Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Szept uciszonych
#1
ROZDZIAŁ PIERWSZY

Johann Deku drzemał w swoim gabinecie, z głową na biurku, kiedy nagle poczuł, że ktoś próbuje wsunąć mu pod czoło coś papierowego. Otworzył oczy i zobaczył swoją asystentkę, Stenę Ledgred.
Chociaż miała ona zaledwie dwadzieścia cztery lata, to wykazywała się niezwykłą sprawnością i inteligencją. Była ona wysoką, niebieskooką kobietą z jasną karnacją i czarnymi, kręconymi włosami. Trzymała w ręce niewielką, zapieczętowaną kopertę.
- Sądząc po pieczęci, to wiadomość od Administratora – powiedziała bez ogródek. – Przed chwilą przyniósł ją Martel.
Johann spojrzał zdziwiony na Stenę. Martel był jednym z najbardziej zaufanych ludzi Administratora i jeśli został wysłany, by dostarczyć świstek papieru, to jego treść musiała być naprawdę ważna.
Stena cofnęła się kilka kroków, skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła na przełożonego, dając do zrozumienia, że nie da mu spokoju, dopóki nie pozwoli jej zapoznać się z treścią listu.
Johann podniósł wzrok.
- Mam przeczytać na głos, czy wolisz sama? – zapytał ze złośliwością. Stena wzruszyła ramionami. Mężczyzna delikatnie odpieczętował kopertę i wyciągnął kartkę. Spojrzał na nią, odchrząknął, jakby właśnie miał wygłosić ważną przemowę i zaczął czytać. – Drogi Johannie! W Jua Miji doszło ostatnio do pewnych niepokojących wydarzeń. Uważam, że powinniśmy je omówić w bezpiecznym miejscu. Spotkaj się ze mną u Tomasa najszybciej, jak tylko możesz.
- Zakładam, że „u Tomasa” oznacza w eglisium?
- Nie znam innej osoby noszącej to imię, u której mógłby chcieć spotkać się Administrator – odparł Johann z przekąsem. Stena nie poczuła się urażona – przyzwyczaiła się już, że w jego obecności nie należy zadawać banalnych pytań. Odpowiedź na kolejne, które miała zadać, nie była już tak oczywista, ale Johann ją uprzedził: - Tak, możesz iść ze mną.
Stena skinęła głową i wyszła z gabinetu, on sam natomiast wziął list i kopertę i wrzucił do kominka. Ostrożności nigdy za wiele – pomyślał i narzucił na siebie futro.

Na posterunku poza Johannem i Steną był tylko jeden człowiek, głośno chrapiący. Nie mając ochoty się tłumaczyć, wyszli po cichu.
Nad drzwiami wisiał szyld: „Straż Imperialna Dystryktu Północnego”.
- Gdyby tylko nasza robota przypominała pracę Straży Imperialnej… - mruknął ponuro Johann. Stena nie mogła puścić tej uwagi mimo uszu. Nigdy tak nie robiła.
- Co masz na myśli?
Johann westchnął.
- Nadali mi tytuł Naczelnika Straży Imperialnej Dystryktu Północnego, brzmi świetnie, ale za niewielką podwyżkę dostałem mnóstwo dodatkowej pracy, a wciąż zajmuję się tym samym co wy, bo nie ma kto łapać drobnych złodziejaszków i ściągać zaległych podatków. Dobrze wiesz, że w tym samym czasie ci na Południu objadają się na ucztach i wydają innym rozkazy… Mam już prawie pięćdziesiąt lat, Steno, naprawdę chciałbym czasem odpocząć.
Stena wahała się, czy powinna zwrócić uwagę na to, że Johann mniej więcej pięć razy w każdym miesiącu otrzymuje propozycję przeprowadzki do któregoś z południowych dystryktów i rozpoczęcia tam pracy. Uznała jednak, że pomimo wszystkich tych zmartwień musiał mieć konkretne powody, dla których nie zdecydował się na wyjazd, a poza tym nie czuła się wystarczająco kompetentna, by rozmawiać na temat problemów życiowych pięćdziesięciolatków.
I, dajcie bogowie, żebym nigdy nie była – pomyślała i roześmiała się, przez co jej szef popatrzył na nią jak na idiotkę. Pokręciła głową i ruszyła w kierunku głównej ulicy.
Było bardzo chłodno i wietrznie – pogoda typowa dla pierwszych tygodni jesieni w całym Dystrykcie Północnym. Norr, jego stolica, leżała na krańcu najbardziej wysuniętego na północ punktu - wąskiego półwyspu. Dzięki ulokowaniu nad morzem mieszkańcy tego miasta mogli liczyć na teoretycznie łagodniejszą aurę, niż gdzie indziej na Północy, co wcale nie oznaczało, że mieli lekko. Zimy i tak były ekstremalne i każdego tygodnia ktoś zamarzał, a niemal co rok jakaś wyprawa handlowa nie wracała. Kupcy już dawno zdali sobie sprawę z tego, że ryzyko jest zbyt duże i przestali podróżować na Południe.
Skręcili w prawo. Ulica, w którą weszli była częścią Traktu Strażniczego, głównej drogi przebiegającej przez cały Endersol. Biegł on od portu w Jua Miji, położonej na południowym wybrzeżu stolicy całego cesarstwa, przez kilka ważniejszych miast i setki wsi, by zakończyć się przy tak zwanej "przystani" w Norr. Według Johanna bardziej adekwatnym określeniem byłoby "przystanieczka", gdyż była ona tak mała i rzadko odwiedzana, że rzadko cumowało tam więcej niż dwadzieścia łodzi. Większość z nich należała zresztą do rybaków, którzy, gdy tylko na morzu znikała pokrywa lodowa, płynęli na położone kilka kilometrów od brzegu wysepki, skąd wyruszali na połowy. Co kilka dni wracali z rybami, by za chwilę ponownie oddać się pracy. Rybacy ciężko harowali przez kilka miesięcy, ale pozostałą część roku, kiedy nie można było łowić, mieli prawo odpoczywać ile tylko dusza zapragnie. Dla nich te warunki były w porządku.
- Kiedy ostatnio rozmawiałeś z Administratorem? – Stena musiała zauważyć zamyślony wyraz twarzy Johanna. Pytanie, które zadała, nie wywołało jednak uśmiechu na jego obliczu.
- Trzy dni temu. I nie, nie wyglądał na kogoś, kto miał jakieś niepokojące wieści.
Eglisium Tomasa znajdowało się wśród budynków mieszkalnych, które zajmowały większą część miasta, począwszy od jego południowej granicy. Pomiędzy nimi a przystanią znajdowała się jeszcze tak zwana dzielnica handlowa, pełna sklepów i targowisk, a na samym cyplu administracyjna, w której znajdował się Pałac Administratora, posterunek, szkoła, drugie eglisium oraz niewielki park. Johann i Stena minęli właśnie ostatni kupiecki kram i obok nich zaczęły wyrastać identyczne, dwupiętrowe, drewniane budynki, ułożone w pasy. Większość rodzin zajmowała tylko jedno piętro, gdyż w Norr mieszkało ponad dwadzieścia trzy tysiące ludzi, a terytorium miasta było bardzo niewielkie. Złośliwi wskazywali, że ludzie nie musieliby się tak gnieść, gdyby Pałac Administratora i jego otoczenie nie zajmowało piątej części miasta, ale stanowił on ważny obiekt dla tożsamości obywateli całego Dystryktu Północnego i nie chciano go burzyć.
Weszli w jedną z wąskich uliczek pomiędzy dwoma pasami domów, minęli kilka z nich i stanęli przed eglisium. Był to budynek nieprzypominający innych świątyń – w zasadzie z daleka nie dało się powiedzieć, że w tym miejscu oddawano cześć bogom, ale nic dziwnego – jeszcze za czasów dzieciństwa Johanna był to zwykły budynek mieszkalny, przebudowany na potrzeby sakralne dopiero, kiedy ludzie przestali z powodu mrozu chodzić do eglisium w dzielnicy administracyjnej. Jedynym znakiem świadczącym o charakterze tego miejsca były dwie bardzo skromnie wykonane figury postawione po obu stronach drzwi – po lewej Augona, boga morza, a po prawej Geady, bogini zimy. Johann podszedł do wejścia i zapukał. Po chwili drzwi uchyliły się i zobaczył w nich zaniepokojoną twarz eglisiera Tomasa Piousa. Wyglądał na zaskoczonego, kiedy zobaczył Stenę, ale szybkim gestem nakazał im, żeby weszli do środka.
Gdy tylko znaleźli się wewnątrz, Tomas zatrzasnął drzwi i zamknął je na kilka zamków. Administrator Jonsen Gratus klęczał przed posągiem Dommera, boga sprawiedliwości i sędziego dusz i patrzył na jego niemal absurdalnie wydłużoną twarz. Tę cechę mu nieporadny rzeźbiarz - paradoksalnie, mieszkańcy Endersolu wierzyli, że miał on idealnie okrągłą głowę.
- Co się stało, Jaśnie Wielmożny Panie? – spytał Johann, doszedłszy do wniosku, że Jonsen nie zamierzał pierwszy się odezwać. Administrator dalej jednak milczał. Na pytanie Johanna odpowiedział więc Tomas.
- Wczoraj został zamordowany Brandsen i jego żona.
Burne Brandsen przed kilkunastoma laty był Naczelnikiem Straży Imperialnej Dystryktu Północnego. W odróżnieniu od Johanna jednak, już po otrzymaniu pierwszej konkretnej oferty pracy w Jua Miji spakował się i ogłosił, że wyjeżdża. Poznali się, kiedy byli dziećmi, Brandsen był dwa lata starszy i przez dość długi okres czasu byli najlepszymi przyjaciółmi. Burne jednak wyjechał i jakby zapomniał o ojczystej ziemi i znajomych, którzy na niej zostali, ograniczając się do wysyłanych raz na kilka miesięcy namiastek listów, w dodatku z upływem czasu robił to coraz rzadziej. Od jego wyjazdu widzieli się tylko dwa razy, ostatni raz siedem lat temu, kiedy Brandsen przyjechał do Norr, tropiąc gigantyczny spisek kupców. Niemniej Burne radził sobie nieźle i kilka miesięcy temu Johann otrzymał list, w którym stary przyjaciel chwalił się, że został głównym śledczym, co oznaczało, że po kolejnym awansie mógłby zacząć organizować uczty i korzystać z usług kobiet lekkich obyczajów za publiczne pieniądze. To go jednak nie interesowało – na razie chciał pracować i łapać przestępców.
Cóż, przestępcy złapali jego – pomyślał Johann. Na głos jednak powiedział co innego:
- Zakładam, że nie zostałbym tu wezwany, gdyby nasi koledzy z Jua Miji pochwycili sprawcę.
- Srebrne Węże. – Tomas niemal wypluł te słowa.
Srebrne Węże były bractwem profesjonalnych zabójców. Działały od wieków i chociaż poświęcono mnóstwo środków i ludzkich żyć, by ich rozbić, nigdy się to nie udało. Każde ich zabójstwo wyglądało podobnie – ofiara ginęła podczas snu, zawsze w swoim własnym łóżku, przez podcięcie gardła. Na miejscu zbrodni zawsze znajdowano wykonaną z czystego srebra figurkę węża.
- Cóż, gdybym chciał zabić jednego z najważniejszych policjantów w kraju, też wolałbym skorzystać z usług zawodowca – zauważył Johann ironicznie. Nie rozumiał jednak pewnej rzeczy – dlaczego to Administrator wydawał się być najbardziej zmartwiony tą sprawą, podczas gdy znał Brandsena słabiej niż on i Tomas.
- Tak, wiem nad czym się właśnie zastanawiasz – odezwał się nagle Jonsen. Johann niemal podskoczył. Administrator mówił, chociaż wciąż był wpatrzony w jakiś punkt na posągu Dommera. – Mój syn, Reihard, ten, który wstąpił do Straży Imperialnej w Jua Miji, pracował nad jakąś dużą sprawą razem z Brandsenem. Kazałem mu wracać do Norr, ale on twierdzi, że teraz tym bardziej musi ją rozwiązać.
Johann był zaskoczony, że Administrator zareagował tak histerycznie, w końcu nie stało się jeszcze nic złego, ani też nie mogli być pewni, że Reihardowi groziło niebezpieczeństwo. Był jednak sceptyczny także z innego powodu – może to dlatego, że nie miał dzieci i nie musiał się o nie troszczyć, ale uważał, że kiedy były już wystarczająco dorosłe, powinny móc robić co chciały. Jeśli syn Administratora miał pragnienie, by walczyć o sprawiedliwość, to jego ojciec powinien to uszanować. Nie mógł jednak tego powiedzieć na głos.
- Co sobie życzy w związku z tym Jaśnie Wielmożny Pan? – spytał Johann najbardziej uprzejmie i delikatnie, jak potrafił. Nie wyszło za dobrze.
- Daruj sobie wreszcie te uprzejmości! – krzyknął Administrator, chociaż w jego głosie było więcej rozpaczy, niż nakazu. Obrócił się w ich stronę. Po jego policzkach spływały łzy. – Johannie, jedź do Jua Miji i pilnuj mojego syna, błagam cię!
Johann przełknął ślinę i zamrugał oczami. Pomysł wyjazdu na Południe nie podobał mu się ani trochę, zwłaszcza, że zbliżała się zima, co oznaczało, że musiałby prawdopodobnie zostać tam na kilka następnych miesięcy. Postanowił spróbować przekonać Jonsena, że zachowuje się nieracjonalnie, a przynajmniej dać sobie czas na podjęcie decyzji.
- Czy Jaśnie Wielmożny… - Natychmiast się poprawił, widząc wzrok Administratora. - Czy wiesz, nad czym pracował Burne?
Jonsen pokręcił głową.
- Reihard napisał mi jedynie, że to coś dużego i nie jest to odpowiednia sprawa, by pisać o niej w liście.
- Czy cesarz podejmował jakieś kroki w sprawie śmierci Brandsena? Kontaktował się z Jaśnie Wielmożnym Panem? – Do rozmowy wtrąciła się Stena. Administrator znał ją słabo i była od niego ponad dwa razy młodsza, więc zwroty grzecznościowe z jej strony mu nie przeszkadzały.
- Dostałem tylko podpisane przez niego pismo, z informacją, że zostanie pochowany w Jua Miji, o ile jego rodzina nie będzie miała innej woli. – Zaczął się histerycznie śmiać. – Nie sprawdzili nawet, czy Brandsen miał rodzinę. Ale w końcu wysłali tę wiadomość do Norr, a my przecież nie umiemy czytać.
Dotknął bardzo delikatnej kwestii. Ponieważ mieszkańcy Dystryktu Północnego nie byli fanami podróży do obszarów położonych na południu, to z czasem pojawiło się tam mnóstwo bezsensownych stereotypów na ich temat. Chociaż tamtejsza inteligencja dobrze wiedziała, że nie są prawdziwe, to jednak w karczmach można było usłyszeć naprawdę absurdalne rzeczy.
A obecny cesarz, Temur VI, zdecydowanie bardziej pasował do karczm niż do inteligencji – pomyślał Johann.
Byli więc powszechnie uważani za barbarzyńców, którzy nie znają zasad kultury, a sztuka jest im już zupełnie obca. Ponieważ dość łatwo można było ich rozpoznać, przede wszystkim z powodu specyficznej mowy, to gdy tylko ktoś usłyszał północny akcent, od razu na wszystkich padał blady strach. Zupełnie jakby za chwilę jakiś niewinny człowiek miał zostać rozszarpany i publicznie zjedzony.
Johann uważał akurat, że to mieszkańcy Północy byli pod niektórymi względami bardziej cywilizowani – mieli na przykład nawyk sprawdzania zasłyszanych informacji, więc głupie stereotypy na Północy praktycznie nie istniały, a ludzie byli w sumie mądrzejsi niż w innych dystryktach. W dodatku nie było praktycznie problemu nierówności społecznych – każdy kto chciał przeżyć w ekstremalnych warunkach musiał ciężko pracować. Nie dotyczyło to co prawda kupców, ale oni też musieli najpierw się dorobić, poza tym na Południu uprzywilejowanych było znacznie więcej grup. Dlatego w Norr i innych miejscowościach Dystryktu nie tylko najzamożniejsi szli do szkoły, a kariery w urzędach, czy sądownictwie były otwarte nie tylko dla synów bogatych ojców.
- Myślę jednak, że nawet tego grubego pajaca zainteresowało, gdy zginął jeden z jego najważniejszych przydupasów – oświadczyła rozbrajająco Stena, co zszokowało Johanna, który nigdy nie spodziewałby się, że usłyszy z jej ust takie określenie na cesarza. Cały szczęście, że nikt tu go nie lubi - pomyślał. Kiedy kobieta zobaczyła zaskoczenie na twarzy przełożonego, rozłożyła ręce w geście „no co?”.
- Jonsenie, musisz się uspokoić – zaczął Johann. – Nie ma żadnych dowodów na to, że twój syn jest w niebezpieczeństwie.
Administrator widocznie nie miał jednak ochoty, by ktoś przemawiał mu do rozsądku.
- Jeśli nie chcesz jechać do Jua Miji, to po prostu mi powiedz. Wezwałem ciebie, bo to tobie i Tomasowi ufam najbardziej w tym mieście, a on z oczywistych powodów nie może jechać – mówił powoli, zdecydowanie, już bez rozpaczy w głosie. – Gdyby nie obowiązki, sam wybrałbym się do Cesarskiego Miasta i siłą przywiózł syna na Północ, ale w Norr jest pełno kupców z Południa, którzy chcą załatwić swoje sprawy, zanim śnieg zasypie im drogi. – Przerwał na chwilę i wziął głęboki oddech, a następnie najspokojniej jak potrafił wyartykułował: – Oczekuję od ciebie jasnej deklaracji.
Johann przeleciał wzrokiem po całym eglisium, jakby liczył, że któryś z bogów pomoże mu podjąć decyzję. Cóż, żaden jednak nie pomógł, więc zatrzymał wzrok na Jonsenie.
- W porządku. Pojadę.



Życzę miłej lektury i czekam na krytykę.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Szept uciszonych - przez przemekplp - 14-08-2013, 20:24
RE: Szept uciszonych - przez Hanzo - 14-08-2013, 21:41
RE: Szept uciszonych - przez przemekplp - 14-08-2013, 23:54
RE: Szept uciszonych - przez Mirrond - 16-08-2013, 19:19
RE: Szept uciszonych - przez przemekplp - 16-08-2013, 20:17
RE: Szept uciszonych - przez Mirrond - 16-08-2013, 20:31
RE: Szept uciszonych - przez przemekplp - 19-08-2013, 00:57
RE: Szept uciszonych - przez profesoo - 23-08-2013, 13:19

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości