Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Meandry Półrzeczywistości Tamten, rozmowa trzecia: Aktorstwo i automartyrologia
#1
Poniższy rozdział pochodzi z "Domu Wariatów", II Księgi "Snu" mojego autorstwaSmile (jeszcze nie wydanej). Postaram sie odpowiedzieć na wszystkie ewentualne pytaniaSmile


Siedząc w ciszy pod ścianą i myśląc, sam chyba do końca nie wiedząc, o czym, Maksymilian niemal machinalnie sięgnął do kieszeni swojej bluzy. Oprócz „Księgi snów” odnalazł tam zebrane wcześniej u podnóża Wzgórza kartki. Wiedział, co jest na nich zapisane, jednak postanowił czytać i dręczyć się, jakby nie dość mu było zmęczenia. Czy jednak udręka była w tym wypadku celem samym w sobie, czy też chodziło raczej o tak pożądany przez niego w tej chwili smutek? Czy sens bycia smutnym w ogóle istnieje w ludzkiej świadomości? Maksymilian wiedział, że tylko smutek może go uratować, prawdziwy, piękny smutek. Im bardziej melancholijna staje się jego dusza, tym jest również piękniejsza, bo najwspanialsze jest smutne piękno, bo w naszym świecie tak często jest to jedyny rodzaj piękna... Zatraciliśmy piękno wynikające z radości, tylko najwięksi są je jeszcze w stanie osiągnąć... „Tam, gdy rozmawiałem z Weroniką byłem na wpół smutny i na wpół przesycony radością... Ale teraz nie ma radości, która by mogła stworzyć we mnie piękno. Teraz panicznie potrzebuję smutku...”

- Nie opuścisz mnie więc, Soniu?-powiedział i popatrzył na nią z niejaką nadzieją.
- Nie; nigdy i nigdzie-zawołała Sonia-Pójdę za tobą wszędzie, wszędzie pójdę! Chryste Panie! …Och, ja nieszczęsna!... Czemu, ach, czemuż nie poznałam cię wcześniej! Dlaczego nie przyszedłeś wcześniej! Boże!


- To wszystko tylko złudzenia - powiedział zimno Tamten - Durny wyraz twoich zdychających nadziei. Nieistniejąca melodia przeszłości. Twoja Sonia uciekła. Teraz braterstwo duchowe już jest jedynie wspomnieniem. Nie odnajdziesz smutku i wspomnień, tylko smak zdrady. Teraz Sonia to byt, który pcha Raskolnikowa w przepaść, Otchłań Bez Wyjścia. Na nic ci automartyrologia, skoro umarł jej podstawowy sens... Twoje cierpienie prowadzi do cierpienia i do niczego więcej, bo świat upadł i nie masz już nawet nadziei na kres cierpienia....

- Niestety, Samie - odparł Frodo - nic już nie pamiętam, a raczej wiem, że to przeżyłem, ale nie widzę tego oczyma pamięci. Nie zostało mi nic, zgubiłem smak jadła, świeżość wody,szum wiatru, wspomnienie drzew, trawy i kwiatów, obraz księżyca i gwiazd. Jestem nagi wśród ciemności, żadna zasłona nie dzieli mnie od ognistego koła. Widzę je teraz już na jawie,otwartymi oczyma, a wszystko inne zanika we mgle.

Poczuł ponury dotyk Tamtego.
- Czytasz to co ponure i smutne, ale zarazem to, co wydaje ci się piękne. Chcesz się właśnie z tą beznadzieją utożsamiać, bo znasz zakończenie tej historii. Wierząc, że twoja beznadzieja jest złym snem, a że ty sam, choć jesteś nagi wśród ciemności, dojdziesz do celu-sam się okłamujesz. To wszystko kłamstwo, automartyrologu. Okłamali cię wszyscy. Twoja droga jest drogą donikąd, ty sam jesteś błaznem. Całe twoje życie, sny i wyobrażenia to złudzenie i kłamstwo. Chciałbyś tylko wierzyć, że jesteś kimś innym. Chciałbyś móc nazwać się Frodem, Raskolnikowem, Aleksym lub Iwanem Fiodorowiczem, Feanorem, nowym Tolkienem lub Dostojewskim, kimkolwiek. I grasz, wiecznie przyjmujesz ich postawy...
- Czy one nie są moimi postawami!?
- Nie. To wszystko tylko iluzja, którą czynisz bytem poprzez swoja własną, szaloną wiarę. Bo ty najbardziej boisz się tego, że jesteś Nikim, bądź że jesteś Kimś. Kimś jeszcze bardziej innym lub szalonym niż tamci, kimś, kogo nie odnajdziesz ani na kartach dzieł literackich, ani na kartach historii. Ty, który tak bardzo kochasz swoja indywidualność, tak bardzo zarazem się jej boisz i tak bardzo jej nienawidzisz! Czemu mówisz o „Nas”; przecież „Nas” nie ma. Jesteś „Ty” sam i nikt więcej, szalony i zagubiony.
- Nie mogę być sam!
- Niby dlaczego... A może... A może jest ktoś taki jak ty...
Lodowate dreszcze wstrząsnęły ciałem Maksymiliana.
- Może ty po prostu jesteś diabłem... Może jesteś taki, jak ja. Bóg, człowiek, szatan-to nie ma znaczenia. Czy wtedy odrębność mojego bytu nie przestaje być dla ciebie kwestia o jakimkolwiek znaczeniu?
- Nie chcę być taki jak ty!
- A jeżeli to jedyny wybór?
- Mogę przecież cierpieć!
- Tak czy tak będziesz cierpiał. Ale broniąc się przed tym, będziesz cierpiał w zapomnieniu. Cierpiąc zaś ze mną, odmienisz bieg rzeczywistości!
- Ale ja tego nie chcę! To będzie... zła odmiana. Czy nie ma innej drogi?
- Możesz przestać grać, a zacząć się stawać. Możesz wyjść stąd i rozpłynąć się w codzienności i stać się jak inni. Możesz przestać być Cierpiętnikiem Siebie Samego.
- Ale ja próbowałem nie cierpieć! Robiłem wszystko co mogłem, okłamywałem się... Ale nie mogłem, ostatecznie nigdy nie mogłem! Patrzyłem po tym w lustro i chciałem porzygać się sam na siebie, bo czułem wstręt do tej szarością, którą się stawałem, do codziennego brudu, którym tak ohydnie przesiąkałem, do kłamstwa, którym żyłem. Nie cierpiałem, lecz właśnie wstręt czułem! Miałem ochotę zmyć z siebie później tę szaro-codzienność, to światowe ohydztwo, które czyniło moje spojrzenie mętnym! Patrzyłem w lustro i widziałem ohydnego szaraczka, bez Blasku i zarazem bez Ciemności w spojrzeniu, bo cały byłem Szarością! Ach, jakie to ohydne, ohydne!
- I ja tak myślę... Widzisz, teraz byłeś szczery.
- Być może - wyszeptał na głos Maksymilian - Ale nie tylko teraz...
- Zatem kiedy jeszcze?
- Tam we Mgle... Wśród grobów.
- O czy ty mówisz?
- Gdy przytuliłem Weronikę... I gdy zabłysły gwiazdy, gdy Światło rozproszyły Ciemności, to było szczere...
- Złudzenie...
- Nie, na pewno nie... Widzisz, ja ciągle analizuje swoje zachowania, myślę o swoich własnych myślach... Ty chcesz, abym w sobie nie dojrzał nawet cząstki smutnego piękna, lecz dumny Cień... A gdy moja dusza pragnie przytulić kogoś takiego jak ja, to moje Ja jest w tym najszczersze... i to nie tylko siebie widząc i egoizm, miłość własną, lecz widząc odrębność tego kogoś, być może też samotnego i opuszczonego... Gdy idę nocą przez ciemny las i widzę gwiazdy i w mojej duszy rodzi się gdzieś piękno, to też jest prawda... Ile razy analizowałem to później i sam z siebie szydziłem, ile razy myślałem, że było to poetycko-teatralne... Ale prawda jest taka, że moja dusza jest duszą artysty, więc musi ona być poetycko-teatralną... Być może czasem pisząc i mówiąc mówię tak jakoś nad wyraz podniośle, ale to jestem ja, co byś nie mówił, to jestem ja!
- A być może to jedynie chcesz być ty? Kogo przytuliłeś, głupcze? Swoje wyobrażenie? To tylko twoje pragnienie, zrodzone z samotności, a tak naprawdę jest jedynie Ciemność. Psychologia określa to jako projekcję, nadawanie innym własnych cech. Chciałeś wierzyć, że ona jest taka jak ty i sam sobie ją taką stworzyłeś. Nie, Maksiu, ona cie nie zdradziła. Urojenie jest jedynie urojeniem, niczym więcej. Budujesz te skomplikowane miraże z własnych wyobrażeń i zwiększasz swoje własne cierpienie. Ja nie muszę nawet przykładać palca. Dobry z Ciebie aktor, dzięki takim aktorom jak ty powstaje dobry film.
- Czy ty naprawdę uważasz się za boga?
- A czy to ma znaczenie? Grunt, że jestem i wszystko co istnieje jest objęte mą myślą. Czy to aby nie jest już samo w sobie boskością? Czy nie chciałbyś mieć tego samego? Nie musisz nic odpowiadać... Takie decyzje nie rodzą się na płaszczyźnie ani głośno wypowiedzianych słów, ani na płaszczyźnie świadomych myśli. To wszystko rozgrywa się gdzieś w twoim wnętrzu, pozostaje ci tylko nieświadomość, choć wybór jest dokonany.
- Ja nie chcę być tak zimny jak ty!
- Ależ ty jesteś zimny! Sterujesz własnymi uczuciami i uczuciami innych, już jesteś Graczem i to nie najgorszym... Bawisz się nimi... Przecież zagrałeś Joachimem, jesteś tego świadom. Ale czy jesteś świadom konsekwencji? Nie, ty teraz będziesz zapierał się, że nie jesteś zimnym graczem, bo właśnie konsekwencji się obawiasz. Jeżeli bowiem byłeś cynicznym graczem, a stanie się coś, co mogłeś przewidzieć, to ty będziesz winnym.. Ale ty wolisz wierzyć, że naprawdę dałeś alternatywę. A być może naprawdę chciałeś, by to coś, co stać się mogło, stało się faktem. Być może to właśnie twój tak szczerze wyznany wstręt do szaro-przeciętności zadecydował...
- Ale ja niczego nie chciałem! I dałem wybór.
- Być może. A być może tylko chcesz w to wierzyć. Ja jednak rozumiałbym, gdyby to nie był przypadek. Bo ja tak bym postąpił. Bo szczerze mówiąc... Czy nie sądzisz, że ja jestem jedynym twoim prawdziwym przyjacielem?
- Co ty...Jak...
- Tylko ja jestem z tobą zawsze. Tylko ze mną możesz zawsze porozmawiać. Tylko mi jednemu wyjawiasz wszystkie swoje myśli... I tylko ja cię nigdy nie opuszczę.
- Zostaw mnie w spokoju! Ty... kradniesz moje myśli i uczucia ty...
Maksymilian poczuł, że zaczyna się gubić gdzieś, sam nie wie gdzie. Myśli przetaczały się falami przez jego głowę,nie był w stanie stwierdzić, czy On jest jeszcze przy nim. Zamrugał szybko powiekami. Czy naprawdę tutaj był? Poczuł ból głowy... Nagle jakby usnął, lecz równocześnie się obudził i po chwili znowu to samo. „To jest... moja... Półrzeczywistość”.
Jego głowa zaczęła się kiwać to w lewo, to w prawo. Jakiś Cień pojawił się przed jego powiekami, korytarz rozpływał się, a po chwili znów był. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Gdzie nad jego głową rozległo się dudnienie, jakby ktoś uderzał młotem w metalową płytę. Nagle poczuł uderzenie w głowę. Korytarz wypełnił się krwią, która natychmiast zakrzepła, pokrywając ściany i sufit, wszystko co go otaczało. Upadł na plecy, poczuł, że po jego twarzy również spływa krew, że cały jest we krwi. Byli dookoła niego. Spróbował unieść lekko swoją głowę. Zobaczył swoje nogi były podniesione do góry. „A więc będą mnie ciągnęli za nogi”-pomyślał i tak właśnie się stało. Rozległ się pisk ciała trącego o podłogę. Ciągnęli go krwawym korytarzem, a on nie miał siły na nic, nie miał siły się podnieść, może tylko na wpół żył... Ciągnęli go gdzieś w Ciemność, sam nie wiedział, dokąd. Westchnął ciężko, zamknął i otworzył oczy.
Siedział pod ścianą, koło Wrót Hadesu, z kartkami w dłoni. Zamknął oczy i ponownie je otworzył... Znów ciągnęli go korytarzem. Jeszcze raz. Ponownie siedzi pod ścianą.
- Co się ze mną dzieje? - jęknął niemal płaczliwym głosem, ale nie było odpowiedzi.
- Muszę tam iść, jak najszybciej...
Zerwał się na równe nogi, zrobił krok do przodu, jednak chwiał się przy tym jak pijany.
- Na, na-na-na, na-na-na-na-na-na-na, na-na-na-na, na-na, na-na-na-na...-rozległo się gdzieś w jego głowie. Zignorował to i ruszył biegiem przed siebie, ale po chwili potknął się o własne nogi i upadł. Wstał powoli.
- Co ty robisz? - usłyszał za sobą głos Adelajdy.
- Dobrze, że jesteś- powiedział-Przewróciłem się...
- To widzę... Znalazłam Ojca Alberta, Michała i Weronikę, są w tamtej części korytarza.... Dokąd ty biegniesz?
- Tam stanie się...- powiedział wskazując przed siebie-Coś strasznego... To moja wina... Nie ma czasu... Musimy biec...
Adelajda nie pytała o nic więcej.

Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Meandry Półrzeczywistości Tamten, rozmowa trzecia: Aktorstwo i automartyrologia - przez Aglarion - 02-01-2012, 20:05

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości