Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 3
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Sam na sam z tą wyśnioną
#1
Leżała przed nim całkiem naga. W chwili takiej jak ta, jego chłodny, analityczny umysł skłonny był dopuścić istnienie Boga. Nie pod postacią siwobrodego, dobrodusznego starca, znającego się na konstrukcji wszechrzeczy; tego typu personifikacja nie przychodziła mu do głowy, odkąd poczuł na języku słoność pierwszego komunijnego opłatka. Dopuścić istnienie Boga jako siły sprawczej, porządkującej atomy z sobie tylko wiadomym zamysłem. Na zdrowy rozum przecież podobne temu piękno, skończone w swej definicji, nie mogło powstać samoistnie, nawet jeśli bez niczyjej ingerencji powstały łańcuchy Alp, kwiaty agawy i zaplątane w swoich welonach meduzy. Ktoś musiał się do tego przyczynić. Ktoś lub Coś…
Leżała przed nim naga i całkowicie pozbawiona wstydu.
Nie było w tej pozie nawet odrobiny wyuzdania, które widywał już u swoich rówieśnic (akademicki żywot upływał mu nie tylko nad książkami; weekendową regułą były suto zakrapiane imprezki w pobliskim pubie, kończące się w pokoju tej lub tamtej; był przecież, choć przestał to już podkreślać, pełnoletni). Nie było więc w jej pozie niczego, co zechciałby swym pędzlem uwiecznić mistrz Monet, nie szczędząc na to farby. Znajdował w niej jednak bezwstyd, wysublimowany, pierwotny i czysty. Podobny malującemu się na twarzach panien w kąpieli, nie podejrzewających, że ktoś może się im przyglądać.
Sycił wzrok. Z początku odwracał go bezwiednie; teraz jednak, w miarę upływu czasu, koncentrował go na sinusoidzie jej bioder i owalu białej piersi. Tyle lat… Czy ona wiedziała o tym? Nie od niego przecież; nigdy nie odważył się dać jej tego do zrozumienia, nigdy nie zdobył się mimochodem na jakąkolwiek, doskonale nawet zakamuflowaną sugestię… Czy jednak przeczuwała? Domyślała się, widząc młodzieńcze wypieki na jego policzkach? Czy znała sekretną treść jego myśli i snów?
Taka przecież inteligentna. To świadectwo ukończenia gimnazjum, wręczane przy wszystkich jak chlebowy order… Zaraz… czy to nie wtedy widział ją po raz ostatni? Czy to nie w tamten nieszczęsny, piątkowy poranek, ich drogi rozstały się na bez mała dekadę tylko dlatego, że nie miał odwagi zaproponować jej wieczornego kina?!
No tak. Wtedy właśnie.
To potem zaraz nastały dni, miesiące, lata całe bez niej.
Lata, których wolałby nie pamiętać.
Czas czynionych sobie każdego wieczoru wyrzutów sumienia.
Że nie znalazł śmiałości.
Że się nie odważył.
A przecież miał dwie zdrowe, silne ręce!
Minionej jesieni zapełnił wujowi drewutnię aż po brzegi. Dębowe szczapy, poukładane starannie, pachniały tak rozkosznie, jak rozkoszne było zmęczenie spracowanych ramion. Był silny! Mógł zapewnić jej utrzymanie i jako taki dach nad głową. Gotów byłby nawet rzucić studia. Byle mieć ją przy sobie… Nie odważył się jednak wtedy. Potrafił tylko bezsensownie marszczyć freda, wyobrażając sobie płaskowyż jej podbrzusza.
A teraz leżała przed nim, pyszniąc się swą nagością, jakby chciała mu to wszystko wynagrodzić. On zaś spoglądał na nią coraz śmielej. Jego wzrok (bo przecież jeszcze nie dłonie) błądził we wklęśnięciu jej pępka, jak ćma złowiona blaskiem dopalającej się świecy.
Leżała przed nim całkiem naga, piękna urodą alabastrowej płaskorzeźby anonimowego, antycznego dłuta. Znieruchomiała jak mysz złowiona siecią kocich źrenic. Czy bezruch utożsamiać można z przyzwoleniem…? Czy tak naprawdę wolno mu było jej dotknąć tylko dlatego, że nie protestowała, gdy na nią spoglądał? W przypływie niczym nieuzasadnionej śmiałości ukazywała jego oczom więcej, niż dotąd zdolny był przyśnić.
Czy jednak upoważniało go to do naruszenia jej sfery? Miał poważne wątpliwości. Już nawet nie skrupuły, lecz wątpliwości właśnie.
Nigdy przecież jak dotąd nie naruszał tego, co nienaruszalne. Szanował wszelkie zakazy i granice, choćby te ostatnie wyznaczała umownie nakreślona linia, nie zasieki. Choćby budki strażników były opustoszałe już od dawna i nie było słychać spuszczonych z łańcucha, stróżujących psów. Nie miał w sobie nie tylko agresji. Nie nosił też w sobie nadmiernej śmiałości. Często na tym tracił, pozwalało mu to jednak zachować dystans do otaczającej go rzeczywistości i nie dawało argumentów jego przeciwnikom. Szanował istniejący porządek i nie pragnął nigdy niczego ponad to, co mogło mu być dane.
Przełknął ślinę. Czekał na ten moment tak długo, że wcale nie miał już pewności, czy chciał tego tak naprawdę. I nie był w stanie drgnąć nawet. Tylko białka jego oczu błyskały raz po raz w świetle jarzeniowych lamp.

-Zrób to wreszcie!

Ocknął się z rozmyślań, bezpłodnych jak większość tego, co pomyślał dotąd.

-Zrób to! Zacznij od mostka!

Głos profesora anatomii docierał jakby z zaświatów; był jednak tak zniecierpliwiony, że musiał na nim wywrzeć jakiś skutek.
Przyłożył lśniące ostrze skalpela do alabastrowej skóry, tuż poniżej linii żeber.
Pchnął.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Sam na sam z tą wyśnioną - przez Piotr Knasiecki - 25-03-2010, 01:07
RE: Sam na sam z tą wyśnioną - przez Pan Kracy - 25-03-2010, 06:26
RE: Sam na sam z tą wyśnioną - przez Tarzman - 26-03-2010, 19:22
RE: Sam na sam z tą wyśnioną - przez Met - 26-03-2010, 23:27
RE: Sam na sam z tą wyśnioną - przez Ero - 27-03-2010, 08:28
RE: Sam na sam z tą wyśnioną - przez MaMonster - 27-03-2010, 13:07
RE: Sam na sam z tą wyśnioną - przez Pan Kracy - 27-03-2010, 17:12
RE: Sam na sam z tą wyśnioną - przez Met - 28-03-2010, 00:20
RE: Sam na sam z tą wyśnioną - przez Pan Kracy - 28-03-2010, 09:19
RE: Sam na sam z tą wyśnioną - przez limboplus - 03-04-2010, 14:34
RE: Sam na sam z tą wyśnioną - przez Pan Kracy - 03-04-2010, 18:43
RE: Sam na sam z tą wyśnioną - przez Jgbart - 05-04-2010, 19:47
RE: Sam na sam z tą wyśnioną - przez Konto usunięte - 03-07-2010, 13:47
RE: Sam na sam z tą wyśnioną - przez Lilith - 23-12-2010, 18:06
RE: Sam na sam z tą wyśnioną - przez Kaar_a - 14-08-2011, 11:59
RE: Sam na sam z tą wyśnioną - przez Szaden - 24-08-2011, 09:54
RE: Sam na sam z tą wyśnioną - przez siloe - 24-08-2011, 16:14

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości