28-02-2012, 22:00
Niniejsze opowiadanie napisałam razem z moją przyjaciółką - jest to drugie, jeśli się nie mylę, z naszych wspólnych dzieł. Miałyśmy po jakieś 17 lat, co widać po stylu Świetnie się przy tym bawiłyśmy . Poza paroma błędami logicznymi nie zmieniałam jednak niczego, tytuł - mimo, że ostatecznie nie odnosi się do treści - zostawiłam. Wrzucam w kawałkach, coby Was nie zniechęcić objętością.
Enjoy.
- Wypuść mnie stąd!
- Cicho bądź, Rudy, bo skończysz tak, jak to chuchro! – warknęła Anna Szantaż w stronę Darka, skrępowanego kablem od odkurzacza.
Rudy znieruchomiał, częściowo ze strachu, częściowo z powodu osoby, która właśnie zbiegła do piwnicy. Ewa Łamiszczęka ściągnęła z głowy kominiarkę i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Co mu jest? – spytała wskazując na Michała, który właśnie wycierał usta z krwi.
- Nic mu nie jest. Zresztą nie wiem – odpowiedziała bez cienia uczucia – W sumie nie powinnam mu nic robić – dodała po chwili – Mogą nam mniej zapłacić...
- No raczej tak– Ewa pochyliła się nad porwanym, profilaktycznie wywijając nunczako pożyczonym od brata – Co cię boli?
Michał, oniemiały ze strachu, wskazał tylko na twarz.
- Będzie żył – Ewa wyprostowała się – Kolację dostaniecie za parę godzin. Chodź na górę Anka – złapała przyjaciółkę za łokieć i pociągnęła ją w stronę schodów. Anka opierała się i zrobiła zamach na Michała. Ewa chwyciła ją za rękę.
- Przestań! Musi być w dobrym stanie, skoro chcesz go wymienić na kasę!
- Łoj tam, w dobrym stanie… - powiedziała, odwracając się do Michała i pokazując mu język.
„To się leczy” – usłyszała głos we własnej głowie, ale to zignorowała.
- No chodź – Ewa szarpnęła ją mocno za rękę i poszły na górę, zostawiając porwanych w półmroku piwnicy. Michał wciąż pluł krwią, a Darek podskakiwał i szamotał się w więzach.
- Darek, przestań się ciepać, jakbyś siedział na jeżu! – syknął na niego Michał. – Jak będziesz się tak wydzierał, to te idiotki tu wrócą.
Darek spojrzał na swojego „współwięźnia” z dezaprobatą.
- Czym im się naraziłeś? – zapytał.
- Zadałem się z Anną Szantaż – Michał otarł usta i wstał z klęczek. Podszedł do Darka i zaczął go rozwiązywać – Żałuję dnia, w którym zaprosiłem ją na spływ kajakowy. A co z tobą?
- Ja? Żebym to ja wiedział… - skłamał Darek – Nie mam pojęcia. Ej, ale ty je znasz? Czemu ta idiotka się nie maskuje?
- Bo jest porąbana, obydwie są porąbane! Mówię ci, stary, one nas tutaj zakatują. Łamiszczęka jest chora psychicznie, bo jest psychologiem, więc…
- No tak– przyznał niezbyt optymistycznie Darek – A ta druga? Anka?
- To jest gatunek pełzający po dnie! Jest zdolna do wszystkiego. Czasami się zastanawiam, czy nie uciekła z wariatkowa.
- Zamkniesz się, czy mam ci pomóc, Słonko?
Drzwi do piwnicy otworzyły się wpuszczając snop światła, przysłonięty przez kobiecą postać średniego wzrostu. Michał zamarł, a potem na jego twarzy pojawił się grymas wściekłości. Zerwał się gwałtownie z miejsca i pobiegł po schodach w stronę kobiety.
- Ty wariatko! – zamachnął się na nią pięścią, ale w tym momencie zza Anki wysunęła się druga postać, która od niechcenia kopnęła go w wyciągniętą rękę. Michał stracił równowagę, upadł i stoczył się po schodach na dół.
- Nie. Dotykaj. Mnie – powiedziała spokojnie Anka, robiąc przerwę między każdym słowem.
Ewa zeszła na dół.
- Czemu się przewracasz? Pozwoliłam ci? – spytała spokojnie podnosząc oszołomionego Michała z podłogi, po czym dała mu pięścią w podbródek. Porwany upadł bez ruchu.
- No, teraz możesz leżeć – stwierdziła spokojnie Ewa.
Dziewczyny poszły na górę, szurając butami. Usiadły w przeciwległych rogach pokoju, Ewa na kanapie, Anka na starym fotelu, pokrytym spłowiałą kapą. Zachodzące słońce igrało na jej policzku, złocąc przecinającą go, długą bliznę.
- Ania, ja rozumiem, że zrobił ci krzywdę, ale żeby go od razu porywać... – zaczęła Ewa.
- A tobie co? – warknęła Anka. – Sumienie się w tobie budzi... Ewa, – dodała po chwili – on mi zniszczył karierę. Z taką twarzą już nigdzie nie zagram.
Kilka lat wcześniej, Anna Szantaż była młodą, dobrze zapowiadającą się aktorką. Mimo tego, że nie skończyła szkoły teatralnej, jej nieodparty urok i ogromny potencjał miały gwarantować szybką karierę. Jednak spotkanie z Michałem i jego niespodziewany atak z nożem podczas "wypadu na kajaki" przekreśliły jej plany.
Od tego czasu zmieniła się i utrzymywała kontakty tylko z Ewą. Ludzie wytykali ją palcami i mówili o niej : "to dziwadło". Była mrukliwa i oschła. Ponieważ przestała grać, zaczęła klepać biedę. Stąd zrodził się w jej zranionej psychice pomysł porwania kogoś bogatego i zarządzania okupu. A że bogaty był akurat Michał, to kwestia przypadku...
Ewie było szczerze żal przyjaciółki. Jako wybitna pani psycholog, wiedziała, że nie jest w stanie pomóc Ani. Mimo jej nieustannych prób, nic nie potrafiło wyrwać Anki z pół-życia, w którym tkwiła. Więc kiedy Anna okazała choć trochę entuzjazmu, mimo, że planowała popełnić przestępstwo, postanowiła jej pomóc. Zrobiłaby wszystko, by tylko znowu zobaczyć światło w jej zamglonych, przygaszonych oczach. Nie sądziła, że w niedługim czasie zapłonie w nich światło zemsty.
Sytuacja zaczęła jej się wymykać spod kontroli. Anka stała się aż nadto pełna energii, czego dowiódł atak rurką od odkurzacza na twarz Michała. W zasadzie sama nie zachowała się lepiej wymierzając mu podbródkowy, ale jakby zaatakował Ankę, toby ich nie rozdzieliła.
Siedziały teraz w jednym pomieszczeniu, naprzeciwko siebie, zastanawiając się, co powiedzieć...
- Nie powinnyśmy były tego robić – rzuciła Ewa, patrząc na Ankę z troską – Zaraz się posypiesz.
- Nic mi nie jest, Pani Doktor. Planowałam to, szykowałam się do tego, udało się. Nie ma o czym mówić.
Dziewczyny mimowolnie powróciły myślami parę godzin wstecz...
Słońce zachodziło za gęstym pasem drzew oddzielających plażę od "stałego lądu". Na starym, opuszczonym lotnisku w Bagiczu, w hangarze schowane były dwie młode kobiety i wyraźnie na coś czekały.
- Jesteś pewna, że będą tędy wracać? – zapytała pierwsza z nich.
- Od tygodnia tędy wracają. Mają bliżej do samochodu – odpowiedziała druga – Zrobi się to rach-ciach, a potem tylko kasa... i nowa twarz... – Anka pogłaskała się po policzku.
Usłyszały, że ktoś idzie. Przylgnęły do ściany hangaru. Ewką targały wątpliwości. Pomoc przyjaciółce – w porządku, ale pomoc w porwaniu? Jednak gdy doszedł do nich beztroski śmiech Michała Kowalskiego, tego drania, tego snoba, emocje zdecydowały za nią. Pierwsza wyskoczyła Anka. Kopnęła Michała w splot słoneczny, tak, jak uczyła ją Ewka. Zwróciła na siebie uwagę obu mężczyzn, zgodnie z planem. Gdy drugi z nich, Darek, spróbował obezwładnić Ankę, Ewa objęła jego szyję ramieniem i przyłożyła mu nóż do gardła.
Kiedy już obaj byli skrępowani i niezdolni do ucieczki, dziewczyny zapakowały ich do samochodu i odjechały w stronę wynajmowanego domu.
Anka prowadziła, podśpiewując „Jo ho ho i butelka rumu”, naśladując Johnny'ego Deepa z Piratów z Karaibów, a Ewa co jakiś czas odwracała się w stronę porwanych: to wymachując nożem przed nosem Michała i mrucząc, że chce zsynchronizować jego wygląd z wyglądem Anny, to patrząc na Darka i, nienaturalnie piskliwym głosem powtarzając: "Darek-Dar – co za spotkanie po latach, cieszysz się?".
A teraz siedziały w pustym domu, na odludziu, z Michałem i Dariuszem uwięzionymi w piwnicy, a na dworze zapadał zmierzch. Nie miały pojęcia, co dalej robić. O ile samo porwanie było obmyślone wcześniej i perfekcyjnie przeprowadzone, o tyle teraz, gdy osiągnęły cel, nie bardzo wiedziały, co zrobić z zakładnikami.
Pierwotny zamiar był taki, by skontaktować się z rodzinami porwanych i zażądać okupu, ale w obecności kryzysu gospodarczego Ewa miała pewne skrupuły.
- Eff, nie bądź głupia, muszę zrobić sobie nową twarz! – strofowała ją Anka – Pojedziesz ze mną do Wenezueli na operację, rozerwiesz się...
- Anka, ty kretynko! A jak ta ich, pożal się Boże, firma już splajtowała? Trzeba to ustalić – po czym wstała, spojrzała na swoją wydekoltowaną bluzkę i ruszyła do wyjścia. Kiedy była przy drzwiach, zawróciła.
- Muszę zmienić stanik – powiedziała nagle.
- Po co? Masz zamiar tam odstawiać striptiz?
- Nie, idiotko! – Ewa puściła jej oczko – Ale jak mam tam iść nieuzbrojona, to muszę zlikwidować fiszbiny, no nie?
- Ewa... – Ance zabrakło słów – Masz zamiar atakować ich DRUTAMI Z BIUSTONOSZA?
- No powiedz cokolwiek – Ewa rozpierała się na krześle na wprost siedzącego na podłodze Michała.
Michał tylko patrzył na nią przestraszony i potrząsał szybko głową (kręcić nie mógł, bo od upadku ze schodów bolał go kark). Darek kulił się w kącie i patrzył na nią z mieszaniną lęku i zainteresowania.
- Bo nie będzie kolacji... – zagroziła.
Darek, przerażony tym, że te wariatki mogą ich zagłodzić, powiedział szybko jak nakręcony:
- 609867843. Numer telefonu do mojego ojca.
- O widzisz, Rudy, jak chcesz, to dasz się lubić... – odrzekła Ewa - A co do ciebie... – zwróciła się do Michała – dasz ten numer po dobroci, czy mam ci pomóc?
Michał był tak skrajnie przerażony i wyczerpany, że podał cicho numer.
- No, dumna jestem z was – Ewa uśmiechnęła się sarkastycznie i wróciła na górę.
Anka była w kuchni i robiła kolację. „Co by im dać, żeby dostali rozstroju żołądka albo czegoś podobnego?”
Zaczęła smażyć jajka, podśpiewując wesoło. Od ścian odbijały się jej zawodzenia.
-Szantaż, zamknij się! – powiedziała Ewa, wchodząc do kuchni – Co tam masz? Jajka? Tak... tradycyjnie?
- Popiją colą i będzie po nich – pokazała w uśmiechu wszystkie zęby.
Ewa oparła się o blat pobliskiego stołu.
- Wyobraź sobie, że skłoniłam ich do współpracy – wyjęła z kieszeni spodni pomiętą kartkę papieru – Kiedy dzwonimy?
- Och, nie wiem – Anka podważyła jajka na patelni – Myślę, że jutro rano.
- Ale z jakiego numeru? Zidentyfikują nas.
- O tym nie pomyślałam – Anka podrapała się w głowę– Czekaj tu! – wcisnęła Ewie w dłoń patelnię i wybiegła z kuchni.
Wróciła po kilku minutach z dwoma komórkami w podrapanych dłoniach.
- No tak! To takie oczywiste! – ucieszyła się Ewa.
Anka położyła telefony na stole i pokazała pani psycholog rany na rękach.
- On gryzie! Ten, to... rude coś... mnie pokąsało. Dostanę wścieklizny!
- Nie dostaniesz, nie przesadzaj – Ewie zachciało się śmiać.
- Nie no! Dzwonimy od razu! Muszę się zemścić na tym... a raczej na portfelu jego starego.
Anna usiadła na krześle i wybrała numer. Czekały dość długo, na twarzy Anki pojawiło się zniecierpliwienie. Ale wreszcie ktoś odebrał.
- Halooo? – odezwała się Anka swobodnie
- Nie gadaj, jak naćpana! – szepnęła jej ze śmiechem Ewa.
- Pan Nowak? Kim jestem? Aaaa, to nieważne... – Anka bawiła się pierwszorzędnie – Powiem panu, co jest ważne. Mam pańskiego synusia... Nie, nie w tym sensie mam, kretynie! – Anka ledwo powstrzymywała śmiech – Okej, panie eN. Płaci pan 30 kawałków, Daruś jest z powrotem, nie płaci pan... ma pan synusia z powrotem, ale... zmodyfikowanego...
Ewa siedziała na podłodze śmiejąc się i opierając o kredens.
- Może jeszcze powiedział ci "dobrej zabawy"?
- Daj spokój. Facet jest ciężko kapujący, jak jego synek.
- To teraz ja – Ewa zgarnęła drugą komórkę ze stołu.
- Dzień dobry panu. Ma pan syna, prawda? Jeszcze.
Anka patrzyła na w napięciu, ale rozmowa przebiegała po jej myśli. Początkowo.
- Że co proszę? Jak to, nie zapłaci pan? Jaki żart? Ja tutaj do... – Anka zdziwiła się, słysząc soczyste przekleństwo – …obijam sobie pięść na jego buźce, a pan mi nie wierzy? Dobra! – przykryła telefon bluzką i powiedziała do Anki - On chce dowodów, chce z nim pogadać!
- Hmm... dajmy mu te dowody, skoro ich chce – wyszeptała Anka.
Dziewczyny zeszły do piwnicy w nadziei, że wielkie pieniądze są już blisko.
- Nie, nie! – Michał odzyskał głos, gdy tylko Ewa złapała go za kark i wyciągnęła z bezpiecznego kąta za zepsutą lodówką, gdzie leżał, próbując nie nabawiać się traumy.
- Uspokój się! Przecież cię nie zabiję, nie? – powiedziała do niego Ewa z rezygnacją i umieściła go na krześle. Anka wybrała numer i przyłożyła mu telefon do ucha.
- Tato! Tato? Jak się czuje mama? – zapytał, zupełnie zdezorientowany, bo Ewa dyszała mu nad uchem – Tak tato, trzymają mnie... nie, nie wiem...
Anka zabrała mu telefon.
- Your time is over – powiedziała do słuchawki – Oddzwonię.
Wróciły na górę.
- To teraz poczekamy na ich ruch – zdecydowała Anka – Zanieś im kolację – wcisnęła Ewie w ręce tacę z jajkami i colą.
- Dlaczego ja?
- Bo mnie się znudziło wywlekanie Kowalskiego zza lodówki.
Enjoy.
- Wypuść mnie stąd!
- Cicho bądź, Rudy, bo skończysz tak, jak to chuchro! – warknęła Anna Szantaż w stronę Darka, skrępowanego kablem od odkurzacza.
Rudy znieruchomiał, częściowo ze strachu, częściowo z powodu osoby, która właśnie zbiegła do piwnicy. Ewa Łamiszczęka ściągnęła z głowy kominiarkę i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Co mu jest? – spytała wskazując na Michała, który właśnie wycierał usta z krwi.
- Nic mu nie jest. Zresztą nie wiem – odpowiedziała bez cienia uczucia – W sumie nie powinnam mu nic robić – dodała po chwili – Mogą nam mniej zapłacić...
- No raczej tak– Ewa pochyliła się nad porwanym, profilaktycznie wywijając nunczako pożyczonym od brata – Co cię boli?
Michał, oniemiały ze strachu, wskazał tylko na twarz.
- Będzie żył – Ewa wyprostowała się – Kolację dostaniecie za parę godzin. Chodź na górę Anka – złapała przyjaciółkę za łokieć i pociągnęła ją w stronę schodów. Anka opierała się i zrobiła zamach na Michała. Ewa chwyciła ją za rękę.
- Przestań! Musi być w dobrym stanie, skoro chcesz go wymienić na kasę!
- Łoj tam, w dobrym stanie… - powiedziała, odwracając się do Michała i pokazując mu język.
„To się leczy” – usłyszała głos we własnej głowie, ale to zignorowała.
- No chodź – Ewa szarpnęła ją mocno za rękę i poszły na górę, zostawiając porwanych w półmroku piwnicy. Michał wciąż pluł krwią, a Darek podskakiwał i szamotał się w więzach.
- Darek, przestań się ciepać, jakbyś siedział na jeżu! – syknął na niego Michał. – Jak będziesz się tak wydzierał, to te idiotki tu wrócą.
Darek spojrzał na swojego „współwięźnia” z dezaprobatą.
- Czym im się naraziłeś? – zapytał.
- Zadałem się z Anną Szantaż – Michał otarł usta i wstał z klęczek. Podszedł do Darka i zaczął go rozwiązywać – Żałuję dnia, w którym zaprosiłem ją na spływ kajakowy. A co z tobą?
- Ja? Żebym to ja wiedział… - skłamał Darek – Nie mam pojęcia. Ej, ale ty je znasz? Czemu ta idiotka się nie maskuje?
- Bo jest porąbana, obydwie są porąbane! Mówię ci, stary, one nas tutaj zakatują. Łamiszczęka jest chora psychicznie, bo jest psychologiem, więc…
- No tak– przyznał niezbyt optymistycznie Darek – A ta druga? Anka?
- To jest gatunek pełzający po dnie! Jest zdolna do wszystkiego. Czasami się zastanawiam, czy nie uciekła z wariatkowa.
- Zamkniesz się, czy mam ci pomóc, Słonko?
Drzwi do piwnicy otworzyły się wpuszczając snop światła, przysłonięty przez kobiecą postać średniego wzrostu. Michał zamarł, a potem na jego twarzy pojawił się grymas wściekłości. Zerwał się gwałtownie z miejsca i pobiegł po schodach w stronę kobiety.
- Ty wariatko! – zamachnął się na nią pięścią, ale w tym momencie zza Anki wysunęła się druga postać, która od niechcenia kopnęła go w wyciągniętą rękę. Michał stracił równowagę, upadł i stoczył się po schodach na dół.
- Nie. Dotykaj. Mnie – powiedziała spokojnie Anka, robiąc przerwę między każdym słowem.
Ewa zeszła na dół.
- Czemu się przewracasz? Pozwoliłam ci? – spytała spokojnie podnosząc oszołomionego Michała z podłogi, po czym dała mu pięścią w podbródek. Porwany upadł bez ruchu.
- No, teraz możesz leżeć – stwierdziła spokojnie Ewa.
Dziewczyny poszły na górę, szurając butami. Usiadły w przeciwległych rogach pokoju, Ewa na kanapie, Anka na starym fotelu, pokrytym spłowiałą kapą. Zachodzące słońce igrało na jej policzku, złocąc przecinającą go, długą bliznę.
- Ania, ja rozumiem, że zrobił ci krzywdę, ale żeby go od razu porywać... – zaczęła Ewa.
- A tobie co? – warknęła Anka. – Sumienie się w tobie budzi... Ewa, – dodała po chwili – on mi zniszczył karierę. Z taką twarzą już nigdzie nie zagram.
Kilka lat wcześniej, Anna Szantaż była młodą, dobrze zapowiadającą się aktorką. Mimo tego, że nie skończyła szkoły teatralnej, jej nieodparty urok i ogromny potencjał miały gwarantować szybką karierę. Jednak spotkanie z Michałem i jego niespodziewany atak z nożem podczas "wypadu na kajaki" przekreśliły jej plany.
Od tego czasu zmieniła się i utrzymywała kontakty tylko z Ewą. Ludzie wytykali ją palcami i mówili o niej : "to dziwadło". Była mrukliwa i oschła. Ponieważ przestała grać, zaczęła klepać biedę. Stąd zrodził się w jej zranionej psychice pomysł porwania kogoś bogatego i zarządzania okupu. A że bogaty był akurat Michał, to kwestia przypadku...
Ewie było szczerze żal przyjaciółki. Jako wybitna pani psycholog, wiedziała, że nie jest w stanie pomóc Ani. Mimo jej nieustannych prób, nic nie potrafiło wyrwać Anki z pół-życia, w którym tkwiła. Więc kiedy Anna okazała choć trochę entuzjazmu, mimo, że planowała popełnić przestępstwo, postanowiła jej pomóc. Zrobiłaby wszystko, by tylko znowu zobaczyć światło w jej zamglonych, przygaszonych oczach. Nie sądziła, że w niedługim czasie zapłonie w nich światło zemsty.
Sytuacja zaczęła jej się wymykać spod kontroli. Anka stała się aż nadto pełna energii, czego dowiódł atak rurką od odkurzacza na twarz Michała. W zasadzie sama nie zachowała się lepiej wymierzając mu podbródkowy, ale jakby zaatakował Ankę, toby ich nie rozdzieliła.
Siedziały teraz w jednym pomieszczeniu, naprzeciwko siebie, zastanawiając się, co powiedzieć...
- Nie powinnyśmy były tego robić – rzuciła Ewa, patrząc na Ankę z troską – Zaraz się posypiesz.
- Nic mi nie jest, Pani Doktor. Planowałam to, szykowałam się do tego, udało się. Nie ma o czym mówić.
Dziewczyny mimowolnie powróciły myślami parę godzin wstecz...
Słońce zachodziło za gęstym pasem drzew oddzielających plażę od "stałego lądu". Na starym, opuszczonym lotnisku w Bagiczu, w hangarze schowane były dwie młode kobiety i wyraźnie na coś czekały.
- Jesteś pewna, że będą tędy wracać? – zapytała pierwsza z nich.
- Od tygodnia tędy wracają. Mają bliżej do samochodu – odpowiedziała druga – Zrobi się to rach-ciach, a potem tylko kasa... i nowa twarz... – Anka pogłaskała się po policzku.
Usłyszały, że ktoś idzie. Przylgnęły do ściany hangaru. Ewką targały wątpliwości. Pomoc przyjaciółce – w porządku, ale pomoc w porwaniu? Jednak gdy doszedł do nich beztroski śmiech Michała Kowalskiego, tego drania, tego snoba, emocje zdecydowały za nią. Pierwsza wyskoczyła Anka. Kopnęła Michała w splot słoneczny, tak, jak uczyła ją Ewka. Zwróciła na siebie uwagę obu mężczyzn, zgodnie z planem. Gdy drugi z nich, Darek, spróbował obezwładnić Ankę, Ewa objęła jego szyję ramieniem i przyłożyła mu nóż do gardła.
Kiedy już obaj byli skrępowani i niezdolni do ucieczki, dziewczyny zapakowały ich do samochodu i odjechały w stronę wynajmowanego domu.
Anka prowadziła, podśpiewując „Jo ho ho i butelka rumu”, naśladując Johnny'ego Deepa z Piratów z Karaibów, a Ewa co jakiś czas odwracała się w stronę porwanych: to wymachując nożem przed nosem Michała i mrucząc, że chce zsynchronizować jego wygląd z wyglądem Anny, to patrząc na Darka i, nienaturalnie piskliwym głosem powtarzając: "Darek-Dar – co za spotkanie po latach, cieszysz się?".
A teraz siedziały w pustym domu, na odludziu, z Michałem i Dariuszem uwięzionymi w piwnicy, a na dworze zapadał zmierzch. Nie miały pojęcia, co dalej robić. O ile samo porwanie było obmyślone wcześniej i perfekcyjnie przeprowadzone, o tyle teraz, gdy osiągnęły cel, nie bardzo wiedziały, co zrobić z zakładnikami.
Pierwotny zamiar był taki, by skontaktować się z rodzinami porwanych i zażądać okupu, ale w obecności kryzysu gospodarczego Ewa miała pewne skrupuły.
- Eff, nie bądź głupia, muszę zrobić sobie nową twarz! – strofowała ją Anka – Pojedziesz ze mną do Wenezueli na operację, rozerwiesz się...
- Anka, ty kretynko! A jak ta ich, pożal się Boże, firma już splajtowała? Trzeba to ustalić – po czym wstała, spojrzała na swoją wydekoltowaną bluzkę i ruszyła do wyjścia. Kiedy była przy drzwiach, zawróciła.
- Muszę zmienić stanik – powiedziała nagle.
- Po co? Masz zamiar tam odstawiać striptiz?
- Nie, idiotko! – Ewa puściła jej oczko – Ale jak mam tam iść nieuzbrojona, to muszę zlikwidować fiszbiny, no nie?
- Ewa... – Ance zabrakło słów – Masz zamiar atakować ich DRUTAMI Z BIUSTONOSZA?
- No powiedz cokolwiek – Ewa rozpierała się na krześle na wprost siedzącego na podłodze Michała.
Michał tylko patrzył na nią przestraszony i potrząsał szybko głową (kręcić nie mógł, bo od upadku ze schodów bolał go kark). Darek kulił się w kącie i patrzył na nią z mieszaniną lęku i zainteresowania.
- Bo nie będzie kolacji... – zagroziła.
Darek, przerażony tym, że te wariatki mogą ich zagłodzić, powiedział szybko jak nakręcony:
- 609867843. Numer telefonu do mojego ojca.
- O widzisz, Rudy, jak chcesz, to dasz się lubić... – odrzekła Ewa - A co do ciebie... – zwróciła się do Michała – dasz ten numer po dobroci, czy mam ci pomóc?
Michał był tak skrajnie przerażony i wyczerpany, że podał cicho numer.
- No, dumna jestem z was – Ewa uśmiechnęła się sarkastycznie i wróciła na górę.
Anka była w kuchni i robiła kolację. „Co by im dać, żeby dostali rozstroju żołądka albo czegoś podobnego?”
Zaczęła smażyć jajka, podśpiewując wesoło. Od ścian odbijały się jej zawodzenia.
-Szantaż, zamknij się! – powiedziała Ewa, wchodząc do kuchni – Co tam masz? Jajka? Tak... tradycyjnie?
- Popiją colą i będzie po nich – pokazała w uśmiechu wszystkie zęby.
Ewa oparła się o blat pobliskiego stołu.
- Wyobraź sobie, że skłoniłam ich do współpracy – wyjęła z kieszeni spodni pomiętą kartkę papieru – Kiedy dzwonimy?
- Och, nie wiem – Anka podważyła jajka na patelni – Myślę, że jutro rano.
- Ale z jakiego numeru? Zidentyfikują nas.
- O tym nie pomyślałam – Anka podrapała się w głowę– Czekaj tu! – wcisnęła Ewie w dłoń patelnię i wybiegła z kuchni.
Wróciła po kilku minutach z dwoma komórkami w podrapanych dłoniach.
- No tak! To takie oczywiste! – ucieszyła się Ewa.
Anka położyła telefony na stole i pokazała pani psycholog rany na rękach.
- On gryzie! Ten, to... rude coś... mnie pokąsało. Dostanę wścieklizny!
- Nie dostaniesz, nie przesadzaj – Ewie zachciało się śmiać.
- Nie no! Dzwonimy od razu! Muszę się zemścić na tym... a raczej na portfelu jego starego.
Anna usiadła na krześle i wybrała numer. Czekały dość długo, na twarzy Anki pojawiło się zniecierpliwienie. Ale wreszcie ktoś odebrał.
- Halooo? – odezwała się Anka swobodnie
- Nie gadaj, jak naćpana! – szepnęła jej ze śmiechem Ewa.
- Pan Nowak? Kim jestem? Aaaa, to nieważne... – Anka bawiła się pierwszorzędnie – Powiem panu, co jest ważne. Mam pańskiego synusia... Nie, nie w tym sensie mam, kretynie! – Anka ledwo powstrzymywała śmiech – Okej, panie eN. Płaci pan 30 kawałków, Daruś jest z powrotem, nie płaci pan... ma pan synusia z powrotem, ale... zmodyfikowanego...
Ewa siedziała na podłodze śmiejąc się i opierając o kredens.
- Może jeszcze powiedział ci "dobrej zabawy"?
- Daj spokój. Facet jest ciężko kapujący, jak jego synek.
- To teraz ja – Ewa zgarnęła drugą komórkę ze stołu.
- Dzień dobry panu. Ma pan syna, prawda? Jeszcze.
Anka patrzyła na w napięciu, ale rozmowa przebiegała po jej myśli. Początkowo.
- Że co proszę? Jak to, nie zapłaci pan? Jaki żart? Ja tutaj do... – Anka zdziwiła się, słysząc soczyste przekleństwo – …obijam sobie pięść na jego buźce, a pan mi nie wierzy? Dobra! – przykryła telefon bluzką i powiedziała do Anki - On chce dowodów, chce z nim pogadać!
- Hmm... dajmy mu te dowody, skoro ich chce – wyszeptała Anka.
Dziewczyny zeszły do piwnicy w nadziei, że wielkie pieniądze są już blisko.
- Nie, nie! – Michał odzyskał głos, gdy tylko Ewa złapała go za kark i wyciągnęła z bezpiecznego kąta za zepsutą lodówką, gdzie leżał, próbując nie nabawiać się traumy.
- Uspokój się! Przecież cię nie zabiję, nie? – powiedziała do niego Ewa z rezygnacją i umieściła go na krześle. Anka wybrała numer i przyłożyła mu telefon do ucha.
- Tato! Tato? Jak się czuje mama? – zapytał, zupełnie zdezorientowany, bo Ewa dyszała mu nad uchem – Tak tato, trzymają mnie... nie, nie wiem...
Anka zabrała mu telefon.
- Your time is over – powiedziała do słuchawki – Oddzwonię.
Wróciły na górę.
- To teraz poczekamy na ich ruch – zdecydowała Anka – Zanieś im kolację – wcisnęła Ewie w ręce tacę z jajkami i colą.
- Dlaczego ja?
- Bo mnie się znudziło wywlekanie Kowalskiego zza lodówki.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej
W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze
W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze