16-03-2019, 15:59
(10-02-2011, 01:06)kubutek28 napisał(a): — Spokojnie, wszystko naprawimy — zapewnił chłopa Ongus. — Ale najpierw musimy przyskrzynić krasnale…
Rozentuzjazmowany chodził po wieży ze spuszczoną głową, mamrocząc coś do siebie co kilka chwil i gestykulując. Tymon stał zniecierpliwiony, ale wiedział, że nie jest to zwykły spacerek i nie próbował mu Ongusowi przerywać.
(10-02-2011, 01:06)kubutek28 napisał(a): — Raz kozie śmierć, jak to mówią… — rzekł z lekkim niepokojem Tymon.Kumulacja wypowiedzi do jednej linijki
— włazim.
(...)
— A-le szefuniu! — oburzył się jeden z czeladników. — So my beziemy tam
z-zbrzedawać?
(...)
— Ale po dzo te nerwy? — zaczął uspokajać Voran, choć sam podniósł głos.
— Zaraz do czegoź dojziemy!
(...)
—Tylko nie baziewnego! Tylko nie baziewnego! — zbulwersował się Voran.
— Dzałe drzy mieziądze źmy go budowali!
(...)
— Słuchajcie, no, buce! — znów wprawił chłopów w osłupienie Tymon.
— Poszli my z Jeremim do technologów, bo od tych ich wynalazków krowy się pochorowały, mleka ni chcą dawać! Mówim im, jak sprawy stoją, a one nas z bronią w ręku pogoniły! A jak chceta kupować se nowe krowy, to rżyjta się dalej!
— zakończył, rozkładając bezradnie ręce.
(10-02-2011, 01:06)kubutek28 napisał(a): — Iiitam, gadanie! Wypijdzie z nami — nalegał Voran.Miałem nadzieję, ze się dadzą krasnalom spić
Tymon postanowił załatwić sprawę szybko rzeczowo.
— Chcemy piniędzy za zepsucie krów!
(10-02-2011, 01:06)kubutek28 napisał(a): Gdy tylko krasnoludy zniknęły w środku, chłopi postanowili wyjść wyszli z ukrycia.Sekundy
— No, to teraz do karczmy — zakomunikował, jak gdyby kilka sekund wcześniej nie byli zupełnie zagrożeni śmiercią przez posiekanie, Tymon.
(...)
Parę sekund później z wewnątrz wyjrzała głowa Vorana, która mrużąc oczy przed zbyt intensywnym światłem badała sytuację.
(10-02-2011, 01:06)kubutek28 napisał(a): — Duża większość obecnych tu osób też, jak widzę.Masło maślane.
(10-02-2011, 01:06)kubutek28 napisał(a): — Ostatni raz cię proszę, oddaj tym ludziom pieniądze, albo rozwalę ci ten bajzel! — kontynuował stanowczo Ongus, wskazując namiot Vorana palcem, z którego wystrzeliła nagle kula ognia wielkości pięści. Trafiła na płótno, po którym płomień szybko się rozprzestrzenił. Krasnoludy, podobnie zresztą jak chłopi, stali w osłupieniu, obserwując magiczny ogień, dopóki Voran nie krzyknął do czeladników:Kumulacja ostatniej wypowiedzi.
— Ruszcie się, nieroby, zgaście to!
Wszyscy trzej podbiegli do namiotu, jednak cofnęli się nagle z przerażeniem, gdy Ongus wystrzelił następną kulę.
— No dobra, oddamy wam pieniądze, tylko pozwól nam zgasić ten ogień!
— rzekł zrezygnowany Voran.
Miałem nadzieję, że się będą wypierać, żądać dowodów, że krowy zachorowały przez wynalazki. Coś za szybko poszło.
(10-02-2011, 01:06)kubutek28 napisał(a): Następnego ranka chłopi i Ongus zgromadzili się przed namiotem krasnali. Tłum liczył sobie o wiele mniej osób, niż poprzedniego wieczora. Poza kilkoma wyjątkami przyszli tylko właściciele krów, które ucierpiały od wynalazku Vorana. Opadł również entuzjazm, z którym chłopi chcieli iść do krasnoludów i je ukarać je. Prawdopodobnie jeszcze mniej mieszkańców wioski przyszłoby(nadliczbowa spacja) , gdyby nie chodziło o ich własność.
(...)
Nagle z wnętrza namiotu dobiegł ich dźwięk szczękającego i zgrzytającego metalu. Chłopi zaniepokoili się, Ongus również nie ufał dziwnemu hałasowi.
(10-02-2011, 01:06)kubutek28 napisał(a): Tymczasem krasnoludy, które znajdowały się w centrum zadymki, zaczęły próby podnoszenia się.Tu trzeba przerobić, bo kiepsko brzmi.
(10-02-2011, 01:06)kubutek28 napisał(a): Gdy wszyscy mieszkańcy otrzymali już swoje pieniądze wraz z odszkodowaniem, technolodzy rozpoczęli sprzątanie swojego inwentarza i pakowanie się do podróży.Sporo bliskich powtórzeń. Za niektórego Ongusa można wstawić "czarodziej"
— Wątpliwa przyjemność — odparł gniewnie Voran. — Ale wiedzcie, że będziecie jeszcze żałować, gdy tylko wszyscy zaczną szanować moje wynalazki, jak Karhum długie i szerokie!
— Nie możemy się doczekać! — uradował się obłudnie Ongus. — Żegnajcie, mości panowie!
Krasnoludy, nic nie odpowiadając, wsiadły na wóz i ruszyły powolutku gościńcem w dalszą drogę.
— No, to teraz najwyższy czas, by zająć się bydłem — rzucił dziarsko Ongus, gdy tylko podróżnicy się oddalili. — Który chce mieć pierwszy zdrową krowę?
Na te słowa wśród chłopów od razu podniósł się rwetes, każdy chciał przecież odzyskać swoją mlekodajną krowę.
— Spokojnie, nie wszyscy naraz! — upomniał Ongus. — Będzie trzeba chyba chodzić do każdego po kolei…
Jak postanowił, tak zrobił. Ongus, wraz ze swoim pomocnikiem, Tymonem, chodził do każdego chłopa, u którego krasnoludy zastosowały oracza. Krowy, które otrzymały lekarstwo najwcześniej, wieśniacy od razu wypuścili na pastwisko. Kilka godzin później, gdy słońce zaczęło już zachodzić, Ongus skończył obchód. Wyciąg z ziół przyniósł zamierzony efekt — chłopom udało się wydoić najwcześniej uleczone krowy z dobrym skutkiem.
Zabrakło mi tu wytłumaczenia jak użycie oracza przekładało się na niedomaganie krów. Chyba, że chodziło tylko o wibracje.
Z fabuły wynika, że krasnale wiedziały o skutkach ubocznych, bo w przeciwnym razie wyparliby się wszystkiego a chłopi nie mieli żadnych dowodów oprócz zbieżności w czasie.
Tymon i Ongus wyglądają tu już na mocno zakumplowanych, znających się dobrze (piwochlej) choć z późniejszych opowiadań wynika, że jednak jest między nimi pewien dystans mistrz-uczeń a Ongus (W lot pojęte) stara się być "przyjacielski".
Jeśli chodzi o relacje tych postaci to to opowiadanie umieściłbym trochę później w cyklu.
Pokaz mocy Ongusa całkiem przedni, widowiskowy.
Pozdrawiam