05-03-2013, 16:39
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 07-03-2013, 22:05 przez Sylwiamotyka.)
Wielka Ida przygięta w półkroku przygląda się mrówkom.
Ich pogrążaniu się, w kolejnych replikach ściółkowego życia,
gdzie martwe liście, martwe drzewa. Martwy ty i ja.
Po nas chodzimy dzisiaj, po sobie chodzić będziemy.
Wielka Ida, jej płatki w niedorozkwicie,
gdy zima i noc i lampa pszczół w koronie.
One roznoszą pyłek, ciężkie myśli nie o dzisiaj.
Przenoszą pyłek od czułka, do czułka.
I mała żyłka na czole znów ciąży, pęcznieje.
Zbiorowo naczynie, za naczyniem wypełnia się.
Ale to jutro.
Krew krąży? Przybija w życie.
Krew krąży? Odtwarza replikę.
Krew zacznie krążyć od mózgu,
do serca.
Dziś :
dom, dzień, kaczka w grzybach, krzyk dziecka, bananowa puszka,
ciągnie po szynach w przeżartej skorupce.
Zakonserwowana zawartość ciągnie o 8:00 i o 17:05.
Ciągnie się: tło - banan, tło - banał i pan banana -
płótno mi maluje cudza, nawiedzona ręka.
Chcę gorącego, czerwonego słońca,
które będzie zamachem, grozą, istnieniem.
Chcę tej strzały zapalnej i jeszcze
na pierwszym planie chcę siebie.
Nie skorupkę, nie banana, którym rządzi małpa.
Małpa w pidżamie, w skarpetkach,
w sukience, w krawacie, w fartuchu.
Małpa matką, małpa ojcem. Nie, nawet
nie małpa, replika małpy wypełniona
trocinami.
Ja nie stoję.
Ja idę. A Ida?
Ida też idzie.
Ida, ale nie małpy.
Ida moja.
Moja idea na pełne życie.
Ich pogrążaniu się, w kolejnych replikach ściółkowego życia,
gdzie martwe liście, martwe drzewa. Martwy ty i ja.
Po nas chodzimy dzisiaj, po sobie chodzić będziemy.
Wielka Ida, jej płatki w niedorozkwicie,
gdy zima i noc i lampa pszczół w koronie.
One roznoszą pyłek, ciężkie myśli nie o dzisiaj.
Przenoszą pyłek od czułka, do czułka.
I mała żyłka na czole znów ciąży, pęcznieje.
Zbiorowo naczynie, za naczyniem wypełnia się.
Ale to jutro.
Krew krąży? Przybija w życie.
Krew krąży? Odtwarza replikę.
Krew zacznie krążyć od mózgu,
do serca.
Dziś :
dom, dzień, kaczka w grzybach, krzyk dziecka, bananowa puszka,
ciągnie po szynach w przeżartej skorupce.
Zakonserwowana zawartość ciągnie o 8:00 i o 17:05.
Ciągnie się: tło - banan, tło - banał i pan banana -
płótno mi maluje cudza, nawiedzona ręka.
Chcę gorącego, czerwonego słońca,
które będzie zamachem, grozą, istnieniem.
Chcę tej strzały zapalnej i jeszcze
na pierwszym planie chcę siebie.
Nie skorupkę, nie banana, którym rządzi małpa.
Małpa w pidżamie, w skarpetkach,
w sukience, w krawacie, w fartuchu.
Małpa matką, małpa ojcem. Nie, nawet
nie małpa, replika małpy wypełniona
trocinami.
Ja nie stoję.
Ja idę. A Ida?
Ida też idzie.
Ida, ale nie małpy.
Ida moja.
Moja idea na pełne życie.
Wyciśnij życie, jak słodko - gorzką czekoladkę.
Nie żałuj błędów, tylko niespełnionych marzeń.
Zrób coś, dla siebie, lecz nie od jutra.
Nie żałuj błędów, tylko niespełnionych marzeń.
Zrób coś, dla siebie, lecz nie od jutra.