Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kiedy Księżyc ma barwę krwi
#5
Początek jest już w trakcie korekty. Tymczasem zamieszczam rozdział II
_______________________________________________________________________________

ROZDZIAŁ II


Spodziewała się spędzić przed komputerem pozostałą część nocy, ale zaskakująco szybko wylądowała z powrotem w łóżku. Pierwsza strona, którą przejrzała zawierała mniej więcej wszystko to, co wiedziała o wilkołakach wcześniej.
- Wilkołaki mają alergię na srebro - mówiła półgłosem. - Szkoda, że nie wyjaśniono, dlaczego. Przemieniają się podczas pełni i…
Spojrzała na źródło.
- Same bzdury - mruknęła.
Autor tekstu posiłkował się książkami fantasty i filmami. Dla niej te informacje były najzwyczajniej bezużyteczne. Kolejna strona była internetowym fanklubem Taylor’a Lautner’a. Po przeczytaniu zachwytów jego nastoletnich fanek, miała już dość wilkołaków jak na jedną noc. Postanowiła, że jutro spróbuje na nowo w bibliotece. W domu zbyt wiele rzeczy ją rozpraszało. Zanim zasnęła zastanawiała się, gdzie aktualnie znajduje się wilkołak i co robi. Czy gdyby spotkała go w dzień, w ludzkiej postaci, umiałaby go rozpoznać?

Wstała wyjątkowo wcześnie, ale spędziła przed lustrem więcej czasu niż zwykle, więc wyszła z domu o stałej porze. Kiedyś nosiła długie włosy. Kiedy były rozpuszczone sięgały niemal do pasa. Były gęste, kasztanowe i bardzo niesforne. Po wypadku była zmuszona je obciąć. Zrobiła to głównie ze względów praktycznych. Mając sprawną tylko jedną rękę trudno było jej zrobić z nimi cokolwiek, nie mówiąc już o ułożeniu zgrabnej fryzury. Teraz po rehabilitacji, mogła spokojnie znów pozwolić im rosnąć, ale polubiła krótką fryzurkę. Przez dłuższą chwilę przyglądała się swojemu odbiciu. Była bledsza niż zwykle. Trudno się dziwić. Niemal całe lato spędziła w szpitalu. Słońce widywała jedynie przez okno, a o solarium nie chciała słyszeć. Ale przynajmniej wyglądała zdrowo i nawet jej ciemnobrązowe oczy zdawały się pasować do jasnego odcienia skóry. Pomyślała, że brakuje jej jeszcze czerwonej szminki na ustach i będzie wyglądać jak porcelanowa laleczka. Spróbowała zacisnąć lewą pięść. Tuż po wypadku lekarze nie dawali jej dużych nadziei, co do tego, że odzyska całkowitą sprawność dłoni. Wtedy udawało się to z wielkim trudem. Czuła straszny ból, jakby mięśnie w palcach uległy skróceniu albo całkiem obumarły. Dali jej śmieszną, małą, czerwoną piłeczkę i kazali ćwiczyć, więc to robiła. Teraz jedynym śladem po tym, że z dłonią było coś nie tak, była rękawiczką bez palców, którą nosiła, bo ostatnio przy gorszej pogodzie dłoń po prostu marzła. Lekarze twierdzili, że za jakiś czas to minie.

Wyszła z domu i już miała udać się w stronę biblioteki, ale zdecydowała, że pójdzie gdzie indziej. Ta wyprawa miała zająć, co najwyżej półtorej godziny. Potem zdąży jeszcze znudzić się wszystkim, co przeczyta o wilkołakach.

Jakiś czas później siedziała w zoo i przyglądała się wybiegowi, gdzie znajdowała się wataha wilków. W pewnym momencie zorientowała się, że podniosła się mgła. Wstała i rozejrzała się dookoła. Nie widziała nic, co znajdowało się dalej niż w odległości 5 metrów, ale na cały wybieg miała doskonałą widoczność. To było bardzo dziwne. Maggie zaczynała czuć się trochę nieswojo. Mgła była zbyt… materialna, gęsta jak mleko. Rano nic nie wskazywało na to, że dojdzie do jakiś dziwnych zjawisk pogodowych.
Trudno. Posiedzę tu jeszcze trochę.
Usiadła i znów popatrzyła na zwierzęta, które chyba nawet nie były świadome obecności intruza. Najmłodsze osobniki biegały i bawiły się ze sobą, jakby były zwykłymi psami. Raz na jakiś czas, któryś z samców zawył i na tym kończyły się różnice w zachowaniu. Aż do czasu, kiedy zapatrzyła się na jednego, który podszedł blisko do ogrodzenia. Wilk podniósł łeb i przez jakiś czas oboje patrzyli sobie w oczy. Zupełnie jakby chcieli sprawdzić, które z nich dłużej wytrzyma spojrzenie drugiego. Dopiero wtedy tak naprawdę zrozumiała, że ma do czynienia z prawdziwym drapieżnikiem. Oczy psa są inne. Psy są ufne. Wilki nie. Ten patrzył na nią zaczepnie, jakby starał się przekazać jakiś komunikat. Toleruje jej obecność i tak długo jak kobieta znajduje się za bezpiecznym ogrodzeniem, on może udawać, że jest milutkim wilkiem, ale gdyby znalazła się w jego świecie… To było przerażające i fascynujące zarazem. Nagle wilk obnażył białe kły, z których spływała gęsta ślina, zawył przeciągle, a potem pobiegł dalej. Widać mu się znudziła.
- Są piękne, prawda? – usłyszała za sobą męski głos. Odwróciła się gwałtownie. Czuła, że jej puls gwałtownie przyspieszył.
- Taaak.
Uspokoiła się, kiedy spostrzegła, że intruz był jednym z pracowników.
– Nigdy nie przypuszczałam, że siedzenie tutaj i patrzenie na zwierzęta może być takie…
- Ciekawe – dokończyła.
To kolejna rzecz, którą powinna dopisać do swojej listy rzeczy, które warto robić. Oczywiście nie prowadziła takiego rejestru, ale gdyby tak robiła, na pewno umieściłaby na niej tę czynność.
– Pan się nimi opiekuje? – zapytała po chwili.
- Tak! – Przyznał z dumą.
Przyjrzała mu się. Pewnie do emerytury zostało mu już niedużo czasu. Mężczyzna miał dziwne oczy. Czuła się onieśmielona jego spojrzeniem, ale szybko jej przeszło. Wydawał się zadowolony z pracy, którą wykonuje.
– Interesuje się pani wilkami?
- Cóż… Ja…
Już miała wymyślić jakieś zgrabne kłamstwo. Ostatnio nie miała z tym żadnych problemów, ale tym razem postanowiła ujawnić więcej prawdy niż zwykle.
- Słyszał pan o tym, że wczoraj jakaś kobieta została zagryziona przez dzikie zwierzę? – zapytała.
- Nie, ale zapewniam panią, że to nie nasz wilk. Żadnego nie brakuje.
Mimo wszystko mężczyzna wydawał się trochę rozkojarzony.
- Wcale tak nie myślę! – zaprotestowała gwałtownie. Trochę zbyt gwałtownie.
Opanuj się, bo zaraz mu powiesz!
– Chciałam tylko zrozumieć, dlaczego zwierzę miałoby zaatakować człowieka.
- A jak pani myśli? – zapytał. - Dlaczego drapieżniki atakują ludzi?
Mężczyzna usiadł obok niej.
- To zwierzęta.
- Nie – odparł stanowczo. - Musi pani odróżniać drapieżniki od zwykłych zwierząt. Co pani myśli o tych wilkach?
- Teraz nie wydają się groźne, ale myślę, że gdybym znalazła się tam z nimi, rozszarpałyby mnie bez wahania.
Kiedy to powiedziała dreszcz przeszedł jej po plecach.
- Ma pani całkowitą rację! – rozpromienił się. Chyba naprawdę lubił swoją pracę. – A wie pani, dlaczego?
Zaprzeczyła ruchem głowy. Wciąż otaczała ich mgła, ale kobieta już przestała się bać.
– Ten wybieg, to ich terytorium – ciągnął dalej mężczyzna. - Gdyby tam pani weszła, naruszyłaby je pani. A tego one nie wybaczają.
Wypowiedział to zdanie tak jakby to nie była wataha wilków, ale dobrze zorganizowana mafijna rodzina.
– Same muszą panią zaprosić – podsumował.
- Ale panu pozwalają tam wejść – zauważyła.
- Znają mnie i też musiałem zdobyć ich zaufanie – oświadczył z wyraźną dumą.
- I nie boi się pan?
- Muszę być ostrożny i nie okazywać strachu. One czują strach. On je ośmiela.
- Ale to chyba nie jedyny powód, dla którego wilki zabijają?
- Jasne. Mogą stać się agresywne, kiedy poczują się zagrożone albo, gdy ktoś je skrzywdzi. Z zemsty lub z głodu. Głód to najczęstszy powód.
Maggie głośno przełknęła ślinę, a staruszek kontynuował.
– Wielu ludzi sądzi, że zwierzęta zabijają dla przyjemności, ale się mylą.
Nigdy nie doszła tak daleko w swoich rozważaniach zoologicznych. Może warto byłoby je wznowić i poszerzyć?
– Zwierzęta zawsze mają jakiś powód – mówił dalej. - To tylko ludzie zabijają dla przyjemności
Na chwilę zapadła niezręczna cisza.
- Chyba powinnam już iść! – Poderwała się gwałtownie z miejsca.- Dziękuję za rozmowę.
- Nie ma, za co. Rzadko pojawia się tu ktoś, kto interesuje się zwierzętami od tej strony. Większość odwiedzających to rodziny z dziećmi, które tylko chcą zrobić sobie zdjęcie. Mężczyzna spojrzał na stado i uśmiechnął się.
– Na mnie też pora. Zbliża się pora karmienia…

Całą drogę do biblioteki zastanawiała się nad tym, co usłyszała. Przestała też zwracać uwagę na mgłę. Kiedy wychodziła z zoo, uświadomiła sobie, że ta całkiem zniknęła i teraz świeci przepiękne słońce. Jeśli miała rację i naprawdę zabójstwa dokonał wilkołak to znaczy, że miała do czynienia z mieszanką człowieka i drapieżnika, więc w tym konkretnym przypadku zabójstwo dla zabawy mogło jak najbardziej wchodzić w grę.

***

W bibliotece czuła się niemal tak dobrze jak w domu. To było jej małe królestwo. Mogła się tu zaszyć na kilka godzin, wchłaniać zbiory, które mieli i na jakiś czas zapomnieć o pobycie w szpitalu i bolesnej rehabilitacji. Uwielbiała wdychać ten swojski zapach. Mieszankę woni starych zadrukowanych kartek i lakieru, którym pokryte były dębowe półki. Polubiła nawet skrzypiącą podłogę.
Najpierw podeszła do komputera. Miała nadzieję, że tym razem uda jej się przebrnąć przez te wszystkie strony pełne śmieci i wyłowić to, co istotne. A nie było to proste. W końcu udało jej się natrafić na jakiś naukowy artykuł. Okazał się, że początki wilkołactwa sięgały starożytnej Grecji, kiedy to niesławny król Likaon, podczas uczty, uraczył bogów potrawą, którą sporządził ze swego najmłodszego syna. Za karę on i pozostali synowie, którzy mu pomagali zostali zamienieni w wilki. Znała ten mit i wiedziała, że istnieje jeszcze inne zakończenie. W niektórych podaniach to Dionizos przemienił Likaona i jego dzieci w wilki. Bóg nie miał nic przeciwko kanibalizmowi i chciał ich ocalić. Jakkolwiek było to ciekawe, to raczej nie pomoże jej w znalezieniu mordercy. Wyprostowała się na krześle. Trochę zdrętwiały jej plecy. Od jakiegoś czasu obiecywała sobie, że zacznie intensywnie ćwiczyć. Jej organizm wzmocnił się już na tyle by mogła podjąć dodatkowy wysiłek. Teraz praktyczne wcale nie miała kondycji. Wróciła do czytania. Przeleciała wzrokiem resztę artykułu, potem zerknęła na źródło. Wydawało się, że to całkiem konkretna pozycja. Sprawdziła katalog biblioteki. Uśmiechnęła się, kiedy okazało się, że książka znajduje się w zbiorach biblioteki. Sprawdziła sygnaturę i udała się na poszukiwania. Odpowiedni dział odnalazła natychmiast. Już od dawna poruszała się w tym labiryncie bez większego trudu. Bywało, że pomagała innym w szukaniu książek, których nie mogli znaleźć. Kilkoro sporadycznych bywalców myślało nawet, że kobieta tu pracuje.
Książka była stara i gruba. To dobrze. Im więcej treści, tym wiesze szanse, że znajdzie w niej coś istotnego. Nie rozglądała się dookoła. Była tak zaabsorbowana nowym znaleziskiem, że nie zauważyła, iż nie tylko ona jest nim zainteresowana. W chwili, gdy po nią sięgała, zorientowała się, że ktoś inny też wyciąga po nią rękę. Cholera!
- Nie wiedziałem, że wiele osób interesuje się wilkołakami - usłyszała męski głos. Było w nim coś dziwnego. – Przynajmniej nie pod tym względem.
- Ja tylko… - Jeszcze przez kilka sekund nie spuszczała wzroku z książki, potem podniosła głowę. – Nieważne.
Zaczęła się zastanawiać nad kolejnym zgrabnym kłamstwem. Przyjrzała się intruzowi. Mężczyzna był od niej wyższy o głowę. Był przystojny i miał nietutejszy wygląd. Może przyjechał na jakąś wymianę studencką z innego stanu? Ale był raczej za stary jak na studenta.
– Właściwie to nie potrzebuję jej tak bardzo – odezwała się po chwili
Wolała poczekać. Inaczej zaraz mogłoby się okazać, że zaczną się licytować, kto potrzebuje jej bardziej. Oczywiście mogłaby wymyślić kolejne kłamstwo, ale czuła, że tym razem przyjdzie jej to z większym trudem. On tylko cały czas się uśmiechał i na nią patrzył. Stwierdziła, że chyba po prostu ma taki sposób bycia. Nie wychwyciła w tym sztuczności. Zdjął książkę z półki.
- Lykantropia. Prawdy i mity.
Przeczytał tytuł z takim zadziwieniem jakby chodziło mu o znalezienie całkiem innej książki. Nagle uświadomiła sobie, co było nie tak z jego głosem. Chodziło o angielski akcent. Chyba spędził sporo czasu na ćwiczeniu żeby się go pozbyć, ale Maggie miała dobry słuch.
- Piszę pracę o folklorze.
Wymyśliła to na doczekaniu. Nic finezyjnego, ale wystarczy, by zbyć ciekawską osobę. Chyba, że ta osoba jest bardzo natrętna.
– Ale to nic pilnego! – dodała po chwili.
- Na pewno?
Zachowywał się tak jakby rzeczywiście go to obchodziło. Ona na jego miejscu po prostu wzięłaby książkę i zaszyła się w najciemniejszym kącie biblioteki, gdzie nikt nie mógłby jej znaleźć. Ale przecież nie mogła mu powiedzieć, że w mieście grasuje wilkołak.
– Muszę napisać artykuł i trochę goni mnie termin – wyjaśnił.
W normalnej sytuacji zirytowałby ją ten przepraszający ton, ale nie tym razem. Jednak podświadomie czuła, że przed chwilą ją okłamał, dlatego postanowiła jeszcze przez chwilę pociągnąć rozmowę. Szczególnie, że rozmówca też wydawał się mieć na to ochotę.
- Tak? W której gazecie pracujesz?
Może to było zbyt bezpośrednie pytanie, ale gdyby miała konkretną nazwę pisma, mogłaby sprawdzić czy jej teoria okazała się słuszna.
- Jestem wolnym strzelcem.
Sprytne. Jeśli faktycznie kłamał to był w tym dobry niemal tak jak ona.
- Jeśli nie spieszysz się tak bardzo, oddałbym ci ją za niecałą godzinę – zaproponował.
- W porządku. Mam jeszcze kilka rzeczy do sprawdzenia.

Znów usiadła przy komputerze. Nie miała zamiaru wyjść z biblioteki zanim nie dostanie książki w swoje ręce. Musiała jednak uzbroić się w cierpliwość. Postanowiła sprawdzić, co piszą gazety o wczorajszej tragedii. Dowiedziała się, że ofiarą była 27- letnia kelnerka Ann Wilson. Bar, w którym pracowała mieścił się przy szosie numer 65, którą otaczał gęsty las. Bestia mogła faktycznie zwietrzyć ofiarę. Może wilkołak przebywał tam za dnia w ludzkiej postaci? Usłyszał, że kobieta będzie tam sama i postanowił zaatakować? I dlaczego do tej pory nie słyszała o żadnych podobnych morderstwach? Może wilkołak w czasie pełni zamyka się gdzieś w lesie. Podobno jest tam opuszczona baza wojskowa. Ostatniej nocy wydostał się i… zew natury okazał się silniejszy. A może dopiero niedawno przybył do miasta? Zanotowała adres baru, w którym pracowała ofiara. Mogłaby podać się za jakąś koleżankę i wypytać pracowników. Tylko jak się tam dostaniesz? Nie masz samochodu, a nawet gdybyś miała…
Rozejrzała się po sali. Mężczyzna siedział niedaleko niej. Zastanawiała się czy specjalnie wybrał to miejsce. Mógł ją stamtąd obserwować. Z pewnością nie był tym, za kogo się podawał. Szkoda... Mimo wszystko poczuła się swobodnie w jego towarzystwie. A gdyby to on był tym wilkołakiem? Nie jest stąd. A może stał się nim niedawno i szuka dla siebie jakiegoś lekarstwa? Do tej pory uważała mordercę, za bestię, za zwierzę. Teraz uświadomiła sobie, że przecież przez większość czasu jest człowiekiem. Wtedy należało mu jakoś pomóc. Mężczyzna chyba wyczuł, że mu się przygląda. Podniósł wzrok znad książki. Wcześniej był maksymalnie skupiony. Rzadko widywała coś takiego. Przynajmniej mogła mieć nadzieję, że lektura będzie ciekawa. Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, a ona zamiast zrobić cokolwiek sensownego, zarumieniła się i spuściła wzrok. Świetnie! Teraz pomyśli, że się na niego gapisz.
Gdyby jednak okazało się, że nie jest wilkołakiem, mógłby się jej nawet przysłużyć. W końcu nie była głupia. Co prawda miała jakieś szanse zlokalizować bestię, ale co potem? Przecież nie pójdzie z tym na policję, Instynktownie wyczuwała, że z tym jego kłamstwem chodzi o coś innego, ale nie zaszkodziło wyeliminować teorii o wilkołactwie. W artykule opartym na książce, na którą aktualnie czekała, przeczytała, że wilkołaki nie tolerują srebra także, kiedy znajdują się w ludzkiej postaci. Bardzo ją to ucieszyło. Zaczęła się zastanawiać, jakie kolczyki dziś założyła. Srebrne… Świetnie!
Udała, że poprawia fryzurę i szybko odpięła jeden. Potem dyskretnie upuściła go na podłogę. Udało się! Nie zauważył. Potem nie mogła skupić się na czytaniu, więc wróciła do pierwszego artykułu, choć i tak znała go na pamięć. Wpatrywała się w monitor. Zdjęcie było niemal równie drastyczne, jak materiał, który widziała w telewizji.
- Straszne, co?
Nawet nie zauważyła, jak podszedł.
- Taaaaak. Widziałam wczoraj reportaż. Tam wyglądało to jeszcze gorzej. – Skrzywiła się.
- Jakie zwierzę mogło zrobić coś takiego?
Nie wiedziała jak zinterpretować to pytanie. Brzmiało jak zaproszenie do dalszych, wspólnych rozważań.
- Zwierzęta odgryzają kończyny, te zostały oderwane - powiedziała cicho.
Nie powinna kontynuować tej dyskusji, ale nagle zaczęła się zastanawiać, co zrobiłby w tym momencie wilkołak, gdyby dowiedział się, o jej podejrzeniach. Dałaby wszystko by zobaczyć jego minę. Byłby to gniew, czy poczucie winy?
– Zobacz. - Powiększyła zdjęcie na tyle ile się dało. – Kości są ułamane. Żadnych śladów zębów.
- Faktycznie.
Pochylił się nad monitorem.
- Nie zwróciłem na to uwagi - dodał.
To też było kłamstwo. Doskonale wiedział, co zaatakowało tamtą kobietę i przyszedł tu żeby zdobyć dokładnie te same informacje, co ona. O może był jakimś krewnym Ann?
- A poza tym zwierzęta nie atakują bez przyczyny - odezwała się po chwili. - Co tamta kobieta mogła mu zrobić?
- Może było wściekłe.
- Sekcja zwłok powinna to wykazać, ale chyba nie podano jeszcze komunikatu.
- Nieźle - przyznał z uznaniem.
Tym razem nie wychwyciła w jego głosie fałszu. Miło ją to połechtało. Nadszedł czas żeby przeprowadzić eksperyment. Udała, że chce odgarnąć niesforne włosy.
- Ojej… Zgubiłam kolczyk!
Wyszło jej naprawdę wspaniale. Ostatnio zaczęła dostrzegać u siebie talenty, o istnieniu, których wcześniej nie miała pojęcia. Spodziewała się, że skoro jest tak dobrze wychowany, za jakiego chce uchodzić sam zajmie się poszukiwaniami. A te nie powinny zając dużo czasu.
- Kiedy po raz ostatni był na swoim miejscu? – zapytał mężczyzna.
- Chyba zanim weszłam na salę – odpowiedziała. Przygotowała się na to pytanie wcześniej, ale i tak udała, że się zastanawia. – Przeglądałam się w lustrze i… Tak musi być gdzieś na tej sali.
- Cóż… Poszukajmy go.
Schylił się, a Maggie podziękowała sobie w duchu, że dziś założyła spodnie.
– Tu jest.
Na razie wszystko przebiegało dobrze. Żadnego wycia i okrzyków typu O Boże! To srebro! Zabiję cię!
To dobrze. Już zaczynała się martwić, że będzie musiała szukać do spania srebrnej klatki, bo potwór zapamięta ją i odnajdzie. Mężczyzna wstał i przez chwilę obracał kolczyk w dłoniach. Nie dostrzegła poparzeń ani żadnych blizn.
– Ładny – zauważył z uznaniem. - Sporo waży. Nie bolą cię od niego uszy?
- Nie. Ale ciągle go gdzieś gubię. Chyba zapięcie się popsuło. Muszę iść wreszcie do jubilera.
Teraz miała już pewność. Odetchnęła z ulgą. Mogła sobie na to pozwolić. W końcu pewnie pomyślał, że to z powodu odnalezienia kolczyka. Miała całkowitą pewność, że ten facet też jest powiązany ze sprawą i musiała się dowiedzieć, w jaki sposób.
– Bardzo dziękuję.
- Drobiazg. A wracając do tego, co mówiłem wcześniej. Byłabyś niezłą dziennikarką.
Dobrze, że o tej godzinie w czytelni nie było prawie nikogo, inaczej już dawno zostaliby wyrzuceni za zakłócanie ciszy.
– Masz jeszcze jakieś pomysły? – zapytał.
- Nie, ale rozmawiałam dzisiaj z pewnym człowiekiem. Opiekuje się wilkami w zoo. Akurat tamtędy przechodziłam… - Lepiej zachować pozory obojętności - Powiedział mi wiele ciekawych rzeczy o tym, dlaczego dzikie zwierzęta atakują ludzi.
- Tak?
Mężczyzna wyraźnie się zainteresował. To dobrze. Gdyby poszedł do zoo, to może wyjawiłby tam przy okazji swój prawdziwy zawód. Potem mogłaby odnaleźć tamtego człowieka i zapytać. – To też materiał na dobry artykuł. Jak ten człowiek się nazywa?
- Wstyd przyznać, ale nie zapytałam
Dopiero teraz skarciła się za to w duchu.
- A jak wyglądał?
- Rzucał się w oczy. Wysoki, szczupły, około 50 lat.
Umysł podpowiadał jej, że w jego wyglądzie było jeszcze coś szczególnego.
Jak mogłaś o tym zapomnieć? W końcu ją olśniło.
– Miał heterochromię. Prawe oko brązowe, lewe zielone.
- Zajrzę tam, gdy będę w pobliżu. Dzięki.
Wyglądało na to, że mężczyzna zbiera się do wyjścia, a ona nie wiedziała, co zrobić żeby go zatrzymać.
– Mogę jeszcze o coś zapytać? – Nagle się zatrzymał.
- Jasne – odpowiedziała z ulgą.
- Chyba często tu bywasz, co?
Skinęła głową.
– Próbuję dotrzeć do gazet, sprzed 1900r, ale archiwum jest niedostępne.
- A… Tych jeszcze nie przeniesiono do komputerowej bazy danych... Są w archiwum razem ze starymi wydaniami książek. Wystarczy, że pokażesz im legitymację dziennikarską i będziesz mógł wejść.
- Legitymację? – Wyraźnie nie wiedział, o czym mówi.
- No wiesz… Ma ją każdy dziennikarz. Chyba…
- A tak. Zawsze o niej zapominam.
Nie uwierzyła w ani jedno słowo i dostrzegł to.
Brawo idiotko! Mogłaś się bardziej postarać.
- Pewnie, dlatego nic nie mogę zrobić na czas – dodał. - Jeszcze raz dziękuję. Pójdę do tego archiwum.
Odszedł tak szybko, że nie zdołała nawet powiedzieć, że to w przeciwnym kierunku. Była na siebie wściekła. Straciła taką szansę. Ale przynajmniej miała książkę. Natychmiast zabrała się do czytania. To trochę ją uspokoiło.

Gdy po godzinie, wróciła z toalety zaważyła, że w książce, którą czytała jest jakaś kartka. Mały prostokącik zapisany drobnym mało czytelnym pismem. Podświadomie wiedziała, co jest na niej napisane, zanim przeczytała informację. Złapała karteczkę w dłonie. Informacja była dość lakoniczna, ale wprawiła ją w dobry nastrój.

Rozszyfrowałaś mnie.

Odwróciła ją. Po drugiej stronie czekała na nią jeszcze większa niespodzianka.
No tak. Tego się nie spodziewałaś… Jednak nie jesteś aż tak dobra
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Kiedy Księżyc ma barwę krwi - przez Kassandra - 30-04-2011, 19:20
RE: Kiedy Księżyc ma barwę krwi - przez Morydz - 05-05-2011, 09:35
RE: Kiedy Księżyc ma barwę krwi - przez Kassandra - 22-05-2011, 14:18
RE: Kiedy Księżyc ma barwę krwi - przez Kassandra - 29-05-2011, 14:06
RE: Kiedy Księżyc ma barwę krwi - przez InFlames - 12-06-2011, 13:52
RE: Kiedy Księżyc ma barwę krwi - przez Kassandra - 12-06-2011, 16:08
RE: Kiedy Księżyc ma barwę krwi - przez Verdi - 11-07-2011, 15:17
RE: Kiedy Księżyc ma barwę krwi - przez Kassandra - 11-07-2011, 15:58
RE: Kiedy Księżyc ma barwę krwi - przez Rick - 13-07-2011, 19:38
RE: Kiedy Księżyc ma barwę krwi - przez InFlames - 14-07-2011, 10:36
RE: Kiedy Księżyc ma barwę krwi - przez Kassandra - 14-07-2011, 11:20

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości