26-01-2014, 13:56
Moje kolejne opowiadanie obyczajowe.
Ukazało się tutaj: http://czyta-my-opowiadania.blogspot.com...l?spref=fb
Cieszyła się jak głupia, mało co nie płacząc ze szczęścia.
Udało jej się znaleźć pracę w wyuczonym zawodzie!
W normalnych godzinach pracy! Państwową! Na cały etat! Za nieco więcej niż pensja minimalna!
Agnieszka odłożyła ściskany w dłoni telefon i uśmiechnęła się szeroko.
Zaczyna od przyszłego poniedziałku!
Czuła jak wszystko w jej sercu i duszy tańczy, krzyczy z radości, cieszy się razem z nią.
Będzie mogła rano zaprowadzić dzieci do przedszkola, pobiec do pracy, a po skończeniu odebrać je!
Cud, miód i orzeszki!
Dzieciaki, jesteśmy uratowani!
Z tej radości pozwoliła sobie uszczuplić budżet domowy.
Upiekła placek drożdżowy z owocami, posypany obficie cukrem pudrem. Pachnący, gorący. Jędrek i Kaśka wcinali go, aż trzęsły im się uszy. Tak dawno już nie widzieli słodyczy w domu.
Koniec z pracami dorywczymi na umowę zlecenie, bądź na czarno. Koniec z wstawaniem w środku nocy, aby poukładać kartony na hali targowej i pomóc rozładować towar. Koniec z zastępowaniem na kilka godzin sprzedawczyń na kasie. Koniec z niepokojem o to, za co przeżyć następny dzień. Koniec z proszeniem ojca o pożyczki.
***
Poniedziałek przywitała radosnym nastrojem i uśmiechniętą twarzą. Zaprowadziła maluchy do przedszkola, a sama pognała do nowej pracy.
Biuro w jednej z instytucji państwowych otwierało przed nią swoje drzwi, dając szansę na normalne życie.
Wkroczyła w nie śmiało, z gotowością do nauki i wypełniania swoich obowiązków.
– Czego? – Kobieta w średnim wieku, z krótką postrzępioną fryzurką ubarwioną blond pasemkami, spojrzała na nią wrogo zza prostokątnych okularów. Zsunęła je na czubek nosa niczym nauczycielka w szkole, karcąca krnąbrnego ucznia. Usta podkreślone czerwoną szminką wydęły się pogardliwie, gdy ich właścicielka zlustrowała wchodzącą.
– Miałam dzisiaj zgłosić się do pracy – wyjaśniła prędko Agnieszka, ściskając w palcach teczkę z dokumentami.
– Aha. – Mruknięciu kobiety towarzyszyło odwrócenie się i zniknięcie tejże za drzwiami drugiego pokoju.
Agnieszka zaskoczona postała chwilę, bezradnie rozglądając się po biurze. Trzy młode dziewczyny siedzące przed komputerami patrzyły w monitory, stukając w klawiatury. Jedna z nich odwróciła głowę, zerkając spłoszonym wzrokiem na nowoprzybyłą.
– Przepraszam... – zaczęła niepewnie Agnieszka. Odchrząknęła nerwowo. – Miałam dzisiaj zgłosić się do pracy...
– Szefowa zaraz cię przyjmie. – Drobniutka dziewczyna o ciemnoblond włosach popatrzyła na Agnieszkę zza grubych okularów. Czym prędzej pochyliła ponownie głowę nad klawiaturą.
Nieznośna cisza w biurze została przerwana donośnym kobiecym chichotem, dobiegającym zza uchylonych drzwi drugiego pokoju. Trzy pracownice spojrzały po sobie i wzruszyły ramionami.
– Tak, tak, pani Grażynko – powiedział wychodzący z drugiego pokoju niski, łysawy mężczyzna. – Oczywiście, zrobimy tak jak pani radzi. To najlepsze rozwiązanie. – Łysina pochyliła się, gdy jej właściciel cmoknął dłoń kobiety, gnąc się w ukłonie.
– Ależ, panie Zenku – zaszczebiotała pani Grażynka, potrząsając postrzępioną fryzurką.
– Tak, tak, pani Grażynko... – wycofywał się w kierunku wyjścia.
– Och, panie Zenku... – pani Grażynka zdjęła okulary i wsunęła w usta końcówkę oprawki. Zatrzepotała rzęsami. Agnieszka dałaby sobie rękę odciąć, że są sztuczne. Przynajmniej na takie wyglądały.
Kiedy kurtuazyjne pożegnania, którym towarzyszyły okrzyki „Tak, tak, pani Grażynko” i „Och, panie Zenku” dobiegły końca, Agnieszka zamrugała z niedowierzaniem.
– Co to za cyrk? – spytało niemniej zdumione alter ego – Na arenę się najęłaś, czy do działu kadr?
– Czego tu? – warknęła wymalowana kobieta, zakładając na powrót okulary na nos i przyglądając się Agnieszce.
– Miałam dzisiaj zgłosić się do pracy – wyjaśniła kolejny raz.
– Aha. – Pani Grażynka odwróciła się i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do drugiego pokoju. Tym razem drzwi zamknęły się.
Agnieszka popatrzyła zdezorientowana na pracownice.
– Przepraszam – zaczęła pewnym głosem. – Miałam dzisiaj zgłosić się do pracy. Gdzie znajdę szefową? – spytała.
Długą chwilę panowało krępujące milczenie. Siedzące przy biurkach kobiety nie odzywały się.
– To była szefowa – powiedziała w końcu cichym głosem jedna z nich, otyła młoda dziewczyna o sympatycznym wyrazie twarzy.
Agnieszka pokręciła głową.
– A można ją tutaj prosić?
Trzy kobiety podniosły przestraszony wzrok na pytającą.
– Widziała cię. Wie, że przyszłaś w sprawie pracy – odparła cicho ciemnowłosa pracownica.
– Telefonicznie poinformowano mnie, że mam dzisiaj stawić się do pracy i przynieść ze sobą dokumenty. – Agnieszka pomachała teczką.
Pracownice popatrzyły po sobie spłoszone.
– To ja dzwoniłam. – odezwała się wreszcie ta otyła o sympatycznej buzi – Szefowa kazała.
– I? - Agnieszka spojrzała na nią pytająco.
– Musisz poczekać – odparła cicho tamta.
Agnieszka skinęła głową. Usiadła na jedynym wolnym krześle stojącym pod ścianą i położyła teczkę na kolanach.
Wiszący nad jej głową zegar odmierzał kolejne minuty.
Kiedy z minut zrobiła się godzina, a potem druga, Agnieszka zniecierpliwiła się.
– Długo jeszcze?
– Nie wiadomo. – Ta o ciemnych włosach spiętych w koński ogon oderwała na chwilę wzrok od monitora.
– To jakieś jaja? – pyskate alter ego chyba pierwszy raz nie wiedziało co powiedzieć. – Ukryta kamera?
Agnieszka poprawiła się na krześle i postukała palcami w teczkę. Wreszcie wstała, odsuwając krzesło z hałasem.
– No i czego? – zza drzwi drugiego pokoju wychyliła się postrzępiona fryzurka szefowej. – Już skończyłaś? – spytała, patrząc na Agnieszkę.
Dziewczyna zamrugała oczami. Co miała skończyć?
– Miałam dzisiaj przyjść do pracy – kolejny raz wyjaśniła cel swojego przybycia.
– No wiem. I jakoś nie widzę, żebyś pracowała. Jak chcesz tu pozostać, to zabieraj się do roboty – rozbrzmiał nieprzyjemnie głos potencjalnej szefowej.
– Ona nie ma jeszcze przydzielonego komputera – szepnęła cicho jedna z pracownic.
– Ktoś pytał cię o coś? – warknęła pani Grażynka.
Ciemnoblond dziewczyna szybko pokręciła przecząco głową, natychmiast wbijając wzrok w monitor.
– To czego się odzywasz? – kolejne warknięcie. – A ty daj tę teczkę. – Wyciągnęła rękę z długimi, czerwonymi szponami w stronę Agnieszki. – Przyjmij ją – rozkazała, wyszarpując teczkę i rzucając ją na biurko otyłej pracownicy. Dokumenty rozsypały się.
– Niezdara z ciebie. Nie dość, że gruba to niezręczna – pani Grażynka spojrzała na pracownicę zza okularów. – Pozbieraj to – rozkazała władczo.
Agnieszka tkwiła nieruchomo obserwując to, co się działo i nie wiedziała co zrobić.
– A ty co tak się gapisz? – warknęła w jej stronę pani Grażynka. – Mam nadzieję, że jesteś mądrzejsza od nich. Bo te tępe krowy nic nie potrafią. Niby po studiach jedna z drugą, a takie głupie. A ty też po studiach?
Agnieszka zaprzeczyła.
– No to może pójdzie ci lepiej niż im – szefowa spojrzała pogardliwie na pracownice. – Ustawę znasz?
– Ustawę?
– Jak brzmi artykuł trzydziesty? – pani Grażynka przetarła okulary specjalną chusteczką.
– Jakiej ustawy? – spytała Agnieszka.
– To ty powinnaś wiedzieć jakiej. – Szefowa patrzyła na nią pogardliwie. – Kolejna głupia. Rusz tym durnym łbem i pomyśl gdzie pracujesz. Dział kadr. To o jaką ustawę może mi chodzić? – nie spuszczała niemiłego wzroku z kobiety.
– Ustawa podatkowa? Rachunkowości? Prawa pracy?
– Nie wymądrzaj się – warknęła pani Grażynka. – Wydaje ci się, że musisz je wymieniać? Jak brzmi artykuł trzydziesty! – podniosła głos.
– Której? – Agnieszka zaczynała mieć dosyć. Wizja spokojnej pracy w państwowym urzędzie zaczynała odpływać w niebyt.
– To ty mi powiedz której. – Szefowa wsunęła okulary na nos. – No właśnie. Wszystkie takie głupie jesteście. Wymądrzacie się jedna z drugą, a nawet artykułu trzydziestego nie znacie! – popatrzyła zwycięskim wzrokiem na kobietę.
Agnieszka z kolei patrzyła na nią jak na kogoś niespełna rozumu, kto niedawno uciekł ze szpitala. I na pewno nie z oddziału internistycznego.
– Przyjmij tę idiotkę – nakazała drugi raz otyłej pracownicy pani Grażynka.
Sama odwróciła się i zniknęła w drugim pokoju. Niedługo potem dało się słyszeć jej głos.
– Witam, witam, panie Łukaszu – szczebiotała do słuchawki. – Och, pan zawsze taki miły. Jest pan najlepszym informatykiem, którego znam... I do tego tak przystojnym i miłym... Tak, oczywiście... komputer dla nowej pracownicy... naprawdę nie wiem jak ja z nimi wytrzymam... tak, kolejna głupia, niedouczona dziewucha... – roześmiała się z czegoś, co powiedział jej rozmówca – takie niby mądre, a słoma im z butów wychodzi... pyskata... zupełne zero kultury... ależ dziękuję bardzo, panie Łukaszu.... Tak, tak, oczywiście... Czekam... – zakończyła zalotnie.
Alter ego nie odzywało się.
Agnieszka zamierzała już zabrać swoją teczkę i wyjść, kiedy pani Grażynka wychyliła się z drugiego pokoju.
– Jutro dostaniesz komputer, siądziesz tutaj. – Wskazała palcem krzesło i kawałek wolnego stołu, a raczej wysokiej ławy szkolnej. – Dzisiaj załatw to co Gruba ci przygotuje. – Pokazała palcem na otyłą pracownicę. – Weź skierowanie na badania od Ciemnej. – Palec powędrował w stronę dziewczyny ze spiętymi włosami. – I niech Szkapa ci powie co i jak. – Palec zatrzymał się na drobnej dziewczynie w okularach. – A wy, głupie gęsi, zrozumiałyście co macie zrobić? – syknęła zjadliwie do swoich pracownic.
Trzy dziewczyny prędko przytaknęły, spuszczając pokornie głowy.
Szefowa z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku zatrzasnęła za sobą drzwi swojego gabinetu.
Oniemiała Agnieszka potrząsnęła głową w zdumieniu.
– Proszę mi dać te papiery. – Popatrzyła na Grubą.
– Przestań – szepnęła cicho Szkapa – dzisiaj ma zły dzień. Dyrektor się spóźnia.
– Jak dotrze, zaraz jej się humor poprawi – wyjaśniła Ciemna.
– Gdzie będziesz szukać innej pracy? – odezwała się spokojnie Gruba. – Tutaj umowę dostaniesz, wypłatę regularnie.
– Byle się nie odzywać i przytakiwać jej we wszystkim.
– Pół zakładu tak robi.
– Jest tutaj kierowniczką.
– Ma romans z dyrektorem.
– Wystawi ci negatywną opinię w dokumentach, jeśli teraz odejdziesz.
– Przyzwyczaisz się.
– Naprawdę da się wytrzymać – obiecywała Gruba.
***
Pół roku później Agnieszka poprosiła o zmianę etatu. Z całego na pół. Ręce jej się trzęsły, serce trzepotało w piersiach, gdy tylko na korytarzu rozlegał się stuk wysokich obcasów pani Grażynki. Podobnie jak współpracownice wlepiała wzrok w monitor, gdy tylko w polu widzenia znajdowała się szefowa. I szybko, po cichu, wypełniała swoje obowiązki.
Nawet pyskate kiedyś alter ego przycupnęło gdzieś w kąciku duszy i nie wtrącało się.
Do momentu gdy rozdrażniona nieobecnością dyrektora zakładu pani Grażynka nie spoliczkowała Szkapy za to, że tamten ośmielił się spóźnić.
Agnieszka zamrugała z niedowierzaniem, widząc, jak koleżanka przyciska szczupłe palce do czerwieniejącego policzka.
– Czego się gapicie, tępe krowy? – wrzasnęła szefowa, chwytając stojący na jednym z biurek zszywacz i z rozmachem rzucając nim w okno. Szyba zadźwięczała, gdy zderzył się z nią metal, i najzwyczajniej w świecie pękła. Kawałki szkła zaległy na parapecie.
– Potrącę ci to z wypłaty – oznajmiła pani Grażynka, patrząc na Agnieszkę. – Powinnaś się leczyć – zauważyła zjadliwie. – I to na nogi, bo na ten durny łeb już za późno. – Zaśmiała się pogardliwie. – Jesteś zwolniona. Zejdź mi z oczu – nakazała surowo, patrząc zwycięsko po pozostałych pracownicach.
Agnieszka poczuła, że zaczyna drżeć, a nieznośny uścisk w piersiach wędrował w stronę gardła, zmieniając się w duszącą kulę.
Podniosła się powoli i sztywną dłonią sięgnęła po kubek z chłodną już kawą. Palce zacisnęły się na uchwycie.
Ciemnobrązowa ciecz spłynęła po kunsztownie ułożonej fryzurze szefowej, rozmazując makijaż, gdy dziewczyna trzęsącą ręką chlusnęła zawartością kubka w stronę szefowej.
– Zamierzam – odezwała się cicho, czując, że kula w gardle zaczyna maleć. – Tak właśnie zamierzam – powtórzyła, zabierając torebkę spod biurka.
Lekki powiew wietrzyku poruszył firanką, gdy za Agnieszką zamknęły się drzwi biura.
Ukazało się tutaj: http://czyta-my-opowiadania.blogspot.com...l?spref=fb
Cieszyła się jak głupia, mało co nie płacząc ze szczęścia.
Udało jej się znaleźć pracę w wyuczonym zawodzie!
W normalnych godzinach pracy! Państwową! Na cały etat! Za nieco więcej niż pensja minimalna!
Agnieszka odłożyła ściskany w dłoni telefon i uśmiechnęła się szeroko.
Zaczyna od przyszłego poniedziałku!
Czuła jak wszystko w jej sercu i duszy tańczy, krzyczy z radości, cieszy się razem z nią.
Będzie mogła rano zaprowadzić dzieci do przedszkola, pobiec do pracy, a po skończeniu odebrać je!
Cud, miód i orzeszki!
Dzieciaki, jesteśmy uratowani!
Z tej radości pozwoliła sobie uszczuplić budżet domowy.
Upiekła placek drożdżowy z owocami, posypany obficie cukrem pudrem. Pachnący, gorący. Jędrek i Kaśka wcinali go, aż trzęsły im się uszy. Tak dawno już nie widzieli słodyczy w domu.
Koniec z pracami dorywczymi na umowę zlecenie, bądź na czarno. Koniec z wstawaniem w środku nocy, aby poukładać kartony na hali targowej i pomóc rozładować towar. Koniec z zastępowaniem na kilka godzin sprzedawczyń na kasie. Koniec z niepokojem o to, za co przeżyć następny dzień. Koniec z proszeniem ojca o pożyczki.
***
Poniedziałek przywitała radosnym nastrojem i uśmiechniętą twarzą. Zaprowadziła maluchy do przedszkola, a sama pognała do nowej pracy.
Biuro w jednej z instytucji państwowych otwierało przed nią swoje drzwi, dając szansę na normalne życie.
Wkroczyła w nie śmiało, z gotowością do nauki i wypełniania swoich obowiązków.
– Czego? – Kobieta w średnim wieku, z krótką postrzępioną fryzurką ubarwioną blond pasemkami, spojrzała na nią wrogo zza prostokątnych okularów. Zsunęła je na czubek nosa niczym nauczycielka w szkole, karcąca krnąbrnego ucznia. Usta podkreślone czerwoną szminką wydęły się pogardliwie, gdy ich właścicielka zlustrowała wchodzącą.
– Miałam dzisiaj zgłosić się do pracy – wyjaśniła prędko Agnieszka, ściskając w palcach teczkę z dokumentami.
– Aha. – Mruknięciu kobiety towarzyszyło odwrócenie się i zniknięcie tejże za drzwiami drugiego pokoju.
Agnieszka zaskoczona postała chwilę, bezradnie rozglądając się po biurze. Trzy młode dziewczyny siedzące przed komputerami patrzyły w monitory, stukając w klawiatury. Jedna z nich odwróciła głowę, zerkając spłoszonym wzrokiem na nowoprzybyłą.
– Przepraszam... – zaczęła niepewnie Agnieszka. Odchrząknęła nerwowo. – Miałam dzisiaj zgłosić się do pracy...
– Szefowa zaraz cię przyjmie. – Drobniutka dziewczyna o ciemnoblond włosach popatrzyła na Agnieszkę zza grubych okularów. Czym prędzej pochyliła ponownie głowę nad klawiaturą.
Nieznośna cisza w biurze została przerwana donośnym kobiecym chichotem, dobiegającym zza uchylonych drzwi drugiego pokoju. Trzy pracownice spojrzały po sobie i wzruszyły ramionami.
– Tak, tak, pani Grażynko – powiedział wychodzący z drugiego pokoju niski, łysawy mężczyzna. – Oczywiście, zrobimy tak jak pani radzi. To najlepsze rozwiązanie. – Łysina pochyliła się, gdy jej właściciel cmoknął dłoń kobiety, gnąc się w ukłonie.
– Ależ, panie Zenku – zaszczebiotała pani Grażynka, potrząsając postrzępioną fryzurką.
– Tak, tak, pani Grażynko... – wycofywał się w kierunku wyjścia.
– Och, panie Zenku... – pani Grażynka zdjęła okulary i wsunęła w usta końcówkę oprawki. Zatrzepotała rzęsami. Agnieszka dałaby sobie rękę odciąć, że są sztuczne. Przynajmniej na takie wyglądały.
Kiedy kurtuazyjne pożegnania, którym towarzyszyły okrzyki „Tak, tak, pani Grażynko” i „Och, panie Zenku” dobiegły końca, Agnieszka zamrugała z niedowierzaniem.
– Co to za cyrk? – spytało niemniej zdumione alter ego – Na arenę się najęłaś, czy do działu kadr?
– Czego tu? – warknęła wymalowana kobieta, zakładając na powrót okulary na nos i przyglądając się Agnieszce.
– Miałam dzisiaj zgłosić się do pracy – wyjaśniła kolejny raz.
– Aha. – Pani Grażynka odwróciła się i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do drugiego pokoju. Tym razem drzwi zamknęły się.
Agnieszka popatrzyła zdezorientowana na pracownice.
– Przepraszam – zaczęła pewnym głosem. – Miałam dzisiaj zgłosić się do pracy. Gdzie znajdę szefową? – spytała.
Długą chwilę panowało krępujące milczenie. Siedzące przy biurkach kobiety nie odzywały się.
– To była szefowa – powiedziała w końcu cichym głosem jedna z nich, otyła młoda dziewczyna o sympatycznym wyrazie twarzy.
Agnieszka pokręciła głową.
– A można ją tutaj prosić?
Trzy kobiety podniosły przestraszony wzrok na pytającą.
– Widziała cię. Wie, że przyszłaś w sprawie pracy – odparła cicho ciemnowłosa pracownica.
– Telefonicznie poinformowano mnie, że mam dzisiaj stawić się do pracy i przynieść ze sobą dokumenty. – Agnieszka pomachała teczką.
Pracownice popatrzyły po sobie spłoszone.
– To ja dzwoniłam. – odezwała się wreszcie ta otyła o sympatycznej buzi – Szefowa kazała.
– I? - Agnieszka spojrzała na nią pytająco.
– Musisz poczekać – odparła cicho tamta.
Agnieszka skinęła głową. Usiadła na jedynym wolnym krześle stojącym pod ścianą i położyła teczkę na kolanach.
Wiszący nad jej głową zegar odmierzał kolejne minuty.
Kiedy z minut zrobiła się godzina, a potem druga, Agnieszka zniecierpliwiła się.
– Długo jeszcze?
– Nie wiadomo. – Ta o ciemnych włosach spiętych w koński ogon oderwała na chwilę wzrok od monitora.
– To jakieś jaja? – pyskate alter ego chyba pierwszy raz nie wiedziało co powiedzieć. – Ukryta kamera?
Agnieszka poprawiła się na krześle i postukała palcami w teczkę. Wreszcie wstała, odsuwając krzesło z hałasem.
– No i czego? – zza drzwi drugiego pokoju wychyliła się postrzępiona fryzurka szefowej. – Już skończyłaś? – spytała, patrząc na Agnieszkę.
Dziewczyna zamrugała oczami. Co miała skończyć?
– Miałam dzisiaj przyjść do pracy – kolejny raz wyjaśniła cel swojego przybycia.
– No wiem. I jakoś nie widzę, żebyś pracowała. Jak chcesz tu pozostać, to zabieraj się do roboty – rozbrzmiał nieprzyjemnie głos potencjalnej szefowej.
– Ona nie ma jeszcze przydzielonego komputera – szepnęła cicho jedna z pracownic.
– Ktoś pytał cię o coś? – warknęła pani Grażynka.
Ciemnoblond dziewczyna szybko pokręciła przecząco głową, natychmiast wbijając wzrok w monitor.
– To czego się odzywasz? – kolejne warknięcie. – A ty daj tę teczkę. – Wyciągnęła rękę z długimi, czerwonymi szponami w stronę Agnieszki. – Przyjmij ją – rozkazała, wyszarpując teczkę i rzucając ją na biurko otyłej pracownicy. Dokumenty rozsypały się.
– Niezdara z ciebie. Nie dość, że gruba to niezręczna – pani Grażynka spojrzała na pracownicę zza okularów. – Pozbieraj to – rozkazała władczo.
Agnieszka tkwiła nieruchomo obserwując to, co się działo i nie wiedziała co zrobić.
– A ty co tak się gapisz? – warknęła w jej stronę pani Grażynka. – Mam nadzieję, że jesteś mądrzejsza od nich. Bo te tępe krowy nic nie potrafią. Niby po studiach jedna z drugą, a takie głupie. A ty też po studiach?
Agnieszka zaprzeczyła.
– No to może pójdzie ci lepiej niż im – szefowa spojrzała pogardliwie na pracownice. – Ustawę znasz?
– Ustawę?
– Jak brzmi artykuł trzydziesty? – pani Grażynka przetarła okulary specjalną chusteczką.
– Jakiej ustawy? – spytała Agnieszka.
– To ty powinnaś wiedzieć jakiej. – Szefowa patrzyła na nią pogardliwie. – Kolejna głupia. Rusz tym durnym łbem i pomyśl gdzie pracujesz. Dział kadr. To o jaką ustawę może mi chodzić? – nie spuszczała niemiłego wzroku z kobiety.
– Ustawa podatkowa? Rachunkowości? Prawa pracy?
– Nie wymądrzaj się – warknęła pani Grażynka. – Wydaje ci się, że musisz je wymieniać? Jak brzmi artykuł trzydziesty! – podniosła głos.
– Której? – Agnieszka zaczynała mieć dosyć. Wizja spokojnej pracy w państwowym urzędzie zaczynała odpływać w niebyt.
– To ty mi powiedz której. – Szefowa wsunęła okulary na nos. – No właśnie. Wszystkie takie głupie jesteście. Wymądrzacie się jedna z drugą, a nawet artykułu trzydziestego nie znacie! – popatrzyła zwycięskim wzrokiem na kobietę.
Agnieszka z kolei patrzyła na nią jak na kogoś niespełna rozumu, kto niedawno uciekł ze szpitala. I na pewno nie z oddziału internistycznego.
– Przyjmij tę idiotkę – nakazała drugi raz otyłej pracownicy pani Grażynka.
Sama odwróciła się i zniknęła w drugim pokoju. Niedługo potem dało się słyszeć jej głos.
– Witam, witam, panie Łukaszu – szczebiotała do słuchawki. – Och, pan zawsze taki miły. Jest pan najlepszym informatykiem, którego znam... I do tego tak przystojnym i miłym... Tak, oczywiście... komputer dla nowej pracownicy... naprawdę nie wiem jak ja z nimi wytrzymam... tak, kolejna głupia, niedouczona dziewucha... – roześmiała się z czegoś, co powiedział jej rozmówca – takie niby mądre, a słoma im z butów wychodzi... pyskata... zupełne zero kultury... ależ dziękuję bardzo, panie Łukaszu.... Tak, tak, oczywiście... Czekam... – zakończyła zalotnie.
Alter ego nie odzywało się.
Agnieszka zamierzała już zabrać swoją teczkę i wyjść, kiedy pani Grażynka wychyliła się z drugiego pokoju.
– Jutro dostaniesz komputer, siądziesz tutaj. – Wskazała palcem krzesło i kawałek wolnego stołu, a raczej wysokiej ławy szkolnej. – Dzisiaj załatw to co Gruba ci przygotuje. – Pokazała palcem na otyłą pracownicę. – Weź skierowanie na badania od Ciemnej. – Palec powędrował w stronę dziewczyny ze spiętymi włosami. – I niech Szkapa ci powie co i jak. – Palec zatrzymał się na drobnej dziewczynie w okularach. – A wy, głupie gęsi, zrozumiałyście co macie zrobić? – syknęła zjadliwie do swoich pracownic.
Trzy dziewczyny prędko przytaknęły, spuszczając pokornie głowy.
Szefowa z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku zatrzasnęła za sobą drzwi swojego gabinetu.
Oniemiała Agnieszka potrząsnęła głową w zdumieniu.
– Proszę mi dać te papiery. – Popatrzyła na Grubą.
– Przestań – szepnęła cicho Szkapa – dzisiaj ma zły dzień. Dyrektor się spóźnia.
– Jak dotrze, zaraz jej się humor poprawi – wyjaśniła Ciemna.
– Gdzie będziesz szukać innej pracy? – odezwała się spokojnie Gruba. – Tutaj umowę dostaniesz, wypłatę regularnie.
– Byle się nie odzywać i przytakiwać jej we wszystkim.
– Pół zakładu tak robi.
– Jest tutaj kierowniczką.
– Ma romans z dyrektorem.
– Wystawi ci negatywną opinię w dokumentach, jeśli teraz odejdziesz.
– Przyzwyczaisz się.
– Naprawdę da się wytrzymać – obiecywała Gruba.
***
Pół roku później Agnieszka poprosiła o zmianę etatu. Z całego na pół. Ręce jej się trzęsły, serce trzepotało w piersiach, gdy tylko na korytarzu rozlegał się stuk wysokich obcasów pani Grażynki. Podobnie jak współpracownice wlepiała wzrok w monitor, gdy tylko w polu widzenia znajdowała się szefowa. I szybko, po cichu, wypełniała swoje obowiązki.
Nawet pyskate kiedyś alter ego przycupnęło gdzieś w kąciku duszy i nie wtrącało się.
Do momentu gdy rozdrażniona nieobecnością dyrektora zakładu pani Grażynka nie spoliczkowała Szkapy za to, że tamten ośmielił się spóźnić.
Agnieszka zamrugała z niedowierzaniem, widząc, jak koleżanka przyciska szczupłe palce do czerwieniejącego policzka.
– Czego się gapicie, tępe krowy? – wrzasnęła szefowa, chwytając stojący na jednym z biurek zszywacz i z rozmachem rzucając nim w okno. Szyba zadźwięczała, gdy zderzył się z nią metal, i najzwyczajniej w świecie pękła. Kawałki szkła zaległy na parapecie.
– Potrącę ci to z wypłaty – oznajmiła pani Grażynka, patrząc na Agnieszkę. – Powinnaś się leczyć – zauważyła zjadliwie. – I to na nogi, bo na ten durny łeb już za późno. – Zaśmiała się pogardliwie. – Jesteś zwolniona. Zejdź mi z oczu – nakazała surowo, patrząc zwycięsko po pozostałych pracownicach.
Agnieszka poczuła, że zaczyna drżeć, a nieznośny uścisk w piersiach wędrował w stronę gardła, zmieniając się w duszącą kulę.
Podniosła się powoli i sztywną dłonią sięgnęła po kubek z chłodną już kawą. Palce zacisnęły się na uchwycie.
Ciemnobrązowa ciecz spłynęła po kunsztownie ułożonej fryzurze szefowej, rozmazując makijaż, gdy dziewczyna trzęsącą ręką chlusnęła zawartością kubka w stronę szefowej.
– Zamierzam – odezwała się cicho, czując, że kula w gardle zaczyna maleć. – Tak właśnie zamierzam – powtórzyła, zabierając torebkę spod biurka.
Lekki powiew wietrzyku poruszył firanką, gdy za Agnieszką zamknęły się drzwi biura.