21-03-2017, 07:37
Stylistycznie:
"pod pośladkami była rozległa plama krwi,"
okropnie razi mnie "była", a jest pełno słów, którymi można zastąpić.
No i justowanie, ale ciężko się o takie rzeczy czepiać na forum. Toż to nie wydawnictwo.
Reszta w porządku.
Wrażenia:
Masz dobry, charakterystyczny dla Ciebie warsztat, który widać, że jest wypracowany, bo choć tekst nie jest w moim stylu, ba! jest to rodzaj tekstu, po który pewnie bym nie sięgnęła, widząc w księgarni. Niemniej, co zaskakujące i sprzeczne z pierwszym odczuciem: historia mnie wciągnęła.
Zaś widmowy dowód numer jeden dawał mi takie przyjemne wrażenie, że cała historia to tylko preludium, a problematyka zdaje się powierzchowna przez właśnie ten dowód. W ogóle wszystkie niedoskonałości tekstu można zrzucić na zagwozdkę dowodową, co podnosi jego walory, nawet pomimo tego, że ten dowód - jak wspomniałaś w komentarzu i co przyznaję, mnie odrobinę zawiodło, bo myślałam, że będzie ciąg dalszy - nie istnieje.
Utwór wleciał. Drugi raz pewnie nie przeczytam, chyba że nagle dostanę jakiegoś zamroczenia myśli na temat i na powrót będę szukać drugiego dna. Ciąg dalszy za to przeczytałabym z chęcią.
A, co jeszcze jest dużym plusem: wypowiedzi (szefa, żony) są przyjemnie wiarygodne i w klimacie tekstu. Dają też takie charakterystyczne, nieco wiejskie przypuszczenie, że zmyślają, żeby mieć swój udział w sprawie, ale nijak stwierdzić jednoznacznie tego nie można, więc to taki jakby smaczek.
Jedyny minus literacki, jaki mogłabym znaleźć, to suchość emocjonalna tekstu. Przypomina bardziej sprawozdanie niż opowiadanie, więc z pewnością znajdzie się sporo marud. Jakkolwiek mi to nie przeszkadza, biorąc pod uwagę tenże ogólnikowy aspekt, bo władza ludu moją władzą (czy coś), zostawiam 4+/5.
Pozdrówka!
"pod pośladkami była rozległa plama krwi,"
okropnie razi mnie "była", a jest pełno słów, którymi można zastąpić.
No i justowanie, ale ciężko się o takie rzeczy czepiać na forum. Toż to nie wydawnictwo.
Reszta w porządku.
Wrażenia:
Masz dobry, charakterystyczny dla Ciebie warsztat, który widać, że jest wypracowany, bo choć tekst nie jest w moim stylu, ba! jest to rodzaj tekstu, po który pewnie bym nie sięgnęła, widząc w księgarni. Niemniej, co zaskakujące i sprzeczne z pierwszym odczuciem: historia mnie wciągnęła.
Zaś widmowy dowód numer jeden dawał mi takie przyjemne wrażenie, że cała historia to tylko preludium, a problematyka zdaje się powierzchowna przez właśnie ten dowód. W ogóle wszystkie niedoskonałości tekstu można zrzucić na zagwozdkę dowodową, co podnosi jego walory, nawet pomimo tego, że ten dowód - jak wspomniałaś w komentarzu i co przyznaję, mnie odrobinę zawiodło, bo myślałam, że będzie ciąg dalszy - nie istnieje.
Utwór wleciał. Drugi raz pewnie nie przeczytam, chyba że nagle dostanę jakiegoś zamroczenia myśli na temat i na powrót będę szukać drugiego dna. Ciąg dalszy za to przeczytałabym z chęcią.
A, co jeszcze jest dużym plusem: wypowiedzi (szefa, żony) są przyjemnie wiarygodne i w klimacie tekstu. Dają też takie charakterystyczne, nieco wiejskie przypuszczenie, że zmyślają, żeby mieć swój udział w sprawie, ale nijak stwierdzić jednoznacznie tego nie można, więc to taki jakby smaczek.
Jedyny minus literacki, jaki mogłabym znaleźć, to suchość emocjonalna tekstu. Przypomina bardziej sprawozdanie niż opowiadanie, więc z pewnością znajdzie się sporo marud. Jakkolwiek mi to nie przeszkadza, biorąc pod uwagę tenże ogólnikowy aspekt, bo władza ludu moją władzą (czy coś), zostawiam 4+/5.
Pozdrówka!