14-06-2012, 17:39
Kręciła się niespokojnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nosiło ją tak już od kilku dni. To przez ten cholerny szlaban i fakt, że mieszka na 7 piętrze, co uniemożliwiało jej jakąkolwiek ucieczkę. No, chyba że Sebastian ukradnie helikopter i przyleci po nią.
No właśnie, Sebastian. Ciekawe, co u niego, jak sobie radzi … Już od tygodnia nie miała od niego znaku życia. Pewnie znowu nawiał z domu i włóczy się, nie wiadomo gdzie. Jak on sobie w ogóle bez niej radzi? Koniec, pomyślała. Dzisiaj musi się wydostać stąd na własną rękę. Spakuje plecak, otworzy drzwi i wyjdzie. Chuj z tym, że wyłamie kolejny zamek, to nie jej problem. Jej jedynym zmartwieniem na chwilę obecną jest fakt, że Sebastian znów nie ma dachu nad głową, nie ma pieniędzy i musi żebrać, jak jakiś jebany ćpun, którego nie stać na działkę.
Jak postanowiła, tak zrobiła. Szybko wrzuciła do swojej sfatygowanej kostki najpotrzebniejsze rzeczy, wzięła pieniądze, telefon i zabrała się do otwierania drzwi, co poszło jej zadziwiająco szybko. Już po chwili stała pod blokiem, a w głowie miała istny kalejdoskop miejsc, w których mógł przebywać Sebastian. Zaczęła się rozglądać i myśleć, w którą pójść stronę, gdy nagle zza bloku wyłoniła się chuda, wysoka postać cała ubrana na czarno. Sebastian. Uśmiechnęła się i ruszyła w jego stronę szybkim krokiem. Po kilku sekundach trzymał ją w objęciach. Dwie zagubione istoty, dwójka outsiderów żyjących według własnego schematu.
Poznali się dwa lata temu na koncercie i krótko potem zostali parą. Od tamtej pory ciągle wymykali się ze swoich domów, uciekali, aby choć na chwilę zaszyć się w swoim sacrum, swojej prywatności, intymności, niczym nieskażonej anarchii.
Teraz było tak samo. Znów uciekali w swój własny świat, do którego tylko oni mieli klucze. Trwając tak w mocnym uścisku nie musieli nic mówić. Oboje dobrze wiedzieli, że miłość i anarchia to ich wybawienie, że tylko dzięki temu mogą być naprawdę wolni.
No właśnie, Sebastian. Ciekawe, co u niego, jak sobie radzi … Już od tygodnia nie miała od niego znaku życia. Pewnie znowu nawiał z domu i włóczy się, nie wiadomo gdzie. Jak on sobie w ogóle bez niej radzi? Koniec, pomyślała. Dzisiaj musi się wydostać stąd na własną rękę. Spakuje plecak, otworzy drzwi i wyjdzie. Chuj z tym, że wyłamie kolejny zamek, to nie jej problem. Jej jedynym zmartwieniem na chwilę obecną jest fakt, że Sebastian znów nie ma dachu nad głową, nie ma pieniędzy i musi żebrać, jak jakiś jebany ćpun, którego nie stać na działkę.
Jak postanowiła, tak zrobiła. Szybko wrzuciła do swojej sfatygowanej kostki najpotrzebniejsze rzeczy, wzięła pieniądze, telefon i zabrała się do otwierania drzwi, co poszło jej zadziwiająco szybko. Już po chwili stała pod blokiem, a w głowie miała istny kalejdoskop miejsc, w których mógł przebywać Sebastian. Zaczęła się rozglądać i myśleć, w którą pójść stronę, gdy nagle zza bloku wyłoniła się chuda, wysoka postać cała ubrana na czarno. Sebastian. Uśmiechnęła się i ruszyła w jego stronę szybkim krokiem. Po kilku sekundach trzymał ją w objęciach. Dwie zagubione istoty, dwójka outsiderów żyjących według własnego schematu.
Poznali się dwa lata temu na koncercie i krótko potem zostali parą. Od tamtej pory ciągle wymykali się ze swoich domów, uciekali, aby choć na chwilę zaszyć się w swoim sacrum, swojej prywatności, intymności, niczym nieskażonej anarchii.
Teraz było tak samo. Znów uciekali w swój własny świat, do którego tylko oni mieli klucze. Trwając tak w mocnym uścisku nie musieli nic mówić. Oboje dobrze wiedzieli, że miłość i anarchia to ich wybawienie, że tylko dzięki temu mogą być naprawdę wolni.