Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
2012,5
#14
Kolejny fragment (chyba będą jeszcze dwa):

****

Od niemal miesiąca, kiedy pojawili się żołnierze, ukrywał się w małej chatce, na zachodnim zboczu wzgórza Bogjurgan. Wcześniej, jeszcze wałęsając się po ulicach Stonehaven, widział jak żołnierze i ludzie w białych kitlach wszędzie węszą i jak miasto powoli się wyludnia. Coraz mniej mieszkańców chodziło do pracy, pojawiło się też coraz więcej opustoszałych domów. Uciekł wtedy na odludzie zabierając tyle żywności ile udało mu się znaleźć. Ale zapasy się skończyły, więc mimo swej wręcz obsesyjnej niechęci do ludzi, a zwłaszcza takich w mundurach, ruszył do miasta na wschodzie. Zszedł ze wzgórz w nadziei, że w mieście uda mu się znaleźć nieco żywności w opustoszałych domostwach lub sklepach. Niczego jednak nie znalazł, nawet samego miasta. Zniknęły niewielkie domki ustawione przy krętych uliczkach, zniknęły też drogi. Wszystko pochłonęło morze. Było gorące majowe popołudnie, spokojne fale obmywały zbocza wzgórza, na wpół zatopione drzewa i pola. Gdzieniegdzie z toni wystawały nawet dachy zalanych budynków.

Powódź! Ale jak, przecież to nie jakaś pieprzona rzeka tylko morze? A może to jakiś niezwykły przypływ? Czy zabrali wszystkich z miasta? Ale przecież to musiało zalać wszystkie miasta na całym wybrzeżu!

Rozejrzał się wokół, nie dostrzegł nikogo. Jedyny ruch jaki widział w zasięgu wzroku wywołany był przez łagodny wiatr i złowrogie morskie fale. Nie wiedział co robić, był tu sam, głodny i bez zapasów a wszyscy gdzieś zniknęli. Nienawidził tłumów, tak po prawdzie to chyba nienawidził ludzi. Zawsze był sam, zawsze wierzył, że może liczyć tylko na siebie, że od nikogo nic nie dostanie i nikomu nic nie zawdzięcza. Teraz jednak gdy stał, patrzące na opustoszały świat zdał sobie sprawę, że on też był częścią społeczeństwa. Potrzebował innych, choćby po to by mógł zbierać pozostawione przez nich resztki. Nigdy nie chciał mieć domu, rodziny czy pracy, ale nigdy także nie żebrał. Żywił się i ubierał w to co znalazł, mieszkał tam gdzie się dało, w opuszczonych domach i chatach, a latam po prostu pod gołym niebem. Ale teraz gdy przez myśl przemknęło mu, że mógł zostać jedynym człowiekiem na świecie, zdał sobie sprawę, że sam może nie dać rady.

Był przerażony, stał jeszcze przez chwilę wpatrując się w zmieniony krajobraz jakby w nadziei, że zaraz się obudzi i wszystko wróci do normy. Nic takiego się jednak nie stało, chwilę później na wpół świadomie ruszył na przełaj przez pola na południe.

Szedł długo, woda sięgała aż na zbocza wzgórz, nie widział żadnego nie zalanego domu lub budynku. Za jednym z niskich kamiennych murków znalazł mały ogródek, a w nim kilka zarośniętych krzewów truskawek, dzięki którym udało mu się nieco zapełnić domagający się pożywienia żołądek. Szedł nawet nocą, dopiero teraz zdał sobie sprawę, że horyzont wyglądał nienaturalnie. W swej samotni, położonej w niewielkiej dolinie nie dostrzegłby tego, teraz wędrując po zboczach zdał sobie sprawę, że jedyne światła jakie widzi to blask jakże odległych gwiazd na niebie. Nigdzie w zasięgu jego wzroku nie paliło się żadne, choćby najmniejsze, światełko. Zaczął jeszcze energiczniej przebierać nogami, niewiele brakowało, by zaczął biec. Wkrótce dotarł do wąskiej drogi, już nie obawiał się, że kogoś spotka, miał wręcz nadzieję, że gdzieś u kresu podróży zobaczy światła, usłyszy gwar rozmów innych ludzi. Noc była gorąca, szedł zmieniając tempo tylko wtedy gdy obolałe mięśnie i zmęczenie zmuszało go by na chwilę zwolnił. Nad ranem zdał sobie sprawę, że nie widzi już nawet gwiazd, a droga wydaje się niknąć kilkadziesiąt metrów przed nim. To była mgła. Poddał się, teraz wlókł się, noga za nogą, zatracił gdzieś cel do którego wydawało mu się, że zmierza. I wówczas zobaczył, że coś wyłania się z mgły na poboczu. Podszedł bliżej… tablica z nazwą miejscowość… Northmuir, był tu kiedyś. Nie spodobało mu się, ale teraz nie miało to znaczenia. Znowu przyśpieszył kroku. Chwilę później z mgły zaczęły wyłaniać się pierwsze budynki. Teraz już naprawdę biegł. Gdy dotarł do rynku mgła zaczęła się powoli podnosić.

To miasteczko, mimo iż nie zalane, też było opuszczone, wiedział to. Na ulicach walało się pełno śmieci, stojące z rzadka na poboczu samochody były brudne, niektóre miały nawet powybijane szyby. Posesje nie prezentowały się lepiej. Trawniki były zarośnięte, część traw zdążyła się nawet wykłosić, niektóre okna były powybijane, zobaczył nawet kilka wyłamanych drzwi. Szedł ostrożnie środkiem ulicy nasłuchując. Do jego uszu docierał tylko szum wiatru i pobliskiego morza. Po prawej zobaczył szyld małego sklepu spożywczego. Szyby witryny były całe a drzwi zamknięte. Zadziałał instynkt i wciąż przypominający o sobie głód. Rozejrzał się dookoła i z małego zaniedbanego kwietnika podniósł spory kamień. Cisną nim w wystawę sklepiku. Pękająca szyba i spadające na bruk fragmenty szkła narobiły takiego huku, iż był przekonany że nawet martwi, mieszkańcy powinni powstać z grobów. Przez chwilę stał nieruchomo, jakby czekając na jakąś reakcję. Nic się jednak nie stało. Gdy podszedł do wybitego okna poczuł ohydny zapach zgnilizny. Do takich atrakcji był jednak przyzwyczajony. Wdrapał się na niewysoki parapet, nogą potłukł resztki szyby i wskoczył od środka. Większość towarów na półkach przypominało teraz różnokolorowe papki wokół których roiło się od much. Dostrzegł jednak i to na co liczył. Puszki i torby zawierające szczelnie zapakowaną żywność. Rozerwał torbę z chipsami i zaczął je łapczywie jeść. Dopiero gdy zaspokoił pierwszy głód, przeszukał cały sklep, znalazł niemal wszystko czego szukał: kilka sporych worków, otwieracze do konserw, zapalniczki, świece a nawet papierosy. Pakował wszystko co znalazł i wynosił na zewnątrz. W górze ulicy, przy małej kawiarence stały dwa drewniane stoliki i ławki, tam znosił zdobycze. Dopiero około południa rozsiadł się wygodnie przy stercie zapasów, otworzył konserwę i przegryzając sucharami najadł się do syta.

Jeszcze kilak godzin buszował po okolicy, przeszukiwał domy i sklepy. Przed przerwą na popołudniową herbatkę w pobliżu stolików leżało kilkanaście toreb wypchanych wszelkiego rodzaju dobrem. W jednym z domów, na stoliku stojącym przy wejściu, znalazł nawet kluczyki do samochodu. Pasowały do stojącego przed domem wielkiego srebrnego Suva. Gdy znosił zdobycz do pojazdu usłyszał najpierw odległy grzmot. A przynajmniej tak mu się wydawało. Wybiegł na środek niewielkiego placu by się rozejrzeć. Nie dostrzegł jednak nawet najmniejszej chmurki kalającej błękit nieboskłonu. Potem ziemia pod jego stopami zatrzęsła się jakby gdzieś w pobliżu wędrował jakiś olbrzym. Kolejny wstrząs był jeszcze silniejszy, z niektórych okien posypało się nawet szkło. Po chwili wszystko umilkło. Czekał na kolejny wstrząs, ale nic się nie działo.
Załadowanie zapasów do samochodu zajęło mu jeszcze nieco czasu. Wsiadł za kierownicę, odpalił silnik i przez chwilę szukał wskaźnika paliwa, bak był pełny. Zastanawiał się czy nie zostać w tym miasteczku, jednak postanowił wrócić do siebie. Teraz powinno być to łatwe, miał pojazd, a nawet przy swoich dość ograniczonych umiejętnościach jeśli chodzi o prowadzenie podejrzewał, że wróci do swej samotni przed zmierzchem. No i będzie mógł przyjeżdżać po zapasy. Świat się zmienił, ale możliwe, że jemu wyjdzie to na dobre. Uśmiechnął się i ruszył powoli, jadąc niemal od krawężnika do krawężnika po wąskiej drodze.

W ciągu następnego tygodnia woda podniosła się na tyle, że w miasteczku z którego bezdomny Sam Frayerty zabrał zapasy i samochód, na ulicach pojawiła się niemal metrowa warstwa wody. Wstrząsy stawał się coraz silniejsze i częstsze. Ale Sam nie przejmował się tym, jeździł po okolicy, zbierał zapasy i paliwo, osiedlił się nawet w zabytkowym dworku wysoko w górach, nawet nie wiedział jak to miejsce się nazywało. Było tu miło i przytulnie, a budowla była na tyle solidna, że nie obawiał się nawet trzęsień ziemi. Już wiedział, że został jedynym człowiekiem na świecie, chyba był jakiejś wyższej sile wdzięczny za to, że pozwoliła mu resztę dni przeżyć w takim luksusie. Nie chciał się zastanawiać po co żyje i co będzie dalej.

----
Coś ciężko mi się to pisało, więc proszę o konstruktywną krytykę.
Just Janko.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
2012,5 - przez Janko - 20-11-2009, 16:50
RE: 2012,5 - przez Triss - 20-11-2009, 18:10
RE: 2012,5 - przez Janko - 20-11-2009, 18:27
RE: 2012,5 - przez Kot - 23-11-2009, 05:26
RE: 2012,5 - przez Janko - 23-11-2009, 10:18
RE: 2012,5 - przez Triss - 23-11-2009, 10:30
RE: 2012,5 - przez Lilith - 25-11-2009, 09:27
RE: 2012,5 - przez Janko - 25-11-2009, 22:57
RE: 2012,5 - przez Triss - 28-11-2009, 13:56
RE: 2012,5 - przez Danek - 11-12-2009, 12:40
RE: 2012,5 - przez Janko - 13-12-2009, 01:10
RE: 2012,5 - przez Kot - 16-12-2009, 12:02
RE: 2012,5 - przez Met - 16-12-2009, 19:22
RE: 2012,5 - przez Janko - 29-12-2009, 15:01
RE: 2012,5 - przez Triss - 29-12-2009, 15:46
RE: 2012,5 - przez Met - 29-12-2009, 16:43
RE: 2012,5 - przez RootsRat - 29-12-2009, 16:47
RE: 2012,5 - przez RootsRat - 31-12-2009, 13:42
RE: 2012,5 - przez Janko - 31-12-2009, 16:07
RE: 2012,5 - przez RootsRat - 31-12-2009, 18:32
RE: 2012,5 - przez RootsRat - 06-01-2010, 14:35
RE: 2012,5 - przez Danek - 20-01-2010, 10:47
RE: 2012,5 - przez gorzkiblotnica - 27-01-2010, 20:37
RE: 2012,5 - przez Janko - 22-02-2010, 15:01
RE: 2012,5 - przez RootsRat - 22-02-2010, 15:49
RE: 2012,5 - przez Kot - 22-02-2010, 18:45
RE: 2012,5 - przez Janko - 29-05-2010, 11:58
RE: 2012,5 - przez RootsRat - 08-07-2010, 21:03

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości