Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Gospoda pod sierpem
#1
W niedalekiej przyszłości.


– Ponie derektorze, gołąb przylotoł pocztę.
– Nu i co z tego.
– Trza przeczytoć.
– Nu, trza.
– To nich pon czyto.
– Jo downo nie czytoł, przeczytoj ty.
– Jo dopiero skończył podstawówkę i ni umie.
– To zasuwaj do zawodówki.
– Ni mam zezwolenia na szkołę.
No to się porobiło, ledwo parę lat a takie wielkie zmiany. Kto by się spodziewał, że Polak potrafi. W takim tempie prześcignąć całą tę Unię. Jak to dobrze, że naród zmądrzał i mamy teraz preprezydenta, a przedtem to mieliśmy i premiera, i prezydenta. Jaka oszczędność, jaka wygoda.
– Dowoj ten faks.
Poczekałem, aż Maciej wyciągnie z kieszeni mocno zdezelowanej kurtki wojskowej nieszczęsny kawałek papieru. Usiadłem wygodnie w fotelu i czekałem. Biedak nie mógł go znaleźć, dopiero po chwili znalazł zwitek i mi go podał. Sam oparł się o biurko i czekał, aż przeczytam.
„Towarzyszu derektorze za tydzień to bydzie dokładniuśko za dwanaście dzionków odwiedzi wos Jaśnie Oświecony Jego Wysokość Preprezydent Piontej Zioprosperitej Polskiej
nakazujemy Wam towarzyszu przygotować się do niezapowiedzianej wizyty. Marszałek Dworu”.”
No i nawet się podpisał. Mądry człek. Ależ ten nasz naród bogaty w mądrych ludzi.
– Nu i co pise, ponie derektorze?
– Przyjedzie do nos pon preprezydent w gości.
– Ni może być, taki zoszczyt. I co my teroz zrobim?
– Przygotujemy się i należycie powitamy zacnego gościa.
– Znowu pon derektor tak dziwnie, po staremu godo, kiedy się pon naumieć porządnie godoć?
– Spodoj, matołku!
Ociągając się, Maciej opuścił niewielki gabinet, w którym urzędowałem. Trudno go nazwać gabinetem, to była mała salka, wcześniej przeznaczona dla gości. Skoro przybywało nam pracowników, a ubywało amatorów naszych dań, musiałem gdzieś organizować pracę gospody.
Cholera jasna, tyle roboty i pójdzie na marne. Też nie miał gdzie jechać, na takie zadupie mu się zachciało. To wszystko przez te pomysły nowej dyrektor do spraw cenzury kontaktów z gazetami. Też mi tytuł.
– Kubeł, oć no tu, bigiem.
Do gabinetu spokojnym krokiem wszedł Kubeł. Wiedziałem, że jest w pobliżu. Prawdę mówiąc, spodziewałem się, że czeka pod drzwiami. Musiał wcześniej przeczytać kartkę – każda nowa wiadomość była już przeczytana nim do mnie dotarła. A po godzinie jej treść znali wszyscy pracownicy gospody.
– Jestem juże, ponie derektorze.
– Zowołoj no mi ino sybko panią derektor Lukrecję.
– Lecę.
Nie poleciał, ale równie wolno opuścił pomieszczenie, jak do niego wszedł. Nie miałem wyrzutów sumienia, ganiając pracowników. Czas uciekał i musieliśmy odpowiednio przygotować się do wizyty.
Po kilku minutach przyszła Lutka.
– Co się stało, że mnie odrywasz od zajęć?
– Lutko, tyle razy mówiłem, upewnij się, czy ktoś nie podsłuchuje, nim zaczniesz rozmowę.
– Upewniłam się, mów, co się stało?
– Preprezydent przyjeżdża do nas za siedem dni, cholera, za tydzień, to jest za dwanaście dni.
– Ktoś nas podkablował?
– Cholera wie. Musimy się jakoś przygotować, nie ma rady.
– Kogo angażujemy do przygotowań?
– Wszystkich, otrzymaliśmy sto dwadzieścia siedem etatów i wykorzystamy wszystkich.
– Dobrze wiesz, że wystarczyłyby dwa.
– Lutko, ty ciągle żyjesz przeszłością. Obudź się. Zwołaj naradę egzekutywy na godzinę dwudziestą drugą.
– Dobrze, to do wieczora.
– Poproś Teo.
Teo, powróciła do kraju po kilkunastu latach pobytu w Unii. Została tutaj zesłana na siedem lat, najpierw musi odpracować wygodne życie na Zachodzie na zabitej dechami wsi, a potem będzie mogła wrócić na Śląsk, teraz to się nazywa Ziobersk.
– Poprosiłeś mnie, o co chodzi? Słyszałam, że preprezydent ma tu przyjechać.
Nie czekała na moje zaproszenie, usiadła przy małym stole konferencyjnym.
– Właśnie, powiedz mi, bo znasz się na przepisach podatkowych. Jaki podatek mamy zapłacić, aby uniknąć tej wizyty?
– Najwyższy, pięćset plus dochodu z ostatnich pięciu lat.
– Tyle nie mamy.
– Za odroczenie wizyty o tydzień trzysta plus dochodu z ostatniego roku.
Te liczby mnie dobiły. Nie pozostało mi nic innego jak zapytać z nadzieją w głosie:
– Ile nam zostało?
– Nic, wszystko poszło w ubiegłym tygodniu, a wpływy z utargu są mizerne.
– Dobrze, że zlikwidowali ZUS i nie musimy na niego płacić.
– Co to jest ZUS?
– No tak, dopiero niedawno wróciłaś i nie pamiętasz czasów Trzeciej Rzeczypospolitej. Spróbuj wyszukać coś w przepisach, może ostatnio coś nowego się ukazało.
– Będę musiała zaangażować cały wydział księgowy.
– No, ile masz tam etatów?
– Dowalili mi ostatnio cztery, teraz mam dwadzieścia jeden.
– Dasz radę?
– Jo siedzi w nowych przepisach, ale nim skończy czytać jeden, już są dwa nowe.
– To niech jej Ciacho pomaga.
– Ciacho robiła dyplom kilka lat temu, nie potrafi dostosować się do nowych warunków.
– Niech się uczy.
– Postaramy się coś znaleźć.
– Poproś Kwarta.
– Ok.
Powoli podniosła się z krzesła. Nie była uradowana moją prośbą. Kwart, szef działu zaopatrzenia. Przedtem był kucharzem, ale nowy dekret preprezydenta o reorganizacji kuchni w gospodach wiejskich Dz. Dekretów Nr 65783 z dnia 23 marca z ubiegłego roku stworzył kilka nowych stanowisk i Kwart awansował.
Miałem chwilę spokoju, wyciągnąłem fajkę i zacząłem ją nabijać. Miałem jeszcze trochę tytoniu. Przyszedł Kwart.
– Suchom derektorze.
– Kwart, godoj, kto stoi pode wrotami.
– Niktto.
– To, co mi tu godos. Mów po ludzku.
– Ja już mam ostrzeżenie o zbytnim wykształceniu i jeżeli jeszcze raz mnie złapią, to pójdę do kamieniołomów kuć nowy pomnik.
– Zapomniałem. Nie obawiaj się, chyba już wszystkie gumowe ucha spławiliśmy.
– Nie wiadomo, nie wiadomo.
– Mamy jakieś rezerwy w spiżarni?
– Nie, wszystko nam podczas ostatniej kontroli zabrano.
– To jak my go powitamy?
– Nie wiem.
– Robi się gorąco, jak nic nie skombinujesz, to wszyscy wylądujemy nad Balatonem w ramach współpracy gospodarczej.
– Mówi się w ramach Pomocy Bratankowej.
– Zapomniałem, rzeczywiście. Idź, kombinuj. Poproś Lili.
Zależało mi na szybkim wydaniu odpowiednich dyspozycji. Z tego też powodu zachowywałem się niezbyt grzecznie ganiając moich starych pracowników.
– Wołałeś mnie? – Do gabinetu ostrożnie wsunęła się Lili.
– Tak.
– Słyszałam, że Serce Narodu przyjeżdża do nas z wizytą.
Dobrze wyszkolona. Zna wiele określeń, podobne w swoim życiu dawno temu słyszałem: Słońce Karpat, Matka Ojczyzny –co prawda obecnie nie bardzo pasuje, ale inne zostały przyjęte, a nawet nakazane do powszechnego stosowania, chociażby Pogromca Lwicy. To chyba miała być lewica. Nieważne, stare dzieje.
– Tak, w związku z powyższym trzeba przygotować nowy program artystyczny. Oficjalny i prywatny.
– Łatwo ci mówić – prywatny.
– Wiem, że to bardzo ryzykowne zadanie. Czy mamy jakieś tancerki, które mają kurwiki w oczach?
Lili spojrzała na mnie szerokimi oczami. Zajrzałem w nie, ale niczego nie dojrzałem. Niestety, jedna kandydatka odpada – pomyślałem. Zauważyła moją reakcję, ale nie skomentowała.
– Nie, nie dostaliśmy zezwolenia na zatrudnienie takich. Tancerki przydzielają do knajp tylko w większych miastach.
– A nie możemy zaprosić jakąś na występy gościnne?
– Nie wiem.
– Dowiedz się w wydziale prawnym. Szem dostała ostatnio nowe przepisy, przyjechały na czterech furmankach.
– Tiry się mówi.
– Tiry. To leć.
– Lecę.
Taki błogi spokój panował w tej gospodzie, teraz będzie zapieprz. Pójdę, zapalę sobie fajkę. Może w tym miesiącu uda mi się zaoszczędzić coś z przydziału? Cholera, to było w Drugiej Rzeczypospolitej, teraz nie ma przydziałów. Jak ten czas szybko płynie.
Zbliżała się dwudziesta druga, udałem się na egzekutywę.
Byli wszyscy członkowie, oczywiście poza pierwszym sekretarzem. Zająłem miejsce z boku stołu, tutaj nie byłem najważniejszy.
Punktualnie o dwudziestej drugiej piętnaście wszedł pierwszy sekretarz, towarzysz Red. Nałożył białą marynarkę i czerwone spodnie, krawat w biało-czerwone paski. Wszyscy spojrzeliśmy na zwis męski długi, tak to kiedyś nazwano. Każdy liczył, ile jest pasków. Niestety, tylko trzydzieści trzy, no tak, jeszcze nie awansował, nadal jest pierwszym sekretarzem trzydziestej trzeciej kategorii.
Towarzysz Red usiadł za stołem prezydialnym, oczywiście na samym środku.
– Towarzysze, jak już wicie, w najbliższych dzionkach przybyndzie do nas towarzysz preprezydent. Jest to ogromne wyróżnienie dla naszej organizacji partyjnej.
– Niech żyje towarzysz Zbitad!
– Niech żyje! Niech żyje! Niech żyje! – odpowiedzieliśmy gromkimi okrzykami, oczywiście na stojąco.
– Towarzysze, chciałbym pogratulować towarzyszowi derektorowi za właściwą postawę i sybkom decyzje o zwołaniu egzekutywy. Towarzysze to tu, a nie w gabinetach derektorów zapadają najważniejse decyzje, decyzje, które doprowadzą do rozkwitu nasej ukochanej ojcyzny. Ten rozkwit juz jes, wsedzie to widac, rozejzyjcie sie dokoła. Bogata jest nasa ojcyzna.
Znaliśmy ten ostatni fragment przemowy na pamięć, ale nadal patrzyliśmy na naszego wodza z uwielbieniem. Jedynego, czego nauczyliśmy się do perfekcji, to gry aktorskiej. Piąta Rzeczypospolita miała miliony świetnych aktorów.
– Tera przejdziemy do punktu pirwsego. Towarzyszka Calo przedstawi nam aktualny ra...…ra... aktualną tabelę psydatności do społeczeństwa. Proszę.
Calo, prawa ręka sekretarza, moja też, podniosła się z krzesła. Zamierzała ruszyć do stołu prezydialnego, ale szybko zreflektowała się, widząc zdziwioną minę sekretarza. Calo przybyła do nas skierowana przez młodzieżową przybudówkę organizacji do zwalczania nieprzydatności dla społeczeństwa. Nigdy nie poznałem celów tej bardzo licznej struktury organizacyjnej. Pewnym głosem, niepasującym do jej drobnej figury, powiedziała.
– Towarzysze, ponieważ jest to bardzo ważne zebranie, na którym mają zapaść istotne decyzje, będę mówiła krótko. Podam jedynie pierwszych pięć miejsc, przepraszam sześć, bo pirwse to zajmuje towarzysz pirwsy sekretarz Red – zdążyła poprawić wymowę, pierwszy sekretarz już sięgał do kieszeni, w której nosił białą księgę.
Rozległy się burzliwe brawa, owacja trwała przepisowe pięć minut. Towarzysz Red sprawdzał na zegarku.
– Towarzysze, towarzysz pirwsy sekretarz Red ma aktualnie 1756 punktów psydatności dla społeczeństwa.
Brawa trwały wymagane trzy minuty.
– Towarzysze, na wielce zascytnym drugim miejscu jest towarzysz derektor. Aktualnie posiada sześćdziesiąt siedem punktów.
Muszę ją przeszkolić. Kątem oka zauważyłem skwaszoną minę pierwszego sekretarza. Na jakim zaszczytnym miejscu, zaszczytne jest jedno. Przez jedną minutę cała sala klaskała.
– Towarzysze, trzecie miejsce zajmuje towarzyszka Jo – sześćdziesiąt sześć punktów.
Tylko trzydzieści sekund.
– Towarzysze, czwarte i piąte miejsce zajmują: towarzysz Kubeł i towarzyszka Lukrecja po czterdzieści punktów.
Klaskano w dwóch turach po dziesięć sekund.
– Szóste miejsce zajmuje towarzysz Kwart: dwadzieścia punktów – ponownie zagalopowała się, lecz miała szczęście, pierwszy sekretarz sprawdzał swoją książeczkę z punktami.
Pięć sekund. Byłem dumny ze współpracowników. Bez spoglądania na zegarek, a raczej sekundnik, oklaski trwały tyle, ile powinny.
– Towarzysze, towarzysz preprezydent w dniu wczorajszym wydał dekret o nowych zasadach przyznawania punktów anulujący dekret wydany tydzień temu. Proszę, aby wszyscy towarzysze po zebraniu zapoznali się z nowym dekretem, który obowiązywać będzie od jutra. Dziękuję.
Usiadła. Opuściła głowę i zaczęła studiować dekret preprezydencki, ogromną księgę oprawioną w korę. Korniki zdecydowanie wspomagały nasz przemysł drzewny. Korę dostarczały liczne tartaki. Nie widziałem twarzy Cali, długie ciemne włosy dokładnie ją zasłoniły.
Głos zabrał towarzysz pierwszy sekretarz Red. Wszyscy podnieśliśmy wzrok na naszego ukochanego przywódcę partyjnego. Może kiedyś szlag cię trafi – pomyślałem, a potem przez kilkanaście sekund rozważałem możliwość zaistnienia takiego wydarzenia. Doszedłem jednak do wniosku, że lepszy stary wróg niż nowy. Wiedzieliśmy, czego możemy spodziewać się po Redzie.
– Towarzysze, teraz przejdziecie do następnych punktów nasej egzekutywy, a ja udam się na telekonferencję z pirwsym sekretazem trzydziestej drugiej kategorii. Omawiajcie sprawy związane z wizytą dostojnego gościa. Do roboty.
Wstał i wyszedł. Odetchnęliśmy z ulgą.
– Słuchajcie, wiecie, co nas czeka – rozpocząłem.
– Calo – przerwał mi Kubeł – powiedz, jakie są zmiany, ile trzeba mieć, aby zamieszkać w mieście?
– Teraz równe pięćset.
– Niech to szlag trafi! – wrzasnął. – Ażeby odwiedzić rodzinę, ile potrzeba punktów? – zapytał z nadzieją w głosie.
– Sto.
– Nigdy nie będę tylu miał.
– To po cholerę studiowałeś tak durny kierunek. – Nie wytrzymałem. – Calo, po egzekutywie spotkamy się wszyscy w szopie tam, gdzie zawsze, powiesz nam, jakie są zmiany. Teraz wracajmy do wizyty.
Kubeł ukończył filologię rosyjską, a po zmianie polityki rozpoczął studia na germanistyce. Nie ukończył ich, dostał skierowanie do pracy i wylądował na tym zadupiu.
Do sali konferencyjnej wpadł wzburzony pierwszy sekretarz Red.
– Towarzyse, to skandal. Właśnie miałem telekonferencję z towazysem ze wsi, który zwrócił mi uwagę, że nas sierp nie świeci idealnie. On widzi migające świetlówki. Kto jest odpowiedzialny za sierp?! – wrzasnął.
– Jo, towazysu sekretazu – przyjmując postawę na baczność, odpowiedział Kubeł.
– Dlaczego miga? Jak mam to rozumieć? Czy to syfr? Zazewie buntu? A moze rebelia?
– Towazysu sekretazu – wtrąciłem – to jest awaria. Sierp, który ogromnym wysiłkiem zbudowaliśmy i umieściliśmy na dachu naszej gospody, aby przyświecał wszystkim i przypominał o naszym obowiązku wobec partii i ojczyzny, ma dwieście pięćdziesiąt świetlówek. Towarzysze z fabryki produkującej lampy powiedzieli nam, że oni robią doskonałe, niepsujące się, ale w ramach spłaty zadłużenia Unii wobec naszego kraju, nasz minister do spraw oświetlenia narodu zgodził się na spłatę tego zadłużenia świetlówkami z Unii. W każdej partii, jaką zamawiamy, mamy 99% tych unijnych, a one się psują. Stosowne dokumenty posiada szef działu zaopatrzenia, towarzysz Kwart. Obecnie posiadamy dwa etaty na uzupełnianie oświetlenia sierpa i mam nadzieję, że ta awaria została już usunięta. Ci towarzysze pracują praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę.
– Towarzyszu dyrektorze, wy mi tu nie pierdolcie. Weźcie się do roboty.
Jak wpadł, tak wypadł. Widać chłopisko zdenerwowało się, bo po ludzku mówił.
– Wracajmy do narady. Nie mamy żadnych zapasów i tuzin dni na ich uzupełnienie. Macie jakieś pomysły?
– Kartki na żywność mamy zrealizowane. – Rozpoczął Kwart. – Musimy wyprodukować dodatkowe, nie skapują się, bo wszyscy tak robią. Niestety na niewiele się to zda, bo żarcia po prostu nie ma. Ostatnio wzmocnili straż leśną i kłusownictwo w lasach preprezydenckich jest niebezpieczne. Madziarzy, których tu zesłano w ramach wymiany kulturalnej, łażą w tych swoich kufajkach po lesie i ostatnie sztuki wyłapują. I tak połowa zwierzyny została już wybita.
– A nasza własna hodowla?
– Połowa bydła zdechła, bo weterynarzy już nie ma, nikt nie chce pracować w służbie weterynaryjnej. To pokłosie stadniny. Została jedna, ledwo żywa króweczka, mleko od niej mamy. To efekt likwidacji Funduszu Zdrowia Świń, Funduszu Zdrowia Krów i Funduszu Zdrowia Królików. Funkcjonuje jeszcze ten od kurczaków. Mamy, więc na stanie pięć kurczaków. No i jeszcze jest Narodowy Fundusz Zdrowia.
– Nie wkurwiaj mnie. Jeszcze raz wspomnisz o tym burdelu, to cię zlinczujemy albo pojedziesz poopalać się przy taczkach nad Balatonem. Było dziesięć kur. Gdzie druga połowa?
– Drugą odstawiliśmy w ramach obowiązkowej kontraktacji.
– Co zatem mamy?
Kwart przez chwilę wahał się, szukał w pamięci, jakie właściwie mamy zapasy. W końcu z dumą oświadczył.
– Mamy pięćdziesiąt ton gipsu.
– Po co nam tyle?
– Otrzymaliśmy deputat na popiersia preprezydenta i musieliśmy go wykupić.
Pięćdziesiąt ton, to znaczy, że musieliśmy zużyć sto. Nie sądzę, aby pomylili się przy odbiorze, na pewno wykonaliśmy plan. Na szczęście nie dopatrzyli się, że popiersia były o jedną trzecią mniejsze. Och te dziewczyny.
– Lukrecjo, masz jeszcze zręczne paluszki?
– Dlaczego zdajesz to pytanie?
– Te tysiąc popiersi musiało dać ci się we znaki. Poczekaj, Kwart, mamy jakieś farby, akwarele, plakatówki?
– Tak, zostało nam po malowaniu portretów.
– Lutko, zrobisz kilka prosiaczków w gipsie, szyneczkę, schabowego, banany...…
– Przestań, bo się poryczę. Wiem, o co chodzi.
– Weź kogoś z młodych do pomocy. Oni nie pamiętają, nie będą wiedzieli, co malują. Zbliżają się święta, może cośœ dodatkowego rzucą, może będzie kaszanka. Do pracy.
Lukrecja, bardzo wysoka brunetka, roniła łzy. Płynęły strugą po jej bladej twarzy. Absolwentka wydziału sztuk pięknych, niezwykle uzdolniona. W młodości wspierała nie tych, co należało, zachciało jej się rysować karykatury. Nasza władza jest pamiętliwa.
Opuściliśmy salę konferencyjną, czyli jedyną, jaka była w gospodzie i pojedynczo udaliśmy się do szopy. Nie wszyscy byli dopuszczeni do rozlewnictwa. Trzeba było sobie zasłużyć i mieć mocną głowę.
Za stertą siana było tajne wejście do bimbrowni. Bimberek ratował naszą gospodę.
– Cześć Seb.
– Czołem.
Seb był naszym głównym producentem. W ciągu ostatnich kilku lat doszedł do perfekcji. Potrafił z każdej roślinki wyprodukować procenty. Był mistrzem w swoim fachu. Całymi dniami i wieczorami przebywał w szopie. Z tego też powodu mizernie wyglądał: blada twarz, podkrążone oczy, potargane włosy. Gdy tylko weszła do środka Calo, nie odrywał wzroku od narzeczonej.
– Calo, opowiadaj, jakie zmiany są w punktacji – poprosiłem.
– Mam złe wieści dla niektórych. Najgorsze dla ciebie. Teraz za pracę w Drugiej Rzeczypospolitej dostaniesz minus pięć punktów, a nie plus dziesięć jak poprzednio. Wzrosły notowania za pochodzenie społeczne. Za chłopskie jest dwadzieścia pięć, za robotnicze dostanie się dziesięć, inteligenckie – zero. Wprowadzono nową tabelę: imiona.
Z tej strony nic nam nie groziło, już dawno temu pozmienialiśmy swoje imiona na dość nietypowe. Calo poradziła nam, abyśmy to zrobili, już wtedy domyśliła się, jaka jest polityka państwa. Teraz frajerzy będą nadawać chłopcom imię Jarosław a za dwa, trzy lata okaże się, że zmieniono tabelę i stracą po 500 punktów. Władza szybko się zorientowała w procederze zmiany imion i teraz nie ma już takiej możliwości. Budżet państwa został uratowany. Tylko Lukrecja została przy swoim, szlacheckim.
– Najwyższa punktacja za Jarosława: dwadzieścia punktów.
Miałem rację, trochę się orientuję w meandrach polityki.
– Marek dostaje dziesięć – kontynuowała Calo – a potem... sami sobie poszukajcie w załączniku.
– A ile jest za to, którego nie wolno nadawać? – zapytał Vinc.
Rozejrzeliśmy się dookoła, na szczęście, sami swoi.
– Nie ma go w wykazie, jest zabronione. Trzeba mieć specjalną zgodę preprezydenta.
– Czy Lukrecja jest w wykazie?
– Tak, zapamiętałam: trzy punkty.
– Hura! – krzyknęła Lutka.
Chyba idzie nowe, arystokracja ma wyższe notowania.
– A za te trzy imiona? – zapytał Seb.
– Minus sto, już nie nadaje się imienia Le... oj, sorki.
Niewiele brakowało, a wymknęłoby się jej niemile widziane imię. W porę się opanowała, biedna dziewczyna. Jak ona to robi, że jest na bieżąco?
– Za nazwiska nic się nie zmieniło i tak burak nadal ma dwadzieścia pięć punktów, najwięcej z nas wszystkich.
Odetchnąłem z ulgą. Co prawda straciłem piętnaście punktów, ale bilans nadal był dodatni.
– Wzrosła ilość punktów za: Schab, Golonka, Szyja, Goleń, Żebro.
– Mogę zobaczyć wykaz nazwisk? ¬– zapytał Kwart.
Calo, nie od razu podała mu grubą księgę. Cholera – pomyślałem. – Kwart nie będzie zadowolony. Miałem głupie przeczucie. Calo jeszcze nie skończyła.
– Wybranie skali podatku pozostaje bez zmian.
Nasz kraj jest w pełni demokratyczny, każdy obywatel ma prawo sam wybrać sobie wysokość podatku, jaki musi zapłacić. Pełna demokracja, nie to, co w Unii.
– Skala podatków też nie uległa zmianie. Od zera do 500+. To wiecie. W zapowiedziach wydawniczych dekretów preprezydenta napisano, że w najbliższym czasie, być może będziemy jedynym krajem na świecie, gdzie średni podatek będzie ujemny. W tej chwili, jak doskonale wiecie, wynosi zero.
– Calo, daruj sobie te komentarze – powiedziałem.
System podatkowy jest prosty jak drut. Podatki wynoszą zero, dziesięć, dwadzieścia i tak, co dziesięć do stu, potem 120, 140, aż do 200, 250, 300, 400 i 500+. W sumie to daje 2800%. Minister płaci minus czterdzieści, sekretarze partii od minus dziesięciu do minus trzydziestu a preprezydent – minus 2720%. Po podsumowaniu minusów i plusów otrzymujemy średnią wartość podatku na poziomie zera. To taki prosty system, że też nikt wcześniej na to nie wpadł.
– Kurwa! – wrzasnął Kwart. – Nie ma nigdzie mojego nazwiska.
Podszedłem do niego i przytuliłem.
– Kwart, nie płacz. Nikt się nie dowie, jak się nazywasz. Jesteśmy jedną rodziną.
Nie zawiodło mnie moje przeczucie. Nazwiska Kwarta nie było w wykazie. Oznaczało to jedno – figurował w wykazie nazwisk niedopuszczalnych. Ten wykaz obejmowała klauzula: tajne specjalnego znaczenia. Jedno, co zawierał, to liczbę nazwisk. Zerknąłem na stronicę i zobaczyłem cyfrę 189 456. Tyle nazwisk była zakazanych, ci, co je nosili, otrzymywali minus 1000 punktów przydatności.
– Kwart, możesz je zmienić – zaproponowała Martas.
– Nazywam się tak samo, jak mój ojciec, dziadek i pradziadek. Moje dzieci też będą nosiły moje nazwisko – odpowiedział z wielką determinacją.
– Kwart, jak będziesz usiłował zaciągnąć dziewczynę na siano, to lepiej się nie przedstawiaj – poradziłem mu.
Wszyscy współczuli biedakowi. Seb natychmiast przytoczył beczułkę. Zaczęliśmy rozlewać do butelek. Marnie nam to szło. Kwart doszedł do siebie i po kilku minutach zapomniał o księdze.
– Powiedz mi – zaczepiła mnie Teo – o co chodzi z tymi taczkami i Balatonem?
– Nie oglądasz telewizji?
– Oglądam, ale mylą mi się kanały, jest ich pięćdziesiąt, a wszystkie różnią się jedynie numerkami, TVP1, TVP2 i tak dalej. Nie ma prywatnej, dlaczego?
– Teo, nie wolno zadawać takich pytań. Powiem ci o Balatonie. Nasi rodacy w ramach Pomocy Bratankowej wysyłani są do pracy nad Balatonem. Wykopują ziemię na północy jeziora.
– Węgrzy chcą powiększyć jezioro?
– Słuchaj, nie przerywaj, bo rozpoczęliśmy już degustację, a za chwilę nic nie zrozumiesz. Nasi na północy kopią, a potem taczkami zawożą urobek na południe. W ten sposób przesuwają jezioro na północ, bliżej nas.
Teo chwilę rozważała moje słowa, po chwili zadała pytanie.
– A co robią Węgrzy w ramach tej pomocy?
– Kopią nowe koryto Wisły przez Tatry.
– Jak nie będzie wody w Wiśle, to wyschnie koryto.
– Nie wolno wymawiać tego słowa, źle się kojarzy. Są inne rzeki, które wpadają do Wisły.
– Przecież nasz preprezydent dba o ekosystem. Pamiętasz walkę o Puszczę Białowieską?
– A wiesz, jak się skończyła?
Ponownie się zastanawiała, nim odpowiedziała:
– No nie.
– Gonili jednego kornika, ale ten spaślak był bardzo cwany. Nim ścieli chore drzewo, już drążył tunele w następnych. Dopadli gnoja w ostatnim, nie miał gdzie uciec. I teraz mamy naturalny krajobraz, ale nie ma puszczy.
– To, co tam teraz jest?
– Nie mam pojęcia, ale wolę się nie dopytywać.
Rozlewnictwo szło pełną parą, co prawda większość bimbru lądowała w szkle nieprzypominającym w niczym naczyń z długą szyjką. Naszym zadaniem było rozlanie beczułki bimbru do butelek, naklejenie siedmiu akcyz. To bardzo odpowiedzialna praca.
Grubo po trzeciej poszliśmy spać, właściwie to nie musieliśmy nigdzie iść.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Gospoda pod sierpem - przez burak - 03-11-2016, 11:07
RE: Gospoda pod sierpem - przez gorzkiblotnica - 04-11-2016, 23:06
RE: Gospoda pod sierpem - przez burak - 04-11-2016, 23:38
RE: Gospoda pod sierpem - przez skrobipiórek - 05-11-2016, 07:23
RE: Gospoda pod sierpem - przez gorzkiblotnica - 05-11-2016, 14:59
RE: Gospoda pod sierpem - przez burak - 05-11-2016, 17:13
RE: Gospoda pod sierpem - przez gorzkiblotnica - 06-11-2016, 21:00
RE: Gospoda pod sierpem - przez burak - 06-11-2016, 21:58
RE: Gospoda pod sierpem - przez burak - 09-11-2016, 19:49
RE: Gospoda pod sierpem - przez gorzkiblotnica - 09-11-2016, 21:57
RE: Gospoda pod sierpem - przez burak - 11-11-2016, 09:50
RE: Gospoda pod sierpem - przez gorzkiblotnica - 12-11-2016, 21:10
RE: Gospoda pod sierpem - przez burak - 13-11-2016, 08:46
RE: Gospoda pod sierpem - przez gorzkiblotnica - 13-11-2016, 22:14
RE: Gospoda pod sierpem - przez burak - 14-11-2016, 20:52
RE: Gospoda pod sierpem - przez gorzkiblotnica - 14-11-2016, 21:55
RE: Gospoda pod sierpem - przez burak - 15-11-2016, 09:51
RE: Gospoda pod sierpem - przez gorzkiblotnica - 15-11-2016, 22:18
RE: Gospoda pod sierpem - przez burak - 17-11-2016, 13:29
RE: Gospoda pod sierpem - przez gorzkiblotnica - 17-11-2016, 22:23
RE: Gospoda pod sierpem - przez Gunnar - 19-11-2016, 12:30
RE: Gospoda pod sierpem - przez burak - 19-11-2016, 10:27
RE: Gospoda pod sierpem - przez burak - 19-11-2016, 13:27
RE: Gospoda pod sierpem - przez gorzkiblotnica - 20-11-2016, 21:44
RE: Gospoda pod sierpem - przez burak - 22-11-2016, 22:42
RE: Gospoda pod sierpem - przez gorzkiblotnica - 23-11-2016, 21:42
RE: Gospoda pod sierpem - przez burak - 11-01-2017, 18:18
RE: Gospoda pod sierpem - przez gorzkiblotnica - 11-01-2017, 19:58
RE: Gospoda pod sierpem - przez burak - 19-02-2017, 19:32
RE: Gospoda pod sierpem - przez gorzkiblotnica - 19-02-2017, 22:05
RE: Gospoda pod sierpem - przez burak - 20-02-2017, 19:50
RE: Gospoda pod sierpem - przez gorzkiblotnica - 21-02-2017, 23:28
RE: Gospoda pod sierpem - przez Kansaa97 - 21-03-2018, 12:42

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości