Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Nowy Świat
#1
-1-
Głosowanie


Wielka Katastrofa miała miejsce 17 kwietnia 2012 roku. Świat przygotowywał się do niej jednak latami. Wybitni naukowcy nie potrafili znaleźć wyjścia z sytuacji - w Ziemię miał uderzyć ogromny meteor. Zbudowano schrony, dla ludzi oraz dla zwierząt. Były one niejako współczesnymi arkami. Zgromadzono zwierzęta parami, właśnie tak, jak kiedyś, przed wiekami, zrobił to Noe. W ten sposób można było zacząć od razu hodowlę zwierząt bez obawy, że ważniejsze gatunki zginą.
W schronach, które rozmieszczono w stu punktach na całym świecie, zmieściło się około sześciu tysięcy osób wraz z ich nielicznymi rzeczami, które pozwolono im zachować. Pozostali po prostu zginęli. Wszystko, co było na Ziemi, stało się tonami pyłu, popiołów i w lepszych przypadkach gruzu. Oczywiście ciała ludzi, zwierząt czy też szczątki roślin były tylko organicznymi odpadami, rozkładającymi się gdzieś pośród rumowisk.
Ocaleni, jak nazywali się ludzie, którzy przeżyli Katastrofę, żyli w warunkach gorszych niż spartańskie. Prawie nie mieli co jeść, ich ubrania były już w większości brudne, podarte i wystrzępione. Dlatego wybrano siedmioro ludzi, którzy mieli odpowiadać za rozwój Nowego Świata, za pomaganie Ocalonym i... Żeby było na kogo zrzucać winę za wszystko. Rada stanowiła namiastkę rządu, do którego obywatele też mieli pretensje o całe zło.
W Radzie zasiedli głównie ludzie, z których każdy był kiedyś „kimś”.
Pierwszy z nich, Mark Creswell, niegdyś bardzo bogaty i wpływowy człowiek. Biznesman, prowadzący własną firmę. Nieprzystojny, otyły, sarkastyczny i leniwy - „oblech”, jak często nazywały go jego zgrabne sekretarki.
Eldon Smith, czarnoskóry inwestor z Ameryki Południowej. Przystojny, wysoki, inteligentny, zabawny i czarujący - niemal idealne przeciwieństwo jego partnera biznesowego, Creswella.
Iselda Carter, wciąż jeszcze dość młoda i urodziwa. Zaczynała jako asystentka prawnika, potem założyła własną kancelarię adwokacką wraz z przyjacielem, Martinem Friedmanem.
Morgan McNally, facet, który był znany z tego, że był znany. Kiedyś zagrał w jakiejś reklamie, odwiedził jeden z popularnych „programów śniadaniowych”, pokazał się z kimś sławnym i miał ojca, który miał znajomego, którego przyjaciel był milionerem. Dość zawiłe, ale wystarczało, by McNally był sławny. Pomagała mu w tym zdecydowanie jego nonszalancja no i, co tu dużo mówić, uroda.
Fred White - niski, chudy człowiek, wybitny informatyk, pracujący w jednej z dużych korporacji. On... tak naprawdę nie był „kimś”. Po prostu pracował dla „kogoś”.
Jim Clarkson, jeden z naukowców pracujących nad wybudowaniem schronów, które mogły naprawdę uratować część ludzi. Tak naprawdę to miał wiele innych zajęć, ale są nieistotne.
I na końcu - panna Aisha Collins, całkowicie niepozorna młoda kobieta. Ładna, o miłym usposobieniu, przyjazna i komunikatywna, dość nieśmiała. Podziwiana przez starszych kolegów. Pracowała kiedyś w firmie pana Creswella, ale została zwolniona. Od tamtej pory nienawidzi tego mężczyzny i stara się go pognębić, jak tylko może. Jednak tak naprawdę nigdy jej się to nie udało.
Ta siódemka, Fantastyczna Siódemka można powiedzieć, miała sprawić, że Nowy Świat będzie dobrym, przyjaznym miejscem do życia. Jednak dwa miesiące po Katastrofie nikt nie zrobił nic, by cokolwiek ruszyło. Było to spowodowane głównie zachowaniem szanownego pana Marka Creswella, który chciał wprowadzić w życie swój dziwny, pokręcony plan. Jednak niebezpieczeństwo zostało zażegnane na pewnym spotkaniu, na którym doszło do bardzo burzliwej dyskusji...

***
- Tak więc, panie i panowie, myślę, że selekcja jest bardzo dobrym pomysłem. Nie wszyscy Ocaleni są godni tego, by żyć w Nowym Świecie, nie sądzicie? - mówił tęgi, niski człowiek w szarym garniturze, Mark Creswell.
- Skąd wniosek, że nie wszyscy zasługują na życie? Po Wielkiej Katastrofie zostało zaledwie kilka tysięcy osób, jak pan sobie wyobraża Nowy Świat bez, nie przymierzając, połowy z nich? Jak ludzkość ma przetrwać? - spytała Aisha Collins, piękna i młoda kobieta, najmłodsza członkini Rady.
- Droga panno Collins, oczywiste jest, że nie wszyscy z nich nadają się do zasiedlania nowych budynków, które mamy zamiar wybudować...
- Z czego? - przerwała mu gwałtownie Aisha. - Z tego gruzu, który pozostał po Katastrofie? Nawet jego nie ma dużo! Skąd mamy brać materiały do budowy domów, skoro cały dorobek ludzkości, wszystko, co udało się osiągnąć, zostało całkowicie zniszczone? Nie ma kopalni, kamieniołomów, fabryk. Czyżby pan o tym zapomniał? Czy może jest pan cudotwórcą?
- Panno Collins, niech pani da dojść do słowa starszemu, bardziej doświadczonemu koledze, a nie zasypuje go stekiem bezsensownych pytań - odezwał się gniewnie Eldon Smith, czarnoskóry mężczyzna około czterdziestki.
Aisha natychmiast umilkła, ale wciąż mierzyła Creswella ironicznym i jednocześnie wściekłym spojrzeniem.
- A więc, jak już mówiłem, zanim nasza urocza koleżanka mi przerwała, nie wszyscy Ocaleni nadają się do tego, by zasiedlać nowe mieszkania, by pracować na swoją własną korzyść i do tego, aby, przepraszam za to sformułowanie, rozmnażać się. A bez tego ostatniego przetrwanie gatunku ludzkiego jest niemożliwe. To chyba wszyscy dobrze wiemy, nawet panna Collins. - Creswell uśmiechnął się złośliwie i usiadł.
Dziewczyna spłonęła rumieńcem i spojrzała po pozostałych członkach Rady, którzy starali się ukryć wredne uśmieszki. Co z tego, że miała zaledwie dwadzieścia jeden lat? Przecież to oni uparli się, że wśród osób zarządzających rozwojem Nowego Świata musi znajdować się ktoś młody. Sami ją wybrali spośród setki innych jej rówieśników, twierdząc, że jest bardzo inteligentna i bystra.
- Chciałabym jeszcze coś powiedzieć, jeśli wolno... - zaczęła Aisha drżącym z gniewu głosem. Nie słysząc słowa sprzeciwu, wstała i kontynuowała: - Wielka Katastrofa miała miejsce zaledwie dwa miesiące temu, pozostawiając przy życiu zaledwie kilka tysięcy ludzi, których udało się zgromadzić w schronach. Resztę natomiast pozbawiła życia! A pan, o ile się nie mylę, chce wymordować część Ocalonych, bo... No właśnie, dlaczego? Nasze obecne pseudo społeczeństwo składa się jedynie z ludzi do czterdziestego piątego roku życia, w pełni sił, zdrowych i zdolnych do pracy, a panu coś nie odpowiada? Wciąż jest nas za dużo? Równie dobrze ja i każdy inny może stwierdzić, że jedną z nieproduktywnych osób jest pan! Co może pan zrobić z tą otyłością i lenistwem?
Marka Creswella zatkało. Tak samo zresztą było z resztą Rady. Nikt nie wiedział, co powiedzieć. Eldon Smith zamyślił się głęboko, gładząc się po koziej bródce. Iselda Carter, kobieta po trzydziestce, z obciętymi na krótko blond włosami, trzymająca zwykle stronę Creswella, spoglądała z podziwem na Aishę, która usiadła na swoim miejscu, lekko zarumieniona z emocji.
- To... już... przesada! - wykrztusił zaskoczony i poirytowany Creswell. Wstał, lecz wcale nie wywołało to spodziewanego efektu. - Tolerowałem pani wybryki i niesłuszne oskarżenia, ale teraz pani zaszła za daleko, mówiąc...
- Mówiąc ci prawdę, Mark? - wtrącił Eldon, również wstając. To wyglądało dużo bardziej spektakularnie, gdyż Smith miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu. - Nie oszukujmy się, ale ty zostałeś zaliczony do Rady tylko ze względu na twoją pozycję w Starym Świecie. A to jest inna rzeczywistość, Mark, i chyba czas to zaakceptować. Głosujmy: kto chce, aby wprowadzić selekcję, ręka w górę.
Podniosła się tylko jedna ręka. Była to pulchna dłoń z paluchami jak serdelki, której posiadaczem był, rzecz jasna, Mark Creswell.
- Został pan przegłosowany - oznajmiła Aisha, z trudem tłumiąc radość. Spojrzała na Iseldę, która tylko uśmiechnęła się do niej.
„No, jedna walka wygrana” - pomyślała Aisha kilka minut później, gdy posiedzenie się skończyło. „Czeka mnie takich jeszcze tylko milion” - stwierdziła z właściwym sobie optymizmem, wychodząc z Sali Obrad, która nie była nawet „salą”, a kawałkiem przestrzeni w kształcie kwadratu, z palikami w każdym rogu, między którymi rozwieszono płachtę brezentu.
Dziewczyna wbiła dłonie w kieszenie starych, poprzecieranych dżinsów i naciągnęła na głowę kaptur czarnej bluzy. Na jej twarz padały czerwone promienie, odbijające się także w kasztanowych włosach. Aisha zmrużyła lekko zielone, kocie oczy i, bez żadnego powodu, roześmiała się w głos, a ten dźwięk, pełen radości i nadziei, poniósł się echem dalej, niż ona zdołałaby dojść.




PS. Tekst sprawdzony przeze mnie tylko powierzchownie, a poza tym pierwszy twór z gatunku postapokalipsa, więc proszę o... nie, nie o wyrozumiałość. O konstruktywne, ostre komentarze. Smile
Ani czas, ani mądrość nie zmieniają człowieka – bo odmienić istotę ludzką zdolna jest wyłącznie miłość. ~Paulo Coelho



Jeżeli potrzebujesz kogoś, kto przeczyta Twój tekst i podzieli się spostrzeżeniami - pisz na PW. Na pewno odpiszę.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Nowy Świat - przez Scathach - 06-04-2012, 16:05
RE: Nowy Świat - przez haniel - 06-04-2012, 16:38
RE: Nowy Świat - przez Natasza - 06-04-2012, 18:01
RE: Nowy Świat - przez Changed - 07-04-2012, 12:11
RE: Nowy Świat - przez Hillwalker - 07-04-2012, 12:47
RE: Nowy Świat - przez Scathach - 07-04-2012, 14:41
RE: Nowy Świat - przez RootsRat - 07-04-2012, 15:17
RE: Nowy Świat - przez Erkel - 04-10-2014, 18:50

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości