01-05-2019, 14:50
(30-04-2019, 22:44)D.M. napisał(a):Na początku z pewnością byłoby z tym więcej pracy, chyba, że w XXII wieku dałoby się modyfikować DNA w sprytniejszy sposób niż w laboratorium. NP. podać w karmie inteligentne substancje, które wniknęłyby do komórek macierzystych i stopniowo zmieniały genetyczne uwarunkowania (jaka wspaniała robota dla nanobotów).Cytat:W zasadzie dopiero teraz dotarło do mnie, jak nieopłacalna i nierozsądna jest izolacja i dokarmianie różnych gatunków zwierząt.
Jest o wiele prostsze i tańsze (jak na realia Twojego świata) rozwiązanie - inżynieria genetyczna.
Odosobnione drapieżniki i tak musiałyby być dokarmiane (koszty) specjalnymi preparatami, które zapewniałyby im składniki odżywcze i jeszcze im smakowały (koszty). Skoro i tak nie jadłyby mięsa to prościej byłoby przeprogramować je genetycznie na roślinożerność. Zajęłoby to trochę czasu, ale po kilku pokoleniach zostałyby już tylko zmodyfikowane drapieżniki roślinożerne. I nie trzeba by było utrzymywać kosztownego systemu odstraszaczy i dokarmiania. Wszystkie zwierzęta mogłyby żyć razem w niezakłóconym ekosystemie, w naturalnych warunkach.
Tę metodę Olek z Anią omawiali jeszcze w rozdziale V i od razu odrzucili. Wyjaśniam szczegółowiej. Zmodyfikować kogoś genetycznie można tylko na etapie rozwoju embrionalnego. Jeżeli chcemy zmodyfikować cały gatunek, trzeba wyłapywać wszystkie samice, które właśnie zaszły w ciążę, i poddawać je odpowiednim procedurom. Albo, być może, jakąś metodą uniemożliwić gatunkowi samoistne rozmnażanie się, a tylko podrzucać tym zwierzętom genetycznie zmodyfikowane embriony. I chyba wszystko jedno wyłapywać samice, bo nie wiem, czy w XXII wieku umieją doprowadzać zarodki do pełnej dojrzałości poza organizmem samicy. Natomiast odseparowanie drapieżników od ofiar w takiej postaci, jak opisałem, nie wymaga wyłapywania żadnych konkretnych osobników.
Wtedy nie trzeba by było nikogo wyłapywać