Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Artysta, który minął się z powołaniem
#2
Inspektor otworzył oczy i zobaczył przed sobą wysoką, szarą ścianę.
– Gdzie ja jestem? – zapytał słabym, drżącym szeptem.
– Jeszcze wśród żywych, ale mało brakowało, a byśmy razem wylądowali w zaświatach – odparł ten sam syczący głos.
Lejka niezdarnie odwrócił się w stronę, skąd doszedł go dźwięk i ujrzał pochylonego nad sobą profesora. Jego prawa, potwornie zimna dłoń zaciskała się na bladym nadgarstku policjanta, lewa zaś kurczowo spoczywała na dźwigni hamulca ręcznego.
– Ależ ma pan przyspieszony puls… Ma pan kłopoty z sercem?
– Nie – półprzytomnie odpowiedział inspektor i znowu zamknął oczy. Ogarnęła go kolejna fala osłabienia. Wnętrznościami wstrząsnęły mdłości. Lejka pochylił się, odruchowo nacisnął na klamkę, otworzył drzwiczki i spróbował wyrzucić z siebie to, co go dusiło. Na czarny asfalt spłynęła jedynie wąska strużka śliny. Drobna dłoń lekko spoczęła mu na ramieniu.
– Przepraszam – szepnął policjant. Wytarłszy usta wierzchem dłoni, wyprostował się i opadł na oparcie siedzenia. Czuł się zmęczony i rozbity, nie wiedział, jakim cudem nagle znalazł się pod ścianą.
Lewij uśmiechnął się ze współczuciem i nieznacznym ruchem głowy zapewnił, że nic się nie stało.
– Dobrze, że pan ze mną pojechał… Dziękuję… – dodał po chwili milczenia inspektor, patrząc to na zaciągnięty hamulec, to na widniejącą przed nimi ścianę. Powoli docierało do niego, że zboczył z drogi, chociaż nie pamiętał, jak i kiedy to się stało. – Mało brakowało, a byśmy się rozbili…
– Nieważne… Teraz już dobrze. Tak bywa… Miał pan lekkie zaburzenie świadomości i może pan pewnych rzeczy nie pamiętać, ale to nieistotne. Ze swojej strony poleciłbym panu kilka dni urlopu zdrowotnego…
– Dlaczego? – przerwał Lejka. – Teraz czuję się normalnie, tylko trochę kręci mi się w głowie.
– A jednak nalegałbym ze swojej strony na króciutki urlop. To, czego pan doświadczył, można nazwać przymgleniem z elementami stuporu. Jest to normalna, choć nieco opóźniona reakcja na sytuację stresową… Po prostu wszystko się u pana skumulowało i cały ten strach o siostrę, zaskoczenie, wywołane wiadomością o śmierci kolegi i być może jeszcze kilka czynników stresogennych, których działanie tłumił pan w sobie, uderzyło w pańską świadomość, wywołując przymglenie. Stracił pan przytomność tego, co się z panem dzieje… To normalne i nie należy się tego obawiać, ale warto się temu przyjrzeć. Po prostu poobserwować się przez jakiś czas, pobyć ze sobą samym, poznać siebie od środka, uspokoić się, uporządkować pewne sprawy… Jak wiadomo, do generalnych porządków w duszy najlepiej nadaje się spokojny urlop w samotności i ciszy… Mogę panu załatwić skierowanie do jakiegoś sanatorium, na przykład w górach. Co pan na to? – zapytał Lewij, przebiegle mrużąc oczy.
Oszołomiony nadmiarem informacji inspektor zapewnił nieśmiało, że musi się nad tym zastanowić.
– Gdzie my tak w zasadzie jesteśmy? – spytał, bezradnie rozglądając się dookoła. Widział tylko niejasne kontury rosnących nieopodal drzew i czuł zapach gnijących śmieci.
– Możemy być wszędzie, – odparł z uśmiechem psychiatra – ale wydaje się, że jesteśmy niedaleko jakiegoś blokowiska… Tak… Chyba Mokotów albo Okęcie… Jednak Okęcie…
– Skąd pan to wie?
– Poznałem po domu po lewej stronie. Pamiętam go, mieszkał tam kiedyś mój bliski znajomy, rabbe Abraham. O tam, widzi pan? W tym oknie po prawej, na drugim piętrze… Ciekawe, kto tam teraz mieszka…
– Mogę to dla pana sprawdzić w bazie danych – zaproponował policjant. W odpowiedzi usłyszał, że ma się nie przemęczać i odpocząć.
Po paru minutach milczenia Izmael zaproponował Lejce, aby przesiadł się na siedzenie pasażera.
– Nie warto się wysilać. Musi pan trochę ochłonąć… Mam nadzieję, że nie zapomniałem jeszcze, jak się prowadzi samochód… A nawet jeśli, to miło będzie mi umrzeć wraz z panem… – zażartował Lewij i bez słowa wysiadł z pojazdu. Inspektor bez najmniejszego oporu przesiadł się na siedzenie obok kierowcy. Kluczyki zgrzytnęły w stacyjce, rozległ się cichy szum, potem charkot i silnik zgasł.
– Ten samochód tak ma. Proszę spróbować jeszcze raz – wyjaśnił policjant w odpowiedzi na pytające spojrzenie psychiatry.
W końcu, po paru bezowocnych próbach, samochód powoli ruszył w stronę wyjazdu. Okazało się, że zszokowany inspektor miał na tyle rozumu, by skręcić na najbliższy parking. Co prawda nie wyhamował przed ścianą bloku, ale i tak mogło być sto razy gorzej.
Lewij okazał się kierowcą niezwykle uważnym. Podzielność uwagi miał tak dużą, że mógł jednocześnie patrzeć na drogę i zwracać baczną uwagę na to, co dzieje się z inspektorem, udzielając mu przy tym niezbędnych rad. Lejką kilkakrotnie wstrząsały mdłości, zawroty głowy nasilały się co jakiś czas, zwłaszcza przy zakrętach. Przy którymś z kolei skręcie policjant poprosił o to, by się zatrzymali.
Na ulicy nie było żywego ducha. Pobocze było wąskie, piaszczyste i Lejka zorientował się, że są już za miastem, nie wiedział tylko, z której strony. Inspektor wysiadł z samochodu i oddalił się w jakieś gęste krzaki. W zakrywającej go w całości gęstwinie spróbował zwymiotować, ale na ziemię spłynęła tylko gęsta, lepka ślina. Świeże, nocne powietrze i cisza otaczającego lasu podziałały uspokajająco na roztrzęsioną psychikę policjanta. Powoli zaczęła doń wracać jasność umysłu i spokój, nudności stały się mniej uciążliwe, a ucisk w okolicy mostka zelżał. Przytulny mrok podmiejskiego lasu przywiódł Lejce na myśl wspomnienie o nocnych wyprawach z siostrą. Przypomniał sobie ich wspólne wywoływanie duchów pod osłoną zmierzchu, śmiech Agaty, jej ciemne, płonące z podniecenia oczy... Teraz to wszystko miało się zmienić. Z zamyślenia wyrwał go trzask łamanej gałązki. Inspektor podniósł głowę i odwrócił się…
"Ja "beznadziejność nadchodzących dni" -
Witam odważnym i rycerskim : "phi" !!" Tongue
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
RE: Artysta, który minął się z powołaniem - Rozdział 1 - przez Grafoman - 04-01-2017, 18:55

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości