Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
"W rytmie Rock and Rolla"
#4
Ogromnie tobie dziękuje. Poprawiałem z soboty na niedziele pół nocy - z braku czasu. Niestety nie zdążyłem edytować, dopiero teraz usiadłem przy komputerze. Jestem głęboko poruszony twoją reakcją.
Tak naprawdę nie miałem komu tego pokazać, dlatego zdecydował się na ten post. Bardzo przepraszam za wklejenie nie dokończonego tekstu, a szczególnie za błędy. Potrzebowałem krytyki.
Zamieszczę tutaj poprawiony tekst, wiele zdań zamieniłem i poprzestawiałem. Za każdym razem jak to czytałem kiepskie zdania coraz bardziej kuły po oczach. Mimo moich starań na pewno przeoczyłem jakieś błędy.
Nie mam doświadczenia w pisaniu, tydzień temu za namową bliskiej mi osoby postanowiłem spróbować – tłumaczę swoją „niekompetencje”.
Jeszcze raz dziękuję



Stał na stacji PKP, przebierając nogami. Młody mężczyzna, któremu doskwierał chłód wieczora. Świadczyła o tym jego poza, głowę chował w ramionach, a ręce głęboko w kieszeniach. Przez pochmurne niebo przedzierały się srebrzyste promienie wskazujące położenie księżyca. Czekał na kogoś ważnego, nieudolnie kryjąc zniecierpliwienie. Nigdy nie należał do ludzi cierpliwych jednak tym razem nie potrafił chociażby stać spokojnie w miejscu.
W końcu usłyszał charakterystyczny dźwięk. Odwrócił głowę w jego kierunku dostrzegając przednie światła maszyny. Ciężko i głośno zbliżała się sunąc po stalowych szynach. Gdy się z nim zrównała, niemal ogłuszył go ostry piska wydobywający się spod kół, powstałym w wyniku hamowania. Rozwarły się drzwi, wypuszczając na zewnątrz pasażerów niemal równocześnie z hałasem głośników, podających niezrozumiałe informacje. Obserwował ich z pogłębiającym się zniecierpliwieniem, szukając konkretnej osoby, tej dla której tu stał. Kilka chwil później peron był już pusty, po zgiełku ludzi nie pozostał ślad. Został tylko on, sam.

Rozległ się gwizd, ogromna stalowa maszyna ociężale ruszyła z miejsca. Mężczyzna przyglądał się pozostałym pasażerom w oknach. W jednym z nich dostrzegł odwzajemnione spojrzenie, specyficzne spojrzenie. Okno jednak przeminęło tak jak następne i następne w coraz to szybszym tempie. W końcu pozostał sztucznie oświetlony peron naprzeciw i oddalający się dźwięk. Dźwięk uporczywie dobijający się do świadomości, sygnalizując to, co on sam odrzucał. Mówił, że to koniec.

-To koniec – szepnął pod nosem, przymykając powieki. Spodziewał się tego, myślał, że jest przygotowany, jednak uderzyło go to prosto w pierś, odbierając na moment dech. Oszołomiony zastanowił się, co robić dalej. W kieszeni wyczuł ciężar telefonu komórkowego, jednak odrzucił myśl użycia go. Zostały dwa wyjścia, albo wrócić do mieszkania, albo pójść na spacer. Cóż, pusty pokój w żaden możliwy sposób nie wydał się atrakcyjną alternatywą. Ruszył więc przed siebie, wciąż lekko chowając głowę w ramionach z rękami w kieszeniach jeansów.

Szedł wolnym krokiem, zapatrzony w tylko sobie znany punkt, w nieznane sobie miejsce. To było małe miasteczko, nie wiele osób o tej porze przebywało na ulicach. Latarnie oświetlały słabym blaskiem puste chodniki i ściany kamienic, od których odbijały się nawet najmniejsze dźwięki, takie jak dudnienie jego wolnych kroków. Wewnątrz czuł jak przelewają się w nim skrajne emocje, złość, żal, nienawiść, smutek, gniew, gorycz. Przelewały się po całym organizmie, zatruwając myśli, uniemożliwiając jasne myślenie. Nie zdawał sobie sprawy z siły poczucia samotności, które go ogarnęło. To z tego powodu ciało prowadziło w stronę rynku, do zgiełku ludzi, do alkoholu. Potrzebował lekarstwa, które stępi jego zmysły, potrzebował ukojenia od skrajnych nastrojów, od tych zawistnych myśli. Potrzebował cudu kobiecych ramion, które mogłyby go otulić. Nawet, jeżeli sam nie zdawał sobie z tego sprawy.

Gdy doszedł do rynku zatrzymał się, rozglądając za kimś znajomym z dziwnie silną nadzieją. Opuścił głowę zawiedziony. Przyspieszonym krokiem z rosnącą goryczą i świadomością, że robi coś wbrew sobie ruszył w kierunku ukrytego w bramie pubu.

Kilka osób stało na zewnątrz paląc papierosy, mijając je wszedł w ciemny korytarz, prowadzący do świata muzyki, alkoholu i cieni.. Pomieszczenie nie było duże, jednak posiadało swoisty kameralny klimat. Nagie i zimne cegły pokrywały ściany, duże drewniane bele stropu, pomalowano i wykorzystano jako ozdoba. Panował tu półmrok, LED-owe lampy oświetlały głownie ladę baru, kilka większych było poustawiane przy ścianach nie dając wiele światła. Sala była wypełniona niemal do połowy. Ciemne stoły były zapełnione głownie pustym szkłem i przepełnionymi papierośnicami, prosząc się o uwolnienie spod tego ciężaru. Rockowa muzyka wymieszana ze smrodem papierosów wypełniała każdą wolną przestrzeń. Podszedł do lady z wysokimi krzesłami, zamówił piwo i dwie setki u barmana. Po czym ruszył do pustego stolika w rogu, siadając plecami do łączących się ścian. Dobra muzyka sączyła się z niewidocznych miejsc. Wsłuchiwał się w nią ciągle miotany sprzecznymi emocjami. Klientela tego lokalu w znacznej części była poubierana na czarno, widok tatuażu zdobiącego ramiona czy inne części ciała (głównie w przypadku kobiet) nie był niczym niezwykłym. Przyglądał im się obojętnie pozostając niezauważonym. Po kilku chwilach przyszedł barman z zamówieniem. Wyłożył wszystko na stół wymieniając popielniczki i zabierając puste szkło.
-Po co mi ta wóda? – Zapytał sam siebie, po czym wziął solidny łyk złotego trunku. Wieczór był chłodny tak jak piwo jednak podziałał orzeźwiająco, jakby schłodził przegrzane przewody w tym skomplikowanym mechanizmie.

Wziął głęboki oddech, usadowił się wygodniej w nie wygodnym krześle. Przymkną oczy z ręką na kuflu zapominając o bezpieczeństwie. Nowy utwór rozbrzmiał w jego głowie, znał tą kapele, byli to Black Rebelianctwo Club - „spread your love” . Dobrze grali, kojąco. Gęsto brzmiące gitary współgrały z mroczną perkusistką, która z pasją wybijała rytm, podczas gdy wokalista stonowanym głosem mówił o duszy rock and rolla. Dobra muzyka, idealna, hipnotyzująca. Wsłuchiwał się w kojące dźwięki uderzające w jego ja.

Jak morska spieniona woda uderza z wściekłym rykiem o kamienne mury zamku, stojącego samotnie pośrodku tego szaleństwa, chroniącego ten emocjonalny „syf”, którym był przepełniony. W czarną noc, hipnotyzując.

Trwał tak nieruchomo ze skupioną miną. Próbował analizować:
- Dlaczego dziewczyna nie przyjechała. Dobrze ją traktowałem, nigdy nic od niej nie chciałem, spotykaliśmy się regularnie to na kawę to na piwo. Słuchałem, co ma do powiedzenia, czasami przytuliłem, czasami pogłaskałem, jeżeli tego potrzebowała, ale nigdy się do niej nie dobierałem, nie całowałem”.
Ta znajomość trwała około trzech miesięcy, odpowiadało mu to. Pomagała wypełnić tęsknotę i samotność, która pojawiała się, gdy wracał myślami do swojej prawdziwej miłości. Tej nie osiągalnej, tej, z, której zrezygnował. Wciąż pytał sam siebie:
- Dlaczego nie przyjechała? Miała dość? Może kogoś poznała? To dobrze, jeżeli tak, życzę jej szczęścia. Dlaczego mnie to boli i tak złości?!”

Po raz kolejny wezbrała w nim złość i agresja, zdecydował się na następną dawkę kojącego płynu. Otwierając powoli oczy, przenosząc do realnego świata, zaczerpną solidną porcję. Gdy wracał do poprzedniej pozy dostrzegł przyglądającą mu się postać, kilka stolików dalej, siedziała sama, kobieta. Łapiąc kontakt wzrokowy wstała, powoli, skąpana w czerni. Rozpoczęła marsz w jego stronę. Widział jakby w zwolnionym tempie, kiedy kroczyła ku niemu z lekko opuszczoną głową. Jak stawała się coraz wyraźniejsza, istota z najciemniejszych otchłani wyłaniała się z dymu, nikotynowych oparów, przy aplauzie muzyki. Wystudiowanym powolnym ruchem zaciągnęła się papierosem, a rozjarzony koniec oświetlił delikatnie jej usta. Ubrana była w obcisłą czarną sukienkę, krótką, prostą z dekoltem. Miała kruczoczarne włosy, duże oczy wyposażone w ciężkie i długie rzęsy, drobne rysy twarzy i te usta. Czerwone, kształtne, pełne, soczyste, zniewalające obietnicą dotyku, tworzące pragnienie wgryzania się w nie, choćby gwałtem. Usiadła naprzeciw, jak kot, a w jej oczach była wzgarda do reguł i lekkie otumanienie powstałe z mocy, jaką daje wyzwolenie od nich.
Siedzieli w milczeniu, patrząc na siebie. Głośniki nadal opowiadały swoją historię. Gdy mimo woli spojrzał na jej biust dostrzegł tatuaż w postaci dwóch słów po sobą, nie potrafił jednak ich odczytać. Oczy znowu się spotkały, a on, już nie, jako ofiara emocjonalnych zmagań powiedział niskim, ochrypłym głosem:
- Wyglądasz niebezpiecznie.
Drapieżny uśmiech który zawitał na jej twarzy obnażył drobne białe zęby. Uciekła spojrzeniem w bok, robiąc charakterystyczną minę, kiedy kobieta poddaje się swojej myśli. Po czym nachyliła się w jego stronę, po raz kolejny krzyżując spojrzenia i bardzo powoli, niemal mrucząc odparła:
- Co powiesz na odrobinę rock and rolla?
Większość mężczyzn w tym momencie zareagowała by, co najmniej nie właściwie, rzucając słowa na oślep, których później by żałowali. Ta zachowują się chłopcy. On nim nie był, wiedział, co zrobić, jak grać dalej żeby dostać to, czego chce. Musiał tylko zdecydować, czego chce. Wydawało mu się, że nie wie, jednak ukryte pragnienie wyszło dumnie z ukrycia. Odpowiedział:
- Jak mam zapłacić za tą odrobinę? - Błysk w oku oznajmił światu, że spodobała się odpowiedź.
- Zobaczysz, chodź, coś ci pokażę.
Wstali, po czym wskazał głową na dwie setki wódki
- Jedna dla ciebie.
Połknęli płyn bez grymasów. Ruszyła przez sale, a on za nią, jak cień przez otaczające ich zewsząd ciemne postacie. Znaleźli się na korytarzu prowadzącym do wyjścia. Odwróciła głowę ku niemu mrugając i otworzyła wcześniej zakryte za szkarłatnym materiałem stare, poznaczone setkami bruzd drzwi. Za nimi zobaczył kręte schody prowadzące do sali, znajdującej się dokładnie nad pubem. Gdy dotarli na ich szczyt, zniknęła w ciemnościach. Po chwili zapaliły się białe lampy zamontowane przy ścianach w podłodze. Wolnym krokiem podszedł do niej, stojącej na środku. W tym świetle również wyglądała jak z innego świata, istota z otchłani ciemności.
Tą sale otworzą za miesiąc, tam będzie bar. - wskazała ruchem głowy w jeden z rogów sali. Po czym odwróciła się plecami i podeszła do skrzynki w ścianie. Przez kilka chwil manipulowała przyciskami, aż oboje usłyszeli muzykę. Black Rebel Motorcycle Club, odezwała się z również ukrytych miejsc, tak jak na dole. Obróciła się na pięcie, twarzą do niego, przeniosła ciężar ciała na prawą nogę, a ręce założyła na biodrach. Czekała.
Początek nowego utworu, zaczynający się od mocnego basu, obudził w nim coś nie okreslonego, pragnienie z którego nie zdawał sobie sprawy. Zamknął powieki wsłuchując się w głośne brzmienie gitary.

Zobaczył wzburzone do szaleństwa morze uderza z determinacją o kamienne mury, które zaczynają poddawać się furii, zaczynają się rozpadać. To, co było uwięzione w środku, ulatywało, wypełniając spienione fale, dodając im sił.

Usłyszał pierwsze słowa zwrotki.
Spread your love like a fever
And don't you ever come down
Otwierając oczy i ruszył w kierunku dziewczyny, trochę jak aktor chcący dograć do końca kiedy znalazł już się na scenie. Czekała na niego. Zatrzymał się kilka centymetrów od niej. Patrzyła na niego z tą jakby wystudiowaną miną, którą obdarzyła go na początku. Chciał ją z niej zedrzeć, chciał się do niej dostać przez te wszystkie fasady. W pewnej chwili zobaczył w jej oczach, ją. W całej okazałości, głęboko ukryta w głębi czarnej otchłani, jak mała plamka mieszcząca w sobie niewyobrażalnie dużo. Zobaczył samotność, pragnienie czułości. Zobaczył jak wychudzone wygłodniałe miłości ręce wyciągały się do niego, błagając by je wziął, chwycił i wyciągając na zewnątrz, wyciągnąć ją.
Nie potrzebował więcej. Gwałtownie wbij się w jej miękkie wilgotne usta z impetem, przygniatając do ściany, swoim ciałem, lewą ręką chroniąc jej głowę przed zderzeniem. Czując ogień w trzewiach, czując niemal niewyobrażalne pragnienie namiętności. Oddała mu się bez reszty, zatraciła w namiętnym tańcu jakby nigdy nie chciała już wrócić, jakby nie było powrotu.

Nie wiedziała, kiedy upuszczony stanik odkrył jej piękne piersi, nie wiedziała w jaki sposób sukienka opadła na ziemie. Nie panowała nad sobą, oczy były cały czas zamknięte i niebyła w stanie ich otworzyć. Zaciskała je z rozkoszy płynącej podczas tego tańca. W resztce świadomości, która przy niej jeszcze pozostała, zaczęła uświadamiać sobie, że chce go, w sobie, że chce by ją wypełnił. Głośne przyspieszone oddechy współgrały ze sobą jakby były również narzędziem do sprawiania przyjemności, jakby również potrafiły pieścić. Oboje płonęli, nie mogła już tego znieś, kiedy w nią wszedł, gwałtownie. Krzyczała nie zdając sobie z tego sprawy, pomimo zaciśniętych powieki widziała biel, a ciało pożerane namiętnością chciało więcej.

Trwali tak, gdzieś na innej płaszczyźnie nie tego świata. W zakątkach mroku, w otchłani ciemności, zachłannie pożerając każdą drobinę rozkoszy wypełniającą ich ciała.

Nagle odstąpił, oderwany, wyrwany z niej. Rozwarła oczy, pełne rozpaczy i bólu powstałego w wyniku niezrozumiałej eksplozji tęsknoty. Ujrzała nagie ciało, leżące u jej stóp. Padła na kolana, czyniąc to nie naturalnie, jakby nadal w tańcu, jakby nie potrafiła zrozumieć, odrzucając to, co powinna wiedzieć. Objęła jego głowę rękami zaczynając nią potrząsać i krzyczeć. Nie doczekała odpowiedzi. Silna męska ręka chwyciła ją za ramie i pociągnęła w tył. Chciała się wyrwać, ale była zbyt słaba. Słyszała głosy, wrzaski, ktoś na nią krzyczał, nie zwracała na to uwagi. Walczyła nadal, nie potrafiąc uwolnić z więzienia męskich dłoni i ramion. Pogrążona w szaleństwie widziała górującą nad jej kochankiem postać, trzymającą gruby kij w ręku. Oddalała się, jednak pomimo nagości walczyła nadal, kopiąc, krzycząc, gryząc dłoń zakrywającą jej usta. Schodziła już po schodach, coraz niżej, gdy nagle rozległ się przerażający krzyk bólu. Opadała z sił, mężczyzna obejmując jej nagie ciało zabierał w sobie znane miejsce. Łzy bezsilności i ogromnej straty wypływały z jej ciemnych oczu, spływając po policzkach, ustach, nagich piersiach ku zaciśniętych na niej wytatuowanym ramionom.
W końcu zrozumiała, taniec dobiegł końca, to koniec.

Otworzył oczy, otaczający go świat widział na czerwono, chwilę później uświadomił sobie, że to mgła, miał czerwoną mgłę przed oczami. Leżał patrząc w sufit, próbując zebrać myśli. Był unieruchomiony. Ledwo oddychał. Odczuwał ból niemal na cały ciele Pytając sam siebie co się stało zamkną powieki, opuszczając płachtę mroku na czerwony świat. Zanim wyczerpany organizm upomniał się o sen zobaczył czyjąś głowę w kominiarce.

Kiedy obudził się po raz kolejny, czuł się jeszcze gorzej. Tym razem zorientował się, że leży w szpitalu. Westchną z bezsilności niemal łkając. Nagle w zasięgu jego wzroku pojawiła się twarz, z wielkimi przerażonymi oczyma pełnymi łez. Znał ją, jednak nie był w stanie przypomnieć sobie kim była. Wypowiadała słowa, które nie docierały, dopóki nie wybuchła płaczem znikając z pola widzenia. Nagle go olśniło, to była dziewczyna, na którą czekał. Obrazy z ostatniego wieczora, kiedy był jeszcze w jednym kawałku jak zasłonięte karty zaczęły się odkrywać. Wspomnienia dotyku, zapachów i tego bólu, tego szoku. Łzy powoli spłynęły po zastygłym obliczu.

Przypomniał sobie, co powiedział człowiek w kominiarce, mokrej od śliny i piany wydostającej się z jego ust przy każdym słowie.
- Jeszcze raz ciebie przy niej zobaczę, zabije jak psa- powtarzał to wiele razy, za każdym razem kończąc uderzeniem kija, łamiąc kości. Gwałtowne dreszcze przerażenia wstrząsnęły jego pokrytym gipsem ciałem.
Nie było już zamku na środku morza, nie było sztormu, ani wody. Zamiast tego widział jałową pustynie.
Szepną pod nosem jakby do siebie:
- Tak się płaci za odrobinę.
Poczuł jak drobna, krucha, mokra od łez dłoń gładzi go po policzku. Usłyszał delikatny, roztrzęsiony głos:
- Jestem tutaj Robercie.
Boże,
Jak
Ja

Kocham.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
"W rytmie Rock and Rolla" - przez Jan Dywan - 04-02-2012, 14:42
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Natasza - 04-02-2012, 14:56
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Natasza - 06-02-2012, 10:38
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Jan Dywan - 06-02-2012, 12:09
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Natasza - 06-02-2012, 14:31
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Jan Dywan - 06-02-2012, 15:06
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Natasza - 06-02-2012, 15:16
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Jan Dywan - 06-02-2012, 15:32
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Natasza - 06-02-2012, 15:34
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Jan Dywan - 06-02-2012, 16:09
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Jan Dywan - 06-02-2012, 17:37
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Natasza - 06-02-2012, 22:15
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Jan Dywan - 06-02-2012, 22:24
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Jan Dywan - 06-02-2012, 23:27
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Natasza - 06-02-2012, 23:43
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Jan Dywan - 07-02-2012, 14:28
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Jan Dywan - 07-02-2012, 19:01
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Natasza - 08-02-2012, 00:07
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Jan Dywan - 08-02-2012, 00:18
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Natasza - 08-02-2012, 00:27
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Jan Dywan - 08-02-2012, 21:26
RE: "W rytmie Rock and Rolla" - przez Jan Dywan - 09-02-2012, 00:26

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości