Ocena wątku:
  • 2 głosów - średnia: 2.5
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Ostatni okręt
#7
.oOo.

Dan szedł niespiesznie, starając się uspokoić oddech. Został sam, zgubił gdzieś pozostałych i znalazł się w nie lada kłopotach. Był lekarzem, nie miał nawet broni, bo żeby zabić kogoś laserowym skalpelem, musiałby mieć nieliche szczęście. Rozejrzał się dookoła. Nawet nie wiedział, kiedy mogli się rozdzielić, przecież biegli koło siebie. Stanął na skrzyżowaniu korytarzy i skręcił w lewą odnogę. Ledwo przeskoczył wystający korzeń, ujrzał zwłoki leżące kilka metrów dalej. Szybko podbiegł, nie patrząc pod nogi i o mało co nie stracił równowagi. Kucnął przy ciele, dokładnie badając wzrokiem każdy szczegół. Kombinezon podobny do tego, który miał na sobie, tylko strasznie poobdzierany i zniszczony, jakby leżał tu już dłuższy czas. Szybka hełmu była zalana od wnętrza ciemną mazią, tylko lekko przypominającą krew. Chwycił dłoń trupa leżącą na piersi, odsłaniając plakietkę z imieniem. Zdarł brud zalegający na napisie i o mało nie krzyknął. Poległy żołnierz legitymował się jako Mak.

- Co do...? - Rozejrzał się z przestrachem.

Wstał, chciał jak najprędzej odejść z tego miejsca. Jeszcze tylko, w przypływie olśnienia, sprawdził czy gdzieś w pobliżu nie leży broń martwego kolegi.
„Nic z tego” - pomyślał po chwili poszukiwań.
Ruszył przed siebie, nie oglądając się na truchło zostawione z tyłu. Wiedział, że powinien się zająć ciałem, ale nie miał najmniejszej ochoty dotykać tego cholerstwa. To, co się tam stało, nie było normalne. Nie mogło być. Przecież weszli na pokład tego przeklętego statku maksymalnie parę godzin temu, więc jakim cudem ciało wyglądało tak staro?
Dopiero po kilkunastu minutach dotarło do niego jak bardzo się zmęczył. Coś było nie tak. Czuł jak pot spływa mu po plecach, a oddech z trudem wdziera się do płuc. Przecież dbał o kondycję, a teraz zwykła przebieżka sprawiła mu taki trud? Spojrzał na korzeń leżący pod nogami. Białe drobinki, jakby kurzu, wydobywały się z otworów w roślinie, delikatnie wędrując w górę po niewidzialnych sznurkach. Kilka pyłków osiadło na wyciągniętej ręce mężczyzny, by po chwili wniknąć w strukturę kombinezonu, wyglądając przy tym jak topniejący śnieg. Dan nawet poczuł dziwne mrowienie w tym miejscu. Szybko cofnął rękę i chciał ruszyć w dalszą drogę, gdy przed sobą usłyszał ciche kroki.

- Tu Dan, czy ktoś mnie słyszy? - szepnął przez mikrofon. - Niech ktoś się zgłosi.

Kroki zdawały się być co raz bliżej. Mężczyzna szybko podbiegł do pobliskiej wnęki w ścianie, starając się nie narobić hałasu. Zasłonił się kilkoma zwisającymi z sufitu chaszczami i czekał.
Nie wiedział czy to ktoś z załogi, ale wolał nie wybiegać z otwartymi ramionami w paszczę niebezpieczeństwa. Mak sam się nie zabił. Był przecież dokładnie przeszkolonym żołnierzem, a mimo to zginął, i to w pełnym uzbrojeniu. Dan nie chciał dzielić jego losu. Nie teraz, gdy w końcu, po kilku latach nieszczęśliwych miłości, znalazł wybrankę życia. Jaki bóg mógł dopuścić do takiej sytuacji. Zaledwie kilka godzin dzieliło go od powrotu do bazy i oświadczenia się Kim, a teraz? Walczył o życie, nie posiadając nawet broni i to w jakimś zapomnianym przez wszystkich statku.
Wspominając swoją ukochaną, stracił poczucie czasu i dopiero po kilku chwilach dotarło do niego, że kroki ucichły. Czyżby to coś czaiło się gdzieś w pobliżu, czekając tylko aż wyściubi nos ze swojej kryjówki? Nie wiedział, co robić. Wziął kilka głębokich oddechów. Wyciągnął z obudowy skalpel, a szum lasera delikatnie wgryzł się w panującą dookoła ciszę. Nie przejmował się, że to coś na korytarzu może usłyszeć jego broń, przecież i tak zdecydował się wyjść.
Jeszcze jeden wdech, kilka słów otuchy dla samego siebie i gwałtownych ruchem wyskoczył na środek korytarza. Spojrzał w stronę, z której uprzednio dochodziły kroki i nic. Usłyszał jakiś plask za sobą i prędko się odwrócił. Scena, którą ujrzał, nawet dla niego jako lekarza była szokująca. Dwa ciała z rozprutymi brzuchami zwisały z sufitu zaczepione o kilka wygiętych łodyg. Podszedł na chwiejnych nogach, patrząc w oczy koleżanki z załogi. Nawet nie zauważył, że wszedł w zawartość jamy brzusznej leżącej pod wisielcami. Upadł tylko na kolana, bezgłośnie ruszając ustami.
Mężczyzna odpełzł od martwych przyjaciół i oparł się o ścianę, chowając głowę w kolana. Jak do tego doszło? Zaledwie kilka godzin dzieliło ich od końca zmiany, a teraz nie żyją. Co to za przeklęty statek? Bo z kolonizacją to on ma niewiele wspólnego. Spojrzał jeszcze raz na rany cięte. Gładkie krawędzie, to nie mogła być robota jakiegoś zwierzęcia, żadne nie ma tak ostrych pazurów. To zrobił człowiek. Człowiek, którego musi zabić samym skalpelem. Na samą myśl o tym, robiło mu się niedobrze.

- Tym badziewiem lepiej zrobię, jak podetnę sobie żyły - bąknął smętnie.

Spuścił głowę i jeszcze raz wspomniał Kim, to jakie miał wobec niej plany. Spojrzał na zegarek. W tej chwili miała mówić „tak”, potem chciał jej pokazać bilety na egzotyczną Trin, gdzie wykupił miesięczny pobyt. Mieli tam jeszcze bardziej zbliżyć się do siebie, w końcu tak rzadko z nią przebywał, a teraz, gdy w końcu dostał urlop, los okrutnie z niego zadrwił.
Pogrążony w rozmyślaniach nie zauważył nawet, kiedy zmorzył go sen.

.oOo.

- Halo..kszksz... czy ktoś...kszy... słyszy? - Głos nawarkusa wyrwał Dana ze snu.

Mężczyzna poderwał się na równe nogi w ułamku sekundy.

- Kapitanie! Tu Dan! - krzyknął, rozpaczliwie wciskając mikrofon, aż poczuł nieprzyjemny ucisk w gardle.
- D..aaan? Wiesz..kszsz...z resztą?
- Ja... Tak. Wszyscy nie żyją.
- Co... ksz... Powtórz.
- Wszyscy nie żyją...

Więcej odpowiedzi nie było, sygnał przepadł, mimo to Dan jeszcze jakiś czas starał się nawiązać połączenie, lecz po kilkunastu minutach zrezygnowanie wzięło górę. Powrócił pod ścianę, przy której siedział i jeszcze raz schował głowę w kolanach, rozmyślając, co począć.
Przynajmniej ktoś z załogi żyje. Nie był sam, to duży plus, ale jakoś słabo podnoszący na duchu. W końcu nie wiedział, gdzie jest nawarkus. W sumie, teraz nawet nie mógł powiedzieć, czy Teto ciągle żyje. Od ich rozmowy minęło już trochę czasu. Mimo to, uczepił się myśli, że nie jest tu sam. Lepsze minimalne pocieszenie, niż żadne.
Wstał. Dotarło do niego, że siedzenie w jednym miejscu na pewno nie uratuje mu życia, a nie chciał też zginąć, jak zwykły tchórz, z głodu lub wycieńczenia. Co by pomyślała Kim, jeśliby ktoś, kiedyś odnalazł jego ciało leżące pod ścianą bez ani jednego zadrapania na kombinezonie. Nie, zdecydowanie nie mógł na to pozwolić. Zostawił przyjaciół za plecami i udał się na spotkanie ze śmiercią.

.oOo.

Teto ucieszył się słysząc choć jednego członka swojej załogi. Ucieszył się tak wielce, że nie za bardzo zrozumiał, że reszta nie żyje, ale w tym swój udział mogły też mieć dziwne, białe drobinki pyłków roślin z okrętu.
Nawarkus nie miał pojęcia, gdzie może znajdować się Dan. Teraz, po kilku godzinach błąkania się po ciemnych korytarzach, uświadomił sobie wielkość tego statku. Nie wiedział, czemu od razu tego nie dostrzegł, przecież widział statek z zewnątrz, znał okręty kolonizacyjne, odbył nawet przeszkolenie ze sterowania tymi kolosami, a mimo to, jak półgłówek, zagłębił się w trzewiach tego potwora z zaledwie garstką ludzi. Boże, nikt nie wybaczy mu takiego błędu, mało tego, sam sobie nie wybaczy, jeśli tylko wyjdzie z tego cało.
Szedł przed siebie kolejnym z setek takich samych korytarzy, nasłuchując uważnie oznak czyjejś obecności. Jednakże odkąd spotkał na swojej drodze trzy obce, zmutowane, humanoidalne formy życia, nie działo się nic niebezpiecznego.
Przysiadł pod jedną ze ścian, aplikując sobie dawkę regeneracyjnej substancji zabieranej na takiego rodzaju misje. Poczuł jak przez żyły pompuje się krew nasycona potrzebnymi składnikami odżywczymi, dając mu nową energię, tak potrzebną w tej, skądinąd, podbramkowej sytuacji. Odetchnął kilka razy, z trudem przełknął ślinę zebraną w suchym gardle i podniósł się raptownie, rozprostowując wszystkie członki ciała.

- Dan, zgłoś się! - Ze złudną nadzieją rzucił do mikrofonu, lecz tak jak się spodziewał, odpowiedziała mu tylko cisza.

Wyciągnął plazmowy nóż schowany w pochwie na udzie i ruszył naprzód. Zaledwie po kilku krokach usłyszał czyjś oddech, dobiegający zza zakrętu przed nim. Szybko dopadł do ściany, kryjąc się za jednym z większych korzeni. Czekał. Słyszał sapiącego przeciwnika co raz wyraźniej. Jeszcze tylko chwila.
W końcu go zobaczył. Ten sam humanoidalny potwór, z którymi zetknął się wcześniej. Pewnie lata odizolowania na tym cholernym okręcie, wysokie promieniowanie i bóg wie, co jeszcze przyczyniło się do uwolnienia na świat takich maszkar. Dostrzegł jego zmutowaną łapę zakończoną małym pazurem dziwnie błyszczącym w ciemności. Będzie musiał na to uważać.
Patrzył w jedno wielkie oko, znajdujące się na środku bańkowatej głowy, gdy stwór przechodził obok jego kryjówki. Odczekał jeszcze chwilę, by wyskoczyć za plecami mutanta.

- Mam cię, skurwielu! - krzyknął, stając na środku korytarzu z nożem w ręku.
- Pgro zrby-cok-sb? Aw pg! Jgu! - zagulgotał stwór.

Nawarkus nie czekając na więcej, skoczył do przodu, chcąc jak najszybciej poderżnąć gardło gadzinie. Szybki ruch ręką chybił celu. Potwór odskoczył, wykrzykując nieartykułowane słowa. Teto już sięgał po pistolet, gdy mutant z niesłychaną prędkością doskoczył do ręki chwytającej broń i odciął ją jednym, szybkim ruchem pazura, po czym oddalił się na bezpieczną odległość

- Skurwielu! - Nawarkus złapał się za kikut, patrząc z niedowierzaniem w gigantyczne oko.

Teto nie mógł pojąć, jak do tego doszło. Przecież wcześniej bez żadnych problemów wyeliminował jego pobratymców. Wprawdzie nie stawiali zbytniego oporu, ale to nie chciało dotrzeć, do zmęczonego i wystraszonego mózgu dowódcy.
Już solidnie wykończony utratą krwi, zerwał się nagle, w przypływie szaleńczej odwagi i skoczył na monstrum, zwalając się na nie całym ciałem. Nie czekając na reakcję, szybkim ruchem wbił nóż w pierś wroga, kończąc walkę.
Opadł na podłogę obok truchła, oddychając co raz ciężej. Stracił za dużo krwi. Adrenalina krążąca w żyłach, tylko pogarszała sprawę, przyspieszając akcję serca. Wiedział, że nie wyjdzie z tego cało. Zamknął oczy, przypominając sobie, co zostawił w domu. Żona z dwójką jego kochanych dzieci. Jak mógł być tak głupi i porwać się na tak szaloną misję? Nie dość, że stracił całą załogę (nie zakładał, by Dan przeżył), to sam skończy śmiercią, o której jego pociechy nigdy się nie dowiedzą. W sumie, gdy się głębiej zastanowił, nie było się czym chwalić w jakiejkolwiek śmierci, ale jednak zginąć w bitwie kosmicznej, a umrzeć na jakimś zapyziałym okręcie, robiło wielką różnicę.
Powieki ciążyły mocniej i mocniej, więc postanowił się im nie przeciwstawiać i posłusznie zamknął oczy, oczekując na nieuniknione. Przynajmniej tyle mógł dla siebie zrobić. Nie bać się w swoich ostatnich chwilach.

.oOo.


Rob, nie otrzymując odpowiedzi od kompanów już od kilku godzin, postanowił zejść na pokład okrętu kolonizacyjnego. Prędko przebrał się w kombinezon, biorąc dodatkowo aparaturę zaopatrującą w filtrowane powietrze, wzbogacone czystym tlenem. Nie lubił nieprzyjemnych zapachów, a podejrzewał, że na tym statku atmosfera mogła trochę stęchnąć.
Wziąwszy karabin, stanął przed grodzią oddzielającą statki i wcisnął przycisk zwolnienia blokady włazu. Przeszedł przez powstały otwór, zamknął przegrodę za sobą, wpompowując powietrze do małego pomieszczenia.
Jeszcze raz sprawdził całe uposażenie, zwolnił blokadę wejścia na okręt kolonizacyjny i zagłębił się w nieznanym środowisku.
Dopiero obył się z wszechobecną roślinnością, gdy za pierwszym zakrętem jego oczom ukazał się makabryczny widok. Tuż przed sobą znalazł zwłoki Maka oparte o ścianę, by zaraz, kilka kroków dalej, zwisające z sufitu szczątki Kas i Dora przyprawiły go o zawroty głowy. Ledwo zatrzymany odruch wymiotny nieprzyjemnie zakuł w gardło.

- Co tu się stało, do jasnej cholery?! - rzekł z paniką, odbezpieczając broń i unosząc ją do pozycji strzeleckiej.

Minąwszy kolejny zakręt, dostrzegł resztę załogi. Dan i Teto leżeli obok siebie, zdaje się odpoczywając. Zdaje się, bo odcięta dłoń nawarkusa i nóż sterczący z piersi ich pokładowego lekarza mocno temu przeczyły.
Chwiejnie podszedł do poległych towarzyszy.

- Kurwa! Przecież to nóż kapitana!

Wybiegając z przeklętego okrętu nawet nie raczył obejrzeć się przez ramię. Może to i lepiej, przynajmniej nie dostrzegł Maka, który w milczeniu obserwował jak dawny kompan opuszcza statek.

.oOo.

Rob usiadł za sterami swojego statku, czym prędzej odłączając się od okrętu, którego już chyba nigdy nie zapomni. Szybko wpisał koordynaty bazy do autopilota i wstrzyknął sobie środek usypiający. To było za wiele, jak na jego nerwy. A przecież prawdziwa szopka zacznie się po powrocie na rodzimą planetę. Nie może zostawić śmierci załogi bez wyjaśnienia.

- Przepisy... - skwitował, chwilę przed zaśnięciem.


KONIEC
Może dopiszę drugą część, ale póki co, na tym się kończy.
Lovercraft

"Każda godzi­na ra­ni, os­tatnia zabija."
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Ostatni okręt - przez haniel - 30-12-2011, 23:30
RE: Ostatni okręt - przez Ascex3k - 31-12-2011, 11:02
RE: Ostatni okręt - przez haniel - 31-12-2011, 11:48
RE: Ostatni okręt - przez Ascex3k - 31-12-2011, 11:51
RE: Ostatni okręt - przez Hanzo - 01-01-2012, 23:26
RE: Ostatni okręt - przez haniel - 01-01-2012, 23:36
RE: Ostatni okręt - przez haniel - 04-01-2012, 02:07
RE: Ostatni okręt - przez Hanzo - 04-01-2012, 09:28
RE: Ostatni okręt - przez haniel - 04-01-2012, 11:43
RE: Ostatni okręt - przez Ish - 04-01-2012, 13:52
RE: Ostatni okręt - przez haniel - 04-01-2012, 14:24
RE: Ostatni okręt - przez haniel - 04-01-2012, 17:12
RE: Ostatni okręt - przez Ish - 05-01-2012, 22:42
RE: Ostatni okręt - przez haniel - 05-01-2012, 22:47
RE: Ostatni okręt - przez Ish - 06-01-2012, 01:34
RE: Ostatni okręt - przez haniel - 06-01-2012, 14:40
RE: Ostatni okręt - przez Ascex3k - 06-01-2012, 16:00
RE: Ostatni okręt - przez haniel - 06-01-2012, 16:04
RE: Ostatni okręt - przez Sheaim - 07-01-2012, 01:51
RE: Ostatni okręt - przez haniel - 07-01-2012, 02:16
RE: Ostatni okręt - przez Mirrond - 07-01-2012, 13:03
RE: Ostatni okręt - przez haniel - 07-01-2012, 14:23
RE: Ostatni okręt - przez Ascex3k - 08-01-2012, 13:21
RE: Ostatni okręt - przez gorzkiblotnica - 08-01-2012, 22:32
RE: Ostatni okręt - przez haniel - 08-01-2012, 22:59
RE: Ostatni okręt - przez Szaden - 08-01-2012, 23:03
RE: Ostatni okręt - przez gorzkiblotnica - 09-01-2012, 22:22
RE: Ostatni okręt - przez Janko - 16-03-2012, 15:24
RE: Ostatni okręt - przez sielakos - 22-04-2013, 20:18

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości