_010
Kobieta przysunęła do siebie papierowy raport. Przeczytała treść, przytrzymując łyk wody w ustach i lekko wydymając policzki. Spojrzała na mężczyznę i przesunęła kartki w jego stronę, jednym palcem. Zauważył, że tego dnia miała granatowe paznokcie. Podniósł wzrok na jej twarz i po raz kolejny odniósł wrażenie, że został poddany analizie. Nie odwracała oczu, wpatrując się w niego jeszcze intensywniej.
- Co o tym myślisz? – zapytał, wskazując brodą na raport. Roxana sięgnęła po filiżankę kawy. Zorientowała się, że jest pusta i odstawiła ją na spodek.
- Plan rozwojowy na ten kwartał jest bardzo dobrze napisany. Zastanawiają mnie tylko sprawy budżetowe. I terminarz. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie takiego postępu badań w tak krótkim czasie. Musiałabym tutaj spać – stwierdziła i jeszcze raz sięgnęła po kartki, tym razem pierwszą z nich. W prawym dolnym rogu podbito pieczątkę Xernagenu, opatrzoną podpisem Troiana Schindlera. Miejsce na jej podpis było po lewej stronie.
- Sprawy budżetowe nie powinny cię zajmować, mam nad nimi kontrolę. Po otrzymaniu wykazu komponentów, o który cię prosiłem, będę miał pełniejszy obraz sytuacji.
- Chodzi też o maszyny, Troian. To absurdalne kwoty – przerwała. Gdyby rozmawiał z kimś innym, najprawdopodobniej bardziej by mu to przeszkadzało.
- Klemens Schindler jest świadom potencjalnych kosztów, jakie będzie generowało otwarcie nowego działu – ukrócił jej spekulacje. Zauważyła, że nigdy w rozmowach biznesowych nie nazywał mężczyzny ojcem. Skinęła głową i jeszcze raz sięgnęła po filiżankę. Zauważył to i nacisnął panel zamawiający serwis, ale go powstrzymała.
- Nie mogę zostać, mam dzisiaj konferencję – wyjaśniła. Przesunęła opuszką palca po wargach w jedną i drugą stronę, sondując wzrokiem raport. – Maksymalnie pięć godzin. Nie będę w stanie przeznaczyć więcej czasu na ten projekt, chociaż przyznaję, że jest zajmujący. – Spojrzała na Troiana, sięgając po długopis. Każde spojrzenie na jego twarz wywoływało w kobiecie mdłości. Podobieństwo między nim, a Fredericą, wydawało jej się brutalnie oczywiste. Zastanawiała się, czy mężczyzna miał świadomość, że nie jest jedynakiem. Złożyła swój podpis i oddała mu dokument.
- Oczywiście. Szanuję sytuację i wiem, że masz mnóstwo własnych zobowiązań. Cieszę się, że wykazujesz takie zaangażowanie – powiedział i przez chwilę obserwował pracę ścięgien na jej szyi, kiedy odwracała głowę w stronę okna. Minęło pięć dni od ich kolacji. Miał wrażenie, że dziwne oddziaływanie, które po niej zostało, przylgnęło do nich na stałe. Zauważył, że Roxana marszczy brwi i był pewien, że zaraz zada mu pytanie. Obserwował ją i rozkładał na czynniki pierwsze fizyczne nawyki, których nie potrafiła kontrolować.
- Dlaczego ten raport jest w formie papierowej? Niektórzy mogliby zarzucić twoim metodom brak postępowości. – Lekko się uśmiechnęła. Spodziewała się, jaką otrzyma odpowiedź. Jej prywatne badania także zajmowały cztery opasłe szuflady, zapisane drobnym, starannym pismem, poupychane w teczki.
- Odczuwam pewien komfort, mając świadomość, że niektóre z projektów posiadam w formie niedostępnej dla przestępców wirtualnych – wyjaśnił, wpatrując się w nią z uwagą. Zastanawiał się, jaką myśl sprowokował. Czy mu uwierzyła, czy uznała to wyznanie za kłamstwo. Uśmiechnęła się szerzej, a on nie znalazł odpowiedzi.
- Rozsądek, który do ciebie wyjątkowo pasuje – oceniła, zastanawiając się, w jaki sposób M-0 będzie mógł jej pomóc w obecnej sytuacji i jak najszybciej przekazać mu tę wiadomość. Podniosła się, mężczyzna wstał równocześnie z nią.
- Dziękuję za wszystkie informacje. Gdybym wpadła na coś przełomowego będę cię informować. – Wymienili się numerami telefonów na zakończenie wspólnej kolacji i stosunkowo często korzystali z nowej możliwości kontaktu. Zasadniczo rzadko rozprawiali w wiadomościach o sprawach służbowych. Uścisnęła mu dłoń. Lekko ją przytrzymał.
- Chciałabyś pójść ze mną na kawę? – zapytał – jak już uda nam się zgrać terminarze – dodał, a przez jego twarz przeszło coś, co mogło przypominać uśmiech. Skinęła głową, wściekając się na siebie za irracjonalne zadowolenie kiełkujące w brzuchu.
- Chciałabym, panie Schindler – przytaknęła, cofając dłoń – czekam na propozycję. – Uśmiechnęła się i pozwoliła zaprowadzić do drzwi. Wychodząc, zastanawiała się nad pytaniami, które powinna zadać i nad sposobem zadania ich w taki sposób, żeby nie zorientował się, że nim manipuluje. On wracając do biurka zastanawiał się, w którą z jej emocji uderzyć, żeby dowiedzieć się informacji generujących najwięcej korzyści.
*~*~*
Frederica prawą dłonią sięgnęła po kubek z kawą, a lewą, trzema palcami, przesunęła kwadratową projekcję poza obszar ich pracy. M-0 ze swojej strony wykonał kilka podobnych gestów i otworzył chmurę źródłową, do której mieli zaimportować dane dotyczące sprawy. Dziewczyna upiła łyk, cofnęła się na obrotowym fotelu i rozszerzyła podgląd. Obserwowała, jak procentowy wskaźnik przeskakuje po coraz wyższych wartościach, a odpowiednie dokumenty grupują się automatycznie do przypisanych im folderów. Za tym wszystkim, zza migoczącej zasłony cyfryzacji wpatrywały się w nią dwie, błękitne kule. Ujęcie na twarz mężczyzny było ciasne, nie mogła dostrzec niczego poza nią. Spodziewała się, że w pokoju było duszno i ciemno. Wnętrze M-0 i jego przestrzeń znowu przypominały pustą skorupę jaja.
- Z informacji, które mi przekazałyście, wynika, że nadajnik powinien być gotowy najdalej za sześć dni – podsumował i obrócił głowę profilem, obserwując coś na innym monitorze. – Specyfikacja jest dla mnie jasna, nie rozumiem pozostałych wytycznych – przyznał. Przesunął wzrok najprawdopodobniej po trójwymiarowym modelu naszyjnika, który dziewczyna przesłała mu kilkanaście godzin wcześniej, razem z wymaganymi parametrami. Obserwowała jego twarz, kiedy analizował propozycję. Nie mrugał. Miała wrażenie, że jego gałki oczne obracając się trzeszczą w oczodołach, wysuszone na wiór.
- Nadajnik musi pasować do stylizacji. – Popiła wyjaśnienie łykiem kawy. Odwróciła głowę, słysząc komunikat o osobie stojącej pod drzwiami i przez moment napięła się w oczekiwaniu na dźwięk kodu, który udostępniła Roxanie. Kiedy nic się nie wydarzyło i doszła do wniosku, że to ktoś inny, wróciła do pracy. Nie przyjmowała w pokoju obsługi posiłkowej, serwisu sprzątającego, ani koordynatora zadań dla dziewcząt. Nie rozmawiała i nie widywała się z nikim poza albinoską. Czuła coraz większą potrzebę alienacji i pozostawania sam na sam ze sobą i przeszłością, która zaczęła powracać w coraz dokładniejszych migawkach. Często wracała myślami do jednego wspomnienia, które odzyskała jako pierwsze. Przez chwilę wydawało jej się, że znowu ma sześć lat.
Jest w pomieszczeniu wielkości pudełka, przykucnięta i odrętwiała. Białe ściany uciskają ciało z czterech stron. Na górze nie ma więcej miejsca, nie może podnieść głowy. Kurczy się między kończynami otumaniona ciszą, przez kilkadziesiąt godzin. Czas rozciąga się wokół niej jak błona, przydusza, owija w ciasny kokon. Nie słyszy zewnętrznego świata. Obłęd. Jedyne słowo, które przychodzi jej do głowy.
Zamrugała, wracając do rzeczywistości. Często myślała, że była wyjątkowo silnym materiałem.
- Musi wyglądać jak zawieszka – wyjaśniła, wracając do tematu. Słyszała własny głos, ale nie skupiała się na wypowiadanych słowach. – Najlepiej, żeby pasował do kreacji. Schindler nie może się zorientować, że jakkolwiek go sprawdza – przypomniała – drgania nadajnika mają być wyczuwalne tylko dla niej. Będzie nosiła go na wysokości mostka – objaśniła po raz kolejny wytyczne Roxany i obserwowała jak M-0 grupuje wszystkie informacje. Wyświetlił jej właściwości, które wspólnie z kobietą opracowały na podstawie oddziaływania Fredericy na wyjątkowo czułe urządzenia elektryczne. Jej obecność zaburzała ich pracę. Sprawiała, że drżały. Gdyby nadajnik zaczął zachowywać się tak samo w obecności młodego Schindlera miałyby pewność, że był drugim Obiektem. Bliskie pokrewieństwo sprzyjało tej teorii.
Dziewczyna zauważyła, że M-0 zakodował folder w nieznany dla niej sposób. Nie wiedziała z jakich serwerów aktualnie korzystał. Te, do których dał jej dostępy były puste. Odkryła ten fakt kilka dni wcześniej i zaklasyfikowała jako kolejny aspekt, o którym będą musieli porozmawiać.
- Będę potrzebował szeregu zdjęć referencyjnych. Nigdy nie zajmowałem się takim projektem – wybrzęczał. Dziewczyna obiecała wysłać mu poglądowe fotografie i grafiki najdalej do wieczora. Mieli do omówienia jeszcze jedną kwestię.
- Młody Schindler nie korzysta z Sieci. Wszystkie raporty przechowuje w formie papierowej. Mamy szansę się do nich dostać? – zapytała. Niedawne odkrycie Roxany wyjaśniało permanentny brak dostępu do bazy projektów i zapisu danych, z którymi nieustanie zderzał się M-0.
- W obecnych okolicznościach pani Gosslin ma większe możliwości zdobycia dokumentacji. Jestem w stanie zadeklarować z osiemdziesięcioprocentowym prawdopodobieństwem, że uda mi się pozyskać projekty innych pracowników. Zamieściłem numery stanowisk i przykładowe rozwiązania łamiące zapory w folderze oznaczonym xyv_. Aktualnie nie jestem w stanie ocenić, który ze sposobów dostania się do systemu pozostawi najmniej śladów mojej obecności. Muszę je przetestować na systemie lustrzanym – wyjaśnił, nieustannie obserwując projekcję. Do Fredericy dotarło, że gdyby nie obraz, nie byłaby w stanie rozpoznać jego głosu. Poczuła coś zimnego, jakby obcą dłoń zaciśniętą w połowie przełyku.
- Mikael? – Obserwowała jego twarz. Przez chwilę nie zareagował. Potem jedno oko drgnęło niezależnie od drugiego i próbowało zmienić położenie, reagując na imię, które mu nadała. Drugie pozostawało nieruchomo wbite w parametry na monitorze. Nienaturalność tego obrazu wywarła na Frederice potworne wrażenie. Sztywno wychyliła się w stronę monitora i wypuściła kubek z dłoni, próbując odstawić go na blat. Ciepły płyn rozlał się na jej udach, ale czuła ból tylko przez pierwszych kilka sekund. Umiejętność wyciszania nocyceptorów przyszła z kolejną falą odblokowanych wspomnień.
– Mikael! – Wrzask zmusił go do mrugnięcia. Spojrzał na dziewczynę jakby wybudził się z narkozy. Przywrócił poprzedni przebieg myśli i odezwał się tak samo mechanicznie jak wcześniej.
- Był u mnie Gross – zabrzęczał. Frederica znieruchomiała, wciąż nienaturalnie wychylona w stronę monitora. Krople kawy ściekały po jej łydce na dywan. Słyszała swoje serce. Czuła jego rytm w gardle.
- Czego chciał? – Nieświadomie wyżłobiła paznokciami koryto w skórze przedramienia. Nadal pamiętała twarz Łowcy. Obsesyjnie wracała do niej w snach, z których budziła się wyczerpana i zaszczuta.
- Chciał być przeskanowany. Szukałem w jego ciele chipu, podał ultraczułą specyfikację narzędzi. – M-0 brzmiał odrobinę inaczej niż przed chwilą, ale dziewczyna momentalnie rozpoznała jeden z automatycznych tembrów głosu, które stosował zamiennie. Nie miała pojęcia, co powinna z tym zrobić.
- Mówił coś więcej o tym chipie? Gdzie go zlokalizowałeś? – Z nikim nie podzieliła się informacją o pochodzeniu Grossa. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że wizyta Łowcy miała coś wspólnego z Sortem, w którym się urodził.
- Nie zlokalizowałem. W jego ciele nie było chipu. Dwukrotnie powtarzaliśmy skanowanie, po kilku dniach zgłosił się do mnie jeszcze raz. Przeszukałem go trzykrotnie, najbardziej czułym skanerem jakim dysponuje obecna technologia. Nie został oznakowany. – M-0 dla potwierdzenia swoich słów wyświetlił bardzo krótki raport. Frederica rzuciła okiem na wyrażenia „brak danych kodujących”, „nieistniejąca specyfikacja” i mu podziękowała. Średnio-ciężkie uczucie zaniepokojenia umościło się w jej żołądku.
- Jak zareagował? – zapytała. Projekcja zafalowała, M-0 przez moment nic nie mówił. Wiedziała, że przerywa im połączenie, bo podtrzymywał się zewnętrznym zasilaniem, które zużywało absurdalną ilość energii.
- Wyszedł. Więcej go nie widziałem. – Obraz zamigotał i znów znikł na kilka sekund, głos mężczyzny się urwał. - …yślę, że… - Przepruty sygnał. - …im usłyszymy. – Projekcja zniknęła.
Frederica pozostała na miejscu, wpatrując się w czarny ekran monitora.
*~*~*