Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
[Fanfiction] Jakub Wędrowycz - Włamanie do aresztu.
#1
Jakub Wędrowycz siedział na kamieniu, przyglądając się zniszczonym nagrobkom. Praca przy bimbrze na dziś już była skończona, jego towarzysze nie wychodzili z domów, a on nie miał całkowicie nic do roboty.
Myślał o przejściu się przez Stary Majdan w poszukiwaniu nawiedzonych mieszkań, tudzież opętanych dzieci, lecz nie chciało mu się zbytnio. Co innego wyciągnięcie z aresztu Józefa Paczenki, choćby dla sportu, i właśnie w tej chwili egzorcysta układał sobie w głowie plan tej akcji.
- Witajcie, bracie Jakubie! – ktoś zawołał zza pleców mężczyzny. Ten wprawnym ruchem strzelił z pistoletu do tyłu i powoli się obejrzał. Dziura w astralnym ciele zaczęła się już zasklepiała. Coś, co kiedyś musiało być człowiekiem, miało ciemną bródkę i szeroką bliznę przy prawym oku. „Ubrane” było w wojskowy mundur, z masą odznak na piersi. Jakub uznał, że wyglądają trochę za prawdziwie, i tak też było, ponieważ widmo podprowadziło je wcześniej z bazy wojska polskiego.
- Ej, nieładnie tak! Pułkownik Aristow się kłania – powiedział duch, zdjął wojskowy hełm, pochylił się i prawie dotknął czołem do ziemi.
- Zapierdzielaj z powrotem do grobu, bo cię do piekła odeślę osobiście. U nas tak się z Ruskimi robi – warknął Wędrowycz.
- Czytałem twoje myśli, ty spirytysto od siedmiu boleści. Chciałem pomóc, ale się rozmyśliłem – syknął były żołnierz.
- Że co…? – Jakub był szczerze zdziwiony. – Gdzieś się tego nauczył?
- Od Pavli, co ją niedawno solidnie ukatrupiłeś – tryumfalnie powiedział duch. – Ten twój Józef jest nieźle pokręcony, a u mnie w grobie nudnawo trochę. Pomogę, ale coś za coś – na jego twarzy, przez którą było widać rzeczy znajdujące się za nią, pojawił się chytry uśmieszek.
- Dam ci półroczny zapas maści na swędzenie niematerialnych obszarów firmy „дух Ленина”, ale muszę wiedzieć, co chcesz zrobić – zainteresowany egzorcysta wyciągnął z kieszeni pudełko „Ducha Lenina”.
- Oni to jeszcze produkują? – Aristowowi zaświeciły się oczy. – Dawaj! – jego ręka sięgnęła w stronę nadgarstka Jakuba, ale ten obrócił się i trzasnął go pięścią w kark, uprzednio zmieniając ją na materię astralną.
- Zapłacę po robocie.
- Dobra, już dobra – zachrypiał zabity kilkadziesiąt lat temu żołnierz. – Będę straszył tego Birskiego, ktokolwiek to jest.
- Może być. Słuchaj, bo nie będę powtarzał. Zrobimy tak…


Dwie godziny później stali już przed komisariatem w gminie Wojsławice. Duch przybrał formę niewidzialną dla większości ludzi. Ogólne założenie było takie, że pułkownik wejdzie pierwszy, wyjmie z tylnej kieszeni któregoś aspiranta pęk kluczy do cel, przekaże je Jakubowi, a następnie zacznie drzeć się w niebogłosy.
Przystąpili do działania. Duch przeniknął przez drzwi wejściowe, a egzorcysta schował się w kuckach za kubłem na śmieci. Po chwili z wnętrza budynku zaczęły dobiegać odgłosy takie, jakie najczęściej wydają zarzynane świnie.
Wśród stróżów prawa zrobiło się niemałe zamieszanie, w pewnym momencie do uszu Wędrowcza dobiegł huk, prawdopodobnie pochodzący od przewracanego mebla. Zaczęły się także pojawiać nowe krzyki – tym razem jednak można było pewnie stwierdzić, że ludzkie.
Alkoholik wstał i pobiegł tak prędko, jak tylko pozwalał mu jego wiek. Barkiem wyłamał drzwi z zawiasów, nie obyło się bez bólu. Na korytarzu panował taki hałas, jaki Jakub słyszał ostatnio po pierwszej wojnie. Gliniarze wbiegali i wybiegali na przemian z pokoi, na podłodze leżała policyjna pała. Korzystając z zamieszania, egzorcysta chwycił ją i pobiegł dalej, do cel aresztu śledczego.
Duch tymczasem dogonił go i wręczył mu pęk kilkudziesięciu kluczy. Staruszek największym z nich otworzył znajdujące się przed nim drzwi. Zjawa zaśmiała się, powiedziała, że będzie czekać na cmentarzu; następnie śmiech zmienił się w rechot, podobny do wcześniejszego krzyku. Były żołnierz, lewitując kilkanaście centymetrów nad ziemią, przeprawiał się przez budynek do wyjścia.
Jakub, nieco zawiedziony postawą Aristowa, chciał już wejść do środka dodatkowego budynku, gdy ktoś chwycił go za lewe ramię. Nie namyślając się długo, obrócił się i zdzielił tego kogoś pałą w łeb, wykorzystując techniki kickboxerskie, których nauczył się kiedyś od syna. Napastnik okazał się jednym z młodziutkich, nowo przyjętych do pracy sierżantów. Wędrowycz nie wiedział jak się nazywał – prawdę mówiąc, nawet się nad tym nie zastanawiał, bo już po chwili był wewnątrz przejściowego więzienia.
- No dobra, gamonie. Mam tu klucze do wszystkich cel, więc zachowywać się grzecznie, to może was wypuszczę – basowe głosy wyraziły aprobatę. A jeden z nich, całkiem nie basowy, mruknął z cicha: „Jakub…?”
- Józef! – Egzorcysta podszedł do celi w której siedział jego stary druh. Nie wierzył, że przetrzymał dwa dni bez bimbru, dla niego byłoby to prawie niemożliwe. Kraty te otworzył jako pierwsze. – Pewnie mnie za to zaaresztują, ale co tam. Za co cię wsadzili, tak w ogóle? – zapytał.
- Za dużo wychlałem w knajpie… - powiedział ze smutkiem wymizerniały Paczenko. – Wszedł Birski i zakuł mnie w kajdany, więcej nie pamiętam. Ze dwanaście promili, albo więcej miałem. Zamierzasz ich wypuścić? – gdy wstał, powiódł wzrokiem po reszcie cel. – Oni są zbiorową społecznością, jeden ubije gliniarza, reszta spali komisariat. Ale możemy spróbować. Pewnie i tak potrafiłbyś ich tu z powrotem zagonić, ty magiku – uśmiechnął się.
Jakub wyjął z kieszeni nóż, wypowiedział nad nim kilka słów i przedmiot transformował się w piłę do metalu. Przeciął dobrze wyćwiczonymi ruchami obręcz z kluczami i dał jej połówkę Józefowi.
Nie bez problemów wypuszczali stopniowo coraz większe ilości przestępców, a gwar na komisariacie powoli cichł. W pewnym momencie huknęło, i drzwi główne do aresztu, uprzednio zamknięte przez Jakuba, wyważył komendant Birski.
Jego nazwisko jednak zostało chwilę później skutecznie unicestwione, ponieważ egzorcysta bardzo celnie trafił z pistoletu w jego plakietkę informacyjną, która pękła na pół i spadła na ziemię. Pocisk jednak nie wbił się w ciało mężczyzny, ponieważ, jak sądził Wędrowycz, miał on na sobie kamizelkę kuloodporną. Chwilę potem i tak powalił go na ziemię nie strzał, a pięść przebiegającego obok zbira, który musiał odznaczać się dużą tężyzną fizyczną, gdyż uderzenie doprowadziło do wstrząsu mózgu oraz późniejszej amnezji u policjanta.


Kolejne dwie godziny później dwaj bimbrownicy byli już na cmentarzu przy Starym Majdanie. Na nagrobku należącym do Dimitrija Aristowa siedziało jego pośmiertne ciało. Gdy zobaczył ludzi podskoczył i, bez zbędnych wstępów, zażądał zapłaty.
- Ależ proszę – powiedział Jakub tonem fałszywie wielbiącym. – Dziękuję, że nam pomogłeś, pułkowniku. – Egzorcysta wręczył mu wcześniej obiecywane pudełko maści.
- Nie ma sprawy. Za takie kremy odświeżające mogę pomagać co tydzień. A teraz pozwolisz, że wypróbuję – duch posmarował swoją rękę obrzydliwą, zieloną mazią, a wtedy zaczęło dziać się coś całkiem nieoczekiwanego. Astralna dłoń stanęła w ogniu, ale dym się z niej unoszący był jak najbardziej prawdziwy.
- Co… co ty zrobiłeś?! – zaskrzeczała zjawa.
- Wiesz, czym zajmują się japońscy Shinigami? U nas robimy to trochę bardziej boleśnie – powiedział Wędrowycz, podczas gdy Rosjanin rozpływał się w powietrzu, prawdopodobnie zmierzając ku piekłu.
"Człowiek rodzi się, by umrzeć."
Moje kreacje na Inku:
Jakub Wędrowycz - Polowanie na Czarownicę Pavlę (fanfiction)
Jakub Wędrowycz - Włamanie do aresztu (fanfiction)
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
[Fanfiction] Jakub Wędrowycz - Włamanie do aresztu. - przez Khaern - 27-12-2011, 19:05

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości