Nie odziedziczyłem nawet wiedzy tej o ksywce.
Byłem najmłodszy, poręczny jak przeliczeniowe pół metra:
Zamiast cyrkulacji skroplin pozostał odnawialny żal.
Za facjatę można było uznać jego organ powonienia
jak po sundajskim protoplaście, wyłapujący nawet
z bagatelizowanych jeszcze wierzb wiciowych
konwekcyjną chwytność pary nienasyconej.
Byłem najmłodszy, poręczny jak przeliczeniowe pół metra:
na długość różowej elektrody z niekwaśną otuliną
i pudelka zapałek. Osieroconej jego chorobą brygadzie
czytałem kłady konstrukcji, bez miarki ciągnąc robotę,
w cieniu chłodni kominowych, bezpośredniego
przeciwprądowego wymiennika ciepła.
Pozostając nieczuły na pełną kondensację uczuć pięknej operatorki
szóstego bloku, gotowej pójść ze mną w kontrolowane
upusty z suszonego śniegu, na lata z dwudziestym
stopniem zasilania.
Zamiast cyrkulacji skroplin pozostał odnawialny żal.