"Historia Kościoła", wrzucona przez Ashke, krążyła w necie już kilka lat temu. Mnóstwo tam przekłamań merytorycznych, o ile pamiętam. Ot, taka bzdura, żeby pokazywać ludziom, jaka straaaaaaszna instytucja z tego Kościoła, bez wspominania o pozytywach, bez dbałości o rzetelność historyczną, takie plucie dla plucia. Kiedyś też pisałam obszerną odpowiedź na te brednie na innym forum, ale tutaj na szczęście wyręczy mnie Rafał.
Archaniele, co niby ma znaczyć "Muzułmanie to muzułmanie"?
Rozdmuchujesz zasługi Ormian, a zasługi innych wyznań/narodów kwitujesz czymś takim? Czytali, przepisywali, a potem przywlekli to wszystko do Europy, choćbyś nie wiem jak bardzo twierdził, że nie. Źródła i teksty na ten temat mogę podać później, bo teraz mam to wszystko gdzieś zagrzebane w szafie. ;]
Zresztą, słaba to instytucja ratująca cywilizację, jeśli trzeba było ją zwalczać rękami i nogami, żeby mógł nadejść renesans.
A w ogóle, to czy stłamszenie różnorodności kulturowej (w tym religijnej) w Europie mam poczytywać za zasługę? Dziękuję, postoję. Wolę zastanawiać się nad czterema obliczami Świętowita.
Tytułem wyjaśnienia: nie wypowiadam się na temat religii jako takiej, a najwyżej na temat niektórych aspektów z historii instytucji. Sprawy wiary zostawiam zupełnie na boku, bo - choć tytuł wątku sugeruje coś innego - dyskusja i tak zeszła na tradycyjne: czy Kościół jest be czy cacy.
Aha, Rafale, dwie sprawy: dla Ciebie Japończycy są ekscentryczni. Dla nich - Ty jesteś ekscentryczny. Takie stawianie sprawy nie ma większego sensu.
No a co do Konstantynopola - fakt, że został splądrowany na życzenie weneckich kupców wcale nie świadczy na plus o krzyżowcach - jakby nie patrzeć, dali się przekupić, co jakiś tam cień rzuca na uduchowienie ich misji. Choć owszem, informacja zawarta w Askhowym cytacie to bzdura - jedna z wielu.
Archaniele, co niby ma znaczyć "Muzułmanie to muzułmanie"?
Rozdmuchujesz zasługi Ormian, a zasługi innych wyznań/narodów kwitujesz czymś takim? Czytali, przepisywali, a potem przywlekli to wszystko do Europy, choćbyś nie wiem jak bardzo twierdził, że nie. Źródła i teksty na ten temat mogę podać później, bo teraz mam to wszystko gdzieś zagrzebane w szafie. ;]
Cytat:To dobrze, bo tak jak podkreślam, ten sam początek, to było pokłosie rozpadu imperium rzymskiego na państwa barbarzyńskie.Równoczesne z rozkwitem chrześcijaństwa. Czemu chrześcijaństwo przez tyle setek lat istniało "w podziemiu", a dopiero przy okazji ogólnego kryzysu w Europie rozkwitło? Może nie miało jak wypłynąć, dopóki Imperium i otaczające je państwa barbarzyńskie spokojnie sobie prosperowały. Może potrzebowało kryzysu politycznego i kulturowego, żeby spokojnie się umościć i zdobyć przewagę nad innymi religiami. No ale podobno to nie jest religia słabych i ciemiężonych, a jej popularność nie wynikła z tego, że była wygodnym pocieszeniem dla ludzi, którym było źle.
Zresztą, słaba to instytucja ratująca cywilizację, jeśli trzeba było ją zwalczać rękami i nogami, żeby mógł nadejść renesans.
A w ogóle, to czy stłamszenie różnorodności kulturowej (w tym religijnej) w Europie mam poczytywać za zasługę? Dziękuję, postoję. Wolę zastanawiać się nad czterema obliczami Świętowita.
Tytułem wyjaśnienia: nie wypowiadam się na temat religii jako takiej, a najwyżej na temat niektórych aspektów z historii instytucji. Sprawy wiary zostawiam zupełnie na boku, bo - choć tytuł wątku sugeruje coś innego - dyskusja i tak zeszła na tradycyjne: czy Kościół jest be czy cacy.
Aha, Rafale, dwie sprawy: dla Ciebie Japończycy są ekscentryczni. Dla nich - Ty jesteś ekscentryczny. Takie stawianie sprawy nie ma większego sensu.
No a co do Konstantynopola - fakt, że został splądrowany na życzenie weneckich kupców wcale nie świadczy na plus o krzyżowcach - jakby nie patrzeć, dali się przekupić, co jakiś tam cień rzuca na uduchowienie ich misji. Choć owszem, informacja zawarta w Askhowym cytacie to bzdura - jedna z wielu.