Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Czarny humor
#1
Niniejsze opowiadanie napisałam razem z moją przyjaciółką - jest to drugie, jeśli się nie mylę, z naszych wspólnych dzieł. Miałyśmy po jakieś 17 lat, co widać po stylu Wink Świetnie się przy tym bawiłyśmy Big Grin. Poza paroma błędami logicznymi nie zmieniałam jednak niczego, tytuł - mimo, że ostatecznie nie odnosi się do treści - zostawiłam. Wrzucam w kawałkach, coby Was nie zniechęcić objętością. Wink
Enjoy.

- Wypuść mnie stąd!
- Cicho bądź, Rudy, bo skończysz tak, jak to chuchro! – warknęła Anna Szantaż w stronę Darka, skrępowanego kablem od odkurzacza.
Rudy znieruchomiał, częściowo ze strachu, częściowo z powodu osoby, która właśnie zbiegła do piwnicy. Ewa Łamiszczęka ściągnęła z głowy kominiarkę i rozejrzała się po pomieszczeniu.
- Co mu jest? – spytała wskazując na Michała, który właśnie wycierał usta z krwi.
- Nic mu nie jest. Zresztą nie wiem – odpowiedziała bez cienia uczucia – W sumie nie powinnam mu nic robić – dodała po chwili – Mogą nam mniej zapłacić...
- No raczej tak– Ewa pochyliła się nad porwanym, profilaktycznie wywijając nunczako pożyczonym od brata – Co cię boli?
Michał, oniemiały ze strachu, wskazał tylko na twarz.
- Będzie żył – Ewa wyprostowała się – Kolację dostaniecie za parę godzin. Chodź na górę Anka – złapała przyjaciółkę za łokieć i pociągnęła ją w stronę schodów. Anka opierała się i zrobiła zamach na Michała. Ewa chwyciła ją za rękę.
- Przestań! Musi być w dobrym stanie, skoro chcesz go wymienić na kasę!
- Łoj tam, w dobrym stanie… - powiedziała, odwracając się do Michała i pokazując mu język.
„To się leczy” – usłyszała głos we własnej głowie, ale to zignorowała.
- No chodź – Ewa szarpnęła ją mocno za rękę i poszły na górę, zostawiając porwanych w półmroku piwnicy. Michał wciąż pluł krwią, a Darek podskakiwał i szamotał się w więzach.
- Darek, przestań się ciepać, jakbyś siedział na jeżu! – syknął na niego Michał. – Jak będziesz się tak wydzierał, to te idiotki tu wrócą.
Darek spojrzał na swojego „współwięźnia” z dezaprobatą.
- Czym im się naraziłeś? – zapytał.
- Zadałem się z Anną Szantaż – Michał otarł usta i wstał z klęczek. Podszedł do Darka i zaczął go rozwiązywać – Żałuję dnia, w którym zaprosiłem ją na spływ kajakowy. A co z tobą?
- Ja? Żebym to ja wiedział… - skłamał Darek – Nie mam pojęcia. Ej, ale ty je znasz? Czemu ta idiotka się nie maskuje?
- Bo jest porąbana, obydwie są porąbane! Mówię ci, stary, one nas tutaj zakatują. Łamiszczęka jest chora psychicznie, bo jest psychologiem, więc…
- No tak– przyznał niezbyt optymistycznie Darek – A ta druga? Anka?
- To jest gatunek pełzający po dnie! Jest zdolna do wszystkiego. Czasami się zastanawiam, czy nie uciekła z wariatkowa.
- Zamkniesz się, czy mam ci pomóc, Słonko?
Drzwi do piwnicy otworzyły się wpuszczając snop światła, przysłonięty przez kobiecą postać średniego wzrostu. Michał zamarł, a potem na jego twarzy pojawił się grymas wściekłości. Zerwał się gwałtownie z miejsca i pobiegł po schodach w stronę kobiety.
- Ty wariatko! – zamachnął się na nią pięścią, ale w tym momencie zza Anki wysunęła się druga postać, która od niechcenia kopnęła go w wyciągniętą rękę. Michał stracił równowagę, upadł i stoczył się po schodach na dół.
- Nie. Dotykaj. Mnie – powiedziała spokojnie Anka, robiąc przerwę między każdym słowem.
Ewa zeszła na dół.
- Czemu się przewracasz? Pozwoliłam ci? – spytała spokojnie podnosząc oszołomionego Michała z podłogi, po czym dała mu pięścią w podbródek. Porwany upadł bez ruchu.
- No, teraz możesz leżeć – stwierdziła spokojnie Ewa.

Dziewczyny poszły na górę, szurając butami. Usiadły w przeciwległych rogach pokoju, Ewa na kanapie, Anka na starym fotelu, pokrytym spłowiałą kapą. Zachodzące słońce igrało na jej policzku, złocąc przecinającą go, długą bliznę.
- Ania, ja rozumiem, że zrobił ci krzywdę, ale żeby go od razu porywać... – zaczęła Ewa.
- A tobie co? – warknęła Anka. – Sumienie się w tobie budzi... Ewa, – dodała po chwili – on mi zniszczył karierę. Z taką twarzą już nigdzie nie zagram.
Kilka lat wcześniej, Anna Szantaż była młodą, dobrze zapowiadającą się aktorką. Mimo tego, że nie skończyła szkoły teatralnej, jej nieodparty urok i ogromny potencjał miały gwarantować szybką karierę. Jednak spotkanie z Michałem i jego niespodziewany atak z nożem podczas "wypadu na kajaki" przekreśliły jej plany.
Od tego czasu zmieniła się i utrzymywała kontakty tylko z Ewą. Ludzie wytykali ją palcami i mówili o niej : "to dziwadło". Była mrukliwa i oschła. Ponieważ przestała grać, zaczęła klepać biedę. Stąd zrodził się w jej zranionej psychice pomysł porwania kogoś bogatego i zarządzania okupu. A że bogaty był akurat Michał, to kwestia przypadku...
Ewie było szczerze żal przyjaciółki. Jako wybitna pani psycholog, wiedziała, że nie jest w stanie pomóc Ani. Mimo jej nieustannych prób, nic nie potrafiło wyrwać Anki z pół-życia, w którym tkwiła. Więc kiedy Anna okazała choć trochę entuzjazmu, mimo, że planowała popełnić przestępstwo, postanowiła jej pomóc. Zrobiłaby wszystko, by tylko znowu zobaczyć światło w jej zamglonych, przygaszonych oczach. Nie sądziła, że w niedługim czasie zapłonie w nich światło zemsty.
Sytuacja zaczęła jej się wymykać spod kontroli. Anka stała się aż nadto pełna energii, czego dowiódł atak rurką od odkurzacza na twarz Michała. W zasadzie sama nie zachowała się lepiej wymierzając mu podbródkowy, ale jakby zaatakował Ankę, toby ich nie rozdzieliła.
Siedziały teraz w jednym pomieszczeniu, naprzeciwko siebie, zastanawiając się, co powiedzieć...
- Nie powinnyśmy były tego robić – rzuciła Ewa, patrząc na Ankę z troską – Zaraz się posypiesz.
- Nic mi nie jest, Pani Doktor. Planowałam to, szykowałam się do tego, udało się. Nie ma o czym mówić.
Dziewczyny mimowolnie powróciły myślami parę godzin wstecz...

Słońce zachodziło za gęstym pasem drzew oddzielających plażę od "stałego lądu". Na starym, opuszczonym lotnisku w Bagiczu, w hangarze schowane były dwie młode kobiety i wyraźnie na coś czekały.
- Jesteś pewna, że będą tędy wracać? – zapytała pierwsza z nich.
- Od tygodnia tędy wracają. Mają bliżej do samochodu – odpowiedziała druga – Zrobi się to rach-ciach, a potem tylko kasa... i nowa twarz... – Anka pogłaskała się po policzku.
Usłyszały, że ktoś idzie. Przylgnęły do ściany hangaru. Ewką targały wątpliwości. Pomoc przyjaciółce – w porządku, ale pomoc w porwaniu? Jednak gdy doszedł do nich beztroski śmiech Michała Kowalskiego, tego drania, tego snoba, emocje zdecydowały za nią. Pierwsza wyskoczyła Anka. Kopnęła Michała w splot słoneczny, tak, jak uczyła ją Ewka. Zwróciła na siebie uwagę obu mężczyzn, zgodnie z planem. Gdy drugi z nich, Darek, spróbował obezwładnić Ankę, Ewa objęła jego szyję ramieniem i przyłożyła mu nóż do gardła.
Kiedy już obaj byli skrępowani i niezdolni do ucieczki, dziewczyny zapakowały ich do samochodu i odjechały w stronę wynajmowanego domu.
Anka prowadziła, podśpiewując „Jo ho ho i butelka rumu”, naśladując Johnny'ego Deepa z Piratów z Karaibów, a Ewa co jakiś czas odwracała się w stronę porwanych: to wymachując nożem przed nosem Michała i mrucząc, że chce zsynchronizować jego wygląd z wyglądem Anny, to patrząc na Darka i, nienaturalnie piskliwym głosem powtarzając: "Darek-Dar – co za spotkanie po latach, cieszysz się?".
A teraz siedziały w pustym domu, na odludziu, z Michałem i Dariuszem uwięzionymi w piwnicy, a na dworze zapadał zmierzch. Nie miały pojęcia, co dalej robić. O ile samo porwanie było obmyślone wcześniej i perfekcyjnie przeprowadzone, o tyle teraz, gdy osiągnęły cel, nie bardzo wiedziały, co zrobić z zakładnikami.
Pierwotny zamiar był taki, by skontaktować się z rodzinami porwanych i zażądać okupu, ale w obecności kryzysu gospodarczego Ewa miała pewne skrupuły.
- Eff, nie bądź głupia, muszę zrobić sobie nową twarz! – strofowała ją Anka – Pojedziesz ze mną do Wenezueli na operację, rozerwiesz się...
- Anka, ty kretynko! A jak ta ich, pożal się Boże, firma już splajtowała? Trzeba to ustalić – po czym wstała, spojrzała na swoją wydekoltowaną bluzkę i ruszyła do wyjścia. Kiedy była przy drzwiach, zawróciła.
- Muszę zmienić stanik – powiedziała nagle.
- Po co? Masz zamiar tam odstawiać striptiz?
- Nie, idiotko! – Ewa puściła jej oczko – Ale jak mam tam iść nieuzbrojona, to muszę zlikwidować fiszbiny, no nie?
- Ewa... – Ance zabrakło słów – Masz zamiar atakować ich DRUTAMI Z BIUSTONOSZA?

- No powiedz cokolwiek – Ewa rozpierała się na krześle na wprost siedzącego na podłodze Michała.
Michał tylko patrzył na nią przestraszony i potrząsał szybko głową (kręcić nie mógł, bo od upadku ze schodów bolał go kark). Darek kulił się w kącie i patrzył na nią z mieszaniną lęku i zainteresowania.
- Bo nie będzie kolacji... – zagroziła.
Darek, przerażony tym, że te wariatki mogą ich zagłodzić, powiedział szybko jak nakręcony:
- 609867843. Numer telefonu do mojego ojca.
- O widzisz, Rudy, jak chcesz, to dasz się lubić... – odrzekła Ewa - A co do ciebie... – zwróciła się do Michała – dasz ten numer po dobroci, czy mam ci pomóc?
Michał był tak skrajnie przerażony i wyczerpany, że podał cicho numer.
- No, dumna jestem z was – Ewa uśmiechnęła się sarkastycznie i wróciła na górę.
Anka była w kuchni i robiła kolację. „Co by im dać, żeby dostali rozstroju żołądka albo czegoś podobnego?”
Zaczęła smażyć jajka, podśpiewując wesoło. Od ścian odbijały się jej zawodzenia.
-Szantaż, zamknij się! – powiedziała Ewa, wchodząc do kuchni – Co tam masz? Jajka? Tak... tradycyjnie?
- Popiją colą i będzie po nich – pokazała w uśmiechu wszystkie zęby.
Ewa oparła się o blat pobliskiego stołu.
- Wyobraź sobie, że skłoniłam ich do współpracy – wyjęła z kieszeni spodni pomiętą kartkę papieru – Kiedy dzwonimy?
- Och, nie wiem – Anka podważyła jajka na patelni – Myślę, że jutro rano.
- Ale z jakiego numeru? Zidentyfikują nas.
- O tym nie pomyślałam – Anka podrapała się w głowę– Czekaj tu! – wcisnęła Ewie w dłoń patelnię i wybiegła z kuchni.
Wróciła po kilku minutach z dwoma komórkami w podrapanych dłoniach.
- No tak! To takie oczywiste! – ucieszyła się Ewa.
Anka położyła telefony na stole i pokazała pani psycholog rany na rękach.
- On gryzie! Ten, to... rude coś... mnie pokąsało. Dostanę wścieklizny!
- Nie dostaniesz, nie przesadzaj – Ewie zachciało się śmiać.
- Nie no! Dzwonimy od razu! Muszę się zemścić na tym... a raczej na portfelu jego starego.
Anna usiadła na krześle i wybrała numer. Czekały dość długo, na twarzy Anki pojawiło się zniecierpliwienie. Ale wreszcie ktoś odebrał.
- Halooo? – odezwała się Anka swobodnie
- Nie gadaj, jak naćpana! – szepnęła jej ze śmiechem Ewa.
- Pan Nowak? Kim jestem? Aaaa, to nieważne... – Anka bawiła się pierwszorzędnie – Powiem panu, co jest ważne. Mam pańskiego synusia... Nie, nie w tym sensie mam, kretynie! – Anka ledwo powstrzymywała śmiech – Okej, panie eN. Płaci pan 30 kawałków, Daruś jest z powrotem, nie płaci pan... ma pan synusia z powrotem, ale... zmodyfikowanego...
Ewa siedziała na podłodze śmiejąc się i opierając o kredens.
- Może jeszcze powiedział ci "dobrej zabawy"?
- Daj spokój. Facet jest ciężko kapujący, jak jego synek.
- To teraz ja – Ewa zgarnęła drugą komórkę ze stołu.
- Dzień dobry panu. Ma pan syna, prawda? Jeszcze.
Anka patrzyła na w napięciu, ale rozmowa przebiegała po jej myśli. Początkowo.
- Że co proszę? Jak to, nie zapłaci pan? Jaki żart? Ja tutaj do... – Anka zdziwiła się, słysząc soczyste przekleństwo – …obijam sobie pięść na jego buźce, a pan mi nie wierzy? Dobra! – przykryła telefon bluzką i powiedziała do Anki - On chce dowodów, chce z nim pogadać!
- Hmm... dajmy mu te dowody, skoro ich chce – wyszeptała Anka.
Dziewczyny zeszły do piwnicy w nadziei, że wielkie pieniądze są już blisko.

- Nie, nie! – Michał odzyskał głos, gdy tylko Ewa złapała go za kark i wyciągnęła z bezpiecznego kąta za zepsutą lodówką, gdzie leżał, próbując nie nabawiać się traumy.
- Uspokój się! Przecież cię nie zabiję, nie? – powiedziała do niego Ewa z rezygnacją i umieściła go na krześle. Anka wybrała numer i przyłożyła mu telefon do ucha.
- Tato! Tato? Jak się czuje mama? – zapytał, zupełnie zdezorientowany, bo Ewa dyszała mu nad uchem – Tak tato, trzymają mnie... nie, nie wiem...
Anka zabrała mu telefon.
- Your time is over – powiedziała do słuchawki – Oddzwonię.
Wróciły na górę.
- To teraz poczekamy na ich ruch – zdecydowała Anka – Zanieś im kolację – wcisnęła Ewie w ręce tacę z jajkami i colą.
- Dlaczego ja?
- Bo mnie się znudziło wywlekanie Kowalskiego zza lodówki.
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz
#2
Wybacz, ale wytykanie błędów rozpocznę jeszcze przed rozpoczęciem samego tekstu Tongue
Cytat:tytuł - mimo, że ostatecznie nie odnosi się do treści
- Niepotrzebny przecinek.

Cytat:profilaktycznie wywijając nunczako pożyczonym od brata
- Osobiście wolałbym mniej spolszczoną nazwę "Nunchaku"

Cytat:spytała spokojnie, podnosząc oszołomionego Michała z podłogi, po czym dała mu pięścią w podbródek.
- Tu, zdaje się, przydałby się przecinek.

Cytat:Ewie było szczerze żal przyjaciółki. Jako wybitna pani psycholog, wiedziała, że nie jest w stanie pomóc Ani [jej pomóc]. Mimo jej nieustannych prób, nic nie potrafiło wyrwać Anki z pół-życia, w którym tkwiła. Więc kiedy Anna okazała choć trochę entuzjazmu
- Ani, Anki, Anna, w tym momencie to imię pojawia się zbyt często. Dałem swoją propozycję poprawy. Zaznaczone do zmiany lub usunięcia (jeśli brak komentarza).

Cytat: mimo, że planowała popełnić przestępstwo,
- Już wspomniane.

Cytat:Dziewczyny mimowolnie powróciły myślami parę godzin wstecz...
- Nie podoba mi się. Można powrócić do tego, co było parę godzin wcześniej, ale "powrócić parę godzin wstecz", źle brzmi.

Cytat:- 609867843. Numer telefonu do mojego ojca.
- Nieładne i nierozsądne jest używanie czyichkolwiek numerów w opowiadaniu. Ponadto, wygląda to fatalnie, gdy zapisane cyframi.
Mogłaś zapisać w sposób opisowy, np. tak:
Cytat:Darek, przerażony tym, że te wariatki mogą ich zagłodzić, podał szybko numer telefonu do swojego ojca

Cytat:Anka patrzyła na w napięciu, ale rozmowa przebiegała po jej myśli.
- Nie rozumiem.

Zbrakło sporo przecinków i wielu spacji przed i po myślnikach,a le to kwestia czasu spędzonego nad korektą, więc ufam, że zdołasz to poprawić.

Tekst zdecydowanie przyjemny, ciekawy, zabawny. Czytało się stosunkowo szybko (o ile można tak powiedzieć gdy czyta się tekst wypatrując błędów). Jest co nieco do poprawy, rozwinięcia, czy przebudowy, ale to już bardziej czepialstwo niż sprawy decydujące. Wrażenia bardzo pozytywne, czekam na kontynuację.

I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out.
Odpowiedz
#3
Cytat:Wybacz, ale wytykanie błędów rozpocznę jeszcze przed rozpoczęciem samego tekstu
Dzięki stary ;P Big Grin
Dzięki za czas poświęcony, wstawiam ciąg dalszy.


Wynajmowany dom na odludziu był całkiem cichy i ciemny. Anka i Ewa położyły się już spać, po dniu tak pełnym nowych i dziwnych przeżyć. Ale w piwnicy wcale nie było tak spokojnie...
- Aaaaaaaa... – jęczał Darek, siedząc pod ścianą i obejmując się rękami.
Strasznie bolał go żołądek. Wiedział wprawdzie, że tak się skończy popijanie smażonych jajek colą, ale te wariatki nic innego do picia im nie dały.
Jęk bólu dobiegł go zza pobliskich drzwi od toalety. Zajmował ją Michał, więc Darek musiał cierpieć na podłodze.
- Michał... – jęknął Darek pomiędzy kolejnymi skurczami żołądka – Ile za ciebie chcą?
- 200 tysięcy – dobiegł go głos z łazienki – Euro – dodał po chwili.
- Ale cię wyceniły... – zaczął Darek, ale organizm zmusił go, żeby przerwał.
W piwnicy było ciemno i zimno. Właściwie to nie była piwnica, tylko coś na kształt mieszkania w podziemiu. Dwa małe pokoiki, kuchnia, łazienka.
I właśnie ta łazienka stała się teraz pomieszczeniem najbardziej pożądanym. Przez porwanych, oczywiście.
- Michaaaał! – zawołał Darek, przewracając się na bok – Siedzisz już 20 minut! Teraz moja kolej!
- Łatwo ci mówić – wymamrotał Michał. – To nie moja wina.
Kiedy bieżące sprawy zostały „uregulowane”, porwani przystąpili do poważnej rozmowy.
- Michał. Musimy stąd zwiać. Nie możemy czekać, aż nas otrują albo odwodnią, albo zabiją przy użyciu sprzętów AGD – zaczął Darek.
- Jak ty chcesz uciekać...
- No przecież to są dwie kobiety, słabe. Musimy się tylko postarać.

*****

- Aaaaa! Przestań! – krzyczał Michał. Miał ku temu powody. Był środek nocy, a tej porąbanej Ance strzeliło do głowy, że musi koniecznie spróbować, jakby wyglądała blizna na jego policzku. Siedzieli naprzeciwko siebie na krzesłach. Anka z najwyższym skupieniem wodziła po twarzy Michała nożem.
- Eff, potrzymaj go, bo mi próbę generalną popsuje! – powiedziała Anka w skupieniu.
- Nie mów do mnie Eff, proszę cię – odrzekła Ewa, po czym chwyciła Michała za szczękę. Anka tymczasem, z językiem między zębami, zastanawiała się "ciąć czy nie ciąć?"
- Ale jak ma być? – rzuciła pytanie w przestrzeń. – Szeroko? Tak męsko? Czy wersja damska? Ciąć! – wykrzyknęła.
- Nie! – drgnął Michał, protestując całym swoim ciałem.
- Nie wyrywaj mi się, bo będzie krzywo i nieładnie – rzuciła spokojnie Ewa jedną ręką wciąż trzymając go za szczękę, a drugą jedząc jabłko.
Darek siedział skulony pod ścianą i zastanawiał się, co zrobić.
Podjął decyzję w mgnieniu oka. Zerwał się na równe nogi, przewrócił Ewę, wytrącił Ance nóż z ręki.
Anka upadła. Ewa rzuciła się, by jej pomóc, ale nagle znalazła się pod Kowalskim i było jej ciężko się ruszyć. Kiedy myślała, że z kości pozostała jej miazga, zszedł z niej i pobiegł za Darkiem na górę.
- Ania, żyjesz? – zawołała, krzywiąc się – Bo mnie chyba to chuchro wbiło w podłogę.
- Okej, okej, mnie nic nie zrobił. Względnie - jęknęła Anka, powoli wstając.
Ewa podniosła się na łokciach i nagle zaczęła się krztusić kawałkiem jabłka. Anka zbliżyła się do niej i zaczęła ją klepać po plecach.
- To debil cholerny! – wykrzyknęła wreszcie, po kilku minutach kasłania. – Jak go dorwę, to mu tak przy...
- Oho! –Anka podniosła ją – Mamy większe zmartwienia. Musimy ich złapać!
Wbiegły na górę. Ewa była wściekła. Anka, nie wiedząc czemu, powstrzymywała się od śmiechu. Okazało się, że przyczyną jej wesołości, były posłyszane krzyki Michała:
- Darek, błagam cię, nie przez okno! Nie przez okno! Te idiotki powykręcały klamki! Niczego nie wybijesz! Ja się boję odłamków...
Porwani rozbiegli się w różnych kierunkach. Zauważyli, ze dom, w którym byli przetrzymywani, nie był jakąś tam przeciętną ruderą, ale całkiem niezłym starym budynkiem. Same drzwi miały wysokość trzech metrów.
Michał, niewiele myśląc, wbiegł do jadalni i „zainstalował się” za żyrandolu. Ta sytuacja jeszcze bardziej rozweseliła Ankę. Ewę doprowadziła raczej do szału.
- Jak my go stamtąd zdejmiemy? – jęczała.
- Sam zejdzie – uspokajała ją Anka – Idę szukać Dariusza. Pilnuj tego – wskazała palcem na sufit.
Ewa stanęła pod żyrandolem.
- No i co? Może mi teraz powiesz, że jesteś potrzebą konsumenta*?
Michał ostrożnie wychylił głowę w bok.
- Nie – powiedział cicho – Ale strasznie tu brudno.
- Rzucę ci ścierkę, zetrzesz jak już tam wlazłeś – zawołała ironicznie Ewa.

Anka ostrożnie poruszała się po domu. Darek mógł przecież czaić się gdzieś i wyskoczyć na nią z wazonem, butelką albo żelazkiem. Weszła na pierwsze piętro. Zajrzała do łazienki.
- Dar, nurkujesz? – spytała cicho zaglądając do muszli klozetowej.
Usłyszała jakiś ruch na korytarzu. Stanęła przy drzwiach i wyjrzała przez szczelinę. Darek szedł korytarzem na palcach. "Pożyczę sobie jakiś tekst od Ewki" pomyślała i z bojowym: "Can you feel me coming?" wyskoczyła zza drzwi.
- Darek... – zaczęła – Nie uciekaj, dziecko drogie. Przecież ja ci nie zrobię krzywdy.
Dariusz odwrócił się i zamarł. Patrzył na tą zdesperowaną aktoreczkę z blizną przez pół policzka i zaczął się zastanawiać, dlaczego Michał ją tak urządził. Tą chwilę jego zamroczenia wykorzystała najlepiej jak umiała. Rozpędziła się i w pełnym biegu pokonała dzielącą ich odległość. Powaliła Darka na ziemię. Rozległ się dźwięk łamanych kości.
- Au! – krzyknął Nowak – Złamałaś mi nogę!
- Łosz, cholera! – krzyknęła Anka i z zadziwiającą zręcznością i siłą dźwignęła go na nogi i zawlekła do pobliskiego gabinetu.
- Leż – rzuciła Darka na kanapę i podeszła do barku – Nie martw się – powiedziała nagle – Pij. Uśmierzy ból.
Usiadła obok niego i podała mu butelkę rumu.
- Jo ho ho ... – zaintonował Darek po kilku łykach.
Pili. Porwany - syn bogatego bożka prasowego i porywająca - zagubiona aktoreczka. Jednoczył ich ból. Ból nogi, ból duszy - no i alkohol.
Nagle do gabinetu wtargnęła Ewa, trzymająca Michała, który o dziwo, już się nie wyrywał. Chyba nie był przytomny.
- Co ty tu Aniu... z moim byłym-niedoszłym... – powiedziała z zaskoczeniem. - ...robisz?
Anka wstała i zachwiała się niebezpiecznie.
- No tak! – zawołała Ewa łapiąc ją, żeby nie upadła – Jestem jedyną trzeźwą w towarzystwie, tak?
- Ja się tylko zataczam – wymamrotała Anka i spróbowała skupić wzrok na Michale – Co on taki...bezwładny? – wybełkotała.
Ewa oparła na sobie zakładnika.
- Przyczaiłam się przed jadalnią i on wtedy spróbował zejść z tego żyrandola – przyjrzała mu się z czymś zbliżonym do troski – Ofiara losu. I przynajmniej nie musiałam mu dawać w łeb.
Leżący dotąd spokojnie Nowak poruszył się i jęknął z bólu.
- Anka! - krzyknęła Ewa podchodząc bliżej i przyglądając się jego nodze spoczywającej w dość dziwnym ułożeniu – Co ty zrobiłaś? Jak my teraz zrośniemy nogę Darka? – zawołała histerycznie.
- Uspokój się – powiedziała Anka, nawet się nie jąkając.
Ewa chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej dzwonek do drzwi. Pobiegła do okna.
- No ładnie – dodała sarkastycznie. – Policja!
Zbiegła po schodach, obawiając się najgorszego. Spojrzała na siebie w starym lustrze i poprawiła włosy.
- Dzień dobry. Komisarz Agnieszka Nigąg. Mów mi Agusia – mrugnęła do Ewy – Mogę wejść?

*Nawiązanie do reklamy sieci telefonii komórkowej Plus, gdzie Potrzeba Konsumenta siedziała właśnie na żyrandolu
Komentując dzielę się osobistymi, subiektywnymi odczuciami, nie poczuwam się do znajomości prawdy absolutnej Wink

W cieniu
Nie ma
Czarne płaszcze

[Obrazek: Piecz1.jpg] 

Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości