Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Rykowisko
#16
Dziękuję, że uległaś tekstowi i przestałaś szukać logiki. Nim zaczniesz czytać kolejny fragment, proponuję ubrać strój balowy. Zapraszam na bal.

Dzień szósty

Obudził mnie intensywny zapach róży.
Była tutaj – przemknęło mi przez myśl – albo jeszcze jest.
Zerwałem się z łoża i natychmiast położyłem z powrotem. Byłem nagi. Przecież nie sypiam w piżamie, to normalne.
– No tak, a jeżeli nadal tu jest.
Owinąłem się kołdrą, zabrałem ciuchy z krzesła – były ułożone w kostkę – i wtarabaniłem się do szafy. Ubierałem się po ciemku. Udało się, tylko skarpetki nie od pary, a co mi tam.
Wyszedłem na korytarz. Risk już wstał, ubrany był tylko w damski szlafroczek i peruczkę.
Na basen się wybiera – pomyślałem.
Wsiedliśmy do windy.
– Poczekaj – zaatakowałem. – Mam do ciebie prośbę, ostatnio jestem trochę przemęczony i dopadła mnie skleroza. Powiedz mi, jak się nazywa taka instytucja, w której pracują kobiety, takie, co mają lekkie obyczaje.
– Burdel.
– Dzięki.
Winda ruszyła, światło zmieniło barwę. Stanęła i drzwi się otworzyły.
Risk wyszedł pierwszy, ja tuż za nim. Od razu uciekłem do klatki schodowej. Wpadając do niej, usłyszałem.
– Mniam.
Wróciłem na poddasze i znowu do windy. Na śniadanie zdążyłem w ostatniej chwili. Przy stole siedziała śliczna laska. To była Siro, ale ledwo ją poznałem. Opalona, nowa fryzura, świeży koloryt włosów i ten dekolt. To nie był zwykły dekolt, to był istny kanion. Zbocza łagodnie opadały, tworząc wąski przesmyk. Gładkie jak lodowiec, ciemnobrązowe, żadnych rys, żadnych blizn po drucie kolczastym, śladu po strzale też nie było. Cudo. Tkanina przykrywająca szczyty – przezroczysta.
– A gdzież to bawiłaś, tak długo? – zapytałem, przełykając ślinę.
– Na basenie – odpowiedziała krótko.
Koncept mi odleciał. Zobaczyłem, jak ostatni klucz opuszczał salę.
Po chwili Siro podziękowała za towarzystwo i odpłynęła – delikatnie kołysała się na fali, a wiaterek wypełnił żagle, nadając im wypukłe kształty. Mogłem ocenić całą kreację. Super mini doskonale podkreślało sylwetkę. Nogi hebanowe, wysoki obcas.
Zniknęła w drzwiach, a razem z nią moje śniadanie. Pozostała mi tylko nadgryziona kanapka. Głodny wróciłem do siebie.
Napaliłem w kominku, zapaliłem fajeczkę i usiadłem w bujanym fotelu. Brakowało mi chwili spokoju, lecz niedane mi było wypocząć.
Usłyszałem hałas na korytarzu. Chcąc nie chcąc podniosłem się i wyjrzałem.
Risk się czołgał. Wyglądał okropnie. Na głowie zamiast peruki tkwił stanik, szlafroczek w strzępach. Jedną ręką trzymał się za pupcię. Z niepokojem oglądał się za siebie.
Cichutko się wycofałem.
Poczułem ssanie w żołądku. Jak wytrzymać do obiadu?
Czas na zakupy, na zakupy już czas.
Ostrożnie otworzyłem drzwi, korytarz pusty. Biegiem do windy.
– Sklep.
Żadnej reakcji.
– Centrum handlowe.
Nic, winda nadal stoi.
– Rzeźnik.
Ulga. Po chwili wysiadam, ląduję w wielkiej hali. Sznur przesuwających się haków, pustych.
Poszukam działu sprzedaży – zdecydowałem.
Długo wędrowałem po hali, usiłując znaleźć wyjście, w końcu są drzwi – „Odbiorcy indywidualni” – wchodzę. Sklep pełen ludzi, wrzask niemiłosierny.
Gdzie jest Moel? – Pomyślałem.
Ludzie kłócą się o miejsce w kolejce, przy ladzie tłok w ruchu posuwisto-zwrotnym. Próbuję dopchać się do lady. Lata doświadczeń z poprzedniej epoki teraz się przydały. Jestem pierwszy.
Niestety, tutaj też są puste haki, po ladzie biegają myszy i pająki, gdzieniegdzie pułapka, ale bez sera.
– To jest paranoja, to wędrówka w czasie, to jest niedopuszczalne manipulowanie moją świadomością – usłyszałem ostry głos. Zbyt mocno zaparłem się o ladę i skaleczyłem dłoń.
Odwróciłem się powoli, starałem się zatrzymać krwotok.
– Czy ktoś ma kaszę? – Usłyszałem ciche pytanie.
Natychmiast schowałem krwawiącą dłoń do kieszeni.
– Nie życzę sobie powrotów do przeszłości, gdzie jest nasza narodowa duma, gdzie się podziała szynka, gdzie kabanosy. Pytam się – no gdzie?
Spojrzałem na prowokatora, na tego agenta obcych służb specjalnych. To była Katylpaska.
Moja teoria spisku dziejowego runęła. Skromna i nadzwyczaj spokojna Katylpaska, po prostu była tak samo głodna, jak ja.
Nic tu nie dostanę. Wyszedłem, znalazłem klatkę schodową i mozolnie wdrapywałem się na górę. W końcu dotarłem do pokoju.
Usiadłem w fotelu, nabiłem fajeczkę, dołożyłem drewna do kominka i spojrzałem na zegar. Stał, jak zwykle pokazując 11.30.
– Jeszcze czterdzieści minut i chyba padnę z głodu.
Żeby czas mi szybciej minął, zabrałem się za sprzątanie. Paranoja, na urlopie sprzątać. Skończyło się na chęciach. W pokoju panowała idealna czystość. Nie było to jednak moją zasługą.
Usiadłem na fotelu, rzut oka na zegar – nadal stał na 11.45.
Do obiadu pozostało 25 minut.
Przejdę się po korytarzu. Zobaczę, jaki jest rozkład pokoi. Obok mojego, zgodnie z oczekiwaniami 14 – tu mieszkają Loca i Borse. Następny 18 – ciekawe, kto tu mieszka? Przyłożyłem ucho do drzwi. Cisza. Kolejny 19 – i znowu cisza, 24 – cisza, 67 – cisza.
Czyżby wszyscy gdzieś poszli? Co jest grane? – Zastanawiałem się lekko zdenerwowany.
Okazuje się, że jestem sam na poddaszu.
Pora na obiad. Winda. Wchodzę na salę. Nie ma nikogo. Jestem sam. Człowiek z żelaza też wyparował.
Coś wisi w powietrzu, ale, dlaczego ja nic nie wiem? Nieważne.
W idealnej ciszy zjadłem pierwsze, potem drugi i trzecie danie. Właściwie pół trzeciego, bo w trakcie jego degustacji zniknęło. Wszystko zniknęło, łącznie ze stołami i krzesłami, co mocno odczułem, lądując tyłkiem na posadzce.
– Dziwne zwyczaje tu panują – powiedziałem głośno.
Pozbierałem się z podłogi i poczłapałem do pokoju. Fajeczka, kominek, fotel. Skoro w pokojach nikogo nie ma, na obiedzie nie byli, to i na kolacji nie będą. To, co do jasnej ciasnej robią?
Pojechałem do biblioteki.
Tutaj też nikogo nie zastałem.
Znowu na piechotę na poddasze, winda.
– Sala gimnastyczna.
Zaczynam się denerwować nie na żarty, sala też pusta. Kolejny spacerek na poddasze, winda.
– Basen.
Nawet najmniejszego rekina nie widać. Jakby był, to już bym wiedział, co się stało? Po statku też nie została najmniejsza fala.
Który to już raz pedałuję na poddasze? Idę do windy.
Tu będą, przynajmniej, co jurniejsi.
– Burdel.
Nikogo, tylko ślady po jakimś burdelu i porzucona peruka.
Ledwo wdrapałem się na poddasze. Poddałem się.
Kominek, fajeczka i fotelik. Zasnąłem.
Obudził mnie szum na korytarzu. Wrócili. Wybiegłem, lecz za późno, znowu cisza. Przynajmniej w spokoju zjem kolację.
– Kolacja – winda zawiozła mnie do sali jadalnej.
Wysiadam, lecz to nie jest sala restauracyjna. To jakaś szatnia.

Proszę wybrać strój wieczorowy
Usłyszałem delikatny głos z kołchoźnika. Skoro proszą to, czemu nie. Na pierwszy ogień poszedł frak. Niestety wyglądałem jak pingwin. Wskoczyłem w surdut. Lustro ze śmiechu pękło. W końcu znalazłem, coś, w czym wyglądałem po japońsku – jako tako.
Bordowa kamizelka, ciemnoczerwona koszula i ciemnobrązowy garnitur. Do tego róża w butonierce.
Wszedłem na salę.
Moja nadzieja na kolację w samotności i spokoju prysła, jak bańka mydlana. To nie była sala restauracyjna, to była sala balowa.
Przytłumione oświetlenie. Bogata dekoracja. Stoliki rozstawione wzdłuż ścian. Nawet bracia zostali rozdzieleni. Przy każdym stoliku dwie pary. Z trudem odnalazłem swój. Moją uwagę przykuł sznur pereł ginący w głębokim dekolcie Siro. Wspaniały kontrast z hebanową opalenizną wzgórz. Dwie perły błyszczały w kolczykach. Długa z szarego jedwabiu suknia.
Natomiast Czkaka wystąpiła w czarnej kreacji z minimalnym dekolcikiem. Biżuteria skromna z czerwonych rubinów. We włosach wpięty goździk.
Risk we fraku. Śnieżnobiała koszula, szeroki, czerwony pas. Na głowie tupecik. Stał za krzesłem Czkaki.
Usiadłem. O kolacji mogłem zapomnieć.
Punktualnie o 20.00 mocnymi uderzeniami w kotły, poderwano nas z krzeseł. Poloneza czas zacząć.
W pierwszej parze Rodo i Bełku.
Za nimi Chocia i Centvin.
Trzecią parę tworzyli Czkaka i Risk
Ja z Siro za nimi.
Lesmi i Reazu.
Thilil i Torak.
Sesen i Szormy.
Katylpaska i Liean.
Loca i Borse.
Kaszem i Ssikr.
Niago i Artqu.
Moel i Kaminido.
Brat z bratem.
Z bratem brat.
I tak dalej, i tak dalej.
Korowód zamykali – Tasmar i Toredot.
Bębny ucichły, polonez ruszył – obyło sięt bez strzałów z rury wydechowej.
Poloneza prowadziła Rodo, powoli i z dystynkcją. Bełku usiłował przejąć kierownicę. Jak to w takich wypadkach bywa, wykorzystali to Chocia z Centvinem tworząc drugi szereg.
Rozpoczęła się rywalizacja, nastąpił podział na dwa w miarę równe oddziały. Rodo nacierała na Chocię, której dzielnie bronił Centvin. Bełku zrezygnował ze swoich ambicji i wspierał partnerkę. My podążaliśmy śladami Rodo. Mieliśmy doskonałe miejsce do obserwacji. Chcąc nie chcąc braliśmy udział w zmaganiach.
Dwa węże wiły się po całej sali. Rozdzieliły się i z impetem natarły na siebie. Centvin dążył do bezpośredniego starcia – kamikadze. W ostatniej chwili ustąpił widząc naprężony i wystawiony tors Bełku. W odwodzie byliśmy my: Siro i ja. To wystarczyło, abyśmy przeszli, jak przez masło przez ich szeregi. Szyki się nie załamały. Kolejne kółko, kolejny namiar na przeciwnika i znowu nic, nadal zwarci i gotowi do dalszych starć. Bój był zażarty. Po godzinie nikt nie miał zamiaru ustąpić.
W najgorszej sytuacji, jak to zwykle bywa, byli ci na końcu. Toredot ledwo wyrabiał na zakrętach, lecz miał wspaniałe wsparcie w Tasmar. Każdy wiraż to dla niej pestka. Wchodziła w nie na pełnym gazie z piskiem, ale z pełną kontrolą. Toredot widząc klasę partnerki, ograniczył się do roli pilota: prawy ściąć 150, lewy 90, prosta, gaz, decha.
Po dwóch godzinach bębny nagle ucichły.
Poloneza czas skończyć, taniec dobiegł końca, lecz orkiestra nie przestała grać.
Wykończę się, trzeba było trenować tak, jak inni – pomyślałem.
Na szczęście to kankan. Panie ustawiły się w dwóch szeregach. Kogoż tam nie było. Były wszystkie, jak jeden mąż a właściwie, jak jedna żona. Niektórych nie znałem, inne zobaczyłem po długim niewidzeniu.
W pierwszym szeregu ustawiły się: Katylpaska, Sesen, Lesmi, Czkaka, Siro, Chijo, Loca, Tasmar, Kaminido, Chocia, Thilil.
Natomiast w drugim: Kaszem, Niago, Askawijo, Salamar, Kaakimer.
Pozostałych nie znałem.
I się zaczęło. Cudowny widok, nóżki fruwały równiutko. Podwiązki, majteczki … ach.
Wszystkie wykazywały ogromne zaangażowanie, lecz prym wiodła Czkaka. Jej długie, wyrzeźbione przez mistrza nogi wywierały niesamowite wrażenie. U góry podwiązki a całość wieńczyły czerwone majteczki.
Po dobrych kilku minutach rozpoczęły się indywidualne popisy w miarę, jak panowie podstawiali stoły. Zainicjował to Toredot.
Pierwsza wskoczyła Tasmar.
Krótki, lecz żywiołowy taniec zakończyła w ramionach Toredota.
A potem, potem to już albo solo, albo w duecie, albo w tercecie.
Oklaskom nie było końca.
Po krótkiej przerwie rozpoczęło się dysko-rykowisko.
Wystąpiły kolejno zespoły: Pięciu Ich, Do nieeeeeeeba do pieeeeeeeeekła, Budka Psa, i wiele innych. Zabawa się rozkręcała.
Ja traciłem siły. Moja partnerka zwolna też. Tuż przed północą oznajmiła, iż udaje się na spoczynek. Zaskoczyła mnie, gdyż to raczej ja z reguły wcześniej padam.
Z pierwszym uderzeniem zegara zmienił się wystrój sali. Królowała na niej teraz biel. Orkiestra zagrała walca.
Biały walc.
Drzwi od windy otworzyły się i wyszła z nich – ona.
Krótkie, rude włosy a w nich herbaciana róża. Ciemnoczerwony gorsecik, bez ramiączek. Długa, szeroka, wiśniowa suknia. Na nóżkach szpilki. Na palcu lśnił pierścień Nenya.
Drugi gong.
Powoli ruszyła, płynęła przez salę niczym piękny żaglowiec, majestatycznie, dostojnie. Zapanowała idealna cisza, zagłuszana akordami walca. Konsternacja wśród dam. Z każdym uderzeniem zegara zbliżała się do mnie.
Stałem jak słup, liczyłem.
Tylko nie to – pomyślałem – tylko nie zniknij mi o północy. Jedenaste. Dwunaste.
... ludzi poznawaj według paraboli, nie hiperboli ...
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Rykowisko - przez burak - 05-11-2016, 00:06
RE: Rykowisko - przez skrobipiórek - 05-11-2016, 07:18
RE: Rykowisko - przez BEL6 - 05-11-2016, 07:55
RE: Rykowisko - przez burak - 05-11-2016, 08:18
RE: Rykowisko - przez gorzkiblotnica - 06-11-2016, 21:14
RE: Rykowisko - przez burak - 06-11-2016, 22:15
RE: Rykowisko - przez gorzkiblotnica - 07-11-2016, 16:23
RE: Rykowisko - przez burak - 11-11-2016, 09:34
RE: Rykowisko - przez gorzkiblotnica - 12-11-2016, 20:53
RE: Rykowisko - przez burak - 13-11-2016, 10:29
RE: Rykowisko - przez BEL6 - 13-11-2016, 11:26
RE: Rykowisko - przez burak - 13-11-2016, 12:47
RE: Rykowisko - przez BEL6 - 13-11-2016, 18:03
RE: Rykowisko - przez burak - 13-11-2016, 20:37
RE: Rykowisko - przez BEL6 - 14-11-2016, 12:02
RE: Rykowisko - przez burak - 14-11-2016, 18:07
RE: Rykowisko - przez BEL6 - 14-11-2016, 19:22
RE: Rykowisko - przez burak - 15-11-2016, 09:40
RE: Rykowisko - przez BEL6 - 15-11-2016, 12:49
RE: Rykowisko - przez burak - 15-11-2016, 13:05
RE: Rykowisko - przez burak - 15-11-2016, 20:29
RE: Rykowisko - przez BEL6 - 15-11-2016, 22:19
RE: Rykowisko - przez gorzkiblotnica - 15-11-2016, 23:36
RE: Rykowisko - przez burak - 16-11-2016, 16:15
RE: Rykowisko - przez BEL6 - 16-11-2016, 17:18
RE: Rykowisko - przez burak - 17-11-2016, 12:27
RE: Rykowisko - przez BEL6 - 17-11-2016, 17:00
RE: Rykowisko - przez gorzkiblotnica - 17-11-2016, 22:39
RE: Rykowisko - przez burak - 19-11-2016, 10:40
RE: Rykowisko - przez BEL6 - 19-11-2016, 14:27
RE: Rykowisko - przez burak - 20-11-2016, 20:37
RE: Rykowisko - przez gorzkiblotnica - 20-11-2016, 23:13
RE: Rykowisko - przez burak - 22-11-2016, 22:31
RE: Rykowisko - przez BEL6 - 07-01-2017, 11:51
RE: Rykowisko - przez gorzkiblotnica - 09-01-2017, 22:04
RE: Rykowisko - przez burak - 11-01-2017, 18:07
RE: Rykowisko - przez BEL6 - 11-01-2017, 18:48
RE: Rykowisko - przez gorzkiblotnica - 11-01-2017, 19:32
RE: Rykowisko - przez burak - 17-02-2017, 21:54
RE: Rykowisko - przez gorzkiblotnica - 19-02-2017, 16:37
RE: Rykowisko - przez Miranda Calle - 05-12-2017, 16:30

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości