardziej, to zwymiotuje.
Gordon poczuł serce w gardle.
Była to odcięta ludzka ręka.

5

— Co robimy? — jęknął Frank zerkając na Gordona, który cały czas oblizywał nerwowo wargi. — Wiejemy, co? Wrócimy ze wsparciem.
— Jesteś debilem — warknął Drake oddychając ciężko, żeby się uspokoić i starając się nie patrzeć na ten przykry widok na końcu korytarza, wołający o pomstę do nieba.
Frank serdecznie nie cierpiał Drake’a i miał ku temu powody.
— Przejrzyj na oczy! Zobacz co tu się dzieje! — syknął rozeźlony. — Znikąd pojawia się napis na drzwiach i ta „pomocna dłoń”! To duchy, do cholery!
— Frank… — Wywrócił oczyma Tal, jednak drżąc na całym ciele. — Musisz zrozumieć…
— Oni właśnie na to czekają! — syknął Drake wpadając mu w słowo. — Żebyśmy się przestraszyli i spieprzyli po posiłki! Myślisz, że oni by na nas grzecznie zaczekali, kurwa? Tak myślisz? Chcesz to spierdalaj do wana! Bardziej nam pomożesz, jak się po prostu zamkniesz i…
— Drake — przerwał mu niestrudzenie Tal. — To nie pora na kłótnie, nie uważasz?
— Dupek — rzucił jeszcze w stronę podminowanego Franka i powiedział już nieco spokojniej do wszystkich: — Chodźmy tam.
Frank dobrze wiedział, że nie grzeszy inteligencją i często mu brak logiki w tym, co robi. Jednak jednego był pewien: w tym domu nie ma terrorystów; tu są duchy. A raczej zbrodniarzy teraz już nie ma, na co dowód leży na końcu korytarza. W każdej chwili spodziewał się, że zobaczy coś bardziej potwornego niż czarny humor z pomocną dłonią, dlatego rozglądał się niespokojnie na wszystkie strony, idąc w środku pochodu, nie chcąc być ani za bardzo z przodu, ani za bardzo z tyłu.
Teraz, gdy zobaczył to z bliska, poczuł jak rośnie mu w gardle gula. Świeża krew nadal wylewała się z Żywej tkanki w miejscu, gdzie powinien zaczynać się bark. Kość w środku byłą potrzaskana. Ledwo powstrzymał się od wymiotów.
— Oni zabili go teraz — szepnął nerwowo Gordon. — Ta krew…
— A ten sukinsyn miał sekundę na podstawienie jej — syknął Drake rzucając błyski spojrzeniem swoich groźnych oczu. — Czyli, że ktoś otworzył drzwi i!…
Drake spojrzał na drzwi ustawione akurat pod odciętą ręką. Dziwnym trafem palec urwanego ramienia wskazywał dokładnie na nie, niczym sadystyczna wersja znaku drogowego.
Tal skinął głową, napotykając spojrzenie Drake’a. Wszyscy oprócz Drake’a ustawili się po obu stronach drzwi. Drake stanął prosto przed nimi; w tej chwili Frankowi ciężko było powiedzieć, co jest groźniejsze: karabin, który dzierżył, czy jego wyraz twarzy.
Gordon otworzył gwałtownie drzwi odsuwając się szybko na bok, a Drake wskoczył do środka, żądny krwi. Rozejrzał się nerwowo i…
… drzwi nagle same zamknęły się z powrotem.
— O kurwa! — ryknął ze środka Drake, jednocześnie wypuszczając krótką salwę z karabinu.
Wszyscy się przerazili, pchając się do drzwi. Klamka uparcie się nie ruszała nawet wtedy, gdy się na niej wieszali, jakby ktoś z drugiej strony ją trzymał.
Drake przestał przeklinać, a jego broń zamilkła, gdy z jego gardła wydarł się nieludzki krzyk bólu i skrajnego przerażenia. Ryczał w agonii, tak że pozostała trójka jeszcze zacieklej rzuciła się do wyważania.
— Pierdolone drzwi! — stęknął Tal, gdy następne uderzenie nie przyniosło efektów. — Zawiasy są po drugiej stronie! Siekiera! Młot! Jazda!
Zanim zdążyli rzucić się w poszukiwaniu czegoś ciężkiego, Drake przestał krzyczeć. Pozostało jedynie ciche, ale pełne bólu echo odbijające się od ścian całego budynku.
Drzwi same się lekko uchyliły.
Spojrzeli na siebie, zdezorientowani.
— To pułapka — powiedział cicho Tal.
— Nie żyje? — Gordon jeszcze nigdy nie był tak blady, jak teraz.
— Módl się, żebyśmy to my stąd wyszli cało — syknął cicho Frank.
— Zamknijcie się. — Głos Tala drżał. — Otworzymy drzwi na całą szerokość, ale nie wchodzimy. Jazda.
Skinęli głowami. Ostrożnie potruchtali do drzwi, a Gordon nie mniej ostrożnie zaczął je uchylać. Frank i Tal stali za nim, mierząc z luf do środka.
To duchy, pomyślał Frank jeszcze zanim cokolwiek zobaczył.
Ujrzeli wnętrze.
Gordon zwymiotował gwałtownie, ledwo odwracając głowę, żeby rzygi nie pogrążyły zbezczeszczonego ciała Drake’a jeszcze bardziej. Od pasa do szyi był po prostu rozpruty, jakby ktoś wbił w klatkę piersiową ofiary miecz, sunąc nim od góry do dołu, pogłębiając ranę. Narządy wewnętrzne leżały po jego bokach. Wszędzie była krew.
— Kurwa mać! — jęknął Tal odwracając wzrok.
— Spieprzamy po posiłki! — zarządził Frank.
— Nie! — sprzeciwił się Tal, powracając spojrzeniem do środka. — Tam jest jakiś psychopata, który tylko czeka, aż zwiejemy. Najpierw go zabijemy.
Wpadł do środka na znak, że nawet teraz się nie boi.

6

Gordon i Frank rzucili się za nim do środka. Ich karabiny zaczęły badać dokładnie każde miejsce małego pokoju, omijając tylko ciało ich byłego przywódcy.
Nikt nie zauważył ruchu ręki zbezczeszczonego nieboszczyka.
Nikogo nie znaleźli.
Gordon nie wiedział, co się dzieje. Tamci nie uprzedzili go, że tak to wszystko będzie wyglądać. To on miał tego dokonać, bo...
…bo zrobi dla Katrine wszystko.
— Nie ma! — Talowi w końcu puściły nerwy. — Nie ma go nigdzie! Nie ma, nie ma, nie ma! — Po każdym „nie ma” grzmocił pięścią z całej siły w dębowe biurko.
— Może jakieś tajne przejście — zasugerował bezradnie Gordon. — Przecież się nie rozpłynął w powietrzu, no nie?! — Mówiąc to zaczął powoli wierzyć w to, co mówił Frank.
— Dzwoń po posiłki. Teraz! — zwrócił się nerwowo Tal do Franka.
Frank skwapliwie zaczął grzebać drżącą ręką po kieszeniach. Ocierając pot z czoła wyciągnął ją i zaczął wyszukiwać numer, gdy…
…gdy kula przebiła mu głowę na wylot.
— Co jest?! — ryknął Tal wznosząc swój karabin. — Ty!...
Nie dokończył, bo Gordon zabił go dłuższą serią, rozsiewając jeszcze więcej krwi po pomieszczeniu. Broń wypadła Gordonowi z rąk, gdy upadł na kolona prosto w krwawą kałużę. Nie wiadomo czyją. Z oczu spływały mu gorzkie łzy żalu.
Katrine nie widział od dziewięciu dni, bo została porwana przez terrorystów. Teraz Gordon stał się w ich rękach marionetką robiącą wszystko, co mu każą. Dzisiaj miał udaremnić akcję zabijając towarzyszy, jako że ten budynek jest własnością dwu członków tej cholernej bandy, która zmieniła jego życie w gówno. Obiecali, że oddadzą mu za to Katrine. Musi ją zobaczyć na oczy, musi!
Wzdrygnął się widząc, na czym klęczy. Poderwał się i wybiegł z pokoju, biegnąc korytarzem ku klatce schodowej. Z każdym krokiem był bliżej Katrine, każdy stukot ciężkiego buta o drewniane panele jest zgrany z grzmotem serca rozlegającym się z jego piersi.
Jednego tylko nie rozumiał i się obawiał. Co się tu dzieje? Skąd te wszystkie dywersje? Czy terroryści dali mu jakiegoś sojusznika, o którym mu nie powiedzieli?
Schody. Zaczął przeskakiwać po dwa naraz, gnany mocą strachu. Coś tu jest nie tak.
Spojrzał w biegu na okno i serce mu zamarło na widok niemal przezroczystej, widmowej twarzy o długich kłach zamiast zębów. Zjawa natychmiast znikła, odlatując w bok.
Ryknął ze strachu i zahaczył nogą o nogę. Przetoczył się przez ostatnie sześć schodów twarzą w dół.
Ból sparaliżował jego ciało. Leżał w absurdalnej pozycji, wpatrując się oczyma pełnymi paniki w podłogę, bo nie mógł ruszyć żadnym mięśniem szyi.
Nagle poczuł na plecach czyjeś zimne dłonie.
Ramiona samej śmierci?
Niech to będzie tylko śmierć…

7

Wtedy Gordon się obudził. Żona potrząsała nim lekko, żeby wstał, bo spóźni się do pracy.
Więc to był tylko zły sen, nic więcej…
Nie ma żadnych duchów…
Więc co na niego patrzy przez okno?!











Odpowiedz
#2
Cytat:Frank zmrużonymi, ale cholernie skupionymi oczyma omotał kuchnię i salon, które biegły w prawo i lewo przedpokoju.
1. Czy możesz zrobić sobie zdjęcie, a potem wrzucić je na forum, na którym będziesz prezentował "cholernie skupione oczy"?
2. Omotać można np. kobietę siecią pochlebstw, ale nie oczyma kuchnię i salon.
3. Jak rozumiem, to kuchnia i salon miały nogi, dzięki którym biegały sobie (pewnie w kółko) odpowiednio na prawo i lewo od przedpokoju...
Pisać każdy może - jeden lepiej, a drugi gorzej.

Moja twórczość:
Dobry interes
Problem
Dług

Program w którym piszę:
yWriter5 - z własnym tłumaczeniem.
Odpowiedz
#3
Faktycznie. Absurd. Wybacz Big Grin
Odpowiedz
#4
Na razie mam mało czasu, więc wpadłem na chwilkę tylko, przeczytałem jedynie 1 część. Po pierwsze: już na początku w opisie pojawiło się dwa razy "ładny"... Są lepsze słowa, bogatsze. Dodatkowo: drzwi są umieszczone na ZAWIASACH. Spójrz, na czym są one w Twoim opku.

Cytat:ale dużych oknach wydawał im się teraz niewiele różnić od widoku

To jakoś dziwnie brzmi...

Póki co o fabule nic nie mówię, za mało przeczytałem. Wpadnę potem, rzucę okiem na resztę.

Pozdrawiam.
Bujaj w obłokach, bo tylko w ten sposób możesz wznieść się na wyżyny swoich możliwości.
...warto pamiętać.



Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości