Kiedy Haniel kręci nosem, to zawsze mnie korci, żeby przeczytać. Dlaczego? Nie wiem.
Więc przeczytałam.
To opowiadanie to klasyczny projekt - "jak wyobrażam sobie świat za lat 50. Haniel ma rację, że trochę szkolny - zarówno w sensie pomysłu na świat przedstawiony, jak i językowym.
Wiele psychologicznych "śmieszności" w kreacji bohatera - narratora - jest doświadczonym kosmonautą, wyselekcjonowanym do jednego z ważniejszych projektów w dziejach podboju kosmosu, a zachowuje się w nieważkości, jak uczeń na batucie. Radochę ma jak sto pięćdziesiąt.
To dość charakterystyczne: w tekstach dziewcząt spotykamy niewiarygodność psychologiczną związków (szczególnie męsko-żeńskich), w tekstach chłopców żołnierze, kosmonauci i detektywi mają osobowość uczniaka.
Warto - przygotowując się do pisania sf - sięgnąć do literatury przedmiotowej - ot, choćby lektura pamiętników kosmonautów, żeby "złapać" klimat wewnętrzny bohatera.
Podobnie rzecz ma się z wiarygodnością wyobrażeń - w tym opowiadaniu brakuje science jest radocha fiction. Może lepiej byłoby wymyślić nową planetę w innej galaktyce - wtedy hulaj wyobraźnio. SF wymaga prawdopodobieństwa i żeby było atrakcyjne nie może czytelnik wiedzieć więcej o Marsie (przez duże M) niż autor, nie?
Więc przeczytałam.
To opowiadanie to klasyczny projekt - "jak wyobrażam sobie świat za lat 50. Haniel ma rację, że trochę szkolny - zarówno w sensie pomysłu na świat przedstawiony, jak i językowym.
Wiele psychologicznych "śmieszności" w kreacji bohatera - narratora - jest doświadczonym kosmonautą, wyselekcjonowanym do jednego z ważniejszych projektów w dziejach podboju kosmosu, a zachowuje się w nieważkości, jak uczeń na batucie. Radochę ma jak sto pięćdziesiąt.
To dość charakterystyczne: w tekstach dziewcząt spotykamy niewiarygodność psychologiczną związków (szczególnie męsko-żeńskich), w tekstach chłopców żołnierze, kosmonauci i detektywi mają osobowość uczniaka.
Warto - przygotowując się do pisania sf - sięgnąć do literatury przedmiotowej - ot, choćby lektura pamiętników kosmonautów, żeby "złapać" klimat wewnętrzny bohatera.
Podobnie rzecz ma się z wiarygodnością wyobrażeń - w tym opowiadaniu brakuje science jest radocha fiction. Może lepiej byłoby wymyślić nową planetę w innej galaktyce - wtedy hulaj wyobraźnio. SF wymaga prawdopodobieństwa i żeby było atrakcyjne nie może czytelnik wiedzieć więcej o Marsie (przez duże M) niż autor, nie?
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt. [L. Wittgenstein w połowie rozumiany]
Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".
Informuję, że w punktacji stosowanej do oceny zamieszczanych utworów przyjęłam zasadę logarytmiczną - analogiczną do skali Richtera. Powstała więc skala "pozytywnych wstrząsów czytelniczych".