Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Kroniki Esleg
#1
To były dziwne czasy. Bydło w Hedrag padało jak nigdy, męczone różnymi chorobami i pasożytami. Marynarze skarżyli się na sztormy i wzburzone wody, jakich ponoć nigdy wcześniej nie zaznali. Wreszcie na Czerwonych Wrzosach podniesiono larum – miejscowi opowiadali niestworzone historie o strzygach i innych obrzydlistwach a inkwizytorzy potwierdzali wystąpienie silnych magicznych mocy, jakich nie było od wielu lat. Prostaczkowie i hołota, niezależnie od siebie i na różnych ziemiach, coraz głośniej mówili, że to gniew bogów odrzuconych przez Cesarza i masowo wracali do swej wiary. Publiczne egzekucje, czy nawet palenie całych wsi wraz z mieszkańcami, przynosiły tylko odwrotny skutek – nastawiały gawiedź coraz ostrzej przeciwko sławetnym Dekretom Religijnym i powodowały pojawienie się coraz to większej liczby „oświeconych”, niosących prawdziwą wiarę i słowo boże.
W Imperium wrzało jak w ulu i tylko kwestią czasu było przerodzenie się drobnych, lokalnych starć, łagodzonych zawsze przez różne grupy interesów, w poważny i krwawy konflikt, który wstrząśnie ów ulem, lub nawet rozsadzi go w posadach.
„Może to właśnie ten konflikt. Tylko jak rozegrać partię, żeby zyskać jak najwięcej?”.
- Chylę czoła Panie pułkowniku – rotmistrz wyrwał z zamyślenia jadącego wolno Andera Kveringa bijąc o ziemię kapeluszem z szerokim rondem. – Mam nadzieję, że wieści są dla nas pomyślne.
- Coś taki ciekawski? Przynieś worek z winem i każ ludziom siodłać konie, musimy czym prędzej wracać, nikt nie może zauważyć naszego zniknięcia.
- Jakem tylko Was ujrzał na wzgórzu kazałem tym psom być w pełnej gotowości. Krótko trzeba z nimi, bo dryg szybko im ze łba ulatuje.
Pułkownik roześmiał się serdecznie i pociągnął dwa łyki wina. Lubił szczerze swego rotmistrza, który nie tylko był sprawnym organizatorem i dobrym oficerem, ale sam władał bronią niemalże najlepiej w całej kompanii. Kilku jeźdźców rozjechało się migiem na wszystkie strony, pilnując, czy nie dojrzy ich jakieś wścibskie oko, pozostawiając na gościńcu tylko pułkownika z rotmistrzem, którzy w chwilę później ruszyli kłusem w stronę migających w oddali ognisk ogromnego obozowiska.

***

Esleg była rozległą równiną wystrzępioną na południu wzgórzami, przechodzącymi gwałtownie w Góry Mgliste. Przez jej środek płynęła majestatycznie rozległa rzeka Maas, w niektórych momentach tak szeroka, że z jednego brzegu ledwo można było dostrzec drugi. Na zachodzie granicę stanowiła rzeka Egreve, za która rozpoczynały się żyzne doliny, produkujące zboże, owoce i warzywa dla dużej części Imperium. Po stronie wschodniej równinę ograniczały lasy i mokradła oraz rzeka Esla z trzema mostami, będącymi jednocześnie wrotami do centrum Imperium, do miejsca w którym biło przemysłowe i kulturalne serce cesarstwa. Na północy natomiast znajdował się Bezkresny Ocean, masyw wodny, którego jeszcze nikt nie zdołał przebyć, choć śmiałków nie brakowało.
Takie położenie faworyzowało Esleg, przez którą przebiegały najważniejsze szlaki komunikacyjne łączące północny wschód z centrum. Większość korporacji kupieckich miało swoje korzenie w jednym z sześciu głównych miast równiny, które tętniły życiem i były jednymi z bogatszych w całym Imperium. Jeszcze kilkaset lat temu każda z metropolii była wrogo nastawiona do pozostałych, a potyczki zbrojne, czy nawet wojny między nimi były na porządku dziennym. Jednak wobec gwałtownej ekspansji Imperium i powstania poważnych konkurentów handlowych na nowo przyłączony terenach, miasta połączyły swe siły i po pewnym czasie zdominowały handel w całych północno-wschodnich ziemiach. Najznamienitsze rodziny kupców i bankierów ustępowały bogactwem tylko królom i cesarzom oraz najpotężniejszym rodom szlacheckim, budząc często zawiść i niechęć, ale również cieszyły się ogromną niezależnością i przywilejami handlowymi. Korporacje z Esleg bardzo sprawnie poruszały się również po płaszczyźnie politycznej, co skutkowało zachowywaniem neutralności w większości konfliktów zbrojnych.
Sytuacja zmieniła się mocno wraz z panowaniem poprzedniego Imperatora, którego chore ambicje religijno-polityczne przyniosły pożogę niemalże całemu Cesarstwu. Bunty chłopów i możnych, bogatych i biednych, starych i nowych poddanych były na porządku dziennym. Ludziom odbierano swobody, miastom przywileje, a starym rodom tytuły i ziemie. Państwowy aparat represyjny rozwinął się do gigantycznych rozmiarów i tylko zasztyletowanie Imperatora przez jednego z fanatyków religijnych powstrzymało zupełny rozkład państwa na multum niezależnych księstw i republik. Dla korporacji z Esleg czasy również były ciężkie , ponieważ Imperator cofnął większość starych nadań i przywilejów handlowych. Jednak wobec próby ścisłej regulacji handlu rozkwitła kontrabanda i czarny rynek, a ponieważ korporacje dysponowały największą flotą i rozległymi kontaktami w wielu zakątkach i urzędach państwa, szybko przystosowały się do warunków i przejęły nowo powstały rynek.
Nowy Cesarz, jedyny syn zasztyletowanego, złagodził nieco kurs rządów, jednak kontynuował politykę ojca w sprawie regulacji handlu. Gdy to nie przynosiło oczekiwanych skutków zaczął nakładać coraz to nowe podatki i daniny na republiki kupieckie. Pomimo przekupstw, podarunków, próśb i gróźb korporacjom handlowym nie udało się złagodzić stanowiska Imperatora. Miarka przebrała się kilka miesięcy temu – miasta z Esleg zawiązały Ligę Wolnych Miast i wypowiedziały posłuszeństwo Imperium, licząc na długi, wyczerpujący, a przede wszystkim kosztowny konflikt, który zmiękczy stanowisko Cesarza. Jednak sam Imperator czekał tylko na pretekst, aby zdławić korporacje i teraz nie zamierzał się wycofywać, dopóki nie doprowadzi swego zamysłu do końca.
Imperium szybko wycofało część wojsk zaangażowanych w konflikty w innych regionach i uformowało ponad siedemdziesięcio tysięczną armię, na czele której stanął sam Cesarz oraz marszałek Haran Fuling, noszący zaszczytny tytuł Obrońcy Imperium – stary lew, który spędził większość życia na polach bitewnych.

***

- Panie mój, rozważ swą decyzję jeszcze raz, przez tyle lat służby nie zawiodłem ani Ciebie, ani Twego ojca. Omińmy ich i wejdźmy w głąb Esleg. Nasi ludzie rozleją się po równinie i uniemożliwią im życie. Zablokujemy wszystkie szlaki komunikacyjne i zmusimy miasta do zawarcia bram. Zanim dogonią nas pikinierzy ściągniemy posiłki i jeśli znów wyjdą naprzeciwko nas, będą zamknięci, jak w imadle.
- Nie – głos Imperatora był spokojny, ale gniew rósł w nim coraz większy. – Rozmawialiśmy o tym kilka dni temu. Jutro będzie bitwa, a ja nie chcę zwycięstwa, rozumiesz? Chcę masakry! – sapiąc coraz głośniej rozbił kryształowy kielich o ziemię. – Patrz! Widzisz te drobinki?! To zrobisz z ich armią, ma być krwawa rzeź! A po bitwie wyślesz hieny, żeby dobiły rannych. Muszę wysłać im wiadomość, chcę ich zmiażdżyć. Jeśli tylko wygrasz, lub pozwolisz im na ucieczkę, jesteś skończony. Skończony! A teraz wynoś się, zanim zrobię coś, czego będziemy obydwaj żałować!
Haran Fuling wycofał się z namiotu w głębokim ukłonie, nie odrywając oczu od ziemi. Widział już kiedyś Imperatora w takim stanie i wolał o tym nie pamiętać. Wiedział, że decyzja dotycząca bitwy jest zła, ale już została podjęta i zmiana nie leżała w jego mocy. Pomimo znacznej przewagi liczebnej lepiej byłoby odciąć miasta od reszty świata. Bitwa, nawet wygrana, zawsze niosła ze sobą straty własne i znacznie ograniczała zdolności oblężnicze jego armii.
Imperator cały się trząsł. Podniósł butelkę z winem, ale drżącymi rękami nie mógł jej odkorkować. Cisnął nią w kąt i krzyknął:
- Szambelanie, do mnie!
- Tak, mój Panie – niska postać weszła bocznym wejściem.
- Gdzie mój nowy sługa? Potrzebuję wina i opium.
- Będzie gotowy jutro z samego rana. Pozwól, że dziś osobiście oddam Ci posługę.
Ostatnimi czasy dwóch osobistych służących Imperatora zmarło w dziwnych okolicznościach. Jeden utopił się trzy dni temu, podczas przeprawy przez Eslę, natomiast poprzedniego zasztyletowała dziewka obozowa. Podobno nie uregulował rachunków za jej usługi, chociaż powszechnie było wiadomo, że gustował w osobnikach swojej płci.

***

Dzień zapowiadał się piękny i pogodny. Słońce wprawdzie dopiero co oderwało się od horyzontu, ciągnąc za sobą czerwoną poświatę, jednak jak okiem sięgnąć powietrze było przejrzyste, a nieboskłonu nie przesłaniał ani jeden, choćby najmniejszy obłoczek.
Żołnierze Ligi, już ustawieni w odpowiednie formacje, obserwowali w skupieniu, jak ciężka kawaleria Imperium rozwija się na obu skrzydłach. Wszyscy wypatrywali jednak sztandaru przedstawiającego czarnego smoka z rozpostartymi skrzydłami, ziejącego ogniem - proporca bojowego Cesarza oraz Bezimiennych – elitarnej, najlepszej w znanym świecie jazdy, która jedną szarżą potrafiła zetrzeć w proch całe zastępy nieprzyjaciół. Póki co nie pojawili się na polu bitwy.
W Bezimiennych były kształtowane takie cechy, jak fanatyczna wierność Imperatorowi, okrucieństwo i ślepe posłuszeństwo rozkazom. Od najmłodszych lat poddawano ich ciężkiemu treningowi fizycznemu i ćwiczono w użyciu różnej broni. Byli uniwersalnymi wojownikami potrafiącymi walczyć pieszo i konno. Bezimienni byli zabierani z ulicy, lub kupowani na targu niewolników, jeszcze jako mali chłopcy. Odizolowani od reszty świata, swe imiona znali tylko w gronie towarzyszy broni.

Na prawym skrzydle Ligi stali wesmondyjscy pikinierzy. Karni i dobrze wyćwiczeni żołnierze, walczący przede wszystkim jako najemnicy, dziś jednak broniący swej ojczyzny, Esleg i miasta Wesmondi. Liczono przede wszystkim, że to właśnie na nich rozbiją się szarże kawalerii Imperium. Zawsze walczyli do końca, zawsze ostatni opuszczali pole bitwy. Zyskali dzięki temu famę niezłomnych i twardych żołnierzy, których wszyscy chcieli mieć w swych szeregach. Nie wszyscy jednak mogli sobie pozwolić na ich żołd.
Centrum było nieco cofnięte, zabezpieczone ostrokołowym płotkiem, mającym zatrzymać szarżujące rycerstwo. Stanowiło je kilka najemnych kompanii krasnoludów górskich. Niscy, ale twardzi wojownicy, uzbrojeni głównie w ciężkie topory i młoty bojowe. Stanowili śmiertelne zagrożenie dla każdego rodzaju piechoty, ale w walce z ciężką kawalerią Imperium byli praktycznie bez szans.
Lewe skrzydło składało się z, również najemnych, formacji landsknechtów. Dowodził nimi Andera Kveringa, nazywany Księciem Najemników. Świetny strateg, który ze swymi zaciężnymi kompaniami przemierzył niemal cały kontynent i walczył w większości ostatnich konfliktów.
Drugą linię stanowili kusznicy i łucznicy z długimi łukami. Część z nich przechodziła właśnie przed pikinierów i landsknechtów – kilka serii bełtów oraz strzał będzie stanowiło pierwszą zaporę na drodze Imperium.
Na tyłach armii stały trzy czworoboki uformowane z pikinierów lub landsknechtów, mające „zbierać” konnicę w przypadku prób oskrzydlenia Ligi.
Alst Bermond, Lord Protektor Portucale, największego miasta Esleg, jednocześnie głównodowodzący wojskami Ligi, wraz z kilkoma rotami lekkiej jazdy stał na szczycie wzgórza, nieco za ostatnimi formacjami swych żołnierzy. Uniesione piki i halabardy tworzyły gęsty las. Wypolerowane kirysy i moriony zbierały poranne słońce niczym wielkie lustra. Widok był zaiste imponujący. Jeśli przyjdzie mu oddać życie wystawi Imperium srogi rachunek. Wprawdzie przeciwnik miał dwu-, trzykrotną przewagę, jednak dobrać się do tak defensywnej formacji nie będzie łatwo. Czyż wilki nie omijają zwiniętego jeża? A jeśli już, powodowane furią, atakują – liżą później rany i utykają przez długi czas. Oni właśnie byli jeżem, a Imperium stadem wściekłych wilków, które za punkt honoru postawiło sobie rozszarpać przeciwnika.

***

Jeśli fragment zostanie optymistycznie przyjęty, zabiorę się za ciąg dalszy, obfitujący w pościgi samochodowe, efektowne strzelaniny i kartele narkotykowe obracające miliardami dolarów Wink
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Kroniki Esleg - przez vjks - 09-11-2012, 12:08
RE: Kroniki Esleg - przez Hanzo - 09-11-2012, 13:26
RE: Kroniki Esleg - przez kapadocja - 09-11-2012, 23:01
RE: Kroniki Esleg - przez vjks - 10-11-2012, 13:58
RE: Kroniki Esleg - przez vjks - 15-11-2012, 23:22

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości