Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Alicja
#1
Witam,

Przedstawiam swoją pierwszą pracę.
Proszę batożyć :P

Alicja


Dawid nie pamiętał kiedy ostatnio był taki zły. Zły i zmęczony. Był poniedziałek, dwudziesty-trzeci listopada 2009, a on był na nogach od szesnastu godzin, z czego trzynaście spędził w pracy. W sumie taki dzień nie różnił się zbytnio od innych, tyle tylko, że Dawid pobalował przez weekend, i czuł się okropnie. Już w biurze prawie zasypiał na stojąco, a im później, tym było jeszcze gorzej. No i do tego ta polska zima. Po prostu super, budzisz się o szóstej rano i jest ciemno, jedziesz do pracy i jest ciemno, wychodzisz o trzeciej po południu i już jest ciemno… Po prostu super dzień na bycie wykończonym po weekendzie.
No i jeszcze ta wizyta u Walczaka. I tak nic z tego nie wyjdzie, a trzeba było się tłuc ponad dwieście kilometrów, pomyślał ponuro Dawid. I po co? Koleś przejrzał ofertę, pogadał przy kieliszku koniaku o tym jakie ma zajebiste koneksje na mieście i odpuścił sobie. Rzeczywiście, opłacało się jechać dwieście kilometrów do klienta. Równie dobrze mógłby dostać ofertę mailem, potem bym do niego zadzwonił, on poopowiadałby mi bajki jaki to on jest ustawiony na mieście, ja bym przysnął przy słuchawce, a pajac i tak by sobie odpuścił, snuł dalej.
Dobrze wiedział że sam się nakręca, ale był tak zdeterminowany by poużalać się nad sobą, że wcale mu to nie przeszkadzało. Bo i kto inny mógłby się nad nim użalić? Patrycja wciąż jeszcze była obrażona za ostatnią popijawę. Niby jak mógł przestać pić w połowie imprezy? I tak wszyscy mieli go za pantoflarza i mięczaka.
Pamiętaj, jutro idziesz do pracy, będziesz cały dzień żałował. Jak masz słabą głowę to lepiej przestań - powiedziała. Na głos. Przy jego kumplach. No to jak miał przestać? Dobrze wiedział że ona ma rację, ale jego męska duma nie pozwoliła mu na posłuchanie jej. W końcu musiał pokazać im kto w tym związku ma jaja. A teraz jeszcze ta wizyta u Walczaka…
Nienawidził gdy Patrycja miała rację w takich sprawach. No bo w sumie to jej wina, gdyby się nie odezwała to on sam przestałby pić. Przynajmniej wyszło by na to że to jego decyzja, a tak to musiał udowodnić że to on decyduje.
Dawid nie był już zły – był wściekły. Na siebie, na Patrycję i na Walczaka. Przez tą cholerną trójcę był teraz w trasie. Na drodze ciemno, wszędzie wioski bez jednej działającej latarni, światła miał zachlapane, a wycieraczki dawno powinien zmienić. Padał deszcz, a one nic nie zbierały, a jedynie rozmazywały wszystko na szybie. Patrycha już czas jakiś temu męczyła go żeby je wymienił. Cholera, czy ona zawsze musi mieć rację? I jeszcze ta głupia piosenka. Jej ulubiona. Głupawy tekst do głupawej muzyki. Cholera, muszę to gówno przełączyć, - przecedził przez zęby - albo chociaż przyciszyć, bo jeszcze jedna zwro…

ŁUP.

Kątem oka zauważył że coś przeleciało nad maską.
- O kurwa, o ja pierdole, kurwa, co to było! – krzyknął odrywając wzrok od pokręteł i przełączników radia. Momentalnie wcisnął hamulec. Samochód zapiszczał i zaczął ślizgać się na mokrej od deszczu drodze, by wreszcie zatrzymać się na jej środku.
O kurwa potrąciłem coś… kogoś… coś… przemknęło mu przez głowę. Na pewno jakieś zwierzę. Nie kot ani pies, bo poczułbym pod kołami. Coś większego, pomyślał gorączkowo. Może zając wyskoczył i akurat uderzyłem go gdy był w górze, więc przeleciał mi nad maską.
Tylko ten kształt który widział kontem oka… Myśli przelatywały mu przez głowę z prędkością światła.
Za duże jak na zająca, pomyślał, chociaż przez te szyby i tak nic nie widać. Cholerne wycieraczki… Na pewno zając, tylko tak przeleciał że wydawał się większy…
Dawid zamknął oczy próbując uspokoić oddech i rozpędzone serce. Zapomniana jeszcze przed chwilą piosenka rozbrzmiała mu na nowo w uszach.
Zamknij się, kurwa! - krzyknął uderzając pięścią w radio. Trafił w przycisk zwalniający panel. Panel spadł gdzieś pod fotel pasażera, ale przynajmniej radio przestało grać. Jedynym dźwiękiem był tylko deszcz bębniący o dach i nerwowy, świszczący oddech Dawida. I serce. Dudniło mu w uszach. Cały samochód zdawał się drgać w rytm uderzeń jego serca.
Kurwa, teraz dostanę zawału bo potrąciłem jakiegoś jebanego zająca, przemknęło mu przez głowę. Zaśmiał się nerwowo. Dobra, wdech nosem, wydech ustami. Długi wdech, długi wydech. Czyste powietrze do środka, brudne powietrze na zewnątrz.
Powoli oddech wracał mu do normy, wraz z uspokajającym się pulsem. Dawid otworzył oczy. Był już spokojniejszy, ale wielkość tego co przeleciało mu nad maską nie dawała mu spokoju. Odpiął pas. Wziął leżącą na tylnym siedzeniu kurtkę z kapturem i naciągnął ją na siebie. Zajebiście, pomyślał wychodząc na deszcz. Wiatr momentalnie dmuchnął mu w twarz zwiewając z głowy kaptur. Naciągnął go spowrotem na głowę i podszedł spojrzeć na maskę. Przykucnął przed samochodem. Reflektor od strony pasażera był zbity, ale lampa nadal świeciła. Zderzak i maska były lekko wgięte.
Dawid odetchnął z ulgą.
To nie mogło być nic ciężkiego… A już na pewno nie jakiś pijany debil, - bąknął pod nosem. - Głupie zające. Tylko wydatki przez nie… - podniósł się i jego wzrok padł na ulicę za samochodem. Jego bijące jeszcze przed chwilą jak oszalałe serce zamarło na co najmniej dwa uderzenia. Na środku drogi leżał ciemny kształt przypominający kupę szmat. Oddech uwiązł mu w gardle. Przez chwilę wydawało mu się że płuca zapadły mu się do środka i już nigdy nie będzie mógł zaczerpnąć kolejnego oddechu. Stanął jak osłupiały, jednak jego oczy nie były skierowane na nieruchomy kształt ledwo majaczący się w ciemnościach. Jakieś 2 metry za samochodem leżał skąpany w blasku tylnich świateł dziecięcy kozak.
Dawid stał przez chwilę nie mogąc się ruszyć. Cholera, co teraz, pomyślał. Nie mogę zadzwonić na policję. Nie dość że jechałem ponad 150 km/h, to jeszcze ten cholerny koniak u Walczaka. Debil. Widział przecież że przyjechałem samochodem, po jaką cholerę mnie częstował. I po cholerę ja to gówno piłem. Jakby mi wczoraj było mało. Fakt, pomogło na kaca… Tak, zajebiście mi pomogło. Zwłaszcza teraz.
Rozejrzał się dookoła. Pusto. Wyjechał już kawałek poza ostatnią wieś, więc nie było okna przez które jakiś ciekawski wyglądałby zastanawiając się dlaczego samochód hamował z piskiem. Bo i kto chciałby wyjść w taką pogodę, i to po ciemku na takiej drodze. Co za dureń chciałby wyjść w taką pogodę, pomyślał. Albo wysłać gdzieś dziecko. Skąd się biorą tacy rodzice. Debile. Ja nigdy nie pozwoliłbym dzieciakowi włóczyć się po nocy i jeszcze w taką pogodę. Pozwalają na to dzieciakom, a potem żaden nie chce wziąć na siebie winy gdy coś się stanie, pomyślał ze złością.
A może nic się nie stało… może jest tylko ogłuszony, zaświtało mu w głowie. Muszę sprawdzić. Nogi miał jak z waty, ale jakimś cudem udało mu się zrobić dwa kroki w kierunku leżącego na drodze kształtu. Wygląda zupełnie jak kupa szmat, pomyślał zdumiony. Kurwa, a może któryś z wieśniaków postawił na drodze worek z ciuchami a ja w ten worek uderzyłem!, pomyślał z powracającą nadzieją. Te debile są do tego zdolni. Nie chcieli wyrzucać, bo płacą za wywóz śmieci, to postawili na drodze. Dlatego na samochodzie nie ma prawie żadnych śladów. A w worku były pewnie buty, ja w nie uderzyłem, więc się wysypały. Ale ze mnie dureń, pomyślał z rodzącym się na twarzy uśmiechem. Rodząca się na nowo nadzieja sprawiła że aż podbiegł do nieruchomego kształtu na drodze.
Jezu, pewnie do połowy osiwiałem przez jakichś jebanych wieśniaków. No pewnie że to co przez moment widziałem przed szybą to worek z ciuchami. Wystarczy wymienić lampę, a blachę na masce da się pewnie wypchnąć i nawet obędzie się bez malowania, pomyślał podchodząc coraz bliżej. Tylko zderzak zostanie do zrobienia, ale z takim zderzakiem można bez problemu jeździć, bo nawet aż tak bardzo…
Kształt powoli zaczął nabierać formy. Minął leżący na drodze but – stary kozak firmy Relax – że ktoś jeszcze coś takiego trzyma... Nim podszedł bliżej, w oczy rzuciła mu się różowa plama. Podszedł dalej, lecz teraz już wolniej. Jego mózg pracował na pełnych obrotach próbując dopasować to co widzi do znanych mu przedmiotów. Za każdym razem wynik był jednak taki sam. Z nieruchomej bezkształtnej bryły wystawała mała dziecięca stopa.
Dawid niemal czuł jak krew powoli zamarza mu w żyłach. Jednak nie worek… Stał już nad samym ciałem. Rzeczywiście, z daleka można było pomylić je z workiem z ubraniami. Dziecko leżało na boku, tyłem do samochodu, całkiem przykryte płaszczem. Kaptur opadł mu na głowę zasłaniając ją. Jedna noga musiała być podkulona, przez co nie było jej widać. Druga była wyprostowana ledwo co wystając spod długiego wełnianego płaszcza. Na stopie była tylko różowa skarpetka.
Przypomniały mu się wszystkie opowieści o wypadkach drogowych o jakich słyszał, a zwłaszcza jeden fakt, który przewijał się przez większość z nich. Jeśli potrącony wyskoczył z butów, na sto procent było już po nim. Przeżywali ludzie z najgorszymi obrażeniami, ale gdy ktoś wyskoczył z butów nie było szans.
Dawid podszedł do ciała i trącając je nogą przewrócił je na plecy. Spod kaptura spojrzały na niego niebieskie oczy okolone wypływającymi spod kaptura złotymi lokami. Dziewczynka leżała nieruchomo. Na jej twarzy nie było widać żadnych ran i gdyby nie strużka krwi sącząca się z nosa i kącika ust, można by było pomyśleć że nic jej nie jest.
Dawid przykucnął nad dziewczynką. - Hej, - powiedział cicho potrząsając ją za ramię. - Hej, wstawaj, słyszysz mnie? – zapytał drżącym głosem. Głowa dziewczynki przechyliła się na bok odsłaniając ukrytą pod kapturem burzę loków. Z ucha także sączyła się stróżka krwi zlepiając ze sobą jej włosy i barwiąc je na rudo. Szalona myśl przemknęła mu przez głowę, Patrycja ma włosy takiego koloru… Rdzawo-rude… Krwawo-rude…
Krew z ucha – kolejny przypadek z opowieści o wypadkach oznaczający pewną śmierć. No i oczy. Otwarte i nieruchome i tak niebieskie, wpatrujące się w nocne deszczowe niebo. „Jezu, co ja zrobiłem,” jęknął Dawid. Muszę stąd uciec, pomyślał. Rozejrzał się nerwowo. Wokół nadal nikogo nie było. Wstał i podbiegł do samochodu. Pojadę, bo tak naprawdę to nic takiego się nie wydarzyło. Tylko mi się przywidziało. Nikt nie ma takich niebieskich oczu. To fizycznie niemożliwe. To wszystko mi się przywidziało.
Wsiadł i już miał wrzucić jedynkę gdy nagle pomyślał o Walczaku. Jutro policja znajdzie ciało dziewczynki i rozpocznie dochodzenie. Ten debil Walczak na pewno się dowie o wypadku i z pewnością wskaże na Dawida. Gliny przyjdą obejrzeć samochód i po nim. Co za bagno… Ale co zrobić?
Nagle naszło go olśnienie. Zabierze ciało do lasu, to tylko trochę nie po drodze, i tam zostawi. Przykryje je gałęziami, trawą, mchem, czymkolwiek. Zanim ją znajdą minie trochę czasu, las jest nie po drodze, więc jeśli nikt go nie zauważy, będzie mógł się wyprzeć że w ogóle był w lesie.
Genialne, pomyślał. Zanim zarejestrują zaginięcie minie co najmniej kilka dni. Potem następne kilka zanim ktoś znajdzie ciało. Jeśli w ogóle ktoś znajdzie ciało. W końcu jest zima, a przy tej temperaturze deszcz zaraz zmieni się w śnieg i przykryje wszystkie ślady. Do tego czasu naprawię samochód – w sumie nic takiego się nie stało – nawet ślady nie wskazują na to że kogoś potrąciłem, snuł dalej. Na dobrą sprawę mogę zgłosić to do firmy ubezpieczeniowej i dostać za to kasę z polisy AC. Napiszę że ktoś cofał i uderzył w mój samochód na parkingu koło firmy Walczaka, będę podwójnie kryty. Plan wydawał się bez zarzutu.
Dawid włączył wsteczny i podjechał do leżącego ciała. Cholera, będę ją musiał wrzucić na tylnie siedzenie, pomyślał. W bagażniku leżą próbki które wziąłem dla Walczaka. Wyszedł z samochodu, otworzył tylnie drzwi i podszedł do dziewczynki. Leżała teraz na wznak, a deszcz zmył z jej twarzy strużki krwi. Schylił się po nią i zauważył że jej oczy były zamknięte.
Dziwne, pomyślał, zawsze czytałem że na oczy kładzie się monety, albo coś ciężkiego, żeby powieki się nie otwierały. Kiedyś czytał nawet, że zmarłym zszywało się powieki, żeby nie otwierali oczu. Ale może to był jakiś horror. Zresztą nie jestem ekspertem od umarlaków, pomyślał. Z drugiej strony jak ktoś zasypia albo traci przytomność to oczy mu się zamykają, a nie otwierają. To pewnie jakiś odruch bezwarunkowy.
Ostrożnie podniósł ciało dziewczynki. Nie ważyła więcej niż 10 kilo. Pewnie dlatego nie narobiła zbyt wiele szkód, pomyślał. Płaszcz dziewczynki nie był zbyt mokry, mimo że deszcz padał przez cały czas. Musiała niedawno wyjść na dwór, stwierdził. I bardzo dobrze, więcej czasu minie nim ktoś zauważy że jej nie ma. Włożył ciało dziewczynki na tylnie siedzenie i położył je na boku. Zgasił światło pod dachem. W słabym świetle padającym od deski rozdzielczej wydawać się mogło że dziewczynka śpi.
Wsiadł do samochodu i ruszył. Spojrzał jeszcze w tylnie lusterko i natychmiast zahamował. Na drodze leżał kozak. Cholera, prawie o nim zapomniał. Przez głupi kozak cały plan wziąłby w łeb. Wyszedł na ulicę, podbiegł do buta, podniósł go i wrzucił na podłogę samochodu przy tylnim siedzeniu, na którym leżała dziewczynka. - Teraz już chyba pomyślałem o wszystkim, - mruknął do siebie rozglądając się ostatni raz po drodze.
Wsiadł i ponownie ruszył. To dziwne, ale czuł się lepiej. Dużo lepiej. W sumie to przepełniała go euforia. Nie czuł już zmęczenia z poprzedniego weekendu. Opuściła go nawet ta delikatna mgiełka jaka zdawała się osnuwać mu mózg po tym jak napił się koniaku u Walczaka. Nawet z przerażenia, które poczuł po wypadku nic nie zostało. Czuł się z siebie dumny, z tego jaki jest sprytny i jak sprawnie w tak krótkim czasie poradził sobie z problemem, z którym większość ludzi nie poradziłaby sobie w ogóle.
Większość tych frajerów pewnie popłakałaby się, albo wezwałaby policję i poszła siedzieć za spowodowanie śmiertelnego wypadku, pomyślał z zadowoleniem. Patrycja pewnie też tylko by się popłakała. Ciekawe na ile przydałyby się jej w takiej sytuacji te jej dobre rady.
Czuł się znakomicie. Mógłby nawet znieść jej głupią piosenkę. A właśnie, pomyślał, gdzie jakaś muzyka? Spojrzał na radio bez panelu. No tak, trochę go poniosło z tym radiem. Schylił się by podnieść panel z podłogi. Gdzie ten cholerny…, pomyślał macając po podłodze. W końcu jego ręka natrafiła na panel. Podniósł głowę by wsunąć panel na miejsce i zobaczył stojący na poboczu radiowóz. Przed radiowozem stał policjant machając czerwoną latarką.
O cholera, pomyślał Dawid. To koniec. Jezu, co robić?, pomyślał gorączkowo zatrzymując się na poboczu. Powiem że ona tak leżała i właśnie zabieram ją do szpitala. Tylko że w tym kierunku nie ma żadnego szpitala. No i gliniarz spyta mnie czemu nie zadzwoniłem po karetkę. Kurwa, co robić, panikował. Może poczekam aż podejdzie a potem odjadę zanim się zorientuje. Ale on na pewno będzie mnie ścigał, a jak nie, to zapamięta numery. Mam przesrane, pomyślał zrezygnowany.
Policjant podszedł i zapukał w okno zapaloną latarką. Dawid opuścił szybę.
- Dobry wieczór, starszy aspirant Wawrzyniak, komenda powiatowa policji w Kraśniku. Kontrola drogowa. Proszę przygotować prawo jazdy i dowód rejestracyjny.
Dawid odruchowo chciał sięgnąć na tylnie siedzenie by wyjąć dokumenty z kurtki, gdy przypomniał sobie że ma ją na sobie. Policjant zauważył jego ruch i skierował światło latarki na tylnie siedzenie.
- Córka zasnęła? - zapytał.
- Tak - odpowiedział Dawid czując jak wraca mu nadzieja. - Wracamy z daleka a jest już późno, no i zasnęło biedactwo. Chyba jest przeziębiona i ma gorączkę.
Chryste, żeby tylko nic nie zauważył, błagał w myślach Dawid.
Policjant zgasił latarkę. - Sam mam taką małą w domu, nawet podobna.
Dawidowi ciarki przebiegły po plecach. Chryste, żeby się tylko nie okazało, że to jego córka, bo wtedy to już zupełnie mam przesrane.
- Też jest przeziębiona i strasznie marudzi. Nie powinien pan jej wozić jak jest przeziębiona. Jak przeziębi się przeziębienie, to można nabawić się zapalenia płuc. Osiem? - zapytał nagle.
- Co? - spytał zaskoczony Dawid
- Osiem lat? Na tyle wygląda.
- A, tak, osiem. Byliśmy u jej babci. Na weekend. Ona daleko mieszka, więc wracamy dopiero teraz, a Alicja jeszcze chora, więc do szkoły i tak by nie poszła…
- A co pan taki mokry? - spytał policjant.
Cholera, nabrał podejrzeń, Dawid pomyślał przerażony.
- A, musiałem zrobić sobie małą przerwę, wie pan, odcedzić kartofelki, - brnął dalej.
Policjant popatrzył na niego przez całą wieczność.
- Dobra, jedź już pan i zawieź tego dzieciaka do domu, bo naprawdę ją pan przeziębisz, - powiedział w końcu. – Dobranoc – rzucił salutując.
- Dobranoc, - odpowiedział Dawid. Teraz to już naprawdę będę musiał odcedzić kartofle, pomyślał ruszając. Ale to już jak dojadę do lasu. Byleby jak najdalej od tego wścibskiego gliniarza.
Z drugiej strony co za debil z tego gliniarza, pomyślał z przekąsem. Mógłbym tu wieźć cały samochód trupów a on by się nawet nie zorientował.
- Taka ta nasza policja, - wymamrotał z sarkazmem. Heh, nie mają szans z kimś tak opanowanym jak ja, pomyślał z dumą. Rozegrałem to po mistrzowsku. Ta bajka o babci i o przeziębieniu, i jeszcze wymyśliłem na poczekaniu imię. Ciekawe, czy to ja jestem taki sprytny, czy on taki głupi… Chyba jednak to ja jestem sprytny.
Włączył radio i odetchnął głęboko. Będzie dobrze. Dzięki jego opanowaniu i sprytowi wszystko będzie dobrze. Spotkała go sytuacja stresowa, a on sam poradził sobie znakomicie. Bez niczyjej pomocy, bez bezużytecznych rad Patrycji. Sam jestem panem swojego losu, pomyślał, i kształtuję ten los perfekcyjnie. Z głośników radia poleciało „Last Christmas”. Dawid zaczął pogwizdywać do taktu piosenki, a nawet zamruczał razem z George’m Michael’em refren. Na tylnim siedzeniu nieruchomo leżała chwilowo zapomniana martwa dziewczynka.
Gdy dojeżdżał do lasu, zmęczenie znów zaczęło dawać o sobie znać. Bycie geniuszem jest jednak męczące, pomyślał. Cała adrenalina ze mnie zeszła i dopiero jestem padnięty, stwierdził. Jechał powoli rozglądając się za jakąś boczną ścieżką prowadzącą w głąb lasu. Po drugiej stronie zobaczył zjazd na parking leśny. W sumie tak samo dobre miejsce jak każde inne. Nawet lepsze, pomyślał, bo jest gdzie zawrócić, no i utwardzone podłoże. Same plusy, że też wcześniej na to nie wpadł. No tak, ale wpadł gdy zobaczył. Umiem na bieżąco kontrolować sytuację i wykorzystywać nadarzające się okazje, uśmiechnął się z samozadowoleniem.
O tej porze i przy takiej pogodzie parking był całkowicie pusty. Dawid stanął i zgasił silnik. Deszcz przestał padać, ale na zewnątrz wciąż było zimno jak cholera. Przeszedł przez parking i wszedł wgłąb lasu. Tutaj temperatura była już trochę wyższa, głównie dlatego że nie wiał ten przenikliwy wiatr. Dawid przeszedł się kawałek szukając dobrego miejsca na ukrycie ciała. Coś wystarczająco daleko żeby od razu ktoś nie znalazł, a wystarczająco blisko żebym nie zgubił się chodząc jak wariat po nocy w lesie, pomyślał.
Po kilku minutach znalazł idealne miejsce. Małe zagłębienie, obok którego leżały świeżo ścięte gałęzie. Zagłębienie wydawało się idealne, a gałęzie mogły posłużyć do zamaskowania ciała. Jedynym mankamentem było to, że tuż obok zagłębienia rosła brzoza którą jakiś czas temu musiał złamać wiatr. Mimo złamania z pnia nadal wyrastały gałęzie z listkami i pewnie dlatego zostawiono ją w spokoju. Była to chyba jedyna brzoza w okolicy i stanowiła dość dobry punkt orientacyjny. Miał nadzieję że nie jest to jakieś popularne miejsce schadzek miejscowych dzieciaków, jakieś „chodź, spotkamy się przy złamanej brzozie,” zaśmiał się sam do siebie. Nieważne, teraz i tak jest za zimno na schadzki. Gdy wracał do samochodu przez głowę przebiegła mu szalona myśl – a co jeśli jej nie będzie w samochodzie… A co jeśli wstała i…
- Przestań! - zbeształ sam siebie. Do tej pory działałeś jak dobrze naoliwiona maszyna a teraz co, sam się nastraszysz i spanikujesz? Podszedł do samochodu i spojrzał przez okno. Ciało dziewczynki leżało tak jak je zostawił. Bo i jak niby inaczej miało leżeć, zaśmiał się nerwowo. Pochylił się, podniósł ciało i wyciągnął je z samochodu. Rozejrzał się wokoło i podążył w kierunku brzozy. Zauważył ją od razu, teraz gdy już wiedział czego szuka.
Podszedł do zagłębienia i wrzucił do niego ciało. Wpasowało się tam idealnie. Jak gdyby właśnie do tego było stworzone, pomyślał. Podszedł do leżącej obok kupy gałęzi i podniósł kilka by przykryć nimi ciało. Odwrócił się i zauważył że dziewczynka patrzy się na niego swoimi niebieskimi oczami.
Gałęzie wypadły mu z ręki. Przez chwilę stał tak znieruchomiały wpatrując się w dziewczynkę, która zdawała się patrzeć na niego. Jej niebieskie oczy patrzyły na niego z niemym wyrzutem, spoglądając jakoby w głąb jego duszy. Czuł się jak zahipnotyzowany. Pomyślał że jeśli nie przerwie tej wymiany spojrzeń, zostanie tu na zawsze, pod złamaną brzozą, dopóki ktoś nie znajdzie go stojącego nieruchomo nad ciałem martwej dziewczynki…
Ta myśl sprawiła że otrząsnął się. Cholera, pomyślał, to przez to zmęczenie. Przecież ona upadła na plecy gdy wrzuciłem ją do tego dołu i od uderzenia otworzyły się jej oczy. Teraz to już na pewno osiwiałem, pomyślał. Podniósł gałęzie i rzucił je na ciało dziewczynki.
- Pom… pomocy, - dobiegł go cichy szept.
Zatrzymał się.
- Pomóż mi, - odezwała się z dołu dziewczynka.
Serce Dawida zabiło tak mocno, że aż zdziwił się że nie połamało mu żeber. Mam omamy, pomyślał. Halucynacje słuchowe. Spojrzał na gałęzie. Spomiędzy nich spojrzały na niego najbardziej niebieskie oczy na świecie. Powieki mrugnęły. Dziewczynka żyła.
- Pomóż, nie mogę ruszyć nogami ani rękami, - powiedziała.
Żyje…
Co teraz?, pomyślał Z jednej strony ucieszył się że jej nie zabił, z drugiej strony trochę żałował. Przyzwyczaił się do myśli że jest martwa. Miał już szczegółowo obmyślony plan co z nią zrobić. Odsunął od siebie myśl że może być sprawcą czegokolwiek. Był czysty… do momentu gdy ta się nie odezwała. Teraz cały plan legł w gruzach. Teraz znów był sprawcą. Teraz znów czekały go konsekwencje. Nawet nie łudził się, że gdyby zawiózł ją teraz do szpitala i zostawił pod drzwiami to rozwiązałoby to sprawę. Lekarze znaleźliby ją i udzielili jej pomocy, ale co z tego jeśli jest sparaliżowana. No i przecież może mówić, a widziała jak przykrywał ją w lesie gałęziami. Jak niby ma się z tego wytłumaczyć? Chciał ją ogrzać? Nie mówiąc już o tym że zawiadomiliby policję, a tamten wścibski glina miałby go jak na widelcu. O wiele mniej problemów sprawiała gdy była martwa.
Dawid odgarnął z dziewczynki leżące na niej gałęzie. Dziecko zaczęło płakać. Dawid rozejrzał się szukając jakiejś grubej gałęzi. Znalazł ją prawie od razu. Tylko czy jestem w stanie to zrobić? Potrącić głupiego dzieciaka biegnącego pod samochód to jedno. To, to już zupełnie inna sprawa. Czy mam jaja żeby naprawdę ją zabić? Żeby ze sprawcy wypadku stać się mordercą… ?

Ale czy mam jaja żeby wrzucić całe swoje życie do kosza… ?

Oczy zamknęła już po jednym uderzeniu, ale mogła tylko stracić przytomność, a jeśli właśnie tak się stało, to przecież może dojść do siebie za parę godzin. Nie jest aż tak zimno żeby zamarzła. Obudzi się i zacznie krzyczeć, ktoś ją usłyszy i wszystko pójdzie w cholerę. Niby kto i po co miałby zimą zatrzymywać się na parkingu leśnym, ale jak to mówił Murphy jeśli coś może pójść nie tak to na pewno pójdzie. Znając moje szczęście, pomyślał, to zatrzyma się tutaj na szczanie autobus wiozący policjantów… Gałąź drugi raz opadła na głowę dziewczynki z głuchym dźwiękiem, a potem jeszcze raz, tak dla pewności. Starał się nie patrzeć na to co pozostało z twarzy dziewczynki.
Odrzucił gałąź i od razu tego pożałował. Cholera, odciski palców, przeleciało mu przez głowę. Czy można je pobrać z takiej gałęzi? Chyba nie, musiała by mieć gładką powierzchnię. No i pada deszcz, to pewnie odciski jeśli w ogóle by tam były. Żałował że zostawił rękawiczki w samochodzie. Miałby większą pewność że nie zostawił żadnych śladów, a poza tym nie ubrudziłby sobie rąk od tej cholernej gałęzi. No i ręce powoli zaczynały mu sztywnieć z zimna.
Przyrzucił ciało jeszcze kilkoma gałęziami. W panującym mroku było już niewidoczne, ale stwierdził, że nawet w dzień trudno byłoby dopatrzeć się czegoś dziwnego w leżącej pod złamaną brzoza kupą obciętych z niej gałęzi. Byłby pewnie zadowolony ze swojej roboty, gdyby nie obrzydzenie które czuł. Nie do siebie – do dziewczynki. Do tego do czego zmusiła go swoją głupotą.
- Sama jesteś sobie winna – rzucił na odchodne do kupy gałęzi. Taka jest kara za zmuszanie porządnych ludzi do desperackich czynów. Paradoksalnie, poczuł się dobrze jak tylko to powiedział. W końcu wymierzył głupiemu dzieciakowi zasłużoną karę. Ludzie powinni mu być wdzięczni. W końcu jak tak wybiegła mu przed samochód, to równie dobrze wybiegała w przeszłości przed inne. Może nawet ktoś wleciał przez nią do rowu, próbując ją ominąć. Teraz już nie spowoduje żadnego wypadku, pomyślał. Nie narazi nikogo na niebezpieczeństwo.
Wsiadł do samochodu i włączył silnik. Nie wiedział ile czasu zajęło mu ukrycie dziewczynki i jej… i pozbycie się problemu, pomyślał szybko, ale temperatura w samochodzie zdążyła już znacznie spaść. Włączył ogrzewanie na maksimum. Jego skórzane rękawiczki leżały na wylocie wentylatora i mimo że w samochodzie było już zimno, one jeszcze były ciepłe. Włożył je na ręce, zapalił światła i ruszył.
Muszę zatrzymać się na jakiejś stacji benzynowej i wymyć ręce, pomyślał. Patrycja wie że jestem u klienta, więc nie będzie zdziwiona moim późnym powrotem, ale brudne ręce trudniej będzie wytłumaczyć. Całe szczęście że w lesie nie było błota, a tylko sam mech i liście. Pada, to buty są mokre, pomyślał z uśmiechem. Mały postój na jakimś Orlenie, może ta ich kawa, mycie rąk i wreszcie do domu.
-… pomóż…- dobiegł go cichy głos z tyłu samochodu. Włosy na głowie i rękach stanęły mu dęba. Spojrzał w tylnie lusterko. Samochód był pusty. Wariuję, pomyślał, przez tego głupiego bachora zwariowałem.
-… pomóż… - usłyszał i poczuł na ramieniu dotyk małej zimnej dłoni. Odwrócił się gwałtownie, ale tylna kanapa samochodu nadal pozostawała pusta. Wzrok jego padł na podłogę. Kozak. Widocznie kątem oka zauważył ten głupi kozak, a jego podświadomość wybrała omamy słuchowe i dotykowe żeby mu o tym uświadomić.
Odwrócił się w kierunku jazdy akurat w ostatniej chwili by zauważyć, że przez swoją gimnastykę w samochodzie zjechał na lewy pas a od stojącego tam drzewa dzieli go co najwyżej dwadzieścia centymetrów.

Leżał w domu w łóżku, wykąpany i nagi pod kołdrą. Czekał aż Patrycja skończy brać prysznic i przyjdzie do łóżka. Wychodząc z sypialni zgasiła światło i wzięła ze sobą koszulę nocną, tę czarną z futerkiem z otworami na piersi. Tę z delikatnego przezroczystego materiału, który nawet nie sięgał jej do pasa. Leżał zastanawiając się jak to dzisiaj zrobią. Wreszcie Patrycja stanęła w drzwiach sypialni pukając rytmicznie w szybę drzwi. Oczy miała zamknięte, a na jej twarzy malował się uwodzicielski uśmiech.
- Przefarbowałaś włosy na blond?- spytał nagle dostrzegając że jej włosy nie są już rude. Spojrzał na jej łono. – Tam też się przefarbowałaś? – zdziwił się widząc wąski blond pasek. Patrycja sięgnęła ręką do włącznika światła. Oczy oślepił mu blask jak gdyby stadionowe reflektory zaświeciły mu prosto w oczy. Zanim zabłysło światło, zdążył zobaczyć że jej oczy były niebieskie. Zupełnie jak…
Pukanie stało się natarczywe. - Panie, panie, żyjesz pan? –
Dawid otworzył oczy i natychmiast je zamknął pod naporem światła padającego mu prosto w oczy i wwiercającego się prosto w mózg. Przypomniał sobie gdzie jest. Dziwne, że nic go nie bolało, czuł się tylko senny. Chyba nic mi nie jest, pomyślał. Pukanie nie ustawało.
– Panie, drzwi masz pan zamknięte, nie mogę panu pomóc – usłyszał jak gdyby spod wody.
Jezu, pomyślał, czemu nie dadzą mi się wyspać. Wstanę to otworzę. Ogromnym wysiłkiem otworzył oczy. Światło zniknęło. Uniósł delikatnie głowę i zobaczył dziurę w przedniej szybie. Od dziury ciągnęły się czerwone rozmazane plamy, a w jej krawędziach zobaczył kępki włosów. Światło, które jeszcze przed chwilą świeciło mu w oczy okazało się latarką. Przy samochodzie stał policjant, ten który zatrzymał go wcześniej.
- Odsuń się pan od szyby, to ją stłukę – krzyknął policjant. – Słyszysz pan? Odsuń się od szyby.
Dawid nie miał już siły utrzymywać głowy w górze. Opuścił ją i zobaczył leżący na kolanach kozak. Skąd ten but, pomyślał, ale czuł że nie ma siły się nad tym zastanawiać. Było mu trochę zimno, ale zaczęło go ogarniać miłe ciepło.
Boczna szyba pękła a na kolana posypały mu się kawałki szyby. Dawid uchylił powieki i spojrzał z ukosa. Policjant włożył rękę do samochodu i otworzył drzwi. Gdy jego ręka zbliżyła się by zwolnić zacisk pasa bezpieczeństwa zatrzymała się nagle. Policjant podniósł leżący na kolanach Dawida kozak.
- Twoja córka… gdzie jest twoja córka?- usłyszał jak z oddali. Jaka córka, pomyślał, przecież nie mam dzieci.
- Gdzie jest ta dziewczynka? – krzyczał policjant.
Dawid przypomniał sobie o dziewczynce. – Parking… - wymamrotał. – Złamana brzoza…
- Jaki parking? Jaka brzoza?
- W lesie… załamana brzoza…
- W lesie? Coś ty zrobił człowieku? Coś ty zrobił!
Dawid usłyszał oddalające się kroki. – Centrala, tu 027. Potrzebuję karetki, wypadek na drodze….
Słowa policjanta powoli odpływały w dal. Zimno też odpływało. W końcu było ciemno, cicho, ciepło i spokojnie. Poczuł w swojej dłoni małą cieplutką dłoń. Spojrzał w bok. Z ciemności wyłoniła się uśmiechnięta twarz dziewczynki.
- Dziękuję, - powiedziała, a z twarzy jej znikł uśmiech.
- Czemu jesteś smutna? – zapytał Dawid.
- Ty mi pomogłeś, a ja muszę cię zostawić. Ja już muszę odejść, a ty zostaniesz tutaj na wieki – odpowiedziała.
- Pomogłem? – zdziwił się. – Jak to na wieki? – dodał zdziwiony.
- Żegnaj – odparła dziewczynka rozpływając się jak poranna mgła.
Dawid rozejrzał się. Stał przy drodze przy rozbitym samochodzie. Kawałek dalej stał radiowóz, w którym siedział policjant mówiący coś nerwowo przez radiostację. Było mu przeraźliwie zimno i był przemoczony. Wsiądę do radiowozu i trochę się ogrzeję, pomyślał. Zrobił kilka kroków w kierunku radiowozu, gdy nagle świat mignął jak gdyby ktoś zrobił zdjęcie. Potrząsnął głową i zorientował się że nadal stoi przy samochodzie. Nadal było mu zimno i nadal był przemoczony.
- Na wieki… - zabrzmiało mu w uszach.



Głos Kraśnika 24-11-2009

Do śmiertelnego wypadku doszło wczoraj w nocy na trasie Lublin – Ożarów. W okolicach Kraśnika kierujący samochodem osobowym marki Opel Astra stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w stojące przy przeciwległym pasie ruchu drzewo…



Kurier Lubliński 30-11-2009

„Zagadka sprzed trzydziestu lat rozwiązana”

Po ponad trzydziestu latach udało się rozwiązać zagadkę zaginięcia mieszkanki Pułankowic, 10 letniej Alicji F. Dziecko wyszło z domu i ślad po nim zaginął. Policja po przeanalizowaniu kilku tropów w tej sprawie umorzyła śledztwo. Zagadkę rozwiązał funkcjonariusz Robert Wawrzyniak, który w zeszłym tygodniu - dokładnie trzydzieści dwa lata po zaginięciu - odkrył zwłoki dziecka. Prawdopodobną przyczyną śmierci były obrażenia głowy jakich doznała ofiara. Spekuluje się, że sprawą zajmie się tak zwany zespół „Archiwum X” badający niewyjaśnione zbrodnie sprzed lat…
One sick puppy.
Odpowiedz
#2
Niesamowite... To było, takie realne. Idealnie oddany klimat, ta początkowa panika bohatera, jego przemyślenia, potem zimna kalkulacja i opanowanie. A jednocześnie napięcie, cały czas nie pozwalające oderwać oczu od tekstu, momentami jeżące włos na karku. Zakończenie też wybitne. Żaden happy end. Przypomina mi się opowiadanie Stephena Kinga, w który bohater również wpadł w pętlę czasu pod koniec. I to było jego piekło. Ciągłe powtarzanie. Dawno nie cztałem tak dobrego horroru. Nie zauważyłem żadnych błędów, poza jednym:

" A teraz jeszcze to wizyta u Walczaka…" - po "to" powinien być przecinek, chyba, że miało być "ta wizyta"Smile

"Jeśli potrącony wyskoczył z butów, na sto procent było już po nim." - tu się zgadzamSmile aczkolwiek znam jeden przypadek(z mojej wsi) gdzie dziewczynie zerwalo oba buty, została potrącona przez pijanego kolesia przy prędkości jakichś 100km/h i miała tylko nogę złamaną.

"strużka krwi sącząca się z nosa i kącika ust", "Krew z ucha – kolejny przypadek z opowieści o wypadkach oznaczający pewną śmierć." - lubię, gdy ktoś zna się na rzeczy choć odrobinę pisząc takie fragmentyBig Grin
Nie robię wyjątków. Czarny, niebieski, pomarańczowy, czy nawet zielony jak zajdzie potrzeba.
Odpowiedz
#3
(08-01-2010, 22:34)Metatron napisał(a): " A teraz jeszcze to wizyta u Walczaka…" - po "to" powinien być przecinek, chyba, że miało być "ta wizyta"Smile

Rzeczywiście, miało być "ta wizyta". Dzięki za ocenę.
One sick puppy.
Odpowiedz
#4
"Nie ważyła więcej niż 10 kilo." To wg mnie trzeba zmienić. Moja córa ma dwa lata i waży 13 kg. Więc to dziecko musiało być wyjątkowo zagłodzone, albo bohater w mega szoku.

"Jeśli potrącony wyskoczył z butów, na sto procent było już po nim." Moja kumpelkę "rozjechał" na pasach pijany kierowca. "Wyskoczyła" z butów. Miała złamany kręgosłup i roztrzaskaną czaszkę. Ale przeżyła. ;p

"koszulę nocną, tę czarną z futerkiem z otworami na piersi. Tę z delikatnego przezroczystego materiału, który nawet nie sięgał jej do pasa." Niby koszula, ale nawet nie do pasa... Te otwory jakoś mnie rozbawiły Wink

To tyle z moich uwag Wink

Czytało się bardzo miło i lekko, niby sytuacja życiowa ale przedstawiona wreszcie z innej perspektywy. Nie ofiary a sprawcy.
Bardzo mi się podobało.
Cytat:Kiedy wypuszczam z papierosa dym
chcę poczuć to znów.
Bo nie wiem gdzie teraz jesteś Ty,
a chciałbym chyba byś była tu.
Odpowiedz
#5
Dzięki, Ero. Co do kilogramów, rzeczywiście nie miałem pojęcia. Brałem tak na oko Smile , ale wiesz, to był ten, no.. duch, nie? Big Grin

Przyznajcie mi proszę licentia poetica na te buty Big Grin, a co do tej koszuli, nie wiem jak to się nazywa, może inaczej, ale widziałem że coś takowego rzeczywiście istnieje.
All in all - dzięki za ocenę.
One sick puppy.
Odpowiedz
#6
Zdaję sobie sprawę, że merytorycznie mój komentarz jest mało wartościowy, ale mnie się po prostu bardzo podobało. Świetny klimat, przyjemnie się czyta jednak, żeby nie był tak cudnie to zakończenie należy do tych mało zaskakujących. Daję 4,9/5 Smile
Odpowiedz
#7
Dzięki za ocenę.
One sick puppy.
Odpowiedz
#8
Bardzo fajnie zbudowałeś akcję. Sympatycznie i płynnie się czyta. Ciekawa historia. Nie znalazłam żadnych błędów, ale nie powaliło mnie na kolana. Niemniej kawał dobrej roboty. Pozdrawiam Smile
Piekło jest puste, a wszystkie diabły są tutaj.
William Shakespeare
[Obrazek: gildiaPiecz1.jpg]
Odpowiedz
#9
O_O Szok. To było... wspaniałe. Naprawdę cholera wspaniałe. Jakby czytał horror S. Kinga albo jakiegoś innego znanego autora O_O

Cytat:Niesamowite... To było, takie realne.

Lepiej bym tego nie powiedział.

A jeśli chodzi o 10 kg... lepsze byłoby np. że "była dziwnie lekka" itd.
Cała moja twórczość, z której jestem zadowolony:
Na zwłokach Imperium[fantasy]
I to jest dokładnie tak smutne jak wygląda.

Komentuję fantastykę, miniatury i ewentualnie publicystykę, ale jeśli pragniesz mego komentarza, daj mi znać na SB/PW. Z góry dziękuję za kooperacje Tongue
Odpowiedz
#10
Raz jeszcze dziękuję za ocenki - motywują mnie do tego by pracować bardziej Big Grin
One sick puppy.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości