Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Dolina
#1
Jest to opowieść o najmniejszej i najgłębszej dolinie jaką widziały ludzkie oczy. Kilku tylko śmiałków miało okazję spojrzeć w głąb jej mroku. Tylko połowie z nich udało się widzieć dno. Nikt nigdy nie zszedł zobaczyć co może kryć się między ścianami gór. Cztery ściany. Niezwykle wysokie i strome.

- To dziura po boskim cyrklu zostawiona podczas stworzenia świat – mówią jedni.

- To miejsce przeklęte, siedziba diabła - mówią inni.

Ci co spojrzeli dokładnie w oko doliny, powiadają, że mimo, iż słońce zapomniało o tym miejscu, na dnie znajduje się coś jakby krzak. Brunatny krzew, ciężko powiedzieć czy to już tylko suche badyle, czy żywa natura. Ze względu na swe odizolowanie i brak promieni słonecznych nazwali tę dolinę - Doliną Samotnego Smutku. Miejsce opuszczone przez wszystko co nam znane. Tajemnicze, przerażające, wzruszające.

To był kolejny zwykły dzień w Dolinie Samotnego Smutku. Gałęzie krzaczka leciutko drgały na czasami pojawiającym się tu na dole wietrze. Malutki krzew, żyjący na dnie świata. Nie znał nic poza tym. Wiatr przeciskający się między masywnymi ścianami to jedyne co było mu znajome, jedyne co go ruszało. I jeszcze te dziwne głosy. Nie wiadomo skąd, nie wiadomo co. Szarość, ciemność i czasami mgła to jego towarzysze.

Tej letniej nocy coś się zmieniło. Niesamowity hałas dochodził znad dachu spowitego przez chmury. Wichura, a później burza. Jak się okazało zawirowało to świat doliny. Wywróciło do góry nogami. Chociaż, może właśnie rzuciły ten nieodkryty świat na właściwy tor. Wichura porwała chmury, zwaliła dach. Piorun. Chwila jasności. Huk. .

Wraz z końcem nocy przyszedł początek dnia. Słońce zaczyna swoją wędrówkę. Już pierwsze sekundy tego spaceru przyniosły zmiany. Wieko doliny już nie pokrywała gęsta szara narzuta. W jej miejsce pojawiła się paleta kolorów. Wpierw czerwony. Potem pomarańczowy zgrabnie przeszedł w różowy by już za chwilę wymieszać się z waniliową poświatą, a niebawem całość została pokolorowana żółtą kredką. Jednak Ta jajecznica na maśle została zjedzona równie szybko jak powstała przez niekończący się błękit.

I wtedy się zaczęło. Pierwsze promienie wpadały odbijając się od ścian, zupełnie jak wpadająca piłka do studni. Świat doliny powoli był odkrywany przez światło. To słońce wieczny odkrywca. Wpierw korona. Piękna, biała, lśniąca z czterema wierzchołkami. Im niżej słońce spoglądało tym bardziej biel, wypierana była przez niesamowicie jaskrawą zieleń mchu. Niespotykany kolor. Jakby jakieś dziecko żarówiastym pisakiem malowało na kartce papieru. Również jaskrawość mchu przeminęła. Zieleń stawała się coraz ciemniejsza. Spośród tłumu roślin wyłaniały się jasne, niemal białe jednostki skalne. Z dołu przypominało to rozświetlone świąteczne choinki. Piękno prostoty. Niesamowite. To przecież jeszcze wczoraj nie istniało.

Strugi światła w końcu dotarły na samo dno. Było ono wielkości boiska piłkarskiego. Zielona trawa, żółte i białe kwiaty. Przez sam środek płynął strumyk, który wypływał z jednej ściany by zaraz wpłynąć w ścianę przeciwległą. W jego wodzie pływały małe rybki. Setki małych rybek o różnych kształtach i kolorach. Wszystkie jaskrawe. Różowe, żółte, zielone, pomarańczowe, czerwone i kolor którego nie da się określić słowami. Jakby połączenie promieni słonecznych z najjaśniejszą gwiazdą i delikatnym lazurem. Kształtem przywodząca na myśl anielskie pióro. Tak świecąca, tak delikatna.

Na dnie tej strugi wody leniwie tańczyła zielona roślinność, równie jaskrawa jak ta poniżej szczytów. Patrząc z góry, strumyk ten przypominał wyraz napisany po arabsku. Przenikające się kolory tworzyły tęcze. Arabska tęcza. Jakże piękna i nierealna.

I krzew. Jego zgrabna noga wyrastała nad samym strumykiem gdzie droga lekko skręcała w dół. Łysy kikut miał pół metra, a całość około pięciu. Czapa przypominała rozczochrany łeb. Setki cieniutkich gałązek, krzyżujących się, łączących się, wyrastających z siebie. Na ich powierzchni tysiące malutkich różnokolorowych listków. W odróżnieniu od wodnych stworzonek, te miały ciemniejsze barwy. I tak purpurowe liście w kształcie serca sąsiadowały z granatowymi w kształcie malutkich dłoni. Między nimi wyrastały bordowo-czerwone kielichy, owoce, kwiaty. I jeszcze te wielkie różowe również w kształcie serc. Różniące się od purpurowych nie tylko wielkością ale również pawim okiem pośrodku. Czarny przechodził w błękitny, a sam środek tych oczu był czerwony. Piękny krzew na dnie Doliny Samotnego Smutku. Doliny piękniejszej od jakiejkolwiek znanej ludzkim oczom.

Powiał leciutki wiatr. Zdmuchnął wielkie serca. Poleciały wysoko. W ostrym słonecznym świetle, na błękitnym tle wyglądały jak przepiękne wzory na niedzielnej sukni w letni dzień. Zaraz, zaraz! To nie liście. To motyle! Teraz rozłożyły swe skrzydła. Para pięknych oczu na każdym ze stworzeń patrzy na dolinę. Cóż za piękne i wielkie motyle.

I pomyśleć, że burza przyczyniła się do otwarcia drzwi, gdzieś na krańcu świata w zapomnianych rejonach. Drzwi do raju. Kolejne wschody i zachody to uczta kolorów, zapachów i kształtów. Życie. Piękne i wspaniałe.

Lato zmierzało ku końcowi. Przyszła kolejna burza. Mocniejsza. Pioruny waliły z hukiem. Dolina nawiedzana kolejnymi naświetleniami lampy błyskowej boskiego aparatu. Dwa nieszczęsne gromy z nieba wycelowane były – nie wiem czy specjalnie, czy to zwykły przypadek – w szczyty nad doliną. Lawina kamieni rzuciła się niczym tłum cieszący się ze zwycięstwa. Parę minut wystarczyło by przykryć to co było nieodkryte przez wieki. Dolina nie była już taka głęboka.

Twórcza siła i niszczycielska moc. To co poczęło, to też zabiło. Jednak nie do końca. Pod stertą głazów, jest jeszcze mały krzaczek stojący na jednej nodze nad strumykiem. Natura przystosowana do życia bez słońca. Teraz jednak już nie cieszy się tylko tym, że jest. Teraz czeka aż słońce na nowo ogrzeje i oświetli ten rajski ogród. Zobaczył słońce i wie, że warto na nie czekać. Nawet jeśli już nie zajrzy w te strony. Bo Dolina Samotnego Smutku, przez pewien czas nie była ani samotna, ani smutna i było to piękne. Oj zajrzyj tam słońce i już nigdy nie odchodź. Spraw by ta zapomniana przez Boga i ludzi kraina stała się Doliną Wiecznego Szczęścia!
Odpowiedz
#2
Przekombinowałeś.
Dolina to formacja podłużna, więc kiedy piszesz, że otaczają ją cztery bardzo wysokie ściany, to coś mi tu nie pasuje.

Cytat:- To dziura po boskim cyrklu zostawiona podczas stworzenia świat
O, dziura! To trafniejsze.

Cytat:Wieko doliny już nie pokrywała gęsta szara narzuta.
Wieka. Chociaż i tak nie rozumiem tego pojęcia.

Cytat:Jednak Ta jajecznica na maśle została zjedzona równie szybko jak powstała przez niekończący się błękit.
Powyżej przykład przekombinowania. Przy okazji - dlaczego drugi wyraz z wielkiej litery?

Cytat:Pierwsze promienie wpadały odbijając się od ścian, zupełnie jak wpadająca piłka do studni.
Jeśli studnia ma gładkie ściany, piłka szybko zacznie spadać prosto w dół.


Nie przekonuje mnie ten tekst, a przecież w opowiadaniu "Tuż obok" pisałeś świetnie. Może nie potrafię wniknąć w taką jakby poetycką prozę, ale jak na mój gust jest to przeciętne.


Pozdrawiam,
H.
Odpowiedz
#3
Jak zwykle dzięki za poświęcony czas i rzecz jasna za uwagi, które bardzo cenię.

Wyszło jak wyszło, taki eksperymentalny projekt Wink

Pozdrawiam
Odpowiedz
#4
Od połowy trochę zgrzyta, czasem chyba lepiej pozostawić pewien niedosyt, niż przedobrzyć. Ale ogólnie jest to pomysł, który warto docenić.
Odpowiedz
#5
Dzięki Smile
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości