Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kroniki Esleg
#5
@kapadocja: dzięki, jeśli ktoś przeczyta drugą część i wypunktuje jakieś błędy, to prześlę Ci poprawione cz. I i cz. II

Żar z nieba lał się straszny, choć słońce nie osiągnęło jeszcze zenitu. Dwie masy ludzkie kotłowały się niemiłosiernie, zalane potem i krwią. Nieustanny grzmot ogromnych bębnów koszowych, nadających rytm atakom wojsk cesarskich, przebijał się przez zgrzyt stali, świst strzał i chrobot korb do naciągania kusz. Cały impet uderzenia poszedł na prawe, wesmondyjskie skrzydło. Piechurzy Imperium nacierali raz za razem, lecz do tej pory rozbijali się o las pik, jak fale o klify. Co jakiś czas krasnoludy uderzały na skrzydło atakujących, pozostawiając po sobie same trupy, ale zawsze, w chwilę później, kawaleria przeciwnika ustawiała się do szarży, zmuszając synów gór do powrotu za płot. Landsknechci blokowali ciężką jazdę, jednocześnie nie mając pola manewru, gdyż każdy ich ruch, czy przegrupowanie groziłyby całkowitym odsłonięciem flanki. Partia szachów była więc nadal nie rozstrzygnięta, jednak formacja ustawiona przez Lorda Protektora Portucale wydawała się niezdobytą twierdzą. Strzelcy armii z Esleg, zajmując szczyt wzgórza, posiadali znaczną przewagę w zasięgu w stosunku do łuczników i kuszników imperialnych, zasypując atakujących gradem pocisków.

Flanka landsknechtów była do tej pory praktycznie nieruszona – kilka razy ostrzelana, kilka razy poddana próbie nerwów przy pozorowanej szarży kawalerii – trwała jednak w pełnym rynsztunku i gotowości, czekając na swą kolej.
- Niech skonam, żar taki, że nie idzie stać. – Znużony rotmistrz rzucił kapelusz na ziemię. – Wolałem już po stokroć zeszłoroczne, zatęchłe bagniska.
- Nie narzekaj, mamy tu sielankę. Wolałbyś być na drugiej flance? – Kvering w skupieniu obserwował wydarzenia na polu bitwy.
- Wesmondyjscy stoją jak skała, nie oddali nawet piędzi ziemi. Ale w takim skwarze nie wytrzymają długo. Pewnie ręce to już drętwe mają od trzymania pik.
- Puść do Starego konia. Zaproponuj, żeby wysłał do walki tych co osłaniają tyły, niech zluzują pierwszą linię. Mogą ich przecież zastąpić zaciężni i tak nic się tu nie dzieje. Wiesz kogo tam wysłać?
- Tak jest panie pułkowniku! Wezmę tylko naszych. – Szelmowski uśmiech rozciągnął twarz rotmistrza, gdy znikał z rozkazami.

W szeregach Imperium zapanował wielkie poruszenie i wybuch nagłej, dzikiej radości. Kvering nie musiał długo czekać, aby zrozumieć co się stało. Od razu zauważył sztandar z czarnym smokiem. Bezimienni rozwinęli się w długą linię, dokładnie naprzeciwko jego flanki.
- Zaczyna się – pułkownik powiedział do rotmistrza. – Idź szybko na tyły i zajmij się kusznikami, jak tylko kawaleria ruszy.
W kilka chwil później jazda Imperium jechała stępem, nabierając prędkości w miarę zbliżania się do landsknechtów. Ziemia zaczęła drżeć. Bezimienni, jak na zawołanie, opuścili jednocześnie kopie. Przymocowane do grotów proporce zaczęły huczeć i szumieć. Narastający stukot kopyt przerodził się w głuche grzmoty zwiastujące rychłe uderzenia pioruna. Kveringowi krew ścięła się w żyłach, a na czole sperlił zimny pot. Czuł się jak mały robak, który został wystawiony naprzeciwko nieokiełznanego i niszczycielskiego żywiołu. Widział nerwowość swoich ludzi. Słyszał gromkie okrzyki rotmistrzów, przebijające się ponad niemożliwy już do wytrzymania huk – „Spokojnie! Trzymać formację!”.
Nagle burza minęła. Bezimienni przeszli kilkanaście sążni z ich lewej strony i zaczęli zawracać szerokim łukiem. Pomimo pełnego galopu byli widoczni jak na dłoni. Twarze zakrywały im, wykrzywione w dziwacznym grymasie, maski, stanowiące front hełmu. Czarne, łuskowe karaceny zdobiły na barkach i kolanach smocze łby. Specjalne hodowane, wielkie konie bojowe - opancerzone łuskowymi ladrami z guzami na przedpiersiach, przedstawiającymi rozdziawioną paszczę bestii, czyhającą tylko na głowę przeciwnika - bardziej przypominały gigantyczne, dwugłowe jaszczury. Widok był piękny i straszny zarazem.
Kveringowi wróciły zmysły. Nagły przypływ adrenaliny otrzeźwił go, niczym kubeł zimnej wody – teraz zaczynała się jego praca. Zahipnotyzowany szarżą nie zauważył nawet, że na tyłach flanki wybuchło gwałtowne zamieszanie.
- Kompania! W prawo zwrot – krzyknął co sił w płucach. Rotmistrzowie, jak echo, powtórzyli rozkaz. W mgnieniu oka, karne i wyćwiczone wojsko, zmieniło front.
- Nie zatrzymywać mi się, póki nie zobaczycie pikinierów! Naprzód!
Las halabard zakołysał się i ruszył przed siebie. Zmieszani i zaskoczeni krasnoludowie zaczęli stawiać opór dopiero, gdy już połowa leżała martwa u stóp landsknechtów.

Lord Protektor zrozumiał co się stało.
- Zdrada, zdrada – wyszeptał.
Sytuacja na polu bitwy klarowała się. Landsknechci najpierw wycięli w pień część swojej formacji, najwyraźniej nie wprowadzonej w spisek, a następnie podzielili się na dwie grupy: jedna zmiotła kuszników, nie dając im ostrzelać imperialnej jazdy, druga natomiast uderzyła na krasnoludów. Bezimienni właśnie wyszli z łuku i zaczęli ponownie nabierać prędkości, tym razem kierując się na wesmondyjskich pikinierów. Czworoboki landsknechtów, pilnujące tyłów, rozpierzchły się na wszystkie strony. Pikinierzy zaczęli gorączkowo przeformowywać się i ustawiać front w stronę szarżującej jazdy, ale było już za późno. Bezimienni przeszli po nich, jak wiatr po łanach pszenicy. Widok był naprawdę straszny. Jazda Imperium impetem zgarnęła jeszcze pierwszą linię swojej piechoty, napierającą na żołnierzy z Esleg z drugiej strony i dopiero wtedy wyhamowała. Kilka chorągwi Bezimiennych starło tysiące pikinierów. Ci, którzy uszli z życiem, byli właśnie cięci przez lekką jazdę Imperium. Bitwa, wedle życzenia Imperatora, zakończyła się krwawym pogromem.

***

Haran Fuling, z hełmem pod pachą, wszedł do namiotu Imperatora.
- Panie mój, gratuluję wielkiego triumfu. Konnica ściga niedobitków, tabor już wzięty, a czeladź wyrżnięta co do nogi. Zgodnie z Twoim rozkazem nie braliśmy jeńców.
- Spisałeś się. Twój pomysł na kupno najemników był kluczem. Wydaj ludziom wino i mięso, zostaniemy tu przynajmniej do jutra, a generałów zaproś na ucztę wieczorem. Muszę teraz odpocząć, bo szarża mocno mnie zmęczyła.
- Mój Imperatorze, to wspaniałomyślny gest, ale radzę wyruszyć, jak tylko doprowadzimy pułki do ładu. Miasta nie spodziewają się…
- Dość! Zadecydowałem! A teraz idź. – Imperator faktycznie wyglądał na osłabionego. Blady, z podkrążonymi oczami, ledwo trzymał się na tronie. – Deren, rozkaż gwardzistom, żeby nikogo nie wpuszczali. Wyjdę dopiero na ucztę, niech szambelan wszystkiego dopilnuje. Przynieś mi opium.
- Jak rozkażesz. – Nowy sługa wyszedł wydać rozkazy i wrócił za chwilę z długą, bogato zdobioną fajką z jadeitu.
- Jestem zmęczony, rozbierz mnie i przygotuj gorącą kąpiel.
Cesarz odwrócił się do sługi plecami, by ułatwić zdjęcie szat. Deren nie mógł oczekiwać lepszego momentu. Wbił Imperatorowi dwie cieniutkie igły w kark. Ciało cesarza, rzucone konwulsją, opadło na ręce sługi, który ponownie posadził je na tronie, uważając, by igły nie wbiły się głębiej lub nie wypadł.
- Sparaliżowałem cię. Masz wiotkie ciało, lecz umysł i zmysły trzeźwe. Jestem Elan Aker, Strażnik Wielkiego Płomienia. Niebawem moje imię będzie sławne w całym świecie. Zostanę też Wielkim Mistrzem Gildii Asasynów i Pierwszym Pośród Strażników. Miałem już sto okazji, żeby cię zgładzić, ale potrzebuję twej duszy, nie tylko śmierci.
Deren, a właściwie Aker, wyciągnął z jednego z kufrów niewielką szkatułkę w kształcie smoczego łba i
mlecznobiały, zakrzywiony sztylet z głownią długości dłoni. Rękojeść, nieproporcjonalnie duża, przedstawiała smocze cielsko, z którego wyrastały dwie głowy - jelce. Małe, czerwone rubiny, umieszczone w miejscu otwartej paszczy sprawiały wrażenie rychłego zionięcia ogniem.
- Wiedz, że twoją głowę kupiła Rada Korporacji Portucale, ale, jeśli wiesz czym jest Bractwo Wielkiego Płomienia, rozumiesz, że to tylko interes ubity przy okazji. Przysięga Asasyna zobowiązuje mnie jednak do zdradzenia ci mojego kontraktora. A teraz patrz mi w oczy, umiera się wtedy lżej.
Aker otworzył sztyletem pierś Imperatora i wyrwał mu serce, które włożył w szkatułkę, w miejsce smoczej paszczy. Nagle pudełeczko, jakby napędzane sercem cesarza, ożyło. Oczy zapłonęły czerwonym światłem. Asasynowi wydawało się, że słyszy ciche szepty i czuje powiew wiatru na twarzy. Z podniecenia zrobiło mu się gorąco – miał wszystkie Elementy. Po chwili wiatr zniknął, a oczy w szkatułce znów stały się białe jak alabaster. Aker szybko spakował pudełeczko i sztylet w mały plecak. Została mu do zrobienia jeszcze jedna rzecz – musi zostawić swą wizytówkę. Krwią, której ogromna kałuża zebrała się pod tronem, napisał swe imię na stole i wyszedł z namiotu.
- Imperator, pod karą śmierci, zabrania wchodzić do namiotu do czasu mego powrotu lub do zapadnięcia zmierzchu. Pięciu gwardzistów do mnie, jedziemy na pobojowisko. Przez nikogo niepokojony, powoli opuścił obóz.

***

Cesarzowa przechadzała się po ogrodzie. Ogromne oleandry były obsypane czerwonymi i białymi kwiatami. Kręta marmurowa ścieżka prowadziła do niewielkiego zagajnika okalanego cyprysami. Błogi spokój zakłóciło trzech gwardzistów.
- Pani, straszne wieści z Esleg. Imperator zasztyletowany. Podwoiliśmy straże przy kołysce następcy. Rada zbiera w Sali Agatowej. – Cesarzowa zemdlała.

- Ojcze, ojcze! – Jeździec wpadł na polanę, tratując przy tym dwóch ludzi.
- Rozum ci odjęło?! Właśnie wypłoszyłeś całą zwierzynę! – Starszy mężczyzna nawet nie zwrócił uwagi na poturbowaną czeladź.
- Imperator nie żyje, został zasztyletowany w Esleg.
- Jedź do brata i zbierajcie ludzi, wieczorem wyślę do was rozkazy. – Herb rodu Wesmond, najstarszej dynastii w Imperium, przyozdabiał mu kaftan.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Kroniki Esleg - przez vjks - 09-11-2012, 12:08
RE: Kroniki Esleg - przez Hanzo - 09-11-2012, 13:26
RE: Kroniki Esleg - przez kapadocja - 09-11-2012, 23:01
RE: Kroniki Esleg - przez vjks - 10-11-2012, 13:58
RE: Kroniki Esleg - przez vjks - 15-11-2012, 23:22

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości