16-09-2012, 13:14
Słychać brzdęk obijających się o siebie talerzy i głośny plusk wody. Luiza przygarbiona nad zlewem, nerwowo poprawia opadające na twarz włosy. Ręką mokrą od piany odprowadza je z powrotem za ucho, po to tylko, by znowu opadły. Jest jakaś dzikość w tej czynności. Tryskająca piana, woda zalewająca blat i podłogę. Kałuża błota w miejscu, gdzie stoi.
W drzwiach czai się Klaudyna. Wyczekuje odpowiedniego momentu. Myślisz, że uda ci się schować za tymi ciastami i talerzami, a teraz za sprzątaniem?
— Pomogę Ci.
Jakby bomba wybuchła jej za plecami, Luiza odskakuje od zlewu. Z jej rąk wypada duży półmisek do ciasta. Z hukiem spada na posadzkę i pęka na milion fragmentów, które jak pociski rozpraszają się po całym pomieszczeniu. Obie kobiety machinalnie padają na ziemię, by zebrać ostre kawałki porcelany.
— Jaka jestem głupia, wystraszyłam się. To przez to, że tu zawsze jest tak cicho. To nic, zostaw to, ja posprzątam. To nic, naprawdę nic. — pośpiesznie zapewnia Luiza. Jej słowa płyną od dołu, stłumione i bełkotliwe, odbijają się od podłogi; w ogóle nie patrzy na kucającą tuż obok przyjaciółkę. Klaudyna nie śpieszy się ze zbieraniem. Czeka, aż tamta oczyści całą podłogę i będzie zmuszona wkroczyć w jej rewir.
— Wszystko w porządku? Wydajesz mi się bardzo poddenerwowana. Może przyjeżdżam nie w porę?
— Nie, no co ty mówisz? Ja nerwowa? Nie, wcale! Z tym talerzem, mówię Ci, to przypadek, może trochę się wystraszyłam, to wszystko. Bardzo się cieszę, że przyjechałaś.
Mówiąc to, unosi głowę i z całą łagodnością spogląda w oczy Klaudynie. Tym jednym gestem wytrąca ją z rytmu. Teraz już obie wiedzą, że biorą udział w grze. Kto pierwszy skusi, traci duszę.
— Naprawdę, zaraz do was przyjdę, idź do Aleksa, on też bardzo się za tobą stęsknił i będzie mi miał za złe, jeśli Cię tu zatrzymam. — mówi z uśmiechem.
— Och, ale ja naprawdę czuję się nieswojo, kiedy ty tak się uwijasz. Wolałabym, żebyś chwilę dłużej posiedziała z nami, zamiast co chwilę wybiegać do kuchni!
— Nie, nie, to dla mnie największa przyjemność, tyle się napracowałam, cieszę się, jak wam smakuje... nie możesz mnie jej pozbawić, o nie, nie!
Luiza przez cały czas zbiera rozproszone odłamki. Zostały jej jeszcze te, które nakrywa cień Klaudyny. W końcu stanowczo sięga po nie. Dawna przyjaciółka jest zdezorientowana. Czy wszystko to tylko jej się wydaje? Chociaż dostrzega, że ręka Luizy nieznacznie drży i słyszy też coś jakby odległe echo westchnięcia, nie może już mieć co do tego pewności. Było? Nie było?
— Naprawdę powinnaś mi tu wszystko zostawić i iść do Aleksa. Sama dawno bym już skończyła. — mówi cicho Luiza.
— Może jeszcze szybciej by było, gdybyś użyła jej? — Klaudyna nie może ukryć radości, jakie budzi w niej widok zakłopotania na twarzy Luizy, która zauważa, na co wskazuje. Wybawienie. Więc jednak.
— Zmywarka? Eh, nie, nie używamy jej prawie nigdy... niszczy naczynia i w ogóle...
— W ogóle co?
— W ogóle to wolę zmywać sama! — Luiza nie może już ukryć poirytowania, chciałaby już mieć wszystko za sobą. Pewnie chciałaby przepędzić Klaudynę, strącić z powrotem w ciemną otchłań nieistnienia, z której wylazła. Ale nie może się do tego przyznać, nawet przed samą sobą.
— Daj te kawałki, wywalę je. — zabiera z rąk Klaudyny potłuczoną porcelanę i wywala ją do kosza — Naprawdę, idź już, zaraz do was przyjdę. — po czym szybko wstaje i bierze się za wycieranie naczyń. Jej przeciwniczka nie ustępuje i też chwyta za ścierkę. Kobiety milczą. Luiza na skraju rozpaczy, Klaudyna o krok od triumfu. Dalej, no pokaż, jak ci niewygodnie. Nawet nie muszę nic mówić, żeby ci przypomnieć. Wyczekiwanie. Ten moment ciągnie się jak guma, aż w końcu rozcina go okrzyk Luizy — Zraniłaś się! — która wskazuje na czerwony zaciek na szmacie. Klaudyna patrzy na swoją rękę z niedowierzaniem i z wściekłością. Jak na niesprawiedliwość losu, zagranie nie fair. Zdradliwa krwi!
— Faktycznie, nawet nie poczułam. To nic. — a łzy nachodzą jej do oczu, bo cały wysiłek wieczoru zniweczony.
— och, nie, trzeba zdezynfekować, tyle tu błota, może wdać się zakażenie. Aleks cię opatrzy, on zna się na tym dobrze. Koniecznie! Trzeba opatrzyć i to zaraz! Aleks! Leeeks!
W drzwiach czai się Klaudyna. Wyczekuje odpowiedniego momentu. Myślisz, że uda ci się schować za tymi ciastami i talerzami, a teraz za sprzątaniem?
— Pomogę Ci.
Jakby bomba wybuchła jej za plecami, Luiza odskakuje od zlewu. Z jej rąk wypada duży półmisek do ciasta. Z hukiem spada na posadzkę i pęka na milion fragmentów, które jak pociski rozpraszają się po całym pomieszczeniu. Obie kobiety machinalnie padają na ziemię, by zebrać ostre kawałki porcelany.
— Jaka jestem głupia, wystraszyłam się. To przez to, że tu zawsze jest tak cicho. To nic, zostaw to, ja posprzątam. To nic, naprawdę nic. — pośpiesznie zapewnia Luiza. Jej słowa płyną od dołu, stłumione i bełkotliwe, odbijają się od podłogi; w ogóle nie patrzy na kucającą tuż obok przyjaciółkę. Klaudyna nie śpieszy się ze zbieraniem. Czeka, aż tamta oczyści całą podłogę i będzie zmuszona wkroczyć w jej rewir.
— Wszystko w porządku? Wydajesz mi się bardzo poddenerwowana. Może przyjeżdżam nie w porę?
— Nie, no co ty mówisz? Ja nerwowa? Nie, wcale! Z tym talerzem, mówię Ci, to przypadek, może trochę się wystraszyłam, to wszystko. Bardzo się cieszę, że przyjechałaś.
Mówiąc to, unosi głowę i z całą łagodnością spogląda w oczy Klaudynie. Tym jednym gestem wytrąca ją z rytmu. Teraz już obie wiedzą, że biorą udział w grze. Kto pierwszy skusi, traci duszę.
— Naprawdę, zaraz do was przyjdę, idź do Aleksa, on też bardzo się za tobą stęsknił i będzie mi miał za złe, jeśli Cię tu zatrzymam. — mówi z uśmiechem.
— Och, ale ja naprawdę czuję się nieswojo, kiedy ty tak się uwijasz. Wolałabym, żebyś chwilę dłużej posiedziała z nami, zamiast co chwilę wybiegać do kuchni!
— Nie, nie, to dla mnie największa przyjemność, tyle się napracowałam, cieszę się, jak wam smakuje... nie możesz mnie jej pozbawić, o nie, nie!
Luiza przez cały czas zbiera rozproszone odłamki. Zostały jej jeszcze te, które nakrywa cień Klaudyny. W końcu stanowczo sięga po nie. Dawna przyjaciółka jest zdezorientowana. Czy wszystko to tylko jej się wydaje? Chociaż dostrzega, że ręka Luizy nieznacznie drży i słyszy też coś jakby odległe echo westchnięcia, nie może już mieć co do tego pewności. Było? Nie było?
— Naprawdę powinnaś mi tu wszystko zostawić i iść do Aleksa. Sama dawno bym już skończyła. — mówi cicho Luiza.
— Może jeszcze szybciej by było, gdybyś użyła jej? — Klaudyna nie może ukryć radości, jakie budzi w niej widok zakłopotania na twarzy Luizy, która zauważa, na co wskazuje. Wybawienie. Więc jednak.
— Zmywarka? Eh, nie, nie używamy jej prawie nigdy... niszczy naczynia i w ogóle...
— W ogóle co?
— W ogóle to wolę zmywać sama! — Luiza nie może już ukryć poirytowania, chciałaby już mieć wszystko za sobą. Pewnie chciałaby przepędzić Klaudynę, strącić z powrotem w ciemną otchłań nieistnienia, z której wylazła. Ale nie może się do tego przyznać, nawet przed samą sobą.
— Daj te kawałki, wywalę je. — zabiera z rąk Klaudyny potłuczoną porcelanę i wywala ją do kosza — Naprawdę, idź już, zaraz do was przyjdę. — po czym szybko wstaje i bierze się za wycieranie naczyń. Jej przeciwniczka nie ustępuje i też chwyta za ścierkę. Kobiety milczą. Luiza na skraju rozpaczy, Klaudyna o krok od triumfu. Dalej, no pokaż, jak ci niewygodnie. Nawet nie muszę nic mówić, żeby ci przypomnieć. Wyczekiwanie. Ten moment ciągnie się jak guma, aż w końcu rozcina go okrzyk Luizy — Zraniłaś się! — która wskazuje na czerwony zaciek na szmacie. Klaudyna patrzy na swoją rękę z niedowierzaniem i z wściekłością. Jak na niesprawiedliwość losu, zagranie nie fair. Zdradliwa krwi!
— Faktycznie, nawet nie poczułam. To nic. — a łzy nachodzą jej do oczu, bo cały wysiłek wieczoru zniweczony.
— och, nie, trzeba zdezynfekować, tyle tu błota, może wdać się zakażenie. Aleks cię opatrzy, on zna się na tym dobrze. Koniecznie! Trzeba opatrzyć i to zaraz! Aleks! Leeeks!